sierpień 21, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Zyska i S ka

piątek, 08 sierpień 2025 04:54

Duch jeziora

 

„Nieważne, czy minie rok, czy ćwierć wieku, grzech zawsze cię odnajdzie. I zażąda zapłaty”.

Powieść czytało mi się dobrze. Odpowiadał mi się styl narracji, płynny i przyjazny. Doceniłam miejsce akcji przesycone legendą i tajemnicami, chociaż liczyłam na mroczniejsze ich rozwinięcie, to jednak i delikatna odsłona zagadkowości incydentów roztaczała urok. Warmińska wieś, malownicza sceneria środowiska, spokojne życie wyznaczone codziennymi rytuałami. Tylko jezioro okryte złą sławą burzyło sielankowy obraz. Przed trzydziestoma laty we Wrzosnej utonęły cztery osoby, a teraz doszło do kolejnej tragedii z udziałem młodej kobiety. Wydawałoby się, że każdemu mieszkańcowi powinno zależeć na wyjaśnieniu jeziornych incydentów, ale prawda nie wypłynęła na wierzch, przez lata obrosła bagnistymi plotkami i grząskimi domysłami. Czy faktycznie były to samobójstwa, jak zadecydowała policja, nieszczęśliwe okoliczności, jak wielu pogodziło się z tym, a może niejasność zdarzeń przybrała mroczny wydźwięk, jak sugerowała dociekliwa dziennikarka blogowa?

Eliza Korcz niedawno przeprowadziła się z partnerem do domku nad jeziorem Wrzosna. Próbowała pozyskać wenę twórczą na napisanie kolejnego bestsellera, lecz kiepsko jej to wychodziło. Wyobraźnię pochłonęła aktywność jeziornego ducha, za wszelką cenę starała się wyjaśnić, co faktycznie miało miejsce, kiedyś i teraz. Śledztwo nie należało do łatwych, trudno było pozyskać informacje, prawda skrywała się za zasłoną ślepych tropów. Dało się odczuć niecodzienne zachowanie mieszkańców wsi, zazwyczaj nie stronili od głośnych szeptanek, a teraz spuścili szczelną zasłonę milczenia. Kryminalna intryga ciekawie się rozwijała, falami zmieniała kierunek biegu, droga na skróty wiodła na manowce, wskazówki fałszowały rzeczywistość. Doceniłam pomysłowy fortel z włączeniem poetyckich nut w fabułę.

Mateusz Kwiatkowski zręcznie żonglował postaciami, osobowościami i zachowaniami. Nie polubiłam głównej bohaterki, wielokrotnie irytowała postawą, ale tak właśnie zachowują się śledczy, tak pozyskują materiał do tekstów, tak podsycają zainteresowanie tematyką. Sympatyzowałam z energiczną staruszką, dawną bibliotekarką, znacząco ubarwiła opowieść. Autor przemycił do akcji elementy thrillera, a w finałową odsłonę powieści wstawił sensacyjne tło. Oczekiwałam mocniejszego prądu w scenariuszu zdarzeń, bardziej emocjonujących chwytów w przyciąganiu czytelnika, lecz zaskakujące rozwiązania kryminalne w pewnym stopniu rekompensowały te odczucia.

„Duch jeziora” uprzyjemnił wieczór czytelniczy, włączył w oprawę polskiej rzeczywistości małej społeczności, wciągnął w detektywistyczną łamigłówkę, zaserwował frapujący obrót spraw w końcówce przygody czytelniczej. Sprawił, że zwrócę uwagę na kolejną książkę autora, liczę, że w miarę szybko powstanie.

Dział: Książki
poniedziałek, 14 lipiec 2025 11:56

Doktor Jekyll i pan Hyde

 

Doktor Henry Jekyll przez wiele lat pracował na to, co posiadał – zarówno jeżeli chodzi o dobra materialne, jak i nieskalaną reputację. Dzięki temu „dorobił się” również wielu prawdziwych przyjaciół, gotowych wspomóc go w ewentualnych problemach. To właśnie owi przyjaciele, do których grupy zalicza się m.in. prawnik doktora, zwrócili uwagę na dziwne zachowanie mężczyzny. A dokładniej na jego tajemnicze powiązania z niejakim Panem Hyde'em, mieszkającym w sąsiedztwie. Postać ta od początku budziła w towarzyszach Jekylla specyficzne uczucia – odrazę pomieszaną z poczuciem niebezpieczeństwa.

Wspomniany już wcześniej najbliższy kompan doktora Jekylla, prawnik nazwiskiem Utterson, postanowił zgłębić tajemnic ę tej relacji. Nie spodziewał się tego, co odkryje.

„Doktor Jekyll i Pan Hyde” to historia z pogranicza grozy i fantastyki, którą zna (bądź chociaż słyszała o niej) znaczna część czytelników na całym świecie. Pierwszy raz miałam możliwość sięgnąć po nią kilka lat temu, więc wznowienie tej historii przez wydawnictwo Uroboros okazało się świetną okazją do odświeżenia lektury. Nie mogę również nie wspomnieć o tym, jak piękna jest nowe wydanie – nie tylko okładka, lecz również wnętrze. Gratka dla fanów mrocznych opowieści w równie mrocznej szacie graficznej!

Książka ta ma zaledwie sto siedemdziesiąt sześć stron – można by pomyśleć, że wręcz za mało, by opowieść miała możliwość rozwinąć się tak, by wciągnąć czytelnika. Nic bardziej mylnego. Ciężko mi ocenić, czy to styl pisania Stevensona, czy może oryginalność pomysłu miała wpływ na to, że książka przez lata zyskała tak wielu fanów. Myślę, że oba te aspekty miały spore znaczenie.

Historia jest krótka, treściwa, a przy tym niezwykle wciągająca. Osobą, która wprowadza nas w środek sprawy, jest wspomniany już prawnik, Utterson. Zaniepokojony zmianami, jakie wprowadził do swej ostatniej woli jego kompan, doktor Jekyll, postanowił przyjrzeć się bliżej tajemniczemu osobnikowi, panu Hyde'owi. Ciekawym jest tu fakt, że Utterson od pierwszego spotkania poczuł niechęć do Hyde'a, mimo że ten nie zrobił ani nie powiedział nic niestosownego. To trochę tak, jakby zadziałał wewnętrzny alarm, który nakazywał trzymać się od tego mężczyzny z daleka. Zresztą nie tylko nasz prawnik, lecz również pozostali przyjaciele Jekylla wypowiadali się negatywnie o nowym towarzyszu doktora. Patrząc na rozwój historii - nic dziwnego.

„Doktor Jekyll i Pan Hyde” to powieść pełna tajemnic. Pierwszym, co mnie przyciągnęło, była ta odstręczająca postać pana Hyde'a. Chciałam poznać prawdę o tym osobniku, intrygowało mnie to, z jakiego powodu tak negatywnie odbierały go osoby z otoczenia. Mimo tego, że to było moje drugie spotkanie z książką, to odbierałam tę historię zupełnie inaczej. Tym razem skupiłam się nie tylko na samej fabule, lecz na psychologicznym aspekcie tej powieści. Oczywiście, w centrum zainteresowania znalazł się nasz tytułowy duet – doktor Jekyll i pan Hyde. To wokół ich relacji kręci się cała fabuła, a z drugiej strony to właśnie ona najbardziej skłania do rozmyślań. Ta dwójka to idealny obraz tego, co tkwi w każdym z nas. Doktor Jekyll jest pomocny, dobry i poważany. Pan Hyde wręcz przeciwnie, odstrasza od siebie ludzi, zaś jego czyny są dowodem na żyjące w nim zło. Nikogo nie zdziwi raczej to, co teraz napiszę – są jedną i tą samą osobą (to jedyny spoiler, jaki otrzymacie w tej recenzji). My, ludzie, składamy się z pierwiastków dobra i zła. I tylko od nas zależy, która część naszego jestestwa będzie tą zwycięską. Na przykładzie doktora Jekylla widać zresztą, że zabawa w Boga nie kończy się dobrze i lepiej pozostawić pewne granice nieprzekraczalnymi.

Co by się stało, gdyby każdy z nas mógł „wydzielić” z siebie tę złą stronę swej natury? Czy na świecie zapanowałby pokój, a może doszłoby do jeszcze większego podziału ludzi na kategorie? Czy w takim wypadku pozwolić tej złej części siebie żyć? Tylko czy bez niej jesteśmy... kompletni? Nikt z nas nie może powiedzieć o sobie: „Tak, jestem stuprocentowo dobry/ zły". Życie nie jest czarne ani białe, tak samo jest w przypadku ludzi. Jesteśmy niejednoznaczni. Dlatego książka autorstwa pana Stevensona przez lata przyciągała tylu odbiorców – bo zmusza do zadawania pytań, do rozmyślania nad naturą ludzką.

Cóż, pewnie nigdy nie uzyskam odpowiedzi na powyższe pytania. Może to i lepiej. Przecież nikt nie chciałby skończyć jak doktor Jekyll.

Polecam!

Dział: Książki
piątek, 11 lipiec 2025 13:06

Zapowiedź: Level Up 1. Re-start

W wieku trzydziestu lat Phil jest bezrobotnym graczem, który ledwo wiąże koniec z końcem. Jego jedynym źródłem dochodu jest pisanie tekstów na zlecenie – wtedy, gdy akurat najdzie go wena, żeby dorzucić coś nowego na swojego mało popularnego bloga. Właśnie odeszła od niego żona, zostawiając go bez pieniędzy, celu i... jedzenia w lodówce.

Dział: Książki
niedziela, 06 lipiec 2025 23:22

Jej promienna klątwa

 

Elizabeth Lim - Swoje własne opowieści zaczęła pisać w wieku 10 lat, kiedy to zafascynowała się światem Czarodziejki z księżyca oraz Gwiezdnych wojen. Z biegiem lat Elizabeth została twórcą filmów i gier wideo oraz uzyskała doktorat z kompozycji muzycznej, ale zawsze tęskniła za pisaniem. Kiedy potrzebowała wytchnienia od zajęć szkolnych, uciekała w pisarstwo. Pewnego dnia zdecydowała się napisać powieść - na początku dla zabawy, ale szybko przerodziło się to w poważne zajęcie. Od tamtej pory nie oglądała się za siebie. Elizabeth uwielbia klasyczne filmy, romanse książkowe, jedzenie, zachmurzone niebo, angielskie babeczki, jazdę na rowerze i pieczenie.

Trzymam w ręku najnowszą książkę Elizabeth Lim pod tytułem „Jej promienna klątwa”. Szczerze mówiąc, zamawiając powieść, nie zrobiłem do końca rozeznania na temat, gdyż okazuje się, że książką jest prequelem cyklu „Sześć szkarłatnych żurawi”, ale została wydana w Polsce już po premierze 1 i 2 tomu. Nie miałem okazji czytać wcześniejszych książek autorki, zatem można stwierdzić, że mam czystą kartę przed lekturą. To, co pierwsze przyciąga w książce to jej wizualna oprawa, która jest całkiem ładna i przyciąga wzrok potencjalnego czytelnika. Mam wrażenie również, że tematyka kultury dalekiego wschodu i sięganie w fantastyce po klimaty orientalne jest ostatnio bardzo na topie, stąd więc oczekiwałem czegoś fajnego i oryginalnego. Jak prezentuje się fabuła?

Channi od dziecka była odtrącana. Przeklęta przez Demoniczną Wiedźmę i ukarana twarzą węża, budzi strach i odrazę. Jedyną osobą, która widzi w niej coś więcej niż potwora, jest jej siostra Vanna – piękna, podziwiana i przeznaczona do tego, by wyjść bogato za mąż.

Gdy zostaje zorganizowany konkurs na rękę Vanny, Channi nie zamierza stać bezczynnie. Przez lata nauczyła się przetrwania, walki i oszustwa – i jest gotowa użyć tych umiejętności, by ochronić siostrę przed smutnym losem. Ale jeden z zalotników nie zamierza jej na to pozwolić. Wkrótce Channi zostaje wciągnięta w pełną niebezpieczeństw podróż, gdzie czeka na nią starcie z mrocznymi mocami, powierzenie zaufania pewnemu smokowi, zakazana miłość i wybór, który może złamać jej serce... lub na zawsze rozdzielić siostry.
Elizabeth Lim łączy elementy azjatyckiej mitologii, klasycznych baśni i epickiej fantasy, tworząc opowieść o sile więzi rodzinnych i cenie, jaką trzeba zapłacić za ochronę tych, których kochamy. To historia, która urzeka, rozdziera serce i nie pozwala o sobie zapomnieć.

(opis wydawcy)

Muszę Wam się do czegoś przyznać, otóż sięgając po książkę, nie do końca wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Okazuje się bowiem, że powieść Elizabeth Lim jest gatunkiem Young Adult Fantasy. Co kryję się pod tą sygnaturą? „Jej promienna klątwa” to dzieło skierowane przede wszystkim dla młodych czytelników, to książką w której głowni bohaterowie to zazwyczaj nastolatkowie, którzy muszą uporać się z problemami nie tylko fabularnymi, ale także przezywają swoje rozterki wynikające ze wstępowania w świat dorosłych. Często taka fabuła jest miękka, przyziemna, pozbawiona brutalności. Tam właśnie też jest w tym przypadku. Powieść Lim to książka poprawna, napisana lekko, przyjemnie i z zamysłem. Nie znajdziemy w niej jednak nic spektakularnego, co mogłoby w nas wywołać efekt WOW. Jest to dzieło, które – wydaje mi się, także dla dorosłych – będzie lekką rozrywką na jeden, czy dwa wieczory, ale nic ponadto. Pisze te słowa z perspektywy osoby dorosłej, która jednak na co dzień ma do czynienia z niego innym rodzajem fantastyki.

Trzeba też na koniec zaznaczyć, że cieszę się, że takie książki powstają, głównie chyba w opozycji do powszechnego przeświadczenia, że czytanie u najmłodszych zanika. Część tegorocznych maturzystów otwarcie napomina, że w swoim życiu nie przeczytali żadnej książki, nie tyle lektury, ile ogólnie – powieści. Jest to w moim odczuciu czymś nie do pomyślenia, aczkolwiek nadmiar bodźców, którymi są bombardowani aktualni nastolatkowie, w jakiś sposób daje mi wytłumaczenie tego problemu. Jeśli sposobem na przyciągnięcie młodych do czytania będzie książka „Jej promienna klątwa”, to jestem skłonny dać jej pozytywną ocenę. Jest to jakiś start w poważną literaturę, jest to zachęta do traktowania czytania jako przyjemności i przygody, a nie tylko nieciekawego obowiązku.

Dział: Książki
sobota, 24 maj 2025 17:29

Hellblazer. Paul Jenkins. Tom 2

 

John Constantine powraca. W trenczu, z papierosem, z wiecznie zmęczonym spojrzeniem i jeszcze bardziej zmęczoną duszą. W drugim tomie swojej opowieści spod pióra Paula Jenkinsa znów będzie musiał zmierzyć się z demonami – zarówno tymi z innych wymiarów, jak i tymi wewnętrznymi. To Hellblazer w pełnej krasie: brudny, mroczny, melancholijny. I całkiem piekielnie dobry.

„Hellblazer. Tom 2” w wykonaniu Paula Jenkinsa to kontynuacja zbiorczej edycji przygód kultowego brytyjskiego maga. Tym razem dostajemy jedenaście historii – od jednozeszytowych nowelek po rozbudowane pięcioczęściowe opowieści. Constantine zostaje wezwany na farmę w Yorkshire, gdzie dzieją się rzeczy co najmniej niepokojące, a w tle przewijają się legendy arturiańskie, celtyckie duchy, wilkołaki, opętania i stare, magiczne długi, które domagają się spłaty. Obok wątków fantasy i horroru pojawiają się także opowieści bardziej przyziemne – o relacjach rodzinnych, miłości, samotności i odpowiedzialności.

To Constantine w pełnym spektrum: raz zadziorny cwaniak z pubu, innym razem zmęczony życiem człowiek, który mimo wszystko próbuje zrobić coś dobrego. Choć zwykle za późno.

Paul Jenkins nie próbuje być drugim Ennisem. I dobrze. Zamiast iść w szok, wybiera ton bardziej refleksyjny – choć nie rezygnuje przy tym z typowego dla serii brudu i piekielnego ciężaru. Najmocniejszą stroną tego tomu jest właśnie różnorodność: od klasycznych ghost stories, przez arturiańskie reinterpretacje, po kameralne dramaty. I to działa – w większości.

Nie wszystkie historie są równie dobre. „Rozpaczliwie szukając czegoś” czy ckliwe „Powiedz mi” to przykłady, gdzie scenariusz i warstwa graficzna nie do końca się zgrywają, a pastelowa kreska Pope’a w Hellblazerze to jednak... spory dysonans. Ale są to potknięcia na tle naprawdę solidnej całości.

Wizualnie album trzyma się stylistyki znanej fanom serii – nie jest pięknie, ale ma być klimatycznie. Phillips, Adlard, Pleece – wszyscy dobrze czują ten świat. Ten Londyn, w którym magia nie błyszczy, tylko cuchnie. Gdzie klątwy są tak samo naturalne jak brudna herbata i przemoczony płaszcz. Czuć też więź Jenkinsa z tą postacią – Constantine jest tu bardziej człowiekiem niż bohaterem. Znowu coś spieprzy, znowu ktoś przez to zginie. Ale pójdzie dalej.

„Hellblazer. Paul Jenkins. Tom 2” to kawał porządnego komiksu. Może nie genialnego, może nie przełomowego – ale bardzo równego i satysfakcjonującego. Dla miłośników Johna to kolejna obowiązkowa cegiełka do kolekcji. Dla nowych czytelników – może nie najlepszy punkt wejścia, ale na pewno solidny dowód na to, że seria po latach nadal ma sens i serce.

Jenkins nie zmienia reguł gry, ale wie, jak w nią grać. I gra bardzo dobrze. Constantine znów przegrał kilka bitew, zyskał kolejne blizny i stracił parę złudzeń. Ale nadal walczy. I za to go uwielbiamy.

Dział: Komiksy
środa, 30 kwiecień 2025 12:37

Przyjdę po Ciebie nocą


Wylie Lark zajmuje się pisaniem książek z gatunku true crime. Nic więc dziwnego, że najlepiej tworzy jej się w miejscu, w którym doszło do zbrodni. Przybyła bowiem do miejsca, w którym wiele lat temu ktoś nie tylko zamordował trzy osoby, lecz również porwał nastolatkę. Wynajem domu na wsi i odizolowanie się od ludzi ma jej pomóc nie tylko w sprawnym tworzeniu, lecz również w odpoczęciu od prywatnego chaosu.

Zamknięta w domostwie Wylie nie przejmuje się przybierającą na sile burzą śnieżną. To, że wyszła na zewnątrz, to właściwie zasługa jej psa, Tasa. To dzięki niemu zauważyła leżące w śniegu dziecko z raną głowy. Jednak to nie koniec niespodzianek. Ktoś ewidentnie chce dostać dziecko w swoje ręce i sprawić, by milczało.

Spodziewałam się, że ta lektura mnie zainteresuje - w końcu wydawca kusi opisem. Nie przewidziałam tego, że historia stworzona przez Heather Gudenkauf wciągnie mnie bez reszty. W ostatnim czasie bardzo niewiele książek potrafi to uczynić, więc tym bardziej ocena na plus.

Czytelnik nie ma prawa narzekać na nudę, gdyż autorka zaserwowała nam trzy różne historie: dotkniętej tragedią nastoletniej Josie, kobiety bez imienia i jej małej córeczki oraz wspomnianej już Wylie. Z biegiem czasu (i kolejnych stron) mają ze sobą coraz więcej punktów stycznych. Jednak prawdziwe rozwiązanie przychodzi dopiero na finiszu - tak, jak to w dobrym thrillerze powinno być.

Zazwyczaj, jeżeli dana książka posiada kilka wątków, to nie mam problemu z wybraniem tego, który najbardziej przypadł mi do gustu. W przypadku „Przyjdę po Ciebie nocą” jest jednak zupełnie inaczej, gdyż każdy z nich miał w sobie coś, co mnie przyciągało. Chciałam jak najszybciej poznać rozwiązanie każdego z nich. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś takiego się wydarzyło.

Główna bohaterka, Wylie Lark, wydaje się kobietą z kamienia - skoro pisze o prawdziwych zbrodniach, to nic nie powinno jej ruszyć. Dodatkowo wynajęła dom, w którym doszło do zbrodni, a na to nie zdecydowałoby się zbyt wiele osób. Nawet mimo początkowej paniki, gdy znalazła na wpół zamarznięte dziecko, zadziałała automatycznie. Jej późniejsze zachowanie, odwaga w starciu z niebezpieczeństwem tylko to potwierdza. Jak dowiadujemy się pod koniec, Wylie w młodości przeżyła ogromną tragedię z rodzaju tych, których nie życzy się nawet najgorszemu wrogowi. I zdaje się, że mimo upływu lat ona wciąż w niej żyje, wpływając na jej dalsze wybory.

Nie miałam zbyt dużej styczności z pozostałymi bohaterami powieści, pojawiają się w niewielu fragmentach, co też utrudniło mi wskazanie sprawcy. Być może z tego powodu w ogóle nie spodziewałam się, że to ta osoba jest winna. Trudno mi powiedzieć, czy uznać to za minus, czy plus - raczej preferuję posiadanie możliwości wyboru między postaciami. Nie jest to jednak jakaś ogromna wada.

Jak już wspomniałam na początku, nie można się nudzić przy „Przyjdę po Ciebie nocą”. W każdym rozdziale czeka na nas coś, co wzbudza w nas emocje i niejednokrotnie sprawia, iż przez ciało przebiegają nam dreszcze. Jesteśmy spętani siecią niedomówień, a rozplątanie jej i uzyskanie odpowiedzi to żmudna, acz przyjemna robota, szczególnie dla fanów wszelkiego rodzaju tajemnic.

Zastanawiam się, czego powodem jest szybkość, z jaką przeczytałam najnowszą powieść  Gudenkauf. Z jednej strony miała ciekawy pomysł na fabułę, jednak nie mogę powiedzieć, by był bardzo oryginalny. Zresztą, obecnie chyba ciężko o oryginalność. Wydaje mi się, że sporą rolę odgrywa tutaj jej styl pisania, choć nie znam jej poprzednich książek, by mieć porównanie. Prawdopodobnie znaczenie ma również tłumaczenie, które wykonał Robert J. Szmidt, jeden z moich ulubionych pisarzy. A może pozycja posiada to magiczne „coś”, co przyciągnęło mnie do niej i sprawiło, że spędziłam z nią bardzo dobry czas.

Czy polecam? Oczywiście. To jeden z lepszych thrillerów, jakie udało mi się przeczytać w ostatnim czasie. I myślę, że Wy również znajdziecie w niej coś dla siebie. 

Dział: Książki
czwartek, 27 marzec 2025 16:19

Zabójczy Święty Mikołaj

 

„Niemal każdy z uczestników przyjęcia miał zapewne coś do zyskania po śmierci sir Osmonda...”.

Przyjemna przygoda czytelnicza, podszyta lekkim dreszczykiem kryminalnym, świątecznie klimatyczna, z barwnymi postaciami. Intryga skrojona i uszyta w sam raz na grudniowe i styczniowe dni, dla miłośników detektywistycznych zagadek prowadzonych z wielką szczegółowością akcji i postawami bohaterów, naznaczonych obecnością choinki, prezentów, Świętego Mikołaja, wigilijnego stołu. I oczywiście, familijnego spotkania, podczas którego dochodzi do konfrontacji charakterów, przeciągania krzywd, testamentowych przypuszczeń. Mavis Doriel Hay skrupulatnie układa klocki scenariusza zdarzeń. Krok po kroku dowiadujemy się coraz więcej o występujących osobach, motywach zachowań, przeszłych incydentach w życiu. Znakomicie sprawdza się metoda oddania narracji nie tylko komisarzowi prowadzącemu śledztwo w sprawie zabójstwa seniora rodu, ale również poszczególnym członkom rodziny. Dzięki temu pojawia się szerszy obraz tego, co naprawdę dzieje się w relacjach między bliskimi, ale i kształt ścieżek błądzenia w labiryncie poszlak i fałszywych tropów. A może szczerzej byłoby napisać, w relacjach między pozornie bliskimi sobie członkami rodu Melbury.

Flaxmere, rodzinna posiadłość Melburych, przeżywa najazd krewnych i przyjaciół w ramach świątecznych dni. Służba przygląda się temu, co wprowadza coraz większy chaos w rodzinne spotkanie. Sprawy toczą się tradycyjnym rytmem, dopóki w gabinecie nie zostaje odnalezione ciało postrzelonego Osmonda, ekscentrycznego staruszka, w osobliwy sposób podchodzącego do życia i finansowo zależnych od niego Melburych. Wstrząsająca tragedia uruchamia lawinę domysłów i interpretacji. Z jednej strony wielkie zaskoczenie podstępnym zamachem, z drugiej zakończenie mające rozwiązać kilku trudnych spraw. Autorce długo udaje się zwodzić czytelnika w poznaniu tożsamości mordercy, jednak z czasem coraz bardziej się ona klaruje podczas snucia przypuszczeń i interpretowania postaw bohaterów.

Powieść nie trzyma mocno w napięciu, chociaż nie można jej odmówić ciekawego splecenia ludzkich przywar i osobowości, zgrabnego łączenia wątków, wywołania zaangażowania w demaskowanie zabójcy. Atutem jest przede wszystkim świąteczna aura, zimowa sceneria, psychologia postaci i rodzinnych relacji. Historia morderstwa w Flaxmere spodoba się miłośnikom klasyki kryminału, zwłaszcza tym, którzy stawiają bardziej na wejście w umysły postaci niż na dynamiczne prowadzenie akcji.

Dział: Książki

Piąty tom cyklu „Igrzyska śmierci”

Skoro masz stracić wszystko, co kochasz, po co jeszcze walczyć?

Dział: Książki

Kolejna niezwykła powieść Królowej kryminału umiejscowiona w egzotycznej scenerii Bliskiego Wschodu. 

Victoria Jones to młoda, pełna życia Angielka, niezbyt zadowolona ze swojej pracy, zawsze gotowa na nowe wyzwania.
Dział: Komiksy

 

Od dawna marzył mi się klasyczny Spider-Man. Taki bez żadnych wymyślnych udziwnień — po prostu człowiek-pająk z sąsiedztwa. To właśnie miałam nadzieje znaleźć w epickiej kolekcji „Amazing Spider-Man. Skradzione życie”. Czy znalazłam?

Peter Parker nigdy nie miał łatwego życia, ale wydarzenia przedstawione w "Skradzionym życiu" wystawiają go na prawdziwą próbę. To tom, który zamyka pewien etap i otwiera drogę do kolejnych dramatycznych zwrotów akcji. Fani Spider-Mana otrzymują tutaj mieszankę powrotów dawnych wrogów i niespodziewanych wydarzeń, które wstrząsną pajęczym uniwersum.

O czym jest komiks?

Peter Parker zmaga się wrogami w postaci Hulka czy Venoma, ale także z czymś znacznie bardziej skomplikowanym – powrotem swoich rodziców, których uważano za zmarłych. Jakby tego było mało, na scenę wkracza Sęp, który zdobywa szansę na odzyskanie młodości kosztem Spider-Mana. To wydarzenie staje się katalizatorem dla serii dramatycznych wydarzeń, które odbijają się na psychice Petera. Komiks zabiera czytelnika w emocjonalną jazdę bez trzymanki, w której granica między bohaterem a jego demonami zaczyna się zacierać.

Moja opinia i przemyślenia

"Skradzione życie" to komiks, który pokazuje Spider-Mana na skraju wytrzymałości. Scenariusz, autorstwa m.in. Davida Micheliniego i J.M. DeMatteisa, umiejętnie buduje napięcie i prowadzi nas przez kolejne dramatyczne wydarzenia. Wprowadzenie wątku rodziców Petera jest intrygujące, choć jego finał może nie wszystkim przypaść do gustu.

Pod względem wizualnym mamy do czynienia z klasyką lat 90. – dynamiczne kadry, wyraziste sceny walki i charakterystyczny styl Marka Bagleya czy Sala Buscemy. To solidna historia graficzna, która dobrze oddaje ducha tamtych czasów. Momentami fabuła jest nieco chaotyczna, ale nadrabia to emocjami i nieustającym napięciem. Choć muszę przyznać, że wciąż brakowało mi tych krótkich epizodów z ciekawymi przygodami, nie wpływającymi na losy całego świata. 

Podsumowanie

"Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione Życie" to album, który nie zawodzi fanów. To solidny komiks, który dostarcza pełnych akcji scen i dramatyzmu. Choć nie wszystkie wątki są rozegrane perfekcyjnie, to jednak całość angażuje i pozostawia po sobie ślad. Dla fanów Spider-Mana – moim zdaniem to pozycja obowiązkowa!

Dział: Komiksy