wrzesień 06, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: literacki kryminał

sobota, 21 sierpień 2021 18:40

Gildia zabójców

 

 

Wejdźcie do brutalnego świata Gildii Zabójców. 

Bloga Gosiarelli śledzę niezmiennie od wielu już lat. Uwielbiam jej Azjatyckie Wtorki i wielokrotnie już zachwycałam się polecanymi przez Gosię filmami. Dlatego ogromnie ucieszyłam się, słysząc, że postanowiła wydać swój literacki debiut. Dwóch rzeczy byłam pewna: jej książka będzie świetnie napisana, a ja nie będę mogła się oderwać od jej stron. 

Zarys fabuły

Nastoletnia zabójczyni o imieniu Alyssa zostaje bezlitośnie ukarana za zamordowanie trzech członków Gildii Zabójców. Gdy znów przyjdzie jej wrócić do świata, zamiast kolejnych zleceń na zabójstwa, czeka ją zagadka kryminalna do rozwiązania i bardzo nietypowa misja. Jak dziewczyna poradzi sobie z nocnymi koszmarami i powrotem do normalnego życia? 

Moja opinia i przemyślenia

Mimo że świetnie napisana, to obawiam się, że powieść „Gildia Zabójców” nie jest dla każdego. By cieszyć się z lektury, trzeba jednak choć odrobinę lubić azjatycką kulturę (a najlepiej konkretnie koreańską). Dodatkowo książka reklamowana jest na okładce jako połączenie urban fantasy i kryminału. Wątek kryminalny w historii jest, i owszem, za to nie ma w niej grama fantastyki. To raczej młodzieżowa powieść sensacyjna, w której znalazło się wszystko to, co powinno być w najlepszej, koreańskiej noweli internetowej, manhwie lub dramie. 

Bohaterowie powieści są cudownie wykreowani, to pełnowymiarowe, niezwykle barwne i intrygujące postacie. Nie tylko Alyssa otrzymała w książce pełną charakterystykę i profil psychologiczny. 

Fabuła została ciekawie pomyślana i zgrabnie ułożona fragment po fragmencie. Wartkiej akcji, wbrew temu, co sugeruje tytuł, w książce nie jest aż tak wiele, ale mimo tego historię czyta się z zapartym tchem, dosłownie nie zauważając, kiedy z początku powieści zrobił się koniec. Zakończenie pozostawia po sobie wiele niedomówień i zmusza do niecierpliwego czekania na kolejną część.   

Do lektury zachęca również świetna szata graficzna okładki książki. Myślę, że jest perfekcyjna i po prostu nie dało się stworzyć lepszej! 

Podsumowanie

„Gildia zabójców” to świetnie napisana, niezwykle wciągająca powieść dla młodzieży. Ma swój niepowtarzalny, nigdzie indziej niespotykany klimat, jest inteligentna i oryginalna. To właśnie takie powieści zasługują na miano porywających. Po skończonej lekturze nie mogę się doczekać, kiedy nareszcie będę mogła przeczytać kolejny tom trylogii. Polecam! Zdecydowanie warto po nią sięgnąć. 

Dział: Książki
niedziela, 03 kwiecień 2022 13:14

Secretum

 

Życie inspektor Anny Zielewskiej wreszcie wchodzi na odpowiednie tory, poznała mężczyznę, który zdaje się „Panem Idealnym” i choć w pracy (o dziwo) chwilowo nie mają żadnych ważnych spraw na tapecie, to w jakimś stopniu kobieta czuje się zadowolona. Do czasu, aż w społeczeństwo nie uderza brutalne morderstwo młodej kobiety. Początkowo policjanci sądzą, iż to jednorazowy przypadek; szybko jednak ich ustalenia ulegają zmianie, a na stole sekcyjnym pojawia się kolejne ciało. Zaczynają się pogłoski o seryjnym mordercy. Anka już dłużej nie musi narzekać na nudę; wraz z kolegami z pracy stara się jak najszybciej uchwycić sprawcę. Stawką jest życie kolejnych młodych kobiet.

Z twórczością naszej polskiej autorki miałam już styczność kilka lat wcześniej. Byłam ciekawa, jak też pani Grzegrzółka rozwinęła swój warsztat i w którą stronę ruszyła jej wyobraźnia, dlatego też postanowiłam sięgnąć po jej najnowsze, literackie dziecko. Z opisu wydawcy wynika, iż czeka na nas wciskające w fotel śledztwo, pełne krwawych śladów i brutalnych ataków. Czy rzeczywiście było aż tak fantastycznie, jak mi obiecywano?

Niestety, z tym było różnie. Zacznijmy od tego, że według opisu z tyłu okładki śledztwo prowadzi Anka wraz z nowym pracownikiem, stażystą Zbyszkiem. To już nie trzyma się rzeczywistości, gdyż wspomniany mężczyzna co jakiś czas dorzuca swoje trzy grosze, lecz przez większość czasu spychany jest na bok przez bardziej doświadczonych współpracowników. Mamy więc o nim znikome informacje i w żadnym razie nie wysuwa się przed szereg policjantów. Jest zdecydowanie postacią drugoplanową. To tak na marginesie.

Sprawca obrał sobie za cel młode kobiety w określonym typie. Nie zostawia na ciałach żadnych śladów ani wskazówek, przez co stróże prawa błądzą jak we mgle. My, jako czytelnicy, jesteśmy jednak o krok przed nimi, bo autorka podarowała nam fragmenty z przeszłości mordercy, jak również chwili obecnej. I choć początkowo plan nie jest dokładnie nam przedstawiony, to całkiem sporo możemy wywnioskować nawet z toczonej przez zabójcę opowieści o jego dzieciństwie. Nie jest to kwestia ani specjalnie oryginalna, ani szokująca. Po tego rodzaju wstawce można z łatwością domyślić się, jaki cel przyświeca mordercy, kto znajduje się na jego morderczej liście i z - mniej więcej - jakiego powodu.

Po przeczytaniu około stu stron miałam już swoje dwa typy, kto może stać za brutalnymi morderstwami. Jak już wspomniałam, za sprawą wspomnień z dzieciństwa nie była to rzecz trudna, wystarczyło tylko poczekać na malutki detal, który pozwoli ostatecznie podjąć decyzję, kto morduje. Jestem nieco rozczarowana całą historią, bo od początku do końca była bardzo przewidywalna. Nie odnalazłam w niej nic oryginalnego, a wręcz przeciwnie - cały czas miałam to specyficzne uczucie, że ta historia przewijała się przez literaturę kilkakrotnie. W takich sytuacjach często książkę ratują inne jej aspekty - styl pisania autora bądź autorki czy świetnie zarysowani bohaterowie. W przypadku „Secretum” o ile z piórem pani Katarzyny nie miałam problemu, bo uznaję je za całkiem dobre, o tyle stworzone przez nią postacie nie zapadają szczególnie w pamięć, nie wyróżniają się niczym szczególnym. Inspektor Anna to twarda kobieta, acz podobna do setek innych. To samo z pozostałymi policjantami, którzy wspierają ją w śledztwie.

Nowa książka pani Katarzyny Grzegrzółki prawdopodobnie spodoba się tej grupie czytelników, którzy rzadko sięgają po thriller. Jest brutalnie, krwawo, a za doborem ofiar i morderstwami stoi jakiś wyższy (w mniemaniu sprawcy) cel. Ci, którzy w owym gatunku widzieli już niemal wszystko, raczej nie znajdą tutaj nic ciekawego. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by przekonać się o tym samemu.

Dział: Książki
poniedziałek, 21 luty 2022 10:39

Estrogen

 

Michał Jurczyk zawsze dostawał to, czego pragnął; nic dziwnego- mężczyzna jest przystojny, zabawny i zdecydowanie można go określić "Panem Perfekcyjnym". W kontaktach z kobietami nigdy nie miał problemów. Jego rodzice posiadają sieć popularnych restauracji, a i Michał uderza w tym kierunku. Jest ich oczkiem w głowie. Kochają go tak bardzo, że nieomal zapominają o jego siostrze bliźniaczce, Michalinie. Mimo że kobieta także szefuje dobrze prosperującym biznesem kulinarnym, to zawsze jest gdzieś w cieniu brata. I choć to boli, stara się zacisnąć zęby. W końcu kocha Michała, prawda?

Gdy Michał nie pokazuje się na planie nowego, kulinarnego show, wszyscy biją na alarm- to do niego zupełnie niepodobne. Jego narzeczona, Daria, szaleje z niepokoju, tak samo zresztą, jak rodzice i siostra. I Patrycja, jego była ukochana.

Trzy kobiety, które jednocześnie kochają młodego Jurczyka i tak samo intensywnie go nienawidzą. Czy któraś z nich sięgnęła po ostateczne rozwiązanie... ?

Z takim triem literackim jeszcze się nie spotkałam. To prawda, że od początku literackiej kariery pani Stachuli należę do jej fanów, jednak jak do tej pory nie miałam jeszcze styczności z twórczością pozostałych dwóch pisarek- pani Sinickiej i pani Muniak. Byłam ciekawa, które fragmenty wyszły spod pióra poszczególnej autorki; niemniej jednak "Estrogen" sprawił, iż nabrałam ochoty na zapoznanie się z książkami tych dwóch autorek.
Michał zostaje uznany za zaginionego, a cała trójka szaleje z niepokoju. Kto chciałby zrobić mu krzywdę? Co tak naprawdę się wydarzyło? A może to tzw. "zniknięcie kontrolowane"? Może Michał po prostu miał dość dotychczasowego życia i uciekł, ukrył się przed wszystkimi? To ostatnie rozwiązanie wydaje się najmniej prawdopodobne, choć Daria musi przyznać, że w ostatnich dniach jej narzeczony zachowywał się dość dziwnie. Ich związek teoretycznie opiera się na szczerości, lecz w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Faktem jest, że i dwie pozostałe kobiety -Michalina i Patrycja- także sporo mącą między tą dwójką. Prawdy o zniknięciu mężczyzny należy jednak szukać zupełnie gdzie indziej.


Nie wiem, jak bardzo magnetycznym mężczyzną musiał być Michał, skoro wszyscy ciągnęli do niego jak ćmy do światła- tak kobiety, jak i mężczyźni. Każda chciała być blisko niego, każdy chciał być taki jak on lub chociaż ogrzać się w blasku jego postaci. Idąc twardo przed siebie, jednocześnie krzywdził tych, którzy byli najbliżej jego serca. Michalina miała kilka dobrych powodów, by go znienawidzić. Jego związek z Darią wyglądał na wręcz wymuszony, a przynajmniej taki wniosek można wysnuć z zachowania mężczyzny. No i zostaje jeszcze Patrycja, porzucona po pięciu latach partnerka zarówno życiowa, jak i biznesowa, która wciąż go kocha. Najbardziej chyba zastanawiała mnie jego więź z siostrą. Tyle się mówi o tym, że bliźnięta kochają się ponad wszystko, że mają tę specyficzną więź, która pozwala na niemalże "rozmowy bez słów". I owszem, o ile w zachowaniu Michaliny było widać uwielbienie dla brata (oczywiście w tych momentach, w których przechodziła jej złość na niego), o tyle ze strony mężczyzny widziałam wyłącznie czysty wyzysk. Było mi przykro w jej imieniu przez to, jak traktowali ją rodzice- jak gospodynię domową. Zupełnie nie zważali na to, że Michalina również prowadziła bardzo dobrze prosperujący biznes. Dla nich najważniejszy był tylko Michał- tak, jakby był ich jedynym dzieckiem.


Nasze polskie literackie trio poradziło sobie znakomicie, bowiem "Estrogen" nie chciał mnie wypuścić ze swych rąk dopóty, dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania. Ciągle coś się dzieje, a dzięki rozdziałom z perspektywy wszystkich trzech bohaterek mamy dokładny wgląd w ich uczucia, przemyślenia, ale i wspomnienia. O wiele łatwiej utożsamić się z każdą z nich (co nie znaczy, że każdą ich decyzję rozumiem i aprobuję). Ten thriller to istna bomba, która z każdą kolejną stroną grozi wybuchem. Co prawda od połowy książki domyśliłam się, o co tu naprawdę chodzi, aczkolwiek w żadnym stopniu nie zepsuło mi to ani zabawy, ani radości z czytania.
Zdecydowanie polecam tę książkę nie tylko fanom twórczości naszych pisarek, lecz także każdemu, kto szuka ciekawego, wciągającego thrillera, bez nadmiernych zawiłości w fabule. Panie po raz kolejny udowodniły, że potrafią pisać (każda z nich ma spore grono fanów) i że wychodzi im to doskonale.

Dział: Książki
poniedziałek, 29 listopad 2021 11:10

Wielki powrót Åsy Larsson!

 Najlepszy Szwedzki Kryminał 2021 ukaże się w Wydawnictwie Literackim! Mowa o najnowszej powieści Åsy Larsson zatytułowanej „Niegodziwość ojców". To szósty i zarazem ostatni z zaplanowanych tomów serii o przygodach Rebecki Martinsson.

Dział: Książki

Disnejowski Miki ma różne oblicza – nie tylko humorystyczne, znane z komiksów o Myszogrodzie. Od 2016 r. francuskie wydawnictwo Glénat realizuje własne artystyczne wizje przygód Myszki Miki, powierzając je zasłużonym i docenianym europejskim twórcom. Dzięki temu mamy okazję przeczytać niezwykle oryginalne i różnorodne opowieści na nowo interpretujące przebogate uniwersum stworzone przez Walta Disneya.

Dział: Komiksy
środa, 11 sierpień 2021 11:16

Matnia

Zuza nigdy nie miała łatwego życia, jako wychowanka domu dziecka mogła liczyć tylko na siebie i swoją przyjaciółkę Agatę, również wychowankę ośrodka. Teraz jest w bliźniaczej ciąży z mężczyzną, który oszukał ją na dwa miliony złotych i znikł. Zuza nie widzi żadnego wyjścia z tej ciężkiej sytuacji, ale nieoczekiwanie pojawia się tak długo oczekiwany rycerz na białym koniu. Marek zakochuje się w kobiecie, obiecuje kochać nienarodzone jeszcze dziewczynki jak własne córki i proponuje Zuzie przeprowadzkę do domu po rodzicach, znajdującego się w wiosce zwanej Toporzycami. Zakochana kobieta szybko się zgadza; cieszy się, że może wreszcie z nadzieją patrzeć w przyszłość. Być może wykorzystała już swój limit nieszczęść.
 
I choć wioska jest bardzo malownicza, to jej mieszkańcy wzbudzają pewne zastrzeżenia przyszłej matki. Nie wie, jakie intencje kryją się za pośpiesznie rzucanymi spojrzeniami. I dlaczego w Toporzycach nie ma żadnych dzieci prócz opóźnionego w rozwoju Janka i jego siostry Basi. Do tego dochodzi sprawa zaginięć trzech Ukrainek, które podobno również mieszkały w owej wiosce.
 
A może to tylko teorie spiskowe, stworzone w zalewanej ciążowymi hormonami głowie?
 
Wciąż pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi podczas pierwszej lektury książki Przemysława Piotrowskiego, pt. „Piętno". Wiedziona dobrymi przeczuciami i nadzieją na kolejną, mocną pozycję, sięgnęłam więc po „Matnię". Szczególnie że ma ona wysokie noty na portalach literackich, opis zaś brzmiał bardzo mrocznie, a tym samym zachęcająco. Niestety, w przypadku najnowszej książki autora towarzyszyła mi przez większość czasu, no cóż, nuda.
 
Toporzyce - mała wioska gdzieś na końcu świata, w której przyjezdnego witają piękne krajobrazy, ale również obraz rozwalających się chałup i ludzi niekoniecznie przyjaźnie nastawionych do przyjezdnych. To zupełnie inny obraz polskiej wsi niż przedstawiany jest w serialach. Takie pierwsze skojarzenie towarzyszyło naszej głównej bohaterce. Nie przeprowadziła się tam jednak dla miłego sąsiedztwa, tylko dla siebie i swoich dziewczynek. I oczywiście dla Marka, którego obdarzyła szczerym uczuciem. Jej wybranek jest oczywiście idealny w każdym centymetrze - przystojny, zadbany, opiekuńczy. I wyratował ją z trudnej sytuacji, co też ma ogromne znaczenie. Chociaż praktycznie się nie znają, Zuza bez oporów porzuciła dotychczasowe życie dla niego. A jednak nie jest tak kolorowo, jak wymarzyła sobie kobieta.
 
Nie da się przeoczyć tego, jak idealny jest Marek - Zuzanna praktycznie od początku zalewa nas swoimi „ochami” i „achami”, które ja odbierałam jako odrobinę na wyrost przez wzgląd na to, że znali się za krótko, by mogła być go stuprocentowo pewna. No ale cóż, w życiu bywa przecież różnie. Nie ukrywam, że nieco mnie to jednak bawiło. Bohaterka zarysowała nam obraz Toporzyc jako prawdziwej wsi, zamieszkanej przez prawdziwych wieśniaków - patologia, przekleństwa, brak stałej pracy. Ekstremalny obraz, rzekłabym. Ciekawe, czy gdzieś jeszcze rzeczywiście tak jest.
 
Od początku ma nam towarzyszyć mroczna atmosfera tego miejsca, a jednak wieje nudą. Przez ponad trzysta stron nie dzieje się nic godnego uwagi. Owszem, Zuzannie naprzykrza się upośledzony Janek, który ewidentnie stara się jej coś przekazać, a mieszkańcy są dość specyficzni, ale to tyle. Oczywiście kobieta dowiaduje się od pewnego policjanta o trwających poszukiwaniach trzech zaginionych Ukrainek i wraz z Agatą rozpoczynają swoje prywatne śledztwo, ale... cóż. Więcej czasu kobieta spędza na kanapie, mnożąc teorie spiskowe w głowie niż na rzeczywistym działaniu.
 
Nie wymagałam od niej oczywiście wszelakich czynów wymagających nadmiernego ruchu i stresu (w końcu jest w bliźniaczej ciąży!), ale rozmyślanie nad wszystkim też raczej nie przynosiło pożytku. Ani jej, ani mnie. Faktem jest, że z chęcią obstawiłabym, co też dzieje się w Toporzycach, ale miałam do tego zbyt mało informacji. Tak jak wspomniałam, przez większą część lektury towarzyszymy Zuzannie w oglądaniu Netfliksa albo czytaniu książki. Dopiero na ostatnich stronach wreszcie coś się ruszyło, wszystkie sekrety wioski wyszły na jaw, ale to zdecydowanie za mało, by „Matnia” zasłużyła na wyższą notę niż słaba trójka.
 
Jestem rozczarowana. Co prawda to nie pierwszy raz, gdy jakaś książka zbiera wysokie oceny, a później okazuje się klopsem, aczkolwiek poznałam już trochę wyobraźnię tego autora i spodziewałam się czegoś więcej. A tak dostałam nudną główną bohaterkę, która wydaje się taka trzpiotowata. Więcej stękania i narzekań niż czegokolwiek innego. Nawet mocne zakończenie nie sprawiło, że poczułam coś głębszego do tej pozycji. Myślę, że jest to najsłabsza pozycja w dorobku Przemysława Piotrowskiego.
Dział: Książki

Bohaterką powieści, dziejącej się na przełomie lat 80. i 90. XX wieku na przedmieściach Charlestown, jest Patricia Campbell – niczym niewyróżniająca się kura domowa, której jedynym urozmaiceniem w nudnym, monotonnym życiu są spotkania w lokalnym klubie literackim.

Dział: Książki
sobota, 31 lipiec 2021 12:21

Sowniki

Bernard sądził, że wie wszystko o swojej żonie, Weronice. Kochał ją do szaleństwa i czuł, że uczucie jest odwzajemnione. Gdy więc kobieta umiera w wypadku, jego szczęśliwe dotychczas życie rozsypuje się jak domek z kart. W niczym nie widzi już sensu. Może właśnie dlatego wpada na pomysł, by wyruszyć do rodzinnej wsi zmarłej żony, Sowników. Nigdy nie miał okazji poznać jej bliskich prócz siostry. Teraz liczy na to, że spacer uliczkami, którymi chadzała w młodości Weronika, uspokoi trochę jego skołatane nerwy, a poznanie jej ojca ułatwi przeżywanie żałoby.
Na miejscu zostaje przyjęty przez mieszkańców ciepło, choć z dystansem; nikt nie wie, dlaczego po tylu latach Bernard postanowił odwiedzić Sowniki. Nie przeszkadza im to jednak w podzieleniu się z mężczyzną historiami o zaginięciu kobiet sprzed lat. Jedną z zaginionych była matka Weroniki.
Coś w postawie mieszkańców i w ich sprzecznych opowieściach nie pasuje Bernardowi. Zastanawia się, czy zmarła żona nie miała dobrego powodu, by trzymać go z daleka od jej rodzinnej miejscowości. Co ukrywała?
 
Nie ma to jak mroczna tajemnica sprzed lat, skryta pośród spętanych mgłą, podlaskich lasów. Długo nie musiałam się zastanawiać nad sięgnięciem po tę pozycję. Byłam szczególnie ciekawa, jak autorka poradziła sobie z historią- „Sowniki” są bowiem jej debiutem literackim. I szczerze powiedziawszy chciałabym, żeby każdy debiut udał się tak dobrze, jak Kamili Bryksy.
 
Trudno sobie wyobrazić, co czuje mężczyzna po utracie ukochanej żony. Zupełnie nie dziwi mnie fakt, że Bernard postanowił poszukać namiastki Weroniki w jej rodzinnych stronach, mimo że kobieta od wielu lat nie odwiedzała Sowników. Wycięła je ze swojej biografii, utrzymując sporadyczny kontakt z siostrą. Może i czasami owa decyzja zastanawiała Bernarda, ale nie zamierzał jej kwestionować. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że zmarła żona mogła mieć coś do ukrycia.
 
Zacznijmy od tego, że autorce świetnie udało się uchwycić atmosferę małej prowincji. Wszyscy wszystkich znają, dlatego przyjazd głównego bohatera wzbudził tam niemałe poruszenie. Szczególnie że nikt dotychczas nie widział go na oczy. I jak to na wsiach bywa, od razu został zasypany wszelkimi informacjami odnośnie rodziny jego żony, w których królowała ta o zaginięciu jej matki przed wielu laty. Do tego dochodzą bardzo obrazowe opisy krajobrazów - niemalże czułam, że tam jestem. A chwilami naprawdę chciałam być, bo okolica wydawała się niezwykle malownicza.
 
Od początku wiemy, że w Sownikach skrywa się jakaś tajemnica; i to nawet nie tylko z opisu wydawcy, co zachowania siostry zmarłej Weroniki. Zbieramy poszlaki, słuchamy niespójnych opowieści, towarzyszymy Bernardowi podczas jego mini śledztwa. Co prawda rozwiązanie zagadki sprzed lat nie zwróciłoby życia jego żonie, ale pozwoliłoby zrozumieć, dlaczego kobieta trzymała go z dala od rodzinnej miejscowości. Samego Bernarda określiłabym jako „natrętną muchę”, a przynajmniej takim musiał zdawać się miejscowym. Zadawał pytania, drążył, łączył ze sobą fakty. Niektórzy mogli się bać tego, co odkryje. Był konsekwentny w swoim działaniu, choć i on nieraz dał się sprowadzić na manowce. Tylko któż z nas się nie myli?
 
Nie spodziewałam się, że ów debiut będzie tak dobry. Owszem, w dużej mierze możemy się spodziewać tego, co zastaniemy w książce. Gdzieś w połowie już zaczynamy się domyślać, co tak naprawdę mogło się wydarzyć, aczkolwiek nie mamy jeszcze stuprocentowej pewności. Z drugiej strony jednak autorka stworzyła tak realistyczny obraz małej miejscowości, że zaczęłam się zastanawiać, ile takich mniejszych lub większych tajemnic może skrywać prowincja. Myślę, że jak na debiutującą pisarkę, Kamila Bryksy poradziła sobie bardzo dobrze. Nie jest to co prawda historia, która zwala z nóg, ale autorka dała dowód na to, że potrafi dobrze pisać. I czuję, że kolejne jej książki mogą być jeszcze lepsze.
 
Jeżeli lubicie klimat małych wiosek pośrodku niczego i tajemnice, skrzętnie skrywane przez mieszkańców, to „Sowniki” są zdecydowanie lekturą odpowiednią dla Was. Świetnie spędzicie przy tej książce czas.
Dział: Książki
sobota, 31 lipiec 2021 12:17

Klatka

W Puławach dotychczas było bezpiecznie; ludzie żyli spokojnie, skupiając się na najprostszych sprawach dnia codziennego, a jedynymi problemami było przetrwanie kolejnego dnia w pracy. Do czasu, aż tą społecznością wstrząsnęła wieść o brutalnym morderstwie. Każdy czuje się zagrożony. Nikt nie wie, jak sprawca wybiera swoje ofiary, policja również nie ma najmniejszego śladu. A zabójca dopiero się rozkręca... i pragnie zadać jak największy ból tym, na których poluje.
 
Jaki związek z tym wszystkim ma impreza sprzed dwudziestu lat?
 
„Klatkę” zapowiadano jako jeden z lepszych thrillerów, jakie zdążyły się ukazać w tym roku. Byłam zaintrygowana, szczególnie że nastawiłam się na coś oryginalnego, a nawet jeżeli nie - coś, co przyciągnie i zatrzyma moją uwagę na tyle, że będę tę pozycję wspominać długo i wyłącznie pozytywnie. Niestety, już po pierwszych stronach zauważyłam, że z ową lekturą chyba nie będzie mi po drodze.
 
Przy pierwszym morderstwie ani my, ani policja jeszcze nie wiemy, z czym mamy do czynienia. Bestialskie zabójstwo to jedno, lecz nic nie wskazywało początkowo na seryjnego. Jednak po pierwszym ciele zostaje odnalezione kolejne, a niektórym osobom przytrafiają się rzeczy jak z najgorszego koszmaru - spalony dom, porwanie bliskich. Jedna, krótka myśl sprawia, że ktoś wpada na pomysł, jakoby sprawca nawiązywał do imprezy urodzinowej sprzed dwudziestu lat. Strzelające wesoło iskry z ogniska, otaczający ich mrok i tłum ludzi sprawiły, że ówcześni nastolatkowie wymyślili zadanie - opowiedzieć o najgorszym ich zdaniem koszmarze. Choć niewielu uczestników tej imprezy pamiętało o tej zabawie, to niektórzy z nich skrzętnie notowali zasłyszane historie. To mały zeszycik z czasów nastoletnich sprawił, że odkryli, dlaczego to przydarza się właśnie im. Nikt z małej grupy przyjaciół nie chciał jednak podzielić się z policją wiedzą, co też wydarzyło się na tej hucznej imprezie. I kto po tylu latach pragnąłby się zemścić.
 
Z założenia, jeżeli coś w książce nie do końca czytelnikowi pasuje, zawsze istnieje opcja odnalezienia innego, mocnego punktu danej pozycji. Coś, co sprawi, że czyta się ją z uwagą i przyjemnością. Thrillery rządzą rynkiem literackim już od wielu lat i uważam, że naprawdę trudno przebić się przez hordę lektur o seryjnych mordercach i wybić na tyle, by dana pozycja otrzymała pozytywne recenzje oraz zapadła w pamięć odbiorcom na dłużej. Dlatego mam dość spory problem z „Klatką”, nie odnalazłam w niej nic, co sprawiłoby, że polecam ją innym czytelnikom. Choć od przeczytania tej pozycji minęły zaledwie dwa tygodnie, praktycznie nic z tej historii nie zostało mi w głowie. Mamy brutalnego mordercę, historię sprzed lat i początkowo zero tropów. Szkopuł w tym, że to wszystko już było. I może szanse tej książki wzrosłyby, gdyby mimo braku oryginalności w fabule autor porwał nas swoim stylem pisania, bohaterami, czymkolwiek. Ale nie. Tutaj dostajemy po prostu ponad pięćset stron historii, która nie wciągnęła mnie ani trochę. Liczyłam, że może skoro fabuły nie oceniłam za wysoko, to chociaż zakończenie -czyli finisz całego śledztwa zwali mnie z nóg. Że sprawcą będzie ktoś, kogo w ogóle bym się nie spodziewała, a motyw sprawi, że dwa razy zastanowię się nad każdym pisanym słowem. Nadal nie. Jestem rozczarowana, ponieważ jedyne, co spodobało mi się w „Klatce”, to fantazja w opisywanych torturach. I niestety to wszystko.
 
Nowa książka Jóźwika co prawda mnie nie porwała, lecz sądzę, że jeżeli ktoś dopiero rozpoczyna swoją przygodę z thrillerami, to może zdecydować się na „Klatkę". Osoby, które czytają książki z owego gatunku raczej nie znajdą w niej nic dla siebie.
Dział: Książki
piątek, 04 czerwiec 2021 09:50

Zabawka

 
W lesie Bródnowskim zostają odnalezione bestialsko okaleczone zwłoki kobiety. Śledztwo prowadzi stróżów prawa do bezdomnych - okazuje się, że zmarłą jest jedna z nich. Ewelina Kryńska - bo tak nazywała się kobieta - parała się prostytucją, więc śledztwo popłynęło w kierunku chorego psychicznie klienta. Do czasu, aż nie zostają odnalezione kolejne zwłoki.
 
Anna Kryńska myślała, że może ufać tylko swoim rodzicom - to oni pomogli jej powoli podnieść się po zerwaniu z narzeczonym, gdy smutki topiła w alkoholu. Sprawa zamordowanej prostytutki pewnie zupełnie by jej nie obeszła, gdyby nie fakt, że w tę sprawę nieoczekiwanie został wciągnięty jej ojciec. Okazało się bowiem, że zamordowana kobieta to jej biologiczna matka.
 
Odbijając się od muru milczenia, Anna postanawia wziąć sprawę w swoje ręce i sama dotrzeć do prawdy o swojej rodzinie. Pomaga jej w tym policjantka Kaja, która zajmuje się kolejnymi morderstwami prostytutek. Obie kobiety sądzą, że prawda o sprawcy może tkwić gdzieś głęboko w przeszłości Kryńskiego, ojca dziewczyny.
 
Co najbardziej skusiło mnie do sięgnięcia po tę pozycję? Ano fakt, iż pan Ziębiński stworzył mroczny kryminał w oparciu o prawdziwe wydarzenia. Wśród fanów true crime co rusz przewija się temat nieuchwytnego mordercy prostytutek sprzed lat, jak również druga wspomniana w książce kwestia - zaginięcie siedemnastoletniej Katarzyny D., która pozostawiła po sobie pamiętnik, a w nim historię wieloletniej, chorej relacji z przyjacielem domu. Oczywiście wiadomo, że autor jedynie bazuje na owych wydarzeniach, a cała reszta jest fikcją literacką. Mimo to bardzo podoba mi się fakt, iż ktoś przypomina Polsce o wspomnianych śledztwach.
 
Śledztwo prowadzone jest zgrabnie i przede wszystkim sensownie, spójnie. Policjantka Kaja ma głowę na karku, poświęcając czas wolny na rozwiązanie sprawy. Jest rzetelna, bystra i nie boi się wejść między bezdomnych, co pewnie niejednego mogłoby nieco obrzydzić. Jednak ta kobieta potrafi zdobyć ich zaufanie, dzięki czemu dowiaduje się nieco więcej o pierwszej ofierze tajemniczego sprawcy, Ewelinie. Później uzyskuje wsparcie samej Anny, córki, która z kolei węszy wśród nieznanej jej dotąd rodziny. Wszystko staje się niezwykle klarowne i prowadzi prostą ścieżką do przeszłości jej ojca.
 
Jak już wspomniałam, „Zabawka” to nie tylko historia zamordowanych prostytutek, lecz także zaginionej Katarzyny D. Autor przybliża czytelnikowi sytuację rodzinną dziewczyny - po śmierci ukochanego ojca czuje się samotna, opuszczona. W końcu była córeczką tatusia, więc gdy w jej życiu zabrakło seniora, cieszyła się ze wsparcia przyjaciela rodziny. Szybko jednak ta z pozoru czysta relacja przerodziła się w jawne molestowanie dziewczyny. Aż w końcu stała się jego zabawką, obiektem seksualnym, który zrobi wszystko to, czego mężczyzna zapragnie. Aż ciężko mi uwierzyć, że ktokolwiek mógłby tak silnie uzależnić się od swojego oprawcy - chociaż nie jest to przypadek odosobniony, ciągle słyszy się o tzw. syndromie sztokholmskim i myślę, że w przypadku nastolatki również owo określenie pasuje. Z typowego molestowania nastolatki narodziła się bardzo toksyczna relacja, która już na zawsze zmieniła punkt widzenia dziewczyny. Zmieniła ją całą, modyfikując postrzeganie dobra i zła. Może źle to zabrzmi, ale dzięki zapiskom zniewolonej nastolatki czytelnik ma możliwość, zajrzenia wgłąb psychiki ofiary, co poniekąd jest bardzo ciekawą lekcją psychologiczną. Oczywiście nikomu nie życzę przeżywania czegoś takiego.
 
Mamy dwa polskie, wciąż otwarte śledztwa. Jak już wspomniałam, to głównie dzięki nim książka zyskuje na wartości, przynajmniej dla fanów true crime (z domieszką fikcji, oczywiście). Ponadto pan Ziębiński potrafi swoim stylem pisarskim na tyle porwać czytelnika, by odłożenie książki graniczyło z cudem. Mamy bardzo dużo do przemyślenia, nieustannie towarzyszymy Kai i Annie w ich śledztwie, a jednocześnie zagłębiamy się w prywatne zapiski zupełnie niezwiązanej z morderstwami prostytutek nastolatki. To daje nam czytelniczego kopa do jeszcze intensywniejszego czytania, by jak najszybciej dotrzeć do finiszu. Wiadomo, że w rzeczywistości sprawy są nadal otwarte; te dwie historie kończą się jedynie literacko.
 
Na pewno znacie już twórczość naszego polskiego autora, tak więc zapewne nie muszę Was nawet zachęcać do sięgnięcia po jego nowe, literackie dziecko. „Zabawka” to pozycja, która na pewno przypadnie Wam do gustu.
Dział: Książki