czerwiec 17, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: czasu

środa, 06 marzec 2019 22:07

Orbis

Doszło do magicznej katastrofy, przez którą w eterze krążą regiony pełne wyznawców. Wybieraj je i łącz, by stworzyć idealną krainę! Wioski, monumenty, lasy, a nawet wulkany... Tylko od Ciebie zależy, w jaki sposób powstanie idealny wszechświat!

Pierwsze wrażenie

Piękna grafika Davide Tosello, która przyciąga wzrok od razu. Połączenie fantastyki z mitologią, grafiki takiej troszkę z komiksu catroonowego, nasycone kolory i dobrej jakości wykonanie od razu wprawia gracza w dobry humor. Legendy, mity, magia, starożytność i gra dla średnio zaawansowanych graczy, to było dokładnie, to czego poszukiwałam dla swojej rodziny.

Podstawowe informacje

Wydawca: Rebel
Projektant: Tim Armstrong (II)
Ilustrator: Davide Tosselo
Liczba graczy: 2 - 4 osoby
Czas gry: ok. 45 minut

Cel gry

Opanować chaos, stworzyć idealną krainę, ogarnąć wyznawców!
Oczywiście należy przy porządkowaniu wszechświata i tworzeniu własnej krainy uzbierać jak największą ilość punktów kreacji w trakcie określonych z góry 15 rund.

Rozgrywka

Może być dwu-, trzy- lub czterosobowa. I to jest największy atut gry, ponieważ naprawdę dobrze się w nią gra bez względu na ilość graczy i inaczej należy planować swoje działania ze względu na ilość przeciwników.

Po odpowiednim przygotowaniu gry w zależności od ilości graczy, następuje runda, w której należy wziąć 1 z 9 kafli leżących pośrodku obszaru gry albo jeden z dostępnych kafli bogów. Boga wybiera się tylko raz w ciągu gry, niestety w tej grze nie można być wielokrotnym neofitą. I tyle. Na tym mogłabym skończyć. Rozgrywka polega na pobieraniu kafli i ich dokładaniu.

Ale...

Diabeł tkwi w szczegółach.

IMG 20190306 220449Jak zawsze należy pamiętać o zasadach dokładania kafli, np. o tej, że jeden z dwóch kafli poprzedniego rzędu musi być tego samego koloru, co właśnie dokładany, a że ilość kafli w danym rzędzie jest narzucona, to należy od samego początku bardzo świadomie podchodzić do tworzenia swojej krainy. Decydując się na boga, trzeba skalkulować, którego warto wyznawać – jakież to przyziemne – bowiem Bogini Próżniactwa da tylko 1 Punkt Kreacji (PK), ale za to pozwoli nam się polenić i nie utracimy PK za kafle pustkowia, a Bóg Technologii na odmianę za ciężką pracę nas wynagrodzi 3PK, jeśli będziemy mieć najmniej kafli pustkowi. A to dopiero początek, bowiem regiony mogą powodować dodatkowe efekty, a i wyznawców nie można mieć zbyt wielu, itd.

Kto szybciej zorientuje się we wszystkich niuansach, ten mistrz, ale nie martwcie się, nie ma ich za dużo.

Dla kogo jest ta gra?

Gra zadowoli raczej każdego dorosłego gracza. Jeśli planujemy w grze uwzględniać młodzież, to ta początkująca będzie potrzebowała kilku rozgrywek, by poczuć się pewniej, za to ta średniozaawansowana poczuje się jak rybki w wodzie. „Orbis” sprawdza się zarówno podczas rozgrywek czterosobowych, jak i kameralnych tête-à-tête. Innymi słowy, przyjemna gra, nie wymagająca dużego nakładu czasu i przygotowań, ale na tyle złożona, by przynieść intelektualną rozrywkę. Starzy wyjadacze zagraja, rozgryzą i rozpracują grę podczas pierwszej rozgrywki, skrzywią się na brak jakiejkolwiek fabuły i klimatu - gra po prostu nie ma tej iskierki i duszy swoich twórców.

Końcowe wrażenie

„Orbis” jest grą, która usatysfakcjonuje każdego gracza pod warunkiem, że nie przeszkadza mu narzucona z góry piętnaście tur i z góry ustalona wielkość krainy. Jest bardzo ładnie wykonana, solidnie, a grafiki pana Tosello cieszą oko. Instrukcja jest prosta, dobrze sformułowana, a mechanika pozwala cieszyć się z gry zarówno w węższym, jak i szerszym gronie, choć wiadomo trzeba się przestawiać ze strategią. Jest to pierwsza z gra, w której córka pokonała swojego tatę, a w grach, w których należy planować i wykazać się myśleniem stategicznym, jak dotąd nie miała cienia szans. Mankamentem jest brak wytłoczek w pudełku przez co robi się w nim istny chaos, a także brak szerszego tła fabularnego gry, najbardziej brakuje mi rozbudowanej charakterologii bogów.

Tytuł godny polecenia z wielu względów, a najważniejszym z nich, jest po prostu czysta przyjemność intelektualnej rozrywki dla rodziny i neofitów gier planszowych.

Dział: Gry bez prądu
sobota, 02 marzec 2019 22:22

Dwór Szronu i Blasku Gwiazd

Czułam metaliczny zapach krwi. Otaczał mnie z każdej strony. Czerwony płyn pokrywał moje dłonie. Nie rozumiałam, co się dzieje. Czułam strach. Niewyobrażalny strach oraz pustkę. Niepokojąca cisza dzwoniła w moich uszach. Miałam wrażenie, jakby coś zostało ze mnie wyrwane. Bałam się spojrzeć w dół. Wyczuwałam przy sobie jeszcze ciepłe ciało. Nie rozumiałam, dlaczego się przy nim znajduję. Powinnam spojrzeć w dół, ale nie mogłam. Czułam, że stało się coś złego. Coś, czego nie mogłam powstrzymać. Cisza. Ta okropna, bolesna cisza była przerażająca. Wystarczyłby mi tylko szept. Nic więcej. Nie mogłam dłużej odwracać wzroku. Musiał spojrzeć na to, co leżało przy mnie. Nie. Nie to. Kogoś. Musiałam spojrzeć na kogoś, kto leżał martwy u mych stóp. Nie wiedziałam, kim jest, ale czułam, że jest dla mnie ważny. Moje ręce drżały. Czułam pustkę. Byłam niczym. Byłam sama. Moje serce zostało wyrwane. Dlaczego? Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Powoli zaczęłam kierować wzrok w dół. Najpierw zobaczyłam zgruchotane czarne skrzydła. Przesunęłam wzrok na zakrwawione, umięśnione ręce. Wiedziałam, że to, co zaraz zobaczę, złamie mnie do końca. Bałam się tego, ale musiałam to zrobić. Powoli przesuwałam wzrok, aż zobaczyłam twarz... Obudziłam się z krzykiem. Znów to samo. Kolejny koszmar. To, co się stało w trakcie bitwy, zawsze będzie mnie nawiedzało. Choć wygraliśmy, wiedziałam, że to nie koniec...

Sarah J. Maas powraca i po raz kolejny powoduje u czytelnika szybsze bicie serca. Tej kobiecie nigdy nie wolno ufać. Namiesza w głowie, podrzuci fałszywe tropy, a na końcu pozostawi fanów historii Feyry i Rhysanda oraz ich dworu w niecierpliwym oczekiwaniu na kolejne fragmenty. ,,Dwór Szronu i Blasku Gwiazd" to idealny dodatek do całej serii. Mając do czynienia w głównych tomach z szybką, dynamiczną akcją myślałam, że ta część również taka będzie, a tymczasem dostałam przyjemną, ogrzewającą serce historię pokazującą normalne życie bohaterów. Czy ten dodatek był potrzebny? Poznacie odpowiedź na to pytanie, zapoznając się z dalszą częścią recenzji. Zapraszam!
 
,,Prawda jest twoim darem. Prawda jest twoim przekleństwem."
 
Uwielbiana autorka powraca z kolejną odsłoną cyklu Dwór cierni i róż!
Akcja powieści toczy się kilka miesięcy po wydarzeniach z Dworu skrzydeł i zguby. Historia opowiedziana jest z perspektywy Feyry i Rhysa, którzy wraz z przyjaciółmi zajmują się odbudową Dworu Nocy oraz miasta, które uległo znacznym zniszczeniom podczas wojny. Na szczęście zbliża się czas Przesilenia Zimowego, a z nim wyczekiwane ułaskawienie.
Jednak mimo świątecznej atmosfery duchy z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Feyra, która będzie obchodziła swoje pierwsze Przesilenie Zimowe, odkrywa, że najbliższe jej osoby są znacznie bardziej poranione, niż można by przypuszczać. A to może mieć znaczący wpływ na przyszłość Dworu i całego ich świata.
 
,,Dałam mu siebie - w takiej formie, w jakiej nikt mnie nigdy nie widział. I nikt poza nim by nie zrozumiał."
 
Świat śmiertelników, jak i fae po druzgocącej wojnie z królem Hyberni potrzebuje diametralnej naprawy. Wszystko legło w gruzach. Odbudowa budynków, sklepów, pałaców to pikuś w porównaniu z tym, co zostało zniszczone w żywych istotach. Feyra i Rhysand wygrali, ale to nie koniec. Dwór Nocy potrzebuje odrodzenia, a to nie jest łatwe zadanie, szczególnie że bliscy Feyry cierpią. Kasjan i Azriel borykają się z problemami w illyryjskich oddziałach, które straciły wielu wojowników. Lucien nadal próbuje nawiązać relację z Elainę, która traktuje go, jak powietrze. Mor skrywa o sobie pewną informację, która może spowodować rozłam w wewnętrznym kręgu. Amrena nie może przyzwyczaić się do swej nowej postaci, a Nesta... Nesta przestała istnieć. Przesilenie Zimowe może okazać się wspaniałą okazją na naprawienie relacji i odbudowę dworu. Czy Feyrze i Rhysandowi się to uda? Jedno jest pewne - gwiazdy słuchają. Być może uda się wszystko naprawić.
 
,,Nawet poprzez dawanie prezentów czcimy poświęcenie tych, którzy walczyli za pokój, którym się dziś cieszymy, i za możliwość obchodzenia tego święta."
 
,,Dwór Szronu i Blasku Gwiazd" to krótka opowieść o próbie odbudowy Dworu Nocy. Zbliżające się Przesilenie Zimowe staje się okazją do naprawienia relacji z najbliższymi. Od czasu ostatecznej bitwy wiele się pozmieniało. Niektórzy udają silnych, inni nie potrafią poradzić sobie z tym, co ich spotkało. Pani Maas zaserwowała czytelnikom spokojną, ale również niezwykłą historię ukazującą życie codzienne naszych ulubionych bohaterów, pokazała rozterki ich zajmujące i możliwe scenariusze tego, jak dalej może się to wszystko potoczyć. Jak zawsze, nie zabrakło dużej dawki humoru. Śmiałam się wraz z Rhysandem patrzącym na próby udekorowania domu przez Feyrę i Kasjana. Przeżywałam to, co dzieje się z Nestą. Zaczęłam kibicować możliwym przyszłym parom, które wcześniej mi do siebie nie pasowały. Powrót do świata fae i ludzi pozwolił mi spojrzeć na niektóre sprawy z innej perspektywy. Czego możecie oczekiwać po tym dodatku? Na pewno ciekawego uzupełnienia serii, które wzruszy wasze serca i pozwoli na poznanie tego, co dzieje się w sercach różnych postaci. Sarah J. Maas pozwoliła wypowiedzieć się w końcu innym postaciom, co oznacza przeczytanie rozdziałów z perspektywy innych bohaterów niż dotychczas. Znajdziecie tu również świetny prolog kolejnego tomu, który na pewno nami wstrząśnie. Nie mogę się doczekać, aż zostanie wydany!
 
,,Kasjan przepchnął się obok Amreny, która syknęła na niego ostrzegawczo, po czym zaczął rozrzucać prezenty. Mor złapała swój z łatwością, rozdzierając papier z niemal takim samym entuzjazmem jak nasza najnowsza fae, po czym wyszczerzyła zęby w uśmiechu w stronę generała.-Dziękuję, mój drogi.
Kasjan uśmiechnął się półgębkiem.
-Wiem, co lubisz...
Mor uniosła...
O mało się nie zadławiłam. Azriel również, przy czym on natychmiast obrócił się w stronę Kasjana.
Ten zaś tylko mrugnął do niego.
Z dłoni Mor zwisał wyjątkowo kusy zestaw czerwonej bielizny."
 
Jeżeli stęskniliście się za bohaterami Dworu Nocy i nie możecie poradzić sobie z wszechobecną pustką spowodowaną oczekiwaniem na kolejne tomy, to świąteczny dodatek opisujący przygotowanie do Przesilenia Zimowego pozwoliły wam, choć na chwilę odsapnąć i zregenerować siły na dalsze wypatrywanie informacji o kontynuacji historii wewnętrznego kręgu Rhysanda. ,,Dwór Szronu i Blasku Gwiazd" zabierze was w przyjemną oraz niezwykle zabawną podróż, gdzie poznacie nowe fakty o bohaterach oraz przeżyjecie z nimi te niezwykłe święto. Polecam!
Dział: Książki
piątek, 01 marzec 2019 06:44

Deadpool #01: Nuworysz z nawijką

Jeden z najpopularniejszych w ostatnim czasie bohaterów komiksowych – Deadpool, powrócił w zresetowanym po Tajnych Wojnach uniwersum Marvela. Twórcy związani z tą postacią od dłuższego czasu: Gerry Duggan i Mike Hawthorne, postanowili pokazać Wilsona w trochę innym świetle i przede wszystkim w nowej roli.

Nowa seria przygód Deadpoola wydawana jest pod szyldem Marvel Now 2.0 z dopiskiem „Najlepszy komiks świata” (w oryg. „The World’s Greatest Comic Magazine!”). Ile prawdy w tym lekko ironicznym haśle? Czy nie zostało ono rzucone za bardzo na wyrost? Przed nami pierwszy tom pt. „Nuworysz w Nawijką”.deadpool vol. 4 2

Po Tajnych Wojnach Deadpool stał się najbardziej rozpoznawalnym superbohaterem na świecie. Sława przyniosła mu wielkie pieniądze, które spożytkował finansując pod nieobecność Starka działalność Avengers. Sam również dołączył do grupy Mścicieli. Zleceń od zwykłych ludzi przybyło tak dużo, że pyskaty najemnik poszedł jeszcze jeden krok dalej. Postanowił uczciwie zarabiać na życie i założył swoją własną grupę o jakże oryginalnej (choć podkradzionej od Luke’a Cage’a i Iron Fista) nazwie „Bohaterowie do wynajęcia”.

Do swojej drużyny Wade zwerbował samych pokręconych, dziwacznych byłych przestępców i najemników. Wszystkim dał czerwono-czarne kostiumy i wysłał na ulice, aby pomagali potrzebującym. W końcu sam nie mógł być wszędzie jednocześnie, a fani wymagali jego obecności na różnych galach i uroczystościach. Na pierwsze problemy jednak nie trzeba było długo czekać.  Nowa działalność nie jest łatwa w utrzymaniu i nie przynosi zysków. Jednak prawdziwe kłopoty pojawiają się teraz. Okazuje się, że ktoś niszczy reputację Wilsonowi i szarga jego dobrą opinią. Wszystkie tropy prowadzą do deadpoolowej drużyny, w której ukrył się zdrajca. Konfrontacja z bezwzględnym złoczyńcą nie będzie łatwa, dlatego najemnik z nawijką nieoczekiwanie przystępuje do współpracy z herosem-legendą – emerytowanym już Kapitanem Ameryką.

Pierwszy numer serii obfituje w akcję. Szczerze to dzieje się dużo i można odnieść wrażenie, że aż za dużo. Czytelnik praktycznie zostaje rzucony w wir różnych akcji prowadzonych przez członków drużyny Wilsona. Łatwo się w tym pogubić. Wszystko z powodu nagromadzenia na łamach kart jednego komiksu tylu deadpoolowych postaci. Wbrew pozorom wcale nie jest śmieszniej.

Jeśli chodzi o poczucie humoru – Deadpool już nie jest tym samym bohaterem co wcześniej. To chyba największy problem. Czytelnicy, którzy mają w pamięci przygody najemnika z poprzedniej serii Duggana i Hawthorne’a lub z albumów wydanych w ramach Deadpool Classic mogą czuć lekkie rozgoryczenie. Wade wraz z założeniem garnituru biznesmena na swój kostium przestał tak rzucać żartami. Szczcególnie odczuwalne jest to w pierwszych zeszytach albumu. Idąc dalej, jest lepiej. Pojawiają się różne absurdalne teksty czy śmieszne akcje, ale czuć niedosyt.

Graficznie album kontynuuje klimat znany nam z poprzedniej serii wydanej w ramach Marvel Now.  Kreska Mike’a Hawthorne’a jest lekka i humorystyczna oraz pasuje do fabuły. Bardzo fajnie prezentują się całostronicowe kadry czy zabawy układem ramek. Dynamizm akcji jest również fajnie oddany. 

Podsumowując, „Nuworysz z Nawijką” to prosta historia z lekką intrygą. Aktualnie jednak nie do końca jednak wypalił pomysł z ukazaniem Deadpoola w nowym świetle i trochę innej roli. Czuć niedosyt. Pozostaje nadzieja, że kolejne tomy będą jednak stały już na wyższym poziomie, szczególnie jeśli rozwiną ciekawe wątki rozpoczęte w tym numerze.

Dział: Komiksy

Barliona – wirtualny świat rozrywki stworzony dzięki najnowocześniejszym technologiom, z pełną imersją i niesamowitymi doznaniami. Gwarantem waluty w grze jest rząd, co przyciąga całe rzesze amatorów łatwego zarobku. Jednak Barliona ma też mroczną stronę: darmową siłę roboczą są w niej skazańcy ze świata rzeczywistego. Podczas gdy ciała więźniów pozostają zamknięte w autonomicznych kapsułach, ich umysły przenoszą się do wirtualnych kopalń Barliony.

Dział: Patronaty
czwartek, 28 luty 2019 21:06

Krew świętego - zapowiedź

Jak zabić świętego?
Falcio, Kest i Brasti niedługo się tego dowiedzą, ponieważ ktoś właśnie znalazł na to sposób. I żeby było ciekawiej, na jedną ze swoich pierwszych ofiar wybrał ich przyjaciółkę.

Dział: Patronaty
niedziela, 24 luty 2019 09:04

Cienie Nowego Orealnu

 -Cthulhu, Katulu, a niech i nawet mu będzie Burek. – Machnął ręką od niechcenia Ducote. – Zmierzam do tego, że proste kultury, kultury magiczne bez względu na miejsce występowania, wiążą religię, obrzędy z reprodukcją warunków bytowych. Kontekst. – Ponownie trącił palcem mackowate oblicze bożka. – Tawaret, egipska bogini chimera: po części hipopotam, lwica oraz Suchos: mężczyzna o łbie krokodyla. W Egipcie nie ma bogów o gębach bizonów, bo bizonów na pustyni brak.

„Cienie Nowego Orealnu” Macieja Lewandowskiego to pozycja łącząca w sobie elementy grozy, horroru i kryminału. Gdzie magia miesza się z ludzkimi sprawami, a bestialskie morderstwa mogą prowadzić do jeszcze większej, bo apokaliptycznej katastrofy. Na pierwszy rzut oka brzmi jak kawał dobrej fabuły, której się spodziewałam i którą tak właściwie dostałam. Ale nie wszystko było takie piękne, jak mi się na początku wydawało, a przyjemność z czytania, pomimo zachwycającej historii była tak naprawdę nikła. Ale o tym później.

Książka zaczyna się w momencie nalotu nowoorleańskiej policji na kryjówkę przemytników, w której niestety oprócz przemytników znajdują również ciało zmasakrowanej czarnoskórej dziewczyny. Sprawą zajmuje się John Legrasse, który jakiś czas temu prowadził podobne śledztwo podczas, którego rozbił szajkę okultystycznych morderców. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo teraz, kiedy ponownie znajdowane są ciała wręcz zaszlachtowanych kobiet, okazuje się, że tamta sprawa mogła być tylko wierzchołkiem góry lodowej o nazwie „pradawna magia i okultyzm”. John wkłada w rozwiązanie śledztwa całe swoje „serce” – czyli ogromne pokłady nienawiści i gniewu do okrutnych oprawców. Wszystko utrudnia fakt, że ktoś wyżej chce ukręcić sprawie łeb jak najszybciej. Jak widać fabuła naprawdę ciekawa. Wartka akcja, świetnie poprowadzony opisy miejsc, walk i wszelkich pojawiających się w książce postaci sprawiają, że historia jest naprawdę wciągająca.

Czy polubiłam głównego bohatera? A i owszem, choć może z tego powodu, że mam słabość do zniszczonych przez życie starszych jegomości. Jednak nie można odebrać Legressowi charyzmy, przenikliwego umysłu i wytrwałości w dążeniu do celu – w tym wypadku znalezienie tego szaleńca, który ubzdurał sobie, że ściągnie do naszego świata jakieś wielkie, złe bóstwo za pomocą kilkunastu martwych czarnoskórych kobiet. Smaczku całej jego kreacji nadają skłonności do agresji, które czasem musi wyżyć na szmacianej lalce.

Kolejnym naprawdę świetnie wykreowanym bohaterem jest sierżant Stuglik – Polak, z którym John walczył na froncie. Chyba jako jedyny w całej komendzie nie boi się powiedzieć swojemu przełożonemu, co myśli o jego poczynaniach . Posiada cięty język oraz naprawdę genialne poczucie humoru, które rozjaśniają od czasu do czasu ponurą aurę, jaka emanuje ze stron książki.

I wszystko wydaje się naprawdę fajne – fabuła, bohaterzy, wątek okultystyczny. Daje szanse na naprawdę świetną książkę, którą powinnam połknąć w jeden wieczór. Niestety Pan Maciej stylizuje całość języka na lata 20 XX wieku, co jest jak najbardziej zasadne, bo fabuła osadzona jest właśnie w tych latach. Ale za sprawą tego książka jest dla mnie tak trudna w odbiorze, że nie byłam w stanie przeczytać na raz więcej niż 50 stron, żeby mój mózg nie stwierdził że ma dość. Dialogi są strasznie ciężkie. Opisy, które jak wcześniej wspomniałam są naprawdę świetne, ale czasem wręcz robią się przytłaczające. A to niestety psuje przyjemność z czytania i to na tyle mocno, że wcześniej wymienione zalety tracą znacznie na sile.

Czy polecam „Cienie Nowego Orleanu”? Mimo wszystko tak, ale nie będzie to książka dla każdego. Odnajdą się w niej fani naprawdę mrocznych klimatów, Ci którzy lubują się w przytłaczających treściach. Ale niestety nie jest to książka dla mnie, pomimo naprawdę dobrej fabuły i świetnej kreacji głównego bohatera, przytłaczający język sprawia, że umiera we mnie radość z czytania.

Dział: Książki
niedziela, 24 luty 2019 09:00

Zły Król

Dobijamy do brzegu. Wyskakuję, czuję lodowatą wodę na łydkachi czarne skały podstopami. Chwilę potem łódź się rozpada, przestaje ją bowiem spajać czar rzucony przez Karakana. Smok leci na północ, żeby się rozejrzeć za następnymi robotnikami.
Ja i Karakan kładziemy każdego ze śmiertelnych do łóżka, czasem obok śpiącej kobiety; wówczas pilnujemy się, żeby jej nie obudzić brzękiem rozsypanego złota. Czuję się jak czarodziejka z bajki, gdy tak się zakradam do czyjegoś domu; mogłabym spić z mleka śmietankę lub zaplątać dziecku kołtun we włosach.

Sięgając po „Złego króla” Holly Black nie spodziewałam się zbyt wiele. Oczekiwałam lekkiej historii miłosnej zabarwionej elementami fantastyki i jako taką fabułą – jak to zwykle bywa w książkach młodzieżowych. To co dostałam przeszło jednak moje najśmielsze oczekiwania. Holly Black kreuje bowiem świat jakiego nigdy wcześniej nie widziałam, gdzie elfy nie są przedstawione jako magiczne, dobre i piękne stworzenia. Elfy w świecie Holly może i są piękne, ale są równie albo nawet i bardziej okrutne. Zabawiają się śmiertelnikami, a nawet samymi sobą. Ponadto sama fabuła jest zupełnie inna od tych, które zwykle można spotkać w tego typu powieściach – pełna intryg, walk i wartkiej akcji. Nic co przypominałoby ckliwe wzdychania głównej bohaterki to jakiegokolwiek innego bohatera tej książki. Nic co mogłoby nudzić. Ale może zacznę od początku.

Jude jest śmiertelniczką wychowaną w krainie elfów przez swojego ojczyma – Głównodowodzącego Wojsk Elysium – Madoka. Przez całe swoje dzieciństwo była poniżana, traktowana bez szacunku i z okrucieństwem ze strony elfów ze względu na swoje ludzkie pochodzenie. Dlatego teraz kiedy stała się seneszelem nowego króla Cardana musi bardzo się bardzo pilnować, żeby władza nie uderzyła jej do głowy. Zwłaszcza, że obecne stanowisko to tylko przykrywka dla jej prawdziwej funkcji – to ona przez rok i jeden dzień zarządza królestwem. Dziewczyna jest zawzięta, pewna tego, co robi i dąży do celu – ostatecznie w końcu kiedyś w przyszłości będzie chciała posadzić na tronie swojego młodszego brata Dęba. Co podoba mi się w Jude? To, że nie jest niezniszczalna. Holly Black wykreowała główną bohaterkę bez żadnych supermocy, które zawsze wyciągną ją z problemów. Nie ma magii, którą posiadają elfy, jest od nich słabsza pod względem niektórych cech fizycznych (np. nie widzi w ciemności). Za to Holly dała jej spryt, charyzmę, upartość i najważniejsze – umiejętność kłamania, które dostatecznie niwelują jej inne braki.

Kolejny plus „Złego króla” to kreacja elfów. Nie są przedstawione jako lukierkowe, magiczne stworzenia, które są majestatycznie piękne i emanujące spokojem. Oj nie. Elfy w tej powieści są okrutne. Potrafią manipulować tylko po to, żeby kogoś skrzywdzić i zwykle nie po to, by osiągnąć przy tym jakiś cel, lecz dla samej krzywdy. Miła odmiana po tak wielu innych pozycjach książkowych, gdzie elfy są po prostu… nudne. Choć niestety sam elfi król nie przypadł mi do gustu. Cardan być może nie chciał zostać królem, być może nie chciał panować. Ale poszedł na ten układ więc od czasu do czasu powinien zachowywać się jak władca, a nie rozkapryszony pięciolatek. Jego charakter jest mocno irytujący, a zagrania wręcz nielogiczne.

Ostatnim, chyba największym dla mnie plusem, o którym nie mogę za wiele powiedzieć jest zakończenie. Było dla mnie tak wielkim zaskoczeniem, że przez chwilę siedziałam w fotelu z jednym wielkim „WTF?!” wypisanym na twarzy. I wprost nie mogę się doczekać kolejnej części, żeby przekonać się jak Jude poradzi sobie z tą sytuacją.

Czy widzę jakieś minusy tej powieści? A i owszem. Była zdecydowanie za krótka. Lekkie pióro Holly Black sprawia, że książkę czyta się naprawdę bardzo szybko i przyjemnie. Nawet nie wiedziałam, kiedy minęło mi te 392 strony. Dlatego z czystym sumieniem mogę tę książkę polecić absolutnie wszystkim. Bez względu na wiek, czy zainteresowania. Bo powinna się spodobać każdemu.

 

Dział: Książki
piątek, 22 luty 2019 22:45

Infamia

Próbujesz odzyskać coś najcenniejszego dla siebie, wkładając w to całe pokłady siły i czasu. Nagle nadchodzi moment, w którym okazuje się, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Co może pójść nie tak? Czy to, na co czekało się tak długo może nie dać satysfakcji? A może droga do celu okazała się inna?

Alkkenstan powrócił do świata żywych. Nie tylko udało mu się znaleźć na to sposób, ale i wprowadzić go w życie. Coś jednak poszło nie tak, przez co jego ucieczka magicznym portalem skończyła się dla niego w zimnym i ciemnym lochu. Nyteshad miał ciut więcej szczęścia niż jego przyjaciel. Portal wyrzucił go wprost na pole ziemniaków. Tam Nekromanta poznaje niezwykle atrakcyjną kobietę, która go ratuje i daje schronienie. Nic nie trwa jednak wiecznie. W końcu poznaje bowiem, kim jest jego towarzyszka. Musi podjąć decyzje komu zaufać i czy ratować się ucieczką. Po czyjej stronie stanie i co przyniesie jego nowa znajomość?

Po tak ekscytująco zakończonej „Kolekcji pośmiertnych portretów” mój apetyt na pióro Maćka Jakubskiego wzrósł. Na szczęście nie musiałam długo czekać na kolejną odsłonę historii. Jak wypadło spotkanie z "Infamią"?

Wszystko to, co zachwyciło mnie przy lekturze Kolekcji, pojawia się również w tej odsłonie. Klimat nie ma sobie równych. Autor umiejętnie szafuje mieszanką idealną złożoną z humoru, ironii i szczypty absurdu. Podobnie jak poprzedni tytuł spod pióra autora, tak i ten ciężko przypisać do konkretnego gatunku. To bardzo dobrze skonstruowana powieść, która niemal natychmiast pochłonie wasze zmysły. Pojawiające się postaci sprawią, że świat wykreowany przez autora nabiera niesamowitego kształtu.

Wampiry, nekromanci, czarodzieje czy piraci, wśród każdej z tych grup ktoś skradnie waszą uwagę, a fabuła wywrze ogromne wrażenie. Nyteshad stanie przed ciężkim wyborem. Będzie musiał wybrać, między co dla niego jest ważniejsze. Czy opowiedzieć się po stronie Alkkenstana i rozjuszonych wieśniaków, czy może ochrona jego wybawicielki jest właściwą drogą? Komu zaufać? Tego wam nie zdradzę, uchylę jednak rąbka tajemnicy. Tu nie jest nudno ani przez chwile i nie warto podejmować prób przewidzenia toku zdarzeń. Nic wam to nie da.

Ja przepadłam całkowicie, wszak nie codziennie można natknąć się na taką paletę różnorodności i świetnie skonstruowanych postaci. Czarny humor, duża porcja ironii i idealne tempo akcji doprowadziły mnie do smutnego końca. Czemu smutnego? Za szybko skończyłam tę przygodę, która nie tylko była przyjemna, ale i warta uwagi. To świetna kontynuacja przygód dobrze znanych mi bohaterów, która potrafiła mnie zaskoczyć. Przyjemna i szybka, świetnie sprawdzi się wśród tych czytelników, którzy nie dają zakuć się w ramy jednego gatunku lubujących się w czarnym jak węgiel humorze.

Dział: Książki
środa, 20 luty 2019 22:05

Czółko bez cenzury

Długie zimowe wieczory mogą jawić się jako nudne i bezbarwne. Często pochłania nas melancholia i zmniejsza się chęć spotykania ze znajomymi. Wszak nie ma nic ciekawego we wspólnym współdzieleniu nudy. Wielokrotne poszukiwania ciekawych zajęć spełzły na niczym? Znajomi odrzucają twoje zaproszenia na wieczorki z przekąskami? Pora na wyciągnięcie dodatkowych kart z rękawa i przylepienie ich na ... Czółko.

Gra towarzyska Czółko jeszcze do niedawna dostępna była tylko w formie aplikacji na telefon. Teraz jednak przeżywa swoje drugie życie. W moje ręce trafiła wersja bez cenzury, co oznacza masę zabawy w gronie 18+.

Gra zawiera 208 kart Haseł i 12 kart trybu gry. To nie tylko sztywne odgadywanie hasła zawartego na karcie. Sposób prezentacji hasła zależy bowiem od trybu gry. Co jeszcze sprawi, że gra będzie ciekawym doświadczeniem? Reguła bomby, która zagwarantuje całkowity brak nudy i przewidywalności. Zdania, które należy omijać, utrudnią potyczki, zapewniając równocześnie graczom salwy śmiechu, niezłą dawkę humoru i dobrej zabawy.

3o-minutowa rozgrywka może stać się początkiem ciekawych rozmów lub dłuższych rozgrywek podzielonych na rundy. Pełna dowolność, pikantne hasła i proste zasady to podstawowe zalety tej towarzyskiej formy spędzania czasu. Wystarczą minimum dwie osoby, by rozpocząć zabawę, ale im was więcej tym zabawa lepsza.

To wciągająca i zabawna alternatywa do wspólnie spędzanego czasu dla starszych, którym niestraszna pikanteria i humor w najwyższej postaci. Świetnie rozkręca każde spotkanie, nawet te zimowe, z pozoru skazane na nudę. Mnie wciąż boli brzuch od nagłych salw śmiechu i z czystym sumieniem polecam wam taką formę rozrywki, jako niezłe odstresowanie po dniu pełnym przygód zwanych życiem.

Dział: Gry bez prądu
poniedziałek, 18 luty 2019 21:27

Rick i Morty. Tom 3- zapowiedź

Rick i Morty to humorystyczna seria komiksów science fiction oparta na docenionym przez krytyków serialu telewizyjnym studia Adult Swim. Te świeżutkie jak bułki komiksy zawierają zupełnie nowe, inne od serialowych, przygody Ricka i Morty’ego.
Trzeci tom to dalsze przygody szalonego i amoralnego geniusza Ricka Sancheza oraz jego wnuka Morty'ego, który wciąż ma ze wszystkim kłopoty. Bohaterowie przemierzają najdalsze zakątki czasu, przestrzeni i anatomii. W zbiorze zaprezentowano długą opowieść o uciętych głowach, galaktycznych tosterach zagłady i o niezdarnym Jerrym, który wszystko psuje (jak zwykle), a także dwie krótsze historie: jedną o przyspieszonej edukacji Morty'ego, a drugą o krwawym międzygalaktycznym sporcie.

Dział: Komiksy