Rezultaty wyszukiwania dla: literacki kryminał
Zaginiona
To była kłótnia jakich wiele wśród par- zły humor, o kilka słów za dużo. Krzysiek wyszedł z ich wspólnego mieszkania, kupił alkohol i w samotności zabijał przykre słowa partnerki. Gdy rano wciąż go nie było, Agnieszka trochę się o niego martwiła, ale wiedziała, że wróci gdy ochłonie. Sama postanowiła wybrać się na spacer do lasu. Nie wiedziała, że to niebudzące w niej strachu miejsce będzie jednym z ostatnich, jakie zobaczy.
Gdy wrócił do domu, po ukochanej nie było ani śladu; z każdą kolejną godziną jego niepokój narastał, lecz policja zaleciła mu wstrzymanie się ze składaniem zawiadomienia o zaginięciu Agnieszki. Świadkiem kolejnej już rozmowy Krzyśka z funkcjonariuszami był komisarz Tomasz Świderski, zesłany do tej małej miejscowości za grzechy przeszłości. I choć na codzienność Świderskiego składa się już tylko alkohol, to coś w tej sprawie go przyciąga. Widzi w niej szansę nie tylko na uratowanie zaginionej dziewczyny, ale i samego siebie.
Oczekiwania wobec nowej książki pana Piotra Kościelnego miałam bardzo wygórowane, a to przez bardzo pozytywnie przyjętego Zwierza. Choć sama nie miałam okazji go przeczytać, to wielu spośród Was, czytelników, oceniło ową pozycję bardzo wysoko. Stąd też moja narastająca ciekawość- czyżbyśmy mieli kolejnego polskiego autora, który potwierdza frazę "dobre, bo polskie"? Niestety, pierwsze spotkanie z twórczością naszego polskiego pisarza przyniosło mi jedynie rozczarowanie.
Właściwie Tomaszowi jest wszystko jedno, w jakim miejscu się znajduje- byle był tam stały dostęp do alkoholu. Po nieprzyjemnej sytuacji z przeszłości z byłą już żoną wszystko jest mu obojętne. Na posterunku, gdzie obecnie pracuje, współpracownicy przymykają oko na bijący od niego smród przetrawionej wódki, podrzucając mu wyłącznie najprostsze sprawy. Mają go tam tylko "przezimować" do emerytury. Dopiero przestraszony głos Krzysztofa wyrywa komisarza Świderskiego ze stuporu. Nie wie czemu, ale pragnie mu pomóc. Widzi światełko w tunelu dla samego siebie, gdzieś w głębi Tomasz wierzy, że jeszcze nie jest stracony. A odnalezienie Agnieszki może tylko przyśpieszyć jego "kurację".
Już po kilku pierwszych stronach czułam, że ta książka będzie dla mnie wyzwaniem. Najpierw rzucają się w oczy liczne powtórzenia danego słowa- w jednym akapicie można ich naliczyć kilka, a tego nie lubię. Język polski jest tak solidnie rozbudowany, że bez problemu można znaleźć liczne wyrazy bliskoznaczne, a jeżeli zawodzi nas pamięć to istnieją jeszcze wszelkiego rodzaju słowniki. Drugą rzeczą jest pióro autora samo w sobie. Zdania niby tworzyły spójną całość pod względem stylistycznym, lecz nie miały w sobie mocy przyciągania uwagi odbiorcy. Moje myśli podczas lektury pływały sobie luzem, choć starałam się skupić na opowieści maksimum uwagi.
Również stworzeni przez autora bohaterowie mnie zawiedli. Dialogi między nimi były suche, sztywne. Zero jakichkolwiek emocji. To, co powinno w nas poruszyć czułą strunę zupełnie nie działało. Nawet opisy przeżyć Krzyśka z aresztu były takie... wyzute z emocji. Nie współczułam mu, gdyż zwyczajnie nie mogłam wczuć się w jego sytuację, mimo że przeszedł za dużo. Najgorszy typ postaci- ani dobrzy, ani źli, tylko... nijacy. Tacy, o których zapomina się zaraz po zamknięciu książki. Sam komisarz Świderski był zastanawiający- niby jakoś nie kochał zbyt mocno swojej żony, niby nie przeżywał szczególnie jej zdrad (miały chyba wyłączny wpływ na jego ego), kariera też go jakoś szczególnie nie zajmowała, lecz wzorem literackich mężczyzn cierpiących zalewał smutki alkoholem. No dobrze, tylko jakie smutki? Powody miał, ale czy gdziekolwiek dał czytelnikowi sygnał, że to o to chodzi? Bardziej wyglądało na to, że po prostu picie stało się dla niego nowym sportem wyczynowym, w którym bierze udział, bo zwyczajnie może.
Zabrakło mi też dokładniejszego portretu psychologicznego samego sprawcy. Owszem, wiemy z jakiego powodu kieruje swoją uwagę na kobiety, lecz jego wątek jest potraktowany bardzo po macoszemu. A przecież lubimy zgłębiać skrzywioną psychikę czarnych charakterów. Do tej pory zastanawia mnie jedno- czy miny mogą być głośne?
Zaginiona miała w sobie jakiś procent potencjału- jeżeli nie na oryginalną historię, to chociaż na wciskającą w fotel. Niestety, wszystkie najważniejsze elementy dobrego, mocnego thrillera tutaj zostały niewykorzystane. A szkoda, bo mogło być ciekawie. Chyba po raz pierwszy od dawna jakaś pozycja stała się dla mnie tak dużym rozczarowaniem.
Rozpocznij przygodę z uniwersum DC Comics!
DC Comics to jeden z gigantów branży komiksowej w Stanach Zjednoczonych, a superbohaterowie DC to prawdziwe ikony popkultury. Pojawiają się w filmach, serialach i grach, jednak najciekawsze opowieści znajdziecie w komiksach, na których wychowały się całe generacje fanów. Dziedzictwo jest naprawdę olbrzymie, bo przecież pierwsze historie o zamaskowanych herosach pojawiły się jeszcze przed II wojną światową. To prawdziwy skarbiec dla fanów złożony z tysięcy przygód, a nowych tytułów przybywa każdego roku.
Wywiad z Alkiem Rogozińskim
Alek Rogoziński - pisarz, twórca komedii kryminalnych i powieści obyczajowych, dziennikarz. Karierę zawodową zaczynał w połowie lat 90. w Rozgłośni Harcerskiej, potem pracował m.in. w Radiu Plus i warszawskim Radiu Kolor.Jego literackim debiutem była wydana w marcu 2015 roku komedia kryminalna Ukochany z piekła rodem, która dotarła do pierwszego miejsca na liście bestsellerów kryminalnych EMPIK.com. Dwie jego powieści, Jak Cię zabić, kochanie? i Do trzech razy śmierć, zostały nominowane w prestiżowym plebiscycie "Książka roku" portalu Lubimy Czytać. Za książkę Lustereczko, powiedz przecie nagrodzony w 2017 roku pierwszą nagrodą w plebiscycie "Zbrodnia z przymrużeniem oka". Ponownie zdobył tę nagrodę w 2018 roku za Zbrodnię w wielkim mieście i w 2019 roku za Raz, dwa, trzy... giniesz ty!. Ta ostatnia powieść doczekała się znakomicie przyjętej inscenizacji na deskach stołecznego Teatru Druga Strefa. Książki sygnowane jego nazwiskiem rozeszły się już w nakładzie ponad ćwierć miliona egzemplarzy. Prywatnie Alek jest warszawiakiem, pasjonatem historii Starożytnego Rzymu, fanem Madonny i Jima Morrisona, a jego hobby są podróże po świecie.
Zgadnij kim jestem
Odgłos kroków brzmiał obco. Pamiętała tylko tę myśl, że jest za późno…
„Zgadnij kim jestem” to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Kamili Cudnik. Nie miałam przyjemności poznać wydanych w 2019 roku, również przez wydawnictwo Zysk i S-ka, „Historii miłosnych”. Z poniższej opinii dowiecie się, czy będę miała ochotę tę zaległość nadrobić.
Zarys fabuły
Po raz pierwszy Iza i Robert spotykają się, gdy kobieta stoi za barierką mostu i, jak sądzi policjant, szykuje się do samobójczego skoku. Mężczyzna jest zaintrygowany nieznajomą i coraz częściej zaczynają się spotykać. Ktoś jednak najwyraźniej czyha na życie Izy i nie zamierza dać jej spokoju. Czy przy pomocy nowo poznanego policjanta uda jej się ujść z całej tej sytuacji z życiem?
Moja opinia i przemyślenia
Książkę czyta się lekko i szybko, ale w fabule niewiele elementów zaskakuje. Wątek kryminalny jest ciekawy i dobrze skonstruowany, jednak brak mu oryginalności. Warsztatowi literackiemu pani Kamili Cudnik nie można niczego zarzucić. Sądzę jednak, że lepiej odnalazłaby się w powieściach obyczajowych niż kryminałach. Nigdy jednak nic nie wiadomo. To pierwszy kryminał, jaki ukazał się spod jej pióra, a jak powszechnie wiadomo, ćwiczenie czyni mistrza. Być może swoją następną książką zupełnie mnie zaskoczy.
Historia jest niezwykle ponura. Z bohaterami, szczególnie z Izą, ciężko się polubić. Mimo przytrafiających się jej złych rzeczy nie potrafiłam jej współczuć. Za to trzeba przyznać, że jeżeli taki właśnie był zamysł Autorki, to postać została doskonale wykreowana. Również mroczny klimat, gęsta atmosfera i sieć niedomówień stworzone zostały w powieści pierwszorzędnie.
Odpowiadając na pytanie ze wstępu, z miłą chęcią sięgnę po „Historie miłosne”, pierwszą książkę spod pióra Autorki, by przekonać się, czy faktycznie podczas tworzenia powieści obyczajowej, pani Kamila Cudnik, czuje się jak ryba w wodzie.
Podsumowanie
„Zgadnij kim jestem” to książka, którą z przyjemnością polecę wielbicielom mrocznych, ponurych historii. Tym czytelnikom, którzy lubią, gdy bohaterowie są gnębieni, a w ich życiu pojawiają się zaledwie niewielkie promyczki słońca. Polubią ją także osoby czytające książki obyczajowe. Odradzam ją natomiast czytelnikom, którzy pochłaniają kryminały jeden za drugim. Myślę, że tu raczej nie znajdą tego, czego w powieściach szukają.
Oczy ciemności
Tylko matka wie, jak ogromny ból trawi codzienność po utracie dziecka- istoty, którą dziewięć miesięcy nosiło się pod sercem, pielęgnowało po urodzeniu, wychowywało. Cieszyło się z większych, ale i tych mniejszych sukcesów. I nagle pustka; nie ma go, nie ma go, tak boleśnie go nie ma...
Tina Evans rok temu straciła w tragicznym wypadku syna, Danny'ego. Chłopiec wraz z grupą kolegów i dwóch opiekunów ruszyli w podróż do serca lasu, by tam przeżyć przygodę życia. Niestety, autobus nigdy nie dojechał na wyznaczone miejsce, a zrozpaczeni rodzice dostali wyłącznie informację, że coś poszło nie tak. Tinie oraz jej ówczesnemu małżonkowi odradzano patrzenie na szczątki chłopca, prowadzący sprawę nie potrzebowali ich potwierdzenia, kim jest zmarły. Teraz, po roku czasu, kobieta nadal czuje dogłębny ból; wie jednak, że nie może zadręczać się do końca swoich dni. Powoli wychodzi na prostą, skupiając całą swą uwagę na pracy, którą kocha- tworzenie spektakli. I gdy już wydaje się, że cierpienie nie promieniuje tak mocno na całe ciało, że bohaterka z dnia na dzień coraz bardziej przyzwyczaja się do myśli, że Danny'ego już nie ma, wchodzi do jego pokoju. A tam, na tablicy, widnieje jedno zdanie: NIE UMARŁ.
Może i kobieta -choć przerażona- zignorowałaby dziwne słowa, tłumacząc je zapomnieniem. Ale to, co pojawiło się w pokoju jej syna, było dopiero początkiem dziwnych wydarzeń. Serce matki zaczyna bić szybciej. A co, jeśli jej chłopiec naprawdę żyje? Co, jeżeli nie zginął w tamtym wypadku, a trumna zawiera obce ciało... ? I gdzie w tym momencie znajduje się Danny?
Tina Evans jeszcze nie zdaje sobie sprawy, w jak misterną sieć kłamstw owinięty jest wypadek sprzed roku. Za wszelką cenę chce poznać prawdę i być może odzyskać syna.
Twórczość Dean'a Koontz'a poznałam baaardzo dawno temu, za sprawą mojej ulubionej pani bibliotekarki. Wiedziała, że zaczytuję się w książkach Graham'a Masterton'a, więc gdy biblioteczne półki z horrorami (a było ich początkowo bardzo niewiele) opustoszały, skierowała moją uwagę na Koontz'a właśnie. I tak rozpoczął się mój kolejny wieloletni "związek", w którym oczywiście razem z autorem mamy raz wzloty, raz upadki, aczkolwiek mimo wszystko wiernie przy nim trwam. I choć Oczy ciemności jest wznowionym wydaniem, to dla mnie jest jak nowość- dotychczas nie miałam okazji czytać tej pozycji.
Przed lekturą zastanawiałam się, dlaczego po różnych literackich stronach wyświetlają się komentarze typu: "bardzo aktualna historia". Oczywiście od razu pomyślałam o toczącej świat pandemii, aczkolwiek opis książki nie wskazywał, jakoby autor umieścił w niej cokolwiek dotyczącego tematu. A jednak byłam w błędzie, o czym oczywiście przekonałam się przy końcu lektury.
Nie wyobrażam sobie, co muszą czuć rodzice, którzy utracili swoje dziecko; to na pewno ogromny ból, którego nie zrozumie nikt o podobnych, przykrych doświadczeniach. I mam cichą nadzieję, że nigdy nie będę musiała przechodzić przez podobną katorgę. Tina Evans jednak po roku radzi sobie coraz lepiej, co oczywiście nie znaczy, że ból po śmierci Danny'ego zniknął. Gdy w jej domu, a także miejscu pracy doszło wielokrotnie do dziwnych przejawów tajemniczej, nadnaturalnej siły, obie zrozumiałyśmy, że dzieje się coś, co wykracza poza ludzkie pojęcie. Oczywiście zakładałam jakiś typowy scenariusz- duch zmarłego dziecka próbuje skontaktować się z matką, aby przynieść jej ukojenie i móc spokojnie opuścić ziemski padół po rocznej tułaczce. Ale nie, jak się okazało, zamysł autora był zupełnie inny.
To, co początkowo brałam za thriller z nutką paranormalności, po pewnym czasie przeobraziło się niemalże w powieść sensacyjną. Autor bawi się nami, wprowadzając nas w świat matki, której delikatna konstrukcja psychiczna wciąż chwieje się za każdym razem, gdy wspomni syna, by później przedstawić ją jako superbohaterkę, gotową zrobić wszystko, by poznać prawdziwy los dziecka. Matki zwykłej, zajętej codziennymi obowiązkami, która dla potomka jest w stanie wykrzesać z siebie multum odwagi. Kobiety, która dopnie swego wbrew temu, co próbuje jej wmówić cały świat.
Tak, Oczy ciemności nawiązują do obecnej sytuacji na świecie. Ale nie jest to wątek, który zawładnął całą lekturą- na pierwszym planie nieustannie jest dążenie Tiny do poznania prawdy o losie Danny'ego. Pan Koontz postarał się, byśmy z łatwością mogli wślizgnąć się w jej uczucia, patrząc na świat jej oczami. Doceniam jego pracę, a Wam polecam skierowanie swojej uwagi na to wznowienie. Warto!
Jedyne wyjście
Szamotuły pod Poznaniem, 2012 rok. Nastoletni syn lokalnego biznesmena zostaje porwany. Ojciec chłopaka, mimo zakazu ze strony porywaczy, natychmiast kontaktuje się z miejscową policją. Jednocześnie jednak postanawia załatwić sprawę na swój własny sposób, wykorzystując dawne kontakty z czasów niezbyt legalnych interesów robionych po upadku PRL. Na trop porywaczy przypadkowo wpada młoda policjantka, Aneta Nowak, która ma nadzieję, że dzięki temu raz na zawsze skończy z parzeniem kawy dla kolegów z komisariatu i zajmie się policyjną robotą. W tym samym czasie w okolicy znika kolejna młoda kobieta, mama rocznego chłopca. Mówi się, że uciekła z domu, choć nawet plotkarzom trudno uwierzyć, że byłaby w stanie porzucić maleńkie dziecko.
Ryszard Ćwirlej rozpoznawalność zawdzięcza cyklowi powieści neomilicyjnych, których akcja osadzona jest w schyłkowych latach istnienia Polski Ludowej. Jedyne wyjście to jego pierwsza literacka wyprawa we współczesność, nosząca jednak ewidentne ślady sentymentu do dawnej tematyki. Pisarz kreśli bowiem obraz polskiej policji, która mimo ćwierćwiecza wolności, mentalnie, a niekiedy i technologicznie, tkwi w słusznie minionym ustroju komunistycznym. Komisariaty wyposażone w meble pamiętające rządy Gierka, zamiłowanie do nadużywania alkoholu nie tylko po godzinach pracy, skostniały system zależności służbowych, a przede wszystkim pejoratywne podejście do kobiet w szeregach stróżów prawa – oto polska rzeczywistość policyjna Anno Domini 2012, barwnie i wiarygodnie opisana przez autora Jedynego wyjścia.
Czego potrzebuje pisarz do stworzenia dobrej i wiarygodnej powieści feministycznej? Przymiotów całkowicie od płci niezależnych, czyli wrażliwości, otwartości, zdolności obserwacji i bezstronności w wyciąganiu wniosków. Ryszardowi Ćwirlejowi żadnej z tych cech nie brakuje, co potwierdza wznowiona po pięciu latach powieść Jedyne wyjście, słusznie określana przez wydawcę mianem kryminału feministycznego. Autor pozostał w tematyce policyjnej, i słusznie, bo widać, słychać i czuć, że odnajduje się w niej doskonale – przyjął jednak nową, nieco zaskakującą perspektywę. Narrację nadal prowadzi trzecioosobowo, czytelnik nie ma jednak wątpliwości, że całą intrygę przedstawia z kobiecego punktu widzenia. W powieści Ćwirleja kobiety wciąż postrzegane są jako laleczki mające cieszyć oko lub kelnerki zapewniające kolegom z komisariatu stałą dostawę świeżych drożdżówek, przede wszystkim zaś jako obiekty seksualne – łatwo dostępne dla każdego faceta, zwłaszcza stojącego wyżej w hierarchii służbowej. Przykry obraz, wciąż niestety aktualny, o którym w literaturze kryminalnej mówi się zdecydowanie zbyt rzadko. Plusem Jedynego wyjścia są mocne postacie kobiece, może nieco stereotypowe, z pewnością jednak wyraziste i ciekawe, co w polskich kryminałach męskiego autorstwa nie jest wcale oczywistością. Tak, kobiecych bohaterek jest relatywnie mało, zwłaszcza w porównaniu z męskimi postaciami, wynika to jednak raczej z polskich realiów niż złej woli autora.
Poza mocno kobiecą optyką, Jedyne wyjście to powieść utrzymana całkowicie w stylu poprzednich dokonań Ryszarda Ćwirleja, co bez wątpienia stanowi dobrą informację dla fanów pisarza. W nowej książce znajdą wszystko to, do czego zdążyli już przywyknąć i co polubili w cyklu milicyjnym, z dobrze skonstruowaną kryminalną intrygą na czele. Wielowątkowa fabuła, jak zwykle, została przedstawiona z różnych punktów widzenia - Ćwirlej oddaje głos nie tylko śledczym i ściganym przez nich bandytom, ale też ofiarom, co dobrze dynamizuje sposób prowadzenia narracji. Wątków jest sporo, autor doskonale jednak nad nimi panuje, tworząc rodzaj literackiego labiryntu fabularnego: poplątanego, ale nie chaotycznego, owszem, igrającego z czytelnikiem, ale nie pozwalającego mu zagubić się w nadmiarze opowieści i postaci. Akcja Jedynego wyjścia trzyma dobre tempo, rozwiązanie zagadki jest nieoczywiste, bohaterowie skonstruowani są natomiast wiarygodnie i z dużą precyzją. To oni tworzą barwny obraz polskiej policji jako charakterologicznego patchworku – są bowiem w szeregach stróżów prawa i starzy wyjadacze, którzy nader często zapominają, że nie służą już w milicji a w policji, i nie skażeni komunistyczną przeszłością młodzi traktujący pracę jak życiowe powołanie, i tacy wreszcie, którzy do policji poszli wyłącznie ze względu na etat, niezłe pieniądze i comiesięczne dodatki do pensji, choć bardziej nadają się do pilnowania parkingu niż łapania przestępców. Autor puszcza, zresztą, oko do miłośników cyklu milicyjnego, dopisując dalsze losy jego bohaterów – na kartach Jedynego wyjścia pojawiają się więc Olkiewicz, Brodziak, i Marcinkowski szukający dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości politycznej. Charakterystycznego dla Ryszarda Ćwirleja dowcipu jest nieco mniej, może i dobrze zresztą, mam bowiem wrażenie, że lepiej sprawdza się on przy opisywaniu absurdów Polski Ludowej niż współczesnej czytelnikowi rzeczywistości. Pozostała natomiast trafna obserwacja socjologiczna, tym razem skupiona na codzienności Polski małomiasteczkowej.
Czytać więc? Jak najbardziej – dla fanów Ryszarda Ćwirleja jest to wręcz jedyne wyjście, a i dla nowych czytelników dobra opcja na pierwsze spotkanie z jego twórczością. Wyżej oceniam powieści z cyklu milicyjnego, jeśli jednak kolejne wycieczki autora w teraźniejszość będą tak udane, jak w przypadku Jedynego wyjścia, to nie będę miała nic przeciwko ich lekturze.
Przeciwnik
W 1996 roku całą Francją wstrząsnęła tak zwana “sprawa Romanda”. Szanowany lekarz i naukowiec z zimną krwią zamordował swoją żonę, dwoje małych dzieci oraz rodziców. Następnie podpalił swój dom i próbował popełnić samobójstwo. Uratowano go, a przeprowadzone śledztwo błyskawicznie ujawniło zaskakującą prawdę - całe życie Jeana-Claude'a Romanda było wyssanym z palca kłamstwem.
Mężczyzna przez blisko dwadzieścia lat codziennie wychodził z domu, twierdząc, że udaje się do siedziby WHO, gdzie prowadził ważne badania. Wyjeżdżał w delegacje odbywające się w różnych zakątkach świata. Znał osobistości z wyższych sfer i zarabiał całkiem niezłe pieniądze, ale nie obnosił się ani z majątkiem, ani koneksjami. Był skromnym, cichym, trochę oderwanym od rzeczywistości typem naukowca. Jednocześnie był także dobrym ojcem, mężem i synem, który mimo licznych obowiązków zawsze znajdował czas, by odwiedzić starzejących się rodziców, mieszkających w niewielkiej, górskiej wiosce. Takiego Jeana-Claude'a znali wszyscy. Prawda okazała się szokująca.
Okazało się, że Romand nie tylko nigdzie nie pracował. Nie był lekarzem, nigdy nawet nie skończył studiów. Codziennie wychodził z domu i spędzał ten czas spacerując po okolicznych lasach, bądź przesiadując w kawiarniach lub na parkingach samochodowych. Przez dwadzieścia lat! Pieniądze czerpał z kont rodziców, teściów i kochanki, którzy powierzyli mu swoje oszczędności ufając, że z korzyścią je zainwestuje. A gdy jego kłamstwa miały wyjść na jaw, postanowił wszystkich zabić...
Sprawa Romanda zaintrygowała Emmanuela Carrere, który postanowił nie tyle przedstawić sam toczący się proces, ale przeanalizować, co doprowadziło do takiego rozwoju wypadków. Jak jest możliwe zbudować całe życie na kłamstwie szytym tak grubymi nićmi? I to z takim powodzeniem, że nie owe kłamstwa nie wzbudzały podejrzeń u nikogo, nawet najbliższej rodziny i przyjaciół.
Pisarz śledził proces, którym żył cały kraj, nawiązał korespondencję z Romandem, rozmawiał z jego obrońcą i niektórymi świadkami, odwiedzał miejsca związane z mordercą. Swoje odkrycia i przemyślenia zawarł w reportażu z elementami autobiograficznymi, którego tytuł odnosi się do wewnętrznego “przeciwnika”, czającego się we wnętrzu człowieka i ciągnącego go w stronę czystego zła. Nie bez powodu stanowi on również nawiązanie do biblijnego określenia Szatana, bowiem działania Romanda były w prasie określane mianem diabelskich, a on sam nazywany diabłem w ludzkiej skórze. A może jedynie był zabawką w rękach prawdziwego Zła?
Przeciwnik to krótka książka, licząca niecałe dwieście stron. Pokazuje obraz człowieka zdegenerowanego, prawdopodobnie głęboko chorego, pozbawionego całkowicie empatii. Stanowi też dowód na to, ze zło może przybierać różne postaci, a najgorszą jest prawdopodobnie ta, która ma twarz bliskiej nam osoby, której w pełni ufamy.
Zapowiedź - Zefiryna i księga uroków
Baśniowa sceneria, okraszona magią fantastyczna fabuła i dziarska księżniczka, która nie cofnie się przed niczym, by schwytać złoczyńcę!
Zefiryna od dziecka była najbardziej rozhukaną i niepokorną księżniczką w Siedmiu Księstwach – dawniej jej wybryki mogły uchodzić za urocze, obecnie, kiedy ma siedemnaście lat, zakrawają na skandal. Łazi po drzewach, smarka w palce i gwiżdże na dworską etykietę. Zaproszenie od Linnei, księżniczki z Sarbancji, sprawia jej jednak sporą przyjemność – to w końcu zawsze okazja do wyrwania się z domu i przeżycia nowej przygody.
Towarzyska wizyta szybko przeradza się w potajemne śledztwo. Zefiryna, zaintrygowana tajemniczymi wydarzeniami na sarbanckim dworze, postanawia odkryć, kto stoi za magicznymi atakami na Linneę.
Czy na księżniczkę rzucono zły urok? Jaka złowroga moc czai się na pałacowych korytarzach? Kto wkrada się do snów książęcej rodziny?
Dziewczyna jest już o krok od rozwiązania zagadki, kiedy na jej drodze staje chorobliwie ambitny dowódca gwardii pałacowej, kapitan Scharf, dla którego pojawienie się krnąbrnej księżniczki to katastrofa. Jednak czy jego zainteresowanie Zefiryną jest czysto służbowej natury?
Wartka akcja, tajemnica, przygoda, bohaterka z prawdziwego zdarzenia oraz spora dawka humoru! A wszystko to za sprawą Saszy Hady, autorki kryminałów, którą do spróbowania swoich sił w fantastyce zainspirowała praca przy największym, międzynarodowym hicie CD PROJEKT RED, grze "Wiedźmin 3: Dziki Gon".
Tytuł: Zefiryna i księga uroków
Autor: Hady Sasza
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Język wydania: polski
Język oryginału: polski
Numer wydania: I
Data premiery: 2020-04-15
Konkurs Literacki Wydawnictwa Agora
Wydawnictwo Agora ogłasza konkurs na stworzenie najlepszej powieści sensacyjnej. Od dziś, 13 stycznia br., każdy kto już napisał lub jest w trakcie pisania powieści sensacyjnej, może uczestniczyć w konkursie literackim organizowanym przez Wydawnictwo Agora. Zwycięzca konkursu otrzyma nagrodę pieniężną oraz podpisze umowę wydawniczą na publikację książki, która otrzyma najwyższe noty od jury konkursu. Zgłoszenia przyjmowane są do 29 lutego br.
Oszukana
Jakbyś się czuła, gdyby każdy kolejny dzień był walką o życie? Jak długo dałabyś radę żyć w sieci uknutych przez siebie kłamstw? Jak dawałabyś radę codziennie patrzeć w oczy mężczyzny, który Cię kocha mając świadomość, że dla Ciebie jest tylko bezpieczną opcją na jakiś czas. Pomyśl. Przemyśl to dokładnie. Zaplanuj każdy ewentualny krok. Bo to, co spotkało Lenę, może dotknąć także Ciebie.
Lena obecnie mieszka u Nikodema (swojego partnera) w domku ukrytym pośród lasów. Mimo to nie czuje się bezpiecznie. Jej przerażenie wzmaga przeczucie, że ktoś czai się w leśnej gęstwinie, niewidoczny dla ludzkich oczu, czyhając na jej życie. Wie, że to, co zrobiła, nigdy nie da jej spokojnie zasnąć; ale gdy stawką jest życie, jaki pozostaje wybór... ?
Miałam przyjemność czytać poprzednie książki autorstwa pani Stachuli. Wciągnęły mnie na tyle, iż autorka zapisała się w mojej prywatnej kategorii ulubionych pisarzy/ pisarek. I oczywiście miałam nadzieję, że Oszukana utrzyma wysoki poziom poprzedniczek, porywając mnie do reszty. Nie zawiodłam się- pani Magda Stachula po raz kolejny pokazała, że umie pisać. I to nie byle jak!
Lektura od pierwszych stron trzyma w napięciu; to, co wydawało się jasne, okazało się być skrzętnie stworzoną ułudą, mającą na celu zmylenie czytelnika. Bardziej spodziewałam się jakiejś zemsty byłego chłopaka albo obranie sobie głównej bohaterki za obiekt pożądania przez jakiegoś psychopatę (spotykaliśmy to w literaturze nie raz) niż tego, co zaserwowała nam polska pisarka. Nie zdajemy sobie sprawy, przed kim lub przed czym ucieka Lena. Chwilami wręcz można uznać ją za paranoiczkę, bojącą się własnego cienia. Ale nie. Dziewczyna wspomina wyłącznie o strasznej rzeczy, którą uczyniła, a z powodu której musi trzymać się z daleka od bliskich. Nie możemy także zapomnieć o Nikodemie, drugiej osobie tego dziwnego dramatu- dopóki pani Stachula nie wprowadziła nas w jego świat, wydawał się prostolinijnym, bogatym, przystojnym i do szaleństwa zakochanym w Lenie mężczyzną (z dość nachalną matką). A tu niespodzianka, sytuacja diametralnie się zmienia, ukazując prawdę odnośnie relacji tej dwójki, co tylko potwierdza fakt, iż każdy z nas ma dwie twarze. Nikodem w swoim życiu szukał... odkupienia? Drogi ucieczki od samego siebie? Trudno powiedzieć, w jakim stopniu wpływ na widzenie przez niego świata miała jego rodzina, a ile on sam. Pod maską opanowanego biznesmena kryje się dziecko, łaknące bezpieczeństwa. Od początku wie, kim jest Lena, ale gra w jej grę- sam ma równie wiele do stracenia.
Nie wyobrażam sobie ogromu odwagi, jaką musiała mieć w sobie główna bohaterka, starając się żyć w ten zupełnie nowy dla niej sposób. Wcześniej była jak każda typowa dwudziestotrzylatka- studiowała, pracowała, miała marzenia. Kochała i sądziła, że to uczucie odwzajemnione. Czyjaś jedna decyzja sprawiła, iż Lena musiała wydobyć z siebie pokłady instynktu samozachowawczego. To nie była zabawa; stawką było jej życie. Może tę nieustraszoność potrafi w nas obudzić właśnie bezpośrednie zagrożenie, gdy musimy zawalczyć o nasze bezpieczeństwo, będąc zdanymi sami na siebie? Na pewno było mi również żal bohaterki- nieustający strach, próby ukrycia się przed tymi, którzy mają o wiele większe możliwości to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą przytrafić się człowiekowi.
Kreacja bohaterów pozytywnie mnie zaskoczyła, ale i temat przewodni. Literatura jest po to, aby oderwać nas od codzienności, dlatego też autorów nierzadko ponosi wyobraźnia (czasami aż za bardzo, przez co książki trącą fantastyką, nie thrillerem). W Oszukanej nie spotykamy się z tego rodzaju problemem. Fabuła nie jest odrealniona, gdyż to, co spotkało Lenę, równie dobrze mogłoby dotknąć każdą z nas. Dobre pióro, tajemnicze postacie, rzeczywisty temat- przepis na książkę idealną. I pani Magda Stachula wykorzystała go w pełni, racząc odbiorców bardzo dobrym "daniem". Uważam, że kolejne jej literackie dzieci znajdą się na równie wysokim poziomie, a każdy z nas znajdzie w jej książkach to, czego szuka. Polecam!