grudzień 11, 2024

środa, 11 listopad 2015 21:29

Wywiad z Tomaszem Duszyńskim

By 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Pisarz, dziennikarz, scenarzysta gier komputerowych, maratończyk. Hobbystycznie fotografuje i kosi trawę. Debiutował opowiadaniami w periodykach internetowych. Opublikował ich kilkanaście. Jego utwory znalazły się w licznych zbiorach opowiadań, a sam zdążył już wydać kilka powieści. Najnowszą jest "Droga do Nawi". Tomasz Duszyński tym razem postanowił stworzyć powieść fantasy o słowiańskich i germańskich bóstwach. I zgodził się przy okazji ze mną o niej porozmawiać. :)

Ewa Nowicka: Obligatoryjne pytanie, lecz dla mnie niezwykle istotne – skąd pomysł na sięgniecie po słowiańską i germańską mitologię? A przy tym, czemu właśnie osadził Pan akcję we współczesnej Warszawie i Moskwie? Dlaczego nie wybrał Pan np. czasów, w których pogańscy bogowie byli w pełni sił posiadając rzeszę wyznawców?

Tomasz Duszyński: To pytanie należy do zestawu pytań trudnych, przynajmniej dla mnie. Skąd wziął się pomysł? Myślę, że kształtował się we mnie przez kilka lat, pod wpływem różnych wydarzeń. Z wykształcenia jestem historykiem i historia naszego państwa zawsze pozostawała w sferze moich zainteresowań. Dosyć tajemnicze i skąpe w informacje dzieje Słowian ich wierzeń i kultury są warte tego, by bardziej im się przyjrzeć. To w jaki sposób przenika się ten nasz dzisiejszy świat z dawnymi wierzeniami, nazywanymi pogańskimi, to jak wiele zwyczajów przetrwało przez ponad tysiąc lat do dzisiejszych czasów, a z czego nie zdajemy sobie do końca sprawy, miało na pewno wpływ na to, że zdecydowałem się sięgnąć do przeszłości pisząc dosyć szczególną powieść. Dodatkowo ta przeszłość, która wciąż nie pozwala o sobie zapomnieć, a która widoczna jest w dawnych obrzędach, nazwanych na nowo, jak choćby święto Dziadów, Noc Kupały, dożynki, topienie Marzanny czy zwykłe przesądy i zabobony z niezliczonymi czarnymi kotami wydaje się dobijać do naszej teraźniejszości. Stąd współczesna Warszawa, Moskwa i historia powrotu tych bóstw, które kiedyś były najważniejsze dla naszych przodków.

E.N.: Jak dokonał Pan wyboru bóstw oraz herosów, których uczynił Pan bohaterami swojej powieści? Czy kierował się Pan własnymi upodobaniami, stworzoną koncepcją czy może obrał Pan inne kryterium?

T.D.: Wybór był dosyć prosty. W mitologii Słowian, jak w wielu mitologiach istnieje motyw walki dobra ze złem. Związany jest on także z mitem stworzenia świata, który powstał na zasadzie ścierania się dwóch przeciwstawnych sił - białoboga i czarnoboga. Odwiecznych wrogów, których polem zmagań był nasz świat. Wielu badaczy interpretuje te dwa bóstwa jako Peruna i Welesa. Perun - gromowładny heros i Weles władca podziemi, smokokształtna istota reprezentująca siły chaosu. Motyw walki między nimi był głęboko osadzony w słowiańskim folklorze i to postanowiłem wykorzystać.

Kolejne postaci to po części wymóg powieści, jak choćby Świętowit czy mniej znane bóstwo Nyja. Natomiast Lel i Polel zaistnieli w powieści głównie dzięki serii komiksów „Kajko i Kokosz". Jeden z bohaterów, kasztelan Mirmił, miał takie powiedzonko: „lelum polelum". Pamiętam, że jako dziecko zaciekawiło mnie co ono oznacza i wtedy dowiedziałem się o Lelu i Polelu.

E.N.: Przyznam, że dopiero Pana książka zmusiła mnie do tego, aby bliżej zainteresować się podaniami z „naszych ziem". Jednak nawet teraz nie jestem pewna, co do tego, które postaci Pan podkoloryzował, których zachowania utrzymał Pan według tradycji, których osobowości Pan nieco pozmieniał. Mógłby Pan nieco rozjaśnić tę kwestię?

T.D.: Mało wiemy o bóstwach, które tworzą panteon bóstw słowiańskich. Fabuła rządzi się swoimi prawami, budowanie postaci także. Lel i Polel wydawali mi się rubasznymi braćmi i takimi ich stworzyłem. Nyja to w sumie lechickie bóstwo o charakterze męskim, uczyniłem jednak Nyję kobietą i postawiłem ją pomiędzy Perunem i Welesem niczym pomiędzy młotem i kowadłem. Weles to bóg magii, więc siłą rzeczy chciałem by był tajemniczy. Perun - gromowładny kojarzony jest z wojną, więc nadałem mu cech wojskowego. Inne upiory i demony jak wampiry, nocnice, rusałki czy topielice nie odbiegają od naszych ogólnych wyobrażeń. Bardziej wpływ na charaktery i formę przedstawienia postaci miały zmiany związane z upływem czasu. Ludzie przez wieki ulegli zmianie, tak jak i otaczająca nas rzeczywistość, to także wymusiło zmianę na bóstwach słowiańskich, które zapragnęły powrócić. Musieli radzić sobie w rzeczywistości, która nas otacza, a która na wielu polach wydaje się bardzo skomplikowana.

E.N.: Dlaczego akurat Alkowi Bielskiemu udzielił Pan głosu i pozwolił mu się wypowiedzieć w pierwszej osobie? Czy wybór padł z powodów fabularnych czy innych?

T.D.: Misza i Ksenia są Rosjanami. Wybór był więc dla mnie oczywisty, narrację musiał poprowadzić Polak. Każda z tych postaci zbudowana została troszeczkę inaczej. Nie miały być oczywiste, krystaliczne niczym łza. Bo żaden z ludzi taki nie jest. Żądzą nami zazdrość, zawiść i inne uczucia, które często są bardzo małostkowe. Nie każdy potrafi sobie poradzić w życiu i idzie przez nie jak burza. Stąd Ksenia czy Misza, a nawet Alek mogą i mają budzić ambiwalentne uczucia. Niezdecydowanie, niezrozumiałe decyzje bohaterów - to także pojawia się w powieści. To zabieg ryzykowny, ale chciałem by postaci stały się bardziej ludzkie. Mamy na pęczki bohaterów, którzy działają tak, jakby doskonale wiedzieli, jak na ostatniej stronie powieści skończy się ich historia. Dodatkowo bywają z gruntu źli lub dobrzy, tak by czytelnik wiedział kogo polubić, a kogo znienawidzić. Tutaj moja decyzja fabularna może budzić wśród czytelników mieszane uczucia. Takie jednak postaci narodziły się w „Drodze do Nawi" i nic na to nie poradzę.

E.N.: Czy to, że Alek Bielski jest weteranem z Afganistanu ma według Pana jakieś znaczenie dla rozwoju wydarzeń bądź głębszą wartość dla rozwoju powieści? Czy może jego przeszłość ma wyłącznie znaczenie symboliczne?

T.D.: Właśnie w Afganistanie dochodzi do wydarzenia, które daje nam wskazówkę kim jest Alek. Właśnie tam, choć początkowo nie zdaje on sobie z tego sprawy przechodzi pewną metamorfozę i znajduje sojusznika, który stanie się pomocny. Alek jest wojskowym po przejściach. Przeżycia i doświadczenia z Afganistanu ukształtowały jego charakter. Także dzięki tej afgańskiej służbie staje się bardziej wiarygodny, jako postać, która ma stoczyć kilka poważniejszych pojedynków z demonami i bogami.

E.N.: Czy to, że jest Pan również twórcą scenariuszy gier komputerowych pomogło Panu w pisaniu powieści fantasy? Czy raczej doświadczenie w tym zakresie utrudniało pracę przy „Drodze do Nawi"?

T.D.: Chyba ani to, ani to. Pisanie scenariuszy do gier komputerowych, w mojej opinii znacznie się różni od pisania powieści. Choć z drugiej strony, gdy w grach komputerowych ważne są zwroty akcji, pojawiające się w rozgrywce mocne, ważne wydarzenia nie pozwalające na przerwanie czy wyłączenie konsoli, tak i w powieści zwracam uwagę na to, by pojawiały się zaskakujące elementy. Chyba więc zweryfikuję swoją początkową opinię. Pisanie scenariuszy gier jest pomocne przy pisaniu powieści i odwrotnie.

E.N.: Czy od początku pisania powieści znał Pan jej zakończenie? Czy zmieniało się ono wraz z powstawaniem kolejnych rozdziałów?

T.D.: Znałem zakończenie powieści. Wiedziałem, gdzie fabuła zaprowadzi bohaterów. Zresztą nie zdradzę niczego przypominając tytuł powieści - „Droga do Nawi". Owszem niektóre sceny finałowe ulegały zmianie, chyba bardziej ze względu na bohaterów, którzy mocno się zmieniali w trakcie swojej podróży. Starcie jednak Alka, Miszy i Kseni ze słowiańskimi bóstwami było nieuniknione.

E.N.: Pozostaje mi zadać pytanie – co dalej? Ma już Pan pomysł na kolejną powieść? A może jakiś zbiór opowiadań dotyczący również którejś z mitologii?

T.D.: Kończę powieść osadzoną w realiach Warszawy międzywojennej. Alternatywna rzeczywistość, dokładniej pomieszanie kilku gatunków. Kładę bardzo mocny akcent na klimat tej opowieści. To będzie jednak już niespodzianka, którą mam nadzieję ujawnię czytelnikom w przyszłym roku.