lipiec 17, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i ska

niedziela, 24 luty 2019 10:27

Twarzą w twarz

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest być nieśmiertelnym i czy rzeczywiście to takie fascynujące? Lektura i film „Wywiad z wampirem” pokazała, że niekoniecznie życie wieczne na ziemi jest atrakcyjne, w pewnym bowiem momencie przychodzi znudzenie, z upływem lat coraz trudniej też ukrywać brak widocznych oznak starzenia. Współczesnym nieśmiertelnym również musi być trudno- rewolucja technologiczna przyniosła wiele zmian i trudno sobie nawet wyobrazić, co musi czuć ktoś wychowany na przykładna plantacji w Luizjanie, kiedy musi obsługiwać portale społecznościowe, a każdy jego krok jest śledzony.

Z tą presją, ze zmieniającymi się czasami, nie poradził sobie Armagnac, decydując się na drastyczny krok – popełnia samobójstwo przez wystawienie ciała na palące słońce. Lotharowi Mintze zostaje po mentorze i kochanku zaledwie sygnet, z którym muzyk nie rozstawał się od półtora wieku, leżący w garści popiołu. Jak Lothar poradzi sobie z tym nieznośnym bólem, z uczuciem pustki w sercu, a także świadomością, że tak często odtrącał Armagnaca, nie rozumiejąc jego wątpliwości, rozterek, problemów. Dawno już nie kochali się ze sobą, a puste łóżko oraz wspomnienie lekceważenia, jakie okazywał wobec pasji kochanka, nie daje Lotharowi spokoju. Nie pomaga nawet ostry seks i ramiona kochanki, równie wiecznej jak on, ponętnej Salomei, ani racjonalizm Estelli.

Mężczyzna miota się, nie wiedząc, co teraz ma robić, jak wyglądać ma jego życie. Przemierza Europę, a wspomnieniem odwiedzonych przez niego miejsc są kolejne morderstwa – Lothar tak zatracił się w zabijaniu, że teraz boi się, iż będzie poszukiwany przez policję, jako seryjny zabójca. Postanawia jechać zatem do Ameryki, gdzie ma nadzieję znaleźć odpowiedzi na dręczące go wątpliwości. Przede wszystkim pragnie odpowiedzi na pytanie, gdzie się podział Huntington i czy jest choć nikła szansa, że nie żyje? Mimo sceptycyzmu wszystkich, Bracia Koty, czyli mieszkający na południu Stanów Zjednoczonych bliźniacy, zafascynowani swoją morderczą naturą, są w stanie pomóc Lotharowi i wskazać mu miejsce pobytu Huntingtona. Czy to możliwe, żeby odzyskał on rodzinną posiadłość Armagnaca i właśnie tam się zaszył?

Zagadka wkrótce się wyjaśnia – podążając tropem Huntingtona, Lothar poznaje młodego muzyka jazzowego, Thomasa Greenbourgha, który do złudzenia kogoś mu przypomina. Czy to możliwe, by był potomkiem Armagnaca? Jeśli tak, to grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo, jest bowiem narażony na chorą, obsesyjną miłość Huntingtona. Czy Lothar zdoła go ocalić? Jak zakończy się ta historia?

Przekonamy się o tym dzięki lekturze kolejnego już tomu powieści Agaty Suchockiej, pt. „Twarzą w twarz”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Initium książka, to brawurowo napisana opowieść o łowcach, targanych pasją, namiętnościami, ale także borykających się z problemami, jakich nie doświadcza śmiertelnik. Frapująca fabuła, dynamicznie rozwijająca się akcja, czynią książkę idealną lekturą dla wszystkich, którzy lubią pełne wrażeń historie, i nieszablonowych bohaterów, a wszystko to doprawione nutką pikanterii!

Dział: Książki
piątek, 22 luty 2019 22:45

Infamia

Próbujesz odzyskać coś najcenniejszego dla siebie, wkładając w to całe pokłady siły i czasu. Nagle nadchodzi moment, w którym okazuje się, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Co może pójść nie tak? Czy to, na co czekało się tak długo może nie dać satysfakcji? A może droga do celu okazała się inna?

Alkkenstan powrócił do świata żywych. Nie tylko udało mu się znaleźć na to sposób, ale i wprowadzić go w życie. Coś jednak poszło nie tak, przez co jego ucieczka magicznym portalem skończyła się dla niego w zimnym i ciemnym lochu. Nyteshad miał ciut więcej szczęścia niż jego przyjaciel. Portal wyrzucił go wprost na pole ziemniaków. Tam Nekromanta poznaje niezwykle atrakcyjną kobietę, która go ratuje i daje schronienie. Nic nie trwa jednak wiecznie. W końcu poznaje bowiem, kim jest jego towarzyszka. Musi podjąć decyzje komu zaufać i czy ratować się ucieczką. Po czyjej stronie stanie i co przyniesie jego nowa znajomość?

Po tak ekscytująco zakończonej „Kolekcji pośmiertnych portretów” mój apetyt na pióro Maćka Jakubskiego wzrósł. Na szczęście nie musiałam długo czekać na kolejną odsłonę historii. Jak wypadło spotkanie z "Infamią"?

Wszystko to, co zachwyciło mnie przy lekturze Kolekcji, pojawia się również w tej odsłonie. Klimat nie ma sobie równych. Autor umiejętnie szafuje mieszanką idealną złożoną z humoru, ironii i szczypty absurdu. Podobnie jak poprzedni tytuł spod pióra autora, tak i ten ciężko przypisać do konkretnego gatunku. To bardzo dobrze skonstruowana powieść, która niemal natychmiast pochłonie wasze zmysły. Pojawiające się postaci sprawią, że świat wykreowany przez autora nabiera niesamowitego kształtu.

Wampiry, nekromanci, czarodzieje czy piraci, wśród każdej z tych grup ktoś skradnie waszą uwagę, a fabuła wywrze ogromne wrażenie. Nyteshad stanie przed ciężkim wyborem. Będzie musiał wybrać, między co dla niego jest ważniejsze. Czy opowiedzieć się po stronie Alkkenstana i rozjuszonych wieśniaków, czy może ochrona jego wybawicielki jest właściwą drogą? Komu zaufać? Tego wam nie zdradzę, uchylę jednak rąbka tajemnicy. Tu nie jest nudno ani przez chwile i nie warto podejmować prób przewidzenia toku zdarzeń. Nic wam to nie da.

Ja przepadłam całkowicie, wszak nie codziennie można natknąć się na taką paletę różnorodności i świetnie skonstruowanych postaci. Czarny humor, duża porcja ironii i idealne tempo akcji doprowadziły mnie do smutnego końca. Czemu smutnego? Za szybko skończyłam tę przygodę, która nie tylko była przyjemna, ale i warta uwagi. To świetna kontynuacja przygód dobrze znanych mi bohaterów, która potrafiła mnie zaskoczyć. Przyjemna i szybka, świetnie sprawdzi się wśród tych czytelników, którzy nie dają zakuć się w ramy jednego gatunku lubujących się w czarnym jak węgiel humorze.

Dział: Książki
środa, 20 luty 2019 22:05

Czółko bez cenzury

Długie zimowe wieczory mogą jawić się jako nudne i bezbarwne. Często pochłania nas melancholia i zmniejsza się chęć spotykania ze znajomymi. Wszak nie ma nic ciekawego we wspólnym współdzieleniu nudy. Wielokrotne poszukiwania ciekawych zajęć spełzły na niczym? Znajomi odrzucają twoje zaproszenia na wieczorki z przekąskami? Pora na wyciągnięcie dodatkowych kart z rękawa i przylepienie ich na ... Czółko.

Gra towarzyska Czółko jeszcze do niedawna dostępna była tylko w formie aplikacji na telefon. Teraz jednak przeżywa swoje drugie życie. W moje ręce trafiła wersja bez cenzury, co oznacza masę zabawy w gronie 18+.

Gra zawiera 208 kart Haseł i 12 kart trybu gry. To nie tylko sztywne odgadywanie hasła zawartego na karcie. Sposób prezentacji hasła zależy bowiem od trybu gry. Co jeszcze sprawi, że gra będzie ciekawym doświadczeniem? Reguła bomby, która zagwarantuje całkowity brak nudy i przewidywalności. Zdania, które należy omijać, utrudnią potyczki, zapewniając równocześnie graczom salwy śmiechu, niezłą dawkę humoru i dobrej zabawy.

3o-minutowa rozgrywka może stać się początkiem ciekawych rozmów lub dłuższych rozgrywek podzielonych na rundy. Pełna dowolność, pikantne hasła i proste zasady to podstawowe zalety tej towarzyskiej formy spędzania czasu. Wystarczą minimum dwie osoby, by rozpocząć zabawę, ale im was więcej tym zabawa lepsza.

To wciągająca i zabawna alternatywa do wspólnie spędzanego czasu dla starszych, którym niestraszna pikanteria i humor w najwyższej postaci. Świetnie rozkręca każde spotkanie, nawet te zimowe, z pozoru skazane na nudę. Mnie wciąż boli brzuch od nagłych salw śmiechu i z czystym sumieniem polecam wam taką formę rozrywki, jako niezłe odstresowanie po dniu pełnym przygód zwanych życiem.

Dział: Gry bez prądu
wtorek, 19 luty 2019 17:51

Kryminalne przypadki Matyldy

Co zwykle robi kobieta porzucona przed ołtarzem kobieta? Może wyruszyć samotnie albo z przyjaciółkami w podróż poślubną? Ma złorzeczyć narzeczonemu i szukać dróg zemsty? A może powinna pogrążyć się w odmętach depresji i już nigdy nawet nie próbować szukać szczęścia? Zapewne każda z nas odpowie na to pytanie inaczej, w zależności od typu osobowości, temperamentu czy życiowych doświadczeń.

Oczywiście proponowane odpowiedzi nie wyczerpują też szeregu możliwości stojących przez porzuconą narzeczoną. Możemy się o tym przekonać śledząc losy Matyldy Dominik, autorki poczytnych kryminałów i malarki, bohaterki fascynującej powieści pt. „Kryminalne przypadki Matyldy”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka książka autorstwa Bożeny Mazalik, to frapująca zagadka godna Sherlocka Holmesa, która wciąga nas bez reszty. Po lekturę sięgnąć mogą zarówno wielbiciele kryminalnych historii, jak i czytelnicy, potrafiący docenić zarówno doskonale skonstruowaną fabułę, jak i wspaniałą kreację bohaterów, ze wspomnianą Matyldą na czele.

Po sromotnej porażce, jaką kobieta poniosła na polu związków, Matylda decyduje się skorzystać z oferty starego znajomego, niejakiego Włodka Zbierackiego i osiąść w jego rodzinnym domu – starym, zrujnowanym zamku zwanym Sarnim Dworem. Ów kolega przebywać ma w tym czasie w Irlandii, zbierając fundusze niezbędne do renowacji i utrzymania budowli, w tym czasie zaś Matylda doglądać ma domu, oddając się twórczej wenie i malowaniu obrazów na nadchodzący wernisaż. Tyle tylko, że jak tu skupić się na artystycznej działalności, kiedy w domu nieustannie coś trzeszczy, skrzypi, rozlega się tajemnicze stukanie, a ktoś bezczelnie wyjada z szafki morele? Na dodatek ów tajemniczy ktoś miał czelność zaatakować zajmującego się oporządzaniem zwierząt parobka, a następnie najlepszą przyjaciółkę Matyldy, panią doktor psychiatrii, Ildefonsę? Co prawda akurat Ilka miała tyle szczęścia, że przeżyła (czego nie można powiedzieć o pierwszej ofierze ataku), ale i tak to, co się dzieje wokół Sarniego Dworu i w jego wnętrzu, jest wielce niepokojące.

W miejscu, gdzie dwie osoby zostały zaatakowane, pod początkowo podejrzewaną o napaść jałówką, Matylda znajduje wejście do starego korytarza kopalni srebra, w zamku pojawia się znienawidzona przez Ilkę i Matyldę Halina vel Wredna, znana jeszcze ze szkolnych czasów, a na dodatek na podwórku pojawia się … trup Seweryna, niedoszłego męża Matyldy.

Sprawę prowadzi przystojny Marek Mleczko, obdarzony anielską wprost cierpliwością, nieustannie wystawianą na próbę przez Matyldę i Ilkę. Jak zakończy się ta historia? Kto grasuje na zamku i kro zaatakował dwie niewinne ofiary w obórce, jedną pozbawiając życia? Kto zasztyletował Seweryna? Czy Seweryn i Wredna się znali? Czy właściciel obiektu, Zbieracki, ma coś do ukrycia? A może w korytarzach zamku ukrywa się morderca, który w sąsiedniej wsi zamordował swoją narzeczoną? Na te wszystkie pytania (i kolejne, pojawiające się w trakcie lektury), znaleźć musimy odpowiedź w fenomenalnej powieści Mazalik, stylem zbliżonej nieco do niezapomnianych powieści Chmielewskiej, budzącej zarówno przerażenie, jak i salwy niepohamowanego śmiechu.

Doskonale skonstruowana fabuła, cała plejada mistrzowsko zbudowanych postaci, niezwykły klimat książki – to wszystko sprawia, że powieść „Kryminalne przypadki Matyldy” pochłaniamy łapczywie będąc przekonanym, że z autorką spotkamy się jeszcze nie raz i żałując, że ta mroczna przygoda tak szybko się kończy.

Dział: Książki

Krzysiek nie mógł określić, co było ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszał w życiu. Trzask wyłamywanych drzwi czy wystrzał. Sam upadł na podłogę z kulą w tyle głowy niemal równo z potrzaskaną sklejką. Wydawniczy wkroczyli do mieszkania z szybkością błyskawicy. Jak łatwo zgadnąć - za późno. Ściana, gdzie jeszcze przed chwilą widniała twarz Starego Pierdziel, była pusta. Agata zaklęła na głos i tupnęła nogą z taką siłą, aż cały oddział zadrżał. Pomimo stu pięćdziesięciu centymetrów wzrostu nie bez powodu dorobiła się ksywki Ajatollah. 
Wystrzeliła po raz drugi, celując prosto w miejsce, gdzie powinno znajdować się czoło Starego. Kula rozbiła tynk, rysy ułożyły się w kształt pentagramu.

- Kurwa – warknęła, kopiąc niby przypadkiem w ciało Krzyśka. – Przeszukać mieszkanie, trupa zdrajcy też. Skoro ta sierota nie domyśliła się, że znamy jego plany lepiej niż on sam, to musi też mieć tu dowody, sprzedawczyk pieprzony. 
Wydawniczy natychmiast wzięli się do roboty, czarne postaci zaczęły przetrząsać wszelkie kąty. Agata starła pot z czoła, miała dość Wojen Wydawniczych, niech Secretum znajdzie sobie kogoś innego do nadstawiania karku.
Na klatce zjawił się wścibski sąsiad, ale zwiał na widok uzbrojonego oddziału i groźnej miny Agaty. 
- Pani komisarz, chyba mam jego raport. 
- Dawaj – była ciekawa, co też to zero życiowe mogło wykraść Korporacji. 
Co za niesubordynacja, idiota sam zaczął czytać. 
- Co za niesubordynacja, idiota sam zaczął czytać, przeczytał wydawniczy, przeczytał wydawniczy’ – przeczytał wydawniczy. 
- Przestań, bo się zapętli! – Agata z trudem wyrwała mu z ręki książki. Teksty, czytające czytelników były ostatnio popularną bronią wrogów Secretum. 
- Pani komisarz? 
- Co, kurwa?! – ale Agata już wiedziała. To miała być zwykła akcja, a nie pułapka. 
Na klatce pojawił się ten sam sąsiad z tą samą miną. Deja vu. 
- Wszystko się zapętliło – mruknęła Agata. – Oddział, odwrót!
Za późno. Podłoga pękła, rysy ułożyły się w kolejne pentagramy, tynk zaczął spadać z sufitu. Wszystko zaczęło się sypać. 
- Schody… Schody zniknęły. 
Agata przełknęła ślinę. Widać Krzysiek nie był takim kretynem, za jakiego go brała. 
To koniec. Wydawnictwa zaczęły cięcie.
Znak, że nadchodzi Redaktor.

Dział: Secretum Grozy

Tornado zrobiło niezły burdel na osiedlu. W dodatku najbardziej zdewastowane miejsca oblepiła przypominająca gigantyczną pajęczynę Ciemność.

- Cholerni Korektorzy – powtarzał raz za razem Krzysiek, porównując zniszczenia za oknami z tymi, jakich nasłani przez konkurencję frajerzy dokonali w jego tekście. Z trzynastu napisanych wcześniej części większość była teraz w strzępach. Wiele fragmentów zniknęło.

Korporacja Secretum będzie wściekła. To ona pod koniec ubiegłego roku zesłała Krzyśka w ten rejon. Miał spisywać raporty na temat wszystkiego, co wyda mu się choć trochę podejrzane. Sądzono, że któreś z konkurencyjnych Wydawnictw nasłało tutaj własnych Korektorów, chcąc narobić zamętu. Przez nich spokojne życie okolicznych mieszkańców niepostrzeżenie zaczęło zmieniać się w horror. Jedni umierali, inni doświadczali zbiorowych halucynacji. Na domiar złego w paru mieszkaniach pootwierały się portale w kształcie pentagramów. Słowem: piekło…

Wojna Metanarracyjna trwała już czwarty rok. Ofiary liczono w tysiącach. Autorzy często jako ostatni poznawali skalę tragedii. Jak Stephen King, który pewnego dnia z przerażeniem stwierdził, że ktoś jego „Lśnienie” zmienił w liczący pięćset stron elaborat o żarówkach, lampach i latarkach.

Krzysiek zadzwonił do centrali i powiedział, co się właśnie stało.

Tak, straciliśmy kilku bohaterów. Tak, świat przedstawiony doznał uszczerbku. Tak, puste przestrzenie wypełniła Ciemność. Nie, nie kasujcie jeszcze tego projektu. Będę drążył głębiej.

Zamknął laptopa, wstał od biurka i wyszedł poza zasięg wiszących mu nad głową kamer i mikrofonów, dzięki którym Korporacja od początku miała go na oku. Na korytarzu przyłożył dłoń do ściany. Tynk sczerniał i odpadł. Pod spodem wyrósł pentagram, ze środka którego spoglądała teraz na Krzyśka twarz starego mężczyzny.

- W Sercretum wciąż nie wiedzą, że to ty mnie im podłożyłeś. Myślą, że anomalie są robotą kogoś z zewnątrz.

- Rozpoczynamy fazę drugą – odparł starzec, odsłaniając bezzębne dziąsła w uśmiechu.

Dział: Secretum Grozy
poniedziałek, 11 luty 2019 13:50

Staruszek Logan #1: Strefy wojny

„Staruszek Logan. Strefy wojny” Briana Michaela Bendisa to jeden z albumów rozpoczynający nową fazę w komiksowym uniwersum Marvela. Fabuła w nim przedstawiona jest pokłosiem wydarzeń, które miały miejsce w ostatnim dużym evencie Tajne Wojny. Przypomnę, iż większość superbohaterów poległa w walce ze złoczyńcami. Nieliczni, którzy przetrwali, wiodą życie w ukryciu. Doszło również do zderzenia wszystkich równoległych rzeczywistości uniwersum, wskutek czego powstała olbrzymia planeta – Bitewny Świat, na której boską władzę ma von Doom. W tym niebezpiecznym i tajemniczym świecie pojawia się zmęczony życiem i będący w podeszłym już wieku Logan.

old man logan

W tym miejscu warto cofnąć się o 10 lat i przypomnieć dzieło Marka Millara o Staruszku Loganie. To wtedy pierwszy raz przygody Wolverine zostały osadzone w dalekiej przyszłości, w której również suberbohaterowie już nie żyją, a niebezpiecznym światem rządzą przestępcy. Ten brutalny komiks dał podwaliny Bendisowi do zapoczątkowania nowej serii. „Strefy wojny” to w pewnym sensie kontynuacja historii opowiedzianej przez Millara, która sprytnie została wplątana w Tajne Wojny. Okazuje się bowiem, iż niegdyś największy z mutantów Logan przedostaje się z postapokaliptycznego miejsca do różnych stref Bitewnego Świata. Każda z nich jest odmienna i wręcz egzotyczna w porównaniu do znanej Loganowi jałowej krainy, którą dotychczas przemierzał. Pozornie idealne miejsca stworzone przez Dooma niosą jednak większe niebezpieczeństwa niż pełen przestępców brutalny świat. Szczególnie że nie wszystko jest takie, jakie początkowo się wydaje. Nie wiadomo co jest prawdą, a co wymysłem wyobraźni naszego bohatera. Na swojej drodze spotyka on m.in. Tony’ego Starka, Thora czy młodych X-Menów, których w końcu kiedyś zabił pod wpływem iluzji Mysterio. Na dodatek spotkani mutanci niedawno pochowali swoją wersję Wolverine’a. Logan musi odkryć sekrety nie tylko stref Bitewnego Świata, jak również samego siebie.

old man logan 2p

Pierwszy tom „Staruszka Logana” Bendisa dla osób, które nie zapoznały się wcześniej z serią Millara, jak również z eventem Tajne Wojny, może być bardzo chaotyczny. Czytelnik zostaje wrzucony praktycznie w sam wir wydarzeń, a w odnalezieniu się w fabule wcale nie ułatwiają liczne odwołania do wcześniejszych historii. Wprawdzie na początku tomu znajduje się notka nakreślająca sytuację, to późniejsze prowadzenie fabuły przez scenarzystę, czyli skakanie po lokacjach sprawia, iż czujemy się nieco zagubieni. Brakuje tutaj jakiejś głównej osi fabularnej, jakiegoś tła. Dopiero pod sam koniec wszystko zaczyna się delikatnie klarować. Biorę jednak pod uwagę fakt, iż oryginalnie seria liczy 9 albumów i wiele wskazuje na to, iż kolejne numery będą już stanowiły bardziej spójną opowieść.

Aktualnie Logan Bendisa różni się znacznie od tego Logana znanego z historii Marka Millara. Jest zagubiony i kompletnie nie rozumie sytuacji, w jakiej się znalazł. Szczególnie iż nowa rzeczywistość wywraca ponownie jego życie do góry nogami. Drzwi, które myślał, iż zostały już zamknięte, nagle okazują się ponownie otwarte, aby nie powiedzieć, że wręcz rozwalone.

Bardzo oryginalna jest tutaj oprawa graficzna, która na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Andrea Sorrentino nieustannie tutaj eksperymentuje praktycznie ze wszystkim. Wszystko jest takie chaotyczne (jak fabuła). Raz jego kreska jest wyraźna, a postacie fajnie ukazane, aby za chwilę wszystko wyglądało jak rysowane od niechcenia. Takie uproszczone i surowe. Szczególnie bolesne jest to podczas scen walki, gdzie aż prosi się o większą szczegółowość. Bardzo ładnie za to wyglądają duże kadry, szczególnie te 2-stronnicowe. Zaszalał również Marcelo Maiolo, który odpowiadał za kolory. Tak dużego stężenia czerwieni w jednym albumie dawno nie widziałem.

Przed Bendisem stało bardzo ciężkie zadanie zmierzenia się z komiksem Millara. Musiał umiejętnie otworzyć zamkniętą już historię o Staruszku Loganie oraz włączyć ją do aktualnego kanonu. Jednak tylko częściowo udało mu się uzyskać zadawalający efekt. Do pełnej satysfakcji dużo jeszcze brakuje. Co najważniejsze, brakuje konkretnej spójnej historii. Otrzymaliśmy brutalny (choć nie tak jak u Millara) i chaotyczny komiks, który jedynie daje nam nadzieję, iż kolejne tomy będą lepsze pod względem fabularnym i graficznym.

Dział: Komiksy
czwartek, 07 luty 2019 19:28

Upadające Imperium - zapowiedź

Pierwsza powieść nowej serii w konwencji space opera, osadzonych w całkowicie nowym uniwersum, napisana przez laureata nagrody Hugo, autora bestsellerów z listy New York Timesa: Wojna starego człowieka oraz Czerwone koszule.

Naszym Wszechświatem rządzi fizyka, więc podróżowanie szybciej niż prędkość światła nie jest możliwe. Tak było, dopóki nie odkryto Nurtu – pozawymiarowego pola, do którego możemy uzyskać dostęp w określonych punktach Czasoprzestrzeni, a ono niesie nas do innych światów, krążących wokół innych gwiazd.

Dział: Książki
środa, 30 styczeń 2019 12:22

Wywiad z Naomi Novik

Przez wiele lat publikowała Pani wyłącznie książki z cyklu o Temerairze, a w ostatnich latach ukazały się Wybrana i Moc srebra, powieści w dużej mierze oparte na przeżyciach Pani rodziców i niewątpliwie bardziej osobiste. Czy praca nad tymi dwiema książkami wymagała większego zaangażowania emocjonalnego?

Naomi Novik: Kiedy piszę, zawsze jestem emocjonalnie związana z bohaterami i ich historią w danym czasie. To coś, co motywuje mnie do pisania. Ale przy Wybranej i Mocy srebra sam research był związany z emocjami. Starałam się przekopać przez świat w mojej pamięci, który został stworzony przez moich rodziców, ich historię i opowieści.

Dział: Wywiady
środa, 02 styczeń 2019 17:51

Niezłe ziółka

Jedną z ukochanych gier mojego dzieciństwa była karcianka (również komputerowa) „Green Thumb Cards”. Dlatego właśnie, gdy ujrzałam tytuł „Niezłe ziółka”, moje oczy aż zaświeciły się z podekscytowania. Czy jednak gra od wydawnictwa Granna spełniła moje oczekiwania?

Cel gry

Zadaniem graczy jest zdobycie, jak największej liczby punktów sadząc i przesadzając różne odmiany ziół.

Strona wizualna

„Niezłe ziółka” to typowa, dobrej jakości gra karciana. Posiada przyjemną dla oka, pastelową szatę graficzną. Dołączona do gry instrukcja jest prosta i przejrzysta.

Przygotowanie

Każdy z graczy otrzymuje cztery karty naczyń w wybranym przez siebie kolorze.Jeden z graczy łączy i tasuje karty ziół oraz karty ziół specjalnych. Uzyskana talia powinna zwierać 72 karty.W zależności od liczby graczy odrzucamy wskazaną w instrukcji liczbę kart.Gotową talię kładziemy na środku stołu, pamiętając, by zostawić miejsce na wspólny ogród i kartę ziołowego ciasta.Rozdajemy każdemu z graczy po jednej karcie pomocy.

Przebieg rozgrywki

Gra toczy się do momentu, aż wyczerpie się talia ziół, a żadem z graczy już nie będzie mógł wykonać żadnego ruchu. W swojej turze gracz może przesadzić zioła z ogrodu wspólnego lub/i z własnego ogrodu do jednego ze swoich naczyń, według wyznaczonym na nim wskazań. Następnie gracz musi posadzić nowe zioła, po jednym w ogrodzie wspólnym i swoim prywatnym. Sam decyduje o kolejności sadzenia. Nawet jeżeli gracz wykorzystał już swoje naczynia, musi sadzić zioła aż do momentu, gdy skończą się karty w talii. Gdy żaden z graczy nie ma już możliwości ruchu, następuje podliczanie punktów (według zawartych na kartach naczyń instrukcji). Przez twórców gry przewidziany został również wariant drużynowy i wariant solo.

Wrażenia

Może nie jest to moje ukochane „Green Thumb Cards”, ale gra przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Jest to niby prosta karcianka, ale pojawia się w niej całe morze możliwości. Zarówno rywale, jak i osoby, które preferują rozgrywki kooperacyjne, mają w niej spore pole do popisu. W razie nudy i braku znajomych w pobliżu można też zagrać samemu, niczym w pasjansa. Grafika również mnie do siebie przekonała, jest elegancka i uspakajająca.

Podsumowanie

„Niezłe ziółka”, to gra, która stworzona została nie tylko z myślą o najmłodszych zawodnikach. Myślę, że spokojnie można zagrać w nią na popołudniowym spotkaniu osób dorosłych i to wcale niekoniecznie zakochanych w różnego rodzaju grach bez prądu. Rozgrywka w „Niezłe ziółka” jest bardzo miłym doświadczeniem, a sama gra niezwykle pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się po niej, że będzie tak rozbudowana, a jednocześnie oparta na prostych zasadach i przyjemna. Polecam! Warto w nią zainwestować.

Dział: Gry bez prądu