Rezultaty wyszukiwania dla: powieść fantasy
Smoki
Album „Smoki" to połączenie komiksu, zbioru opowiadań oraz galerii autorskich, połączonych jedenym tematem.
Album otwiera „Prawo Kamieni", której w całości autorem jest Piotr Zwierzchowski. Bardzo ciekawa historia, pełna intrygi i zaskakującej zmiany wydarzeń, która przedstawia dwie tajemnicze nacje żyjące niezauważenie od początków dziejów tuż obok ludzi. Teraz to od nich zależy przyszłość naszej rasy.
Oryginalna fabuła wzbogacona jest naprawdę pięknymi rysunkami. Na szczególna pochwałę zasługują duże kadry przedstawiające szczegółowe widoki. Choć jest to dopiero pierwsza część. mam nadzieje, iż w kolejnej autor nie zepsuję swojego udanego pomysłu. Bardzo ciekawie prezentuje się również galeria Piotra Zwierzchowskiego. Piękne prace przedstawiające motywy fantasy i science fiction, pochodzące m.in. z innego albumu tegoż autora – „Świat Kropli – Sommo" naprawdę potrafią ucieszyć wzrok.
Kolejne dzieło to „Sumień Biel" Aleksandra Zawady. Jest to krótka historia fantasy z trzema wojownikami i duszołakiem w rolach głównych. Autor praktycznie niczym nie zachwyca czytelnika, proste, mało szczegółowe rysunki, niezbyt oryginalna fabuła. Na trochę lepszym poziomie stoi dwuplanszowa galeria Zawady.
„Bez tytułu" to kolejne dzieło Piotra Zwierzchowskiego. To krótka, trzyplanszowa historia, pełna tajemnicy i mistycyzmu. Nie będę podejmował się jej interpretacji, gdyż każdy może ją zrozumieć na swój własny sposób. Co się tyczy kreski, to widać znaczną różnicę pomiędzy „Prawem Kamieni". „Bez tytułu" to już mniej szczegółowe, bardziej schematyczne rysunki.
„Ósmy pasażer" to baśniowa opowieść Macieja Wojtali o siedmiu krasnoludkach opuszczonych przez Królewnę Śnieżkę, które planują pozbyć się orków ze swojej krainy. Jest to wesoła i zakręcona historyjka opatrzona średnimi, czasem dziecinnymi rysunkami. Bardzo ładnie prezentuje się natomiast galeria autora, szczególnie pięknie narysowana orkowa gęba.
„Sukkub" to dzieło Piotra Zwierzchowskiego (scenariusz) oraz Łukasza Krzyżanowskiego (rysunki). Fabuła przedstawia zrozpaczonego kochanka po utracie swej lubej, który przypadkowo odprawia magiczny obrzęd sprowadzający nie tylko jego ukochaną. Ciekawa historia z lekką nutką erotyzmu, ładne, szczegółowe rysunki. Galeria Łukasza Krzyżanowskiego tez bardzo dobra. Pięknie narysowana kobieta w stylu Luisa Royo.
„Królestwo" to kolejna krótka i bardzo tajemnicza historia utrzymana w gotyckim klimacie, bodajże najmłodszego z autorów antologii – Macieja Perkowskiego. Wszystkie rysunki bardzo uproszczone i schematyczne za wyjątkiem ładnie narysowanej katedry. Po raz kolejny nie zamierzam interpretować tego dzieła, gdyż mogę minąć się z zamysłami autora. Szkoda również, że zabrakło galerii tegoż autora, gdyż z miłą chęcią zobaczyłbym na co więcej go stać.
Album zamyka dzieło science-fiction Łukasza Stachniaka (rysunki) i Piotra Zwierzchowskiego (scenariusz) – „Mąż i żona". Jest to krótka i bardzo oryginalna historia o masowej produkcji robotów bitewnych (niby miechów) obu płci. Ciekawie prezentują się rysunki oraz galeria autora.
Podsumowując antologia komiksowo-graficzna „Labirynt", której zapewne głównym zadaniem było wypromowanie młodych rysowników, prezentuję się ciekawie. Wiele rysowników wybija się ponad przeciętną, a autor antologii oraz twórca „Świata Kropli" i „Sendilkelma" maczał palce aż w czterech dziełach. Miłym akcentem jest to, iż poza historiami komiksowymi, album zawiera galerie poszczególnych autorów. Dzięki temu możemy zobaczyć na jak więcej stać rysowników. „Labirynt" został wydany w wersji black & white na kredowym papierze bardzo dobrej jakości, co wpływa na plus. Ostatecznie mogę ten album polecić wszystkim wielbicielom komiksu fantastycznego i teraz pozostaje czekać nam na drugi tom antologii.
"Gra o tron" w komiksowej adaptacji
Najpierw były bestsellerowe powieści, potem przebojowy serial HBO. Teraz znani powieściopisarz i rysownik nadają "Grze o tron" George'a R.R. Martina – arcydziełu epickiej fantasy - nową wspaniałą postać w barwnej graphic novel - jednym z najpopularniejszych komiksów roku. Polska edycja pierwszego tomu ukaże się już 17 kwietnia nakładem wydawnictwa Amber, pod patronatem Secretum.
Odwiedź królestwo Araluen: John Flanagan w Księgarni Matras
14 maja, w czwartek, o godz. 16.30 przed księgarnią Matras w centrum handlowym Bonarka City Center w Krakowie odbędzie się spotkanie z Johnem Flanaganem, autorem bestsellerowych serii fantasy dla młodzieży.
Gregor i niedokończona przepowiednia
Suzanne Collins jest amerykańską pisarką oraz scenarzystką telewizyjną. Sławna została dzięki młodzieżowej, dystopicznej trylogii „Igrzyska Śmierci". We wcześniejszych latach jednak stworzyła historię dla nieco młodszych czytelników - cykl noszący tytuł „Kroniki Podziemia", który niedawno, nakładem wydawnictwa Iuvi, zaczął być wydawany w Polsce.
Ojciec Gregora zaginął niemal trzy lata temu. Po prostu zniknął i nigdy go nie odnaleziono. Teraz to kilkunastoletni chłopiec musiał stać się głową rodziny i opiekować się odchodzącą od zmysłów babcią oraz dwiema, młodszymi siostrzyczkami, zwłaszcza, że ciężko pracująca mama została ich jedynym źródłem utrzymania. Podczas letnich wakacji, Gregor nie miał wyjścia - musiał zostać w nudnym, poddającym się piekielnym upałom domu, zamiast dołączyć do jadących na letni obóz rówieśników. Gdy jednak wraz ze swoją dwuletnią siostrzyczką, nazywaną przez wszystkich pieszczotliwie „Botką", zszedł do pralni, wciągnął ich magiczny wir, przenosząc do zupełnie innego świata - pełnego niebezpieczeństw „Podziemia".
Szczerze przyznam - dziwi mnie, że nikt wcześniej nie zainteresował się tą książką. Po sukcesie „Baśnioboru" Brandona Mulla, cykl napisany przez Suzanne Collins powinien być rozchwytywany przez czytelników. Stworzyła ona pełną grozy i czarnego humoru, wciągającą opowieść o małym chłopcu, muszącym sobie radzić w pełnym niebezpieczeństw świecie. Ogromne karaluchy, nietoperze, paskudne pająki i krwiożercze szczury. Niezwykli ludzie o śnieżnobiałej, niemal przezroczystej skórze. Świat Podziemia jest nierealny, a jednocześnie wykreowany w taki sposób, że stał się niemal rzeczywisty.
Fabuła książki jest dość prosta, ale jednocześnie wcale nie oczywista. Ciężko tu przewidzieć jakiekolwiek wydarzenia. W powieści pojawia się wiele ujmujących scen i jasny promyczek, rozjaśniający ciemności (oczywiście mam tu na myśli „Botkę"). Myślę, że wplecenie małej dziewczynki w tą mroczną historię było naprawdę świetnym posunięciem pisarki. Akcja w książce toczy się wartko, bohaterowie są interesujący i dobrze wykreowani, a sama, pomysłowa historia, przemawia zarówno do dzieci jak i do dorosłych.
„Gregor i niedokończona przepowiednia" to powieść jak najbardziej godna polecenia. Przyznam, że z początku zachęciło mnie do niej przede wszystkim nazwisko autorki, szybko jednak polubiłam wykreowany przez nią świat i sympatycznych (albo paskudnych) bohaterów. Myślę, że Suzanne Collins stworzyła baśń naprawdę na wysokim poziomie - nie historyjkę, która zadowoli jedynie najmniej wybredne, grzeczne dzieci, ale prawdziwą, bardzo realistyczną opowieść na miarę, niejednokrotnie przerażających, baśni Hansa Christiana Andersena.
Kroniki Obernewtyn
Isobelle Carmody to popularna, australijska pisarka. Pracę nad pierwszym tomem „Kronik Obernewtyn" rozpoczęła jeszcze w szkole średniej, a pisanie kontynuowała na studiach oraz w czasie praktyk dziennikarskich. Obecnie jest autorką kilku nagradzanych powieści i wielu opowiadań dla dzieci i dorosłych. Swój wolny czas dzieli między dom przy Great Ocean Road w Australii oraz podróże z mężem i córką.
Radioaktywny deszcz zniszczył niemalże wszystko. Bez skazy przeżyli nieliczni szczęśliwcy zamieszkujący odległe farmy i gospodarstwa. Ci, którzy ocaleli, są zdeterminowani by przetrwać. Osoby dotknięte przez Wielką Biel zostały skażone i w dziwny sposób zmodyfikowane. Stanowią zagrożenie. Elspeth, ponieważ skrywa tajemnicę, musi uważać jeszcze bardziej niż inni. Gdy zostaje zesłana do owianego złą sławą sierocińca Obernewtyn okazuje się, że wszystkie pogłoski na jego temat były prawdziwe. Czy dziewczynie uda się przetrwać? Czy gdzieś żyją inni, podobni do niej? Czy okaże się, że nie jest sama?
Powieść została wydana w dość nietypowy sposób. Pierwszy tom to cienka, licząca sobie zaledwie nieco ponad dwieście stron, książeczka. Jednocześnie wydrukowana została tak małą czcionką, że ilością treści spokojnie dorównuje standardowym, około trzystu stronicowym tytułom. Tom zawiera również niezwykle przydatną (zwłaszcza w przypadku powieści fantasy) mapkę wykreowanego świata.
Wykreowany w „Kronikach Obernewtyn" świat jest okrutny i przerażająco realny. Młodzi bohaterowie zachowuję się adekwatnie do sytuacji w jakiej się znaleźli. Samo tytułowe Obernewtyn to miejsce rodem z najgorszych koszmarów. Zostało również w świetny sposób opisane. Fabuła powieści jest ciekawa i nieprzewidywalna. Akcja toczy się wartko, jednocześnie nie wyprzedzając wyobraźni czytelnika.
Tytuł jednak nie posiada niestety samych zalet. Mimo tego, że został fajnie napisany, to czegoś w nim zabrakło. Być może jednak jest to kwestia urwanego motywu i „czytelnicze spełnienie" przyniesie ze sobą kolejna część, która mam nadzieję na polskim rynku ukaże się w miarę szybko.
Lubię tego typu książki i czytam ich wiele, ale „Kroniki Obernewtyn" mają w sobie coś specjalnego, co wyróżnia je z tłumu. To naprawdę dobra fantastyka i chociaż skierowana jest do młodzieży, myślę, że ma szansę spodobać się każdemu, niezależnie od wieku.
Kroniki Amberu. Tom 2
Zaledwie trzy miesiące temu fani Rogera Zelaznego mogli cieszyć się wznowieniem pierwszego tomu Kronik Amberu, a Wydawnictwo Zysk i S-ka już wypuściło na rynek tom drugi - w równie świetnym wydaniu. To się nazywa dobre tempo, w przeciwieństwie do polityki niektórych wydawnictw, wydających serie w odstępach co najmniej roku (i nie mówię tu o sytuacjach, gdy autor dopiero skrobie kolejne tomy na bieżąco).
Mówienie o drugim tomie Kronik Amberu może być nieco mylące, bowiem oryginalnie składają się one z dziesięciu powiązanych ze sobą tomów. Pierwszych pięć to tak zwane Kroniki Corwina, a pozostałe to Kroniki Merlina. W najnowszym wydaniu zostały one podzielone na pół, co osobiście uznaję za doskonały pomysł. Bieżąca pozycja to nic innego jak pięknie wydane Kroniki Merlina (w ich skład wchodzą: Atuty zguby, Krew Amberu, Znak Chaosu, Rycerz Cieni, Książę Chaosu), stanowiące spójną i zamkniętą – przynajmniej do pewnego stopnia – całość.
Zapytacie, czym jest Amber. Jedyną – obok Dworców Chaosu - prawdziwą rzeczywistością, którą niepodzielnie rządzi książęcy ród, przy którego intrygach, podstępach i zdradach wszelkie znane nam historie wydają się jedynie wyblakłymi, mdłymi opowiastkami dla dziewiętnastowiecznych pensjonarek. Amber otaczają setki, możliwe nawet, że tysiące Cieni, będących jego odbiciem, bądź po prostu wytworem wyobraźni książąt, Amberytów. Na marginesie dodam, że Ziemia również do nich należy. Podobnie jak miejsca, które znamy z legend i mitów, a czasem literatury (w Kronikach Merlina Zelazny złożył ukłon m.in. prozie Lewisa Carolla).
Wspomniany Merlin, główny bohater i narrator drugiego tomu Kronik, to syn księcia Amberu Corwina i władczyni Dworców Chaosu, Dary. Mieszane pochodzenie daje mu podwójne umiejętności oraz prawo do sukcesji na obydwu dworach. Jednocześnie podwójnie zwiększa liczbę śmiertelnych wrogów, z których zdecydowana większość to bliscy krewni, którzy również ostrzą sobie zęby na tron i objęcie władzy.
Merlina poznajemy, gdy od kilku już lat zażywa życia na Cieniu-Ziemi jako utalentowany informatyk. Niemal od samego początku jego pobytu tutaj dokładnie 30 kwietnia ktoś urządza zamachy na jego życie. Pomysłowe, ale niezbyt – jak widać – udane. Tym razem jednak wydarzenia przybierają bardziej dramatyczny, niż zazwyczaj, przebieg – Julia, była dziewczyna Merlina zostaje zamordowana przez wilkopodobną bestię, przez co on sam nie ma już złudzeń odnośnie natury swojego prześladowcy – gdy do gry wkracza czarna magia, oznacza to, że podpadłeś komuś potężniejszemu niż przeciętny mafioso czy psychopata.
Zelazny ponownie zabiera czytelnika w niezwykłą podróż, pokazując, że pokłady jego wyobraźni są niewyczerpane i jednocześnie potwierdzając, że niewielu jest pisarzy, którzy tak sprawnie i zręcznie snują swoje opowieści. Kilkaset stron pochłania się w dwa-trzy dni, by ze zdziwieniem przywitać w końcu ostatnią stronę. Tym, co odróżnia go na tle wielu innych, jest też lekki, mocno ironiczny i zabarwiony czarnym humorem styl, który dodaje smaczku pasjonującej historii. Muszę jednak przy tym przyznać, że w porównaniu z historią Corwina, opowieść o Merlinie – a zwłaszcza jej zakończenie - wypada nieco gorzej. Choć i tak ogólna ocena jest niezaprzeczalnie wysoka.
Mówi się, że nie szata zdobi człowieka, a książki nie powinno oceniać się po okładce (co w przypadku pierwszego wydania Kronik... jest jak najbardziej adekwatne i prawdziwe), jednak w przypadku nowego treść doskonale komponuje się z szatą graficzną. Podobnie jak w przypadku pierwszego tomu, tak i tym razem dostajemy do ręki książkę w nieco większym niż standardowo rozmiarze, w sztywnej oprawie z obwolutą. Grafika też jest przyjemna dla oka, choć akurat ta z pierwszego tomu bardziej mi odpowiadała.
Krótko mówiąc, fanów autora z pewnością nie trzeba namawiać do odnowienia przygody z Amberem w końcu w porządnym wizualnie wydaniu. Z kolei osoby, dla których Zelazny to jeszcze tajemnica, gorąco zachęcam do jego poznania – jego powieści to jeden z filarów fantastyki i to całkowicie zasłużenie. Polecam.
Patronat: "Ezotero. Córka wiatru"
Już 17 czerwca nakładem wydawnictwa MG, pod patronatem Secretum, ukaże się debiut Agnieszki Tomczyszyn "Ezotero. Córka wiatru".
Dzień, w którym umarłam
Każdy, przynajmniej raz w życiu, zastanawiał się, co dzieje się z nami po śmierci. Dokąd trafiamy? Czy istnieje jakieś drugie życie? Gdy wierzymy, mamy na to swoją własną odpowiedź, gdy jednak nie, pustka i nicość mogą wydawać się przerażającą perspektywą.
Diletta Mair prowadzi całkiem normalne życie, a raczej prowadziłaby, gdyby nie ciągła obecność duchów, które stara się ignorować. Pewnego jednak dnia wpada na dziwnie ubranego kolegę z klasy. Niechcący zostaje zraniona i od tej pory nic już nie będzie takie samo. Zbliża się dzień w którym umrze, a upomnieć się o nią postanowiły zarówno anioły jak i demony.
Powieść niestety jest niedopracowana w wielu elementach. Niektóre zachowania głównych bohaterów są zupełnie bezsensowne, pewne sceny wydają się być wręcz absurdalne, a jeszcze inne przeczące prawą fizyki. Pod tym względem autorka się nie popisała i być może potrafiła sobie wyobrazić pewne sceny, nie udało jej się jednak umiejętnie przelać ich na papier.
Podoba mi się oryginalność występujących w powieści imion, chociaż sądzę, że związana jest przede wszystkim z narodowością pisarki. Historię oglądamy z perspektywy Diletty oraz Aloisa, egocentrycznego, ponadprzeciętnie uzdolnionego demona, który na każdy temat ma swoje zdanie. Tak jak kreacja Diletty niekoniecznie przypadła mi do gustu - dziewczyna jest przeciętna, dość dziwnie reaguje w różnych sytuacjach i bardzo wolno myśli - tak Alois wyszedł pisarce perfekcyjny. Jest wredny, cyniczny i pełen osobliwego uroku. To jedna z tych postaci, które zjednują sobie rzesze czytelniczek.
Wizja świata przedstawionego jest stosunkowo oryginalna i ciekawa. Anioły walczą z demonami, ale żadna ze stron nie jest dobra czy zła, po prostu mają różne przekonania. Ludzie po śmierci, jeżeli wykażą wolę walki i dalszą chęć życia, trafiają do świata Lilim (demonów), jeżeli natomiast jest im wszystko jedno, zabierają je anioły, a tam ludzkie dusze łączą się z materią kosmiczną (czy czymś podobnym) i stają się częścią wszechświata.
Książka, mimo swoich wad, została napisana w lekki i wciągający sposób. Można z nią spędzić kilka niezwykle przyjemnych chwil, jeżeli tylko pozwolimy by Belen Martinez Sanchez wciągnęła nas do swojego świata. Chociaż to bardziej „paranormal romance" niż cokolwiek innego, lektura powieści „Dzień, w którym umarłam" sprawiła mi wiele przyjemności. Była również na tyle wciągająca, że przeczytałam ją, od pierwszej do ostatniej strony, w niecałe dwa dni. Każdemu, kto szuka niewymagającej lektury oraz niewymuszonej rozrywki, tytuł serdecznie polecam.
5 sekund do IO
Gry komputerowe już teraz potrafią uzależniać, co jednak będzie gdy powszechnie dostępna technologia rozwinie się jeszcze bardziej? Gdy gra rzeczywiście stanie się do bólu realistyczną, alternatywną rzeczywistością? Jaki wówczas będzie mogła wywrzeć wpływ na ludzi?
Mika niedługo skończy 18 lat, ale póki co jeszcze wciąż skazana jest na pogotowie opiekuńcze i rodziny zastępcze. Gdy w jej szkole dochodzi do strzelaniny i okazuje się, że dziewczyna zna podejrzanego, który na dodatek bezpiecznie ją wypuścił, policyjne przesłuchania nie mają końca. Mika jednak poznała go na turnieju gier komputerowych i kompletnie nic o nim nie wie. Wtedy zaprzyjaźniony policjant daje jej wybór - może grać dla nich w nowoczesnej technologii grę, a jeśli się na to zgodzi, on postara się by skończyły się przesłuchania. Dla dziewczyny propozycja jest spełnieniem marzeń - będzie mogła bez ograniczeń pograć na konsoli, na którą w realnym życiu nigdy nie byłoby jej stać.
Powieść pisana jest z punktu widzenia głównej bohaterki i to ona opowiada czytelnikom swoją historię. Fragmenty dotyczące „Bitwy o Io" są napisane niczym dobra powieść fantastyczna, elementy realnego świata niejednokrotnie bywają mniej rzeczywiste od gry. Fabuła jest ciekawa i zaskakująca, właściwie do samego końca nie wiadomo o co dokładnie chodzi. Z akcją bywa różnie - tam gdzie trzeba toczy się wartko, w innych fragmentach zostawiając miejsce na uczucia i przeżycia Miki.
Świat gier i nowoczesnych technologii został przedstawiony w niezwykle realistyczny sposób, chociaż w większości nie prezentuje autorskiego pomysły pisarki, a rzeczy które naprawdę istnieją i wciąż opracowywane są przez różne koncerny - na przykład najnowszy wynalazek Oculus Rift. Producenci reklamują go sceną z rekinem opisaną w pewnym momencie w książce. W powieści zostaje poruszony również coraz bardziej powszechny problem uzależnień od gier komputerowych. To niestety również nie wyobraźnia Małgorzaty Wardy, a wielokrotnie udokumentowany (nawet w Polsce) fakt.
„5 sekund do Io" to świetnie napisana, niezwykle wciągająca książka. Wiele wątków nie zostało rozwiązanych wraz z zakończeniem, dlatego szczerze liczę, że pojawi się kolejna część. Prawdę mówiąc - nie mogę się jej doczekać. Powieść oczywiście serdecznie wszystkim polecam - nie tylko nastolatkom czy miłośnikom gier. Myślę, że ma szansę spodobać się każdemu, niezależnie od wieku i zainteresowań.
Szepty o wschodzie księżyca
„Szepty o wschodzie księżyca" to już czwarty tom serii „Wodospady Cienia", którą śledzę z niekłamaną przyjemnością. To sympatyczny, młodzieżowy cykl fantasy, którego autorka niejednokrotnie potrafi zaskoczyć czytelnika.
Kylie nareszcie dowiaduje się kim jest i jakie posiada nadprzyrodzone umiejętności. To co odkrywa jednak w dalszym ciągu jest nie do uwierzenia. Dziewczyna jest kameleonem - przybiera wzór wszystkich innych, nadnaturalnych istot. W kontrolowaniu swoich własnych mocy natomiast może pomóc jej tylko dziadek, pod warunkiem jednak, że Kylie opuści Wodospady Cienia.
Oczywiście oprócz samej fabuły i otoczki fantasy ważną rolę w książce odgrywają wątki romantyczne. Niemal każda osoba z najbliższego otoczenia głównej bohaterki znalazła już sobie parę. Ona sama zdecydowała się na wilkołaka Lucasa, tylko, że wygląda na to, że chłopak odsuwa ją na drugi plan. Najważniejsza dla niego jest wataha i miejsce w radzie. Dodatkowo cała jego rodzina jest przeciwna ich związkowi. W między czasie natomiast Derek, uroczy elf, z którym umawiała się w poprzednich tomach, wyznaje jej miłość, przecinając tym samym cienką nić pewności, której ostatnio złapała się Kylie.
Kolejny tom powraca niestety ze schematyczną fabułą. Najpierw rozterki przyjaciółek, przedstawiona przez ducha zagadka kryminalna i wątpliwości Kylie co do własnej osoby i dalszego postępowania. Na koniec sprawa się rozwiązuje, a dziewczyna dowiaduje się na swój temat czegoś nowego. Koniec i oczekiwanie na następną część. Liczę na to, że chociaż ona nareszcie przyniesie ze sobą coś nowego.
Oczywiście powtarzalne schematy nie oznaczają, że książkę źle się czyta. Powieść jest ciekawa, chociaż nic już nie zaskoczy tak jak pierwszy tom. Trochę infantylne wydaje mi się podejście do życia głównej bohaterki. Naprawdę momentami nie wiadomo czy większą tragedią jest dla niej to, że ktoś z jej najbliższego otoczenia zginął, czy może to że się na nią gapią, albo jej mama znalazła sobie „nowego faceta". Kylie z pewnością jest sympatyczna, ale również nie grzeszy inteligencją i swoim zachowaniem wpasowuje się raczej w grono tych najbardziej głupiutkich nastolatek. Poza tym bohaterowie jednak zostali dobrze wykreowani. Wyraźnie widać ich autentyczność - nawet jeżeli są baśniowymi postaciami jak zmiennokształtni, czarownice czy elfy.
Lekturę powieści polecam oczywiście wszystkim osobom, które poznały poprzednie części. Jeżeli Wam się spodobały, to i tym razem się nie zawiedziecie. Książka trzyma wysoki poziom. Moim zdaniem „Wodospady Cienia" to seria idealna dla osób lubiących lekkie, serialowe młodzieżówki. W powieści wiele się dzieje - zarówno pod względem samej akcji jak i emocjonalnego życia bohaterów. „Szepty o wschodzie księżyca" przeczytałam z przyjemnością i niecierpliwie czekam na kolejny tom.