Rezultaty wyszukiwania dla: historyczne
Córki Wawelu - Anna Brzezińska
Dzisiaj premierę miała powieść historyczna Anny Brrzezińskiej, autorki "Opowieści o Wilżyńskiej Dolinie", czy Sagi o zbóju Twardokęsku.
Polska Jagiellonów oczami kobiet
Wielki powrót Anny Brzezińskiej – przełomowa książka o historii kreowanej przez mężczyzn, w której jednak najważniejszą rolę odgrywały kobiety
Regina jest prostą chłopką, dla której Kraków to obietnica lepszego bytu i zarobku. Dziewczyna zostaje przyjęta na służbę do mistrza Bartłomieja, uznanego słodownika, który, jak szybko się okazuje, oczekuje od niej oddania i posłuszeństwa nie tylko w kuchni... Wkrótce na świat przychodzi „potworek” – Regina nie umie myśleć inaczej o swojej córce karlicy. A jednak to właśnie Dosia trafia na królewski dwór. To jej oczami – postaci prawdziwej, która rzeczywiście przechadzała się po królewskich krużgankach, opiekunki, świadka wydarzeń, uczt, ślubów, spisków i gwałtów – podglądamy codzienne życie jagiellońskich królewien: Jadwigi, Izabeli, Zofii, Anny i Katarzyny.
Martwy błekit - Krzysztof Bochus
Wydawnictwa Muza zapowiada kolejny kryminał Krzysztofa Bochusa, który ukaże się 27 września.
W Sopocie znalezione zostają zwłoki znanego żydowskiego kolekcjonera i wyznawcy Kabały - Saula Rottenberga. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Wkrótce w makabrycznych okolicznościach giną kolejni członkowie rodziny Rottenbergów. Radca kryminalny Christian Abell podąża niezmordowanie tropem morderców. Aby ich odnaleźć, musi jednak najpierw rozwiązać zagadkę zza grobu, pozostawioną mu przez Rottenberga...
Tajemnica wyspy Flatey
Tajemnicza księga, mroczne opowieści, pradawne rytuały, okrutne zabójstwa - to wszystko stanowi elementy wielkiej spirali nakręconej wiele lat temu. Czy we współczesnym świecie nadal możemy poczuć wpływ dawnych legend? Ile razy w swoim całym życiu mogliśmy spotkać się ze starożytnymi historiami? Czy mogą one nas czegoś nauczyć? Dawno, dawno temu na pewnym statku pewien mężczyzna stworzył zagadkę, którą odgadnąć może tylko największy znawca tajemniczej księgi ,,Flateyjarbók" opisującej pradawne bitwy, wojny, intrygi wikingów. Mężczyzna stworzył coś, co na wiele wieków zajęło umysły najwybitniejszych geniuszy. Nikt nie potrafił rozwiązać tej zagadki. ,,Flateyjarbók" po wielu latach trafiło tam, gdzie jego miejsce - na malutką wyspę Flatey, gdzie czas płynie jednostajnym rytmem. Nikt tu się nie śpieszy, życie każdego mieszkańca to codzienna rutyna. Wydawałoby się, że nic nie może wyrwać osób zamieszkujących wyspę z ich urokliwego otępienia, ale wtedy na pobliskiej wysepce zostają odkryte zwłoki. Kim jest tajemniczy mężczyzna, który najwyraźniej spędził zimę w zapomnianym przez wszystkich miejscu? Co wspólnego z jego śmiercią ma tajemnicza księga?
Kochani, zapraszam was na recenzję książki, co do której mam mieszane uczucia. Spodziewałam się niesamowitego, świetnie skonstruowanego kryminału, gdy wciągnie mnie od samego początku, a historia opisana w "Tajemnicy wyspy Flatey" zaczęła rozkręcać się dopiero po 100 stronach, choć cała powieść ma ich tylko 255. Viktor Arnar Ingólfsson miał bardzo ciekawy zamysł, ale nie wykorzystał go w pełni. Pomijając te wady, "Tajemnica wyspy Flatey" potrafi zaskoczyć. Zapraszam was do zapoznania się z całą recenzją!
Islandzka wiosna. Zapach morza, krzyk ptaków, foki, ryby, przenikliwy wiatr. Wśród burzliwych wód zatoki Brei∂afjör∂ur, wśród skał i tysięcy małych wysepek znajduje się Flatey. Na wyspie Flatey wieki temu wybudowano maleńką osadę. Odniesiesz wrażenie, że czas tu zwolnił biegu. Z dala od zgiełku wielkiej cywilizacji mieszkańcy żyją tu w spokoju, w ciszy, bez pośpiechu i w zgodzie z rytmem natury. Małomiasteczkowej sielanki osady nic nie zakłóca. Aż do chwili znalezienia zwłok na morskim wybrzeżu.
Już wkrótce Kjartan, którego zadaniem jest wyjaśnienie tej śmierci, uświadamia sobie, że nie ma do czynienia z ofiarą wypadku. Szybko okazuje się, że mieszkańcy wyspy mają swoje głęboko skrywane tajemnice, które w zadziwiający sposób łączą się z mroczną przeszłością. Kluczem do rozwiązania zagadki jest średniowieczny manuskrypt: księga Flateyjarbók, zbiór sag i eposów o starożytnych władcach Wikingów. Aby znaleźć przyczajonego zabójcę, Kjarten musi zejść do ciemnego, niebezpiecznego świata starożytnych legend, symboli i tajnych stowarzyszeń.
Trzymasz w dłoni świetny kryminał łączący w sobie elementy klasyki literatury zbrodni i thrillera. Drobiazgowo odmalowane tło historyczne i kulturowe powoduje, że opowieść staje się niezwykle realistyczna i już po pierwszych kilkunastu stronach nie można się od niej oderwać. Wiernie oddana atmosfera maleńkiej wyspiarskiej osady, gdzie teraźniejszość przenika się ze światem legend i krwawych mitów, intrygująca, tajemnicza księga sprzed wieków, umiejętnie dozowany humor i hipnotyzujące, wciągające czytelnika napięcie — tym jest „Tajemnica wyspy Flatey”!
Nie zgasisz lampki nocnej, póki Kjartan nie złamie odwiecznej tajemnicy...
Islandia to jedno z najbardziej tajemniczych terenów na świecie. Skrywa ona wiele tajemnic. Piękne, skaliste wybrzeża, spokojne miasteczka, wiele maleńkich wysp. Nadchodzi wiosna. Natura w końcu może ukazać swoje piękno. Silny, porywisty wiatr, tysiące gatunków zwierząt, które tylko czekają na odkrycie i ONA - maleńka wyspa Flatey. Parę domów na krzyż, żadnego dostępu do większych miast. Wydawałoby się, że nic się tam nie dzieje. Mieszkańcy żyją we własnym rytmie, każdy zna każdego. Nic nie mogłoby zakłócić ich spokoju. Do czasu...
Kjartan zostaje wysłany przez prefekta do zbadania sprawy tajemniczych zwłok znalezionych na niezamieszkałej przez nikogo, maleńkiej wysepce. Jedyną jego nadzieją na wyjaśnienie śmierci i ustalenie tożsamości trupa jest podróż na Flatey. Miejsce, w którym każdy zna każdego, a znalezienie zwłok zaburza codzienną rutynę mieszkańców. Kjartan korzystając z gościnności miejscowych, próbuje rozwikłać tajemniczą zagadkę i zrozumieć przebieg wydarzeń, które doprowadziły do śmierci niezidentyfikowanej osoby. Tajemnicza kartka znaleziona w ubraniach nieżywego mężczyzny może być jedyną wskazówką, na jaką może liczyć przedstawiciel prefekta. Wszystko wskazuje na to, że aby odkryć zagadkę śmierci mężczyzny, Kjartan musi zapoznać się z tajemniczą księgą ,,Flateyjarbók", która opisuje pradawne losy wikingów. Z czasem na wyspie dochodzi do kolejnego przestępstwa. Czas nie ubłagalnie pędzi do przodu, a sprawca pozostaje na wolności. Co przydarzyło się ofiarom? Jaki związek z ich śmiercią ma "Flateyjarbók"?
"Tajemnica wyspy Flatey" to kunsztownie skonstruowana powieść, w której akcja zagęszcza się bardzo powoli - praktycznie przez połowę książki autor buduje napięcie, zarzuca na czytelnika sieć niedomówień, przeplata teraźniejszą historię z fragmentami ,,Flateyjarbók", która opowiada wszelkie losy nieustraszonych wikingów. Głównym tematem w tej pozycji nie jest wcale znalezienie sprawcy tajemniczych śmierci podróżników, którzy zawitali na wyspę, a raczej rozwiązanie zagadki stworzonej przez pewnego badacza tajemniczej księgi wiele lat temu. Odkąd zobaczyłam tę powieść w zapowiedziach wydawnictwa, poczułam, że muszę ją przeczytać. Choć rzadko czytam kryminały, to naprawdę je cenię. Uwielbiam wraz z bohaterami poszukiwać coraz to kolejnych tropów, rozwiązywać mroczne zagadki. Jak zapewne wywnioskowaliście ze wstępu mojej recenzji, poczułam się zawiedziona. Spodziewałam się czegoś całkowicie innego. Książkę, która ma raptem 260 stron, czytałam ponad tydzień. Przebrnięcie przez pierwszą połowę tej powieści nie było wcale łatwe. Choć starałam się, jak mogłam, nie potrafiłam zainteresować się tym, co działo się na pierwszych stronach. Nie zauważyłam żadnego szybszego bicia serca, ciarek na rękach. Miałam wrażenie, że autor za bardzo skupił się na ukazaniu czytelnikowi losów wikingów i nie potrafił odnaleźć żadnej równowagi, która zapewniłaby mu zainteresowanie osoby, która sięgnęła po jego powieść. Dopiero w połowie książki zaczęło się coś dziać. Akcja się zagęściła, bohaterowie w końcu zaczęli tak naprawdę badać przyczyny tajemniczych śmierci, a fabuła w końcu nabrała tempa. Przyznam szczerze, że koniec był naprawdę zaskakujący - nie spodziewałam się, że tak wszystko się potoczy i właśnie za to należy się duży plus dla autora!
"Tajemnica wyspy Flatey" to pozycja dla wytrwałych czytelników. Może na początku zniechęcić swoją powolnością, która sprawia, że ta historia naprawdę wiele traci, ale jeśli już ktoś wytrzyma, może poczuć się na końcu mile zaskoczony i zaintrygowany tym, jak potoczyła się ta historia. Viktor Arnar Ingólfsson miał naprawdę ciekawy pomysł, który mam wrażenie, po prostu źle poprowadził. Czy żałuję, że zapoznałam się z tą powieścią? Nie, ponieważ na końcu poczułam się usatysfakcjonowana. Nie mogę wam z ręką na sercu polecić tej powieści - sami powinniście wyrobić sobie o niej opinię. Uważam, że warto spróbować i zapoznać się z tajemnicami małej islandzkiej wysepki, która kryje wiele tajemnic. Kto wie, może wciągnie was od pierwszej strony, a być może tak, jak mnie zaintryguje dopiero od połowy?
Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu
Współczesna historia książki o miejscu na mapie świata, o którym nadal niewiele wiadomo, a gdyby nie wysiłek jednego człowieka, moglibyśmy wiedzieć jeszcze mniej.
Joshua Hammer to amerykański dziennikarz aktualnie piszący dla „The New York Review of Books”, „The New Yorker”, czy „Smithsonian”, ale był również przez wiele lat niezależnym korespondentem, a także szefem „Newsweeka” w Europie, Nairobi, Południowej Ameryce, Los Angeles, Berlinie i Jerozolimie. Wydał cztery książki, z czego czwartą w 2016 r. byli właśnie „Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” (The Bad-Ass Librarians of Timbuktu). Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Agora wydało tę książkę. Po pierwsze mam jeszcze z czasów studiów bibliotekarskich sentyment do literatury z zakresu historii książki, a tym bardziej do tak rzadko spotykanej współczesnej historii książki. Po drugie jest to przystępnie napisana literatura faktu z zakresu działań wojskowych, która potrafi przybliżyć tematykę z zakresu działań antyterrorystycznych laikowi.
W Afryce Zachodniej istnieje sobie śródlądowe państwo Mali, o którym mało kto wie, i o którym rzadko się słyszy. Niektórzy fascynaci podróży i historii słyszeli zapewne o tajemniczym Timbuktu wpisanym na listę dziedzictwa UNESCO, które bardzo długo było niedostępne dla podróżników, o legendarnych budowlach z gliny wyrastających nagle na środku pustynnego krajobrazu. Starsze pokolenie pamięta zapewne odzyskanie niepodległości przez Mali od Francji 22 września 1960 r., a ci, co śledzą uważnie wiadomości ze świata, wiedzą, że wybuchła tam w latach 2012-2014 wojna domowa. Jednak niewiele osób wie, a zaryzykowałabym nawet, że prawie nikt, o niesamowitej spuściźnie kulturalnej, jaka zachowała się w Timbuktu, a mianowicie o 377 tysiącach woluminach manuskryptów. Jeśli myślimy o pięknych iluminowanych księgach, z krajów afrykańskich, to w pierwszej kolejności myślimy o egipskich papirusach i bibliotece aleksandryjskiej, ale piaski pustyni zachodniej Afryki i koczowniczy tryb życia tuareskich plemion, nie kojarzy się raczej ze skrybami i iluminatorstwem.
Joshua Hammer i bohater jego książki, a mianowicie Abdel Kader Haidara udowadniają, że w Mali, po wioskach, domach rozproszone zostało wielkie bogactwo kulturalne arabskiego świata. Książka „Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” opowiada o mozolnej pracy Haidry celem pozyskania bezcennych rękopisów z rąk prywatnych, by je ocalić przed zgubnym suchym powietrzem pustyni, o pozyskaniu funduszy, by ocalić piękne rękopisy od zapomnienia i utworzyć Bibliotekę Pamięci Mammy Haidry. Jest to jednak również opowieść o tym jak o mały włos doszłoby do, jak to nazywa Waldemar Jan Dziak, „błędu historycznego zaniechania” i dziewięć miesięcy zniewolenia Timbuktu i dwa lata malijskiej wojny domowej, mogłoby się przekształcić w kolejny kalifat, gdyby nie interwencja wojsk francusko-amerykańskich. Jest to w końcu opowieść o tym, że poza wielkim dramatem ludzkim, czasem w tle rozgrywa się również wielki dramat i walka o przetrwanie od zapomnienia dóbr kulturalnych, które w przyszłości mogą stanowić o tym, kim naród tak naprawdę jest.
Abdela Kadera Haidarę można by oceniać różnie, że bardziej kochał księgi niż ludzi, że czuł się bardziej odpowiedzialny za rękopisy, które mu powierzono, niż za rodzinę, ale z drugiej strony, gdyby nie tacy ludzie jak on, lub jak nasz ksiądz Antoni Liedtke, który ratował Biblię Gutenberga, nie pozostałoby dziedzictwo, z którym można by po wielu zawieruchach wojennych się identyfikować.
„Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” to ciekawa pozycja, nie tylko dla tych, którzy lubią politykę wojskową lub historię książki, ale dla tych, którzy docenią książkę, z której można dowiedzieć się wielu rzeczy, o których nie miało się pojęcia, od osoby, która doskonale zna się na tym, o czym pisze.
O tej niesamowitej walce o każdy manuskrypt można również przeczytać w języku angielskim w National Geographic
Polecam też posłuchać muzyki zespołu Tinariwen, którego toż muzyka jest podczas lektury książki wspominana, a który to zespół występował podczas słynnego Pustynnego Festiwalu razem z U2 w 2012, a także w Polsce podczas Heineken Open'er Festival w 2010.
"Wilcza godzina", czyli litewski steampunk od Wydawnictwa SQN
Wydawnictwo SQN zapowiedziało na 5 lipca steampunkową powieść "Wilczą godzinę" autorstwa litewskiego pisarza Andriusa Tapinasa.
Wilno A.D. 1905
Wynalazek alchemików z Uniwersytetu Wileńskiego wywrócił życie w Europie do góry nogami. Teraz między miastami Aliansu latają potężne sterowce, po ulicach jeżdżą karety parowe, porządku pilnują golemy, a mechanicy konstruują automatony.
"Delikatne uderzenie pioruna" Domagalskiego pod patronatem
Już 18 kwietnia nakładem wydawnictwa Rebis oraz pod patronatem Secretum ukaże się pierwszy tom krzyżackiego cyklu Dariusza Domagalskiego pt. "Delikatne uderzenie pioruna". Rok 1409. Jak twierdzą prości ludzie, niezwykłe znaki w całej Europie zwiastują nową zawieruchę dziejową, gwałtowne wydarzenia, które mogą odmienić los świata. Na Wschodzie narasta napięcie między zakonem krzyżackim a Królestwem Polskim i Wielkim Księstwem Litewskim.
Toruński Festiwal Książki - Jacek Komuda, Jacek Kowalski, Mariusz Wollny
12.06.2017 (poniedziałek) godz. 17:30 odbędzie się panel dyskusyjny "Fikcja czy prawda, czyli o literaturze historycznej" podczas Toruńskiego Festiwalu Książki.
Co decyduje o tym, że książka historyczna jest współcześnie tak popularna? Jakie są cechy składowe takiej książki? Ile w literaturze historycznej powinno być fikcji, a ile prawdy? Na te wszystkie pytania odpowiedzą goście Toruńskiego Festiwalu Książki: Jacek Komuda, prof. Jacek Kowalski i Mariusz Wollny.
Więcej informacji na stronie Festiwalu.
Bałtyckie dusze
Kraje bałtyckie to taka nasza lokalna egzotyka – niby znane, a kompletnie obce. Co my o nich wiemy? Standardowo: Wilno było kiedyś polskie (niektórzy twierdzą, że nadal jest), w Estonii mówią prawie-fińskim, a na Łotwie… jest rzeka Dźwina i miasto trojga nazwa, czyli Daugavpils-Dyneburg-Dźwińsk. Aha, a Litwini i Łotysze to okropni nacjonaliści. Przesadzam, rzecz jasna, ale przyznajcie z ręką na sercu: co Wy wiecie o tych krajach? Na pewno nie tyle, ile wyczytacie w „Bałtyckich duszach” Jana Brokkena.
Książka ta, pięknie wydana (już dla samej okładki i żółtego papieru warto się nią zainteresować), jest zapisem podróży holenderskiego autora po Litwie, Łotwie i Estonii, z bonusem w postaci Kaliningradu. Trudno ją jednak nazwać reportażem: to podróż historyczna i kulturowa, opowieść o ludziach – znanych i nieznanych – związanych z krajami bałtyckimi. Spacerując ulicami Rygi czy Kaliningradu, Brokken odtwarza drogi grupy księgarzy z księgarni Janisa Roze i odmalowuje kręte drogi Hannah Arendt. Burzliwa historia tego obszaru Europy staje się tłem dla kolei losów bohaterów: skrzypków i filozofów, księgarzy i szpiegów, arystokratów i przedstawicieli mniejszości. Mając jednak świadomość niewielkiej wiedzy czytelników na temat krajów bałtyckich, w opowieści o kolejnych postaciach autor wplata ciekawostki historyczne, kulturowe i społeczne. Co zaś najważniejsze, Brokken nie szuka prawdy objawionej ani łotewskiej/litewskiej/estońskiej mentalności. Zbiera ciekawe historie, a gdy złapie trop, szuka informacji o swoich bohaterach w rozmowach z ich bliższymi i dalszymi znajomymi, w strukturze ich rodzinnych zakątków, w książkach i rzeźbach – gdzie tylko się da. Tworzy w ten sposób wielowymiarowe obrazy, przybliżając czytelnikom i ludzi, i kraje.
Zatonęłam w tej książce na kilka godzin. Czyta się ją powoli, bo słowa i historie trzeba smakować. Podoba mi się koncepcja łączenia głośnych postaci z najnowszej historii świata: takich jak znana chyba każdemu Hannah Arendt czy malarz Mark Rothko, z postaciami mniej znanymi, lecz nie mniej interesującymi. Niczym powieść sensacyjną czytałam rozdział poświęcony rosyjskiemu szpiegowi w łonie estońskich specsłużb, niczym bałtycką wersję „Cienia wiatru” – historię księgarni Janis Roze. Szczególnie poruszyła mnie opowieść o Lorecie, młodej dziewczynie, która stała się ofiarą bolesnego rozpadu Związku Radzieckiego. „Bałtyckie dusze” to książka, w której każdy znajdzie swojego bohatera. Powinien po nią sięgnąć każdy, kto chce się przekonać, jak egzotyczne, a zarazem bliskie są te kraje i niemal sąsiednie dla nas, Polaków, i kompletnie nam na dobrą sprawę nieznane.
Nie da się przejść obojętnie wobec niekiedy poetyckiego, niekiedy zaś brutalnie przyziemnego języka autora w doskonałym tłumaczeniu Alicji Oczko. Brokken nie opisuje swoich postaci, on je odmalowuje słowami – a w tym obrazie łatwo można przepaść. Jedyna pretensja, jaką mogę żywić do tej książki, to fakt, iż przez nią omal nie przegapiłam mojej stacji. Nie czytać w pociągu!
Zawisza Czarny. Aragonia
Legenda Zawiszy Czarnego w narodzie jest na tyle duża, że jest to chyba jedyny rycerz, którego imię zna każdy, niezależnie od swego zamiłowania do historii. Na kanwie tej legendy Szymon Jędrusiak stworzył ciekawą i dość nietypową opowieść o losach tej jakże barwnej postaci historycznej.
Samego Zawiszy Czarnego w tym tomie powieści o Zawiszym Czarnym jest niewiele. Na tyle niewiele, że zdaje się być on postacią drugoplanową. Autor prowadzi bowiem powieść niejako dwutorowo - pisząc w trzeciej osobie o postaci Zawiszy i zdarzeniach jakie pchnęły go do Hiszpanii oraz opisując w pierwszej osobie historię młodego Żyda Aarona, którego losy powoli, acz konsekwentnie wiążą się z rycerzem. Jednak to właśnie historia Aarona wysuwa się w tym tomie powieści na pierwszy plan, jego miłość, plany, dążenie do tego, by odegrać w życiu rolę kogoś więcej, niż tylko ubogiego syna Żydówki, która dla miłości odstąpiła od wiary przodków.
Przez te właśnie koleje losu Aaron budzi sympatię czytelnika, zupełnie przeciwnie do reszty swojej rodziny. Podobnie sympatię budzi sam Zawisza, który dla Aarona, jak i dla reszty hiszpańskich Żydów jawi się jako wyzwoliciel - wręcz mistyczny Il Negro. Ich spotkanie - nieuchronne od pierwszego momentu nie rozczarowuje Aarona, ale zaskakuje Zawiszę, tak już bowiem bywa, że wyzwoliciel o fakcie bycia wyzwolicielem dowiaduje się ostatni. Szczęśliwie rycerz bierze to brzemię "na bary", jak na bohatera przystało, aczkolwiek co do samego wyzwalania kogokolwiek podchodzi ostrożnie, nie tracąc z oczu swej prawdziwej misji.
Zawisza w powieści to młody rycerz, który poczucie obowiązku wobec ojczyzny wiąże z własnymi planami, lecz narracja prowadzona przez autora jest w taki sposób, że nawet w momentach wątpliwej moralnej oceny bohatera, nadal budzi on życzliwość. Wszystko dzięki zabiegowi przedstawienia bohatera jako w końcu młodego mężczyzny, a młodość, jak wiadomo, swoimi prawami się rządzi.
Powieść łączy z sobą fikcję z wątkami historycznymi tak sprawnie, że niejednokrotnie nawet dla osoby lubiącej historię, granica pomiędzy wyobraźnią autora a prawdą jest rozmazana. I to właśnie świadczy o kunszcie autora i wartości książki. Powieść wciąga do tego stopnia, że nie przeszkadza nawet ta odmienność w osobie narratora w poszczególnych rozdziałach (chociaż nie ukrywam, że książek pisanych w pierwszej osobie nie lubię). dodatkowym atutem jest zamieszczony na końcu książki słowniczek oraz spis postaci historycznych, pozwalające czytelnikowi zorientować się w meandrach historii średniowiecznych zależności.
Przede mną druga część powieści. I już się cieszę na lekturę, dając tej przeczytanej zasłużone 5/6.
Wznowienie "Czarnej szabli" Jacka Komudy pojawi się już 17 marca!
„Fantazja fantazją, ale żyć trzeba”
W tej historii nie będzie kolejnego prawego rycerza bez skazy ani machania śnieżnobiałą chusteczką z okna wieży. Będzie krew wsiąkająca w ziemię. Pot suszony porywistym, grudniowym wiatrem. Będą łzy, gdy czarny dym z palonych zaścianków zawieje w oczy.