Marvel Fresh. Złowieszcza wojna to finał, na który (prawie) nikt nie był gotowy. Ostatni akt runu Nicka Spencera na łamach „Amazing Spider-Mana” to historia, w której wszystko wybucha naraz — dosłownie i w przenośni. „Złowieszcza wojna” to zderzenie złoczyńców i chaosu, które miały stanowić kulminację kilkuletniej opowieści. Czy ten finał faktycznie dostarcza satysfakcji? Cóż, zależy, czego się spodziewacie po komiksie, w którym na jednej planszy potrafi znaleźć się tuzin przeciwników Spidermana.
Doktor Octopus powraca, a wraz z nim nowa Złowieszcza Szóstka. Nie wie jednak, że Sęp zebrał własną ekipę – Straszliwą Szóstkę. Dwie drużyny złoczyńców, jeden Spider-Man i mnóstwo dymu w powietrzu. To właśnie z tej mieszanki rodzi się wojna, w której nikt nie kontroluje już niczego. W tle toczy się jednak coś znacznie mroczniejszego. Kindred – postać od dawna rzucająca cień na życie Petera – w końcu odsłania karty. Carlie trafia do niewoli, Doktor Strange próbuje odkryć, co stało się z duszą Parkera, a na czerwonym dywanie, podczas premiery filmu MJ, wszystko dosłownie wymyka się spod kontroli.
Fabuła pędzi na złamanie karku. Starcia między złoczyńcami to nie lada widowisko. Eksplozje, akrobacje, pająk w środku bitewnej zawieruchy. Komiks czyta się jak blockbuster – momentami chaotycznie, momentami z przesadą, ale trudno oderwać wzrok. Spencer stawia na emocje, zamykając wątki, które ciągnęły się od lat. Nie wszystko wypada przekonująco – część rozwiązań fabularnych Kindreda to raczej ciekawostka niż satysfakcjonująco poprowadzony wątek, ale widać, że autor chciał dopiąć swoją wizję do końca, bez kompromisów.
Szata graficzna to prawdziwa uczta. Rysunki Bagleya, Vicentiniego czy Ferreiry kipią energią i detalami. Każda scena walki ma dynamikę, a mroczne fragmenty z Kindredem zachwycają klimatem. Chaos jest tu wpisany w strukturę fabuły – i chociaż czasem trudno złapać oddech, całość broni się właśnie tym nieustannym napięciem.
„Złowieszcza wojna” to komiks, który jednych zachwyci rozmachem, innych zmęczy natłokiem wątków. Nie jest to idealne zwieńczenie runu Spencera, ale z pewnością efektowne. Wypełnione akcją, mrokiem i emocjami pożegnanie z jego Spider-Manem pokazuje, że Marvel potrafi jeszcze dostarczyć czytelnikom komiksów solidny spektakl. Dla wiernych fanów Spidermana to pozycja obowiązkowa. Dla nowych czytelników będzie to jednak raczej labirynt bez mapy. Jednak jeśli szukacie czystej, komiksowej adrenaliny z pajęczą nutą, trudno o lepsze pożegnanie z tą epoką Spider-Mana.
