lipiec 27, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: fantastyka

wtorek, 21 wrzesień 2021 11:01

Cena Milczenia

Jakub Pawełek to autor kilku książek o tematyce sensacyjno-kryminalnej. Tym razem jednak pokazuje nam się z całkowicie innej strony, ponieważ trzymam właśnie w rękach jego debiut z gatunku fantastyki - „Cena Milczenia". Książka wydaje się na pierwszy rzut oka minimum intrygująca, zważywszy na fakt sięgnięcia przez autora po motyw połączenia inżynierii i magii, co na polskim rynku - póki co - jest rzadkością. Jak wypada zatem pierwszy romans Pana Jakuba z twórczością fantasy?

„Kanion to przerażające miejsce. Pełna skalistych, ostrych jak brzytwa zębów, duszna od morowego powietrza rozpadlina. Śmierć, to pewna śmierć – tak wam powiem, zacni ludzie. Dobrze, żeśmy przed wiekami wypędzili tam Najeźdźców, którzy chcieli zepchnąć nas do morza i omal nie potopili nas jak kocięta. Ale odzyskaliśmy nasze plaże, Rozlewisko Wezery, największy szlak handlowy, o który cały czas bezpardonowo, toczymy między sobą wojny. Mamy swoich odchodzących w niełaskę czarowników, mamy nową magię – inżynierów, którzy jak lubią mawiać – parą i ogniem wprowadzą nasz świat w przyszłość. Mamy nasz świat, kontynent, królestwa i księstewka, od morza, aż po Góry Kolumnowe i wybity w nich Kanion..."

Zacznijmy od tego, że książka „Cena milczenia" nie jest do końca powieścią, a zbiorem siedmiu rozdziałów -opowiadań, które mają wspólne miejsce akcji, wspólnych bohaterów, jednakże mają różny czas akcji. Historia, którą jednak nakreśla nam Jakub Pawełek, jest spójna i bardzo łatwo spojrzeć na książkę jako jedna, długodystansową opowieść. To zabieg, który mi odpowiada i który lubię, jako że wszelkie antologie opowiadań zawsze były i są dla mnie niezwykle przyjemną rozrywką. No ale do rzeczy. Jestem niezwykle zaskoczony wysokim poziomem kreowania uniwersum. Nie miałem podstaw, by wątpić w umiejętności Pawełka, jednak miałem gdzieś z tyłu głowy informację o debiucie w danej dziedzinie. Autor jednak wie, co robi. Podaje nam bardzo dopracowany, ciekawy fantastyczny świat, w którym to nauka i inżynieria idzie w parze z magią i światem spod znaku magii i miecza. Temat bardzo niszowy w polskiej fantastyce, ale jakże udany u Pana Jakuba.

Prócz tego pragnę zaznaczyć, że książka jest napisana ciekawie, lekko i przyjemnie w odbiorze. Widać tutaj, że nie mamy do czynienia z amatorem, ale kimś, kto wie jak budować napięcie, jak prowadzić uwagę czytelnika oraz w jaki sposób kreować bohaterów, by ci byli dla odbiorcy intrygujący i charakterni. Całe uniwersum Kanionu bardzo mi się spodobało i widzę niezwykły potencjał, który można wykorzystać na rzecz jakieś większej sagi.

Na zakończenie powiem, że książka jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Gdzieś z tyłu głowy miałem lekkie obawy co do lektury, bo ostatnimi czasy - kiedy sięgałem po początkujących autorów - bardzo często spotykałem się z miałką historią bądź powielanymi schematami. Tutaj mamy oryginalny świat, który z pewnością zasługuję na rozwinięcie. Zdecydowanie polecam każdemu miłośnikowi fantastyki!

Dział: Książki
poniedziałek, 20 wrzesień 2021 07:48

Assassin's Creed: Valhalla – Saga Geirmunda

W oczekiwaniu na wielki finał jednej z moich ulubionych serii o wikingach autorstwa Bernarda Cornwella, postanowiłam sobie umilić czas inną powieścią, której akcja rozgrywa się w czasach tych słynnych wojowników. I choć zdecydowanie Wojny wikingów Cornwella są dla mnie numerem jeden, okazuje się, że dzieło Matthew J. Kirby’ego może śmiało z nimi konkurować! Fakt, nie wskoczy na pierwsze miejsce na podium, ale myślę, że srebro mogłoby spokojnie zdobyć…

Kirby postanowił zaprezentować czytelnikom sylwetkę Geirmunda Heljarskinna (Heloskórego), znanego w historii jako Czarny wiking. Śmiało pokazał w swojej powieści, że wszyscy ludzie, których młody wiking spotykał na swojej drodze, zarzucali mu, że nie wygląda jak typowy mieszkaniec północy. Był synem króla Hjöra Hálfarsona i księżniczki z legendarnego kraju Bjarmelandii – to właśnie po matce odziedziczył niecodzienną dla tamtych regionów urodę. To historia buntowniczego chłopaka, który pragnie zmienić coś w swoim życiu i sprzeciwiając się woli ojca, wyrusza u boku Guthruma na podbój Anglii.

Praktycznie większość historii o wikingach rozgrywa się w tym samym czasie i skupia się na podobnych wydarzeniach – nie inaczej jest tutaj. Oto synowie legendarnego Ragnara Lothbroka dokonują wielkich najazdów na współczesną Anglię, plądrują, rabują i dążą do tego, aby przejąć władzę i obalić króla Alberta. Choć w tym przypadku nie pojawiają się oni raczej osobiście – chyba że jedynie na krótką chwilę, to mimo wszystko mamy okazję zapoznać się z wieloma innymi, równie ciekawymi postaciami. Sam Geirmund to człowiek o wielkiej odwadze, wierzący w opiekę bogów i przeznaczenie. Lojalny, honorowy, wiedzący, czego chce od życia wojownik, który z każdym kolejnym działaniem zyskuje sławę i dobrą reputację, co niektórym zdecydowanie nie odpowiada…

Autor dość dobrze nakreślił postacie w tej historii, doskonale zaprezentował motyw wikingów – wielkie podboje, wierzenia, kulturę. Jest w tym wszystkim właśnie taki klimat, jakiego bym oczekiwała po dobrej powieści związanej z tą erą w dziejach ludzkości. Wszystko ze sobą idealnie współgrało i było naprawdę dopracowane. Mamy tutaj do czynienia z powieścią drogi, która zdecydowanie ma konkretny kierunek, wiemy, do czego dążymy, choć nie mamy pojęcia, co to będzie oznaczać dla głównego bohatera i jaki będzie jego koniec w tej opowieści. Jest w tym pewna nutka nieprzewidywalności, co zdecydowanie działa na plus – bo choć ogólny zarys historyczny będzie znany każdemu fanowi historii wikingów, to jednak dobrze by było, gdyby coś stale trzymało nas w napięciu. Geirmundowi faktycznie chce się towarzyszyć w jego poczynaniach, a ciekawość tego, co jeszcze osiągnie i jak skończy, zdecydowanie zachęca do tego, żeby przerzucać stronę za stroną i nie odkładać tej książki na półkę.

Geirmund na swojej drodze spotyka zarówno życzliwych, jak i nieco mniej sympatycznych ludzi. Jedni wspierają go w podejmowanych decyzjach i cieszą się jego rozwojem, inni pałają do niego czystą nienawiścią. Choć mogłoby się wydawać, że wszyscy wikingowie trzymali się razem, bowiem walczyli w imię wyższego celu, to nie brakuje w tej historii sprzeczek, które rozgrywały się nie między nimi i Anglikami, a w obrębie ich własnych zróżnicowanych wewnętrznie grup. Intrygi, nieporozumienia, pojedynki, a wszystko to kierowane albo zemstą, albo dążeniem do zyskania lepszej reputacji. Pojawia się też oczywiście motyw religijny – ta ogromna różnica pomiędzy chrześcijanami a poganami jest tutaj dobrze zaprezentowana.

Assassins’c Creed. Saga o Geirmundzie to zdecydowanie istna gratka dla wszystkich fanów historii Wikingów. Jestem naprawdę bardzo zadowolona z lektury – jest ona w pełni dopracowana, świetnie napisana i czytanie jej było czystą przyjemnością!

 

Dział: Książki
piątek, 17 wrzesień 2021 11:10

Slayer. Ostatnia pogromczyni

 
Buffy: Postrach wampirów to serial, który kochałam, ale nie do końca rozumiałam. Dopiero po latach, gdy trafiłam na emitowane powtórki i obejrzałam kilkanaście odcinków, mogłam spojrzeć na losy serialowej pogromczyni dojrzalszym okiem. Gdy zobaczyłam, że w zapowiedziach pojawiła się książka, której akcja osadzona jest w świecie pogromczyni wampirów. Byłam zaintrygowana, jak autorka połączyła swój pomysł, z kultowym już serialem i czy ma on te przysłowiowe ręce i nogi.
 
Buffy sporo namieszała. Przez swoje lekkomyślne czyny spowodowała zniknięcie magii ze świata, na którym wciąż zamieszkują demony czy wampiry. Dodatkowo niemal wszyscy, którzy mogli coś z tym zrobić, zginęli. Nina oraz jej siostra bliźniaczka, nie są normalnymi nastolatkami. Chociaż jedna z dziewcząt posiada zdolności, dzięki którym może zajść wysoko, to Nina postanawia zająć się medycyną, chociaż nie jest to najbardziej pożądany kierunek. Matka zasiada w Radzie Obserwatorów i nigdy nie skupiała większej uwagi na młodszej córce. W wyniku jednego zdarzenia okazuje się, że Nina ma zdolności walki z demonami. Jest ostatnią Pogromczynią, bo przez Buffy nie zostanie powołana żadna nowa pogromczyni.
 
Za wielki plus tej książki uważam klimat. Jak wspomniałam, miałam okazuje odświeżyć serial, który był inspiracją dla autorki, i te same emocje odnalazłam w tej powieści. „Slayer. Ostatnia Pogromczyni” to książka, którą czyta się szybko, strony uciekają między palcami nie wiadomo kiedy, czytamy ostatnie zdania. Kiersten White nie pozwala na wzięcie oddechu, bo akcja przyśpiesza ze strony na stronę i robi się coraz ciekawiej. Z zaintrygowaniem śledziłam kolejne wydarzenia, a ciekawość, jak zakończy się akcja, aż mnie zżerała od środka. Muszę zaznaczyć, iż „Slayer. Ostatnia Pogromczyni” nie jest powieścią wysokich lotów, ale to miła, niezobowiązująca lektura, która zapewni wam ogrom rozrywki.
 
Chociaż nie zaliczam się do grupy docelowej książki, bo ta skierowana jest do młodych osób, ze względu na wiek bohaterki, która skończyła szesnaście wiosen. W niektórych momentach jej zachowanie mnie irytowało, zwłaszcza że autorka zastosowała chwyty, które już mi się przejadły - zwykła dziewczyna, która dostaje super moce. I obawiałam się, że dość szybko je opanuje i nie będą jej sprawiać żadnych problemów, ale dobrze, że się myliłam. Nina, chociaż czasami najpierw robi, a później myśli, jest bohaterką, którą można polubić.
 
Książka zakończyła się w takim momencie, że jestem szczerze zaintrygowana, jak dalej potoczą się losy bohaterów i świata. „Slayer. Ostatnia Pogromczyni” to ciekawa, prosta i wciągająca lektura, która umili wam coraz dłuższe wieczory.

 

Dział: Książki
poniedziałek, 13 wrzesień 2021 07:04

Dwa mutanty

 

"Kiedy ostatnio zdarzyło się, żeby śmierć jednego głupca powstrzymała innego przed wyruszeniem jego śladem?"

Seria trzyma równy poziom, przyjemnie się w niej odnajduję, chętnie sięgam po kolejne odsłony. Zona przyciąga atmosferą zagrożenia, niepewności chwili, bogactwem mutantów, anomalii, przestrzennych i czasowych węzłów. Funduje zaskakujące obroty spraw, nerwowość interpretacji przedstawionego świata, nieszablonowych rozwiązań. Nie mam pewności, co spotkam na kolejnych stronach, choć to, że otrzymam pokaźny pakiet przygód, nie podlega dyskusji. O pułapkach i stworzeniach grasujących po postapokaliptycznym środowisku przybliżam we wrażeniach po poprzednich tomach ("Więzy Zony" i "Sztych"), nie będę się powtarzać, zachęcam do zerknięcia na nie.

Roman Kulikow atrakcyjnie przenosi w świat wyobraźni. Mimo że bohaterowie poruszają się w tej samej Zonie, bezwzględnie walczą o życie z niebezpiecznymi wrogami i skrajnie zagrażającym środowiskiem, to za każdym razem obserwuję różne źródła incydentów i na co innego zwracam uwagę. W "Dwóch mutantach" sporo jest o wewnętrznej walce, nieznajomości samego siebie, braku zrozumienia obcych sił targających psychiką. Przekonuję się, że człowiek sam na siebie ściąga nieszczęścia, najpierw doprowadza do toksycznej katastrofy, a następnie poddaje się własnym słabościom. Znajduje chwilowych stronników, odwołuje się do niezbyt jasnego prawa i czytelnego podziału kompetencji. Nie ma tradycyjnej walki dobra ze złem, odcienie bieli i czerni miksują się w tonacjach szarości. Eliminacja przeciwników nie podlega żadnej dyskusji, sprzymierzeńcom nie można ufać, co więcej, nie warto polegać na samym sobie. Intrygująco wchodzę w psychikę postaci, chociaż w trzecim tomie mniej dylematów moralnych, a więcej zagubienia w tożsamości.

Autor przekonująco odmalowuje zabójczą strefę powstałą po czarnobylskim wybuchu elektrowni jądrowej. Skażona ziemia, zatruta roślinność, genetycznie zmodyfikowane zwierzęta. Egzystencja według nader osobliwych zasad. Dwa przejścia do jeziora Podkowa skrzętnie chowają się przed intruzami, nawet mapa potrafi prowadzić na manowce, co niemal zawsze kończy się śmiercią. Kluczowa postać poddawana jest wielokrotnym próbom, potężnie naciskana fizycznie i mentalnie. Dziwi związana bierność Sztycha, który dysponuje potężnym orężem mutanckim, ale nie rozumie jego istoty i zasięgu działania. Przeobrażenia i powiązania przebiegają w tle, bardziej liczy się udział w bezpośrednich walkach, jednak trzeba poczekać do finału. Kret, Bull i Chomik stają na wysokości zadania i dopełniają fabułę wiarygodnością. Ubolewam, że mniej komicznych nut niż poprzednio, pasowały mi wydźwiękiem. Powinność, Wolność, stalkerzy, zdrajcy, godni siebie przeciwnicy, ich determinacja w osiągnięciu celu, zdobyciu bogactwa, uzyskaniu wolności, nie ma sobie równych. Czy cokolwiek można poradzić na pragnienie krwi wyrażane przez Zonę? Czy kapitulacja, która nie ma przeciwnika, faktycznie jest najstraszliwsza? Czy można uwolnić się od kajdan losu?

Dział: Książki

Aby schwytać skrytobójcę, posłuż się innym skrytobójcą...

Girton Kulawiec, czeladnik najlepszej skrytobójczyni w krainie, nadal musi się wiele nauczyć o sztuce odbierania życia.

Jednak najnowsza misja stawia przed nim znacznie trudniejsze wyzwanie: musi ocalić życie. Ktoś ­– możliwe, że nie jest to nawet jedna osoba – usiłuje zamordować następcę tronu, a zadaniem Girtona oraz jego mistrz jest odkrycie tożsamości zdrajcy i powstrzymanie zabójstwa.

Dział: Książki
piątek, 03 wrzesień 2021 13:38

Deadpool #01: Najemnika śmierć nie tyka

Powiew świeżości dopadł naszego ulubionego bohatera z nawijką, który wkroczył w nową serię wydawniczą Marvel Fresh. Po bardzo długiej przygodzie z Deadpoolem, z czytelnikami pożegnał się legendarny już scenarzysta Gerry Duggan. Zastąpił go Skottie Young, któremu kiedyś przydarzyło się rysować najemnika w albumie „Martwi prezydenci”. Jeśli jesteście ciekawi, co wyszło z konfrontacji nowego autora z DP, zapraszam ro lektury recenzji albumu „Najemnika śmierć nie tyka”.

W skład albumu, który oryginalnie ukazał się jako „Deadpool by Skottie Young vol. 1: Mercin’ hard for the Money”, wchodzi sześć zeszytów.

Dla przypomnienia Deadpool do tej pory nie tylko dowodził swoją drużyną bohaterów do wynajęcia, ale również dzięki Kapitanowi Ameryce dołączył do Drużyny Jedności Avengers, którą ponadto wspierał finansowo. Niestety ostatnie wydarzenia w uniwersum (event Tajne Imperium) źle wpłynęły na jego życie. Bycie superbohaterem go zmęczyło i na własne życzenie wykasował sobie pamięć i wrócić do tego, w czym czuł się najlepiej, czyli do najemnikowania.

Aktualnie „zresetowanemu” Wilsonowi doskwiera brak zleceń, a co za tym idzie, brak gotówki. Kiedy nieoczekiwanie na horyzoncie pojawia się możliwość podjęcia współpracy z drużyną Avengers i uratowanie Ziemi przed … rzygającym Celestianinem, bez wahania przyjmuje zadanie. W końcu nie tak często nadarza się okazja uczestniczenia w takim wydarzeniu, jak ratowanie ludzkości przed kosmicznymi wymiocinami. Na szczęście w parze z odzyskaną sławą jako najlepszy najemnik na świecie, przyszły kolejne zlecenia. Deadpool m.in. odwiedzi Dziwnoświat – miejsce, gdzie nie tylko czas płynie inaczej, w poszukiwaniu chciwego księgowego czy stawi czoła hordzie staruszków zombie w galerii handlowej.

Restart całego uniwersum w cyklu wydawniczym Marvel Fresh prawie w każdej serii miał udane otwarcie. Nie inaczej jest i teraz. Skottie Young pokazał, że ma całkiem inny i bardzo świeży pomysł na Wade’a Wilsona. Nowy scenarzysta postawił nie tylko na więcej humoru sytuacyjnego, ale również na więcej odniesień do popkultury. Część, w której Deadpool na potrzeby marketingu wymyśla różne wersje swojej genezy i biografie to jeden z lepszych momentów tego albumu. Odnajdziemy tutaj wyśmiewanie początków takich superbohaterów jak Batman, Superman czy Spider-Man. W ogóle Wilson Younga jako Najemnik z nawijką, więcej gada, a jego język jest bardziej cięty i wulgarny – o wiele więcej przeklina niż w poprzednich wydaniach.

Bardzo fajnym posunięciem ze strony Younga było sięgnięcie po znaną szczególnie ostatnio z dwóch filmowych adaptacji bohaterkę - Teenage Negasonic Warhead. Młoda dziewczyna, która tak naprawdę nazywa się Ellie Phimister, jest asystentką Deadpoola w jego biurze. Jej postać jest fajna, szczególnie że jak już oderwie wzrok od komórki, to rzuci idealną ripostę do Wilsona.

Również świeżo album wygląda od strony graficznej. Pierwsze trzy zeszyty, czyli historię z Avengersami rysował Nic Klein - niemiecki rysownik, który debiutuje jako grafik Deadpoola. Pozostałe trzy zeszyty to już dzieło Scotta Hepburna, który na swoim koncie miał już przygody Najemnika z nawijką. Obaj panowie mają bardzo fajny styl. Sceny walk są brutalne i dynamiczne. Kadry są szczegółowe, a przede wszystkim fajnie prezentują się te 1- czy 2-stronnicowe. Warto również zawiesić oko na alternatywnych okładach. Są znakomite i zapewne nie jeden z Was chciałby na ścianie takie plakaty.

Podsumowując, album „Najemnika śmierć nie tyka” nie zawiedzie fanów Deadpoola. Nowy twórca, mówiąc kolokwialnie, daje radę. Widać, że stara się on nie kopiować stylu Duggana, a jego świeże pomysły na tą postać sprawdzają się. Otrzymujemy to wszystko, co najbardziej lubimy w historiach z Wilsonem. Najemnik nadal jest świadomy bycia bohaterem komiksowym. Jest sporo akcji i fajnych dialogów. Jest brutalnie i zabawnie jednocześnie. Polecam, mając jednocześnie, że Young nie utraci werwy i zaskoczy nas jeszcze fajnymi historiami.

 

Dział: Komiksy
wtorek, 31 sierpień 2021 12:59

Powrót Wolverine'a

Uśmiercanie bardzo ważnych bohaterów komiksowych zawsze było wielkim wydarzeniem. Późniejsze ich wskrzeszanie na początku spotykało się z krytyką, jednak teraz jest to już powszechne i popularne zjawisko. Co chwilę jesteśmy świadkami różnych zabiegów komiksowych czy rebootów, które zazwyczaj mają marketingowe podłoże, a ich cel to podbicie czytelności danej serii.

Po tym, jak Wolverine został uśmiercony było pewne, że jego brak na kartach komiksów jest tylko przejściowy i prędzej czy później powróci on w ważnej dla uniwersum opowieści. Doczekaliśmy się tego momentu. W nowej serii wydawniczej Marvel Fresh ukazał się album „Powrót Wolverine’a”, będący zbiorem pięciu zeszytów. Autorem tej historii jest Charles Solue, czyli ten sam scenarzysta, który uśmiercił Logana w wydanym w Polsce albumie „Śmierć Wolverine’a”. Czy jednak fani otrzymali epicki comeback, na jaki zasługiwał bohater takiego pokroju?

Dla przypomnienia, na skutek infekcji wirusem Wolverine utracił moc gojenia ran i stał się śmiertelny. Oczywiście jego najwięksi wrogowie postanowili to wykorzystać. Jego burzliwe życie zakończyło się po tym, jak został on oblany płynnym adamantium. Aktualnie Wolverine budzi się zakrwawiony w tajemniczym, zniszczonym laboratorium. Nie pamięta kim jest oraz jak się znalazł w tym miejscu. Od umierającego naukowca dowiaduje się, że został wskrzeszony przez organizację Soteira oraz jej przywódczynię Persefonę. Kim jest tajemnicza kobieta i jaki miała cel w przywróceniu do życia Logana? Rosomak pragnie rozwikłać tę zagadkę oraz dowiedzieć się więcej o swojej osobie. Kierowany instynktem postanawia również pomóc napotkanej pracownicy laboratorium, której organizacja porwała syna. Razem ruszają śladem oprawców. W międzyczasie o jego powrocie dowiadują się przyjaciele z X-Men z Jean Grey na czele. Komu Wolverine będzie mógł zaufać? Kto jest prawdziwym wrogiem? Podczas okrywania kolejnych kart tej zagadki, Logan będzie musiał się zmierzyć nie tylko z przeciwnikami, ale ze sobą samym. Szczególnie że z podświadomości do głosu dochodzą różne jego wersje z przeszłości. W tym szaleńczy berserk.

Z zapowiadanym powrotem Wolverine’a zapewne wielu fanów wiązało spore nadzieje. Oczekiwania były spore. Szczególnie, że każde ważne serie zaliczały udany restart w ramach cyklu Marvel Fresh. Wybór Charlesa Solue’a na scenarzystę również wydawał się dobrym pomysłem. Miał doświadczenie z tą postacią oraz X-Menami. Jednak cała historia została potraktowana przez niego po macoszemu. Początek albumu można uznać za ciekawy, jednak im dalej, tym gorzej. Fabule brakuje oryginalności. Mamy nie tylko powielone motywy zagubionej tożsamości głównego bohatera, ale przede wszystkim wszystko jest przewidywalne. Twisty fabularne wydają się być wepchnięte na siłę i w ogóle nie zaskakują czytelnika. Nie mówię, że komiks ten jest całkiem zły. Są elementy, które sprawiają, że warto sięgnąć po niego. Znajdziemy tutaj cięty i charakterystyczny dla Logana humor, fajne i brutalne sceny pojedynków czy dowiemy się o nowej umiejętności bohatera, którą mam nadzieję, rozwiną bardziej w innych historiach. Ponadto bardzo fajnym pomysłem było przedstawienie różnych historycznych wersji Wolverine’a w jego umyśle, które jak w więzieniu siedziały pozamykane w celach oraz były stopniowo uwalniane przez bohatera.

Na plus również zasługuje oprawa graficzna albumu, za którą odpowiadało dwóch rysowników: Steve McNiven oraz Declan Shalvey. Ten pierwszy szczególnie wykonał kawał dobrej roboty i jego wizja Wolverine’a przypadła mi bardziej do gustu. Szkoda jednak, że opracował on tylko pierwszy i ostatni tom. Naprawdę pięknie zaś prezentuje się galeria alternatywnych okładek.

Podsumowując, „Powrót Wolverine’a” rozczarowuje. Kto jak kto, ale taka postać jak Logan zasługiwała na porządny powrót. Tutaj jednak wyczuć można po prostu zmarnowany potencjał dobrze rozpoczynającej się historii. Dla fanów tego bohatera jest to oczywiście pozycja obowiązkowa do zapoznania się. Pozostali jednak mogą sobie ją spokojnie odpuścić.

Dział: Komiksy

Ich rodzice ocalili ludzkość. Oni będą musieli ją poprowadzić.

Od zejścia Wybawiciela do Otchłani minęło piętnaście lat. 

Nowy świat stał się miejscem względnie bezpiecznym, a ludzie prawie zapomnieli, czym jest prawdziwy strach przed Nocą. 

Dział: Książki
sobota, 21 sierpień 2021 07:12

Łzy diabła

 

„Obcy sami nie wynaleźli Strumienia Gwiazd, a ponoć odkryli go tylko, jakby od zawsze czekał na nich niezbadanym wyrokiem Jedynego, splatającym ze sobą dwa równoległe światy.”

Obszerna powieść zapewnia dłuższe przebywanie w wyimaginowanym świecie, przeżywanie przygód bohaterów, przyglądanie się postawom, śledzenie zmiennych kolei losów. Wychodzę poza Ziemię, udaję się na inną planetę, a jednak zabieram na nią efekty ziemskiej skłonności do konfliktów. Ziemianie pragną uwolnić się od ciemnej strony ludzkiego gatunku, pchającej w stronę walki o władzę i bogactwo, importują czars służący do produkcji narkotyku łzy diabła. Tłumi on w ludziach dążność do zbrojnych konfrontacji, przytępia niepożądane upodobania, intensyfikuje oczekiwane zachowania. Wszelka nadwyżka wyposażenia wojennego eksportowana jest na Dżahan, gdzie znajduje szerokie zastosowanie, jej mieszkańcy toczą między sobą spór o przywileje, wpływy i fortuny. Jak bardzo przypomina to współczesną nam sytuację na Bliskim Wschodzie, w który pompowana jest broń w zamian za dostęp do ropy. Przy podżeganiu do destabilizacji łatwiej pozbywać się starego uzbrojenia. Idea cennego narkotyku dla mas, wyłączności miejsca upraw, nie jest nowa w literaturze, może dlatego, że niedawno odświeżałam znajomość z powieściową i komiksową „Diuną”, natychmiast podążyłam ze skojarzeniem jej tropem.

Na czele rodziny królewskiej Farji stoi Sakawat Szamar Trzydziesty Szósty. Jego następca to syn królewicz Izzat Szamar, Honor Smoka, którego wraz z kuzynami Amniatem i Malikiem wysłano ze specjalną misją wojenną, a przy okazji zdobyciem obycia żołnierskiego służącemu pozytywnemu wizerunkowi przyszłego władcy. Jako północnego sąsiada dynastia Smoków ma wojownicze i dzikie plemiona Wysokich. Zamieszkują górskie tereny Loe Sar i z determinacją bronią swoich terenów. Właśnie na wojnę z Wysokimi udaje się Izzat, ma odwrócić uwagę od potajemnych działań prowadzących ku wyznaczeniu nowego szlaku handlowego czarsu, doprowadzenia do zmiany układu sił, odwrócenia ról płacących i zbierających haracz. Swoista mistyfikacja, na tyle realna, aby wróg w nią uwierzył, i na tyle ostrożna, aby następcy tronu nie przytrafiło się nic złego. A Izzat to ambitny młody człowiek, który pragnie czegoś więcej. Trzeba jeszcze wspomnieć o Znajdzie, chłopcu uratowanym z rzeki Maklawi, mocno okaleczonym, lecz nie pamiętającym nic z własnej przeszłości i tożsamości, teraz przygarniętym jako pastuch na nowo układa sobie życie. Szybko okazuje się, że Izzat i Znajda to reprezentanci skrajnie definiowanych sił, lecz w miarę rozwoju akcji ich kontrastowość wymyka się jednoznaczności.

Nie przepadam za arabskimi klimatami, jednak w takim wydaniu dobrze się w nich odnajduję. Autorka potrafi przykuć uwagę czytelnika, uwzględnić w scenariuszu zdarzeń bogatą paletę bohaterów, nadać im charakterystyczne cechy, przeprowadzić zwroty akcji, choć przewidywalne. Nie przekonują zachowania i dialogi kluczowych postaci, wkradają się w nie drobne nielogiczności sytuacyjne, zbytnia unifikacja języka, niedojrzałość w wypowiedziach. Styl wypowiedzi bohaterów ma uzasadnienie, nakreśla stan wyjściowy psychiki i infantylnych wyobrażeń młodych, jednakże po dobrze wykształconych młodzieńcach oczekuje się czegoś więcej.

Ciekawym i znaczącym zabiegiem jest nazwanie Ziemian Obcymi, podkreśla charakterystyczne w kulturze arabskiej stawianie muru przed nie swoimi, podziwianie ich osiągnięć technologicznych, korzystanie z militarnych rozwiązań, ale jedynie w kategoriach interesów i zysków. Wyczuwa się wpływ zawodowych doświadczeń Magdaleny Kozak na powieść, dzięki nim fabuła zyskuje ciekawe barwy, przyzywa skojarzenia, łączy realność z fantastyką, podsuwa materiał do refleksji.

Dział: Książki
czwartek, 12 sierpień 2021 10:09

Pan Lodowego ogrodu. Księga I

„Pan Lodowego Ogrodu” Jarosława Grzędowicza to seria, która stała się już klasykiem i punktem, który musi zaliczyć każdy fan literatury fantastycznej. Nasłuchałam się samych pozytywów o tej książce, więc gdy nadarzyła się okazja, bezzwłocznie zabrałam się za lekturę. Pragnęłam zatonąć się w ten fantastyczny, inny świat i razem z bohaterem przeżywać niesamowite przygody.
 
Przyznać muszę, że nie mogłam się od tej książki oderwać!
 
Vuko Drakkainen ma przed sobą ważne zadanie. Musi wyruszyć na obcą planetę, a jego wiedza o kulturze, historii czy zwyczajach jej mieszkańców jest znikoma. Jaki jest cel tej wizyty? Musi odnaleźć zaginionych członków ekspedycji i zabrać ich do domu. Vuko wyrusza sam, a wyprawa wzbudza w nim jednocześnie strach i ekscytacje. Nie spodziewa się, że na planecie, na której wyląduje, panuje „wojna bogów”, a z tajemniczej mgły wyłaniają się przedziwne stwory.
 
Podczas wędrówki przez nieznane sobie państwo Vuko spotka wielu wrogów, ale i pozna sprzymierzeńców. Jego misja będzie bardzo niebezpieczna i pełna pułapek, ale nasz bohater nieustępliwie wciąż prze naprzód.
 
Od pierwszych stron zatopiłam się w ten fantastyczny świat wykreowany przez Jarosława Grzędowicza. Cudowny, pełny tajemnic i nieznany. Czytelnik odkrywa go wraz z głównym bohaterem, co jest ogromnym plusem, bo powoli to pusta kartka wypełnia się obrazami, miejscami oraz… ludźmi. Planeta, na którą trafił Vuko, to gratka dla tych, którzy kochają inne, mniej znane kultury. Jarosław Grzędowicz stworzył cudowny, przerażający, dziwny, ale i tak podobny do naszego świat, że aż brakuje mi słów. Mam za sobą dopiero pierwszy tom i aż się boję, co jeszcze autor wymyślił. Co łączy tę daleką planetę z naszą? Zarówno ziemianie, jak i mieszkańcy, których poznaje Dakkainen, kochają władzę. Są jej rządni, łakną jej i uważają, że nigdy nie mają jej za mało. Doprowadza to do wielu konfliktów i sporów, a Vuko znajdzie się w samym środku tego huraganu.
 
Można powiedzieć, że sława Vuko go wyprzedza – powoli wszyscy zaczynają mówić o wędrującym przybyszu z dalekich krain, który kogoś poszukuje. Gdy myślę o bohaterze, na myśl nasuwa mi się taran, który brnie przed siebie, nie omija przeszkód, ale ja powala. Drakkainen taki jest – walczy z potworami i ludźmi. Nie boi się wejść do tajemniczych miejsc czy rozpytywać o zaginionych rodaków szemranych osób. Chociaż wiele fragmentów autor zdecydował się poprowadzić w narracji pierwszoosobowej, oddając głos Vuko, to nadal jest postacią niezwykle tajemniczą. Jednak Grzędowicz z Drakkainena nie robi na siłę bohatera. Wyraźnie zaznacza, że ten odczuwa strach, a jego zdolności walki, orientacji to zasługa małego urządzenia, które umieszczono w jego ciele.
 
Wspomniałam o bohaterze, mistrzowsko wykreowanym świecie i muszę napomknąć coś o fabule i akcji. „Pan Lodowego Ogrodu” to książka, przy której nudzić się nie będziecie, bo Jarosław Grzędowicz już od pierwszych stron rzuca nas w wir akcji. Nie oszczędza on swojego bohatera, wciąż zsyłając na niego przeszkody i problemy.
Dział: Książki