Rezultaty wyszukiwania dla: fantasty

czwartek, 14 luty 2019 22:19

Cena szczęścia

Motyw inwazji obcych na naszą planetę jest bardzo powszechnym elementem poruszanym między innymi w literaturze science-fiction, ale również w filmach z tego gatunku. Ostatnio jednak coś uległo zmianie – obcy przybysze przestali być przedstawiani jako zła siła, która pragnie unicestwić, ewentualnie podbić, rasę ludzką. Teraz stanowią wizję mądrości i wsparcia, która niesie ze sobą istotne przesłanie i pomoc… Kilkukrotnie już spotkałam się właśnie z takim zaprezentowaniem „ataku” obcych i przyznaję, że to naprawdę ciekawe rozwiązanie, a w przypadku powieści Stevena Eriksona zdecydowanie daje do myślenia!

Uwielbiam takie książki, które niosą ze sobą istotne przesłanie. Przepadam za tymi chwilami, kiedy czytam dobrą lekturę, a ta faktycznie prezentuje sobą coś więcej niż tylko rozrywkę. „Cena szczęścia” należy właśnie do takich powieści, bowiem chociaż to tylko fikcja i na pozór czyste science-fiction, to ukazuje brutalną prawdę o tym, jak gatunek ludzki zaczął traktować Ziemię, swój własny dom. Akcja rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, podczas zwyczajnego, na pozór niczym niewyróżniającego się dnia. Ludzie stale się gdzieś spieszą, na ulicach panuje ruch i gwar, aż nagle na ziemię spada promień jasnego światła, który porywa Samanthę August, znaną pisarkę powieści science-fiction. Nagrania tego wydarzenia szybko trafiają do Internetu, a na Ziemi zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Coś blokuje w ludziach agresję, uniemożliwia im pewne działania, skłania do myślenia… Nadchodzą zmiany. I to wielkie.

Okazuje się, że tajemnicze UFO ma jedno zadanie – chce uświadomić ludziom, że ich planeta umiera, że pora zmienić postępowanie, bowiem zbyt mocno pozwoliliśmy sobie na eksploatację jej zasobów, które – nie okłamujmy się – są ograniczone. Samantha August ma być pośrednikiem pomiędzy obcymi, a dokładniej Delegacją Interwencyjną, a mieszkańcami Ziemi. Przebywa na czymś w rodzaju statku kosmicznego, gdzie komunikuje się ze sztuczną inteligencją, rzecznikiem triumwiratu obcych cywlizacji, których celem jest ochrona i ewolucja ziemskich ekosystemów. Cywilizacje te są znacznie bardziej zaawansowane niż my, dlatego posiadają takie technologie i możliwości, o których ludziom się nawet nie śniło! Stopniowo zaczynają wprowadzać pewne zmiany, a nasz gatunek stawia opór, buntuje się. Zaledwie garstka zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i kryzysu ekologicznego, który osiągnął ogromny poziom. Trzeba podjąć nie tylko jakieś decyzje, tutaj po prostu trzeba zacząć działać!

Gdy spojrzymy na tę powieść jak na zwyczajną fikcję literacką, to zauważymy, że mamy do czynienia z naprawdę porządnie napisaną i skonstruowaną historią. Wydaje mi się tylko dziwny sam motyw tego, że UFO wybrało akurat taką zwyczajną Samanthę na swojego przedstawiciela… Nie ukrywam, to interesująca kobieta, aczkolwiek na świecie żyje ponad 7 miliardów ludzi, więc może dało się to rozegrać nieco inaczej? Chociaż dobrze wiemy, że w przypadku tego typu opowieści zawsze jest ten jeden wybraniec, ewentualnie gruba wybrańców, którzy mają nieść informacje dalej. Tak jest w przypadku Samanthy, aczkolwiek swoją misję wykonuje ona dopiero pod koniec powieści. Wcześniej zaczyna działać triumwirat, wprowadzając ludzi w niezłe zakłopotanie. Całość jest naprawdę świetnie opisana, w bardzo dojrzały sposób, autor na każdym kroku daje nam odczuć powagę sytuacji, w jakiej znaleźli się mieszkańcy ziemi. I dlatego właśnie nie można na tę książkę patrzeć tylko i wyłącznie jak na fikcję, bo ona naprawdę niesie ze sobą mocne przesłanie, daje do myślenia. Wszystkie problemy ekologiczne, o których tutaj mowa, nie są wymysłem autora – to fakty. Smutne fakty. Może faktycznie przydałaby się nam taka inwazja obcych?

Bardzo przypadła mi do gustu interakcja pomiędzy Samanthą a Adamem, czyli sztuczną inteligencją, która przekazuje jej informacje Delegacji. Tak naprawdę oboje się czegoś od siebie uczą, choć wydawałoby się, że sztuczna inteligencja wie wszystko, prawda? Wydaje mi się też, że nadanie tej SI imienia Adam nie było przypadkowe ze strony autora. Biblijne imię pierwszego człowieka na pewno miało swoją rolę do odegrania – w końcu wychodzi na to, że świat należy stworzyć na nowo, a ludzie muszą otworzyć oczy na to, co najważniejsze. Muszą dostrzec prawdę i zrozumieć ją, co dla wielu nie będzie łatwym zadaniem. Choć to Samanthę poznajemy najlepiej, a pozostali bohaterowie przewijają się gdzieś w mniejszym bądź większym stopniu, to mimo wszystko da się wśród nich zaobserwować różnego rodzaju postawy względem zaistniałej sytuacji.

„Cena szczęścia” to naprawdę mocna i poruszająca opowieść, która skłania do refleksji, a co najważniejsze – niesie ze sobą naprawdę mądre przesłanie. To nie tylko dobry kawał fantastyki, to coś znacznie więcej. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co zaoferował czytelnikom Steven Erikson.

Dział: Książki
środa, 13 luty 2019 00:47

Milion światów z tobą

Finalny tom serii ma zawsze bardzo istotne znaczenie. To on ma zamknąć wszystkie wątki, wyjaśnić tajemnice i przede wszystkim, pozostawić wrażenie, że było wato sięgnąć po cały cykl. Jak „Milion światów z tobą” wywiązało się z tego zadania? Czy cała, dość zagmatwana, ale też niezwykle wciągająca historia, doczekała się godnego zamknięcia?

Podróże pomiędzy wymiarami nie mogą być proste, a gdy w grę wchodzi jeszcze walka ze złem, sprawa staje się bardziej niż skomplikowana. Ciało Marguerite zostało przejęte przez jej arcywroga – ją sam samą z innego wymiaru. Intryga co prawda szybko wychodzi na jaw, ale nie jest to bynajmniej koniec planów złej. Ta szybko knuje kolejne plany, tym razem uwzględniające zniszczenie światów. Ilu? Tak wielu, jak tylko zdoła. Nasza bohaterka jest gotowa zrobić wszystko, by pokrzyżować jej plany i ocalić miliony istnień.

Jestem pod ogromnym wrażeniem! „Milion światów z tobą” idealnie sprawdza się w roli tomu zamykającego wszystkie wcześniejsze części. Przede wszystkim wreszcie dostajemy odpowiedzi, na które czekaliśmy. I nie tylko! Obok głównych wątków lepiej poznajemy też samych bohaterów oraz ich motywacje. Jeśli do tej pory pobudki „tych złych” wydawały ci się wątpliwe, teraz lepiej zrozumiesz ich działanie.

Trzeci tom jest w ogóle najlepszy z całej serii. W idealnych proporcjach łączy akcje, motywy SF oraz wątki miłosne. O ile w przy drugiej części narzekałam na przesyt tego ostatniego, to tym razem relacje z Paulem dobrze dopełniają całość. Miłości nie jest ani za dużo, ani za mało.

Zachowana za to została lekka, młodzieżowa narracja, skupiona wokół akcji i opisywaniu fabuły w sposób dynamiczny. Przy tej książce nie można się nudzić. Sporo się dzieje, jest kilka ciekawych zwrotów akcji i sporo intrygujących rozwiązań. Wreszcie usystematyzowała się kwestia podróży między światami. Ten motyw ma nie tylko kluczowe znaczenie, ale rozwija się wprawnie i przede wszystkim konsekwentnie. O ile wcześniej bohaterka nie do końca wiedziała, gdzie i jak się przenosi, o tyle tym razem działa mniej chaotycznie.

Jedynie do jednej rzeczy mogłabym się przyczepić. Pomysł z kradzieżą ciała, a co za tym idzie, tożsamości, był naprawdę niezły. Czemu tak szybko się rozwinął? Również nie do końca przemówiło do mnie to, jak Paul przejrzał podstęp. Ten pomysł mógł być naprawdę ciekawym wątkiem, w praktyce jednak służył temu, by drugi tom zakończyć z przytupem. Pod tym względem się sprawdził, czekałam na trzeci tom z niecierpliwością, jednak liczyłam, że ten wątek będzie dalej rozwijany. Tymczasem skończył się równie szybko, co zaczął.

To moje jedyne zastrzeżenie do książki. Lektura „miliona światów z tobą” dostarczyła mi mnóstwo rozrywki i wciągnęła na wiele godzin. Naprawdę przyjemna powieść, pomysłowa i dobrze napisana. Polecam każdemu miłośnikowi fantastyki!

Ocena: 8/10

Dział: Książki

Pod koniec Drugiej Wojny Przymierze zmusiło do odwrotu Hordę i zniszczyło Mroczny Portal, zrywając tym samym połączenie między Azeroth a rodzinnym światem orków Draenorem.
Lecz dwa lata później Horda powraca…

Dział: Książki
wtorek, 12 luty 2019 17:19

Nomen omen

Czy można wieść zwyczajne życie mając na imię Salomea Klementyna? A na nazwisko – jakby mało było jeszcze nieszczęść - Przygoda? Ten fatalny start z takim imieniem zapowiada wcale nie lepszą przyszłość, bowiem kogoś o takiej tożsamości mogą spotykać wyłącznie klęski żywiołowe i same tragiczne przypadki. I jeśli wydaje ci się drogi czytelniku, że to tobie pech depcze po piętach, to koniecznie musisz sięgnąć po przygody panny Przygody. Poprawa humoru – gwarantowana.

Owa Salomea, Salka – jak wszyscy ją nazywają – to dwudziestopięcioletnia kobieta o bujnych kształtach, z której „bucha erotyzm” (przynajmniej według jej matki). Stojąc na życiowym zakręcie ze zdziwaczałą matką i bratem-nierobem, nicponiem i awanturnikiem, postanawia rzucić wszystko i pomimo swojej paranoi, wyjechać do Wrocławia. Dzięki swojej starej przyjaciółce, która postanowiła szukać szczęścia w Leeds, w Anglii, Salka znajduje zatrudnienie w małej księgarni naukowej mieszczącej się w podziemiach wydziału filologicznego, gdzie (zważywszy na znikomą liczbę klientów) tylko udaje, że pracuje. Nudną pracę rekompensuje za to dosyć osobliwe miejsce zamieszkania, na stancji u ciotki owej przyjaciółki.

Wprowadzając się pod adres, którego nikt nie chciał jej wskazać, do zrujnowanej willi, gdzie wszystko trąci myszką, Salka nie jest nawet świadoma, co ją we Wrocławiu i pod tym osobliwym dachem czeka. Okazuje się, że adres „ulica Lipowa pięć” jest we Wrocławiu dość znany, i to jeszcze z czasów, kiedy miasto nazywano Breslau. Mówiono wówczas o siostrach bliźniaczkach, które ten dom zamieszkiwały, czyli … o czarownicach.

Dziwna gospodyni domu, pani Bolesna, to dopiero początek niezwykłych osób, rzeczy i zdarzeń, które stają się udziałem Salki. Nie dość, że na głowę zwala się jej brat, Niedać, którego właśnie wyrzucono z akademika Roy Keane. Na domiar złego dom wydaje się żyć własnym życiem, zaś z radia i telefonu wydobywają się tajemnicze szepty. I jak tu egzystować w takich warunkach?

Na to pytanie odpowiedzi szukać będziemy w oryginalnej książce autorstwa Marty Kisiel, pt. „Nomen Omen”. Opublikowaną nakładem Wydawnuctwa Uroboros pozycję trudno nawet sklasyfikować, wciąż bowiem zastanawiam się, czy mamy do czynienia z niekonwencjonalną powieścią obyczajową, czy raczej z dość chaotycznym i nieoczywistym kryminałem. Ta wieloznaczność książki sprawia, że z pewnością nie wszyscy czytelnicy będą nią zainteresowani, co więcej, nie każdy będzie poczuwał się w obowiązku, by przedzierać się przez kolejne strony. Będą i ci czytelnicy, którzy zachwyceni pochłoną ją i będą zdruzgotani, że tak szybko się kończy. Ja, choć sceptycznie nastawiona zarówno do stylu narracji, jak i do niektórych bohaterów (w tym brata Salki) przyznać muszę, że czasu spędzonego na lekturze „Nomen omen” nie mogę uznać za czas stracony. Na uwagę zasługuje przede wszystkim sama bohaterka, kobieta wieloznaczna, fascynująca, pomimo ewidentnych skłonności do pakowania się w tarapaty. Osoba głównej bohaterki, w połączeniu z całą plejadą mniej lub bardziej dziwnych postaci, tworzą prawdziwie oryginalną mozaikę, którą pragniemy zrozumieć nawet pomimo tego, iż nie zawsze nam się podoba. Bez wątpienia tę książkę Kisiel można nazwać pozycją nieszablonową - dla wybranych. 

Dział: Książki
poniedziałek, 11 luty 2019 18:09

Adeptka. Czarny Mag. Tom 2

Obok niego była ona. Miała na sobie cudowną suknię zdobioną fioletową i żółtą koronką dopasowaną tak jakby przynależała do tego miejsca: wyglądała jak przyszła księżniczka Jeraru. Jej czarne loki były upięte według najnowszych trendów, kilka pasemek wypuszczono i podpięto spinkami z różowego złota. (...) Zawahałam się. Prawdopodobnie nie był to najlepszy moment, by do niego podchodzić. Jednak po tym, jak dowiedziałam się, co powiedział Czarnemu Magowi, czułam, że muszę z nim porozmawiać.

Zaczynając czytać „Adeptkę” Rachel E. Carter spodziewałam się dostać fantastykę zakrapianą odrobiną romansu. Spodziewałam się akcji, walk i opisów trudnych szkoleń, jakie muszą odbyć adepci frakcji boju. Tymczasem dostałam romans zabarwiony fantastyką oraz upchnięte 4 lata w trochę ponad czterystu stronach, co niestety ale nie pozwala na zbyt szczegółowe pokazanie poszczególnych lat szkoleń. I przez to mam dość mieszane odczucia co do tej książki.

Ale może od początku. Ryiah – główna bohaterka – jest adeptką frakcji boju w Akademii Magii. Po ciężkim pierwszym roku (niestety, nie czytałam pierwszego tomu tej serii, ale mam zamiar nadrobić zaległości) nadszedł jeszcze cięższy okres treningów, szkoleń i nauki pod okiem niezbyt sympatycznego i bardzo mocno wymagającego mistrza Byrona. Dziewczyna nie jest jego ulubienicą, choć nawet to wydaje mi się lekko powiedziane. Na każdym kroku ją poniża, pokazując „gdzie jej miejsce” – oczywiście według niego. Pojawia się również postać Darrena – księcia Jeraru, którego autorka próbuje wykreować na mrocznego bohatera skrywającego jeszcze mroczniejszą duszę. Czy jej się to udaje? Według mnie nie do końca. Fabuła w teorii powinna skupiać się na przygotowaniu młodych magów do obrony kraju i walki z wrogami. Tymczasem samego przygotowania jest niewiele, za to na pierwszym planie są wszelkie wątki miłosne. Nie tylko głównej bohaterki, ale również postaci drugoplanowych. Co niestety dość mocno psuje odbiór całości.

Co do samej głównej bohaterki. Gdyby nie jej wieczne rozterki na temat tego kogo kocha, a kogo powinna kochać, to byłaby naprawdę sympatyczną postacią. Jasne, polubiłam ją, ale czasami była strasznie drażniąca. Pokazała parę razy na co ją stać, choć według mnie w tego typu powieściach scen walki powinno być znacznie więcej. Darren – moim zdaniem drugi główny bohater jest dużo mniej sympatyczny. Za bardzo mąci, za bardzo stara się być „bad boyem”, wilkiem jak sam siebie nazwał. Podczas gdy w rzeczywistości jest tak naprawdę taki jak wszyscy. Co do reszty bohaterów, większość z nich jest naprawdę przesympatyczna. Tutaj autorce naprawdę nie można mieć nic do zarzucenia. Wykreowała takie postacie, które od razu przypadają do gustu, nawet te, które w teorii mają być całkiem negatywni w odbiorze.

Komu spodoba się „Adeptka”? Na pewno tym, którzy czytali pierwszy tom, i którym pierwszym tom się spodobał. Spodoba się to również osobom, które lubią lekką fantastykę z dużą domieszką romansu. Nie są to do końca moje klimaty, ale musze przyznać, że czytało mi się tęA powieść całkiem szybko i przyjemnie. Na pewno sięgnę po kolejny tom, ze względu na to, że podczas czytania narodziły mi się w głowie pewne teorie i chce sprawdzić czy okażą się prawdziwe. Według mnie jest to książka, która pozwoli odpocząć od cięższych pozycji na czytelniczej liście, ale która nie zapadnie na zbyt długo w pamięć.

Dział: Książki
poniedziałek, 11 luty 2019 13:50

Staruszek Logan #1: Strefy wojny

„Staruszek Logan. Strefy wojny” Briana Michaela Bendisa to jeden z albumów rozpoczynający nową fazę w komiksowym uniwersum Marvela. Fabuła w nim przedstawiona jest pokłosiem wydarzeń, które miały miejsce w ostatnim dużym evencie Tajne Wojny. Przypomnę, iż większość superbohaterów poległa w walce ze złoczyńcami. Nieliczni, którzy przetrwali, wiodą życie w ukryciu. Doszło również do zderzenia wszystkich równoległych rzeczywistości uniwersum, wskutek czego powstała olbrzymia planeta – Bitewny Świat, na której boską władzę ma von Doom. W tym niebezpiecznym i tajemniczym świecie pojawia się zmęczony życiem i będący w podeszłym już wieku Logan.

old man logan

W tym miejscu warto cofnąć się o 10 lat i przypomnieć dzieło Marka Millara o Staruszku Loganie. To wtedy pierwszy raz przygody Wolverine zostały osadzone w dalekiej przyszłości, w której również suberbohaterowie już nie żyją, a niebezpiecznym światem rządzą przestępcy. Ten brutalny komiks dał podwaliny Bendisowi do zapoczątkowania nowej serii. „Strefy wojny” to w pewnym sensie kontynuacja historii opowiedzianej przez Millara, która sprytnie została wplątana w Tajne Wojny. Okazuje się bowiem, iż niegdyś największy z mutantów Logan przedostaje się z postapokaliptycznego miejsca do różnych stref Bitewnego Świata. Każda z nich jest odmienna i wręcz egzotyczna w porównaniu do znanej Loganowi jałowej krainy, którą dotychczas przemierzał. Pozornie idealne miejsca stworzone przez Dooma niosą jednak większe niebezpieczeństwa niż pełen przestępców brutalny świat. Szczególnie że nie wszystko jest takie, jakie początkowo się wydaje. Nie wiadomo co jest prawdą, a co wymysłem wyobraźni naszego bohatera. Na swojej drodze spotyka on m.in. Tony’ego Starka, Thora czy młodych X-Menów, których w końcu kiedyś zabił pod wpływem iluzji Mysterio. Na dodatek spotkani mutanci niedawno pochowali swoją wersję Wolverine’a. Logan musi odkryć sekrety nie tylko stref Bitewnego Świata, jak również samego siebie.

old man logan 2p

Pierwszy tom „Staruszka Logana” Bendisa dla osób, które nie zapoznały się wcześniej z serią Millara, jak również z eventem Tajne Wojny, może być bardzo chaotyczny. Czytelnik zostaje wrzucony praktycznie w sam wir wydarzeń, a w odnalezieniu się w fabule wcale nie ułatwiają liczne odwołania do wcześniejszych historii. Wprawdzie na początku tomu znajduje się notka nakreślająca sytuację, to późniejsze prowadzenie fabuły przez scenarzystę, czyli skakanie po lokacjach sprawia, iż czujemy się nieco zagubieni. Brakuje tutaj jakiejś głównej osi fabularnej, jakiegoś tła. Dopiero pod sam koniec wszystko zaczyna się delikatnie klarować. Biorę jednak pod uwagę fakt, iż oryginalnie seria liczy 9 albumów i wiele wskazuje na to, iż kolejne numery będą już stanowiły bardziej spójną opowieść.

Aktualnie Logan Bendisa różni się znacznie od tego Logana znanego z historii Marka Millara. Jest zagubiony i kompletnie nie rozumie sytuacji, w jakiej się znalazł. Szczególnie iż nowa rzeczywistość wywraca ponownie jego życie do góry nogami. Drzwi, które myślał, iż zostały już zamknięte, nagle okazują się ponownie otwarte, aby nie powiedzieć, że wręcz rozwalone.

Bardzo oryginalna jest tutaj oprawa graficzna, która na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Andrea Sorrentino nieustannie tutaj eksperymentuje praktycznie ze wszystkim. Wszystko jest takie chaotyczne (jak fabuła). Raz jego kreska jest wyraźna, a postacie fajnie ukazane, aby za chwilę wszystko wyglądało jak rysowane od niechcenia. Takie uproszczone i surowe. Szczególnie bolesne jest to podczas scen walki, gdzie aż prosi się o większą szczegółowość. Bardzo ładnie za to wyglądają duże kadry, szczególnie te 2-stronnicowe. Zaszalał również Marcelo Maiolo, który odpowiadał za kolory. Tak dużego stężenia czerwieni w jednym albumie dawno nie widziałem.

Przed Bendisem stało bardzo ciężkie zadanie zmierzenia się z komiksem Millara. Musiał umiejętnie otworzyć zamkniętą już historię o Staruszku Loganie oraz włączyć ją do aktualnego kanonu. Jednak tylko częściowo udało mu się uzyskać zadawalający efekt. Do pełnej satysfakcji dużo jeszcze brakuje. Co najważniejsze, brakuje konkretnej spójnej historii. Otrzymaliśmy brutalny (choć nie tak jak u Millara) i chaotyczny komiks, który jedynie daje nam nadzieję, iż kolejne tomy będą lepsze pod względem fabularnym i graficznym.

Dział: Komiksy
czwartek, 07 luty 2019 15:21

Premierowe spotkanie z Jackiem Piekarą

Fabryka Słów oraz empik Bonarka

zapraszają na spotkanie premierowe

z jednym z najpopularniejszych pisarzy fantastycznych. Prowokującym. Zaskakującym

Jackiem Piekarą!

czwartek, 07 luty 2019 14:01

Płomień i krzyż. Tom. 3 - zapowiedź

O KSIĄŻCE:

Arnold Lowefell I Mordimer Madderdin wspólnie ruszają do walki!

Dwaj szczególni inkwizytorzy znowu się spotykają.
Tym razem, by wspólnie wypełnić zadanie w przeklętej krainie zamieszkanej przez dziki lud, który wiarę w Chrystusa połączył z pogańskimi obrządkami.

Dział: Patronaty
niedziela, 03 luty 2019 14:11

Ku twej wieczności #4

Czwarta odsłona cyklu Ku twej wieczności utwierdza mnie w przekonaniu, że mamy przed sobą mangę, niezwykłą o tyle, że powinna w pełni zaspokoić oczekiwania zarówno fanów gatunku, jak i laików, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z tym gatunkiem.

[UWAGA NA SPOILERY, o ile nie znasz poprzednich części, od razu przeskocz do kolejnego akapitu]
Od wydarzeń, które miały miejsce w poprzednim tomie, mijają cztery lata. Niesio, który przybył wówczas na Ziemię jako przyjmujący obce formy byt, dorósł i niemal w pełni upodobnił do człowieka. Wśród przyjaciół - Gugu, Rean i dwojga staruszków – odnalazł wreszcie dom i spokój. Tak przynajmniej można by oczekiwać. Niestety, przeznaczenie w końcu go dopada w postaci kołatnika, który atakuje w najmniej spodziewanym momencie.

Kolejna odsłona historii Niesia to, podobnie jak poprzednie, opowieść o dojrzewaniu i szukaniu swojego miejsca na ziemi, odkrywaniu swoich możliwości i mierzeniu się z obowiązkami i odpowiedzialnością, na które możemy nie być gotowi. Jest przy tym okraszona licznymi wątkami fantastycznymi, a humor przeplata się w niej z momentami, w których trudno jest nie uronić łzy. Lub dwóch. Czasem potrzebna jest wręcz chusteczka. Odnoszę wręcz wrażenie, że autorkę mógł zainspirować George R.R. Martin, ponieważ z lubością i systematycznie pozbawia czytelnika i bohaterów towarzystwa postaci, które zdążyli obdarzyć dużą sympatią.

Po raz kolejny zachwyciła mnie także piękna kreska. Rysunki są niby proste, ale jednocześnie mocno przemawiają do wyobraźni. Całość jest utrzymana w czarno-białej tonacji i od razu ostrzegam, że ilustracja na okładce w przewrotny sposób odzwierciedla wydarzenia z środka. Podobnie zresztą, jak to było w poprzednich tomach.

Podsumowując, seria w niczym nie traci na jakości i nadal reprezentuje wysoki poziom. Tomik czyta się świetnie i po prostu błyskawicznie, dlatego bardzo dobrze, że piąty tom ma się ukazać już w lutym. Będzie mniej czekania.

Dział: Komiksy
sobota, 02 luty 2019 14:12

Przejście - zapowiedź

Postapokaliptyczny thriller napisany w klimacie słynnego Bastionu Stephena Kinga. Pierwsza część bestsellerowej trylogii.

W tajnej bazie armii amerykańskiej w Kolorado trwają badania nad rzadkim wirusem z boliwijskiej dżungli wydłużającym życie i zwiększającym siłę fizyczną. Ubocznym skutkiem jego działania jest przemiana ludzi w wampiry, wobec których wojsko ma własne plany: nowy gatunek wydaje się doskonałą bronią biologiczną. Agent FBI Brad Wolgast otrzymuje zadanie: dostarczyć dwunastu czekających na egzekucję skazańców do eksperymentu wszczepienia wirusa.

Dział: Książki