Rezultaty wyszukiwania dla: fantasty
Secretum
Życie inspektor Anny Zielewskiej wreszcie wchodzi na odpowiednie tory, poznała mężczyznę, który zdaje się „Panem Idealnym” i choć w pracy (o dziwo) chwilowo nie mają żadnych ważnych spraw na tapecie, to w jakimś stopniu kobieta czuje się zadowolona. Do czasu, aż w społeczeństwo nie uderza brutalne morderstwo młodej kobiety. Początkowo policjanci sądzą, iż to jednorazowy przypadek; szybko jednak ich ustalenia ulegają zmianie, a na stole sekcyjnym pojawia się kolejne ciało. Zaczynają się pogłoski o seryjnym mordercy. Anka już dłużej nie musi narzekać na nudę; wraz z kolegami z pracy stara się jak najszybciej uchwycić sprawcę. Stawką jest życie kolejnych młodych kobiet.
Z twórczością naszej polskiej autorki miałam już styczność kilka lat wcześniej. Byłam ciekawa, jak też pani Grzegrzółka rozwinęła swój warsztat i w którą stronę ruszyła jej wyobraźnia, dlatego też postanowiłam sięgnąć po jej najnowsze, literackie dziecko. Z opisu wydawcy wynika, iż czeka na nas wciskające w fotel śledztwo, pełne krwawych śladów i brutalnych ataków. Czy rzeczywiście było aż tak fantastycznie, jak mi obiecywano?
Niestety, z tym było różnie. Zacznijmy od tego, że według opisu z tyłu okładki śledztwo prowadzi Anka wraz z nowym pracownikiem, stażystą Zbyszkiem. To już nie trzyma się rzeczywistości, gdyż wspomniany mężczyzna co jakiś czas dorzuca swoje trzy grosze, lecz przez większość czasu spychany jest na bok przez bardziej doświadczonych współpracowników. Mamy więc o nim znikome informacje i w żadnym razie nie wysuwa się przed szereg policjantów. Jest zdecydowanie postacią drugoplanową. To tak na marginesie.
Sprawca obrał sobie za cel młode kobiety w określonym typie. Nie zostawia na ciałach żadnych śladów ani wskazówek, przez co stróże prawa błądzą jak we mgle. My, jako czytelnicy, jesteśmy jednak o krok przed nimi, bo autorka podarowała nam fragmenty z przeszłości mordercy, jak również chwili obecnej. I choć początkowo plan nie jest dokładnie nam przedstawiony, to całkiem sporo możemy wywnioskować nawet z toczonej przez zabójcę opowieści o jego dzieciństwie. Nie jest to kwestia ani specjalnie oryginalna, ani szokująca. Po tego rodzaju wstawce można z łatwością domyślić się, jaki cel przyświeca mordercy, kto znajduje się na jego morderczej liście i z - mniej więcej - jakiego powodu.
Po przeczytaniu około stu stron miałam już swoje dwa typy, kto może stać za brutalnymi morderstwami. Jak już wspomniałam, za sprawą wspomnień z dzieciństwa nie była to rzecz trudna, wystarczyło tylko poczekać na malutki detal, który pozwoli ostatecznie podjąć decyzję, kto morduje. Jestem nieco rozczarowana całą historią, bo od początku do końca była bardzo przewidywalna. Nie odnalazłam w niej nic oryginalnego, a wręcz przeciwnie - cały czas miałam to specyficzne uczucie, że ta historia przewijała się przez literaturę kilkakrotnie. W takich sytuacjach często książkę ratują inne jej aspekty - styl pisania autora bądź autorki czy świetnie zarysowani bohaterowie. W przypadku „Secretum” o ile z piórem pani Katarzyny nie miałam problemu, bo uznaję je za całkiem dobre, o tyle stworzone przez nią postacie nie zapadają szczególnie w pamięć, nie wyróżniają się niczym szczególnym. Inspektor Anna to twarda kobieta, acz podobna do setek innych. To samo z pozostałymi policjantami, którzy wspierają ją w śledztwie.
Nowa książka pani Katarzyny Grzegrzółki prawdopodobnie spodoba się tej grupie czytelników, którzy rzadko sięgają po thriller. Jest brutalnie, krwawo, a za doborem ofiar i morderstwami stoi jakiś wyższy (w mniemaniu sprawcy) cel. Ci, którzy w owym gatunku widzieli już niemal wszystko, raczej nie znajdą tutaj nic ciekawego. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by przekonać się o tym samemu.
Wybawcy gwiazd
Po rewelacyjnej pierwszej części, bez zastanowienia sięgnęłam po drugi tom dylogii autorstwa Hafsah Faizal. To wspaniała opowieść, pełna akcji, magii niebezpieczeństw i miłości, chociaż ta delikatnie przebija się na pierwszy plan, ale nie na tym skupia się cała akcja.
Naszym bohaterom udało się uciec z wyspy Sharr. Zabrali Dżarłat i serca sióstr, które są kluczem do pokonania Lwa i przywrócenia magii w minaretach. Jednak nie obeszło się bez strat – zginął Benjamin, a zły demon uprowadził ich przyjaciela i towarzysza podróży, Altaira. Chociaż plany bohaterowie mają wielkie, to stoją w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, a sojuszników nie mają wielu. Przed wyzwaniem stoją także Nair i Zafira. Mężczyzna musi zapanować nad krążącą w jego żyłach magią oraz nauczyć się, jak skierować ją przeciwko Nocnemu Lwu. Zafira, która „opiekuje się” Dżarłatem, musi stawić czoła mroku, który na nią napływa.
Czy bohaterom uda się odnaleźć światło?
Gdybym miała podsumować tę powieść jednym słowem, byłoby to: wow! Po zakończonej lekturze nie mogłam się pozbierać, musiałam przemyśleć całą akcję, wydarzenia, których byłam świadkiem, ale nadal trudno mi zebrać wszystkie myśli i odczucia. Akcja „Wybawców gwiazd” rozpoczyna się zaraz po końcowych wydarzeń z poprzedniej części – „Łowców płomienia". Jako że mogłam te powieści czytać jedna po drugiej, to byłam na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami, wiedziałam, kto jest kim oraz z czym zmaga się zumra. Warto przed przystąpieniem do lektury drugiego tomu, przypomnieć sobie wydarzenia z pierwszego, ponieważ niektórym może być trudno wbić się w świat wykreowany przez autorkę. Hafsah Faizal garściami czerpię inspiracje z kultury arabskiej, mitologii i legend. To odmienna nam kultura, niezwykle ciekawa, ale może sprawić niektórym trudność, tak samo, jak ogrom obco brzmiących słów. Piszę o tym, aby tylko zaznaczyć, że warto być na biężąco, bo warto dać tej dylogii szansę.
Hafsah Faizal atakuje nas emocjami. Chociaż „Wybawcy gwiazd” to dość spora książka, to gdy tylko zagłębicie się w ten świat, zapomnicie o rzeczywistości. Chociaż niejednokrotnie spotkałam się z opiniami, że wątek miłosny jest ciekawy, to większą uwagę zwracałam na wydarzenia, które są mocą napędową całej powieści. Obserwowałam bohaterów, zmiany, jakie w nich zachodzą. Zafirę polubiłam od pierwszych stron, ale w tej części jej postać została poprowadzona tak, że aż brak mi słów. Byłam pod wielkim wrażeniem, gdy czytałam o jej zmaganiach z Dżarłatem. Wielkie brawa należą się autorce również za Nasira, który wiele przeszedł i doświadczył. Oprócz rozdziałów z perspektywy tej dwójki możemy również obserwować świat oczami Altaira, mojej ulubionej postaci.
Czy są w tej książce minusy? Nie, według mnie jest perfekcyjna. Począwszy od świata, przez bohaterów i akcję. To opowieść pełna mroku, ciężka, niczym arabskie perfumy i przyprawy, jednak zachwycającą od pierwszej do ostatniej strony. Nocny Lew, główny antagonista, jest rewelacyjnie napisany i staje na szczycie listy moich ulubionych mrocznych postaci. Zaznaczyć muszę, że w „Wybawcach gwiazd” nie ma jednoznacznie dobrych i złych. Każdy skrywa w sobie jakiś mrok.
Frnck. To dopiero początek
Zero pizzy, zero internetu, zero samogłosek… Prehistoria jest beznadziejna!
„Frnck” skąd taki dziwny pomysł na tytuł komiksu? Gdy zdecydujesz się zajrzeć do środka, wszystko bardzo szybko się wyjaśni! W dzisiejszym świecie naprawdę trudno jest wymyślić coś nowego, czasami jednak się udaje, a doskonałym na to przykładem jest właśnie seria komiksowa „Frnck”.
Zarys fabuły
Franck ma trzynaście lat i mieszka w domu dziecka. Próbowały go adoptować już trzy rodziny, ale chłopiec do żadnej nie był w stanie się przywiązać. Podczas kolejnego spotkania adopcyjnego przez przypadek dowiaduje się o tym, że jego rodzice wcale nie umarli, po prostu nikt nie ma pojęcia, co się z nimi stało. Postanawia uciec, by ich odnaleźć, a na trop naprowadza go przyjaciel, stary ogrodnik, który twierdzi, że to właśnie on znalazł Francka, gdy ten był jeszcze zupełnie malutki. Po drodze do lasu jednak przez nieuwagę chłopiec trafia do jaskini w parku rozrywki, a z niej w tajemniczy sposób przenosi się do czasów prehistorii.
Strona wizualna
Komiks wydany został w pełnym kolorze. Ma ładne, bardzo szczegółowe ilustracje i wyjątkowo dynamiczną kreskę. Niestety format A4 i miękka oprawa sprawiają, że zeszyt szybko się niszczy, szczególnie podczas czytania przez nie do końca uważne dzieci. To jednak mały mankament, który nie wpływa na jakość świetnie narysowanej historii.
Moja opinia i przemyślenia
Lubię pomysłowe i wciągające fantastyczne przygody, a taką właśnie stworzył Olivier Bocquest. Komiks jest oryginalny i bardzo zwariowany. Franck to świetnie zarysowany, pełen optymizmu bohater, który lepiej lub gorzej radzi sobie z przeciwnościami losu, pozostając przy tym typowym nastolatkiem. Jestem bardzo ciekawa, co czeka na niego w kolejnym tomie przygód.
Pomysł na pozbawienie wyrazów samogłosek jest równie ciekawy, ale niestety bardzo niewygodny. Lekko drażniło mnie odgadywanie, co mieli na myśli, pojawiający się w fabule jaskiniowcy, a mówią wcale nie mało. Pozostaje nadzieja, że Franck szybko nauczy ich „współczesnego” języka i zaczną mówić do nas normalnie.
Podsumowanie
„Frnck. To dopiero początek” to doskonały start niezwykłej przygody. Kolorowy komiks porywa do niezwykłego świata wyobraźni. Nie ma w nim ani jednej strony, na której nic by się nie działo. Dynamiczna akcja, świetne pomysły i ciekawie wykreowany, nastoletni bohater. To właśnie typ komiksów, które lubię najbardziej i jestem pewna, że taka zwariowana historia bez trudu zainteresuje zarówno starsze dzieci, jak i młodszą młodzież. Lekturę serdecznie polecam, zdecydowanie jest warta uwagi!
Pan Kamienia Wschodu
Każdego dnia podejmujemy tysiące decyzji. Nie każda okazuje się słuszna i pozostawia po sobie nie tylko niesmak, a także ogrom konsekwencji. Pozostaje się tylko z nimi zmierzyć i przetrwać wszelkie problemy. Tylko jak tego dokonać, gdy ich rozmiar przerósł nasze najśmielsze plany i wyliczenia. Aline czuje ten ciężar. Kilka błędnych kroków i nagle z córki władcy Królestwa Żeglarzy stała się zdrajcą i wrogiem państwa. Musi zawalczyć o dobre imię i przede wszystkim znaleźć bezpieczne miejsce. Północ wydaje się najlepszym rozwiązaniem, a podróż w nieznane jedyną opcją. Czy ktoś będzie w stanie ją zatrzymać i pomóc w tej wyprawie?
Pan Kamienia Wschodu
Uwielbiam powracać do historii, w których urzekła mnie fabuła, a kreacja postaci zauroczyła na tyle, że wciąż powracam myślami do bohaterów i dylematów, z jakimi przyszło im się mierzyć. Pierwszy tom skończył się suspensem i nie mogłam doczekać się rozwoju każdego otwartego wątku. Aline po swoich wyborach nie ma łatwo. Komplikuje się wszystko, co może, a ona musi znaleźć siłę, by poradzić sobie z tym, co przed nią. Lekkość pióra i spójność wydarzeń sprawiają, że Pan Kamienia Wschodu czyta się sam. Ciekawa fabuła nie pozwala na odłożenie powieści choćby na moment, a dynamika wciąga bez reszty. Styl autorki poszybował w górę. Niezwykle złożony świat kusi od pierwszych stron, trzyma w napięciu i daje nadzieje na jeszcze więcej.
Wśród bohaterów
Najmocniejszym punktem powieści jest kreacja postaci. To niesamowite, z jaką dokładnością i dużą dawką charakteru autorka stworzyła swoich bohaterów. Aline od pierwszego tomu przyciąga uwagę swoją siłą, mądrością i charyzmą. Nie inaczej jest i tym razem. Jej każdy krok przykuwa uwagę, przyciąga spojrzenia i tworzy niepodważalnie dobrą treść. Pan Kamienia Wschodu to zarówno postaci znane z pierwszego tomu, jak i ci zupełnie nowi. Nie zawiodłam się przy spotkaniu ze znanymi, ale i te nowe wzmagały mą ciekawość i błysk w oku. Jakże odmienni od tych, których dała nam poprzednia odsłona cyklu. Żywi, nieokrzesani, nieprzewidywalni. Mrukliwy i surowy w obyciu Michel skradł moje serce, a jego sposób bycia okazał się tym, czego ta historia potrzebowała.
Na uwagę zasługuje lud Północy. Starodawne wierzenia, nieustępliwość, chłód i dystans, przez które Aline będzie musiała się przebić, by zjednać sobie ich przychylność. To odmiana i równocześnie coś idealnie wpisującego się w cały świat przedstawiony. Dzięki pojawieniu się nowych postaci i miejsc historia zdaje się nabierać głębi.
Podsumowanie
Pan Kamienia Wschodu to wciąż otwarta historia, która już uzależniła mnie od siebie, a wciąż ma tak wiele do przekazania. Aż boje się pomyśleć, co jeszcze może przytrafić się Aline. Pełno tu zwrotów akcji, zdrad i niespodziewanych sojuszy, tych dających ratunek i tych odsuwających niebezpieczeństwo. Magia, nietuzinkowe kreacje postaci i natłok wydarzeń, których wciąż chcemy więcej. Dynamiczna, nieprzewidywalna, skonstruowana z niezwykłą lekkością i pomysłem na każdy detal. To dobra kontynuacja doskonale rozplanowanej opowieści, której nie warto poznawać od drugiego tomu. Pierwszy rozpoczyna tę opowieść, nadając jej kształtu, a drugi doprawia szczyptą północy. Oba tworzą spójną całość, zapewniając czytelnikowi masę przeżyć. To kawał dobrej fantastyki, innej niż wszystkie. Świeża, spisana piórem zdolnym i niezdradzającym wszystkiego. Czekam z niecierpliwością na kolejny tom.
Wojna cukierkowa. Awantura w salonie gier
„Awantura w salonie gier” to świetna kontynuacja książki „Wojna cukierkowa” Brandona Mulla. Minął rok od zdarzeń z pierwszego tomu, gdzie Nate, Trevor, Summer i Gołąb poradzili sobie z potężnym magiem, który używał magicznych cukierków o nieco strasznej mocy. Tym razem wróg nie będzie starą wiedźmą, a jej bratem! Nate, Trevor, Summer i Gołąb po raz kolejny są w stanie pokonać złoczyńców i uratować sytuację. Jako że braciszek także ma ochotę na władzę, wychodzi na to, że cała rodzina White’ów ma iście autorytarne zamiary.
Doświadczenia z pierwszej części tak zbliżyły do siebie naszych bohaterów, że postanowili oni kontynuować działalność klubu Błękitne Sokoły i testować nowe cudowne cukierki, tym razem bez zgubnych efektów ubocznych. Dostarczała je przemieniona w małą dziewczynkę wcześniej zneutralizowana wiedźma, która straciła swoją tożsamość.
Zapewne, gdyby była to książka obyczajowa, to byśmy odtrąbili już koniec, jednak to książka przygodowa i fantasy. Nagle ginie agent John Dart i czarodziej Mozag. Okazuje się, że trop prowadzi do niejakiego salonu o nazwie Kraina Gier, którego właścicielem jest – a jak! - brat wiedźmy Belindy, Jonas. Będzie to prawdziwa jazda bez trzymanki, bo autor puścił wodze fantazji i jedzie na luzie. Tak jak poprzednio także teraz będzie gradacja trudności, aż do tych zabójczych. O tyle trudniej, że cała akcja zajmuje nie tylko świat magiczny, ale także mentalny.
Mull mocno testuje bohaterów. I nie chodzi tylko o siłę czy spryt, ale także emocje. Nie boi się dawać im etycznie wątpliwych wyborów, testować mocy ich więzi wprowadzeniem elementów rywalizacji. Bardzo często odwołuje się do truizmu, tego, że jesteśmy kowalami własnego losu i nawet trudne dzieciństwo nie powinno być jedynym wyznacznikiem przyszłości, jaka przed nami się jawi.
Dobrze jest przeczytać najpierw „Wojnę cukierkową”, gdyż druga część kilkakrotnie odwołuje się do pierwszej książki, a niektóre kluczowe punkty fabuły zależą od wiedzy o tym, co wydarzyło się w przeszłości. Pierwsza wojna w sklepie ze słodyczami została napisana jako samodzielna historia, gdyż Brandon Mull nie planował więcej. Może dobrze, że zmienił zdanie, bo „Awanturę w salonie gier” czyta się fantastycznie i polecam ją czytelnikowi w każdym wieku.
Zapowiedź: Mroźny szlak. Straceńcy Madsa Voortena
Mads Voorten – charakternik i dowódca znany z szaleńczej odwagi – nie zatrzyma się przed żadną przeszkodą, nieważne, czy to wrogi oddział, rozszalały smok, czy Wieczna Zamieć.
W czasie, gdy ciemiężone od stulecia narody Rozkrzyczanych Krain chwyciły za broń i wydały wojnę swym oprawcom, Mads Voorten, daleko od linii frontu, przemierza mroźne guchoborskie góry. Uwikłany w krasnoludzką intrygę, zmaga się z niebezpieczeństwami, by przyjść z pomocą swej kompanii, do której należą między innymi niewidomy uzdrowiciel, zagubiony w ludzkim świecie elf i prostoduszny telepata. Równolegle musi sobie poukładać stosunki z niezmiernie osobliwą smoczycą.
Konkurs: Apostata
Motywy z mitologii Lovecrafta, historyczne inspiracje, nowe światy i demoniczna groza w zaskakującym debiucie powieściowym z pogranicza fantastyki, kryminału i horroru.
Flash: Era Flasha
Po raz kolejny oś czasu działa nieprawidłowo. Po raz kolejny czarny charakter ucieka z więzienia. I po raz kolejny Flash „zapisuje” oś czasu.
Zeszyt rozpoczyna się od historii opowiedzianej z perspektywy kapitana Boomeranga. To dobra zabawa, nie tylko dlatego, że jest nierzetelnym narratorem, który próbuje wyolbrzymiać swoją własną rolę, ale także dlatego, że w ograniczonej dostępnej przestrzeni, próbuje dać mu coś w rodzaju odkupienia.
Podróżujący w czasie Flash co chwilę dokonuje zmian na osi czasu, co wywołuje paradoksy. Ich głównym ucieleśnieniem jest, nomen omen Pradoks, główny zły serii. To taki rodzaj wroga, jakiego musi mieć postać taka jak Flash (ktoś zraniony przez bohatera ratującego innych ludzi) i chociaż jego moce są totalnie szalone, jest świetnym katalizatorem przywracania najlepszych czasobiegaczy: Godspeeda i Odwrotnego Flasha.
Paradoks wydawał się interesującym złoczyńcą, ale wydaje mi się, że Joshua Williamson, scenarzysta komiksu, tak naprawdę nie badał tej postaci i nie dał jej maksimum uwagi. A szkoda, bo przez to wszystko skończyło się bardzo szybko. Teraz musimy żyć z kolejną nową przyszłością, której jeszcze nie do końca rozumiemy. Gdzie to się skończy? Jednak czy usunięcie Paradoksa usunęło jakiekolwiek wpadki w ciągłości historii Flasha?
Najbardziej zapada w pamięć jednak historia niemocy Flasha. Chodzi o to, że cały swój bieg próbuje on znaleźć mordercę swojej matki. Wszystko, by go pokonać, zanim dojdzie do morderstwa. Jednak czy zmiana tej linii nie spowoduje, że cały świat zwariuje. Przecież może dojść do zbyt wielkiego paradoksu, by cokolwiek później składało się w konkretną całość.
Za większość plansz odpowiada Howard Porter, który wciąż zaskakuje mnie swoją zdolnością do rysowania. Wspomagają go Rafa Sandoval i Christian Duce. Flash miał solidny zespół artystów, przez co poszczególne historie są w jednej, dość wysokiej i spójnej jakości.
Kolejny pełen akcji, pełen fabuły tom Flasha! Zdecydowanie widzę, jak biegnie pod koniec tego maratonu... i jak dawno tak się męczy. Joshua Williamson spisał się fantastycznie.
Na tropie stwórcy. Droga Szamana. Etap 7 - premiera wstrzymana
Mimo że wiele osób niecierpliwie wyczekuje na premierę 7 tomu serii Droga Szamana, ze względu na obecną sytuację została ona wstrzymana. W dołączonej do postu galerii można przeczytać oświadczenie wydawnictwa Insignis.
Nowy początek
Po co opłacać drogi „pobyt” więźniów skoro... można na nich zarabiać? Tym razem nie chodzi jednak o typową pracę. Teraz swój koszt skazańcy opłacają za pomocą grania w grę!
„Nowy początek” to już szósty tom serii „Drogi szamana”. Jeśli do tej pory nie mieliście z nią nic wspólnego, pozwólcie, że was zachęcę. W świecie tym, zamiast odbywać regularną karę, więźniowie dają się zamknąć w kapsule. Za jej sprawą trafiają do gry, na zdecydowanie mniej przyjemnych warunkach niż rozrywkowi gracze. Ich „gra” ma bowiem jeden cel, służy spłacie wyroku. Jeśli nie czytałeś poprzednich tomów... zatrzymaj się. Czas bowiem na fabułę szóstej części. Jak się okazuje, Dmitrij odsiedział (czy odegrał?) już swoje i może wrócić na wolność. Jednak Barliona nie zamierza tak łatwo oddać swojego słynnego szamana. W jaki sposób? Jak się okazuje, koniec odsiadki nie jest taki łatwy. Gdzie kończy się gra, a zaczyna rzeczywistość?
„Droga szamana” to fantastyczna seria dla każdego miłośnika gier (w szczególności RPG). Za jej sprawą wszystko to, co do tej pory dostępne było tylko na ekranie, pojawia się też w książkowej odsłonie. Statystyki postaci, sprzętu, progres rozwoju i wiele innych. Jeśli więc lubicie i grać, i czytać, będziecie zachwyceni.
Po raz kolejny autor postawił na mnóstwo emocji. Praktycznie każdy tom kończył się zaskakującym zwrotem akcji, dlatego i tym razem nie mogłam, doczeka się kontynuacji. Czy szósty tom zapewnił mi podobny poziom wrażeń? Muszę przyznać, że tak! Po raz kolejny opowieść obfitowała w ciekawe zwroty akcji. Chociaż wydarzenia były trochę chaotyczne, to bez wątpienia nie narzekałam na nudę. Każdy kolejny element fabularnej układanki dodawać coś ciekawego do całości (co przy tak długich cyklach wcale nie jest takie łatwe).
Czy po raz kolejny można zarzucić opowieści, że nadużywa nieprawdopodobnych przypadków? Tak. Chociaż niekoniecznie „niestety”. Odbieram tę opowieść trochę na zasadzie gry przeładowanej akcją, w której dużo się dzieje, a efekty specjalne przykrywają pewne braki w logice fabuły.
Pojawia się też ciekawe wątek kryminalny, związany z cyber światem, który dodatkowo nadaje całości rumieńców. Całe szczęście autor nie stosuje otwartych rozwiązań. Wszystko na końcu znajduje swoje wyjaśnienie, które jest tak bardzo kompletne, że w zasadzie nie wymaga kontynuacji. Niemniej cieszę się, że to nie jest ostatni tom, ponieważ bardzo polubiłam serię.