Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i Ska
Nie wszystko zostało zapomniane
Zastanawialiście się kiedyś, jak traumatyczne przeżycie zmieniłoby Wasze życie? Jak wpłynęłoby to na waszych bliskich? Co byście czuli? Czy potrafilibyście wrócić do normalnego życia? A może wolelibyście tego nie pamiętać? Wendy Walker w swojej powieści podsuwa nam pewnie wyobrażenie życia po tragedii.
Jenny Kramer była jak wiele innych 15-latek, uśmiechnięta, wysportowana, ciesząca się życiem, pełna energii dziewczyna. Jej świat legł w gruzach, gdy podczas zabawy 10. klasy Fairview została brutalnie zgwałcona i okaleczona. Matka dziewczyny forsuje decyzję o terapii, która ma całkowicie wymazać to drastyczne zdarzenie z pamięci jej córki. Wydaje się to wtedy idealnym rozwiązaniem, jednak już niedługo potem wypływają skutki tej fatalnej decyzji.
Atak na Jenny ma ogromny wpływ również na jej rodziców. Ojciec nieustannie czuje się winny, absurdalnie wydaje mu się, że nie potrafił obronić swojej małej dziewczynki, popada w obsesję na punkcie schwytania i ukarania sprawcy. Matka walczy o dom, który misternie zbudowała, a którego sama nie doświadczyła w młodości.
Historię poznajemy z punktu widzenia narratora, który na początku jest nam nieznany, ale na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z inteligentnym i wykształconym człowiekiem. Muszę przyznać, że zaciekawiło mnie to i zachęciło do dalszego czytania. Narrator ujawnia swoją tożsamość dopiero po pewnym czasie, czym wyjaśnia trochę sytuację czytelnikowi. Wraz z biegiem akcji poznajemy go bardziej, obserwujemy zmianę, jaka u niego zachodzi. Dość szybko poznajemy też jego zamiary, pragnie, aby Jenny odzyskała pamięć, aby sprawiedliwości stało się zadość. Wagę tych słów mamy poznać znacznie później.
Autorka podjęła ciężki temat – brutalny gwałt na nastolatce i nie szczędzi nam mocnych faktów oraz opisów. Dodaje to wiarygodności tej historii, a według mnie lekkie podejście do tematu zepsułoby całą koncepcję. Fabuła jest dość złożona, wprawdzie poznajemy ją z perspektywy jednej osoby, jednak narrator często zatrzymuje się, by wyjaśnić wydarzenia z przeszłości lub zapowiada wydarzenia, o których będziemy mogli dopiero przeczytać. Przytacza również wypowiedzi innych bohaterów lub opowiada, jak sobie wyobraża przebieg niektórych zdarzeń. Z jego pomocą składamy tę historię w całość. Pisarka stara się dokładnie wyjaśnić nam, jak działa mózg i choć wielokrotnie powtarzające się opisy procesów zachodzących w ludzkim mózgu na dłuższą metę mogą wydawać się nudnawe, to są one wyłożone zrozumiale i te powtórzenia naprawdę pomagają zrozumieć. Osoba mówiąca co jakiś czas podsumowuje dotychczasowe wydarzenia i zwraca się bezpośrednio do czytelnika z pytaniem, czy nadąża za historią.
„Nie wszystko zostało zapomniane” pokazuje, jak jedno traumatyczne wydarzenie wpływa na życie nie tylko ofiary, ale i ludzi, którzy ją otaczają. Opisuje złożoną naturę ludzką, przytłaczające emocje i to jak bohaterowie sobie z nimi radzą lub też nie. Dotkliwie uświadamia, że każdy ma swoje demony i te demony kierują naszym postępowaniem. Zdrada, manipulacja, rzeczy, do których jesteśmy zdolni, by ratować swoje dziecko – cała niewygodna prawda o nas samych, wszystko to tutaj znajdziecie. Na dodatek zakończenie tak zaskakujące, że skłoni Was do solidnych przemyśleń. Zaryzykujecie?
"Nowy dom na wyrębach" Stefana Dardy pod patronatem
Już 14 czerwca nakładem wydawnictwa Videograf oraz pod patronatem Secretum ukaże się "Nowy dom na wyrębach" - kontynuacja bestsellerowej serii grozy Stefana Dardy. Minęło kilka miesięcy od dnia, w którym Hubert Kosmala po raz ostatni odwiedził Wyręby, jednak wydarzenia, które miały tam miejsce na początku 1996 roku, zaczynają coraz mocniej odbijać się na jego życiu prywatnym i zawodowym.
Zatrzymać gwiazdy
Rzadko spotyka się romans, w którym już na wstępie zdradza się zakończenie, a co więcej bardzo prawdopodobne, że para głównych bohaterów kochanków poniesie śmierć. Jeśli dodać do tego, że znajdują się w przestrzeni kosmicznej bez szans na ratunek, a powietrza mają tylko na 90 minut, to robi się bardzo interesująco. Skąd się tam wzięli? I dlaczego czeka ich tak dramatyczny koniec? Taką zagadką raczy swoich czytelników Katie Khan w swojej debiutanckiej powieści Zatrzymać gwiazdy. Brzmi intrygująco?
Świat, jaki znamy i w którym żyjemy obecnie, już nie istnieje. Na skutek wojennych kataklizmów i użycia przez światowe mocarstwa broni nuklearnej, Stany Zjednoczone i Bliski Wschód przestały istnieć. Ocalała Europa, chcąc się ratować, stworzyła utopijny ustrój społeczny, którego podstawą jest tzw. Rotacja. W praktyce oznacza to, że obywatele muszą co 3 lata zmieniać miejsce zamieszkania. Ma to sprzyjać poznawaniu innych kultur i niwelowaniu różnic. Nie zawiera się poważnych związków, a jedynie przygodne relacje, a rodziny oraz dzieci można mieć dopiero po 40. roku życia.
W powieści pobrzmiewają echa Nowego, wspaniałego świata autorstwa Aldousa Huxleya i podejrzewam, że to właśnie na cześć tego pisarza autorka nadała jednemu z urzędników jego imię. To także z tej powieści zaczerpnięty został motyw społecznej rozwiązłości czyli zachęcania obywateli do przygodnego seksu, jak i kiedy się spodoba. Młodzi bohaterowie są co prawda dopiero drugim pokoleniem żyjącym w tym ustroju, a już widać wyraźnie, że ta powierzchowność i płytkość relacji wielu bardzo przypadła do gustu i zakorzeniła się w ich świadomości na tyle, że próby stworzenia czegoś stałego są postrzegane jako dziwactwo.
Jak zawsze jednak w takim ustroju znajdzie się ktoś, kto zapragnie żyć inaczej, tak jak kiedyś.
Carys jest pilotem agencji kosmicznej, Max to kucharz, marzący jednak o czymś więcej. Kiedy się poznają coś między nimi iskrzy, choć nie powiedziałabym, że to wybuch supernovej. Wyraźnie widać, że mogłoby coś z tego być, więc bohaterowie krążą wokół siebie, chcieliby, ale nie wypada, bo reguły społeczne, itd. Prawda jest taka, że wychowani w mocno zlaicyzowanym pod względem zasad świecie, Carys i Max muszą dorosnąć do bycia razem i do podjęcia kilku ważnych decyzji. Podróż w kosmos ma być sprawdzianem ich decyzji.
Podobało mi się, że Carys i Max nie są nastolatkami, tylko ludźmi pod trzydziestkę. Dzięki temu fabuła ma zupełnie inny wymiar; nie ma tu łez, wątpliwości i małoletnich dylematów. Jest za to dwoje dorosłych ludzi, którzy próbują coś razem stworzyć, a do ideałów im daleko. Na tym przecież polega życie; trzeba ze sobą rozmawiać, docierać się, razem dojrzewać, słowem łamać się z życiem. Coś może się nie udać, nie ma stuprocentowej pewności, że będzie jak w bajce. Ale na tym przecież polega dorosły związek.
Finał składa się z trzech wariantów zakończenia. Plusem tego jest możliwość wybrania, który wariant najbardziej przypadł czytelnikowi do gustu. Nie jestem jakąś wielką zwolenniczką dramatów, ale osobiście najbardziej realne i logiczne wydało mi się zakończenie numer trzy.
Przeróżne recenzje w Sieci nazywają Carys i Maxa nowymi Romeo i Julią. Nie do końca się z tym zgadzam, bo w moim odczuciu Romeo i Julia byli parą niedojrzałych emocjonalnie nastolatków, zaś Carys i Max to dorośli ludzie, rozsądni i myślący, a także pełni wad, przez co prawdziwsi i bardziej wiarygodni. Myślę, że powieść Zatrzymać gwiazdy nie potrzebuje takich porównań, bo jej fabuła świetnie obroni się sama. Na przykładzie głównych bohaterów widzimy, że do miłości i bycia razem, trzeba razem dążyć i razem dojrzewać. Osobno nie zdziałają nic, razem mogą osiągnąć bardzo wiele.
Zatrzymać gwiazdy to piękna i mądrze napisana powieść. Pochłania swoją fabułą, jak kosmos, w którym się toczy.
Polecam. Wartościowa pozycja.
Milczenie lodu
Milczący lód, przytłaczająca ilość śniegu i małe, rybackie miasteczko, spowite nocą polarną. To tutaj zabiera nas Ragnar Jónasson, w pierwszej powieści cyklu „Mroczna wyspa lodu”. Dodajmy to tego policjanta – żółtodzioba z południa, a otrzymamy islandzki kryminał, który szturmem wtargnął na pierwsze miejsce Amazonu.
Pamiętam swój zachwyt, gdy kilka lat temu sięgnęłam po trylogię „Millenium”. Oczywiste dla mnie było, że „Milczenie lodu”, promowane jako powieść wyprzedzająca popularnością tytuły Stiega Larssona, prędzej czy później znajdzie się w moich rękach. Skuszona i zaintrygowana rozpoczęłam lekturę.
Ari Thór nie jest typowym bohaterem gatunku. Jest to młody mężczyzna, który jeszcze nie potrafi zapuścić korzeni. Wcześniej próbował odnaleźć siebie w szkole filozofii, następnie studiował teologię, by odzyskać wiarę po tym, gdy w wieku 13 lat okrutny los pozbawił go rodziców. W końcu porzucił również teologię na rzecz akademii policyjnej. Gdy dostaje propozycję pracy z Siglufjördur jest jednocześnie szczęśliwy i zaniepokojony o przyszłość związku z ambitną studentką medycyny. Ostatecznie przenosi się na północ, do miasteczka, gdzie podobno nic się nie dzieje. Czy aby na pewno? Spokój miasteczka przerywa niespodziewana śmierć sławnego pisarza. Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna zginął wskutek nieszczęśliwego wypadku, jednak młody Ari Thór ma co do tego wątpliwości. Niedługo po tym, bliska śmierci młoda kobieta zostaje odnaleziona we własnym ogrodzie.
W Siglufjördur odczuwalny jest niepokój, podwojony faktem, iż jedyny tunel prowadzący do miasta zostaje zasypany śniegiem. Autor bawi się z czytelnikiem, dawkuje emocje. Już pierwsze strony witają łagodnym opisem śnieżnego, zimowego wieczoru, zaraz jednak sielankowy opis zostaje zakłócony informacją o śmierci w Towarzystwie Dramatycznym oraz obrazem półnagiej kobiety leżącej w kałuży własnej krwi. O jakiej śmierci mowa? Czy kobieta przeżyje? Jak do tego wszystkiego doszło? Tego właśnie dowiemy się znacznie później. Fabuła przerywana jest bardzo krótkimi fragmentami ukazującymi losy innej, starszej kobiety, która zostaje napadnięta we własnym domu. Po kilku takich przerywnikach pisarz postanawia zostawić czytelnika w niepewności niemal do zakończenia powieści. Gdy główny watek nabiera tempa, akcja przerywana jest tym razem akapitami przybliżającymi bohaterów kryminału, ich często niełatwe losy, oraz to, co sprawia, że fiord silnie ich przyciąga.
Pisarz umiejętnie pozwala odbiorcy zanurzyć się w ciemność przysypanego śniegiem Siglufjördur. Pozwana poczuć to, co Ari Thór – narastającą klaustrofobię i pochłaniającą go samotność północy w odciętym od świata zimowym mieście, gdzie wszyscy się znają , a przybyszom trudno odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Historia zbudowana jest dość ciekawie. Czytelnik pozostaje w niepewności, podejrzenia po kolei spadają na każdego, nawet na tych, pozornie niepowiązanych ze sprawą. Otrzymujemy strzępki informacji, które najpierw trudno ze sobą połączyć. Puzzle składają się w całość, dopiero w finalnej części książki. To, co może utrudnić czytanie to na pewno islandzkie imiona, nazwy miejscowości czy ulic, jednak jest to rzecz, do której jesteśmy się w stanie przyzwyczaić. Na dodatek zapobiegawczy wydawca ułatwia czytelnikowi zadanie dodając mapę Islandii oraz miejscowości Siglufjördur. Małe zastrzeżenie, które mam do wydawnictwa to systematycznie pojawiające się literówki.
„Milczenie lodu” nie jest może powieścią, od której nie można się oderwać, jednak czyta się ją przyjemnie. Zaletę stanowią na pewno niesztampowy bohater, któremu brak doświadczenia często przysparza kłopotów, mroczna sceneria historii oraz małomiasteczkowy klimat, gdzie każdy sekret jest powszechnie znany, a przyjezdni czują się wyobcowani. Brakuje jej natomiast tego, co sprawi, iż czytający zostaje całkowicie pochłonięty w wir wydarzeń. Mimo tego myślę, że powieść jest godna przeczytania i warto sięgnąć również po kolejne tomy. Kolejne tytuły serii – „Milczenie nocy”, „Zaćmienie”, „Milczenie czasu”.
Mordercy
„A policja musi przecież jakoś żyć / Gdy praca nisko płatna, ktoś inny musi płacić / Za takie marne grosze, to jest typowe / Tylko idiota by nadstawiał swoją głowę” - te słowa Kazika Staszewskiego bywają niekiedy prorocze. Choć wewnętrzne śledztwa policji są tajne, od czasu do czasu do mediów przecieka wiadomość o skorumpowanych policjantach, o funkcjonariuszach, którzy nawet czynnie uczestniczą w nielegalnych procederach. Uciszając swoje sumienie, tłumaczą się niskimi zarobkami, nie zdając sobie sprawy, że ich postępowanie jest powodem braku zaufania społecznego i powszechnej niechęci do współpracy z policją.
Co jednak wspólnego sprzedajni policjanci mają z przypadkowymi zabójstwami, które przetaczają się przez Filadelfię? Co łączy (i czy rzeczywiście łączy) zgon funkcjonariusza z wydziału antynarkotykowego, podwójne morderstwo w nocnym klubie i śmierć z przedawkowania? Na to pytanie odpowiada W.E.B. Griffin, autor serii powieści kryminalnych „Odznaka honoru”, w których zmierza się z rzeczywistością funkcjonowania policjantów z Filadelfii. Szósty tom serii, zatytułowany „Mordercy”, to wielowątkowa historia, w której temat korupcji wśród funkcjonariuszy przeplata się z obrazami ich codziennej pracy oraz fragmentami życia prywatnego, często niestety nieudanego. To książka dla wszystkich zainteresowanych dobrze skonstruowaną opowieścią, stanowiącą kompilację realizmu – szarej rzeczywistości oraz fantazji autora, która jednak inspirowana jest wydarzeniami, o których nieustanie donoszą media. A wszystko to zabarwione jest polityczną grą oraz ponurym obrazem rozpadających się związków funkcjonariuszy policji.
Pierwsza ofiara, Jerry Kellog, funkcjonariusz Piątej Brygady Antynarkotykowej Departamentu Policji Miasta Filadelfia, zginął w swoim domu. Funkcjonariusze znaleźli go w kuchni, z ranami postrzałowymi głowy – został zabity ze swojej własnej broni. Podejrzenia policji kierują się w stronę małżonki, z którą pozostawał w separacji, a także jej nowego partnera, również policjanta, detektywa Milhama z wydziału zabójstw. Kobieta jednak, jako motyw morderstwa wskazuje korupcję, oskarżając funkcjonariuszy Piątej Brygady. Podejrzewa zarówno męża, jak i jego kolegów o branie łapówek, jako dowód podając zakup łodzi oraz domu za gotówkę, które to transakcje mąż przeprowadził przed ich rozstaniem. Na prawdopodobieństwo takiego motywu wskazuje brak taśm magnetofonowych, na których Kellog rejestrował wszystkie rozmowy.
Ofiarami kolejnego morderstwa, dokonanego w klubie Inferno Lounge, jest żona jednego z właścicieli lokalu, Geralda Atchisona, a także jego wspólnik. Atchison utrzymuje, iż morderstwo zostało dokonane przy okazji rabunku, a on sam został przez napastników zraniony w nogę. Historia, którą opowiada, nie przekonuje jednak funkcjonariuszy. Trzecie zgłoszenie, zarejestrowane przez policyjną centralę, prowadzi funkcjonariuszy do willowej dzielnicy miasta. To w jednej z okazałych rezydencji, w domu szanowanej rodziny Detweilerów, dochodzi do tragedii. Ich córka, Penelope, została znaleziona przez pokojówkę w łóżku, a wszystko wskazuje na śmierć z przedawkowania. Pozostaje pytanie czy fakt, iż zmarła była dziewczyną jednego z funkcjonariuszy policji, Matthew Payne'a, ma jakieś znaczenie.
Wszystkie te śmierci boleśnie obnażają słabość filadelfijskiej policji, wydają się być również powiązane ze śledztwem w sprawie skorumpowanych policjantów, prowadzonym przez Wydział Dochodzeń Specjalnych. Naciski na szybkie rezultaty dochodzenia są tym większe, im większe jest zainteresowanie prasy „prywatną policją burmistrza Carrluciego". Jak zakończy się ta historia? Czy zgony rzeczywiście mają coś wspólnego z korupcją? Odpowiedzi poszukać możemy w powieści „Mordercy”, która wciąga nas w zawiłe dochodzenie, pozwala odczuć polityczną presję, a także uzmysłowić sobie pokusy stojące przed funkcjonariuszami. Sposób narracji oraz zamieszczenie w książce stenogramów z przesłuchań czy raportów dochodzeniowych i raportów z laboratorium kryminalistycznego, jeszcze mocniej angażuje nas w lekturę, czujemy się bowiem częścią większej wspólnoty i ruszamy do akcji. I w pełni zgadzamy się ze słowami burmistrza Carlucciego, który mówi: „Jedyny osobnik gorszy od sprzedawcy narkotyków to skorumpowany gliniarz, który pozwala gnojkom uniknąć kary za ich czyny”.
Legion
Niezwykłe dzieło jak na tego pisarza. Ale niezwykłe nie oznacza złe.
Stephen Leeds to dziwak. Uważa się za zdrowego na umyśle, chociaż lekarze twierdzą inaczej. A niby co jest złego w posiadaniu osobistych halucynacji, z której każda ma swoją osobowość i wiedzę z konkretnego zakresu? I co z tego, że są i takie halucynacje, które mają swoje halucynacje, a w sumie jest ich... Mnóstwo! Specjaliści są bezradni, zleceniodawcy urzeczeni geniuszem Leeds'a, a sam zainteresowany pozostaje obojętny i wykonuje kolejne zlecenia.
Fabularnie jest to kryminał. A tak właściwie dwa. Pierwsza nowelka nosi tytuł „Legion”, druga natomiast „Pod skórą”, a obie łączy postać głównego bohatera. Mamy tu zatem dwie sprawy, które Leeds jako genialny detektyw musi rozwiązać. Początkowo miał to być triller psychologiczny, jednak koniec końców wyszło coś zupełnie innego. Obie nowelki to lekkie historie balansujące na granicy kryminału i sci-fi. Sanderson zatem zaskakuje po raz kolejny udowadniając nam, że jego wyobraźnia nie zna granic.
Jak wspomniałam na początku, jest to niezwykła powieść, jeśli zna się inne dzieła Sandersona. Zazwyczaj jego książki przenika magia, odrębne światy, niezwykłe historie ludzi je zamieszkujących. Tutaj natomiast mamy do czynienia z powieścią rozgrywającą się w realnym, bo naszym świecie. Magią natomiast jest sam umysł głównego bohatera. Stworzenie halucynacji jako wyjaśnienia ludzkiego geniuszu jest nieprawdopodobne. Równie niesamowite są zdolności Stephena do tworzenia kolejnych aspektów (jak sam nazywa swoje halucynacje) w każdej chwili, gdy koniecznym staje się przyswojenie wiedzy z zupełnie nowej dziedziny. To oczywiście rodzi pewne problemy, gdyż próba wyobrażenia sobie naraz kilkudziesięciu aspektów jest niemożliwa. Tym bardziej, że aspekty zdają się żyć własnym życiem, mają swoje sympatie i antypatie, swoje przyzwyczajenia, a nawet żądania. Prowadzi to do wielu zaskakujących i zabawnych sytuacji.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie. Sanderson jak zwykle potrafi porwać czytelnika już od pierwszych stron. Momentami zabawna, momentami budząca grozę, z pełnym wachlarzem emocji pomiędzy. Bardzo mnie zainteresowała, jednak nie mogę powiedzieć, żeby mnie porwała. Może wynika to z moich oczekiwań, gdy widzę to konkretne nazwisko autora na okładce. A może historia była za krótka?
Muszę przyznać, że po skończeniu lektury poczułam niedosyt. Wiele wątków pozostało niewyjaśnionych, pojawiały się ciągle nowe pytania, na które nie uzyskałam odpowiedzi. Czytało się to bardziej jak wprowadzenie do czegoś większego, niż odrębną historię. Chociaż nie jestem pewna, czy czytanie dalszych losów Legiona i jego aspektów nie byłaby koniec końców męczące. Jest to oczywiście coś zupełnie nowego i fascynującego, jednak po dłuższym czasie mogłoby się okazać, że aspekty czytelnik traktowałby jako zwykłych bohaterów książki. Stracili by oni wówczas swoją magię i świeżość, a cała powieść stałaby się zupełnie zwyczajną książką przygodową lub kryminalną.
Nie zmienia to jednak faktu, że dla fanów Sandersona jest to pozycja obowiązkowa. Obrazuje ona rozległy talent pisarza w tworzeniu dzieł niesztampowych i to, że nie ogranicza się do jednego gatunku.
Siedem sióstr
Kiedy niespodziewanie umiera charyzmatyczny Pa Salt, jeden z najbogatszych ludzi świata, w życiu jego sześciu adoptowanych córek, nazwanych na cześć mitycznych Plejad, otwiera się nowy rozdział. Oto bowiem młode kobiety stają nie tylko w obliczu nowych wyzwań. Przede wszystkim, jeśli zechcą, będą mogły się zmierzyć z tajemnicami dotyczącymi ich pochodzenia. To ostatnie zmieni je na zawsze, ukształtuje na nowo.
Otwierająca cykl Siedem sióstr pierwsza powieść o tym samym tytule poświęcona jest najstarszej z sióstr, Mai. Lucinda Riley wpadła na genialny w swej prostocie pomysł, zainspirowany po trosze grecką mitologią i motywem Plejad, a po trosze najciekawszymi zabytkami kultury. W siedmiu książkach ma zamiar opowiedzieć historie młodych kobiet, które w dzieciństwie adoptował ten sam człowiek, równie bogaty, co tajemniczy. Każda z sióstr jest inna, nie tylko z racji pochodzenia, ale też zainteresowań i wybranej drogi życiowej.
Bohaterka części pierwszej Maja jest uzdolnioną tłumaczką i bardzo piękną kobietą. Gdy, po śmierci adopcyjnego ojca, dowiaduje się, skąd pochodzi, decyduje się tam pojechać i poszukać swoich korzeni. Brazylia wita ją przepiękną pogodą, aromatycznym jedzeniem i dźwiękami samby.
By poznać pochodzenie Mai, cofamy się do końca lat 20 ubiegłego wieku. Na krótką chwilę odwiedzamy także Paryż i przyglądamy się planom powstania posągu, znanego dziś jako Chrystus Zbawiciel. Te fragmenty osobiście, zainteresowały mnie najbardziej. Czy Maja odnajdzie swoich krewnych i pozna przyczyny, dla których oddano ją do adopcji? A może oprócz wiedzy o przeszłości swojej rodziny, zyska coś jeszcze?
Siedem sióstr to intrygująca, dobrze napisana powieść, która bardzo wciąga. Wzruszająca jest historia młodej Izabel, a także Mai, która trochę się w życiu pogubiła. Czyta się z ogromnym zainteresowaniem i, naprawdę nie przesadzam, w trakcie lektury czułam się, jakbym Brazylię odwiedziła osobiście. Co cudowne odczucie.
Cykl Siedem sióstr to wspaniałe literackie przedsięwzięcie, któremu kibicuję całym sercem. 7 powieści gwarantuje nie tylko niezwykłą podróż po całym świecie, bo z namiętnej i gorącej Brazylii, historia zabierze nas do zimnej i surowej w swym pięknie Norwegii, ale też rewia kobiecych charakterów i i niezwykłych rodzinnych historii, okraszonych historycznymi ciekawostkami. Dlatego też gorąco zachęcam do lektury pierwszego tomu cyklu i mam nadzieję, że drugi i kolejne tomy, pojawią się na polskim rynku książkowym, niebawem. Polecam! To magiczna i cudowna literacka uczta!
Nadjeżdża Polska Luxtorpeda!
Wydawnictwo Egmont Polska wydaje nową, rodzinną grę planszową związaną z polską kulturą, historią, przyrodą, rodzimą kuchnią ale i językiem polskim. „Polska Luxtorpeda” to dynamiczna, towarzyska, bardzo emocjonująca planszówka, w efektownej szacie graficznej. 11 kwietnia br. gra trafi do sprzedaży na terenie całej Polski.
Mroczna przepowiednia. Tom 2. Apollo i boskie próby
Zeus ukarał swojego syna Apollina – boga słońca, muzyki, łucznictwa, poezji i wielu innych rzeczy – zsyłając go na ziemię w postaci niezdarnego, pryszczatego, śmiertelnego szesnastolatka imieniem Lester. Aby odzyskać miejsce na Olimpie, Apollo musi przywrócić do działania kilka Wyroczni, które znikły z radarów. Co szkodzi Wyroczniom i jak Apollo/Lester ma cokolwiek w tej sprawie zrobić pozbawiony swoich mocy?
Projekt Królowa
Debiuty nowych autorów są zawsze znakiem zapytania. Tak jak co po niektórych wyjadaczach rynku książkowego możemy spodziewać się, co znajdziemy tuż za okładką ich książek, to w przyadku początkujacych pisarzy zawsze towarzyszy nam aura niepewności, lecz zarazem nadziei, że dostaniemy produkt zaskakujuący, wciągający, doby... Jak zatem prezentuje się książka Dominki Rosik pt. Projekt Królowa?
Osiem osób. Tajemniczy ogród zimowy. I eksperyment, którego nigdy nie zapomną... Emily budzi się w podziemiach szpitala psychiatrycznego. Poznaje siedem osób, których nigdy wcześniej nie spotkała. Nikt nie pamięta poprzedniej nocy. Telefony oraz komputery zostały zablokowane. Z każdą godziną sytuacja zaczyna się pogarszać. Pojawiają się kolejne niewiadome i dzieją się rzeczy, których nie da się logicznie wyjaśnić. Ktoś zmusza bohaterów do gry na śmierć i życie... Prawda? Złudzenie? Żart? Efekt choroby psychicznej jednego z bohaterów? A może wszystkich? Jedno jest pewne. Uczestnicy eksperymentu muszą poddać się regułom gry, żeby znaleźć wyjście z obiektu. Zwłaszcza, gdy wychodzi na jaw, że każda z uwięzionych osób kłamie.
Interesujące zapowiedzi książki od razu przyciągnęły moją uwagę. Pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy to Druga Szansa Katarzyny Bereniki Miszczuk, ale dużo, dużo mroczniejsza. Bez zastanowienia sięgnąłem po ksiażkę, chociaż w głębi gdzieś wiedziałem, że książka debiutantki może przynieść rozczarowanie. Powieść rozpoczyna się naprawdę dobrze, od razu wkraczamy w pełen niedopowiedzeń świat naszej głównej bohaterki - Emily. Już po pierwszych stronach dało się odczuć, że autorka naprawdę stworzyła w swojej wyobraźni bogaty świat i bardzo skomplikowaną intrygę. W dodatku autorka pokusiła się o różne punkty widzenia, chciała przedstawić historię bacząc na to, jak odbierają ją pozostali bohaterowie. Jest to zabieg bardzo sprytny, szczególnie jeśli mamy do czynienia z książką mroczną i tajemniczą. Za to brawa. Ogólnie pomysł na książkę także nalezy do ciekawych, widać fascynajce Rosik szachami, co mi osobiście także przypadło m ido gustu, bo zdarza mi się w nie grywac.
Mimo, że historia wyszła autorce naprawdę okej, to niestety widać także brak doświadczenia. Na pewno głównym, nieco rażącym elementem, przynajmniej dla mnie, były słabo nakreślone charaktery bohaterów. Różne punkty widzenia nie dawały takiego klimatu, jakie powinny. Wyobrażam sobie, że budowanie osobowości nie jest wcale zadaniem łatwym, jednak osoby występujace u Rosik są albo przerysowane, albo po prostu niewyróźniające się i szare, a co za tym idzie, są mało ciekawe, nie zwracają uwagi czytelnika.
Drugą rzeczą, którą wyłapałem podczas lektury to brak napięcia. Książka aż się prosi o to, by być mroczną, jednak nie do końca jest. Mam wrażnie, że pisarka bardzo chciała nadać swojemu dziełu właśnie taki klimat, jednak nie wyszło to tak, jak powinno. Strach, zaskoczenie, tajemnica... to wszystko jest po prostu opisane, ale dla mnie nieodczuwalne.
Projekt Królowa to ksiażka, która na pewno zwraca uwagę. To dosyć interesujący debiut, szczególnie dzięki przemyślanej i fajnej fabule. Widać jednak, że powieść jest debiutem, i da wyczuć się braki w warsztacie, w budowaniu klimatu. Mimo to jednak chciałbym książkę polecić. Opinię może mieć każdy, każdy inną w dodatku i nie zawsze prawdziwą. Nic jednak nie motywuje autora tak, jak ilość sprzedanych egzemplarzy, a kupić książkę naprawdę warto. Mam nadzieję przeczytać jeszcze kiedyś inne dzieła Dominiki Rosik, bo fantazję to dziewczyna z pewnością posiada!