Rezultaty wyszukiwania dla: czasu
"Gra o Tron. Książka do kolorowania" nadchodzi
Naostrzcie czerwone kredki. Polska premiera pierwszej książki do kolorowania dla miłośników „Gry o tron" już 4 listopada. Już od pewnego czasu zestaw kredek i książeczka do kolorowania na stole to niekoniecznie sygnał, że w mieszkaniu są małoletni. Odkąd kolorowanki dla dorosłych wydaje Penguin Random House, a we Francji sprzedają się lepiej niż książki kucharskie, proste szablony są zastępowane przez coraz bardziej wyrafinowane obrazy.
Mirror's Edge Catalyst – nowa data premiery
Zapowiedziana pierwotnie na 23 lutego 2016 roku premiera gry „Mirror's Edge Catalyst, została przeusnięta na 24 maja przyszłego roku.
Ciemna strona pragnień. "Pentameron" z Salmą Hayek i Vincentem Casselem w kinach od 30 października!
Wszystko zaczyna się od wyprawy po serce morskiego potwora. Zaborcza i wyniosła królowa (Salma Hayek) gotowa jest poświęcić niejedno życie, żeby osiągnąć swój cel – urodzić upragnionego syna. Popadający w szaleństwo nieobliczalny król (Toby Jones) oddaje rękę swojej pięknej i niewinnej córki zdeformowanemu olbrzymowi. Dwie tajemnicze siostry zabiegają o względy lubieżnego władcy (Vincent Cassel). Stawką są wieczna młodość i nieustające piękno, ale wygrać może tylko jedna z nich. W każdym człowieku kryje się potwór. A miłość, piękno i marzenia mają swoją wysoką cenę.
Angus Watson "Czas żelaza #1" - pod patronatem
Nikt nie rodzi się legendą. Legendę wykuwa przeznaczenie. Dug Fokarz to pechowy najemnik, który zmierza na południe, aby zaciągnąć się do armii króla Zadara. Przeszkadza mu w tym nieustanne ratowanie z opresji niewłaściwych ludzi. Dug znalazł się więc po złej stronie barykady względem wielotysięcznej armii, do której chciał dołączyć, a to dopiero początek jego kłopotów.
Kriegsmarine. Marynarka wojenna III Rzeszy
Bellona po raz kolejny utwierdziła mnie w przekonaniu, że pozycje książkowe sygnowane ich logiem są dopracowane pod kątem merytorycznym, jak i graficznym.
Tym razem miałem przyjemność czytać o historii Marynarki wojennej III Rzeszy – Kriegsmarine.
Książka jest w twardej oprawie, okraszona wieloma zdjęciami z okresu wojny i informacjami, jakich próżno szukać w innych wydaniach.
Całą przygodę rozpoczynamy od powstania floty za czasów carskich. Następnie idziemy przez zawirowania I wojny światowej, której osobiście dobrze nie znałem, poszerzyłem swój zasób informacji. Brnąc z każdą stronicą przez kolejne lata, jak pancernik tnący wody mórz i oceanów, dotarłem do czasów II wojny światowej. W tym przedziale czasowym znajdziemy wiele ciekawych informacji dotyczących posunięć taktycznych, które dodatkowo zostały rozrysowane, aby czytelnik miał lepsze rozeznanie w całej sytuacji danego zdarzenia. Autor przy opisie każdej jednostki lub sytuacji podaje wiele danych dotyczących uzbrojenia okrętów.
Dla mnie osobiście jako miłośnika historii jest to cenna pozycja, która może posłużyć jako pomoc naukowa dla młodszych. Z drugiej strony z premedytacją sięgnąłem po tą książkę, gdyż chciałem poznać działania morskie podczas II WŚ od strony niemieckiej, której nie poświęcam zbyt wiele czasu.
Osobom chcącym dokładniej poznać historię Marynarki Wojennej III Rzeszy polecam książkę wydawnictwa Bellona oraz dodatkowo wycieczkę do Muzeum Techniki w Berlinie, co pozwoli jeszcze bardziej pogłębić swoją wiedzę.
Rafał Dębski „Wilkozacy 3. Księżycowy sztylet” - pod patronatem
Wilkozacy
„... I znów ich wrogowie będą mogli się przekonać na własnej skórze, że nie wolno doprowadzać Wilka do ostateczności.
Bo wtedy..."
Premiera już 23 listopada!
"Defiance" - koniec serialu
Stacja SyFy oficjalnie ogłosiła zakończenie emisji serialu "Defience" na 3 sezonie. Informacja ta wbrew pozorom nie jest szczególnym zaskoczeniem dla miłośników serialu. Już od jakiegoś czasu spekulowało się o zakończeniu emisji na trzecim sezonie.
Abarat
W 2003 roku w Polsce nakładem wydawnictwa Amber ukazał się bestseller Clive'a Barkera. „Abarat" to pierwsza część serii o magicznym archipelagu dwudziestu pięciu wysp. Angielski pisarz wydał imponującą ilość powieści, zbiorów opowiadań czy sztuk teatralnych, ale to właśnie głównie dzięki opowieści o przygodach Candy zdobył popularność na całym świecie.
Kurczakowo to wyjątkowo nudne miejsce. Tu właśnie mieszka Candy i właśnie tu rozpoczyna się największa przygoda jej życia. Spotyka przybysza z innego świata, który zabiera ją na Abarat. Razem rozpoczynają podróż po magicznym archipelagu dwudziestu pięciu wysp – po jednej na każdą godzinę doby i jednej, gdzie czas nie istnieje. Odwiedzają skąpaną w słońcem Trzecią Po Południu, mroczną Ósmą Wieczorem, Gorgozjum, gdzie mieszkają wszystkie lęki dotykające człowieka. Ich wyprawa kończy się na Dwudziestej Piątej Godzinie, skąd nikt jeszcze nie wrócił przy zdrowych zmysłach. Czy Candy będzie wyjątkiem? Czy uda jej się ujść cało z Czasu Poza Czasem?
Do tej pory w Polsce ukazały się dwa pierwsze tomy – „Abarat" oraz „Abarat: Dni magii, noce wojny". Wydawnictwo Amber nie planuje wydawania kolejnych części, pomimo, że Barker pracuje już nad czwartą.
Slow West
„Slow West" to pełnometrażowy debiut Johna Macleana. Reżyser do tej pory zrealizował dwie krótkometrażówki. Co ciekawe – obie z tym samym aktorem. Michaelem Fassbenderem. Nie mogło go więc zabraknąć u boku Macleana i tym razem. Właśnie gdzieś tutaj zaczyna się sukces „Slow West" - to rola pisana pod konkretnego aktora, film, który jest wyśnioną „wariacją na temat". A poza tym, jak wielu zdecydowałoby się zrobić Dziki Zachód wśród krajobrazów Nowej Zelandii?
Siedemnastolatek, szkocki panicz Jay Cavendish (Kod Smit-McPhee) przemierza ocean i wiele kilometrów w poszukiwaniu miłości swojego życia Rose Ross (Caren Pistorius). Chłopak trafia w końcu na Dziki Zachód, którego praw nie jest świadom w żadnym stopniu. Po drodze spotyka Silasa (Michael Fassbender), tajemniczego wędrowca, który zaproponuje paniczowi pomoc w przeprawie przez tę krainę. Jakie będą konsekwencje decyzji Jaya? Czy Silas wie coś, o czym nie wie Cavendish? Czy uda im się odnaleźć Rose? Co ich czeka po drodze?
„Slow West" to film o przetrwaniu. Oczywiście przede wszystkim tym fizycznym, lecz nie tylko. Głównemu wątkowi podróży, wędrówki przez Dziki Zachód, towarzyszy ten o zanikaniu Indian. Zderzenie dwóch kultur okazuje się brutalne, pełne przemocy. Nawet Jay zaczyna rozumieć, że biały człowiek rości sobie zbyt wiele praw do ziemi, którą właściwie dopiero co odkrył, że zabija nie tylko lud, ale całą historię, kulturę i naukę. Przetrwanie dotyczące wyłącznie fizyczności tyczy się wszystkich bohaterów, lecz po drodze przychodzi jeszcze to, w które włączone są własne ideały, zasady, moralność. W tym sensie "Slow West" prezentuje się niemalże jako przypowieść.
Cavendish to idealista, romantyk, niewinny, a nawet naiwny chłopiec, który przemierza pół świata, aby zdobyć ukochaną, która nie wiadomo nawet, czy odwzajemnia jego uczucia (dowiecie się tego w trakcie seansu). Z drugiej strony mamy Silasa – chama, gbura, egoistę, który jednak skrywa w sobie jakieś ogromne pokłady emocji. Ta twarz musi kryć jakąś historię, jakąś genezę, a jej niewyjaśnienie powoduje, że widz jeszcze bardziej jest mężczyzną zafascynowany. Z każdą kolejna sceną wzrasta wrażenie oglądania filmu o dojrzewaniu. Wędrowiec dorasta do empatii, do walczenia ze swoim egoizmem. Jay w końcu zaczyna rozumieć, że nieodłącznym elementem świata, w którym przyszło mu żyć jest śmierć.
Wydaje się, jakby rola Silasa została napisana z myślą o Fassbenderze (zresztą dam sobie uciąć głowę, że tak było). Kamera poświęca brytyjskiemu aktorowi sporo czasu, decydując się na całkiem sporo zbliżeń. Kodi Smit-McPhee, pomimo młodego wieku, również nieźle poradził sobie w roli Jaya. W samej jego twarzy kryje się jakaś niewinność, zagadka, bezbrzeżne oddanie sprawie. Nie jestem do końca pewna, czy to umiejętność wcielenia się w postać czy raczej wylewająca się z ekranu natura i osobowość aktora.
Z całości obrazu przenika na zewnątrz jakiś oniryczny, surrealistyczny klimat. Powoduje ją sama historia, nietypowe rozwiązania fabularne poprzedzające konkluzję tej opowieści (o których nie zamierzam zbyt wiele mówić, bo odebrałabym Wam przyjemność oglądania), a także niesamowita plastyczność zdjęć. Każde ujęcie można by przekalkować w skali 1:1 do jakiegoś kolorowego komiksu i złudzenie wcale by nie minęło. To nie jest Dziki Zachód z książek, to właśnie Dziki Zachód z obrazkowej opowieści.
Pomimo, że „Slow West" to opowieść o Dzikim Zachodzie (tym nieco onirycznym), plenery wcale nie reprezentują Dzikiego Zachodu. Twórcy zdecydowali się nakręcić film w Nowej Zelandii, czego nie da się przeoczyć oglądając tę produkcję. Ten krajobraz potęguje w jakiś sposób ów wcześniej wspomniany surrealizm, lecz dodaje piękna zdjęciom. Świetnie wykadrowane, umiejętnie ukazujące cudowność otaczających bohaterów plenerów.
„Slow West" to obraz, który cieszy oko, na który naprawdę znakomicie się patrzy. Kolory wręcz na ekranie żyją, choć głównie spoglądamy na odcienie brązu i zieleni. Wariacja na temat westernu w rękach Johna Macleana prezentuje się bardzo sprawnie, a przy tym to intrygujące, specyficzne kino, które ogląda się niczym dawno nienadchodzący sen.
Powrót króla
No i nadszedł wreszcie ten dzień, gdy zakończyłam przygodę z jedną z najbardziej znanych serii fantasy na świecie. Tak, przybiłam z J. R. R. Tolkienem mentalną piątkę, gratulując mu solidnego konceptu i tytułu prekursora, a potem odłożyłam jego dzieło na półkę. Niestety, jakkolwiek szanuję pracę profesora, to nie mogę powiedzieć – nawet, gdybym czytała jakiekolwiek książki więcej niż raz – żebym chciała wrócić do tej przygody. Szczerze, to po prostu cieszę się, że mam to już za sobą (z tych samych powodów, o których pisałam w recenzjach poprzednich tomów – to, co zaczął Tolkien inni zdążyli już solidnie udoskonalić).
Trzeci tom najnowszego wydania serii przez Zysk i s-ka, która to niezmiennie szokuje mnie niską ceną (19 złotych za tom, to przecież rozbój artystyczny!), naznaczony jest przyjemną zielenią. Z pewnością ten duet kolorystyczny (czerń i zieleń) najmniej rzuca się w oczy w zestawieniu z poprzednimi tomami, jednak wciąż wypada nieźle. Symbole zawarte na okładce są tym razem zrozumiałe jedynie dla tych, którzy przeczytali powieść, co ma swoje plusy i minusy, ale mi osobiście bardzo się podoba.
Walki na różnych frontach trwają. Z jednej strony połowa Drużyny oraz połączone siły ludzi, krasnoludów, elfów i entów stają najpierw do walki z Sarumanem, a później samym Sauronem; z drugiej Frodo i Sam uparcie zmierzają do Mordoru. Po drodze muszą wywalczyć sobie wolność z niezwykle trudnych i mrocznych spotkań. Czy uda się im zniszczyć Pierścień Jedyny i ostatecznie zakończyć wojnę? Jakie skutki przyniesie wrzucenie artefaktu w ogień?
Będą to niezmiennie akcentować – tłumaczenie Jerzego Łozińskiego w nowej, poprawionej przez wydawnictwo na żądanie czytelników wersji, jest porównywalne, jeżeli nie lepsze w stosunku do tego proponowanego przez Skibniewską. To jakiś dziwaczny mit, że pierwszej z wymienionych wersji „nie da się czytać" (cytat). Mam wrażenie, że większość jego orędowników nawet nie zapoznało się – choćby we fragmentach – z obiema wersjami.
Jeżeli chodzi o samą fabułę, to moje zdanie również nie ewoluowało. Wciąż twierdzę, że główną przyczyną braku silnego zainteresowania akcją jest jej ogólna znajomość. Filmowa adaptacja jest naprawdę tak dalece wierna, poza drobnostkami, że czytelnik niewiele nowego otrzymuje. Jasne, fanatycy serii będą się upierać, że pominięte wątki są istotne w takim stopniu, że bez nich to już nie Tolkien, a jakiś jego ubogi krewny, ale nie znajdą we mnie poplecznika tej tezy. Dla mnie, dramaturgicznie, dynamicznie i logicznie wszystko zostało w ekranizacji zachowane.
A nawet więcej – dopieszczone. Śledzenie bowiem w książce wątku Sama i Froda wprawiało mnie chwilami w swoistego rodzaju zażenowanie. Nie byłam pewna, czy śledzę jeszcze przyjaciół czy już kochanków. Emocjonalności, która odbierała postaciom zdroworozsądkowe podejście, broni co prawda przyjęta konwencja, ale przy ogólnym mroku konceptu jakoś mi ta infantylność przeszkadzała.
Tym, z czego poznania bardzo się cieszę, to bardziej szczegółowe zakończenie, które stanowi rzadkość i we współczesnej literaturze. Bywa najczęściej tak – jeżeli bohater nie zostanie uśmiercony, że nagle zjawia się w domu. Tak, jakby trudy podróży w jedną stronę w drugą już nie obowiązywały. Tutaj jest zupełnie inaczej. Intrygujący dodatek stanowią różnorodne kroniki, pisma i opisy genealogii oraz mapy zawarte na końcu tomu. Brnie się przez to z pewną trudnością, jednak zdecydowanie wzbogacają wykreowany przez Tolkiena świat.
Po zakończeniu serii mam do przekazania potencjalnym czytelnikom tylko jedno – nie bójcie się, Tolkien nie gryzie. Nie słuchajcie malkontentów, którzy boją się upływu czasu i zmian języka, czyniąc z „Władcy pierścieni" swoisty rodzaj wyzwania. To wyzwanie naprawdę przyjemne. Nie gwarantuję, że zakochacie się w tej klasycznej już powieści fantasy, ale z pewnością nie pożałujecie spędzonych z nią chwil. Choćby z powodu finału „Powrotu króla".