Rezultaty wyszukiwania dla: Jez
Idefiks i Nieugięci. W tej dzielnicy żadnej łaciny
Jest 52 rok przed narodzeniem Chrystusa. Cała Lutecja jest podbita przez Rzymian… Cała? Nie! Grupa nieugiętych zwierząt dowodzona przez Idefiksa nadal opiera się najeźdźcy!
Jestem wielką fanką przygód Asteriksa, ale o nim chyba już wszystko zostało opowiedziane. Dlatego bardzo ucieszyłam się widząc nowy komiks dla młodszych czytelników „Idefiks i Nieugięci”, który opowiada o przygodach znanych nam z popularnej bajki zwierzaków.
Zarys fabuły
Po pokonaniu galijskiego przywódcy Kamulogena przez generała Labienusa dzielny piesek Idefiks organizuje ruch oporu, żeby bronić galijskiego miasta przed rzymskim okupantem. Idefiks wraz ze swoją przyjaciółką Frygą, kocicą Przecherą i buldogiem Rygoriksem przychodzi z pomocą tym, którzy ponieśli konsekwencje rzymskiej okupacji…
Komiks składa się z krótkich, przepełnionych dobrym humorem historyjek o Idefiksie i jego przyjaciołach, którzy dzielnie stawiają czoła psom i kotom należącym do Rzymian. Zwierzęta radzą sobie mimo tego, że nie mają do dyspozycji magicznego napoju.
Moja opinia i przemyślenia
Pierwszy album zawiera trzy historie z niespodziewanymi gośćmi, dobrze już znanymi fanom Asteriksa: „Piłeczka Loftki”, „Fluctuat N-Iczk! Mergitur!” oraz „Labienusie, nie dopadniesz mnie!”. Myślę, że w temacie Asteriksa i Obeliksa powiedziane zostało już dosłownie wszystko, a jednak zarys fabularny i klimat historii jest tak świetny, że aż żal byłoby go nie wykorzystać. Dlatego ani trochę nie dziwi mnie, że powstała zwierzęca odsłona, nadająca się dla jeszcze młodszej publiczności. Dodatkowo zeszyt jest kwadratowy i ma na tyle niewielki format, że wygodnie mogą go czytać również mniejsze dzieci.
Nowy album został narysowany przez Jeana Bastide'a („Ptyś i Bill”) i Philippe'a Fenecha („Kumpelki”), dwóch młodych artystów, którzy starali się utrzymać możliwie jak najbliżej stylu geniuszy René Goscinny’ego i Alberta Uderzo. Muszę przyznać, że świetnie im to wyszło i rysunki z komiksu „Idefiks i Nieugięci” mają iście Asteriksowy klimat.
Podsumowanie
Jestem bardzo zadowolona, że miałam okazję poznać komiks „Idefiks i Nieugięci”. To przyjemny dodatek do jednej z moich ulubionych serii, jaką od bardzo dawna jest „Asteriks”. Żałuję, że nie istniał za czasów mojego dzieciństwa, ale przynajmniej teraz tytuł mogę podsunąć swoim własnym pociechom. Komiks serdecznie polecam! To świetne historyjki dla nieco młodszych czytelników niż ci, do których skierowane są przygody Asteriksa.
Zapowiedź: Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków
Te historie są jak Koźlaczki – ekstremalne. Ekstremalnie magiczne, urocze i rozrywkowe!
Z rodziną Koźlaczek jedno jest pewne – nie będzie cicho, spokojnie ani skromnie. Chaos mieszka w ich szafach, zamęt wygląda zza rogu, przygoda łasi się do nóg jak kot.
Zapowiedź: Faceci w gumofilcach
Superbohater ze ściany wschodniej powraca. Nieświeża onuca upchnięta w filcowo-gumowym kamaszu odciśnie swe piętno na obliczu świata (i na niejednej bardackiej gębie).
Zapowiedź: Nakręcana Dziewczyna. Pompa Numer Sześć
„Te opowiadania, drapieżne, inteligentne i precyzyjnie odmalowane, zaliczają się do moich ulubionych „okrutnych historii" i dydaktycznych przypowieści XXI wieku. Paolo Bacigalupi ewidentnie jest piątym jeźdźcem Apokalipsy, no wiecie, tym, co w wolnym czasie pisuje fantastykę". – Kelly Link, autorka „Magii dla początkujących"
Witajcie w Rosji
„W naszym Kraju (Rosji) polecenia z góry nadają tylko prawny kształt zbiorowej nieświadomości”.
Ciekawy zbiór opowiadań, nie wszystkie najwyższych lotów, ale kilka prawdziwych perełek. Zwłaszcza przy „Protezie” znakomicie bawiłam się, chociaż płynęły szalenie gorzkie przesłania. Zgadzałam się ze spostrzeżeniami autora, jakbym patrzyła na otaczającą mnie rzeczywistość, konsumpcjonizmem na pokaz, ślepą pogonią za nowinkami w branży technologicznej i kosmetycznej. Nie trzeba wyjechać do Rosji, żeby takie trendy znaleźć, są obecne także w polskich realiach. Rewelacyjne zakończenie, dosadnie podsumowujące to, co dzieje się w wielu umysłach młodych ludzi, choć zdarza się i w starszych, przesadnie nabitych reklamowymi przekazami bazującymi na uzyskaniu efektu poczucia wyjątkowości u odbiorcy. Najlepszy utwór w „Witajcie w Rosji”, dlatego na początku zwracam na niego uwagę.
Opowiadania poruszały się po współczesnych rosyjskich klimatach, z różnych ujęć i przybliżeń. Bazowały na opisie rzeczywistości z uwzględnieniem politycznych, społecznych, ekonomicznych i medialnych aspektów funkcjonowania w przestrzeni Rosji. Kraj oficjalnie osadzony na filarach historycznej dyktatury, współczesnego autokratyzmu, z wysokimi piętrami zakłamania i korupcji, z podziemnymi podkopami oligarchicznych ambicji i ograbiania ludności. Dmitry Glukhovsky atrakcyjnie wprowadził elementy prawdziwych zdarzeń, miejsc, osób i idei do fantastyki. W dużej mierze zdał się na skojarzenia, symbolikę, ironię i karykaturę. Zupełnie jakby jedynie satyra mogła ogarnąć ogrom tandety i ohydztwa z lotu ptaka i w zbliżeniu na grupę społeczną lub jednostkę. Czasem science fiction wkradało się na początku utworu, kiedy indziej dopiero w zaskakujące zakończenie. Nie było przekombinowanych tekstów. Proste i czytelne przekazy zapakowane w gorzką prześmiewczą zabawę, z ponurymi i niezbyt budującymi przesłaniami.
„From Hell” wypełniał świetnie skrojony absurd i jakże wymowna myśl przewodnia. Fatum unosiło się nad syberyjską ekspedycją i jej odkryciami. „Co i po ile” przerażało wydźwiękiem tego, co działo się za szybami eleganckiego szklanego wieżowca. Za omamami nowoczesności kryła się niby nowa Rosja, a po staremu przegniła rządzą władzy i pieniędzy. „Panspermia” nie w pełni przekonywała. Dwujęzyczna narracja przeszkadzała, ale znakomicie oddawała klimat panujący na kosmicznej wyprawie. Natomiast finalna odsłona dawała pole do popisu dla wyobraźni. Rewelacyjnie bawiłam się przy „Nim ucichnie wiatr”, opowiadanie dobitnie pokazało kondycję współczesnych programów telewizyjnych, jak ogłupiają masową publikę, schodzą do pierwotnych tematów, wykluczają inteligencję i refleksję. I jeszcze symboliczne wianie wiatru z Zachodu. Także „Główne wiadomości” zwracały uwagę na miałkość i bzdurność emitowanych informacji.
Kapitalne rozwiązanie zaproponował „Szczytny cel”. Dziwaczne i kuriozalne, ale większość polityków uwzględniało. „Każdemu według potrzeb” przyglądało się osobie, która mając wszystko, co tylko mogła sobie wymarzyć, stanęła przed murem braku dalszego uzasadnienia istnienia. Wycinka drzew natychmiast przywoływała niezbyt wesołe refleksje. Króciutkie „Oni czasem wracają” a jakże silne w przekazie, z katastroficznym wydźwiękiem dialogu prowadzonym przez Pierwszego i Drugiego, skontrastowanym z wakacyjną scenerią. „Utopia” ukazywała dwustronność pojmowania wolności jednostki, „Jedna dla wszystkich” kulisy podtrzymywania dumy z ojczyzny, „Objawienie” demograficzne połączenie narodowego lidera i kościoła prawosławnego. Uśmiałam się przy „Na dnie”, opowieści o pijaczkach, telewizyjnej propagandzie i sprzeniewierzeniu środków państwowych. Lekkie w formie, ale z wnikliwym spojrzeniem na rosyjską rzeczywistość.
„Deus ex Machina” sięgnęło do mechanizmów przeprowadzania pozornych wyborów, interpretacji czynnika ludzkiego, martwych dusz, ingerencji według wskazań, podziemnego rynku głosowania. I kolejny udział kosmitów, w „Nie z tego świata” zestawiało owieczki z elektoratem, duchowieństwo z deputowanymi, a w tle gigantyczny głaz mający staranować Ziemię. „Przed i po” weszło w zapomniane rosyjskie osady, gdzie posiadanie działającego odbiornika telewizyjnego jawiło się jako szczyt marzeń i wyróżnienie. Jednak bez względu na to, co pokazywał, lub nie, szklany ekran, nic w wioskowych i sąsiedzkich realiach nie zmieniło się, gdyż „Rosji nie da się objąć rozumem...”.
Krzyk 5
Samantha wiedzie w miarę spokojne życie u boku swojego chłopaka, Richie'go. Oddalona od domu rodzinnego, czuje się wreszcie wolna od tragicznych wydarzeń, którymi przesiąknięte jest Woodsboro. I choć pozostawiła tam matkę i siostrę, nie zamierza wracać. Daleko od domu nie może krzywdzić bliskich. Wszystko zmienia się jednak w ułamku sekundy, gdy odbiera telefon od Tary- siostra informuje ją o ataku człowieka ubranego w maskę Ghostface'a. Ktoś znowu postanowił ożywić legendę Woodsboro, przywdziewając jego przebranie i chwytając za nóż. Wszyscy myśleli, że po ostatnim ataku historia wreszcie odnalazła zakończenie, a jednak legenda wciąż żyje. Sam musi stawić czoła temu, co pozostawiła w rodzinnym miasteczku. Musi obronić siostrę przed psychopatą.
Niewielu spośród nas, grozomaniaków, nie kojarzy kultowej już serii filmów pt. "Krzyk". Szczególnie, że dorobiła się również i komediowej wersji- w jednej z części "Strasznego filmu" odnajdujemy nawiązania do powyższej produkcji. Niektórzy twierdzą, że pewne dzieła kinematografi powinny zakończyć się po dwóch lub trzech częściach, ponieważ rozciągany pomysł zazwyczaj przynosi odwrotne od zamierzonych efekty- historia w nim zawarta jest już tak naciągana, że zazwyczaj bawi zamiast przerażać. Prezentowany dziś film to piąta część, pozostaje więc jedno pytanie- czy podczas seansu dał się odczuć efekt zwany "odgrzewanym kotletem"?
Na wstępie zaznaczę jeszcze, że pierwsze filmy z serii oglądałam wiele lat temu, jeszcze w czasach, gdy można je było znaleźć w telewizji. Nie uważam ich za jakieś mega ambitne, aczkolwiek mają w sobie coś, co potrafi przyciągnąć do siebie odbiorcę. I choć nie pamiętałam szczegółów poprzednich produkcji (nie wiem, kiedy przeleciał ten czas od stworzenia jedynki aż do piątki), to miałam nadzieję, że historia nie ewoluowała tak, bym bez znajomości poprzedników nie mogła połapać się w całości. Jedno mogę rzec- zamysł jest ten sam.
Część mieszkańców Woodsboro pragnie jak najszybciej zapomnieć o morderczych wydarzeniach sprzed lat, inni wręcz napawają się krwawą historią miasteczka. Ghostface bowiem -jak każdy seryjny morderca- ma wielu fanów. Ich spokój był tylko tymczasowy, atak na Tarę był tym, który zapowiadał nadejście kolejnego psychopaty. Początkowo wydaje się, że sprawca wybiera ofiary bez żadnego klucza. Szybko jednak okazuje się, że Sam i osoby, z którymi połączyła siły, są w błędzie. Morderca ma plan. I listę osób, które chce pozbawić życia.
"Krzyk" to tego rodzaju film, który ogląda się dla przyjemności poznania kontynuacji poprzednich historii, ale nie nastawia się na przerażającą fabułę. Mamy tutaj następcę Ghostface'a, który przywdziewa jego strój i psychopatyczne ciągoty, siejąc postrach wśród mieszkańców przy pomocy noża. To coś, co przerażałoby nas w prawdziwym życiu, acz na filmie niekoniecznie, więc uważam, że to dobra produkcja dla każdego (prócz dzieci, oczywiście). Jeżeli jednak ktoś jest bardzo przeczulony na widok krwi (nawet tej filmowej), to radziłabym chwilami zamykać oczy. Nie są to co prawda hektolitry płynów i wnętrzności jak, dajmy na to, w "Pile", lecz i tutaj ich ilość może lekko obrzydzić.
Czy któryś spośród licznych bohaterów zapada w pamięć? Raczej nie- oczywiście naszą uwagę przykuwa w późniejszym czasie pojawienie się na scenie dwóch aktorek znanych nam z poprzednich części: Courtney Cox (Gale Weathers) i Neve Campbell (Sidney Prescott), jak również byłego szeryfa Dwight'a, granego przez Davida Arquette'a. I to nie tak, że pozostali aktorzy grają w zły sposób i przez to nie zapadają w pamięć- raczej wszyscy trzymają jeden poziom, acz nikt nie wyróżnia się na tle pozostałych. Fabuła tej historii znana nam jest już od kilku części, tak więc w tym temacie również nie liczcie na jakieś zaskoczenie (jeżeli znacie poprzedników, oczywiście). Plot twist na zakończenie ma dwie twarze: zaskoczy tych, którzy zazwyczaj wybierają inny gatunek filmu do obejrzenia, a tych, którzy taki sposób mieszania w historii już znają, raczej nie ruszy.
Podsumowując, "Krzyk 5" udał się wytwórcom, bowiem nie odstaje od poprzedników, wciąż trzyma poziom. Mimo dość dużej schematyczności ogląda się go dobrze i przez czas jego trwania nie mamy poczucia, że coś tutaj jednak nie do końca gra. I przede wszystkim, podczas seansu nie ma się chęci zrobić tzw. "facepalm'a", co samo w sobie już wiele znaczy. Czas z nim spędzony jest przyjemny dla fanów mocniejszego kina, acz nie porywa z mocą huraganu. Dobre na spokojny wieczór- choć wiem, że w przypadku tego gatunku wydaje się to dość dziwnym określeniem. Myślę, że nie będziecie zawiedzeni.
Echoman
Seryjni mordercy bywają różni. Psychopatyczni i inteligentni, porzuceni i zagubieni, tacy, którzy planują każdy swój krok oraz tacy, którzy po prostu działają pod wpływem chwili – tych chyba nawet łatwiej dopaść. Są też naśladowcy, fanatycy, którzy chcą odtworzyć największe zbrodnie słynnych zabójców, o których słyszał cały świat. Co nimi kieruje? Chęć oddania hołdu swojemu guru? Czy może chęć zasłynięcia, podobnie jak Ci, których makabrę naśladuje? A może to tylko wprowadzenie do planu, którego zwieńczeniem będzie jego własne, wyjątkowe dzieło?
Echo Man to historia sadystycznego mordercy, który naśladuje najsłynniejsze zbrodnie z dawnych lat. Początkowo policja nie ma pojęcia z kim ma do czynienia – na terenie całej Anglii dochodzi do różnych morderstw, których na pierwszy rzut oka zupełnie nic nie łączy. Dwójka detektywów prowadzi śledztwo, ale nie są w stanie dojść do sedna sprawy, aż w pewnym momencie dochodzi do przełomu – pojawia się teoria o naśladowcy, ale początkowo jest to jedynie wstępna teoria… Wkrótce jednak coraz więcej tropów zaczyna ją potwierdzać. I oto zaczyna się wyścig z czasem – jakie morderstwo Echo Man będzie próbował odtworzyć tym razem? I kto zostanie jego kolejną ofiarą?
Jest to całkiem dobrze napisany kryminał, odpowiednio prezentujący wszelkie uroki detektywistycznego śledztwa. Mocno nawiązuje do słynnych zbrodniarzy, takich jak Peter Sutcliffe, Jeffrey Dahmer czy też Ed Kemper. Chwilami jest mocno i makabrycznie, bardzo niepokojąco, a tym, co nas trzyma cały czas w ryzach i mocno rozbudza ciekawość, jest zastanowienie się nad tym, co kieruje tytułowym bohaterem. Czy to aby na pewno tylko chęć naśladownictwa? Chwilami pojawia się tutaj jego perspektywa i to ona daje mocno do myślenia – bo wychodzi na to, że za wszelkimi morderstwami może kryć się coś więcej.
Przyjemny styl autorki zachęca do lektury, podobnie jak i sam rozwój wydarzeń. Fabuła jest wciągająca, narracja odpowiednio prowadzona, mamy idealnie wyważone elementy takie jak popełniane zbrodnie, praca policji oraz nawiązania do słynnych zbrodni popełnianych przez tych, którymi Echo Man się inspiruje. To wszystko naprawdę dobrze ze sobą współgra. Nie jest to jednak pozycja przełomowa w swoim gatunku – to po prostu dobry kryminał, ale raczej nie znajdziecie w nim nic wyjątkowego, z czym jeszcze nie mielibyście do czynienia. Mimo wszystko będzie to dobry wybór, jeżeli jesteście fanami tego gatunku.
Zapowiedź: Wielkie wyprawy Zbigniewa Kasprzaka
Słynni podróżnicy, dalekie wyprawy i opowieści o zwykłych ludziach na tle epokowych wydarzeń. Historie z bliższej i dalszej przeszłości – sensacyjne, przygodowe, a przede wszystkim wyjątkowe. Na 12 października br. wydawnictwo Egmont zaplanowało premierę antologii „Wielkie Wyprawy”, w której znajdą się opowieści o ogólnie pojętej tematyce historycznej stworzone przez wybitnego polskiego rysownika opowieści graficznych Zbigniewa „Kasa” Kasprzaka. Prapremiera albumu odbędzie się już w najbliższy weekend podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Zbigniew i Grażyna Kasprzakowie będą gośćmi festiwalu.
Głusza
„Opowieści z Mirmiłowa”, czyli oficjalna kontynuacja serii „Kajko i Kokosz”
Rozróby, dalekie wyprawy, romantyczne podróże i czary. Potężna dawka doskonałego humoru, cartoonowa kreska i mnóstwo przygód w klimacie oryginalnych komiksów Janusza Christy. „Opowieści z Mirmiłowa” to albumy zawierające po kilka krótkich historyjek, tworzonych przez znanych polskich rysowników. Już 28 września br. ukaże się premierowy album – „Rozróby i romanse” oraz wznowienie dwóch pierwszych tomów serii stanowiących do tej pory część cyklu „Kajko i Kokosz. Nowe Przygody” - „Obłęd Hegemona” i „Łamignat Straszliwy” – z nowymi okładkami autorstwa Sławomira Kiełbusa.