październik 22, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: sensacja

środa, 21 lipiec 2021 11:54

Odnaleziona

 
Gdzieś w głębi duszy Lena miała nadzieję, że Dania jest ostatnim przystankiem w jej ucieczce. Że odczeka chwilę, może tylko dwa - trzy lata i będzie mogła wrócić do Polski, do rodziny. Już teraz czuje wyrzuty sumienia z powodu kłamstw, jakimi raczy matkę. Zatajanie prawdy budzi w niej dyskomfort również wobec jej pracodawczyni, starszej kobiety imieniem Sara, którą się opiekuje. Ta kobieta przyjęła ją pod swój dach, nie zadawszy zbyt wielu pytań, choć czuje, że Lena przed czymś ucieka. Bohaterka boi się, że TAMCI ją znajdą...
 
Zawsze mówi się, że świat jest mały; niektórzy nie mogą zapomnieć o Lenie, za wszelką cenę starając się ją odnaleźć i – wbrew pozorom - przeprosić. Taki cel ma Nikodem. Wbrew matce i zdrowemu rozsądkowi postanawia ruszyć tropem dziewczyny z nadzieją na to, iż ta wróci i wybaczy mu kłamstwa. I da się kochać.
 
Lena nieustannie ogląda się za siebie ani na sekundę nie wierzy w to, że może spokojnie odetchnąć. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że jej przeszłość jeszcze nie wie, gdzie może ją znaleźć. Jednak w jej teraźniejszości jest ktoś, kto chętnie wykorzysta mroczną wiedzę o dziewczynie, by osiągnąć własny cel.
 
Kilka lat temu rozpoczęłam swoją przygodę z twórczością pani Magdy Stachuli i do tej pory pozostaję wierną fanką jej książek. Dlatego też bardzo ucieszyłam się na wieść, iż „Oszukana” doczekała się drugiej części! Do kolejnego tomu lubianej serii, który został wydany kilka lat po pierwszym, wraca się jak do ulubionego miejsca. Problem w tym, że zazwyczaj nie pamiętamy wszystkich niuansów części pierwszej, co nierzadko utrudnia odbiór kontynuacji. W tym przypadku miałam podobnie, aczkolwiek pani Stachula pamiętała o swoich czytelnikach, tak więc w „Odnalezionej” ów problem właściwie nie istnieje.
 
Nie wyobrażam sobie, co musiała czuć Lena. Tylko pomyślcie - wszyscy, których kochacie, zostali w ojczyźnie. Jesteście sami w nieznanym Wam kraju i żeby tego było mało, od dłuższego czasu Wasze życie polega tylko i wyłącznie na ucieczce. Nie ufacie nikomu, bo każda z nowo poznanych osób może czegoś od Was chcieć albo... być wysłannikiem porywaczy. Musicie zapomnieć o beztroskim życiu, a zgubienie się w tłumie anonimowych osób jest Waszym największym marzeniem. Ogromnie współczuję dziewczynie takiego losu i jednocześnie podziwiam ją za to, że do tej pory się nie załamała. Albo ma taki hart ducha, albo po prostu każdy z nas w chwili zagrożenia życia wydobywa z siebie ukryte dotychczas pokłady odwagi. Ciężko stwierdzić - i miejmy nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli tego sprawdzać.
 
Akcja twardo prze przed siebie, nie pozostawiając nam chwili na oddech. Po długich miesiącach spokoju nagle w życiu Leny ponownie dochodzi do zawirowań. Dziewczyna ma w sobie coś tak magnetycznego, że mężczyźni, których spotkała na swojej drodze, nie mogą o niej zapomnieć. Każdy z nich ma jeden cel - odnaleźć ją, błagać o wybaczenie, prosić, by została. Przynajmniej tym kieruje się Norbert. Miło spotkać bohaterów z pierwszej części, choć muszę ze wstydem przyznać, że akurat w przypadku wspomnianego pana nie do końca pamiętałam, czym aż tak bardzo zawinił- mam tylko mgliste wspomnienia. Jednakże nie wpływa to jakoś szczególnie na ogólny odbiór lektury.
 
Tak jak już wspomniałam, miło było wrócić do znanych postaci. Ciekawa jestem, czy powstanie kolejny tom i o czym tym razem będzie. Przecież Lena nie może uciekać przez całe życie, prawda?
 
Uważam, że książki naszej polskiej autorki są warte przeczytania. Być może niektórzy z Was uznają, że fabuła jest mało oryginalna albo nieco nierzeczywista, ale na pewno zmienicie zdanie tuż po rozpoczęciu przygody z serią „Lena”. Moim zdaniem każdy czytelnik odnajdzie tam coś dla siebie. I oczywiście odsyłam Was do tomu pierwszego, czyli „Oszukanej”!
Dział: Książki
środa, 21 lipiec 2021 11:49

Żywa i martwa

Maja nie jest taka jak inne nastolatki. Przede wszystkim nie żyje - a przynajmniej tak sądzi. Nikt nie słucha, kiedy próbuje wytłumaczyć ten niezaprzeczalny fakt. Każdy widzi poruszające się ciało i myśli, że wszystko jest w porządku. Że to tylko jakiś nastoletni bunt, nowo nabyta niechęć do rówieśników, cokolwiek. Majka z kolei musi bardzo się starać, by otoczenie nie czuło od niej smrodu zgnilizny. Z dnia na dzień rozpada się coraz bardziej, licząc, że już niebawem będzie mogła dołączyć do swej zmarłej matki w zimnym grobie. Już oficjalnie nieżywa.
Co takiego wydarzyło się w życiu tej dziewczyny, że woli być martwa niż żywa...?
 
Pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna trafiłam na książkę, która zawiera w sobie tak pokręconą, obrzydliwą i przerażającą historię jednocześnie. O ile w ogóle kiedykolwiek wcześniej czytałam coś takiego, a w tej sekundzie nie mogę sobie przypomnieć. I to nie tak, że „Żywa i martwa” jest lekturą okropną, wręcz przeciwnie - to uderzająca do głowy opowieść o życiu Majki, która była przez wiele lat więziona w psychicznej klatce, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy.
 
Pani Zimniak początkowo bardzo powolutku, krok po kroku wprowadza nas w codzienność swej głównej bohaterki. Z tego, co możemy „zasłyszeć” podczas rozmów kolegów z klasy ze szkolną psycholog Iwoną, Maja dotychczas była duszą towarzystwa. Od pewnego czasu jednak zamknęła się w sobie, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Nikt nie wie, co dzieje się w głowie dziewczyny. Ona sama nie chce pomocy, choć zyskuje nieoczekiwaną sojuszniczkę w osobie pani psycholog właśnie. Jednak Maja odtrąca pomocną dłoń, jedyną pociechę odnajdując w odwiedzinach matki na cmentarzu. Z jej śmiercią również wiąże się pewna tajemnica, ojciec Mai konsekwentnie ucina wszelkie próby podjęcia tematu, kontaktu z rodziną matki dziewczyna nie ma od lat. Czysty przypadek sprawia, że podczas odwiedzin na cmentarzu spotyka ciotkę, Izę. Nam, czytelnikom, jest o wiele łatwiej; autorka dzieli bowiem historię na teraźniejszość i przeszłość. Dzięki temu poznajemy kulisy związku Kamili, matki Mai i Johna, ojca. Do tej pory zastanawia mnie jedno - czy zrobienie z mężczyzny seksoholika miało coś na celu? Patrząc na ten wątek z perspektywy czasu, myślę, że nie. Chyba tylko to, żebyśmy uwierzyli, jak dobrym jest manipulantem.
 
Wspomniałam na początku, że ta książka jest obrzydliwa; cóż, w tym przypadku sądzę, że wielu z Was mnie poprze. Jednak w tym przypadku nie określiłam jej tak ze względu na to, że autorkę poniosła fantazja i zaserwowała nam historię nie z tej ziemi, pełną makabrycznych opisów, lecz... rzecz ma się zupełnie odwrotnie. To, czego przez lata doświadczała Maja, mogłoby się prawdopodobnie przydarzyć każdemu. Nie mogę zdradzić Wam za wiele szczegółów, ale uwierzcie - żaden horror nie przeraził mnie aż tak.
 
Moim zdaniem motyw przewodni tej książki jest na tyle sensacyjny, że nic więcej już nie potrzeba. Pani Zimniak jednak nie chciała nam odpuścić i praktycznie od połowy lektury akcja pędzi z zawrotną szybkością, aż do przesytu. Już nie ma jednej zaplątanej w to osoby, lecz dwie. Do tego dochodzi również wspomniany przedtem związek Kamili i Johna, z podkreśleniem tego, jak zachowywał się mężczyzna wobec małżonki. Mimo mocnego tematu, który sam w sobie powinien poruszyć nasze serca, „Żywa i martwa” jest trochę... mało emocjonalna. Miałam problem z wczuciem się w sytuację głównej bohaterki, mimo że z każdą kolejną stroną powinnam być zalewana przez współczucie, żal, cokolwiek. Jednak w tym przypadku wszystkie emocje zdominowało obrzydzenie (nie do książki, lecz zachowań pewnych bohaterów), nic poza tym. Trochę przykre, bo pomysł był naprawdę dobry.
 
Podsumowując, „Żywa i martwa” zabierze Was w takie rejony, gdzie nie będziecie chcieli korzystać z wyobraźni. Jest to pozycja dobra, acz trochę jeszcze jej brakuje do tego, by porywać rzesze czytelników. Niemniej jednak autorka ma dobre pióro i sądzę, że z każdą kolejną książką będzie coraz lepsze.
Dział: Książki
środa, 23 czerwiec 2021 12:08

Krew

Każdy potrzebuje czasem chwili relaksu, ta kobieta również. Ona jednak mogła pozwolić sobie na wylegiwanie się we własnej, prywatnej saunie. Ten dom - jej dom - stanowił kwintesencję jej marzeń. Zapracowała na to, by móc go kupić. Nikt nie wie, jak wiele wyrzeczeń ją kosztował. Sauna wewnątrz była tylko dodatkowym plusem. Coś jest nie tak, chyba przypadkiem kobieta ustawiła za wysoką temperaturę, a może to wskaźnik się zepsuł? Do tego wydawało jej się, że za oknem przemknął jakiś cień. Jeszcze tylko podglądacza brakowało w jej samotni! Gdy w pomieszczeniu zrobiło się za gorąco, kobieta wyrwała się z nieprzyjemnych myśli o ewentualnym obserwatorze - miała przecież zmniejszyć temperaturę! Jednak kilkakrotnie naciskana klamka nie chce ustąpić, by po chwili całkiem odpaść.
 
Pech lubi atakować tych, którzy w ogóle się tego nie spodziewają. Być może tę ugotowaną żywcem kobietę komisarz Deryło także zaliczałby do nieszczęśnic tego rodzaju, gdyby nie jeden, istotny fakt - napis „CIERP” na oknie. Ktoś zamknął ofiarę w saunie i patrzył, jak umiera w okropnych męczarniach. Duet Deryło i Haler musi zrobić wszystko, co w ich mocy, by jak najszybciej dorwać sprawcę. Szczególnie że ciał jest coraz więcej.
 
Kolejnych książek pana Czornyja nie można tak po prostu zignorować - ba, na nie czeka się, wręcz z utęsknieniem. Autor ma w swoim stylu pisarskim coś takiego, że mógłby nawet stworzyć swoją wersję „Czerwonego Kapturka”, a i tak czytałabym ją z zapartym tchem. Nic więc dziwnego, że szybko uzależniłam się od książek jego autorstwa.
 
Kobieta zamordowana w saunie to dopiero początek. Policja - standardowo - początkowo nie ma żadnych tropów, żadnych podejrzanych - jedynie kilka rzuconych mimochodem zdań przez pierwszych podejrzanych. Choć nikt nie chce mówić tego głośno, to czekają na kolejny ruch mordercy. Coś, co poniekąd wyznaczy kierunek śledztwa, da im jakąś podstawę. Psychopata nie planuje zaprzestania swojej chorej „działalności” ani ukrywania ciał. Zabójstwa są wręcz... teatralne. Ofiary cierpią niewypowiedziane katusze, których świadectwem są ich martwe, bestialsko poranione ciała. Świat ma to zobaczyć.
 
Eryk Deryło oraz Tamara Haler to dwójka bohaterów nie do zdarcia: on, wyczulony na zło drzemiące w człowieku, wręcz „wyuczony” łowienia psychopatów przez dawną sprawę „Cztery Iks”, ona - kobieta o fotograficznej pamięci, stalowych nerwach i niewątpliwej inteligencji. Oczywiście, że w literaturze nie raz mieliśmy do czynienia z podobnymi bohaterami. A jednak ta dwójka ma w sobie coś takiego, jakąś realność, że czytelnik chce się stale spotykać z nimi na kartach kolejnych części cyklu.
 
To, że pan Czornyj obdarza nas niezwykle plastycznymi opisami brutalności stworzonych przez siebie morderców, wie każdy, kto choć raz zetknął się z jego twórczością. W tym przypadku jest identycznie. Uwierzcie, cierpiałam nie tylko psychicznie (chyba mam za dobrze rozwiniętą wyobraźnię i owe sceny stawały mi przed oczami jak żywe), ale również niemalże fizycznie (cóż, nikt nie chciałby przeżyć tego, co denaci. Ciarki mam do tej pory). Tortury w „Krwi” były całkiem wyszukane, a na tego rodzaju męki mógł bliźniego skazać ktoś, kto albo ma mocno skrzywioną psychikę, albo bardzo dobry powód do zemsty. I tu nie powiem Wam nic więcej, aby nie zdradzić od razu wszystkiego - sami dotrzecie do prawdy.
 
Teoretycznie rozwiązanie sprawy nie należy do tych bardzo oryginalnych, zarazem skomplikowanych i prostych; w tym przypadku jednak działa magia, o której wspominałam Wam już wcześniej. Styl pisarski autora, okraszony pomysłowością w torturach, a co za tym idzie także brutalnymi scenami oraz zapadający w pamięć bohaterowie to prosty sposób na sukces. Zakończenie mnie zaintrygowało i od razu zaznaczę, że miało związek ze sferą prywatną naszej dwójki bohaterów - mam nadzieję, że autor nie będzie kazał nam zbyt długo żyć w niepewności!
 
Całą serię o komisarzu Deryło, jak i inne książki pana Maxa Czornyja serdecznie Wam polecam. Porwą Was bez reszty!
Dział: Książki
wtorek, 22 czerwiec 2021 23:28

Dziewczyna w drugim rzędzie

Są miejsca, w których od lat nie zmienia się klimat. W powietrzu zawsze wyczuć można te same nuty niepokoju i tajemnic, które skrywają się niemal w każdym zakątku miasteczka. Gdy nasza noga ponownie przekracza granice miasta, wracają wspomnienia, a teraźniejszość walczy o uwagę z przeszłością. Gdzie w tym wszystkim skrywa się prawda? Cathy pracuje w paryskiej redakcji i czeka na swoją szansę, by zaistnieć i wspinać się na kolejne szczeble kariery. Dość szybko okazuje się, że kobieta dostanie swoją życiową szansę, gdyż w Beaufort dochodzi do morderstwa. Ofiarą jest dawna koleżanka z klasy Cathy, dzięki czemu to ona ma opisać to zdarzenie.

Powrót do miasteczka, które wciąż wywołuje masę emocji, nie będzie jednak tak łatwy i przyjemny, jak chciałaby tego kobieta. Nic nie przychodzi gładko, a namówienie do zwierzeń rodziny i przyjaciół ofiary, graniczy z cudem. Czy uda jej się osiągnąć cel i zmierzyć się z własnymi słabościami oraz przeszłością, która uderza w nią ze zdwojoną siłą?

Dziewczyna w drugim rzędzie

Kolejna powieść spod pióra Aurelii Blancard, którą miałam okazje właśnie poznać, całkowicie mnie zaskoczyła. Ogromnie różni się od swojej poprzedniczki, na szczęście wciąż zawiera w sobie te elementy, które ujęły mnie podczas lektury. Autorka ma lekkie pióro, które zachwyca prostotą. Nie jest wybujałe, nie zawiera trudnych do zdefiniowania słów, a jednak zaskakuje, wyprowadza w pole, kusi i zachęca do czytania. Dziewczyna w drugim rzędzie skrojona jest idealnie pod czytelnika łaknącego tajemnic, klimatu i zagadek, tych nierozwiązywalnych, przynajmniej za szybko.

Każdy element powieść współgra ze sobą i nie pozwala czytelnikowi się oderwać. Jedna zarwana noc i nieprzemożna chęć poznania zabójcy, jego powodów i wydarzeń, które do tego doprowadziły. Tylko tyle i aż tyle należy poświęcić na lekturę tego tytułu, bo gdy raz damy się wciągnąć tej historii, będziemy chcieli poznać odpowiedzi na wszystkie pojawiające się pytania. Powieściopisarka nie da się tak łatwo rozgryźć. Opowieść, którą przed nami roztacza, nie pozwala się zamknąć w sztywnych ramach czy schematach. Nic tu nie jest łatwe, oczywiste czy czarne lub białe.

Wśród bohaterów

Kreacja postaci to w powieści Dziewczyna w drugim rzędzie równie ważny i dopracowany punkt, jak sama fabuła. Każda pojawiająca się osoba ma swój wkład zarówno w przeszłość, jak i w teraźniejsze wydarzenia. Skrywa swoje tajemnice, lęki i przekonania, nadając całości klimatu i głębi, bez której nie byłoby strachu, niepokoju czy dobrej lektury z tego gatunku. Całość współgra ze sobą, wiodąc czytelnika do wielkiego finału, którego nie sposób przewidzieć. A nawet jeśli komuś się to uda, to i tak nie zabije to radości z zakończenia historii.

Dziewczyna w drugim rzędzie to opowieść o tym, z jaką łatwością człowiek pielęgnuje złe wspomnienia, żyje przeszłością i wzrasta w nim chęć zemsty. Autorka poprzez swoich bohaterów pokazuje, ile krzywd i blizn pozostaje w ludziach na długo po traumatycznych przejściach i podkreśla, że one same nigdy nie znikną. To krótkie rozdziały napędzały akcje powieści, ale i postaci, które choćby jak Lidia były mi znane z debiutu autorki. Ta historia jest inna, ale wciąż tak samo prosta i zarazem głęboka w przekazie. Jestem pod wrażeniem pióra i formy.

Dział: Książki
wtorek, 15 czerwiec 2021 11:16

Wyleczeni

Świat już dawno rozczarował niejednego z nas. Los doświadczył każdego, dał i odebrał cień szczęścia. Teraz już pewnie wiesz, że sprawiedliwość to puste słowa, a kara nigdy nie jest adekwatna do popełnionych czynów. Gdy tych dobrych dotykają choroby i cierpienie, odczuwamy żal, smutek i poczucie niesprawiedliwości. A co gdy to samo dosięga tych złych? Czy my sami jesteśmy bez skazy?

Marta Wolska pracuje jako lekarz w znanym warszawskim szpitalu klinicznym im. Wandy Błeńskiej. Świeżo rozwiedziona singielka, która na powrót zamieszkała w mieszkaniu po babci i próbuje ułożyć sobie życie. Każdego dnia walczy z samotnością, pracą w ciężkich warunkach i koszmarami, które nawiedzają ją coraz częściej i są jej nieodrywalną częścią, podobnie jak trauma z dzieciństwa. Gdyby nocnych mar było zbyt mało, życie zaskakuje ją każdego dnia. W mieście szaleje seryjny morderca pieszczotliwie zwany Bestią z Mokotowa. W szpitalu, w którym pracuje Marta, dochodzi do morderstwa zastępcy ordynatora, doktora Szymańskiego. Kto zabił? Czy to ktoś z jego współpracowników? To dopiero początek zdarzeń, które łączy szpital na Błeńskiej, co jeszcze skrywają mury, które przesiąknięte są ludzkimi dramatami?

 

Wyleczeni

 
Dopiero skończona lektura uświadomiła mi, jak trafny jest to tytuł i ile w nim prostoty i zawirowań zarazem. Wyleczeni, to jedyne słowo, które znałam przed sięgnięciem po tę książkę. O czym jest, czego się spodziewać? Czasem ryzyko się opłaca i pozwala na wejście w historię bez żadnych uprzedzeń czy oczekiwań. Tak było i teraz. Od pierwszych stron pochłonęła mnie lekkość zmieszana z niepewnością, całą masą niedopowiedzeń, wszak wkraczałam do nieznanego mi świata, który z każdą stroną nabierał mroczniejszych barw. Od razu zawładnął mną niepokój i chęć poznania wszystkich tajemnic skrywających się za murami Błeńskiej.

Każde wydarzenie, pozornie niezwiązane ze sobą wątki i jakże przypadkowe spotkania mieszają w głowie i wciąż zmuszają nas do myślenia, analizowania oraz oceny pobudek, winy, wyborów. Im dalej w las, a raczej w szpitalne mury, tym poszlak, strachów i ofiar coraz więcej. Wielowarstwowa fabuła nie pozwala się zagubić, a stopniowo rosnące tempo akcji wciągnie nawet oporniejszych miłośników dobrze skrojonych thrillerów. Wyleczeni to nie tylko główna nic fabularna, ale i subtelne tło, które mimochodem wpływa na czytelnika. Zmusza go do wewnętrznych refleksji. Zawiera sporo obserwacji społecznej rzeczywistości, które okazują się równie trafne, co przerażające.


Wśród bohaterów

 
Autorce świetnie udała się ta niezwykła mieszanka emocji, gonitwa myśli i wciąż rodzących się pytań. Czy istnieje prawo ranienia bliskich nam osób? Jak i czy w ogóle mścić się za zło, które nas dotknęło? Czy istnieje kara adekwatna do każdego przewinienia? To tylko kilka pytań, które pojawiły się podczas lektury. Z pewnością jest to zasługa dobrze skrojonej fabuły, wydarzeń, których odpowiednie tempo nie pozwalało na odpoczynek, ale dawało miejsce na rozważania. Jedno jest pewne, nawet krótkie oddechy nie sprawiały, że opowieść traciła swe barwy i nutkę mroku, niepewności, które budowały klimat niemalże od pierwszej do ostatniej strony.

Alicja Horn z lekkością i w porywającym stylu wciągnęła nas do świata, który nam przygotowała z ogromną wręcz chirurgiczną precyzją. Mieszała, wodziła za nos, dawała nadzieje i odbierała ją chwilę później. To niesamowita przygoda pełna emocji, której nie byłoby, gdyby nie bohaterowie. Ich wybory, tajemnice, poglądy składały się w niesamowicie złożoną i niejednoznaczną całość, którą poznawałam z ogromnym zacięciem. Postaci są wielowymiarowe, zaskakujące, a równocześnie zwyczajne i realne. Popełniają błędy, dokonują wyborów i podejmują decyzje w zgodzie ze sobą i choć nie zawsze czytelnik wybrałby podobnie, to tu każda z dróg ma swoje wyjaśnienie. Czy słuszne? Cóż to już trzeba ocenić samemu.


Podsumowanie

 
Mogłabym godzinami gdybać o świetnie skrojonej, klimatycznej i nieprzewidywalnej fabule oraz postaciach, które zaskakują, przykuwają uwagę i dają się lubić. Nie wiem, co bym zrobiła na ich miejscu. Szanuje ich decyzje, sposób bycia. Doceniam pracę autorki, którą czuć w czasie czytania. Wyleczeni to początek, opowieść, która wywołała masę emocji, ale wciąż w zanadrzu ma kilka zagadek. Przyjaźnie, uczucia, przypadki i mroczne tajemnice, tak idealnie wtłoczone w miejsce i czas. Bez wahania czekam na więcej i polecam, każdemu, kto lubi, gdy powieść nie jest oczywista i rozrywkowa.

Dział: Książki
piątek, 04 czerwiec 2021 09:50

Zabawka

 
W lesie Bródnowskim zostają odnalezione bestialsko okaleczone zwłoki kobiety. Śledztwo prowadzi stróżów prawa do bezdomnych - okazuje się, że zmarłą jest jedna z nich. Ewelina Kryńska - bo tak nazywała się kobieta - parała się prostytucją, więc śledztwo popłynęło w kierunku chorego psychicznie klienta. Do czasu, aż nie zostają odnalezione kolejne zwłoki.
 
Anna Kryńska myślała, że może ufać tylko swoim rodzicom - to oni pomogli jej powoli podnieść się po zerwaniu z narzeczonym, gdy smutki topiła w alkoholu. Sprawa zamordowanej prostytutki pewnie zupełnie by jej nie obeszła, gdyby nie fakt, że w tę sprawę nieoczekiwanie został wciągnięty jej ojciec. Okazało się bowiem, że zamordowana kobieta to jej biologiczna matka.
 
Odbijając się od muru milczenia, Anna postanawia wziąć sprawę w swoje ręce i sama dotrzeć do prawdy o swojej rodzinie. Pomaga jej w tym policjantka Kaja, która zajmuje się kolejnymi morderstwami prostytutek. Obie kobiety sądzą, że prawda o sprawcy może tkwić gdzieś głęboko w przeszłości Kryńskiego, ojca dziewczyny.
 
Co najbardziej skusiło mnie do sięgnięcia po tę pozycję? Ano fakt, iż pan Ziębiński stworzył mroczny kryminał w oparciu o prawdziwe wydarzenia. Wśród fanów true crime co rusz przewija się temat nieuchwytnego mordercy prostytutek sprzed lat, jak również druga wspomniana w książce kwestia - zaginięcie siedemnastoletniej Katarzyny D., która pozostawiła po sobie pamiętnik, a w nim historię wieloletniej, chorej relacji z przyjacielem domu. Oczywiście wiadomo, że autor jedynie bazuje na owych wydarzeniach, a cała reszta jest fikcją literacką. Mimo to bardzo podoba mi się fakt, iż ktoś przypomina Polsce o wspomnianych śledztwach.
 
Śledztwo prowadzone jest zgrabnie i przede wszystkim sensownie, spójnie. Policjantka Kaja ma głowę na karku, poświęcając czas wolny na rozwiązanie sprawy. Jest rzetelna, bystra i nie boi się wejść między bezdomnych, co pewnie niejednego mogłoby nieco obrzydzić. Jednak ta kobieta potrafi zdobyć ich zaufanie, dzięki czemu dowiaduje się nieco więcej o pierwszej ofierze tajemniczego sprawcy, Ewelinie. Później uzyskuje wsparcie samej Anny, córki, która z kolei węszy wśród nieznanej jej dotąd rodziny. Wszystko staje się niezwykle klarowne i prowadzi prostą ścieżką do przeszłości jej ojca.
 
Jak już wspomniałam, „Zabawka” to nie tylko historia zamordowanych prostytutek, lecz także zaginionej Katarzyny D. Autor przybliża czytelnikowi sytuację rodzinną dziewczyny - po śmierci ukochanego ojca czuje się samotna, opuszczona. W końcu była córeczką tatusia, więc gdy w jej życiu zabrakło seniora, cieszyła się ze wsparcia przyjaciela rodziny. Szybko jednak ta z pozoru czysta relacja przerodziła się w jawne molestowanie dziewczyny. Aż w końcu stała się jego zabawką, obiektem seksualnym, który zrobi wszystko to, czego mężczyzna zapragnie. Aż ciężko mi uwierzyć, że ktokolwiek mógłby tak silnie uzależnić się od swojego oprawcy - chociaż nie jest to przypadek odosobniony, ciągle słyszy się o tzw. syndromie sztokholmskim i myślę, że w przypadku nastolatki również owo określenie pasuje. Z typowego molestowania nastolatki narodziła się bardzo toksyczna relacja, która już na zawsze zmieniła punkt widzenia dziewczyny. Zmieniła ją całą, modyfikując postrzeganie dobra i zła. Może źle to zabrzmi, ale dzięki zapiskom zniewolonej nastolatki czytelnik ma możliwość, zajrzenia wgłąb psychiki ofiary, co poniekąd jest bardzo ciekawą lekcją psychologiczną. Oczywiście nikomu nie życzę przeżywania czegoś takiego.
 
Mamy dwa polskie, wciąż otwarte śledztwa. Jak już wspomniałam, to głównie dzięki nim książka zyskuje na wartości, przynajmniej dla fanów true crime (z domieszką fikcji, oczywiście). Ponadto pan Ziębiński potrafi swoim stylem pisarskim na tyle porwać czytelnika, by odłożenie książki graniczyło z cudem. Mamy bardzo dużo do przemyślenia, nieustannie towarzyszymy Kai i Annie w ich śledztwie, a jednocześnie zagłębiamy się w prywatne zapiski zupełnie niezwiązanej z morderstwami prostytutek nastolatki. To daje nam czytelniczego kopa do jeszcze intensywniejszego czytania, by jak najszybciej dotrzeć do finiszu. Wiadomo, że w rzeczywistości sprawy są nadal otwarte; te dwie historie kończą się jedynie literacko.
 
Na pewno znacie już twórczość naszego polskiego autora, tak więc zapewne nie muszę Was nawet zachęcać do sięgnięcia po jego nowe, literackie dziecko. „Zabawka” to pozycja, która na pewno przypadnie Wam do gustu.
Dział: Książki
czwartek, 03 czerwiec 2021 10:33

Kurs na Śmierć

Są pewne grupy zawodowe, dla których praca nie jest zwykłym zajęciem przynoszącym dochód. Jest, a przynajmniej powinna być, swego rodzaju misją, służbą ku chwale ojczyzny i dla społeczeństwa. A w takim ujęciu pracy nie liczą się gloryfikacje i sława, tylko poczucie dobrze wykonanej pracy oraz świadomość, że zrobiło się wszystko, co tylko zrobić się mogło. Taka praca kojarzy się też z mocnym kręgosłupem moralnym i postawą, która nie pozwala na wszelkiego rodzaju wieloznaczności czy wątpliwości co do właściwego zachowania.
 
Mogłoby się wydawać, że komendant Cezary Majchrzak jest właśnie takim człowiekiem. Szczególnie że niedawno na oczach wszystkich uratował niedoszłą, nastoletnią samobójczynię. Nikt by nie pomyślał, że miesiąc później również trafi na czołówki gazet, tyle tylko, że... sam będzie martwy. Do zdarzenia doszło na terenie Akademii Szkolenia Policji, największej takiej szkoły w kraju. W dzień obchodów Święta Policji, kiedy w Akademii znajdowało się całe kierownictwo policji, Majchrzak został znaleziony martwy przez jedną z kursantek. Początkowo wszystko wskazywało na samobójstwo, ale szybko obalono tę hipotezę. Pewne elementy, łącznie z torem pocisku wskazują, że do jego śmierci przyczyniły się osoby trzecie. Kto mógł go zabić?
 
Do wyjaśnienia tej zagadki zostaje powołany specjalny zespół, do którego zostaje włączony Paweł Łukasik – jeden z najlepszych policjantów komendy głównej, przed trzema laty przeniesiony dyscyplinarnie na prowincję za pobicie kolegi. Warto dodać, że Łukasik był pod wpływem alkoholu i poszło o kobietę. Z uwagi na jego zasługi sprawę niejako wyciszono, co nie zmienia faktu, że jego powrót jest problematyczny z uwagi na to, że pracować będzie z pobitym kochankiem ówczesnej dziewczyny, a ona sama również jest w szeregach policji. Jednak profesjonalizm musi wygrać, szczególnie że sprawa jest mocno medialna, a także nieoczywista.
 
Co więcej, łączy się z innym rzekomym samobójstwem – nauczycielki akademickiej, Olgi Burzyńskiej. Prywatnie kochanki Majchrzaka, przynajmniej tak by wynikało z maili, które do niego wysyłała. Kobieta wypadła z okna swojego apartamentowca, a wieczorna pora oraz ślady podduszania wskazują na to, że raczej nie wieszała firanek i jej śmierć nie była przypadkowa. W sprawę zamieszana zostaje również kursantka, która znalazła ciało Majchrzaka, Agnieszka Jamróz. Mimo starań dziewczyna jest dość nieporadna, ciężko jej także nawiązać bliskie relacje w grupie kursantów, dlatego jest swego rodzaju outsiderem. W przeciwnym razie wiedziałaby, jakie plotki krążą o Majchrzaku i nie wskazałaby tak prędko policji pokoju, który zajmował. Pokoju, który był ponoć miejscem tajemnych schadzek.
 
O co tak naprawdę chodzi w tej sprawie? Czego bał się Majchrzak i co działo się na terenie szkoły policyjnej? Przekonamy się o tym, sięgając po kryminalną powieść autorstwa Wojciecha Wójcika, pt. „Kurs na śmierć”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka książka, choć liczy blisko siedemset stron, jest tak naprawdę lekturą na jedną noc. Bezsenną, gdyż kiedy już zaczniemy czytać, to trudno się od niej oderwać, szczególnie że zarówno plastyczne opisy, jak i napięcie, które autor stale podsyca, zachęcają nas do niemal osobistego udziału w śledztwie, a przynajmniej do formułowania hipotez i przedstawiania możliwych wersji zdarzeń. Dlatego też po książkę sięgnąć mogą wszyscy miłośnicy kryminalnych opowieści, a także zagadek i spiskowych teorii dziejów. Przy okazji lektury podziwiać możemy mistrzowską konstrukcję fabuły, dajemy się porwać wartkiej akcji czy doskonale nakreślonym bohaterom, którym daleko od wyidealizowanych (i nierealnych) postaci. To wszystko sprawia też, że zaczynamy nieco bardziej nieufnie patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość i redefiniować określenie moralności. Po lekturze kryminału pozostajemy w głębokiej zadumie, ale też w oczekiwaniu na kolejną książkę Wójcika. Bo że powinna się pojawić, nie mamy żadnych wątpliwości.
Dział: Książki
czwartek, 27 maj 2021 19:13

Fabryka os

 
Czytając książkę, miałam żywo przed oczyma informację od autora, że ciężko mu było cokolwiek przed „Fabryką os” wydać. Wydawnictwa co rusz odrzucały jego propozycje. „Fabryka os” miała być pogodzeniem się z tym, że być może Ian Banks nie jest pisarzem fantasy oraz że czytelnik nie chce wcale fantastycznych wielotomowych epopei. Czytelnik chce czytać. Z drugiej strony wnętrze okładki atakują krótkimi recenzjami z amerykańskich gazet. W większości są one przychylne powieści, jednak The Times zrobił wyjątek, nazywając „Fabrykę os” „Zwykłą szmirą”. Ja zdecydowanie się nie zgadzam: „Fabryka os jest niezwykłą szmirą” i zaraz wytłumaczę, co skłania mnie do takiego stwierdzenia.
 
Po pierwsze, sam styl książki jest świetny, choć momentami za bardzo dosadny. Nic w tym niezwykłego, wszak bohaterem i narratorem jest ledwo szesnastolatek, któremu w dzieciństwie przydarzyła się niemiła przygoda z psem. Odarty z męskości, żyjący w niepełnej rodzinie na wyspie gdzieś w Wielkiej Brytanii, Eric Cauldham całymi dniami błąka się po okolicy. Co robi? Zamiast chodzić do szkoły, buduje tamy, zaszywa się w Bunkrze, dogląda Pale Ofiarne. Nie chodzi do szkoły, gdyż nigdy nie był wpisany do jakiegokolwiek rejestru. Jest człowiekiem-widmo. Eric ma też brata, który jest szalony i obecnie uciekł z zakładu psychiatrycznego. W piątkowe wieczory chłopak lubi udawać się do pobliskiego pubu na koncert kapeli i kilka piw. Zawsze towarzyszy mu niskorosły przyjaciel. Jednak nawet o nie wie, że tak naprawdę Eric to strasznie brutalny dzieciak, który nie tylko torturuje w Fabryce osy, urządzając im tortury jak z najlepszych horrorów, ale także męczy większe zwierzęta i słabszych od siebie członków rodziny. I nigdy nikt go nie przyłapał na jego zbrodniach.
 
Dzięki pierwszoosobowej narracji można zobaczyć oczami wyobraźni, co dzieje się nie tylko w otoczeniu Erica, ale także w jego głowie. Pomysł na książkę wydaje się dość oryginalny: straumatyzowani bracia, u którego różnie objawiły się efekty problemów psychicznych z nimi związanymi. Jest jednak kilka rzeczy, które mnie uwierały podczas czytania. Jest po prostu przedstawienie prostackiego okrucieństwa wobec słabszych: zwierząt, dzieci, ułomnych. Czasami wydaje się to raczej nieuzasadnione niż alegoryczne. Rozwiązanie fabuły przyszło zbyt późno i zostało potraktowane bardzo pospiesznie. Książka może szokować tylko tych, którzy nigdy nie zetknęli się z okrucieństwem choćby w wiadomościach telewizyjnych, książkach czy filmach. Każdy inny raczej widział trupy, rozsadzanie dynamitem, tortury, dziwne zabobony i wierzenia. Być może niektórzy słyszeli także np. o eksperymentach jak „efekt Lucyfera” czy „przypadek John/Joan”. Nawet tak dziwna historia, jak przedstawiona w książce, nie szokuje. Ta książka spóźniła się o jakieś 20 lat z szokowaniem. Ujawnienie Wielkiego Sekretu okazało się nawet bezcelowe. Nie mogę zrozumieć, co Banks chciał przekazać nim czytelnikom...
 
Polecałbym „Fabrykę os” czytelnikom, którzy nie są zbyt znudzeni szokującymi tematami, niepokojącymi zachowaniami bohaterów, dość częstymi obrazami zwykłego dnia nie do końca normalnej rodziny, w szczególności nastolatka czy niezrażonych licznymi wzmiankami o znęcaniu się, defekacji, torsji. Pamiętaj, że mimo wszystko to powieść, która na długo zostanie z czytelnikiem.
Dział: Książki
wtorek, 11 maj 2021 13:36

Saal

Twórczość Grzegorza Wielgusa miałam okazję poznać przy okazji cyklu “Brat Gotfryd” (“Pęknięta korona” oraz “Czarcie słowa”) opowiadającego o przygodach średniowiecznego inkwizytora oraz dwóch rycerzy z Małopolski. Będąc miłośniczką tej serii, nie mogłam nie sięgnąć po kolejną powieść autora. Zwłaszcza, iż byłam niezmiernie ciekawa, jak poradzi on sobie z thrillerem obsadzonym we współczesności. “Saal”, bo o nim mowa, jest najnowszym tytułem pisarza i mam nadzieję, że dotrze on do jak najszerszego grona odbiorców.

Opis książki jest dosyć lakoniczny: Alicja jest młodą kobietą, dla której wyjazd w góry miał być chwilą oddechu od pracy i kłopotów codzienności. Niestety przypadkowo w jej dłonie trafia tajemnicza paczka, dzięki której kobieta nagle staje się obiektem zainteresowania potężnej grupy przestępczej. Tytułowy Saal to najemnik, którego zadaniem jest odzyskanie przesyłki, nawet za cenę życia niewinnych osób. Rozpoczyna się polowanie.

Spodziewałam się wielu rzeczy, ale przyznam, że “Saal” zaczął mnie zaskakiwać już od pierwszych stron i to na korzyść. Autor, zgodnie z zasadą wyznawaną przez Alfreda Hitchcocka rozpoczął całość trzęsieniem ziemi, a potem pozwolił napięciu narastać! Dosłownie pochłaniałam wzrokiem kolejne strony, zastanawiając się, w którym kierunku podąży akcja i jakie tajniki ludzkiej duszy przy tym odsłoni. Cięty humor, graniczący niemal z sarkazmem, będący wizytówką Grzegorza Wielgusa jeszcze się wyostrzył, sprawiając, że nie tylko dialogi, ale również opisy czytało się z niekłamaną przyjemnością, a często i uśmiechem na ustach.

Postacie, mimo stosunkowo niewielkiej objętości samej powieści, są całkiem dobrze zarysowane i na tyle charakterystyczne, by utkwiły w pamięci czytelnika na dłużej. Alicja i jej emocje wydają się na tyle prawdziwe, że w pewnych momentach solidaryzowałam się z tą fikcyjną bohaterką i nie tylko odczuwałam jej obawy, ale też potrafiłam zrozumieć tok rozumowania. Majstersztykiem jednak okazał się sam Saal. Człowiek duch, a może raczej demon, który jako najemnik potrafi dokonać rzeczy niemożliwych, jednocześnie posiadając drugą, lepszą stronę osobowości. To chyba jej istnienie najbardziej mnie zaskoczyło. I wiecie co? Jak dorosnę, chcę być jak Saal!

Podsumowując: rewelacyjny thriller bądź jak kto woli powieść kryminalna, która zagwarantuje Wam świetną rozrywkę w czasie lektury. Dodatkowo jej zakończenie daje nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję spotkać się z Saalem i poznać jego kolejne przygody, czego Wam i sobie życzę!

Dział: Książki
środa, 05 maj 2021 15:25

Tekst

Siedem lat; siedem długich lat spędzonych w zonie. Czas, który Ilja na pewno spożytkowałby zupełnie inaczej - poszedł na wymarzone studia, założył rodzinę, widywał się z matką. Jednak ta jedna impreza odebrała mu wszystko. I może gdyby rzeczywiście wniósł wtedy narkotyki do klubu, w którym bawił się ze swoją dziewczyną i przyjaciółmi, może wówczas gorycz zamknięcia byłaby nieco mniejsza. Niestety nie; mężczyzna został wrobiony przez jednego z policjantów robiących nalot na popularne miejsce. Stanął w obronie swojej dziewczyny - przecież każdy by tak zrobił na jego miejscu, prawda...?
 
To, co on utracił, zyskał ten drugi, policjant. Awans, wolność, miłość - wszystko na wyciągnięcie ręki. I to za jedną decyzję, która zniszczyła Ilji życie...
 
Obecnie, siedem lat później, Ilja wciąż ma przed oczami twarz mężczyzny, przez którego wylądował w zonie. I może, może po wyjściu jakoś by to przetrawił, nie mścił się, może stanąłby z nim twarzą w twarz i spokojnie przedstawił się jako Ten, Który Był Niewinny. Tylko w przeddzień jego wyjścia umiera jego matka i nagle wszystko znajduje się jak za mgłą. Jest tylko Ilja i butelka alkoholu. A po niej zła decyzja o konfrontacji z tym, który odebrał mu tak wiele.
 
Teraz Ilja jest, a Pietii nie ma; jego ciało spoczywa na dnie kanału. Został tylko telefon, brzęczeniem przypominając o niezamkniętych sprawach dawnego właściciela. Ilja zrobi wszystko, by nie wrócić do więzienia - a skoro ma w dłoni smartfon swej ofiary, postanawia udawać zmarłego policjanta tak długo, jak tylko się da. I nieoczekiwanie ów telefon przejmuje jego duszę.
 
Człowiek ma smartfona, a może to smartfon ma w posiadaniu człowieka?
 
Nie miałam jeszcze do czynienia z twórczością pana Glukhovsky'ego, choć zabieram się za to od dawna. A skoro nadarzyła się okazja, postanowiłam skorzystać. Szczególnie że „Tekst” jest bardzo chwalonym thrillerem. Muszę przyznać, że autor zawarł w swojej powieści wszystko to, co nęka współczesny świat.
Czy naprawdę do przejęcia czyjegoś jestestwa wystarczy odebranie mu telefonu? Myślę, że po części tak. Cała nasza rzeczywistość coraz szybciej zmierza ku temu, by tak właśnie było. To małe urządzonko ułatwia nam kontakty z ludźmi, ale i ze światem - dzięki niemu jesteśmy na bieżąco z nowinkami wszelakiego rodzaju. To w smartfonie trzymamy zdjęcia, numery bliskich, wiadomości z różnymi osobami. Można wręcz powiedzieć: „Daj mi swój telefon, a powiem Ci, kim jesteś”. Dlatego też nasz główny bohater miał bardzo ułatwione zadanie: udawać najdłużej, jak się da. Nikt przecież nie widział jego twarzy, a z przeczytanych wiadomości Pietii dowiedział się wystarczająco, by nadać swoim odpowiedziom właściwy ton. Ostatecznie wciągnęło go to aż zanadto, rzeczywistość pomieszała się z fantazją. Nagle Ilja nie tylko udawał Pietię, lecz właściwie nim był. Zadanie nie było już zadaniem, a codziennością. Choć opuścił zonę, to znalazł się w zupełnie innego rodzaju więzieniu - dzięki smartfonowi.
 
Autor opisuje dwa przerażające, współczesne zjawiska. Pierwszym jest wspomniany już fakt, jak łatwo oddajemy swój codzienny czas telefonowi. Coraz częściej prowadzimy rozmowę z drugą osobą, jednocześnie co chwilę zerkając w smartfona. Nieliczni potrafią go odłożyć na tak długo, by spędzić czas w rzeczywistości. To małe urządzenie stało się kompendium wiedzy o nas samych, a jego kradzież sprawiłaby wiele problemów. I z tym wiąże się drugie zjawisko - jak łatwo ktoś, kto odebrał nam smartfona, mógłby nas udawać. Widzimy to wyraźnie na przykładzie Ilji, który po prostu wczytał się w zawarte w nim informacje i bez większych problemów przez dłuższy czas udawał Pietię.
 
Strzeżmy się więc smartfonów i ich „mocy”, a może raczej strzeżmy swoich smartfonów. Bo nigdy nie wiadomo, kto zechciałby pobawić się przez chwilę „w nas”.
 
„Tekst” nie przyciąga do siebie wyłącznie poprzez tę realność opisanych w nim wydarzeń. Równie duże znaczenie dla tej pozycji ma nasz główny bohater, Ilja. Nie jest on krwiożerczym zakapiorem, dopiero co wypuszczonym z więzienia i żądnym krwi swojego wroga. Jest zwyczajnym mężczyzną, któremu przez głupotę i upór odebrano siedem lat życia. To, w jaki sposób rozprawił się z Pietią, nie wpływa na jego odbiór. Nie uważałam go za mordercę, raczej za osobę, która w wyniku tragicznych okoliczności zrobiła to, co zrobiła. Kosztem tej jednej decyzji były tak naprawdę dwa życia. Ilja budzi w nas raczej współczucie niż trwogę czy obrzydzenie. Mimo wszystko, mimo tej całej historii odbierałam go jako dobrego człowieka. Pogubił się, owszem. I tutaj znowu na scenę wchodzi nasz autor, który wyposażył głównego bohatera w wachlarz emocji. Ilja tak szczodrze obdarza nas swoimi refleksjami czy odczuciami, że czujemy się częścią tej historii. Jego częścią. Jest tak realny, jak Ty czy ja.
 
„Tekst” czyta się znakomicie, nie tylko przez wzgląd na styl pisania autora, lecz również wciągający, współczesny nam temat. A czy istnieją lepsze książki niż te, które skłaniają nas do refleksji?
Dział: Książki