Rezultaty wyszukiwania dla: powieść dla dzieci

poniedziałek, 28 marzec 2022 11:40

Zapowiedź: Oczy smoka

Historia dla dzieci i dorosłych – o smokach, dwugłowych papugach, magii, królach i książętach.

Nawiązująca do klasycznych baśni powieść fantasy, w której pojawia się postać czarnoksiężnika znana z „Bastionu” i cyklu „Mroczna Wieża”.

Król nie żyje, zatruty Smoczym Piaskiem, na który nie ma lekarstwa…

Dział: Książki
czwartek, 17 marzec 2022 11:29

Frigiel i Fluffy. Upadły bóg

Dziesiąty zeszyt przygód nietypowej minecraftowej pary: człowieka Frigiela i jego wiernego psa Fluffiego oraz ich przyjaciół właśnie trafia w ręce czytelników. Poprzedni skończył się dość dwuznacznie. Lanniel zostało odzyskane, mieszkańcy uwolnieni, ale nie udało się odzyskać pradawnej magicznej tablicy. Dziadek Frigiela wskazuje nawet, że gdzieś czai się znacznie większe zło. Okazuje się, że opanowanie Lanniel było tylko częścią planu Landarusa, by zniszczyć wszystko. W tej walce pomóc może tylko wuj chłopca, który niestety trafił do więzienia. Dzieciaki muszą więc ruszać na poszukiwania.

Tym razem bohaterowie minecraftowego komiksu będą musieli zmierzyć się nie tylko z podróżą i licznymi pułapkami podczas wędrówki, ale także z pradawnym potworem, rodem z powieści Lovecrafta. Niczym w filmach z Indianą Jonesem przyjdzie im podążać do starożytnej piramidy, jednak nie skarb będzie tu celem, a uratowanie świata. Dość poważnie jak na komiks dla dzieci. Na szczęście nie znajdziemy tu krwawych scen, więc nie ma się o co martwić. To nadal komiks na poziomie młodszego czytelnika.

Na uwagę zasługuje grafika. Zauważalnie jest tu mniej kanciastej, minecraftowej maniery na rzecz bardziej delikatnych kresek czy też mimiki twarzy u bohaterów. To coś, co jednym się spodoba, a inni, choćby zagorzali fani Minecrafta mogą mieć z tym problem. Powstaje bowiem komiks, który aż za mocno odstaje od świata gry. Mimo wszystko uważam, że stylizacja graficzna wykonana przez Minte jest dobrana bardzo dobrze.

Autor kończy historię w dość dwuznaczny sposób. Z jednej strony otrzymujemy panele z informacją, że przygoda się nie kończy. Z drugiej: napis „koniec”, gdzie poprzednie tomy miały wzmiankę o ciągu dalszym. Czyżby miała to być ostatnia przygoda komiksowa Frigiela i Fluffiego?

Dział: Komiksy
piątek, 04 marzec 2022 08:56

Skradziony klejnot

Nie wszystkie książki Alka Rogozińskiego mi się spodobały, ale przyznam, że pozytywnie oceniam jego twórczość. Komedie kryminalne są zabawne i lekkie dlatego zdziwiłam się, że autor zdecydował się spróbować swoich sił w odmiennym gatunku. „Skradziony klejnot” to powieść kryminalno-historyczno- obyczajowa, której akcja osadzona jest w dawnej Polsce, gdy na tronie zasiadał Jan III Sobieski. Nie mogłam obok tej lektury przejść obojętnie.


Rodzice mają dla swojej córki, hrabianki Julii Zasławskiej, wspaniały prezent! Jak można się domyślić, nie przypadnie on do gustu jubilatce, ponieważ opuszcza ona Francję i wyjeżdża do Polski, do swojej ciotki. Kraj rodzimy jawi się jej jako puszcza, głusza, a jego mieszkańcy jako nieokrzesani tubylcy i nic nie łagodzi tego wizerunku fakt, że na tronie, obok Sobieskiego, zasiada Marysieńką. Julia przekonuje się, że dwór królewski nie jest wolny od intryg, plotek i sekretów. Ktoś kradnie ulubioną kolię królowej, ale na tym się nie kończy, Damy dworu zaczynają znikać, a Julia zostaje wplątana w sam środek afery. Czy hrabianka rozwikła zagadkę?


To nie są jedyne wątki, które pojawiają się w „Skradzionym klejnocie”, jest ich o wiele więcej. Autor z lekkością i łatwością porusza się po XVII wiecznej Polsce i pewnie historycy mogliby się do czegoś przyczepić, ale ja przy książce świetnie się bawiłam. Dałam się ponieść fabule, konkretnym zakrętom, spiskom i nie zwracałam aż tak dużej uwagi na realia historyczne. Według mnie wszystko było na swoim miejscu, a jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że książka ma nas bawić i umilić wolny czas, to możemy przymknąć oko na ewentualnie niedociągnięcia.


Jeżeli lubicie komedie kryminalne Rogozińskiego i obawiacie się, że w tej części nie znajdziecie tego charakterystycznego poczucia humoru, to spokojnie. Autor nie stracił swojego pazura, dzięki czemu „Skradziony klejnot” czyta się z wielkim zaangażowaniem i ciekawością. Podczas lektury niejednokrotnie można się uśmiechnąć, widząc ciekawe porównania czy opisy walk, ubioru czy zachowań niektórych bohaterów. Autor nie omieszkał przerysować postaci, które pojawiają się na stronach książki. Te wszystkie aspekty wpływają na dobry odbiór książki i przyznać muszę, że rewelacyjnie się przy niej bawiłam.


Co więcej, czytając książkę, poczułam się miło zaskoczona, bo autor wspomniał o mojej rodzinnej miejscowości. Pewna Baśka z Turobina, która była kochanką Zamoyskiego, bardzo poprawiła mi humor, a musicie wiedzieć, że moja miejscowość przez wiele, wiele lat posiadała założycieli Zamościa. Nie wiem, kiedy autor natrafił na wzmiankę (może dzięki słynnemu „TuRobin, Tu batman”), ale wiem, że tym faktem zaintrygowałam wiele osób, którzy zdecydowali się zakupić „Skradziony klejnot".

 

Dział: Książki
piątek, 04 marzec 2022 00:58

Dziobak Toto i magiczne drzewo

 

Czy wiecie, jak wygląda dziobak? To jedno z najbardziej interesujących zwierząt na świecie. W nowej serii komiksowej, która zaczęła ukazywać się nakładem wydawnictwa Egmont, młodsi czytelnicy mają okazję poznać nie tylko dziobaka o wdzięcznym imieniu Toto, ale także kolczatkę Chichi, koalę Wawa i nietoperza Riri. 

Zarys fabuły

Toto jest głodny, ale gdy opuszcza dom, by się najeść, okazuje się, że rzeka, na której znajduje się jego domek zupełnie wyschła. Dzielny dziobak, wraz ze swoim przyjacielem koalą Wawa wyrusza w podróż, by odkryć przyczynę tego stanu. Po drodze natykają się na porozrzucane w mroku fragmenty ciał martwych zwierząt. Dzięki cząstkom magicznego drzewa przywołują ich duchy, które opowiadają o żyjącej w rzece strasznej bestii. Czy Toto i Wawa odważą się stawić jej czoła? 

Strona wizualna

Komiks nie jest tak kolorowy, jak inne zeszyty skierowane do młodszych czytelników. Zachowany został raczej w stonowanych barwach i nie brakuje mu również mrocznego klimatu, który dodaje smaku opowiadanej historii. Wydany został w twardej oprawie i formacie zbliżonym do A4. Zeszyt jest solidny i bardzo przyjemnie się go przegląda. 

Moja opinia i przemyślenia

Mimo że tytuł „Dziobak Toto” ukazał się w serii wydawnictwa Egmont „Mój pierwszy komiks”, to jednak myślę, że skierowany jest do nieco starszych dzieci niż te w wieku przedszkolnym. To raczej klimaty niemalże powieści grozy, dlatego uważam, że te najmniejsze maluchy mogą się po prostu bać. Starszym dzieciom jednak historia odważnych bohaterów, którym towarzyszy szczypta magii, na pewno się spodoba. 

Scenarzystą komiksu jest Eric Omond, a ilustratorem Yoann. Żadnego z tych twórców nie miałam jeszcze przyjemności poznać, ale uważam, że obydwoje doskonale się spisali. Na pewno sięgnę po kolejną część przygód niezwykle ciekawych, rzadko spotykanych zwierząt. Rysunku w komiksie są bardzo dobre, a historia niezwykle ciekawa. 

Podsumowanie

„Dziobak Toto i magiczne drzewo” to świetnie zrealizowany projekt, jednak odpowiedni dla nieco starszych dzieci. Komiks ma ciekawie pomyślaną fabułę i oddające nieco mroczny klimat historii ilustracje. Jest elegancko wydany i z pewnością nie można mu odmówić tego, że przyciąga uwagę. Z lektury jestem bardzo zadowolona i z przyjemnością sięgnę po kolejny tom serii. Mam nadzieję, że szybko się ukaże i że będę miała okazję poznać więcej tego typu historii. 

Dział: Komiksy
poniedziałek, 28 luty 2022 23:56

Nowy początek

Po co opłacać drogi „pobyt” więźniów skoro... można na nich zarabiać? Tym razem nie chodzi jednak o typową pracę. Teraz swój koszt skazańcy opłacają za pomocą grania w grę!

„Nowy początek” to już szósty tom serii „Drogi szamana”. Jeśli do tej pory nie mieliście z nią nic wspólnego, pozwólcie, że was zachęcę. W świecie tym, zamiast odbywać regularną karę, więźniowie dają się zamknąć w kapsule. Za jej sprawą trafiają do gry, na zdecydowanie mniej przyjemnych warunkach niż rozrywkowi gracze. Ich „gra” ma bowiem jeden cel, służy spłacie wyroku. Jeśli nie czytałeś poprzednich tomów... zatrzymaj się. Czas bowiem na fabułę szóstej części. Jak się okazuje, Dmitrij odsiedział (czy odegrał?) już swoje i może wrócić na wolność. Jednak Barliona nie zamierza tak łatwo oddać swojego słynnego szamana. W jaki sposób? Jak się okazuje, koniec odsiadki nie jest taki łatwy. Gdzie kończy się gra, a zaczyna rzeczywistość?

„Droga szamana” to fantastyczna seria dla każdego miłośnika gier (w szczególności RPG). Za jej sprawą wszystko to, co do tej pory dostępne było tylko na ekranie, pojawia się też w książkowej odsłonie. Statystyki postaci, sprzętu, progres rozwoju i wiele innych. Jeśli więc lubicie i grać, i czytać, będziecie zachwyceni.

Po raz kolejny autor postawił na mnóstwo emocji. Praktycznie każdy tom kończył się zaskakującym zwrotem akcji, dlatego i tym razem nie mogłam, doczeka się kontynuacji. Czy szósty tom zapewnił mi podobny poziom wrażeń? Muszę przyznać, że tak! Po raz kolejny opowieść obfitowała w ciekawe zwroty akcji. Chociaż wydarzenia były trochę chaotyczne, to bez wątpienia nie narzekałam na nudę. Każdy kolejny element fabularnej układanki dodawać coś ciekawego do całości (co przy tak długich cyklach wcale nie jest takie łatwe).

Czy po raz kolejny można zarzucić opowieści, że nadużywa nieprawdopodobnych przypadków? Tak. Chociaż niekoniecznie „niestety”. Odbieram tę opowieść trochę na zasadzie gry przeładowanej akcją, w której dużo się dzieje, a efekty specjalne przykrywają pewne braki w logice fabuły.

Pojawia się też ciekawe wątek kryminalny, związany z cyber światem, który dodatkowo nadaje całości rumieńców. Całe szczęście autor nie stosuje otwartych rozwiązań. Wszystko na końcu znajduje swoje wyjaśnienie, które jest tak bardzo kompletne, że w zasadzie nie wymaga kontynuacji. Niemniej cieszę się, że to nie jest ostatni tom, ponieważ bardzo polubiłam serię.

Dział: Książki
wtorek, 22 luty 2022 17:19

Bez reszty

Zapomniałam o książce „Bez reszty”, z góry się przyznaję, trafiła na samo dno stosu hańby, stojącego w miejscu, gdzie trzymam książki, na które kiedyś znajdę czas. Jako że czas u mnie jest tak trudny do znalezienia, jak klarowne są zasady nowego systemu podatkowego, to nawet tam nie zerkałam, aż przyszedł czas na powieść Wojtka Miłoszewskiego i musiałam szukać. Prędko się okazało, że ta książka to drugi tom z serii (ciekawe czy będzie trzeci). Od razu Wam powiem, że znajomość pierwszej części nie jest niezbędna, jeżeli są jakieś odniesienia do poprzedniej, to nie zauważyłam, nie czułam, że lektura jest dla mnie mniej przyjemna.

Zima 1990 roku, Kraków. Stolica Małopolski zachłysnęła się kapitalizmem, przemiana ustrojowa sprawia, że półki w sklepach są pełne, inflacja galopuje, ale bohaterowie wciąż przechadzają się po ulicy Bohaterów Stalingradu. Komisarz Kastor Grudziński wraz z naczelnikiem wydziału zaczaili się na handlarzy płytami CD. Policjant słyszał o tej technologii, ale nie stać go na odtwarzacz, z pensji policjanta nie stać go też na rachunki i po kolei odłączą mu prąd i ogrzewanie. Siedząc w dużym fiacie, wymieniają opinie o zmianach i nie spodziewają się, że rutynowa akcja skończy się strzelaniną, obstawa z PG (walka z przestępczością gospodarczą) ucieknie, co sił w koniach mechanicznych a naczelnik zginie. To dla Grudzińskiego nowość, dotychczas nie był przyzwyczajony do tego, że do policji ktoś strzela. Za punkt honoru komisarz stawia sobie odnalezienie i ukaranie zabójców swojego szefa, chociaż nie będzie łatwo, w jego wydziale pracuje jeszcze Kwiatek, policjant alkoholik, który nadaje się do pracy tylko wieczorem, zanim znowu się ulula. Przychodzi nowy naczelnik z dziwnymi wymaganiami, a na dodatek ktoś zaczyna w mieście porywać dzieci. Powoli staje się jasne, że w mieście pojawiła się nowa siła, która zaburzyła równowagę i chce mieć monopol na zbrodnię.

Lata dziewięćdziesiąte to świetny materiał do kryminałów i właściwie zastanawiam się, dlaczego tak mało pisarzy z tego czerpie. Teraz mamy kosmiczną technologię, komórki, internet, kryminologię i kryminalistykę na wysokim poziomie. Wtedy były braki finansowe, telefon w domu nie był oczywistością, a żeby zadzwonić z terenu, trzeba było poszukać budki. Sam bohater wspomina o kalce jako poprzedniczce ksera, a analizę daktyloskopijną musiałby robić ręcznie. W porównaniu z dzisiejszą technologią to prehistoria, ale jakże urokliwa, jakie daje pole do konstruowania intrygi. Ponadto lata dziewięćdziesiąte to początek mafii, rozkwit bezprawia, narkotyki, wymuszenia, porwania, brak skrupułów, wymarzony temat do książki z dobrą zagadką.

Wojtek Miłoszewski wykorzystał cały ten potencjał, okrasił to stylem charakterystycznym dla Braci Miłoszewskich (to powinna być zastrzeżona marka na rynku polskiego kryminału). Nie byłam w stanie się oderwać, ta książka wciąga nomen omen, bez reszty i nie można jej odłożyć. Znowu żałuję, że tyle czekała, ale warto było po nią w końcu sięgnąć.

Dział: Książki

Magiczny Ekspres powraca i to z impetem. Drugi tom trylogii o podtytule Między światłem a cieniem przynosi nowe przygody i tajemnice, a także zaskakujący zwrot akcji, który niejednego czytelnika z pewnością mocno zaskoczy. 

Fabuła drugiego tomu stanowi bezpośrednią kontynuację wydarzeń opisanych w pierwszej części, dlatego warto zapoznać się z poszczególnymi tomami chronologicznie. Tytułowy Magiczny Ekspres to niezwykła szkoła dla wybitnych i wyróżniających się dzieci i młodzieży. Ci obdarzeni potencjałem są odszukiwani na całym świecie przez jednego z trzech Obieżyświatów, czyli widmowych zwierząt - tygrysa, zająca i niedużego ptaszka, słonkę. Otrzymują wówczas specjalny bilet, dzięki któremu mogą wstąpić na pokład pociągu i zostać wpisanym na listę uczniów. 

Teoretycznie nikt nie może wsiąść do pociągu bez biletu. Jedyną osobą, której się to udało, jest Flinn Nachtigall, która dotarła do szkoły w poszukiwaniu zaginionego brata. Po licznych perypetiach, o których mogliśmy przeczytać w pierwszym tomie, dziewczyna została wpisana na listę uczniów, jednak nadal nie udało jej się rozwiązać tajemnicy zniknięcia jej brata Jontego. Jakby tego było mało, Flinn odkrywa, że pociągowi zagraża nadciągające niebezpieczeństwo.  

Magiczny Ekspres ma swój niezwykły urok. Z jednej strony mamy nieco nostalgiczny, zabytkowy skład pociągu, który w niemal niezmienionej formie od dziesiątek lat przemierza cały świat, chroniony magią i zaczarowaną technologią. Z drugiej strony dostajemy zaczarowaną szkołę, do której teoretycznie może trafić każdy - niezależnie od pochodzenia, jeśli tylko Obieżyświaci dostrzegą w nim właściwy potencjał. Może chodzić o inteligencję, zdolności techniczne lub wyobraźnię. Jest to wyraźne przesłanie do młodych czytelników, że każdy może być kimś wyjątkowym, musi tylko odnaleźć “swoją” dziedzinę i w niej się spełniać.  

Sam pomysł magicznej szkoły nieodmiennie nasuwa skojarzenie z serią o Harrym Potterze, zwłaszcza że część pomysłów autorki wyraźnie do niej nawiązuje. Może to moja nadinterpretacja, ale wzmianki o specjalnych słodyczach i przekąskach dla uczniów (niedostępnych dla zwykłych ludzi), waluta używana w pociągu czy magiczne figurki zbierane przez Pawi kojarzyły mi się niezmiennie ze światem stworzonym przez J.K. Rowling. Tyle że Hogwart jest jeden i niepodrabialny, a Magiczny Ekspres – mimo niewątpliwych zalet – mu nie dorównuje na żadnej z płaszczyzn.  

To, co może razić dorosłego czytelnika w opowieści snutej przez Ancę Sturm to podążanie za pewnymi schematami i przewidywalność fabuły. Chociaż muszę przyznać, że jeden z kluczowych zwrotów akcji zaskoczył mnie naprawdę na plus i za to autorce należą się słowa uznania.  

Jeśli spodobał Wam się pierwszy tom Magicznego Ekspresu, sięgnijcie również po drugi. Znajdziecie tu magię, przygodę i tajemnice. Dla młodych czytelników to z pewnością pozycja warta uwagi. 

Dział: Książki
wtorek, 01 luty 2022 15:35

Pustynny Książe. Księga I

Dopiero zaczynam swoją przygodę z Cyklem Demonicznym, a jestem nim niesamowicie oczarowana. Nieznajomość całej historii nie przeszkodziła mi w sięgnięciu po prequel, który rozpoczyna Pustynny Książę. Księga I. Znani bohaterowie dorośli, a ich rolę przejmują ich dzieci, którzy dorastali z brzemieniem imienia swoich poprzedników. Pojawia się jedno pytanie: czy to może być dobre? Czy Brett serwuje nam odgrzewanego kotleta?

Od piętnastu lat na świecie panuje względny spokój. Piętnaście lat temu, Wybawiciel zszedł do otchłani, aby zabić demony, które od lat niszczą wioski, miasta i zabijały ludzi. Wydaje się, że wszyscy wiodą już zwyczajne, codzienne życie, a Wielki Run osłania mieszkańców Zakątka przed wszelakim niebezpieczeństwem. Dzieci ludzi, którzy wygrali walkę z demonami, a tym samym zapisali się na kartach historii, chcą żyć pełnią życia. Buntują się przeciwko regułom, ale nie wiedzą, że znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Demony powracają i polują na Olive i Darina. Teraz to oni muszą stawić czoła stworom z Otchłani i kontynuować bitwę, którą rozpoczęli ich rodzice.

Pustynny Książę. Księga I to lektura, która ma dobre i złe momenty. Niekiedy nie mogłam się od książki oderwać, pochłaniałam kolejne strony z wielką zachłannością, chcąc dowiedzieć się, jaki los spotka bohaterów. Jednak te ekscytujące momenty przeplatane były zwolnioną akcją i oczekiwaniem, które jednak nie sprawiło, że czytałam z wielkim zaangażowaniem. Chociaż akcja dość szybko biegnie do przodu i bohaterów poznajemy w trakcie, to fragmenty i rozdziały, które miały dać czytelnikowi odetchnąć, bardzo mnie nudziły. Odkładałam wtedy książkę na bok i wracałam do niej po jakimś czasie, żeby znowu dać się pochłonąć akcji.

Peter V. Brett miał ciekawy pomysł na kontynuowanie akcji w świecie Cyklu Demonicznego. Obserwowanie dzieci, które niosą na barkach sławę swoich rodziców, było intrygujące. Zarówno Olive, jak i Darin, nie wiedzieli wszystkiego. Ich opiekunowie nie zdradzali im wszystkich tajemnic, otoczyli ich murem, przez co trudno im było odnaleźć się, gdy akcja zaczynała nabierać tempa. Zdecydowanie więcej miejsca otrzymała Olive – córka Leeshy i Ahmanna Jardira, przez co można ją było dobrze poznać. Darin to dla mnie zagadka i z chęcią poznam go lepiej w kolejnych częściach. Jest jednak coś, czym autor mnie niesamowicie zaskoczył i nie wiem, co o tym myśleć. Przez całą lekturę układałam sobie to w głowie i nadal nie widzę w tym sensu. Nie chcę zdradzać szczegółów, bo każdy, kto zechce przeczytać Pustynnego księcia, dowie się o tym już w ciągu kilkudziesięciu stron.

Książka ma w sobie ogrom tajemnic i nieskończonych wątków. Jestem ciekawa, jak autor dalej poprowadzi akcje i czym mnie jeszcze zaskoczy. Czuję, że wydarzenia mogą posunąć się w najmniej oczekiwanym kierunku i dać mi pełną emocji serię. Księga I nie jest powieścią idealną, ale również nie najgorszą.

Dział: Książki
środa, 26 styczeń 2022 17:01

Przeklęte przedmioty

 

Zawsze, gdy jesteśmy pewni, że coś odłożyliśmy w znajome miejsce, a nie możemy później znaleźć, śmiejemy się i mówimy: "złośliwość rzeczy martwych". Podobnie, gdy jakiś przedmiot zdecydowanie nie chce z nami współpracować i co rusz wypada nam z rąk. Bierzemy to za fragment naszej codzienności, zwykły przypadek- ot, tak już bywa. W ogóle nie bierzemy pod uwagę możliwości, że notorycznie spadająca z półki w dziecięcym pokoju lalka może mieć na ten temat własne zdanie... że łypiąc na nas szklanym okiem czeka, by pokazać, na co ją stać.

Wszystko, co nadnaturalne, od setek lat nas fascynuje. Choć z biegiem czasu, ludzkość większość rzeczy zaczęła tłumaczyć poprzez naukę, to w pewnych grupach owa wiara "w coś więcej" pozostała do dziś. I choć większość z nas, skupiłaby swoją uwagę wyłącznie na pozaziemskich istotach, to należy pamiętać, że to, co niewidoczne dla oka może skryć się w całkowicie materialnej rzeczy. J. W. Ocker postanawia przybliżyć nam przedmioty, które od lat uważane są za przeklęte; stoją spokojnie na półkach w muzeum, kryją się w prywatnych kolekcjach nietuzinkowych kolekcjonerów, a czasem dziwnym zbiegiem okoliczności z garażowej wyprzedaży trafiają wprost w ramiona nowych właścicieli...

Strzeżcie się. Nigdy nie wiadomo, na co traficie następnym razem. I czy ta rzecz będzie chciała Was opuścić...

Jak ja uwielbiam czytać tego typu książki! Moja ciekawość świata ogranicza się do czytania o dawnych wiarach, dziwnych istotach i co za tym idzie przedmiotach, które w jakiś sposób zostały przez nie opętane. To tematyka, która chyba nigdy mi się nie znudzi— literacki sposób na odkrywanie rzeczy, których nie doświadcza się w życiu codziennym (i bardzo dobrze). Nic więc dziwnego, że na wieść o wydaniu "Przeklętych przedmiotów" od razu zapragnęłam mieć tę lekturę. I powiem szczerze, że owa pozycja w jakimś stopniu nakarmiła moją ciekawość, choć uważam, że mogło być nieco lepiej.

Pierwsze, co rzuca się w oczy to oczywiście okładka. To jak obietnica, że wnętrze będzie równie bogate. I poniekąd tak jest; czytelnika już od pierwszej historii uderza bogactwo zdobień kolejnych stron, jak również liczne ilustracje następujących po sobie opowieści. Jednak nie tylko na wyglądzie opiera się fenomen tej książki- najistotniejsze są zawarte w niej historie, czekające tylko na odkrycie przez czytelnika.

Autor prowadzi nas przez różne wieki, do oddalonych od siebie krain, a czasem na pobliskie podwórko. Nie kategoryzuje, lecz stara się nam dokładnie przybliżyć każdy przedmiot, który w jakiś sposób zwrócił jego uwagę. I tak możemy poczytać m.in. o pechowej mumii, mającej ponoć wpływ na zatonięcie Titanica czy pierścieniu Silvianusa. Akurat związane z pozornie niegroźną ozdóbką wydarzenia zainspirowały Tolkiena do stworzenia "Władcy Pierścieni", o czym nie wiedziałam i uznaję za szalenie ciekawy fakt. Oczywiście najbardziej zapadły mi w pamięć rozdziały poświęcone rzeczom znanym mi z literatury bądź filmu. Mowa tu o skrzynce dybuka, znanej nam już z horroru "Kroniki opętania"- choć oglądając, zarejestrowałam fakt, iż historia oparta jest na faktach, to czytając o niej w "Przeklętych przedmiotach" byłam zdziwiona, acz jednocześnie jeszcze bardziej zaintrygowana. To tylko dowód na to, iż należy uważać na rzeczy dostępne w przydomowej wyprzedaży. Drugą taką rzeczą była chyba najpopularniejsza obok Barbie... lalka Annabelle. O niej akurat możemy zarówno poczytać w książkach o Edzie i Lorraine Warren, jak i obejrzeć w serii filmów pt. "Obecność", choć prawdziwa lalka różniła się wyglądem od tej filmowej. Cóż, drobiazgi. Niemniej jednak przyjemnym uczuciem było zgłębienie tajemnic przedmiotów, które w jakimś stopniu były mi już znane. Uznaję to za cenną lekcję.

Zakładam, że w odmętach internetu prawdopodobnie odnaleźlibyście część z tych informacji. Na pewno bazując na literackim dziecku pana Ockera, nie napisalibyście odkrywczej pracy naukowej. Mimo tego uważam, że ta pozycja ma w sobie na tyle wiele ciekawych faktów, że spokojnie może pomóc nam w delikatnym poszerzeniu wiedzy o przeklętych przedmiotach. I przede wszystkim służy dobrej zabawie. Czy dasz się prosić... ?

Dział: Książki
środa, 19 styczeń 2022 09:57

Gwałtowne pasje. These Violent Delights

Od zawsze lubiłam klasyczną opowieść o romantycznej miłości Romea i Julii. Nie spotkałam jeszcze książki, która w ciekawy i atrakcyjny sposób odświeża ten motyw, aż dotąd. „Gwałtowne pasje” to książka, od której nie mogłam się oderwać. Napisana tak, że aż zapiera dech w piersiach.

Romeo i Julia, ale w nieco innej scenerii. Do tej klasycznej historii dodajemy zwaśnione mafijne rody, jakieś tajemnicze zło, a także Szanghaj XX wieku, gdzie Chińczycy muszą walczyć o wpływy z Brytyjczykami i Francuzami. Czy może wyjść z tego coś dobrego? Jak najbardziej tak, i to jak. Ostrzegam jednak, że jak zaczniecie, to się od książki nie oderwiecie, a „Gwałtowne pasje” zafundują wam nieprzespaną noc.

Juliette Cai niedawno wróciła do Szanghaju z „wygnania”, jak ona sama nazywa swój wyjazd. Jest córką bossa Szkarłatnego Ganku i ta funkcja sprawia, że ma wiele zadań na głowie – walka z Białymi Kwiatami, robienie interesów w imieniu swojego ojca. Roman Montagow, syn bossa wspomnianych już worów rodziny Cai, Białych Kwiatów, stara się rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw. Mieszkańcy Szanghaju zaczynają rozrywać swoje gardła. Bohaterowie muszą pokonać to, co ich dzieli i nawiązać współpracę, aby zapobiec zniszczeniom i śmierci. Pomiędzy Romą a Juliett są niedokończone sprawy, a to, co wydarzyło się między nimi kilka lat wcześniej, sprawia, że ci nie potrafią sobie ufać.

Chyba wszystko w tej książce oceniam na plus. Zacznę od strony stylistycznej i językowej. „Gwałtowne pasje” to powieść napisana bardzo dobrze, a w czym również jest zasługa tłumaczki Małgorzaty Kaczarowskiej. Każde zdanie było dopracowane i nie czułam, że jakieś słowo na jakiejkolwiek stronie znalazło się tam przypadkowo. Język jest mroczny, plastyczny. Nadaje całej książce poczucia głębi, mroku i skutecznie zagęszcza atmosferę. Majstersztyk i uczta czytelnicza dla każdego fana takich klimatów. Gdy tylko zaczęłam lekturę, przeniosłam się do Szanghaju w latach 20 XX wieku. To, jak autorka odmalowała tamto miasto, kulturę, zwyczaje i historię zasługuje na owacje. Niemal czuć ten zapach, gwar rozmów, a atmosfera polityczna jest nierozerwalnie z tym związana i to czuć podczas lektury. Ba, to, co dzieje się na arenie międzynarodowej oraz wewnątrz kraju, realnie wpływa na fabułę i jest z nią nierozerwalnie połączone. To tło do wszystkich wydarzeń, ale nadaje „Gwałtownym pasjom” głębi. Autorka oczywiście wplotła w ten realizm historyczny elementy fantastyczne, ale wszystko zostało tak dobrze opisane i dobrane, że czyta się tę książkę z rosnącym zachwytem.

Nie sposób wyodrębnić jednego, głównego wątku w tej książce. Akcja skupia się w równej mierze na Juliette i Romie, ich uczuciach i spuściźnie, która odciska na nich piętno, ale również na tajemniczym potworze, który sprawia, że ludzie rozrywają sobie gardła. Na wielki plus zasługuje również to, jak autorka zaadoptowała oryginalną historię, Jeżeli znacie Romea i Julię, to gdy zagłębicie się w „Gwałtowne pasje”, to będziecie ze zdumieniem wyłapywać znanych bohaterów w nowej odsłonie. Nie była to kalka, ponieważ Chloe Gong dodała każdej postaci coś nowego, innego. Wszyscy, którzy przewijają się przez karty książki, są niczym wzięci z życia – charakterni, kolorowi. Chociaż to Juliette i Roma odgrywają główne role, to chciałabym się skupić również na innych bohaterach, najbliższych przyjaciołach naszej dwójki. Chociaż wpisują się w ramy bohaterów drugoplanowych, to uwielbiam wszystkie sceny z nimi.

Juliette to bohaterka, którą bardzo polubiłam. Chociaż inspiracją do jej stworzenia była Sheaksperowska Julia, to nasza jest brutalna, zdeterminowana, odważna. Nie boi się mówić tego, co myśli, a sprawy i dobro swojego gangu stawia na pierwszym miejscu. Jest gotowa zrobić wiele, aby uplasować się jako liderka grupy. Roma, czyli Romeo, jest bezwzględny, jednak troszczy się o tych, co kocha. Ojciec chłopaka nie do końca mu ufa, a swoją sympatię przelewa na kogoś innego. Chociaż wychowany przez Białe Kwiaty i z brutalnością obyty jest od dawna, to musi się starać, aby zasłużyć na szacunek ze strony ojca. Juliette i Roma jako para to... połączenie idealne. Uwielbiam ich magnetyzm, to przyciąganie, którzy oboje zdają się ignorować, a to, co wydarzyło się między nimi (a czego dowiemy się dopiero po jakimś czasie) jeszcze bardziej podkręca atmosferę. Powinni się nienawidzić, są wrogami, ale jest między nimi coś. Najlepsze jest to, że ich romans nie przysłonił innych wydarzeń.

„Gwałtowne pasje” to książka, którą pokochałam. Nie mogłam przestać o niej myśleć, gdy odkładałam ją, chociaż na chwilę. Zabrała mi kilka wieczorów, ale nie żałuję, bo to była cudowna czytelnicza przygoda. Nie czuć, że „Gwałtowne pasje” to debiut autorki – wszystko jest dopracowane, od pierwszej do ostatniej strony. Nie pozostaje mi powiedzieć nic innego, tylko czytajcie, bo to naprawdę dobra lektura!

Dział: Książki