Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i S ka
Zapowiedź: Agatha Christie. Spotkanie w Bagdadzie
Kolejna niezwykła powieść Królowej kryminału umiejscowiona w egzotycznej scenerii Bliskiego Wschodu.
Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione życie
Od dawna marzył mi się klasyczny Spider-Man. Taki bez żadnych wymyślnych udziwnień — po prostu człowiek-pająk z sąsiedztwa. To właśnie miałam nadzieje znaleźć w epickiej kolekcji „Amazing Spider-Man. Skradzione życie”. Czy znalazłam?
Peter Parker nigdy nie miał łatwego życia, ale wydarzenia przedstawione w "Skradzionym życiu" wystawiają go na prawdziwą próbę. To tom, który zamyka pewien etap i otwiera drogę do kolejnych dramatycznych zwrotów akcji. Fani Spider-Mana otrzymują tutaj mieszankę powrotów dawnych wrogów i niespodziewanych wydarzeń, które wstrząsną pajęczym uniwersum.
O czym jest komiks?
Peter Parker zmaga się wrogami w postaci Hulka czy Venoma, ale także z czymś znacznie bardziej skomplikowanym – powrotem swoich rodziców, których uważano za zmarłych. Jakby tego było mało, na scenę wkracza Sęp, który zdobywa szansę na odzyskanie młodości kosztem Spider-Mana. To wydarzenie staje się katalizatorem dla serii dramatycznych wydarzeń, które odbijają się na psychice Petera. Komiks zabiera czytelnika w emocjonalną jazdę bez trzymanki, w której granica między bohaterem a jego demonami zaczyna się zacierać.
Moja opinia i przemyślenia
"Skradzione życie" to komiks, który pokazuje Spider-Mana na skraju wytrzymałości. Scenariusz, autorstwa m.in. Davida Micheliniego i J.M. DeMatteisa, umiejętnie buduje napięcie i prowadzi nas przez kolejne dramatyczne wydarzenia. Wprowadzenie wątku rodziców Petera jest intrygujące, choć jego finał może nie wszystkim przypaść do gustu.
Pod względem wizualnym mamy do czynienia z klasyką lat 90. – dynamiczne kadry, wyraziste sceny walki i charakterystyczny styl Marka Bagleya czy Sala Buscemy. To solidna historia graficzna, która dobrze oddaje ducha tamtych czasów. Momentami fabuła jest nieco chaotyczna, ale nadrabia to emocjami i nieustającym napięciem. Choć muszę przyznać, że wciąż brakowało mi tych krótkich epizodów z ciekawymi przygodami, nie wpływającymi na losy całego świata.
Podsumowanie
"Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione Życie" to album, który nie zawodzi fanów. To solidny komiks, który dostarcza pełnych akcji scen i dramatyzmu. Choć nie wszystkie wątki są rozegrane perfekcyjnie, to jednak całość angażuje i pozostawia po sobie ślad. Dla fanów Spider-Mana – moim zdaniem to pozycja obowiązkowa!
Utracona droga i inne pisma
Syn J.R.R Tolkiena z całego serca kochał stworzony przez ojca świat. Znał go doskonale. Na tyle dobrze, by napisać na jego temat całą serię książek — swojego rodzaju przewodników. Piękne wydanie i obszerny zasób wiedzy. „Utracona droga i inne pisma”, piąty tom cyklu „Historia Śródziemia”, to kolejna odsłona zapisków i notatek mistrza fantasy, zebrana i opracowana przez jego syna. To prawdziwe kompendium wiedzy o świecie wykreowanym przez J.R.R. Tolkiena, pełne mitów, legend i językowych analiz. Książka jest wymagająca, ale daje ogrom satysfakcji każdemu, kto pragnie zgłębić tajemnice Śródziemia.
O czym jest książka?
To podróż w głąb tolkienowskiego uniwersum. Do czasów, gdy Silmarillion nie był jeszcze ukończony, a Władca Pierścieni dopiero powstawał. Znajdziemy tutaj legendy Valinoru i Beleriandu. Pojawia się też rozwinięta wersja mitu o Muzyce Ainurów, a także wczesna forma opowieści o upadku Númenoru. Jednym z najciekawszych fragmentów jest niedokończona historia „Utracona droga”, łącząca świat Śródziemia z motywem podróży w czasie. To także tutaj znajdziemy słownik etymologiczny, który rzuca światło na pochodzenie elfickich nazw i imion. To naprawdę obszerna i bardzo ciekawa encyklopedia.
Moja opinia i przemyślenia
Nie ma co ukrywać – „Utracona droga i inne pisma” to lektura dla wytrwałych. Nie jest to powieść, którą można przeczytać w jeden wieczór. To raczej zbiór dokumentów, analiz i mitów, które wymagają skupienia i głębszej analizy. W zamian oferują pełną wizję Śródziemia i lepsze zrozumienie twórczości J.R.R. Tolkiena, a przecież na każdą stronę w swojej książce, na każde zdanie, miał jakiś plan.
Christopher Tolkien wykonał ogromną pracę, układając chaos notatek swojego ojca w spójną całość, nie dodając od siebie zbędnych interpretacji. Dzięki temu mamy okazję prześledzić ewolucję Śródziemia, zobaczyć, jak powstawały kluczowe idee i dostrzec, ile szczegółów kryło się w pierwotnych wersjach legendarium.
Warto docenić również językowy aspekt książki – analiza elfickich nazw i koncepcji językowych pokazuje, jak bardzo Tolkien dbał o spójność swojego świata. Dla fanów lingwistyki i mitologii to prawdziwy skarb. Uważam, że J.R.R. Tolkiena jest za co podziwiać.
Podsumowanie
„Utracona droga i inne pisma” to wymagające, ale niezwykle wartościowe uzupełnienie wiedzy o Śródziemiu. Nie jest to jednak książka dla każdego. Jeśli dopiero zaczynasz swoją przygodę z Tolkienem, lepiej sięgnąć po „Hobbita” lub trylogię. Naprawdę trudną lekturą jest już sam sławny „Silmarillion”. Seria „Historii Śródziemia” jest lekturą dla osób prawdziwie zafascynowanych Tolkienowskim światem.
Życzliwość
Wyobraź sobie, że żyjesz w małym, cichym i spokojnym miasteczku, jakich wiele na świecie. Praktycznie wszyscy mieszkańcy się znają, nie dochodzi tam do napaści, gwałtów czy kradzieży. Sielanka, nieprawdaż? Więc co zrobisz, gdy nagle coś ów spokój zburzy? Czy zainterweniujesz, jeśli zobaczysz spór wyglądający na groźny?
To właśnie wydarzyło się w Norrtällje; pełne życzliwości miasteczko powolnym krokiem zamieniało się w miejsce zionące nienawiścią. Przemiana, choć początkowo jeszcze nie przez wszystkich zauważana, rozpoczęła się od chwili, w której na nabrzeżu dostrzeżono jaskrawożółty kontener. Jego zawartość tylko czekała na to, by zakazić nienawiścią miasteczko.
Piątka bohaterów - Siw, Anna, Johan, Max i Marko - jako pierwsi zauważają, że kontener przyniósł do Norrtällje nie tylko rzeczywistą zawartość, lecz również coś metafizycznego, niewidocznego gołym okiem. I fakt, że to tajemnicze, złowrogie COŚ tak wpływa na mieszkańców, zupełnie im się nie podoba.
Czy piątka normalnych obywateli jest w stanie stawić czoła czemuś, czego sami do końca nie rozumieją?
Patrząc na objętość książki, wiedziałam na pewno, że wątki będą dokładnie rozwinięte. Miałam też nadzieję, że podobnie rzecz się będzie miała z bohaterami - ich historią, uczuciami, etc. Zresztą, grupa głównych postaci liczy sobie pięć osób, nie wspomnę o bohaterach pobocznych, którzy również mieli swoje pięć minut. I rzeczywiście, nadzieje się spełniły, a w gratisie dostałam jeszcze to, co uwielbiam - wątki fantastyczne, paranormalne. I jak tu nie czuć ekscytacji na myśl o rozpoczęciu przygody z tomiszczem, które ma prawie osiemset stron?
Siw i Anna przyjaźnią się od czasów szkolnych, mimo że różnią się od siebie jak ogień i woda. Siw to ta spokojniejsza, na ten moment mająca na celu wychowanie swojej córki i być może znalezienie w przyszłości partnera. Anna zaś uwielbia zakrapiane alkoholem rozmowy i zdobywanie facetów. Nawet jeżeli to znajomość na jedną noc. Pomimo różnic ufają sobie wzajemnie; Anna wie o wizjach przyjaciółki, w których ta widzi rzeczy mające się wydarzyć. Siw nie spodziewa się jednak, że w Norrtällje przebywa ktoś z podobnymi zdolnościami. I ten ktoś pamięta ją ze swojej wizji.
„Życzliwość” rozkręca się powoli; autor dozuje nam informacje, początkowo opisując po prostu życie w małym miasteczku, gdzie wszyscy są uprzejmi oraz pomocni dla siebie nawzajem. Oczywiście pan Lindqvist rzuca nam gdzieś w pierwszych rozdziałach okruch informacji o zdolnościach Siw i Maksa, jednak na rozwinięcie tematu musimy poczekać troszkę dłużej. Mnie to tylko zaostrzyło apetyt, więc z entuzjazmem powitałam rozdział, w którym jaskrawożółty kontener pojawił się na nabrzeżu. Tutaj od razu zaznaczę, że jego przybycie do miasteczka stanowiło swego rodzaju punkt zapalny dla późniejszych wydarzeń, jednak bezpośrednio w całej książce jest o nim niewiele wspominków. Ot, czas od czasu, tak dla przypomnienia.
Jak już wspomniałam, Autor dokładnie opisuje piątkę głównych postaci, jednakże poświęca również czas dla bohaterów pobocznych - do tej grupy należy na pewno siostra Marko, Maria. Ponadto rozdziały związane z Siw czy resztą przeplatane są krótszymi, w których mamy okazję być świadkami kolejnych agresywnych zachowań mieszkańców, ale również umożliwia nam chwilowe zaglądnięcie do ich głów. To, na co czasami można tam trafić, jest... cóż, szokujące.
„Życzliwość” nie jest wyłącznie książką z pogranicza fantastyki i thrillera, w której grupka bohaterów walczy z siłami zła (w tym przypadku przybyłymi w kontenerze). To również dogłębna analiza ludzkich zachowań, naszych reakcji na pewne wydarzenia czy radzenia sobie z problemami z perspektywy jednostki. To poniekąd także wizja tego, jak wyglądałby świat, gdyby zabrakło w nim... życzliwości właśnie. Tych odruchów dobra, które ma każdy z nas. Bez nich czekałby na nas wyłącznie chaos.
Jak dla mnie książka Lindqvist'a jak najbardziej na plus. Żałowałam jedynie, że tych dodatków nadnaturalnych było tak niewiele. Bądź co bądź i tak spędziłam z tą pozycją wspaniały czas. Polecam nie tylko fanom Autora, lecz również tym, którzy szukają w literaturze czegoś więcej, a przy tym lubią, gdy dużo się dzieje.
Zapowiedź: Bitwa pod Maldon
Samodzielne wydanie jednego z najważniejszych tekstów poetyckich J.R.R. Tolkiena, poruszającego jakże aktualne tematy natury bohaterstwa i rycerskości podczas wojny, uzupełnione o dotąd niepublikowane i nieznane teksty i szkice.
Ja, Inkwizytor. Miasto Słowa Bożego
Gdy ktoś pozwala Ci do woli pić wino, chędożyć i zasadniczo nie robić nic poza tym, powinieneś wiedzieć, że będzie chciał czegoś w zamian. Inkwizytor Mordimer Madderdin z niejednego pieca chleb jadł i niejedno w swoim życiu widział, dlatego niespecjalnie zdziwiła go propozycja nowego znajomego. A mianowicie: Mordimer musi udać się do Italii, by odzyskać relikwie pozostałe po świętym Alodiuszu. Szkopuł w tym, że bogata familia, w której posiadaniu znajdują się owe cuda, nie jest zbyt chętna na zwrócenie ich - ponoć - prawowitemu właścicielowi. Wszyscy jednak doskonale znamy talent Madderdina do przekonywania drugiej strony o słuszności swoich racji.
Tak rozpoczyna się podróż inkwizytora do Italii, w której zarządza potężny przeor. On również ma plany wobec relikwii. Dodatkowo już na miejscu okazuje się, że prawie wszyscy członkowie rodziny posiadającej tak pożądane relikwie zostali zamordowani. Prócz jednej osoby.
Inkwizytor Mordimer Madderdin po raz kolejny zostaje wplątany w sieć intryg, kłamstw i oszustw; nie ominie go także udział w nadnaturalnym śledztwie. Czy mimo wielu umiejętności jego misja zakończy się sukcesem?
Osiemnasty tom! Któż by pomyślał, że moja przygoda z najbardziej znanym inkwizytorem potrwa aż tak długo. Co prawda i w tej platonicznej relacji zdarzały się wzloty i upadki, ale wciąż wiernie trwam przy Mordimerze. Nawet pomimo tego, że czasami w małym stopniu przypomina tego bohatera, którego polubiłam lata temu. Jednak czy i my nie zmieniamy się z biegiem lat?
Wróćmy jednak do początku, który... niespecjalnie zachęcał. Nie od dziś wiadomo, że nasz inkwizytor cieszy się powodzeniem u płci przeciwnej i skrzętnie z niego korzysta. Ostatecznie radość z życia doczesnego to rzecz ludzka, on zaś nie ma nałożonego na siebie celibatu. Jednak... cóż, myślałam, że już nigdy nie przejdziemy do prawdziwej akcji. Nasz główny bohater zawsze korzystał z dobrodziejstw, jakie były mu dane przez wdzięcznych wybawionych, jednak od kilku ostatnich tomów mam wrażenie, że stał się bardziej mieszczański, przyzwyczajony do wygód. Wciąż gdzieś tam tkwi w nim ten danwy Mordimer, twardy inkwizytor, przyzwyczajony do trudów dnia codziennego, tylko że ujawnia się coraz rzadziej. Trochę brakuje mi tej jego dawnej, nieprzejednanej wersji.
Początkowo wydarzenia toczą się dość spokojnym rytmem; na trasie do miejsca docelowego nie dzieje się nic niespodziewanego, prócz nieoczekiwanej towarzyszki podróży (o kim mowa, dowiecie się z lektury). Dopiero w Italii akcja nieco przyspieszyła, choć nie z kopyta. Jako inkwizytor, Madderdin ma wręcz obowiązek zbadania wszelkich nadnaturalnych wydarzeń, a morderstwo popełnione na niemalże całej rodzinie właśnie takim się jawiło. Zdaję sobie sprawę, że ten wątek jest poboczny i powstał zasadniczo tylko po to, by misja inkwizytora była trudniejsza. Bardzo jednak żałuję, że nie był trochę bardziej rozbudowany, że czytelnik nie dostał trochę więcej „smaczków”, gdyż z całej historii to właśnie on wydawał mi się najciekawszy. W końcu z demonami nie mamy do czynienia w życiu realnym (i całe szczęście!), z politycznymi zaś sporami i intrygami już tak.
No właśnie, polityka. Mordimer trafił do miejsca, w którym ogromną mocą sprawczą cieszył się przeor. To on utrzymywał całe miasto w ryzach, próbując doprowadzić do wykorzenienia wszelkiego rodzaju zła - począwszy od umiłowania wysokoprocentowych trunków, na morderstwach skończywszy. Wizyta inkwizytora na pewno była mu nie w smak, nawet jeżeli w tym obrębie Mordimer nie miał żadnej mocy sprawczej. Niemniej jednak i tak nastawcie się na liczne próby pokazania, z kim nie warto zadzierać.
Mimo wszystko nie żałuję, że sięgnęłam po osiemnasty tom cyklu. Bawiłam się całkiem dobrze, a na niektóre rzeczy (być może przez sentyment) przymknęłam oko. Nie jest to zła historia, jednak najbardziej zyskuje na tym, iż jest to część większej całości. Traktowana jako pojedyncza opowieść mogłaby przyciągnąć nieco mniej uwagi. Niemniej jednak polecam, choćby tym, którzy znają serię o Mordimerze Madderdinie.
Zapowiedź: Popioły i przeklęty król
Przy ołtarzu mocy ofiarą jest miłość.
Po krwawym turnieju znanym jako Kejari Oraya jest teraz więźniem we własnym królestwie i opłakuje utratę jedynej osoby, która była dla niej rodziną. Teraz jest pewna tylko jednej rzeczy: nie może ufać nikomu, a już przede wszystkim Raihnowi, wampirowi, który ją zdradził.
Śmierć w Kornwalii
„Pozwólcie, że opowiem wam o bardzo bogatych. Różnią się od ciebie i ode mnie”. Francis Scott Fitzgerald
Daniel Silva po dwudziestu tomach postanowił zmienić nieco klimat serii i bardzo dobrze, ponieważ zbyt mocne przywiązanie do jednego motywu mogło z czasem wywołać lekkie znużenie, nawet jeśli oferowało intrygujące wspaniałości i podkręcane napięcie. Od dwudziestej drugiej odsłony odpłynął z bezpiecznej i familiarnej przystani powieści szpiegowskiej i obrał kurs na wzburzone wody sensacji. Zmianę charakteru czytelniczej atmosfery sprytnie połączył z przejściem na emeryturę szefa izraelskiego wywiadu Gabriela Allona. Były szpieg i zabójca miał odtąd zajmować się na poważnie i w pełnym wymiarze drugą swoją profesją, restaurowaniem dzieł sztuki. Był w tym wyjątkowo biegły i skuteczny. I dobrze, bo właśnie te cechy, oraz oczywiście doświadczenie agenta specjalnego w terenie, przydawały mu się w prowadzonym dochodzeniu.
Świat sztuki, konkretnie malarstwa, okazał się nie tak przejrzysty i czysty, jak wielu postrzegało, z kolei wizerunek profesjonalizmu ocen prawdziwości dzieł i określania przynależności do twórców chwiał się w posadach. Z jednej strony miłośnicy sztuki, prywatni kolekcjonerzy, właściciele galerii i pracownicy muzeów, a z drugiej marszandzi, pośrednicy i anonimowi kupcy, między nimi zaś różne odcienie mniej lub bardziej nastawionych na zysk ambicji. Oraz owiany tajemnicami i mrokiem szlak obrazów skradzionych francuskim Żydom zgładzonym w niemieckim obozie Auschwitz podczas wojny, dotąd niezwróconych prawowitym właścicielom. Szemrane interesy na rynku sztuki, wielomiliardowe przekręty i ucieczki od podatków, a nawet morderstwa w imię prowadzonych w czarnej strefie interesów. Gabriel Allon został wciągnięty przez przyjaciela, kornwalijskiego detektywa, do nieoficjalnej pomocy w śledztwie zbrodni popełnionej na uznanej profesor historii sztuki, czołowej światowej ekspertce od badań proweniencyjnych. Zabicie kobiety przypisywano seryjnemu mordercy z toporem, ale czy faktycznie była to droga ku prawdzie?
Daniel Silva atrakcyjnie konstruował scenariusz zdarzeń, stopniował napięcie, podgrzewał atmosferę niepewności, w małych porcjach wprowadzał kluczową dla powieści niewiadome. Co prawda, nie było wielu zaskakujących elementów, intryga wymykała się realności, ale czytelnik przyjemnie się angażował. Spodnia warstwa świata sztuki kryła mnóstwo zagęszczających się mrokiem sekretów. Nie brakowało silnych kobiecych pierwiastków, odwołań do dawnych znajomości. Styl narracji, porządny, przyjazny, sugestywny, i co charakterystyczne dla tego pisarza, konkretnie oddziałujący na wyobraźnię. Miło spędziłam czas przy książce, chętnie wchodziłam w picassowską oprawę akcji, złodziejski fach i polityczną otoczkę. „Śmierć w Kornwalii” nie była reprezentantką czytelniczej przygody mocno trzymającej w napięciu, ale zgrabnie zaciekawiała długimi cieniami rzucanymi przez biznes w sztuce, niebezpieczne incydenty i rozwój wydarzeń zaś cechowała klasyczna
sensacja.
Zapowiedź: Biuro Ludzi Zagubionych
Klara prowadzi przytulną kawiarnię w Gdańsku. Każdego dnia aromatem kawy zwabia mieszkańców i turystów, a szumem ekspresu zagłusza tęsknotę za bratem bliźniakiem i więzią z matką.
Lokal mieści się przy urokliwej uliczce Kaletniczej i nosi nazwę Biuro Ludzi Zagubionych, bo kiedy kawiarnia była jeszcze pierogarnią, a Klara kelnerką, ciągle ktoś tu zachodził i pytał o drogę. Wtedy rysowała ludziom mapki na serwetkach, a w jej głowie powstawał pomysł na kawiarnię pod nowym szyldem.