czerwiec 17, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: powieść fantasy

Anne Bishop, bestsellerowa autorka „New York Timesa”, powraca w drugiej części fenomenalnej trylogii Tir Alainn, zabierając nas w pełną ekscytujących przygód podróż po swoim świecie. Światło i cienie to perełka wśród opowieści gatunku fantasy, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, osnuta mgiełką romansu i pełnej oddania miłości…

Dział: Książki
niedziela, 17 maj 2020 20:09

Mag bitewny: Księga I

Co z człowieka czyni bohatera? Jakie cechy są potrzebne by, stać się tym, którego wielbią tłumy, a jego czyny wysławiane są na cały świat? Życie ma na to swój plan, a miano bohatera trafia nie tam, gdzie chcemy. Nieoczywisty wybór wszak sprawia, że przyszłe czyny zostaną ocenione przez historię, a przez to będzie sprawiedliwie.

Królestwo Furii zalewa armia nieumarłych pod wodzą demona. Potęga wroga zbiera ogromne żniwo, a kolejne armie uginają się pod jego nieprzemożną siłą. Zwykli ludzie zmieniają się w opętanych i zabijają swoje rodziny. Czas opętania naznaczony jest przerażeniem i mrokiem. Jedyna nadzieja spoczywa w rękach magów bojowych, którzy walczą ze smokami u swojego boku. Jest ich coraz mniej, a odwaga, by ich przywołać, maleje równolegle do nadziei.

Falko Dante, niemal całe życie spędził trawiony chorobą w Caer Dour. Jego ojciec był potężnym magiem bitewnym, dopóki nie stał się ofiarą opętania i nie został zabity przez swojego przyjaciela. Chłopak musi żyć z brzemieniem czynów ojca i swojej choroby. W obliczu nadchodzącego zagrożenia robi jednak coś głupiego, a może jest to jedyna słuszna i nieunikniona decyzja?

Mag bitewny trafił w me ręce i sprawił coś niesamowitego. 600 stron, które rozpoczynają niesamowitą przygodę, zabrało mnie w podróż, z której nie chce wracać za żadne skarby. Świetna kreacja bohaterów, nietuzinkowa fabuła, a może po prostu smoki? Co przekonało mnie do księgi pierwszej?

Peter A. Flannery od pierwszych spisanych słów ujął mnie wizją przedstawianego świata, w którym miesza się ze sobą mnóstwo emocji, które wybuchają ze zdwojoną siłą w momentach, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Świetnie zbudowane tło powieści połączył zgrabnie z fabułą, która pochłania czytelnika bez ostrzeżenia. Powitana magią przewracałam karty powieści niestrudzenie. Poznałam nieznane krainy, echa bohaterskich czynów, smoki i mrok, który nadciąga z ogromną siłą.

Jednak Mag bitewny to nie tylko pełna akcji opowieść o walkach, magii i smokach. To także bohaterowie, których kreacja zaskakuje i zachwyca przez całą historię. Magowie słynący z siły i odwagi, smoki siejące postrach i On, z piętnem opętanego ojca i ciałem, które latami trawione przez chorobę niczym nie przypomina tężyzny śmiałka. Kto jednak powiedział, że wątły i niepozorny Falko nie może stać się magiem bitewnym jak jego ojciec?

Autor w niesamowity sposób wplótł tę niepozorność i nieoczywisty wygląd postaci, ukazując jak łatwo zmylić może tężyzna i myślenie schematami. Tu, wśród obłędu, strachu i niepewności liczą się inne wartości, a ilość mięśni nie wyznacza życiowej drogi. Bez problemu obdarzamy Falko sympatią bez cienia współczucia. Od samego początku wierzymy w obraną przez niego ścieżkę i z niecierpliwością wypatrujemy przeszkód, które z pewnością ten niepozorny chłopak jest w stanie pokonać.

A podobno w świecie fantasy było już wszystko...

Mag bitewny udowadnia, że to stwierdzenie jest bardzo nietrafione. Historia kusi świeżością i doskonałością wykonania. Bohaterowie są nietuzinkowi, a ich charaktery podkreślają nie tylko pochodzenie, ale i podejście do życia oraz poziom przerażenia. Całość czyta się szybko, co z pewnością jest zasługą techniki i malowniczego stylu autora. Słowem jest w stanie wyczarować niemal wszystko i kupić czytelnika na długo przed rozwojem wydarzeń.

Brak górnolotnego języka sprzyja lekkości, jaką Mag bitewny z pewnością posiada. Autor postawił na klasyczny wymiar fantastyki i jego powieść w nurcie magii i miecza ma się świetnie. Nutka strachu i obłędu czyhającego na bohaterów z pewnością napędza akcje i tworzy historię niezwykle płynną i nieprzewidywalną. Nie pozostaje więc nic innego jak czekać na kolejny tom z przygodami Falko wprost z królestwa Furii.

 

 
 
Dział: Książki
niedziela, 26 kwiecień 2020 20:43

Wśród Gwiazd

Chociaż Brandon Sanderson zyskał w naszym kraju sporą popularność już jakiś czas temu, to ja swoją przygodę z jego książkami rozpoczęłam dopiero od serii Skyward. I wiecie co? Przepadłam! Książka Do gwiazd była naprawdę świetną, wciągającą przygodą, dlatego nawet bez jakiegokolwiek zawahania sięgnęłam po kontynuację, która właśnie pojawiła się na polskim rynku wydawniczym. I przepadłam ponownie! A tu przede wszystkim dlatego, że Sanderson nie dał mi nawet chwili wytchnienia, tylko od razu wrzucił mnie w potężny wir niesamowitych wydarzeń – nie miałam wyboru, w końcu leciałam do gwiazd!

Przede wszystkim bardzo lubię główną bohaterkę, Spensę. W pierwszej części podziwiałam ją za odwagę, dążenie do celu i śmiałość. Pięknie obserwowało się jej rozwój, zawziętość. Oto dziewczyna, która mimo wszelkich przeciwności losu próbuje spełniać swoje marzenia. Tym razem podziwiałam ją za bycie bacznym obserwatorem, cierpliwość i zachowanie zimnej krwi, bowiem Spensa trafiła do obozu wroga. Oczywiście pod odpowiednią przykrywką, ale jednak wciąż ryzykując życiem. Gdy na ich planecie pojawiła się przedstawicielka obcej rasy, której słowa wszystkich poruszyły, Spensa nie wahała się ani chwili – podjęła się wykonania iście niebezpiecznej misji. W pojedynkę.

Dzięki tej części mamy okazję lepiej zapoznać się ze światem stworzonym przez autora. Porzucamy planetę, po której stąpaliśmy do tej pory i udajemy się tam, gdzie panuje Zwierzchnictwo. Poznajemy panującą tam hierarchię, inne rasy, obowiązujące zasady i zwyczaje, a nawet sposób rozmnażania – niezwykle dziwaczny, nad którym sporo rozmyślałam, bowiem być może ja czegoś nie zrozumiałam, ale bardziej przypominało to łączenie się dwóch osób w jedną, zamiast pojawienia się trzeciej… Ale co zrobisz, kosmici to kosmici. Każdy ma swoje sposoby na przetrwanie. Obserwujemy to wszystko u boku Spensy, która niejednokrotnie nie może wyjść ze stanu zdziwienia. Jednak wie, że musi odkryć pewne sekrety i tajemnice Zwierzchnictwa, aby uratować swoją planetę i przyjaciół. Nie spodziewała się chyba jednak tego, że przyjaciół można odnaleźć nawet wśród potencjalnych wrogów.

Cały czas oscylujemy wokół klimatu międzygwiezdnych lotów i kosmicznej wojny. Konflikt jest tutaj rzeczą oczywistą, a czytelnik ma okazję nieco lepiej zgłębić pobudki nieprzyjaciela, podobnie jak i główna bohaterka działająca pod przykrywką. Uwielbiam sposób, w jaki Sanderson to wszystko opisuje – z taką lekkością pióra, tak barwnie i przyjemnie. Choć to dopiero moje drugie spotkanie z jego twórczością to muszę śmiało przyznać, że czyta się to po prostu genialnie. Płynie się przez tę powieść, nie można się tutaj nudzić, bo wszystko jest interesujące, przyciąga nas, porusza wyobraźnię, nie brakuje też akcji i jej dobrego tempa. A pojawiające się tajemnice tylko podsycają i tak już dobrą atmosferę! To naprawdę świetnie wykreowany, niezwykle intrygujący świat.

Tak, akcja nie zwalnia choćby na chwilę, a czytelnik już od samego początku zauważa, że sporo się tutaj dzieje i nikłe szanse na to, aby uległo to zmianie. Oczywiście działa to jak najbardziej na plus! Podobnie jak te cudowne grafiki statków kosmicznych, które są świetnym ukłonem w stronę odbiorców i jeszcze bardziej pobudzają wyobraźnię. Tak naprawdę losy Spensy są świetną, przemyślaną historią i widzimy, że dziewczyna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wiemy, że to jeszcze nie koniec. Że nasza przygoda wśród gwiazd będzie trwać. Uwielbiam te sekrety, które trzymają mnie stale w ryzach oraz relację Spensy z M-botem, a jakże mocno ciekawi mnie to, co jeszcze Spensa w sobie skrywa! Tak, ciekawość zżera.

Jestem naprawdę oczarowana dziełem Sandersona. Świetne, klimatyczne science-fiction, w którym nie brakuje akcji i przygody. To niesamowicie wciągająca opowieść, której nie sposób odłożyć na półkę. Wśród gwiazd to naprawdę godna kontynuacja pierwszego tomu, równie dobrze napisana i intrygująca. Zdecydowanie czekam na więcej!

Dział: Książki
piątek, 24 kwiecień 2020 13:34

Wielkie polowanie

Niebezpieczeństwo i chęć przygody. Te dwie siły stanowić mogą o życiu każdego z nas. To one są w stanie przekonać nawet największego tchórza, że nadszedł czas działania. Strach może zmusić nas do ucieczki i walki, ciekawość sprowadzić na manowce. Którą z dróg należy wybrać?


Rand al'Thor może zapomnieć o niewinności. Odkrył, kim jest i jakie zadania czekają go w przyszłości. Przez jeden krótki moment myśli, że jego los tworzy on sam, ma nad nim władzę. Tę kruchą wizję niszczy przybycie władczyni Aes Sedai, otoczonej przez kobiety pragnące zniszczenia Randa. Musi ukrywać swoją tożsamość, by uniknąć zagłady.

Niespodziewanie przed młodzieńcem i jego przyjaciółmi otwierają się nowe drzwi do niesamowitej przygody. Gdy ginie niezwykły artefakt to Rand z towarzyszami musi go odnaleźć. Rozpoczyna się Wielkie polowanie. Kłębiące się intrygi i tajemnice, nawet na chwilę nie pozwolą na utratę czujności. Dokąd zaprowadzi ich ta przygoda?


Robert Jordan niezaprzeczalnie stworzył światy, które wciągają czytelnika niemal natychmiast. Choć w Oku świata czuć było mocno zamiłowanie do Tolkiena, to Wielkie polowanie zaczyna nabierać nowego wydźwięku. Czy autor odnalazł drogę, którą chce kroczyć?


Niemal od pierwszych słów spisanych na kartach powieści, czytelnik ma pewność, że o to trzyma w rękach kolejną przygodę, której nie będzie chciał skończyć. Intryga goni intrygę, a światy otwierają przed nami kolejne zakamarki. Nie wiesz komu zaufać, jednak zew przygody i aura tajemnicy ciągną cię naprzód. Jordan umiejętnie rozplanowuje akcje i pozwala toczyć się jej swoim tempem.

Bohaterowie dojrzewają, bez problemu można wyczuć w ich zachowaniu nową dawkę inicjatywy, werwy zagrzewającej do działania. Łatwiej się z nimi utożsamić i kibicować w kolejnych krokach na drodze do przeznaczenia. Sporo się tu dzieje, autor nadaje wyrazistości nie tylko głównym bohaterom, ale stara się też przykuć uwagę czytelnika drugim planem, nie mniej ważnym, albowiem to, co w tle może okazać się równie fascynujące.

Wielkie polowanie to czysta czytelnicza przyjemność. Styl autora ewoluuje, opisy działają niczym zapalnik mający rozpalić naszą wyobraźnię. Widać różnice w zachowaniu bohaterów, poszerza się nasza wiedza na temat poszczególnych ludów i ich zamieszania w polityczne i magiczne potyczki. Już nie tylko Czarny jest tym złym, nie tylko jeden lud potrafi władać magią. Akcja nabiera rumieńców, które z pewnością uzyskamy i na swojej twarzy, gdy z zapałem poznawać będziemy bieg wydarzeń.


A dzieje się sporo.

Dbałość o szczegóły, tak ważne w tworzeniu postaci, nacji i całych światów. To dzięki niej znamy tradycje i zwyczaje, które stanowią podkreślenie ich różnorodności, wyjątkowości. To niesamowite pole do popisu dla naszej wyobraźni. Wielkie polowanie czyta się o wiele szybciej i przyjemniej niż poprzedni tom. Wyrazista, pełna emocji i zwrotów akcji powieść, która dopiero otwiera przed nami wachlarz swoich możliwości, a już skrada serca i zaprząta umysł.

Bez problemu powróciłam w znane mi rejony, ponownie pokochałam pęd akcji i polubiłam się z Randem i jego towarzystwem. Z wypiekami na twarzy wyczekiwałam przygód, intryg i niespodziewanego. Z radością stwierdzam, że coraz mniej tu Tolkiena a coraz więcej Jordana, który w swoim stylu potrafi porwać czytelnika w niesamowitą podróż, która staje się ucztą dla duszy łaknącej fantastyki w ciekawym i porywającym wydaniu.

Dział: Książki
czwartek, 02 kwiecień 2020 19:25

Pamiętnik 8-bitowego wojownika. Nowy wojownik

Seria o wieśniaku Runcie, Cube Kid pt. Pamiętnik 8-bitowego wojownika, który chciał zostać wojownikiem, liczy już kilka tomików opowiadań dla dzieci. Teraz do kompletu dostajemy dwa zeszyty komiksowe z rysunkami Jez i kolorowaniem Odone. To pełne kolorów i humoru opowieści o dążeniu do własnego celu, który jest bardzo sprzeczny z tym, co oczekuje od bohatera, a właściwie dwóch, społeczeństwo i najbliższa rodzina. Pierwszy tom pt. Nowy wojownik jest wprowadzeniem do historii dla tych, którzy książek Cube Kida jeszcze nie czytali.

Poznajemy tu zwykłego chłopca Runta, który jest fanem wojownika Steave’a i dąży on do tego, by stać się właśnie jak on. Jednak nie jest to łatwe. Może i Runtowi nie brakuje odwagi - no, może jednak trochę brakuje, bo zwiewa przed zombiakami gdzie pieprz rośnie - ale brakuje mu akceptacji. Rodzice krzywo patrzą na całonocne eskapady poza wioskę, nauczycielom nie pomyśli wysłuchiwać jakiś dyrdymał o zabijaniu Endermana zamiast handlu z nim jak każdy wieśniak by zrobił. Prawilny wieśniak z Minecrafta sadzi marchewki i w głowie mu tylko szmaragdy. Noc przecież powinna służyć do spania! Noc jest zła i pełna potworów! Ale Runt ma inne plany: zabicie Endermana i zdobycie perły kresu, dzięki której może dostać się do Kresu i może nawet zabić Smoka Kresu. Zwrócę tu przy okazji uwagę, ze tłumaczka Agnieszka Wawrzkiweicz nie nadała Kresowi polskiej nazwy, a została przy międzynarodowej nomenklaturze. Dlatego znajdziemy tu End jako krainę i panującego w niej Smoka Endu.

Ale nie tylko historia Runta tu zostaje nam pokazana. Po drugiej, można powiedzieć ciemnej stronie jest przecież świat zombiaków. Przypadkiem Runt spotyka jednego z nich, Blurpa. Uciekając wieśniak gubi plecak z książkami, m.in. Pamiętnikiem nooba (btw. został wydany w Polsce właśnie jako Pamiętnik 8-bitowego wieśniaka wojownika). To właśnie ta lektura zmienia postrzeganie Blurpa – on chce być właśnie wieśniakiem. Chce zaprzyjaźnić się z jednym z nich i porozmawiać, a nie straszyć, gonić i zjadać, choć wieśniacy nadal mu smacznie pachną. Dlatego tak jak wcześniej Runt, musi odejść z pełnej swoich jaskini, w której jednak nie był rozumiany.

Obydwu młodzieńców ucieka więc ze swoich domów i zrządzeniem losu spotykają się w lesie, gdzie przyjdzie im walczyć nie tylko z mobami, ale i własnymi uprzedzeniami czy przyzwyczajeniami wyniesionymi ze swojej społeczności. Nowy wojownik jest piękną historią o poszukiwaniu tożsamości i dążeniu do celu.

Dział: Komiksy
czwartek, 26 marzec 2020 17:30

Zapowiedź: Dom między chmurami

Miłość, poświęcenie i zdrada w pasjonującej opowieści fantasy, w której słowiańska mitologia miesza się z barbarzyńskimi kultami i wszechobecną magią.

Dział: Książki
wtorek, 24 marzec 2020 10:55

Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety

Ruś może nie jest tak piękna dla kogoś, kto całe życie spędził w Cesarstwie, ale po jakimś czasie można się przyzwyczaić do jej twardego uroku. Zresztą, Mordimer Madderdin zrobi wszystko ku chwale Ojca Najwyższego- skoro Bóg skierował ścieżki swojego wiernego sługi w to pełne pogaństwa miejsce, to na pewno miał w tym swój cel, z którym nie można polemizować. Takie są wyroki Pana. A ponadto inkwizytor ma jeszcze jeden powód do zadowolenia z przymusowego pobytu na tych dzikich terenach- Nataszę, z którą połączyła go nie tylko magia wizji, ale również szczere przywiązanie. Księżna Ludmiła ma jednak coraz to nowsze plany odnośnie skromnej osoby Mordimera, razem ruszają w podróż przeciwko buntownikowi i choć bitwa kończy się wygraną ruskiej księżnej, to przed naszymi bohaterami kolejne problemy. Cesarstwo chce z powrotem swojego inkwizytora, a "dobre" wieści przekazuje Madderdinowi Nontle, afrykańska księżniczka, a także badaczka wszelakich anomalii, znajdujących się na świecie. Coś jednak w zachowaniu Mauretanki nie do końca świadczy o jej szczerości względem Bożego sługi... i już Mordimera w tym głowa, aby znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania.

Nawet nie pomyślałabym, że moja przygoda z inkwizytorem Mordimerem Madderdinem trwa już piętnaście tomów! Co prawda nie miałam szansy przeczytać wszystkich części cyklu, ale na tyle poznałam już głównego bohatera, że potrafię zauważyć zachodzące w owej postaci zmiany. Ale o tym zaraz. Nie wiedzieć czemu, opowieści o inkwizytorach ciągle w jakimś stopniu kojarzą mi się z... Wiedźminem. Może to przez fakt, iż obaj główni bohaterowie należą raczej do milczków, dbających o własne dobro, a może też przez to, że na swojej drodze napotykają przeróżne istoty, o jakich nigdy nam się nie śniło. W każdym razie do obu -i do Geralta, i do Mordimera- mam ogromny sentyment, jako że przygodę z nimi rozpoczęłam jeszcze w liceum. 

Mordimer Madderdin- inkwizytor, pokornie służący Bogu, niebojący się wyrazić jasno (choć kulturalnie) swojego zdania na dany temat. Pamiętam go jeszcze jako mężczyznę, który na uwadze miał nie tylko ścieżki wytyczone mu przez Pana, ale również wino, kobiety i śpiew (no, to ostatnie może nie do końca). Parał się zabijaniem potworów, bez skrupułów zabierając należną mu zapłatę. Choć działał w imię Boga, to nigdy nie określiłabym go jako litościwego- wróg to wróg, a jego los może być tylko jeden. Teraz, mam wrażenie, nasz główny bohater nieco złagodniał. Co prawda Ruś nie należy w jego mniemaniu do idealnych miejsc do życia, lecz dla dobra Nataszy gotowy jest na poświęcenie. No właśnie, Natasza. Kobieta, a może jeszcze dziewczyna, która skradła jego serce, mimo że inkwizytor nigdy nie przyzna się do tego ani przed nami, ani przed sobą. Ciekawe, jak dalej potoczą się losy tej zawadiackiej dwójki.

Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety to tom skupiający się po części na damskiej stronie całej historii. Ludmiły, księżnej Rusi, nie muszę Wam już raczej przedstawiać- każdy pamięta, w jak malowniczy sposób pozbyła się swojego męża (zresztą, pan Piekara raczy nam usłużnie o tym przypominać). Kanciasta, mało urokliwa, dbająca tylko o siebie samą, porywcza- to jedyne określenia, jakie przychodzą mi na myśl o tej władczyni. Z drugiej strony mamy słodką Nataszkę, która swoim anielskim wyglądem zwiodłaby niejednego mężczyznę. Gdyby, oczywiście, ktoś nie wiedział, iż była wychowanką wiedźmy Olgi, a jedno machnięcie jej dłoni może przyprawić człowieka o niewypowiedziane katusze. Nie mogę także zapomnieć o badaczce Nontle, niezwykle pięknej, ale i niebezpiecznej kobiecie, z którą Mordimer miał styczność po raz pierwszy podczas podróży na Ruś. Teraz spotykają się ponownie, acz inkwizytor nie wyczuwa w niej żadnych dobrych zamiarów. Te trzy kobiety mogą przyprawić niejednego o palpitacje serca, i to bynajmniej nie z powodu ich pięknych twarzy.

Przy każdej nowej części cyklu inkwizytorskiego obiecuję sobie, że w końcu cofnę się nieco w czasie i wrócę do tomów rozpoczynających przygodę inkwizytora Mordimera Madderdina. Nigdy jednak nie mam na to czasu, a poza tym... zawsze zapomnę. Teraz, z czystej ciekawości, chciałabym jeszcze wrócić do początków, aby móc dokładniej porównać sobie owego Bożego sługę wtedy oraz teraz. Dla czystej przyjemności, oczywiście. W końcu nic dziwnego, że przez piętnaście tomów główny bohater się zmienił. 

Dla wszystkich fanów twórczości pana Jacka Piekary książka jest lekturą wręcz obowiązkową, choć więcej w niej potyczek słownych, niż fizycznych. Dla tych, którzy jeszcze nie poznali się na piórze naszego polskiego autora, sugeruję rozpoczęcie przygody od tomu pierwszego. Na pewno się nie zawiedziecie!

Dział: Książki
niedziela, 08 marzec 2020 20:41

Żółte ślepia

Najtrudniejszą sztuką w życiu każdego człowieka jest bycie sobą. Życie w zgodzie z naturą, własnymi przekonaniami i ludźmi stanowiącymi nasze najbliższe otoczenie nie jest łatwe. Niektórym udaje się zachować siebie w czasach niesprawiedliwości i zmian. Inni muszą dokonać wyboru. Tylko czy można być gotowym na porzucenie siebie?

Medvid to człowiek leśnych kniei, jest bardzo oddany swoim poglądom, ale i przyjaciołom. Choć czuje, że nie nadaje się do życia na dworze królewskim, wspiera króla Bolesława. Niestety dla osoby, która całym sobą wierzy w tradycje słowiańskie, chrystianizacja okazuje się ciężkim czasem. Podporządkowanie się nowym zasadom nie jest łatwe.

W niewyjaśnionych okolicznościach ginie Bolesław i wszyscy dworzanie, również ukochana Medvida. Mężczyzna wyruszy w podróż w celu odszukania zaginionych. Ma przeczucia, że stoją za tym demony i złe duchy Półmroku. Jego towarzyszami w wyprawie staną się Gosława, wiedźma oraz mały domowy skrzat. Świat pełen przygód, przeszkód i nadprzyrodzonych stworzeń staje przed nimi otworem. Czy walka ze złem zakończy się zwycięstwem?

Żółte ślepia patrzą na ciebie ukryte gdzieś w mrocznej części lasu. Obserwują cię nieustannie. Czekają. Ty nie poddawaj się oczekiwaniu i sięgnij po powieść spod pióra Marcina Mortki już teraz. Daj się porwać słowiańskiemu wiatru i rozpocznij przygodę, która zapada w pamięć.

Marcin Mortka zaskoczył mnie już na początku mojej podróży. Piękny, niezwykle plastyczny język, którym tworzy swoją powieść, niemal natychmiast porywa czytelnika i nieustannie trzyma, aż do ostatniej kropki. Żółte ślepia pochłania się bardzo szybko. Tempo akcji niespiesznie wzrasta, a nagromadzenie przygód nie pozwala nawet na moment odłożyć książki na półkę.

To ogromna dawka słowiańskiego ducha, doprawiona humorem i świetną kreacją bohaterów. Niemalże natychmiast obdarzasz ich sympatią i z napięciem wyczekujesz kolejnych zwrotów akcji. Mnie ujęła Gosława. Jej gorący temperament i umiejętności rządzenia mężczyznami zapadają w pamięć. To chodzący sarkazm i worek przekleństw, które całkowicie nie pasują do jej drobnej postawy. Nie można też pominąć skrzata, mistrza narzekania w każdej sytuacji.

Nagle sympatia przepełnia cię od środka, a czytanie jest przyjemne, klimatyczne i często zaskakujące. Marcin Mortka stworzył historię pełną przygód, zwrotów akcji i niepewności. Ludzie wciąż jeszcze wierzą w dawne mary, biesy i stworzenia. Sam chrzest nie wyzwolił ich umysłów z tego, w czym się wychowywali przez pokolenia. To nadaje kolorytu całości, która skonstruowana jest jako zamknięta całość, ale czy na pewno? Niewielka furtka daje nadzieje, na powrót do świata, w którym Medvid poświęca siebie, by odnaleźć przyjaciół.

Walka, z wrogiem i ze samym sobą wykuta w kamiennych tabliczkach. Świetnie napisana opowieść łącząca w sobie historię i fantastykę w czystej postaci. Pierwotne zło i nowa wiara. Natura i życie wśród wygód. Niebezpieczeństwo i humor. Żółte ślepia to niemal idealna mieszanka lęków i pragnień. Spisana natchnionym piórem, zabiera czytelnika w podróż, która nie zawsze jest przewidywalna, ale bardzo często kradnie serce.

Bawiłam się świetnie wśród wierzeń, humoru i sarkazmu. Śmiech i zaciekawienie, radość i zniecierpliwienie. Tak, to lektura warta spędzonego z nią czasu. Szczególnie gdy mity i legendy są twoją drogą w czytelniczym świecie.

Dział: Książki
wtorek, 25 luty 2020 16:30

Wilcze dzieci tom 3

Mamie wydawało się, jakby w ciągu tej jednej nocy cały świat narodził się na nowo.

Jestem już po lekturze trzeciego, a zarazem ostatniego tomu serii „Wilcze dzieci” i jest mi ogromnie przykro, że ta piękna historia już się skończyła. Chętnie poznałabym dalsze losy wilczego rodzeństwa. 

Zarys fabuły

Yuki postanowiła, że będzie człowiekiem, natomiast Ame nie pragnie niczego innego, jak bycie wilkiem i opiekowanie się innymi zwierzętami. Ich drogi się rozeszły, a rodzeństwo musiało się rozstać. Ame wyruszył w góry, natomiast Yuki pojechała uczyć się w gimnazjum. Jak rozłąkę zniesie ich mama, która przecież już tak wiele do tej pory w życiu straciła...

Moja opinia i przemyślenia

„Wilcze dzieci” to mądra, ciepła i poruszająca opowieść, jak również bardzo ładnie narysowana manga. Gdy skończyłam czytać trzeci tom, poczułam ogromny smutek. Seria pozostawiła po sobie wiele niedomówień i miejsca na domysły, ale również i żalu, bo przecież kiedyś również i moje dzieci dorosną, a potem wyfruną z gniazda. Na szczęście będę miała na oswojenie się z takim stanem rzeczy trochę więcej czasu niż wilcza mama. 

Historia przedstawiona w mandze jest wielowarstwowa, a ja wciąż pozostaję pod ogromnym wrażeniem tego, w jaki sposób Autorowi udało się połączyć powieść obyczajową z nutami fantastyki. To takie okruchy życia, okraszone lekkim humorem i wilczymi dodatkami. Poważne tematy otoczone nutką niezwykłości. Rzecz nietypowa, która jednak okazała się strzałem w dziesiątkę i udała się po prostu wspaniale.

Zastanawiam się, jak to się stało, że dopiero teraz, pięć lat po wydaniu mangi w Polsce, udało mi się sięgnąć po „Wilcze dzieci”. Ogromnie cieszę się, że ostatecznie trafiłam na ten tytuł i miałam możliwość przeżycia wspaniałej przygody. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko obejrzeć anime, na którym wzorowana jest manga. 

Podsumowanie

„Wilcze dzieci” to piękna, wzruszająca historia, którą serdecznie wszystkim polecam. Myślę, że każdy odnajdzie w niej coś dla siebie. Niezależnie od tego, czy lubi fantastykę, czy wcale za nią nie przepada. Polecam z całego serca, zdecydowanie warto zagłębić się w tak wartościową lekturę. 

Dział: Komiksy
wtorek, 25 luty 2020 16:27

Wilcze dzieci tom 2

Ōkami kodomo no Ame to Yuki

Zazwyczaj dzieje się tak, że na podstawie książek powstają ekranizacje (w wypadku mang, na ich podstawie powstają anime lub dramy). Tym razem było jednak inaczej. „Wilcze dzieci” to manga narysowana na podstawie filmu o tym samym tytule. Wydana została po jego niewątpliwym sukcesie (film ten zarobił ponad 4 miliardy jenów, tym samym, zajmując piąte miejsce na liście najlepiej zarabiających filmów w Japonii w 2012 roku). 

Zarys fabuły

Yuki prosi mamę, by, tak jak inne dzieci, mogła iść do szkoły. Hana niechętnie godzi się postać tam córkę, upominając ją jednak, by nigdy nikomu nie pokazywała swojej wilczej postaci. Pomóc ma jej w tym dziecięca rymowanka. Yuki szybko odnalazła się w szkolnym towarzystwie, gdy jednak nadchodzi kolej jej brata, on czuje się tam zupełnie zagubiony. Wie, że wśród ludzi nie ma dla niego miejsca. Życie rodziny płynęłoby dalej, zupełnie spokojnym nurtem, gdyby nie pojawienie się w szkole nowego kolegi, który nie potrafi pogodzić się z tym, że Yuki z jakiegoś powodu go unika. Jak potoczy się ich wspólna historia?

Moja opinia i przemyślenia

Przyznam, że po przeczytaniu mangi mam ogromną ochotę na obejrzenie anime. Historia jest tak wciągająca i nietypowa, że wcale nie dziwi mnie jej sukces. Powiem szczerze, że po raz pierwszy spotykam się z obyczajową fantastyką. Ten gatunek był mi do tej pory obcy i wciąż zadziwia mnie, że można było umieścić w nim tak interesującą fabułę. 

Kreska komiksu jest prosta, ale pełna uroku i drobnych szczegółów. Przyjemnie obserwuje się, jak bardzo z biegiem lat, z tomu na tom, zmieniły się tytułowe Wilcze Dzieci. Yuki z drugiego tomu to śliczna, młoda panienka, która przestała być chodzącą kulką z uszami. Ame natomiast wyrósł na prawdziwego słodziaka, pozbywając się roli ciamajdy z pierwszego tomu. Jestem ogromnie ciekawa, jak rodzeństwo prezentowało się będzie w trzeciej (ostatniej) części. 

„Wilcze dzieci” to jednak nie tylko czysto rozrywkowa historia. To również opowieść o sile matczynej miłości,  ludzkiej dobroci i bezinteresownej życzliwości. Hana poradziła sobie na nowej drodze życia tylko dzięki pomocy swoich nieocenionych sąsiadów, którzy postanowili zadbać o nią i jej pełne energii dzieci. 

Podsumowanie

„Wilcze dzieci” to śliczna, ponadczasowa historia, którą zinterpretować można na wiele różnych sposobów. To wciągająca, a zarazem wartościowa lektura. Ogromnie cieszę się, mogąc zabrać się za czytanie trzeciego, niestety ostatniego już tomu. Tytuł z całego serca polecam i to nie tylko miłośnikom mang. 

Dział: Komiksy