sierpień 06, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: powieść dla dzieci

wtorek, 11 kwiecień 2017 18:56

Siedem sióstr

Kiedy niespodziewanie umiera charyzmatyczny Pa Salt, jeden z najbogatszych ludzi świata, w życiu jego sześciu adoptowanych córek, nazwanych na cześć mitycznych Plejad, otwiera się nowy rozdział. Oto bowiem młode kobiety stają nie tylko w obliczu nowych wyzwań. Przede wszystkim, jeśli zechcą, będą mogły się zmierzyć z tajemnicami dotyczącymi ich pochodzenia. To ostatnie zmieni je na zawsze, ukształtuje na nowo.

Otwierająca cykl Siedem sióstr pierwsza powieść o tym samym tytule poświęcona jest najstarszej z sióstr, Mai. Lucinda Riley wpadła na genialny w swej prostocie pomysł, zainspirowany po trosze grecką mitologią i motywem Plejad, a po trosze najciekawszymi zabytkami kultury. W siedmiu książkach ma zamiar opowiedzieć historie młodych kobiet, które w dzieciństwie adoptował ten sam człowiek, równie bogaty, co tajemniczy. Każda z sióstr jest inna, nie tylko z racji pochodzenia, ale też zainteresowań i wybranej drogi życiowej.

Bohaterka części pierwszej Maja jest uzdolnioną tłumaczką i bardzo piękną kobietą. Gdy, po śmierci adopcyjnego ojca, dowiaduje się, skąd pochodzi, decyduje się tam pojechać i poszukać swoich korzeni. Brazylia wita ją przepiękną pogodą, aromatycznym jedzeniem i dźwiękami samby.

By poznać pochodzenie Mai, cofamy się do końca lat 20 ubiegłego wieku. Na krótką chwilę odwiedzamy także Paryż i przyglądamy się planom powstania posągu, znanego dziś jako Chrystus Zbawiciel. Te fragmenty osobiście, zainteresowały mnie najbardziej. Czy Maja odnajdzie swoich krewnych i pozna przyczyny, dla których oddano ją do adopcji? A może oprócz wiedzy o przeszłości swojej rodziny, zyska coś jeszcze?

Siedem sióstr to intrygująca, dobrze napisana powieść, która bardzo wciąga. Wzruszająca jest historia młodej Izabel, a także Mai, która trochę się w życiu pogubiła. Czyta się z ogromnym zainteresowaniem i, naprawdę nie przesadzam, w trakcie lektury czułam się, jakbym Brazylię odwiedziła osobiście. Co cudowne odczucie.

Cykl Siedem sióstr to wspaniałe literackie przedsięwzięcie, któremu kibicuję całym sercem. 7 powieści gwarantuje nie tylko niezwykłą podróż po całym świecie, bo z namiętnej i gorącej Brazylii, historia zabierze nas do zimnej i surowej w swym pięknie Norwegii, ale też rewia kobiecych charakterów i i niezwykłych rodzinnych historii, okraszonych historycznymi ciekawostkami. Dlatego też gorąco zachęcam do lektury pierwszego tomu cyklu i mam nadzieję, że drugi i kolejne tomy, pojawią się na polskim rynku książkowym, niebawem. Polecam! To magiczna i cudowna literacka uczta!

Dział: Książki
wtorek, 11 kwiecień 2017 12:28

Uncanny Avengers #03: Czas na Ragnarok

Bliźnięta Apokalipsy, czyli Uriel i Eimin, dzieci Archangela wychowywane przez Kanga, kontynuują swój misterny plan zemsty. Udało się im już m.in. doprowadzić do rozbicia Drużyny Jedności, grupy, która składała się z członków Avengers i X-Men i która miała na celu pokazanie światu, iż możliwa jest wspólna koegzystencja ludzi i mutantów. Rodzeństwo dąży do odseparowania wszystkich homo superior i przeniesienie ich na Arkę, która zabierze mutantów do lepszego i specjalnie przygotowanego dla nich świata. Czy w kolejnym tomie „Uncanny Avengers” superbohaterowie ocalą ludzkość i pokonają bezwzględnych przeciwników?

„Czas na Ragnarok” bezpośrednio kontynuuje wątki rozpoczęte w poprzednim albumie. Członkowie Drużyny nadal toczą walki z nowymi Jeźdźcami Apokalipsy. Grzechy przeszłości co niektórym coraz bardziej dają o sobie znać. W międzyczasie Bliźniętom udaje się namówić Scarlet Witch do pomocy w zebraniu wszystkich mutantów z Ziemi na Arkę. Jednak czarodziejka nie dysponuje odpowiednią mocą, by rzucić odpowiednie zaklęcie, dlatego o wsparcie prosi Wonder Mana. Sytuacja robi się o tyle problematyczna, iż w różnych walkach zaczynają ginąć Mściciele oraz członkowie X-Men. Katastrofa goni katastrofę. Kiedy Drużyna jest już kompletnej rozsypce i tak naprawdę istnieje tylko z nazwy, Bliźnięta przywołują Exitara, Kata Celestiali, który zamierza zniszczyć Ziemię. Nowemu zagrożeniu postanawia stawić czoło m.in. Thor, który jest świadomy tego, iż przybycie Kata to efekt jego pychy i działań które miały miejsce wieki wcześniej po jego pojedynku z Apocalypsem. Wtedy to Asgardczyk stworzył broń – zaklęty topór Jarnbjorn, który jest w stanie przebić zbroję kosmicznych bóstw. Tymczasem na Ziemi z pomocą ruszają członkowie Avengers z Iron Manem na czele. Tworzą pole siłowe dookoła planety, aby kupić dodatkowy czas Thorowi. Wytrzyma ono na tyle długo, na ile sił starczy Hulkowi, który trzyma dwa bieguny generatora tworzącego osłonę elektromagnetyczną.

UncannyAvengers3 p3

W albumie tym podobnie jak we wcześniejszym dzieje się bardzo dużo. Na szczęście Rick Remender oszczędził nam już fabularnego chaosu znanego z wcześniejszego tomu. Nie zabrakło oczywiście charakterystycznych dla serii skoków fabuły po różnych liniach czasowych, alternatywnych rzeczywistości czy retrospekcji. W jednej z nich (choć wydarzyła się w przyszłości) dowiadujemy się m.in. w jaki sposób Eimin straciła wzrok.

Komiks ten w większości sprowadza się do samych walk przeplatanych obfitymi, czasami wręcz patetycznymi przemowami. Oczywiście nie zabrakło wśród nich istnych perełek jak m.in. spektakularne stracie Thora z Urielem. Jednak prawdziwą wisienką na torcie okazało się świetne i zaskakujące zakończenie.

Od strony graficznej „Czas na Ragnarok” trzyma nawet wysoki, choć nierówny poziom. Do znanego z wcześniejszego albumu „Bliźnięta Apokalipsy” Daniela Acuny dołącza dwóch kolejnych rysowników: Steve McNiven i Salvador Larroca. Zachwalany przeze mnie we wcześniejszej recenzji Acuna nadal pokazuje, że ma talent do szczegółowych kadrów. Warto przypomnieć, iż samodzielnie nakłada on sobie tusz i kolory. Bardzo dobrze prezentują się plenery, kosmiczne scenerie czy wnętrza pomieszczeń. Bardzo dobrze została również oddana dynamika scen pojedynków. Ogólnie różnorodność rysowników sprawiła, iż zdecydowanie jest on najładniejszy z dotychczasowych z serii.

Podsumowują w kilku słowach „Czas na Ragnarok” to opowieść o zdradzie i zemście, o miłości i przyjacielskim oddaniu, o wytrwaniu i ofiarności. Oprawa graficzna, nie licząc drobnych wpadek, nie zawodzi. Rick Remender po chaotycznym i ciężkim w odbiorze poprzednim tomie zmienił częściowo podejście do przedstawionej historii, co według mnie wpłynęło na plus. Szczególnie zakończenie, którym nas uraczył, robi naprawdę wrażenie. Wszystkie te cechy sprawiły, iż z niecierpliwością czeka się na lekturę kolejnego tomu.

Dział: Komiksy
piątek, 07 kwiecień 2017 12:35

Premiera "Ściany Burz" Kena Liu

Żadna cywilizacja nie jest gotowa na swój kres

Kuni Garu, znany teraz jako cesarz Ragin, stara się zapewnić cesarstwu rozwój, a jednocześnie zadośćuczynić żądaniom ludu. Nie wie, że za mityczną Ścianą Burz kryje się potężna siła, zdolna rozpętać w Darze pandemonium.

Kiedy do wybrzeży jednej z wysp docierają tajemniczy Lyucu ze swymi skrzydlatymi bestiami, w imperium wybucha chaos karmiony przerażeniem. Tym razem Kuni nie może poprowadzić swoich ludzi przeciwko zagrożeniu – musi radzić sobie z fałszywymi oskarżeniami i zdradą wśród najbliższych. Jedyną nadzieją dla Dary są dorosłe już dzieci cesarza, gotowe zaznaczyć swoją obecność w annałach historii. Czeka je trudne zadanie. Nadchodzą bowiem czasy przerastające wyobrażenie tak mieszkańców Wysp, jak i ich bogów.

Dział: Książki
piątek, 24 marzec 2017 16:37

Trąf, Trąf, Misia, Bela

„Raz Dwa - Freddie już Cię ma / Trzy Cztery - Zaraz w drzwi uderzy / Pięć Sześć - Krzyż ze sobą nieś / Siedem Osiem - Myśl o swoim losie / Dziewięć Dziesięć - nie dla Ciebie sen” – ten upiorny wierszyk, znany wszystkim miłośnikom horrorów przekonuje, że dziecięce wyliczanki nie zawsze są niewinne, a zabawa z ich udziałem – nie zawsze dobrze się kończy.

Każdy z nas w dzieciństwie pragnął być członkiem jakiejś grupy, a to poczucie przynależności zaspokaja nasze podstawowe potrzeby. Stąd taka popularność zespołów roboczych, drużyn, dlatego też przekonuje się nas, że „w jedności siła”, że zbiór osób zawsze jest w stanie osiągnąć więcej niż pojedyncze jednostki. Gorzej, jeśli grupa zaczyna zbytnio izolować się od świata, jeśli łączące ich relacje przybierają niebezpieczny wymiar, a zachowanie pozwala sądzić, że wspólne spotkania służą czemuś więcej niż niewinnym rozmowom przy piwie. O tym, jak destrukcyjny potrafi być wpływ grupy, gdzie leżą granice zabawy, a także o mrocznej przepowiedni śmierci, pisze Dagmara Andryka, autorka porywającej powieści „Trąf, trąf, misia, bela”. Opublikowana nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka książka, to drugi już tom opowieści o dziennikarce śledczej, Marcie Witeckiej, która nieustępliwie zmaga się z mrocznymi historiami i odkrywa to, co dla innych pozostaje niewidoczne. Czytelnicy, którzy mieli już okazję poznać bohaterkę, z pewnością z utęsknieniem i dreszczykiem emocji czekali na powtórne z nią spotkanie, zaś osoby, dla których to będzie pierwsze, wspólnie prowadzone śledztwo, na pewno się nie zawiodą.

Redaktor Marta Witecka odniosła sukces publikując swoją pierwszą książkę, zaś na fali popularności postanowiła zrezygnować z pracy. Czas spędza na uczestniczeniu w spotkaniach autorskich i zapełnianiu lekturą kryminałów pustki w swoim życiu i w sercu. Mimo nacisków wydawnictwa i czytelników nie ma pomysłu na kolejną publikację, przynajmniej do chwili, kiedy na jednym ze spotkań autorskich nie zjawia się elegancka kobieta, Anna Kleynocka, prosząc ją o pomoc w rozwikłaniu pewnej niepokojącej sprawy. Mimo początkowej odmowy, dziennikarkę coraz mocniej wciąga historia tajemniczych zgonów. Dlatego też, kiedy ginie kolejna osoba, postanawia aktywnie zaangażować się w śledztwo choć charakter sprawy powoduje, iż nie będzie łatwo dotrzeć do prawdy. Marta ma bowiem do czynienia z członkami osobliwego bractwa, byłymi sportowcami, połączonymi wydarzeniami sprzed lat. To, co zaszło na obozie sportowym niemal trzydzieści lat temu skrywa nimb tajemnicy, choć wszystko wskazuje na to, że to właśnie w przeszłości należy szukać wskazówek.

Czy to sekret, który połączył przyjaciół, staje się przyczyną ich zgonów? A może to rzeczywiście klątwa, skoro policja nie jest w stanie ustalić ewentualnych sprawców, a same śmierci wydają się być zupełnie przypadkowe. Igor, który ginie kilka metrów od domu pod kołami samochodu, Staszek znaleziony martwy we własnej wannie, a następnie Żaneta, która zmarła po zażyciu tabletek na odchudzanie z przyspieszającą metabolizm trucizną… Trzy zgony w tak krótkim czasie budzą wątpliwości i potrafią wystraszyć pozostałych członków dziwnego bractwa. Tym bardziej, że sposób, w jaki osoby te umarły, jest związany z pewną wyliczanką i – jak się okazuje – ze śmiertelnie niebezpieczną grą, którą podjęli jako dzieci. Czy Marcie uda się ustalić rzeczywisty przebieg gry? Jakie relacje naprawdę wiążą członków bractwa i co sprawia, że wszyscy oni tak bardzo pragną zachować sekrety przeszłości? Na te wszystkie pytania odpowiada Dagmara Andryka w swojej niezwykle zajmującej powieści, koło której trudno jest przejść obojętnie. Autorka zwraca uwagę nie tylko sposobem, w jaki operuje słowem, doskonale skonstruowanymi bohaterami, w tym pełną sprzeczności Martą Witecką, ale i samym pomysłem na fabułę oraz prowadzeniem akcji. Z każdą sceną stajemy się bardziej aktywnymi uczestnikami wydarzeń aniżeli biernymi obserwatorami, każda strona przynosi też nowe tajemnice i pytania. A w tle rozbrzmiewa dziecięca wyliczanka: „Trąf, trąf, misia, bela, misia Kasia, konfacela” – na kogo tym razem wskaże los?

Dział: Książki

Setki lat przed wielką Wojną Magów był sobie kraj nieświadomy, że znalazł się na skraju katastrofy…

Młoda i porywcza Barl pragnie sprawdzić granice swojego magicznego potencjału. Jednak z powodu surowo przestrzeganej hierarchii społecznej studiować mogą tylko magowie o wysokim pochodzeniu. Barl rozpaczliwie pragnie się uczyć, a ten zapał pcha ją ku buntowi, przez co dziewczyna popada w konflikt z Radą Magów. Okazuje się, że być może już nigdy nie będzie mogła posługiwać się mocą. Wtedy poznaje Morgana Danfeya, członka Rady. Barl i Morgan uświadamiają sobie, że razem potrafią stworzyć niezwykłe nowe zaklęcia. Lecz pokusa, jaką niesie tak potężna moc, obnaża mroczną stronę duszy maga, który wkrótce rzuci kraj na kolana.

Dział: Książki
sobota, 11 marzec 2017 22:20

Biblioteka dusz

„Biblioteka dusz” to trzeci i ostatni tom serii o osobliwych dzieciach Pani Peregrine. Pierwszy tom zyskał ogromną popularność i zapowiadał fantastyczną serię książek dla młodzieży. Drugi niestety ostudził trochę ten zapał, natomiast trzeci był chyba najmniej interesujący ze wszystkich.

Po wydarzeniach drugiego tomu serii, Jacob i Emma nadal walczą z upiorami i głucholcami, próbując odnaleźć zaginioną Panią Peregrine oraz pozostałe ymbrynki. Dodatkowo, pozostałe osobliwe dzieci zostają porwane przez upiory. Na fali wielu przypadkowych zdarzeń, Emma i Jacob trafiają do Diabelskiego Poletka – pętli osobliwców-wyrzutków, zbrodniarzy różnej maści i uzależnionej od ambrozji biedoty. Zmagając się z wieloma przeciwnościami losu trafiają do domu Pana Benthama, który pomaga im odnaleźć i uwolnić porwanych. Jacob, odnajdując swój osobliwy dar do kontrolowania głucholców, wykorzystuje go do akcji ratowania nie tylko przyjaciół, ale też całego „osobliwego” świata.

Nie da się ukryć, że seria o osobliwcach to powieść dla młodzieży. Język jest prosty i nieskomplikowany, a nastoletni czytelnicy mogą się zidentyfikować z głównymi bohaterami powieści. Dla starszego czytelnika przygody Jacoba mogą się jednak wydać błahe i naiwne. Tym bardziej trzeci tom serii odbieram jako odcinanie kuponów od ogromnego sukcesu zekranizowanej pierwszej części.

Niestety, akcja trochę kuleje i wlecze się niemiłosiernie. Są momenty, gdy cała fabuła zatacza koło i niejako wraca do punktu wyjścia. Nie potrafię zrozumieć tego zabiegu. Emma i Jacob jakby kręcą się w kółko, miotają nie wiedząc za bardzo co zrobić i tylko dzięki spotkanym na swojej drodze innym osobom są w stanie w ogóle ruszyć do przodu. Jest to męczące i irytujące. Do tego w książce pojawia się sporo nieścisłości, jakby autor się gubił w tym, co pisze. Dla przykładu, poprzez bardzo niefortunny dobór słów okazuje się, że dotychczas niewidoczne dla innych osobliwców głucholce w magiczny sposób są przez nich zauważane. Wydawało by się, że finałowa powieść serii będzie obfitować w wiele brawurowych rozwiązań i będzie się w niej sporo działo. Niestety tak nie jest. Cała akcja jest bez polotu, brakuje jej brawury i dreszczyku emocji. Niektóre wydarzenia są przeciągane do granic możliwości, nie wnosząc absolutnie nic ciekawego do całokształtu powieści. Opisy się dłużą i sprawiają wrażenie, jakby miały po prostu zapchać te kilka stron. Niby szczęśliwe zakończenie wydaje się... zbyt szczęśliwe. Uważam, że autor powinien zakończyć powieść na przedostatnim rozdziale, gdyż ten finałowy przedobrzył sprawę. Pan Riggs niepotrzebnie pociągnął akcję dalej, przedstawione losy Jacoba są mocno naciągane, a kilka ostatnich stron pozostawia w czytelniku niesmak.

Równie irytujący jak naciągana fabuła są główni bohaterowie – Emma i Jacob. Przez pierwsze dwa tomy niby poznaliśmy ich dosyć dobrze, jednak dopiero w „Bibliotece dusz” zaczynają mocno denerwować. Zupełny brak pewności siebie Jacoba był jeszcze akceptowalny we wcześniejszych powieściach, jednak teraz jest po prostu nie do zniesienia. Wydawałoby się, że po wszystkim przez co przeszedł ten nastolatek, winien być bardziej waleczny i pewien swoich możliwości. Niestety, jego niekończące się użalanie nad sobą potrafi doprowadzić do zgrzytania zębami, a ciągłe rozkładanie na części pierwsze wszystkiego co go spotyka jest godne pożałowania. W jednej chwili potrafi stwierdzić, że tak! zrobi to! uda mu się!, po to tylko żeby za chwilę płakać nad samym sobą i swoim losem. Emma niestety nie jest od niego lepsza. W poprzednich powieściach dała się poznać jako osoba pewna siebie, przebojowa i waleczna, potrafiąca zmobilizować i zmotywować wszystkich do działania. Te same cechy, które były jej wizytówką wcześniej, teraz stanowią jej słaby punkt. Jej pewność siebie jest do tego stopnia wyolbrzymiona, że zakrawa na arogancję. Zdarzają się momenty, że kompletnie nie liczy się ze zdaniem innych, co prowadzi do niepotrzebnych kłopotów. Jej duma jest irracjonalna, a wiara we własne przekonania naciągana. Jacoba traktuje trochę jak swoją maskotkę uważając, że kilka miłych słów i poklepanie po plecach zdziała cuda. W próbach motywowania chłopca i pomocy w uwierzeniu w swoje możliwości jest mało naturalna. Ciągłe powtarzanie wyświechtanych frazesów raczej nikomu nie pomaga, a sprawia że staje się w tym nudna. Na szczęście zazwyczaj jest gdzieś w tle wydarzeń, jednak gdy pojawia się na pierwszym planie, denerwuje.

Zdaję sobie sprawę z tego, że seria jest skierowana do młodszego czytelnika. Jednak w wielu tego typu powieściach bardziej dojrzały czytelnik także może odnaleźć wiele dobrego. Nie dzieje się tak w „Bibliotece dusz”. Powieść jest bez polotu, nie zaskakuje i nie wstrząsa tak, jak pierwsza część. Odnoszę wrażenie, jakby autor nie do końca miał pomysł na finał powieści, albo po prostu nie potrafił tego przekazać w ciekawy sposób. Wielu wydarzeniom zabrakło polotu, inne były zbyt naciągane. Są w tej powieści akcje, które są opisane aż nazbyt dosłownie, opisy innych za to bardzo kuleją, wprowadzając mnóstwo nieścisłości. Patrząc natomiast za samo zakończenie uważam, że powinna mieć tu zastosowanie reguła, że nie zawsze więcej znaczy lepiej.

Podsumowując całą serię należy stwierdzić, że powinna się spodobać młodemu czytelnikowi. Niewątpliwym atutem jest przepiękna oprawa graficzna książek, poczynając od okładek, na niezwykłych zdjęciach wewnątrz kończąc. Nie można także odmówić autorowi wyobraźni i bardzo ciekawego pomysłu na historię. „Osobliwy dom Pani Peregrine” zawładną mym sercem i pokochałam przygody tych dzieciaków, więc tym bardziej szkoda, że finał historii tak bardzo mnie rozczarował. Niemniej warto poznać całą serię, gdyż oryginalny pomysł na wykorzystanie starych fotografii i stworzenie na ich bazie zupełnie nowego świata zasługuje na uwagę.

Dział: Książki
piątek, 10 marzec 2017 20:06

Człowiek, który spadł na Ziemię

Walter Tevis był membraną swoich czasów. Jego powieści charakteryzują się prostotą, bezpośredniością i szczerością. Naiwność jego historii niesie ze sobą tęsknotę za światem prostszym i łagodniejszym.

„Człowiek, który spadł na Ziemię” to druga, po „Przedrzeźniaczu”, powieść Waltera Tevisa wydana przez Wydawnictwo Mag w ramach serii Artefakty. Jest to też druga powieść w dorobku autora, wydana oryginalnie w 1963 roku, cztery lata po literackim sukcesie „The Hustler”. Historia Anteańczyka, którzy przybył na Ziemię, nie przypadła początkowo wydawcom do gustu i została przez nich odrzucona. Było ona zaskoczeniem dla środowiska literackiego, grzechem szanowanego pisarza, który odważył się zabrać za literaturę fantastyczną. Dopiero Gold Medal Books opublikowało tę powieść, którą uważa się obecnie za jedną z najlepszych powieści science fiction, jakie kiedykolwiek napisano.

Wyobraźcie sobie przybysza z odległej planety, który został wysłany z misją ratowniczą. Obcego, który szczęśliwie dzięki drobnej charakteryzacji, przypomina człowieka i może spokojnie poruszać się między ludźmi. Wyobraźcie sobie zdesperowanego przedstawiciela swojej rasy, który pozostawił wszystko, co kocha, lata świetlne za sobą, niesie na swych barkach wielkie brzemię, będąc jedyną nadzieją dla swoich bliskich i pobratymców. Główny bohater, Thomas Jerome Newton, dzięki nadzwyczajnej inteligencji oraz zdobyczom technologicznym Anteańczyków, dochodzi do ogromnego bogactwa, które ma mu pomóc w realizacji tajemniczego projektu naukowego. Pytanie brzmi, czy samotny obcy, obarczony wielką odpowiedzialnością, żyjący między ludźmi, zdoła zrealizować swój plan? Pytanie brzmi, co bardziej mu przeszkodzi, agencje rządowe, czy jego własne słabości?

Pisarstwo Waltera Tevisa charakteryzuje się prostotą, szczerością i bezpośredniością, jest w swoim przekazie bardzo dosłowne, a kreacja świata bardzo naiwna. Walter Tevis pisząc powieść przelał na papier swoje doświadczenia z dzieciństwa, mając bowiem dziesięć lat, jego rodzina pozostawiła go w szpitalu samego na rok czasu (chorował na gorączkę reumatyczną), sama przeprowadzając się z San Francisco do Kentucky. Tą bolesną dziecięcą samotność zaszczepił głęboko w postać Thomasa Jeroma Newtona, obcego, który musiał żyć wśród obcych. Walter Tevis nie byłby sobą, gdyby w swojej twórczości nie odbijał, jak w lustrze, niepokojów społecznych i politycznych, które go otaczały. W „Przedrzeźniaczu”, napisanym dużo później nawiązywał do swobody obyczajowej okresu hipisowskiego, w „Człowieku, który spadł na Ziemię”, pisanym w latach sześćdziesiątych, opisywał zagrożenia zimnowojenne. Przez całą powieść przewija się motyw lęku o militarne wykorzystywanie wynalazków. Postać Nathana Bryce'a, naukowca, jest jakby sumieniem tamtych czasów, będąc bowiem badaczem pracującym nad skomplikowanymi projektami, obawiał się cały czas o to, że owoce jego pracy, a także zaskakujące wynalazki Newtona, będą narzędziem do krzywdzenia ludzi. Widać, że pisarz mocno reagował na wyścig zbrojeń, jakie towarzyszyło Zimnej Wojnie. Przypomnę, ze powieść została wydana w 1963 roku, czyli niedługo po kryzysie kubańskim. Jednocześnie autor zwraca uwagę, w sposób bardzo prostolinijny, na nadużywanie władzy przez różne agencje rządowe; więzienie bez wyroku sądowego, tortury, inwigilacja, te wszystkie szeroko w tamtych czasach rozwinięte działania organów państwowych, które nadal są aktualne.
Po napisaniu „Człowieka, który spadł na Ziemię” Walter Tevis popadł w alkoholizm i na bardzo długo zarzucił karierę pisarską. W jednym z wywiadów wyjaśniał, że odrzucenie rękopisu książki, spowodowało w nim długotrwałe zblokowanie twórcze. Jednak bardziej prawdopodobne byłoby stwierdzenie, że nałóg miał na to znacznie większy wpływ. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ sam Tevis twierdził, że jego powieść jest właśnie o stawaniu się alkoholikiem. Proces popadania w nałóg został pięknie, choć to niewłaściwe słowo, odmalowany. Thomas Jerome Newton niosąc wielkie brzemię i odpowiedzialność, dążący do uratowania swoich bliskich, nie ma możliwości podzielenia się swoim ciężarem z nikim, co więcej czuje się osamotniony między dziwnymi, nieprzewidywalnymi i głupszymi od niego ludźmi. W wyniku drobnego wypadku i towarzystwa Mery Jo, zdeklarowanej alkoholiczki na zasiłku, stopniowo popada w alkoholizm i niemoc. Czuje, że za słabo chce zrealizować swój projekt, popada w końcu w permanentną obłomowszczyznę.

O czym jest właściwie powieść? Początkowo, z wierzchu wydaje się to prosta, anachroniczna historia kosmity na Ziemi. Jednak gdy bardziej się przyjrzeć temu, co chciał przekazać autor znajdziemy tam bolesny krzyk słabego, chorego dziecka pozostawionego samemu sobie pośród obcych, lęk dorosłego mężczyzny o zimnowojenną rzeczywistość, aż w końcu obraz artysty, złamanego niepowodzeniem, odczuwającym wielką prywatną porażką, wynikłą z niemocy twórczej.

Zaskakujące jest, że ta krótka powieść o prostej i naiwnej fabule, napisana z taką delikatnością, jest bolesną autobiografią, pełną niemocy, rozpaczy i lęków. Dla mnie historia Anteańczyka jest nazbyt osobista, za bardzo dotyka szczegółu, a nie ogółu, dlatego zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu „Przedrzeźniacz” niż „Człowiek, który spadł na Ziemię”. Jest to powieść, która nie wszystkim się spodoba, nie każdy doszuka się w niej tej głębi, którą umiejętnie Tevis zawarł w swej twórczości, ale tak naprawdę trzeba samemu przeczytać, aby się o tym przekonać.

 

* Większość informacji biograficznych zaczerpnęłam z : https://www.sfsite.com/fsf/2000/js0007.htm

Dział: Książki
poniedziałek, 06 marzec 2017 09:48

Czarodziejka

Dziecko, które matka "wyrzuca" do kosza, bo za głośno krzyczy. Matka, krzycząca i bijąca, bo jej czterolatka znów pobrudziła nową sukienkę. Dziewczynki, które miały umrzeć z głodu. I ona, Czarodziejka- ratująca każde małe, bijące serduszko, dająca... nowy dom?

Julia i Mania prowadzą wspólnie kawiarnię; pewnego dnia jedna z klientek, zaprzyjaźniona z Manią pani Zofia, prosi dziewczynę o przysługę- ma ona przetrzymać dla niej pewną przesyłkę. Następnego dnia jednak kobieta zostaje odnaleziona w swoim mieszkaniu, a policjanci określają zdarzenie jako morderstwo. Jakub oraz Tomek, prowadzący dochodzenie policjanci, biorą na celownik dwie młode kobiety, wiedząc, iż były ostatnimi, z którymi widziała się denatka. W międzyczasie, przy drobnej pomocy Julii i tajemniczej przesyłki, dokopują się do bardziej skomplikowanej sprawy- dzieci, które ponoć zmarły w dzieciństwie...

Zauważyłam, że rzadko zdarza mi się sięgać po twórczość polskich autorów, a jeżeli już, to częściej wybieram powieści obyczajowe, niż thrillery, kryminały czy horrory. Kilka razy się sparzyłam i ta niepewność co do czekającej na mnie historii zawsze delikatnie powstrzymuje mnie przed sięgnięciem po coś polskiego (choć przecież ostatnio "rodzi" nam się tylu świetnych autorów, jak grzybów po deszczu). Zdecydowałam jednak dać szansę Czarodziejce i szczerze powiedziawszy, decyzji nie żałuję.

Julia i Mania to przyjaciółki, choć ktoś patrzący na nich z boku mógłby rzec, iż Julia matkuje drugiej dziewczynie. Różnią się niczym ogień i woda- Mania jest lekko nierozgarniętą, blondwłosą pięknością, która z łatwością pakuje się w kłopoty, zaś buntownicza Julia przeciwnie, stara się trzymać od problemów jak najdalej, czuwając nad przyjaciółką. Specyficzny duet, prawda? Cóż, chcieć uniknąć kłopotów a naprawdę ich uniknąć to dwie różne sprawy...

Spodziewałam się po książce pani Płoszaj poważnego charakeru, wiecie, tak charakterystycznego dla lektur tego gatunku, a dostałam pełną humoru opowieść, w czym zdecydowanie przoduje nieogarnięta Mania, ale i Julia o ciętym języku nie zostaje w tyle. To nie tak, żebym płakała ze śmiechu nad jakimiś fragmentami, ale ten humor da się zauważyć. Nie rzutuje to w żaden sposób na całą fabułę, bowiem wydarzenia są tam jak najbardziej poważne. Policyjny duet w postaci Kuby i Tomka rozpracowuje nie tylko sprawę morderstwa pani Zofii, ale także tajemnicze akty zgonu dzieci, które wpadły im przypadkiem w ręce. Do tego dochodzi jeszcze cały gangsterki, łódzki światek, który w mniej lub bardziej zauważalny sposób próbuje zaznaczyć swój udział w całej historii.

Przeczytanie tej publikacji zajęło mi nieco dłużej, winę za to ponosi jednak mój brak czasu, nie trudności w odbiorze lektury. Bardzo ciekawiła mnie sprawa zaginionych, a ponoć uznanych za zmarłe, dzieci i nie mogłam się doczekać, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Wszelkie gangsterskie porachunki czy przeszłość Julii interesowały mnie nieco mniej, ale jako całokształt Czarodziejka zapisała się w mojej pamięci jako dobra książka. Szczególnie, iż (jak czytałam) jest to pierwszy tom serii, więc myślę, że kolejne części mogą być jeszcze ciekawsze. Książka pani Płoszaj to kolejny dowód na to, że polskie nie znaczy gorsze.

Książka Was zainteresowała? Polecam więc sięgnąć po nią, może ktoś z Was będzie miał jeszcze lepsze wrażenia po zakończeniu lektury niż ja.

Dział: Książki
poniedziałek, 27 luty 2017 14:00

"Cesarz ośmiu wysp" Hearn Lian już w marcu!

Ambitny władca zostawia swojego bratanka na pewną śmierć i przejmuje jego ziemie.
Uparty ojciec zmusza młodszego syna, żeby oddał swoją żonę starszemu bratu.
Tajemnicza kobieta szuka pięciu ojców dla swoich dzieci.
Potężny kapłan ingeruje w sprawy sukcesji Lotosowego Tronu.

Dział: Książki
piątek, 17 luty 2017 11:52

Anna i Pan Jaskółka

Jest to kolejny już w moim czytelniczym świecie debiut, który zawładnął mym sercem. Powieść ta powinna zainteresować polskiego czytelnika, gdyż mimo iż napisana przez amerykańskiego pisarza Gavriela Savita, opowiada o Polsce w czasie II wojny światowej.

Anna – córka lingwisty z Uniwersytetu Jagiellońskiego, mimo swoich skromnych 7 lat włada biegle kilkoma językami. Słowa zatem, są dla niej tym, na czym buduje cały swój dziecięcy świat. Pewnego dnia ojciec Anny wychodzi na uczelnię i już nie wraca. Dziewczynka początkowo pozostaje pod opieką przyjaciela rodziny – niemieckiego aptekarza, jednak coraz częściej pojawiające się słowo „wojna” sprawia, że nie może długo u niego zostać. Czekając na ojca pod drzwiami domu, Anna poznaje Pana Jaskółkę – człowieka władającego językiem, którego ona jeszcze nie zna – językiem ptaków. Zachwycona niezwykłością tego człowieka, postanawia podążyć jego śladem. I tak zaczyna się ich długa podróż po ogarniętej wojną Polsce.

Niepozorna biała okładka „Anny i Pana Jaskółki” kryje w swoim wnętrzu czarowną opowieść. Jest to historia o budowaniu niezwykłej więzi między dzieckiem a dorosłym mężczyzną, o przyjaźni i bezgranicznym oddaniu, a wszystko to na tle okupowanej Polski. Wędrują oni razem nigdzie nie zatrzymując się na dłużej niż to konieczne, unikając ludzi, budując w drodze swój własny, pełen naprzemiennego długotrwałego milczenia i barwnych opowieści świat. To opowieść o dojrzewaniu emocjonalnym dziecka i poznawaniu ludzkiej natury z każdej, także tej złej strony.

Pan Jaskółka to człowiek o niezwykłych talentach. Umiejętność rozmawiania z ptakami to tylko jeden z nich. Ważniejszym zdaje się być zdolność stworzenia dla Anny utopijnego świata pełnego zasad i niezwykłych opowieści. Świata Wilków i Niedźwiedzi w roli okupantów, śmierci jako milczącego obserwatora ludzkiego okrucieństwa i Słów. Ten tajemniczy i milczący człowiek o pokerowej twarzy w sposób enigmatyczny potrafi poprowadzić dziecko przez świat wojny, tłumacząc metaforycznie zachodzące wokół zdarzenia. Każde wypowiedziane przez niego zdanie stanowi esencję mądrości i dobroci, skrytą pod alegorią baśniowego świata. Będąc całym światem Anny, jednocześnie nie przesłania sobą toczących się wokół wydarzeń, a jedynie ją przez nie subtelnie prowadzi i uczy trudnej sztuki przetrwania.

Pan Savit to niekwestionowany wirtuoz języka. Powieść napisana jest w sposób poetycki i baśniowy. Język choć kwiecisty, jest prosty w odbiorze. Niezwykły dar tworzenia fenomenalnych porównań i bajecznych metafor stanowi o magicznym pięknie tej książki. Sprawia ona wrażenie, jakby cała tocząca się akcja była jedynie tłem do nostalgicznej narracji. Książkę czyta się jak poemat, w którym słowa odgrywają pierwszoplanową rolę. Ten poetycki język stanowi oszałamiające przeciwieństwo okrucieństw wojny i tworzy niezwykły i spirytualny klimat powieści. Nie będąc w żaden sposób ckliwa i obłudna, serwuje czytelnikowi tragizm i grozę wojny, jednak nie w sposób szokujący, a ułagodzony subtelnym językiem przekazu.

„Anna i Pan Jaskółka” to baśń o wojnie i Holokauście. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmi, autor osiągnął niezwykły efekt łącząc okrucieństwo historycznych wydarzeń z magiczną mocą słów. Książka ta to zmysłowa uczta i emocjonalna podróż śladami Anny i jej towarzysza. Czytelnik podążając ich śladem ma okazję zmierzyć się z dojrzewającym umysłem dziecka w obliczu wszechobecnego zagrożenia i niezwykłym procesem wychowawczym Pana Jaskółki.

Dział: Książki