marzec 28, 2024

poniedziałek, 30 październik 2017 19:53

Zapisane w gwiazdach

By 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Polka mieszkająca na stałe w Stanach Zjednoczonych nasłuchała się od rodziny historii o Polsce pierwszej połowy dwudziestego wieku i postanowiła ją spisać w fabularyzowanej formie. Tak w skrócie brzmi geneza powieści „Zapisane w gwiazdach”. Zaintrygowani?

Pierwsze dwa fakty, jakie rzuciły mi się w oczy, gdy ujrzałam książkę Lucie Di Angeli-Ilovan, to jej grubość (zapowiadająca nie wojnę z rodziną w tle, lecz sagę rodzinną z wojennym tłem) oraz bardzo ładna, stonowana okładka, która nie epatuje okrucieństwami konfliktów zbrojnych. Pułk konny z polskimi flagami, beżowo-kremowa tonacja – okładka jest skromna i gustowna. Trzeci fakt, tym razem widoczny po zajrzeniu do środka – książka nie ma tłumacza. Co oznacza, że mieszkająca od wielu lat na obczyźnie Polka nie zapomniała ojczystego języka i nie poszła na łatwiznę. Zanim jeszcze rozpoczynam lekturę, książka mocno zyskuje w moich oczach.

„Zapisane w gwiazdach” to faktycznie typowa saga rodzinna, której akcja toczy się wokół losów rodu Góreckich. Paulina i Bazyli, rodzice głównych bohaterów powieści, zostają przedstawieni na tle targanej niepokojami Polski pozaborowej i zawieruchy końca pierwszej wojny światowej. Po krótkim przedstawieniu historii ich małżeństwa następuje przejście bezpośrednio do najważniejszych osób w utworze: rodzeństwa Góreckich. Aleksander, Kaszmira (Katarzyna Mirosława), Maruszka (Maria) i Józef to cztery postacie, których losy czytelnik śledzi na przestrzeni blisko sześciuset stron powieści. Wiodącą rolę autorka oddaje Kaszmirze, która staje się dla reszty rodzeństwa i dla bliskich w miejscowości Mołodeczno kompasem moralnym, wsparciem w trudnych chwilach i wyrocznią w kwestiach najważniejszych. To ona i jej ukochany, a później mąż, rosyjski Żyd Szuryk, ustalają rytm wydarzeń i pojawiają się przed czytelnikiem jako najbardziej aktywni bohaterowie. Rodzeństwo i ich rodziny nie są jednak jedynymi pierwszoplanowymi bohaterami. Równie ważna jest koleżanka Maruszki, Franka, postać z jednej strony heroiczna, z drugiej niejednoznaczna moralnie, czy też dzielna, choć nieco infantylna momentami Helcia. Bohaterowie płci męskiej to głównie koledzy i ukochani bohaterek, ewentualnie przyjaciele Józia, widać więc, że autorka stawia na historię opowiedzianą z perspektywy kobiet.

Wydarzenia, kręcące się początkowo wokół codziennego życia w Mołodecznie w międzywojniu i dorastania bohaterów, nabierają tym większego rozpędu, im bardziej nadciąga nad Polskę druga wojna światowa. Spokój kresowej prowincji, początkowo zakłócany wyłącznie sąsiedzkimi tarciami między poszczególnymi narodami (blisko siebie żyją przecież Żydzi, Rosjanie, Polacy...), zostaje raz na zawsze zburzony, podobnie jak sielankowe życie Góreckich.

Pomysł na książkę był znakomity. Międzywojenne Kresy, małe miasteczka, blisko ze sobą zżyte społeczności, to literacki samograj. Losy rodziny z wielką historią w tle – tak samo. Temat ludzkich perypetii na tle przełomowych wydarzeń jest może i ograny, ale z tej strony, w dodatku na faktach, rzadko się go podejmuje. Przed di Angeli-Ilovan stanęło zadanie proste i niezwykle trudne jednocześnie – nie zmarnować potencjału tej historii. Nie do końca wyszło.

Językowo jest poprawnie, ale bez rewelacji. Okazjonalne błędy i niezręczności nikną gdzieś w tekście, ale narracyjnych fajerwerków też nie ma. Z pewnością drażnić może maniera przeskakiwania (moim zdaniem nieuzasadnionego) między narracją w czasie przeszłym i teraźniejszym. Jednak nie to jest najpoważniejszym problemem tego tekstu.

Przede wszystkim, brak mi w tej powieści klimatu czasów i miejsca. Wydarzenia cały czas idą naprzód, nie ma chwili na refleksję, a znaczna dominacja dialogów nad opisami wysuwa na pierwszy plan nie chronotop, lecz bohaterów. Niestety, z nimi również zapoznajemy się dość powierzchownie – brakuje psychologicznej perspektywy.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że autorka ślizga się po tematach. Chcąc ukazać i ludzi, i czasy, i klimat Kresów, nie ukazuje niczego w pełni. Nie zdążyłam się zżyć z bohaterami, nie poczułam atmosfery życia w Mołodecznie, nie wystraszyłam się wojny. Tekst płynie zbyt szybko. „Zapisane w gwiazdach” wydaje się bardziej urozmaiconym dialogami streszczeniem sagi rodzinnej niż samą sagą. Kiedy myślę o opowieściach o ludziach z historią w tle, na myśl przychodzi „Wojna i pokój” Tołstoja, „Biała gwardia” Bułhakowa, a z polskiego poletka (i najnowszej historii) – cykl Edyty Świętek „Spacer Aleją Róż”. Nie książka di Angeli-Ilovan. Za dużo materiału, za dużo dialogów, za dużo dobrych chęci, za mało przemyślanej selekcji informacji i zanurzenia czytelnika w świecie przedstawionym.

Czytany 1602 razy