grudzień 22, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Zyska i S ka

piątek, 20 maj 2016 10:43

Taniec ze smokami

A co, gdyby Wojna Dwóch Róż miała miejsce w świecie fantasy? I brały w niej udział więcej niż tylko dwa rody? Witamy w świecie Westeros, gdzie najgroźniejszymi przeciwnikami są członkowie własnych rodzin, każda rana może być śmiertelna, a każdy ślub kończy się przynajmniej kilkoma zgonami.

Jeśli J.R.R.Tolkien był ojcem fantastyki, to George'a R.R. Martina śmiało można nazwać jego duchowym następcą. Albo przynajmniej naszym rubasznym, pełnym czarnego humoru wujkiem z daleka, który rzadko nas odwiedza, ale za każdym razem gdy się już pojawi, zostawia za sobą skłóconą rodzinę, pobite talerze i matkę we łzach. Innymi słowy, wzbudza emocje w każdym możliwym rodzaju czytelnika. Nieważne ile lat masz, nieważne ile książek przeczytałeś, Martin swoi cyklem doprowadzi cię do płaczu i rzucenia grubym tomiszczem przez okno. Przynajmniej kilka razy.

Napisał on cykl powieści, który nie tylko na nowo zdefiniował obecny kanon fantasy i pokazał, że mroczniej oznacza lepiej, ale i zainspirował nim wielu pisarzy, takich jak choćby nasz rodzimy Andrzej Sapkowski. Telewizyjna „Gra o tron" podbiła serca fanów na całym świecie. Skomplikowana fabuła, mnogość postaci i wątków-to tylko niektóre z atutów tej produkcji. Najważniejszym jest jednak-dobra opowieść, a to już zasługa tylko i wyłącznie, pewnego brodatego pisarza z New Jersey.

„Pieśń Lodu i Ognia" to świetny cykl, ale pojawia się pytanie, czy oglądając na bieżąco słynny serial, warto nadal przeczytać książkę? Zdecydowanie tak. Choć produkcja HBO przegoniła sagę Martina, to jednak, różnice pomiędzy nimi są tak diametralne, że podczas czytania będziecie się czuć jakbyście przeżywali wraz z postaciami zupełnie inne, często lepsze, podróże i przygody. Dodatkowym atutem jest fakt, że sporo postaci z serialu, tutaj nadal żyje i ma się dobrze. Plus saga, oczywiście, zawiera więcej wątków, historii starych rodów i miejsc, szczegółów, wewnętrznych rozterek i całą masę ciekawych postaci, które poznacie tylko tutaj – z moim ulubionym, wojowniczym i brutalnym wikingiem Victarionem Greyjoyem na czele.

Postacie. To właśnie to, od wielu lat przyciąga czytelników do „Pieśni". Ich przekrój jest tak ogromny, że początkowo może wręcz przytłoczyć, ale po jakimś czasie, gdy już zapamiętamy jakoś te miliard nazwisk i rodów, czytanie o nich staje się czystą i krystaliczną literacką przyjemnością. Każdy znajdzie swojego ulubieńca. Czy to w postaci cynicznego i wiecznie pijanego karła Tyriona, czy w szlachetnej, choć nadal niedoświadczonej księżniczki Daenerys Targaryen, młodego Jona Snowa, zgorzkniałej królowej Cersei... Nikt z nich nie jest do końca dobry, ani też do końca zły. Martinowi udała się trudna sztuka przedstawienia postaci, w odcieniach brudnej i zakrwawionej szarości. Przez ten zabieg, bohaterowie sagi wydają się jeszcze bardziej ludzcy, bliscy nam i realni. Bo co jest bardziej ludzkie niż popełnianie błędów i uleganie słabościom?

Siódmy tom cyklu, czyli „Taniec ze smokami" zaczyna się chwilę po wygranej bitwie na Murze, gdzie Jon Snow musi radzić sobie z nowymi wyzwaniami i brakiem zaufania ze strony swoich przełożonych. Jednocześnie na drugim krańcu świata, Daenerys przeżywa podobne problemy, władając egzotycznym miastem Meereen. Tymczasem w jej stronę zmierza Tyrion, który po morderstwie własnego ojca musi uciekać z rodzimego kraju, wierząc, że młoda królowa łaskawie zapewni mu azyl. Pojawia się też nowa strona konfliktu, Młody Gryf, samozwańczy spadkobierca rodu Targaryenów, który wraz ze swoim opiekunem zmierzają do Westeros, by obalić obecnego króla i odzyskać należny mu Tron.

Natomiast drugi tom "Tańca", kontynuuje wątki rozpoczęte w poprzednim, ale nadaje im więcej dramatyzmu. Utrzymanie władzy w Meereen jest coraz trudniejszym zadaniem, a na Murze dochodzi do kolejnych konfliktów. Także na dalekiej północy dzieją się ważne dla fabuły wydarzenia. Książka ta kończy się też bardzo mocnym twistem i niestety, na rozwiązanie tego wątku przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Sagi nie można jednak polecić zbyt wrażliwym osobom. Zawał gwarantowany. Dzieje się tutaj sporo i zwykle nie dzieje się dobrze. Ulubionym cytatem autora, jest chyba braavoskie „Valar morghulis-Wszyscy umrą", do czego konsekwentnie i z czystą satysfakcją doprowadza. Za każdym razem, gdy pojawia się jakaś nowa postać, realnie boimy się ją polubić, bo nigdy nie jesteśmy pewni, czy dwie strony później nie zginie ona w strasznych katuszach i mękach. Martin to sadysta. Nie boi się zabijać nikogo, nawet główne postacie. Westeros to brutalny i okrutny świat, gdzie nie wybacza się błędów i potknięć. Jednak pomimo wszystko, warto odwiedzić to miejsce. Tylko zapnijcie pasy i kupcie chusteczki. Może trochę zaboleć.

Dział: Książki

Portal Games rozpoczyna przedsprzedaż gry Szalone Wózki. Akcja gry toczy się w świecie fantasy, w którym żyją krasnoludy, elfy, gobliny, mumie i wiele innych ras. W świecie, który całkowicie dał się pochłonąć przez najpopularniejszy sport jakim są wyścigi Szalonych Wózków!

Dział: Bez prądu
niedziela, 01 maj 2016 12:26

Jakby nikogo nie było

XX wiek był bez wątpienia tym, który przyniósł najbardziej krwawe żniwo konfliktów zbrojnych prowadzonych na nieznaną wcześniej skalę. I o ile o obu wojnach światowych powiedziano już niemal wszystko, co powiedzieć się dało, skatalogowano je, opisano oprawców i ofiary, o tyle pozostaje wiele konfliktów, których osąd wciąż wzbudza kontrowersje. Należy do nich wojna w Bośni i Hercegowinie, podczas której doszło do masakry w Srebrenicy – i tego właśnie ludobójstwa dotyczy oparta na faktach powieść Marco Maginiego.

„Jakby nikogo nie było" to fabularyzowana historia procesu jedynego żołnierza serbskich oddziałów paramilitarnych, który przyznał się do winy przed Trybunałem Haskim -  Dražena Erdemovicia. W krótkiej powieści Maginiego opowieść o wojennych przejściach pół-Serba, pół-Chorwata splata się z relacją Dirka, żołnierza sił pokojowych ONZ, tzw. Błękitnych Beretów, a także z zapisem wątpliwości hiszpańskiego sędziego, członka Trybunału. Trzy przeplatające się narracje, trzy punkty widzenia na to samo zdarzenie – i trzy osądy, z których żaden nie jest do końca pewny. Włoski autor pokazuje, jak bardzo różnią się spojrzenia na bałkańską wojnę domową – i że jednoznaczne uznanie Serbów za jedynych winnych to tak naprawdę droga donikąd, wyrok wydany wyłącznie dla uspokojenia sumień.

Książka liczy raptem 240 stron, na których Magini zaledwie szkicuje sytuację, skupiając się na emocjach towarzyszących każdemu z prowadzonych przez niego bohaterów bardziej niż na faktach czy dokładnych opisach wojennych działań. Charakterystyki głównych postaci są podane między słowami, mimochodem, dla podkreślenia, że tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia dla fabuły. Romeo González mógłby być jakimkolwiek sędzią, Dirk – jakimkolwiek żołnierzem ONZ, a Dražen – jakimkolwiek uczestnikiem działań wojennych. Kogo widzimy w istocie? Nie wyróżniających się w tłumie bohaterów, tylko targanego zrozumiałymi wątpliwościami przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości, cudzoziemskiego żołnierza, który dusi się atmosferą nieswojej wojny (i w pewien sposób pogardza wszystkimi stronami konfliktu jako obcymi, gorszymi), oraz młodego męża i ojca, zaciągniętego na front wbrew woli, zbyt wrażliwego i nieprzygotowanego na okrucieństwa wojny, a jednocześnie zdeterminowanego, by przetrwać za wszelką cenę.

W „Jakby nikogo nie było" nieśmiało pobrzmiewa kontrowersyjna teza: to, co znamy jako bohaterstwo, to tak naprawdę egoizm. Jeden z sędziów Trybunału wykazuje się odwagą i wyraża odmienne stanowisko – by zaprzepaścić swoje starania przez pychę. Okazuje się, że proces Erdemovicia traktuje on jak pole do popisu, zyskania uznania tłumów i zaspokojenia własnej próżności. „Bohaterskie" działania Dirka prowadzą do nieuchronnej klęski. Z kolei to, co mogłoby być bohaterstwem w przypadku Dražena – odmowa wykonania rozkazu i dokonania egzekucji bośniackich Muzułmanów – zostaje zdemaskowane jako egoizm. Jeśli nie on, ktoś inny pociągnąłby za spust, a heroizm jednego żołnierza spowodowałby tylko przedłużenie agonii przyszłych ofiar. Dražen zostałby bohaterem wyłącznie we własnych oczach, ponieważ w żaden sposób nie mógł zatrzymać wojennej machiny.

Gdy czytałam powieść Maginiego, takie postawienie istoty bohaterstwa wydawało mi się szukaniem prostych odpowiedzi na trudne pytania. Chociaż mój stosunek do bośniackiego konfliktu różni się od opinii wielu przedstawicieli zachodniej cywilizacji, irytowało mnie, że jedyna pozytywna postać „Jakby nikogo nie było" to właśnie skazany żołnierz serbskiego oddziału. Maginiemu nie wystarczył dramatyzm prawdziwej sytuacji, musiał dodać swojej powieści hollywoodzkiego posmaku: przedstawić męki Dražena, „obcego" wśród „swoich" żołnierzy, bezwzględnie zachowującego człowieczeństwo i reagującego fizycznym niedomaganiem na postępowanie wbrew sobie... Czy da się tak zachować na wojnie? Czy ten lukier jest potrzebny? Książka zdaje się krzyczeć: „Słuchajcie, ten chłopak jest niewinny, on nie chciał źle, to świat jest zły! Nie skazujcie go za to!" – zupełnie jak jeden z powieściowych sędziów Trybunału. A jak wiemy z motta „Zniewolonego umysłu" Miłosza: „Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak".

Męczyły mnie te wątpliwości bardzo długo – aż przypomniałam sobie podstawową rzecz. Magini nie zamierzał pisać reportażu. To tylko powieść oparta na faktach. To powieść, która ma za zadanie pokazać drugą stronę medalu, tę zazwyczaj pomijaną przez Zachód. Sądzę, że Magini chciał pokazać, że czasem czarne to tak naprawdę białe, a białe – czarne, i podobnie jak jego ideowi oponenci posłużył się uproszczeniem. Czy możemy go za to osądzać?

Ja nie potrafię.

„Jakby nikogo nie było" to napisana prostym językiem powieść o skomplikowanych sprawach. Krótka historia długiego konfliktu. W przystępnej formie opowiada o tragedii, której pamięć wciąż jest żywa nie tylko na Bałkanach – i mimo wszystko unika popadania w banał. Może tłumaczenie mogłoby być lepsze (cierpiałam z powodu nadmiaru zaimków), ale nadal trzyma poziom, na który nie powinno się narzekać. Polecam tę książkę wszystkim, którzy szukają dobrego i bardzo autentycznego tekstu o wojnie. Tylko najlepiej weźcie wolne na czas lektury, bo nie gwarantuję, że po skończeniu „Jakby nikogo nie było" będziecie w stanie wrócić do pracy.

Dział: Książki
sobota, 23 kwiecień 2016 09:20

Przesprzedaż "Blood Rage"

Rusza przesprzedaż gry planszowej "Blood Rage", która szturmem zdobyła serca graczy na całym świecie. W przeciągu kilkunastu miesięcy została obsypana licznymi nominacjami do wielu nagród.. Możecie wybrać spośród dwóch modeli przedsprzedażowych. 

Dział: Bez prądu
czwartek, 21 kwiecień 2016 01:17

Fragment: "Inwazja na Tearling"

Rozdział 1

Hall

Było niemal pewne, że druga inwazja Mort będzie wyglądała jak rzeźnia. Po jednej stronie stała pierwszorzędna armia mortmesneńska uzbrojona w najlepszą broń, jaką widział Nowy Świat, dowodzona przez człowieka, który nie zawaha się przed niczym. Po drugiej stro- nie stała armia tearlińska: czterokrotnie mniejsza, uzbrojona w tanie żelazo, które nie wytrzymałoby uderzenia solidnej stali. Szanse Tear- lingu nie były niewielkie. Były katastrofalnie małe. Nikt nie widział możliwości ucieczki przed tragedią.

Dział: Książki
środa, 13 kwiecień 2016 18:28

Wydawnictwo Jaguar zapowiada "Gen Atlantydzki"

„Gen Atlantydzki" to pierwsza cześć trylogii „Zagadka pochodzenia". Powieść sprzedała się w ilości ponad miliona egzemplarzy, przetłumaczona została na 20 języków, a w krótce zostanie zekranizowana.

Dział: Książki
środa, 06 kwiecień 2016 15:09

"Pożar" Brandona Sandersona już w sprzedaży

4 kwietnia na półki sklepowe trafiła druga odsłona cyklu Mściciele, powieść "Pożar" Brandona Sandersona. 

Dział: Książki
poniedziałek, 04 kwiecień 2016 22:31

Patronat: "Remedium" Suzanne Young

Już 13 kwietnia nakładem wydawnictwa Feeria Young oraz pod patronatem medialnym Secretum ukaże się ostania część Programu autorstwa Suzanne Young, Tom 0 został zatytułowany :Remedium" i to w nim uzyskamy odpowiedzi na piętrzące się pytania. Tutaj odkryjemy zakończenie historii. Gotowi na wielki finał?

Dział: Patronaty
środa, 23 marzec 2016 10:58

Zające na łące

Seria „Dr Knizia poleca” to gry przygotowane przez jednego z najbardziej znanych autorów, doktora matematyki Reinera Knizię. Do tej pory stworzył blisko 600 tytułów, które zostały przetłumaczone na ponad 50 języków, a wiele z nich zdobyło liczne nagrody i wyróżnienia.

Wiek: 6+

Liczba graczy: 2-4 osób

Czas gry: ok. 20 minut

Cel i fabuła

Po planszy kicają kolorowe zające, które mają ogromną ochotę na zjedzenie kilku marchewek. Wraz z każdym zdobytym warzywem gracze zyskują kolejne punkty. Grę wygrywa osoba, która uzyska największą ich ilość.

Zajace1

Strona wizualna

Gra jest śliczna, kolorowa, a jej elementy zostały starannie wykonane. Również instrukcja jest niezwykle prosta i przejrzysta. Myślę, że „Zające na łące” mogą być idealnym prezentem od Zajączka Wielkanocnego. Pod względem oprawy graficznej gra jest naprawdę czarująca.

Zajace6

Przygotowanie

Planszę rozkładamy na środku stołu, przed nią ustawiamy wszystkie zające. Każdy gracz losuje jedną z sześciu płytek zajęcy i nie pokazuje jej innym. Karty ruchu tasujemy i tworzymy z nich zakryty stosik, na początek gracze dobierają po cztery. Z dziewięciu żetonów dużych marchwi losujemy trzy i układamy w wyznaczonych miejscach na planszy. Dwa małe żetony marchwi układamy na planszy przy torze. Znaczniki punktów kładziemy na stole cyframi do góry.

Zajace5

Przebieg rozgrywki

Gra trwa trzy rundy, a każda z nich przebiega w podobny sposób. W swojej turze każdy kolejny gracz wykłada kartę ruchu z ręki i wykonuje przedstawione na niej działanie (opis kart znajduje się na końcu instrukcji), odkłada kartę na stos kart wykorzystanych i dobiera nową, zabiera marchew jeżeli jako pierwszy skończy ruch na polu z małą marchwią. Jeżeli natomiast dotrze do stosów marchwi zając umieszczany jest na pierwszym wolnym stosie od lewej strony. Runda kończy się w momencie gdy trzeci z zajęcy dotrze do stosu marchwi. Wówczas gracze odkrywają leżące przed nimi płytki z kolorami zajęcy i zdobywają punkty zależnie od tego jaka cyfra znajduje się na stosie na którym stoi jego zając. Przebieg rundy powtarzany jest jeszcze dwukrotnie.

Zajace4

Wrażenia

Gra jest genialna w swojej prostocie. To wyścig, który nie jest wyścigiem. Rozgrywka z pewnością rozwija zdolność dedukcji u najmłodszych graczy. Przyznam szczerze, że do gier Dr Knizia podchodzę dość sceptycznie - są dla mnie zazwyczaj zbyt matematyczne lub wręcz takie, do grania w które wystarczyłby ołówek i kartka papieru. W tym wypadku jednak zającami jestem zachwycona - zarówno pod względem mechaniki gry jak i oprawy graficznej.

Zajace2

Podsumowanie

„Zające na łące” to prosta, szybka gra, w której dziecko doszkala swoje zdolności matematyczne oraz umiejętność logicznego myślenia. Jest niewielkich rozmiarów, wesoła i ładna pod względem graficznym. Może się także poszczycić przystępną ceną. Polecam każdemu kto ma ochotę pograć w coś z dzieciakami.

Zajace3

 

Dział: Gry bez prądu
środa, 23 marzec 2016 10:52

Pentos

Podczas Festiwalu czarów w szranki stają uczniowie czarnoksiężnika czyli gracze. Ich zadaniem jest umiejętne łączenie magicznych składników (kart) tak, aby uzyskane z nich mikstury po spożyciu pozwoliły na rzucanie potężnych czarów. Trzeba olśnić publiczność czarnoksięską wirtuozerią, dać pokaz zmyślności i sprytu, nie zapominają przy tym jednak o uwadze i ostrożności. Magia bywa zdradliwa, a niewłaściwe połączenie składników może sprawić, że zamiast w rycerza w lśniącej zbroi zmienicie się w ropuchę, stając się pośmiewiskiem dla rywali! Przyjemna gra, przy której trzeba trochę pogłówkować nad dobrym rozłożeniem kart.

Dział: Bez prądu