czerwiec 17, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: czasu

czwartek, 23 maj 2019 21:05

Cień - zapowiedź

Qole Uvgamut jest najlepszą poławiaczką cienia, substancji, która stanowi tajemnicze źródło energii.
Do załogi statku poławiaczy dołącza Nev. Nikt nie wie, że to dziedzic arystokratycznego rodu. Występuje w przebraniu, aby zdobyć zaufanie Qole i wykorzystać jej niezwykłe zdolności.
Wkrótce okazuje się jednak, że nie tylko Nev i jego krewni mają plany wobec dziewczyny. Rywalizujący ród również chce dopaść dziewczynę, ale w przeciwieństwie do Neva nie zamierza przebierać w środkach.
Po wymknięciu się z rąk wroga Quole zgadza się polecieć z Nevem do siedziby jego rodu i poddać się badaniom nad cieniem. Okazuje się jednak, że ród Dracorte’ów nie ma czystych intencji.

Dział: Książki
środa, 22 maj 2019 15:34

Kobiety i szatani

“Kobiety i szatani” to jedna z najdziwniejszych książek jakie czytałam. I tu zawiesiłam się przy pisaniu recenzji, bo gdy myślę o tej historii, to pojedyncze słowa, które kołatają mi się po głowie, nijak chcą się ze sobą połączyć. A jednocześnie wiem, że doskonale tę powieść opisują.

Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia budzicie się w swoim własnym ciele, z pełną świadomością tego, kim jesteście, ale w życiu innej osoby. I że dla wszystkich innych osób jesteście właśnie tą inną osobą. I że nagle okazuje się, że żyjecie w rzeczywistości, w której nie ma czasu, zaś wasze “ja” stopniowo zanika, zlewa się z rzeczywistością kogoś innego, sami zaś jesteście świadomi, jak bardzo zapominacie o życiu, które kiedyś wiedliście. Coś takiego właśnie spotyka Dominikę - główną bohaterkę powieści. Budzi się ona w życiu swojej przyjaciółki Laury i tylko ona Laurę pamięta.

Moje pierwsze wrażenie, że to będzie tylko opis snu głównej bohaterki, szybko ustąpiło miejsca świadomości, że oto autorka opisuje piekło. Nie takie pełne diabłów i kotłów pełnych smoły. Gorsze. Takie, w którym grzesznik musi żyć życiem, którym dotąd cicho pogardzał, zawieszony w ciągle tych samych dniach i czynnościach, z każdym dniem coraz bardziej świadomy tego, że traci swą pamięć i osobowość. Niektórzy decydują się przyśpieszyć zapomnienie, by cierpieć mniej i ruszają na stragany w podziemiach miasta, by tam za resztki wspomnień, marzeń, radości zyskać chociaż trochę ukojenia. Tylko czy jest to ukojenie prawdziwe, a może zmienia człowieka w jeszcze coś bardziej smutnego.

Czytając książkę, gniotło mnie uczucie z gatunku “skąd ja to znam”. I wyjaśniło się - autorka w opisach miasta, straganów, postaci inspirowała się licznymi obrazami, których tytuły wskazuje na końcu, m. in. tak uwielbianych przeze mnie Boscha, da Vinci czy Chagalla. Sposób w jaki to uczyniła, sprawia, że zasługuje na najwyższe uznanie. Tak namalować słowem obraz namalowany farbami, potrafią bowiem jedynie prawdziwi wirtuozi słowa.

“Kobiety i szatani” to także wspaniałe przemyślenia na temat samotności, przemijania, niepamięci. To ukryte w historii Dominiki rozważania o tym, kim jesteśmy i jakie mamy prawo oceniać wybory innych. Czy to, że oceniamy życie drugiej osoby jako smutne, nie jest tak naprawdę krzykiem rozpaczy, że nasze życie wydaje nam się puste, chociaż tak naprawdę nie potrafimy się głośno do tego przyznać? A może bycie wolnym wcale nie wiąże się z brakiem odpowiedzialności za drugiego człowieka?

Warto przeczytać. Chociażby po to, by bezkarnie przejść się po piekle i nauczyć się jak żyć. Wyjątkowo na cudzych błędach.

Dział: Książki
sobota, 18 maj 2019 10:18

Koniec dzieciństwa

Motyw inwazji obcych jest bardzo popularny w science fiction, a książki poruszające ten temat można wymieniać i wymieniać. Pisał o niej m.in. Ray Bradbury, Herbert George Wells, nawet w twórczości Stephena Kinga nie zabrakło na „kosmitów” miejsca. „Koniec dzieciństwa” jest publikacją z lat 50., jednakże dopiero dzięki wznowieniu Wydawnictwa Rebis miałam szansę zapoznać się zarówno z samą powieścią, jak i autorem. Ze wstydem przyznam, że choć Arthur C. Clarke był bardzo płodnym i – jak głoszą statystyki na popularnym portalu - poczytnym autorem, tak jest to moje pierwsze spotkanie z jego pisarskim dorobkiem.

Właściwą powieść rozpoczyna przedmowa autora, w której opowiada o genezie książki oraz niespokojnych czasach, w których powstał na nią pomysł. „Koniec dzieciństwa” zrodził się z zamiłowania do fantastyki naukowej oraz obaw społeczeństwa, a treść opowieści doskonale to podkreśla, bowiem inwazja zdaje się być ratunkiem dla ludzkości, upragnioną utopią. Jednakże i ta ma swoje wady…

Arthur C. Clarke wciągnął mnie w powieść już od pierwszych stron, wręcz nie pozwalając oderwać się od lektury. Dawno nie spotkałam się z tak dobrze napisaną powieścią, język i styl powieści jest po prostu fenomenalnie zgrany z treścią i aż czułam ciarki, tak dobrze oddawał klimat całości, wątpliwości mną targające, niepokój oraz mnogość refleksji na tematy rozmaite. Niedopowiedzenia oraz skrzętnie ukryte w opowieści „wyjaśnienia”, tylko potęgowały to uczucie i choć czasami miałam ochotę odłożyć książkę na bok, to i tak po chwili do niej wracałam. Zwyczajnie musiałam poznać intencję Zwierzchników, ich plany oraz prawdziwą tożsamość. A w tym dochodzeniu do prawdy pisarz mnie nie oszczędzał – bezlitośnie prowadził mnie przez meandry człowieczeństwa i ludzkiej psychiki, zaskakując, budząc ciekawość i… zachęcając do niekiedy bolesnych refleksji.

„Koniec dzieciństwa” to fenomenalna powieść science fiction nie tyle o obcych, co o nas samych. Choć nie brakuje tutaj niuansów kosmicznych, tak jest ona bardziej brutalnym obrazem ludzkości – natury, idei, uczuć. Fantastyczne wydanie w nowym cyklu Wydawnictwa Rebis „Wehikuł czasu”, to kolejny argument, aby sięgnąć po tę zadziwiającą aktualną, wstrząsającą i fascynującą książkę. Mam nadzieję, że w serii pojawią się i inne dzieła Arthura C. Clarka – oczarował mnie całkowicie. Polecam z całego serca!

Dział: Książki
piątek, 17 maj 2019 21:56

Królestwo Popiołów. Część I

Czasami zapominała o tym, kim jest. Niekiedy nie wiedziała, dlaczego ciemność ją pochłania. Nie ufała wspomnieniom. Pokazywały jej świat, za którym tak bardzo tęskniła. Cisza ją ogłuszała. Ciemność przerażała. Chciała się wydostać. Pragnęła wrócić do tych, których twarze zaczęła powoli zapominać. Nie wiedziała, ile czasu spędziła w tym miejscu. Mogły minąć wieki, ale równie dobrze godziny. Powoli zapominała o wszystkim. Cierpiała. Pokazywali jej różne scenariusze. Tego, jak może wyglądać świat, jeśli im zaufa. Obrazy, które ukazywali, były piękne. Czasami chciała się poddać. Łudzili ją fałszywymi wspomnieniami. Obiecywali, że zabiorą całe zło. Jawili się jako anioły, by za chwilę skazywać ją na bestialskie tortury. Niekiedy byli blisko. Czasami otwierała usta, aby wyjawić tajemnicę, którą tak bardzo starali się odkryć. Wpatrywali się w nią wtedy w zachwycie, ale za nim z jej ust padło choć jedno słowo, pewien głos kazał jej zamilknąć. Nie pamiętała, skąd go zna, ale czuła, że musi go posłuchać. Ten cichy szept ciągle powtarzał: ,,Nie masz prawa się poddać", więc go słuchała i opierała się wszelkim okrucieństwom...
 
Na twórczość pani Maas trafiłam przypadkiem kilka lat temu. Przeglądałam powieści w księgarni, kiedy mój wzrok przyciągnął biały grzbiet i czerwony napis. ,,Szklany tron" skradł moje serce w chwili, gdy wraz z Chaolem zobaczyłam brudną, pobitą młodą kobietę, która choć znajdowała się w tragicznym położeniu, zafascynowała mnie swoim hartem ducha. Od tego się zaczęło. Na każdy kolejny tom przygód Celaeny Sardothien czekałam z zapartym tchem. Gdy pojawiła się nowa seria Sarah, wzięłam dwa dni wolnego w szkole, aby zapoznać się z pierwszym tomem. ,,Szklany tron" towarzyszy mi odkąd zaczęłam uczęszczać do technikum. Dziś, po czterech latach, nadszedł czas mojego pożegnania się ze szkołą, a zarazem z serią opowiadającą o przygodach Aelin. Ten rok pełen jej wzruszeń i pożegnań. Zawsze będę miała sentyment do tej niesamowitej, cudownej historii. Czy finał okazał się idealnym dopełnieniem serii? Zapraszam was do zapoznania się z recenzją I części ,,Królestwa Popiołów"!
 
,,Dawno, dawno temu w pewnej krainie już dawno zrównanej z ziemią żyła sobie księżniczka, która bardzo kochała swe królestwo..."
 
Aelin Galathynius, zabójczyni, która sięgnęła po własne dziedzictwo, by poprowadzić swój lud do zwycięstwa i wypowiedzieć wojnę siłom ciemności, spoczywa w specjalnej trumnie, zakuta w żelazo od stóp do głów, jako zakładnik Maeve. Królowa Fae żąda od niej hołdu i przysięgi krwi, by na wieki związać ją ze sobą. Dzień w dzień oprawcy łamią wolę Aelin wymyślnymi torturami, lecz nie tak łatwo zgasić ogień w jej sercu. Przykazała bliskim, by wszystkie siły skupili na wojnie z Erawanem i jego Valgami. Tymczasem Rowan, któremu przykazano bronić królestwa ze wszelką cenę, wyrusza, by odnaleźć i uwolnić swoją ukochaną. Czy zdąży, zanim zgaśnie ostatni płomień, a Erilea na zawsze pogrąży się w ciemności?
 
,,Aelin rąbnęła dłonią w wieko.
Cairn urwał.
Aelin uderzyła raz jeszcze. I ponownie.
,,Nie masz prawa się poddać".
I raz jeszcze. I jeszcze."
 
Finał serii opowiadającej o królowej - zabójczyni oraz jej towarzyszach został podzielony na dwie części ze względu na zbyt dużą objętość. Czytałam wiele negatywnych komentarzy na temat decyzji wydawnictwa, ale osobiście cieszę się, że ,,Królestwo Popiołów" będzie wydane w dwóch tomach - część 1 jest wystarczająco ,,gruba". Okładka, jak zawsze zachwyca. Słyszałam, że Uroboros ma zamiar wydać póki co pierwszy tom w twardej oprawie, więc nie mogę się doczekać, aż trafi w moje ręce. Z uzależnieniem nie można wygrać!
 
,,Aelin rzuciła się do ucieczki. Cóż, przynajmniej spróbowała. Jej nogi krępowały łańcuchy, przez co ledwo była w stanie chodzić, ale mimo to ruszyła naprzód, zataczając się i wiedząc, że jej oprawca już się odwraca, już się podnosi..."
 
,,Królestwo popiołów" zaczyna się od chwili poszukiwań Aelin zabranej przez złą królową Maeve. Widzimy chaotyczne próby wyśledzenia Ognistego Serca przez jej partnera Rowana oraz jego towarzyszy, którzy już w poprzednim tomie skradli moje serce - Nieprzeniknionego Lorcana, sprytną Elide oraz dostojnego Gavriela. Później przenosimy się na wojenne obozowisko dowodzone przez Aediona oraz chronione przez Lysandrę, aby przeskoczyć do okrutnych Żelaznozębnych i Doriana próbujących odnaleźć Crochan i kolejny klucz Wyrda, aż docieramy na statek, gdzie Chaol i Yrene szykują się na bitwy. Autorka pokazuje nam w 1 części finału wszystkich bohaterów i ich przeżycia, co pozwala lepiej zrozumieć miliony zdarzeń rozgrywających się w powieści. Kilkakrotnie wywołuje u czytelników mały zawał serca, przerażając krytycznymi sytuacjami, w których wplątuje naszych ukochanych bohaterów. Dawno nie przeżywałam tak żadnej historii. Przy każdym uderzeniu mieczem zamykałam na chwilę oczy, aby wyprosić o przeżycie postaci, które skradły moje serce.
 
,,We krwi i w kościach słyszała ciągły szum. Moc, którą wciąż spychała w głąb siebie, nie dawała o sobie zapomnieć. Będzie walczyć. Po raz ostatni ruszy do walki."
 
,,Królestwo Popiołów" zabiera czytelników w niebezpieczną, ale jakże fascynującą podróż po mroczny jaskiniach pełnych pradawnych istot, przerażających górach zwiastujących rychłą śmierć, wrogich obozach, gdzie wszystko może się zdarzyć. I część finału historii Aelin to istny rollercoaster emocji, który na długo pozostaje w pamięci. Sarah J. Maas trzyma czytelników w ciągłym napięciu, nie pozwala, choć na chwilę odłożyć powieści na bok. Sądzę, że ,,Królestwo Popiołów" będzie najlepszą powieścią wydaną w 2019 roku. Jeżeli jesteście ciekawi czy Ogniste Serce uciekła z wrogich objęć bezlitosnej królowej, sięgnijcie po tę powieść. Nie zawiedziecie się!
Dział: Książki

ZAPRASZAMY NA WARSZAWSKIE TARGI KSIĄŻKI

STOISKO WYDAWNICTWA JAGUAR NR 55/D8

SPOTKANIA Z AUTORAMI:

Justyna Drzewicka pt. 24.05 12-13 stoisko
Milena Wójtowicz sob. 25.05 11-12 stoisko
Ałbena Grabowska sob. 25.05 12-13 stoisko
Anna Lewicka sob. 25.05 13-14 stoisko
Pola Rewako sob. 25.05 14-15 stoisko
Taran Matharu sob. 25.05 15-16 sala spotkań LONDYN C
Taran Matharu sob. 25.05 16-17 stoisko

wtorek, 14 maj 2019 13:42

Kwiaty dla Algernona

„Kwiaty dla Algernona” to opowieść krótka. Zawiera się w niecałych trzystu stronach, podzielonych na siedemnaście dzienników – swoistych rozdziałów. Żadna inna książka, niezależnie od poruszanych problemów, nie przyprawiła mnie o takiego „kaca czytelniczego”, nie zmusiła do tak głębokiej refleksji na temat życia, znaczenia inteligencji i szczęścia. A spodziewałam się jedynie interesującej fantastyki naukowej, a otrzymałam – no cóż – fenomenalną opowieść, być może najlepszą przeczytaną przeze mnie w życiu…

Powieść to swoiste zapiski Charlie Gordona, które spisuje swoje myśli z polecenia naukowców. Mężczyzna jest obiektem eksperymentu, bowiem jego iloraz inteligencji jest... bardzo niski. Z tego też względu pierwsze rozdziały książki pełne są błędów ortograficznych i literówek, a myślenie bohatera bywa zadziwiająco nietypowe i głupiutkie. Z początku wydawało mi się to nawet zabawne i niezwykle pocieszne, jednakże wraz z rozwojem powieści moje odczucia się zmieniły. Poddany operacji, która wcześniej przyniosła zadowalające efekty na myszy o imieniu Algernon, Charlie przechodzi przemianę. Coraz lepiej zaczyna rozumieć otaczający go świat, znikają błędy i prosty wydźwięk wypowiedzi. Mężczyzna stopniowo zaczyna analizować swoje dotychczasowe życie i wraz z nim dochodzimy do smutnych i przygnębiających wniosków na temat człowieczeństwa, inteligencji, samotności i szczęścia.

„Kwiaty dla Algernona” naprawdę dały mi w kość – szczególnie emocjonalnie. Lektura sprowokowała mnie do licznych refleksji oraz… łez. Charlie z upośledzonego wesołka przemienia się w najprawdziwszego geniusza, ale jego życie nie ulega poprawie. Wręcz przeciwnie – mężczyzna staje się nieszczęśliwy. Ludzie odwracają się od niego – boją się tej zmiany lub zwyczajnie wstydzą się, że wcześniej wyśmiewali nierozumnego mężczyznę. I nawet, jeśli część traktowała go z pobłażliwością, drwili z niego, upokarzali to… bohater tego nie zauważał. Dopadają go również traumy z dzieciństwa, m.in. separacja od młodszej siostry. Inteligencja działa na niego destrukcyjnie i jest druzgocąca nie tylko dla Charliego, ale i dla… czytelnika.

Daniel Keyes stworzył prawdziwe arcydzieło, które prowadzi nas w głąb ludzkiej psychiki oraz stosunku ludzi do osób umysłowo chorych. To nietuzinkowa podróż po człowieczym umyśle, etyczno-filozoficzna uczta. Forma pierwszoosobowego dziennika oraz stopniowa ewolucja bohatera sprawiają, że całość zdaje się być niesamowicie realistyczna, a co za tym idzie – jeszcze bardziej poruszająca. Polecam tę powieść absolutnie każdemu, nie tylko miłośnikom literatury science fiction i cyklu „Wehikuł czasu”. Szokuje, wzrusza i pozostaje w pamięci na długo – ze mną zdecydowanie zostanie na zawsze.

Dział: Książki
wtorek, 14 maj 2019 13:29

Masakra ludzkości

„Wojna światów” H. G. Wellsa stała się praktycznie klasykiem. Opowieść o tym, jak Marsjanie zaatakowali ziemię jest jedną z najbardziej znanych i cenionych historii z nurtu science-fiction, aż do tego stopnia, że inny autor, w tym przypadku Stephen Baxter, postanowił napisać jej kontynuację. Możecie go kojarzyć ze współpracy z Terry’m Pratchettem, choć tak naprawdę ma on na swoim koncie wiele szanowanych powieści, nad którymi pracował w pojedynkę. I „Masakra ludzkości” jest właśnie jedną z nich.

Trzeba przyznać, że Baxter mierzy wysoko. Pokusił się o stworzenie kontynuacji czegoś, co z jednej strony może faktycznie prosiło się o to, ale z drugiej było rzeczą ryzykowną – pisanie dalszego ciągu historii, którą tak naprawdę stworzył ktoś inny, ktoś, kto zapisał się na kartach historii jako naprawdę wyjątkowy pisarz, było śmiałym przedsięwzięciem. I przyznam szczerze, że chwilami wydawało mi się, że Baxter temu nie podołał – że próbował na siłę opisać ponowną inwazję, ale pogubił się i nie wiedział, w którą stronę chce podążyć. Jednak z czasem zaczęłam tę powieść postrzegać nieco inaczej i wydaje mi się, że to właśnie było bardziej odpowiednie i prawidłowe podejście.

„Masakra ludzkości” to istna cegiełka, która liczy sobie niecałe 700 stron. Ponownie mamy okazję stać się świadkami czegoś w stylu końca świata, bowiem Marsjanie w żadnym wypadku nie mają pokojowych zamiarów. Walter Jenkins, kronikarz I wojny marsjańskiej (który był narratorem w powieści Wellsa), uważał, że pierwszy najazd był tylko misją zwiadowczą – teraz kosmici szykują się do prawdziwego ataku i podboju. Tym razem osobą, która pełni rolę narratora, jest kobieta o imieniu Julie. To silna i pewna siebie osobowość, którą da się lubić. Było to w moim odczuciu ciekawe zagranie ze strony autora, bowiem akcja rozgrywa się w takich czasach, że raczej nie widziałabym kobiety w działaniach zbrojnych, wojennych czy nawet strategicznych. Chociaż przebywa ona praktycznie wśród samych mężczyzn, to właściwie żaden z nich nie daje jej odczuć, że jest gorsza i powinna się zająć czymś innym – być może wynika to właśnie z siły jej charakteru i pewnego zasobu wiedzy, który posiada.

Przyznam szczerze, że w pewnym momencie poczułam się lekko znużona tą opowieścią, bowiem jestem fanką tego typu literatury, w której akcja ma nieco szybsze tempo. Tutaj wydarzenia rozgrywają się powoli, Baxter jest bardzo szczegółowy w opisywaniu swojej wizji inwazji, co oczywiście jest ogromnym plusem, ale nie ukrywam, że nieco brakowało mi tutaj większego impetu. Do czasu, bowiem w pewnym momencie nastąpił przełom i zaczęłam doceniać, że Baxter opisał to właśnie w taki sposób – dokładny, stonowany, ale konkretny. Mimo wszystko pojawia się tutaj kilka takich chwil, które zaskakują czytelnika, a ja w końcu naprawdę zrozumiałam, że w przypadku tej książki, nie chodzi o tempo akcji, a o samo przesłanie, o dopracowaną wizję, o ten swoisty klimat.

Baxter zrobił prawdopodobnie wszystko, aby utrzymać tę powieść w atmosferze podobnej do „Wojny światów” i trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to wyszło. Marsjanie ponownie wzbudzają lęk, może nawet w nieco większym stopniu niż w „Wojnie światów”, bowiem stają się bardziej pewni siebie i śmiali. To, w jaki sposób zaprezentowano obcą rasę jest rzeczą naprawdę ciekawą. Pojawia się tutaj kwestia ogromnego postępu technologicznego, ale co gorsza, Marsjanie zaczynają eksperymentować na ludziach – i jest to naprawdę brutalna kwestia. Świat pustoszeje, panuje panika i uczucie beznadziei, a także bezsilności. W ludziach zatraca się chęć walki, pozostaje tylko chęć przetrwania i przeczekania tego, co najgorsze.

W ogólnym rozrachunku mogę śmiało stwierdzić, że to porządnie napisana powieść science-fiction, w której pierwsze skrzypce gra coś innego niż wartka i szybka akcja. Baxter bardzo dobrze poradził sobie z kontynuowaniem wizji H.G. Wellsa i stworzył ciekawą historię, która ma w sobie wiele intrygujących elementów i wzbudza w czytelniku szereg różnych emocji. To naprawdę konkretna pozycja.

Dział: Książki
czwartek, 02 maj 2019 10:17

Stroiciele

Myśli. Ich natłok może okazać się utrapieniem dla każdego z nas. Wciąż krążą, ewoluują i zazębiają się z innymi, zmuszając nas do ciągłego analizowania. Jedna za drugą nieprzerwanie obijają się o siebie, a gdyby tak do nich dołożyć kolejne, od innych ludzi, wszystkich mieszkańców planety, móc je modyfikować i kontrolować? Stroiciele potrafią o wiele więcej, tylko czy jesteś w stanie się tego dowiedzieć?

Kędzior to typ niepokornego nastolatka, który tylko z pozoru stara się łamać zasady. Co go łączy z dziewięcioletnią Asper? Wydarzenia z przeszłości, które, choć różnie na nich wpłynęły, w obu przypadkach nie przeszły bez echa. Chłopak prowadzi normalne życie, stara się zapomnieć o tym, jakie tajemnice skrywa Martwy Las, do czasu, w którym to dziewczynka poprosi go o podwózkę w to samo miejsce. Nastolatek spełnia prośbę i odjeżdża. Niesiony niepokojem i wyrzutami sumienia wraca jednak do Asper. To w tej właśnie chwili zostaje wplątany w sieć kłamstw, tajemnic i niebezpieczeństw. Rozpoczyna się gra, w której musi wziąć udział, by przeżyć i ocalić małą dziewczynkę. Jaka siła nim kieruje i kim są stroiciele? Co skrywa Martwy Las?

Uwielbiam nieoczywiste historie, dzięki temu z radością sięgam po powieści, które wpisują się w nurt fantastyki lub się o niego ocierają. Każda z takich opowieści jest niczym wrota do nieograniczonej przestrzeni, która skrywa tajemnice, nie oczywistości oraz niesztampowych bohaterów. Czy Stroiciele spod pióra Ewy Kowalskiej mają to coś?

Od pierwszych stron czułam coś w rodzaju wibracji. Jakby historia wołała do mnie, zmuszając do szybszego czytania. Wszystko za sprawą świetnego pióra autorki. Niemal od razu poczułam zapach unoszącej się tajemnicy. Każdy opis miał swój konkretny cel, dialogi zostały dopracowane niemalże do perfekcji. Lekka i płynna narracja sprawiły, że historia wydała się czymś realnym, namacalnym i naturalnym.

Nie tylko opisy wywoływały takie emocje, ale przede wszystkim kreacja bohaterów. Początkowo dostajemy skrawki informacji, które pozwalają na nawiązanie słabej więzi. Z każdą stroną to, co wydawało nam się współczuciem dla losu młodej dziewczynki, przekształca się w fascynacje, sympatie i więź. Gdy akcja na dobre nabiera tempa, a napięcie nie maleje, wiemy już, że jesteśmy częścią tej gry.

Długo biłam się z myślami jak opisać, powieść, by nie zdradzić wam za dużo. Stroiciele to przede wszystkim akcja oraz niesztampowe rozwiązania. Współczesność zmieszana ze szczyptą magii daje gwarancje wielu emocji. Dwójka bohaterów, z których perspektywy poznajemy historię, dość długo dźwiga cały ciężar fabuły, ale nie brakuje tu równie wyrazistych i znaczących dla całości postaci drugoplanowych, których musicie poznać sami.

Stroiciele to dopiero początek serii, z tego względu nie znajdziemy tu wyjaśnienia wielu wątków. Pisarka serwuje nam niezbędne minimum. Wodzi za nos, rozbudza wyobraźnie i obiecuje wiele, by pozostawić w zawieszeniu. Na jak długo? Nie wiem, ale z pewnością sięgnę po kolejny tom z serii Pakt Trójprzymierza, choćby ze względu na plastyczność stylu powieściopisarki i nieskończone pokłady wyobraźni, które stworzyły świat równie fascynujący, co przerażający.

To debiut, któremu warto się przyjrzeć i dać się porwać wirowi ciekawej i jakże magicznej opowieści, która nie raz jeszcze nas zaskoczy. Wystarczy jedna bezsenna noc. Choć nie pozbawiona niedociągnięć, potknięć czy niewielkich błędów może mierzyć się z wielkimi powieściami z gatunku. Z czystym sumieniem mogę polecić tę powieść miłośnikom tajemniczych opowieści, młodym adeptom sztuki czytania, których fascynuje to, co nieoczywiste. Na szczęście, by czytać, nie liczy się metryka.

Dział: Książki
środa, 01 maj 2019 13:48

Nie ma czasu. Myśli o tym, co ważne

Niecały rok temu pożegnaliśmy Ursulę Le Guin, autorkę fantasy i science fiction, której powieści można z pełnym przekonaniem zaliczyć do klasyki gatunku. Pisarka tworzyła niesamowite, szalenie dopracowane i pełne rozmachu światy, którymi podbiła serca milionów czytelników na całym świecie. Jednak ostatnia z jej książek, jaka ukazała się na rynku, to nie fikcja, a zbiór przemyśleń i wspomnień.

Będąc w okolicach osiemdziesiątki Ursula Le Guin odkryła możliwości, jakie daje prowadzenie bloga. Z natury zamknięta w sobie, introwertyczna, przez całe życie raczej stroniła od ludzi, wliczając w to również własnych, nawet oddanych fanów. Udostępniając na swojej stronie prywatne zapiski, mogła dzielić się sobą, nie wchodząc jednocześnie w niezbyt lubiane przez siebie interakcje z innymi. Część z owych wpisów (obecnie już usuniętych z bloga, chociaż nadal znajdziecie na nim pozostałe teksty) została wydana w niniejszej książce o wiele mówiącym tytule Nie ma czasu. Myśli o tym, co ważne. Uprzedzając też zarzuty niektórych – decyzję o publikacji podjęła sama autorka i nie ma co doszukiwać się w tym próby odcinania kuponów od jej twórczości i dorobku.

Amerykanka miała mocno sprecyzowane zdanie na wiele tematów, także tych kontrowersyjnych, chociaż akurat te znajdziemy raczej na jej blogu, a nie w książce. Te, które zostały przelane na papier, podzielono na cztery części: Przekraczając osiemdziesiątkę, Sprawy literackie, Próbując zrozumieć oraz Radości. Można więc przeczytać trafne i na pół ironiczne zdanie autorki na temat starości, która jest nieuchronna, ale też paradoksalnie daje człowiekowi więcej wolności niż młodość, bo pozwala na wzbogacony doświadczeniem dystans do otaczającego człowieka świata. Są tu urywki z listów od czytelników oraz wyjaśnienia niektórych decyzji, jakie podejmowała podczas pisania, na przykład skąd się wziął przydomek jednego z bohaterów jej powieści. Są także liczne przemyślenia na temat wielu codziennych spraw, niby zwykłych, ale przedstawionych w taki sposób, że czyta się je niczym najlepszą literaturę.

Poszczególne części są przetykane Kronikami Parda, które są zapiskami z życia kota, należącego do pisarki. Uroczego łobuza, niewątpliwie kochanego i hołubionego, mimo że przysparzał swojej właścicielce nie tylko radości.

Warto wspomnieć jeszcze kilka słów na temat polskiego wydania, które po pierwsze ma świetną, prostą, ale przemawiającą do wyobraźni grafikę na okładce, a po drugie doskonale współgra ze zbiorczymi wydaniami powieści autorki. Twarda oprawa, dobrej jakości papier i przejrzyste wnętrze jeszcze wzmacniają to pozytywne wrażenie.

Podsumowując, Nie ma czasu to bardzo dobre uzupełnienie twórczości Ursuli Le Guin. Dla jej fanów to właściwie lektura obowiązkowa, która pozwoli lepiej zrozumieć autorkę i docenić jej powieści. Serdecznie polecam!

Dział: Książki
środa, 01 maj 2019 11:05

Dzieło przypadku

Na lekturę książki pt. Dzieło przypadku zdecydowałam się, gdy okazało się, że jest to zbiór opowiadań. Lubię czasem sięgnąć po ten gatunek, po części, by odpocząć od powieści, a po części dlatego, by sprawdzić, co to za autor. Nie miałam do tej pory do czynienia z twórczością tego pisarza. Gdy patrzy się na jego biografię, odczuwa się coś w rodzaju podziwu.

Jeffrey Archer jest Anglikiem i ma arystokratyczne pochodzenie. Na przełomie lat 70. i 80. pełnił ważne funkcje w rządzie, typowano go nawet na następcę Żelaznej Damy. Jego pisarska kariera zaczęła się w latach 70 książką Co do grosza. Obecny nakład wszystkich książek Archera przekroczył 100 milionów egzemplarzy i na stałe ugruntował jego pozycję we współczesnej literaturze.

Dzieło przypadku, jak już wcześniej wspomniałam, jest zbiorem opowiadań i trzeba pisarzowi przyznać, że bardzo udanym. Nie są to długie teksty; ich objętość, z wyjątkiem jednego czy dwóch, nie przekracza kilkunastu stron, dzięki czemu czyta się szybko i sprawnie. Nie ma tu niepotrzepanych dłużyzn czy odwlekania zakończenia. Jednak najlepsze w tych historiach jest to, że wspomniane wcześniej zakończenie, trudno przewidzieć. Bywa, że niekiedy autor tworzy kilka alternatywnych wersji zakończenia, pozwalając czytelnikowi wybrać to najlepiej pasujące. Akcja opowiadań toczy się współcześnie, choć zdarza się, że cofa się do lat II wojny światowej i przeważnie dzieje się na terenie Wielkiej Brytanii, choć czasami też przeskakuje do Włoch.

Tematyka opowiadań jest różnoraka. Oto czterej przyjaciele od pokera czynią tytułową Spowiedź z całego życia, nie mając tym samym pojęcia, że to ostatnia szansa na zmianę. Dlaczego młody dziedzic rodzinnego majątku nagle decyduje się wstąpić do seminarium duchownego? Przyznam, że tekst Droga do Damaszku nie tylko mnie najbardziej zaskoczył, ale też i poruszył. Zapamiętam go na długo. Równie pomysłowym i wartym uwagi okazało się opowiadanie Pierwszy zastępca dyrektora banku, bardzo przyjemnie się je czytało i zabawna oraz przemyślana była cała jego koncepcja.

Jefrrey Archer nie pomija żadnego z popularnych motywów. Mamy tu więc zabójstwo, nieuczciwe wzbogacenie się, kosztem cudzej krzywdy, niespodziewane spotkanie z pisarskim idolem, a nawet zdradę i romans. Autor, rasowy gawędziarz, naprawdę potrafi ciekawie opowiadać i chce się go czytać.

Zbiór Dzieło przypadku to lektura dobra dla czytelników mających niewiele czasu na czytanie. Ot, jedno, dwa opowiadania przed snem. Wystarczająco, żeby coś przeczytać i żeby się za bardzo nie zmęczyć. To mądre i pomysłowe teksty, które rozbawią, wzruszą, pozostawią w głębokiej refleksji. Polecam. Dobra pozycja, nie tylko dla fanów autora.

Dział: Książki