Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i Ska
Empatajzer
Fragment powieści "Wrzask"
Po ucieczce z Lengardu – podziemnego ośrodka rządowego – Alyssa Scott zna już swój dar. Jest Mówiącą. Jest Kreatorką, a nie potworem. Jednak w laboratorium szalonego, śmiertelnie niebezpiecznego naukowca Kendalla Vanika zostali jej przyjaciele i Landon Ward, który nauczył ją kontrolować jej dar, który ją okłamał, którego... Alyssa desperacko pragnie ich ocalić, ocalić musi także resztę świata.
Szamańskie tango
Czasami to, czego się boimy najbardziej, jest nam najbardziej potrzebne.*
Możemy odkładać coś w czasie i udawać, że to nic ważnego, że da się w nieskończoność tego unikać. Jednak przed tym, co nieuniknione nie ma ucieczki. Zwłaszcza gdy nagle nie chodzi tylko o nas, ale też o kogoś nam bliskiego. Wtem nie liczy się nic innego.
Zarys fabuły
Dotąd dla Witkacego liczyła się tylko jego praca oraz szamańska działalność. Ostatnio jednak do jego życia ponownie wkroczyła była partnerka i wywróciła je do góry nogami. Wyznała szamanowi, że mają córkę, która odziedziczyła po nim zdolności. Teraz Kurczaczek uczęszcza do specjalnej szkoły i ćwiczy bycie szamanką oraz nabywa nowe umiejętności. Niestety jest nazbyt ambitna i chciałaby być na tym poziomie, co reszta uczniów szkolących się od dłuższego czasu. Nie kończy się to dla niej zbyt dobrze, ale Witkacy wraz z Sępem spieszy jej na ratunek. Nie są to jednak jego jedyne problemy, jak z tym wszystkim sobie poradzi?
Niedawno przypominałam sobie pierwszy tom Szamańskiej serii, więc nadszedł teraz czas na kontynuację. Jak odebrałam Szamańskie tango po takim czasie?
Moje wrażenia
Już w Szamańskim bluesie sporo się działo, ale w tej części od razu daje się zauważyć, że Aneta Jadowska nadaje jeszcze szybszy bieg wydarzeniom i skupia się na tym magicznym świecie. Szamańskie tango to jeszcze więcej spotkań z duchami, marami i upiorami. Dostajemy również sporo rytuałów oraz szamańskich obrzędów. Zwiedzamy Zaświaty, jest dużo mroczniej i niebezpieczniej. Nie znaczy to jednak, że sama historia traci na lekkości, i tutaj nie brak humoru i lekkiego stylu pisania. Szamańskie tango to nieustające wydarzenia, moc emocji i zabawnych momentów. Na nudę z pewnością nie da się narzekać.
Słów kilka o bohaterach
Poprzednio sporo pisałam o Witkacym i w sumie podtrzymuję swoje zdanie, to typ bohatera, którego darzy się sympatią, nawet pomimo jego wad lub nie. Teraz już może nie jest takim samotnikiem, angażuje się w życie córki, czeka go też wiele zmian. Różnie na nie reaguje, ale przyznaję-w tym tomie ani razu mnie nie zirytował. Muszę też jeszcze wspomnieć o Sępię, bo poznajemy go trochę lepiej, odkrywamy przeszłość. On również mocno zyskuje w oczach.
Na zakończenie
Szamańskie tango było dla mnie miłym powrotem do bohaterów, ich życia oraz światów. Od pierwszych stron sporo się dzieje i łatwo przez to zaangażować się w toczące się wydarzenia, a także wraz z bohaterami przeżywać każdy moment. Aneta Jadowska ponownie zdobyła moją całkowitą uwagę. Swoim lekkim stylem pisania, tym, że potrafi rozbawić, a także zafascynować światem magicznym zagwarantowała mi ponownie mile spędzony czas z dużą dawką emocji, ciekawych relacji oraz zaskakujących uczuć.
Jeśli tylko Szamański blues przypadł wam do gustu, to sięgnięcie po Szamańskie tango jest czymś obowiązkowym. Aneta Jadowska rozwija rozpoczęte wątki, pozwala dowiedzieć się czegoś więcej o bohaterach, dba, by nie było przewidywalnie i nudno. To bardzo dobra powieść fantasy z magią, duchami oraz tajemnicami.
Czas Chaosu - Daniel Komorowski
Frigiel i Fluffy. Upadły bóg
Dziesiąty zeszyt przygód nietypowej minecraftowej pary: człowieka Frigiela i jego wiernego psa Fluffiego oraz ich przyjaciół właśnie trafia w ręce czytelników. Poprzedni skończył się dość dwuznacznie. Lanniel zostało odzyskane, mieszkańcy uwolnieni, ale nie udało się odzyskać pradawnej magicznej tablicy. Dziadek Frigiela wskazuje nawet, że gdzieś czai się znacznie większe zło. Okazuje się, że opanowanie Lanniel było tylko częścią planu Landarusa, by zniszczyć wszystko. W tej walce pomóc może tylko wuj chłopca, który niestety trafił do więzienia. Dzieciaki muszą więc ruszać na poszukiwania.
Tym razem bohaterowie minecraftowego komiksu będą musieli zmierzyć się nie tylko z podróżą i licznymi pułapkami podczas wędrówki, ale także z pradawnym potworem, rodem z powieści Lovecrafta. Niczym w filmach z Indianą Jonesem przyjdzie im podążać do starożytnej piramidy, jednak nie skarb będzie tu celem, a uratowanie świata. Dość poważnie jak na komiks dla dzieci. Na szczęście nie znajdziemy tu krwawych scen, więc nie ma się o co martwić. To nadal komiks na poziomie młodszego czytelnika.
Na uwagę zasługuje grafika. Zauważalnie jest tu mniej kanciastej, minecraftowej maniery na rzecz bardziej delikatnych kresek czy też mimiki twarzy u bohaterów. To coś, co jednym się spodoba, a inni, choćby zagorzali fani Minecrafta mogą mieć z tym problem. Powstaje bowiem komiks, który aż za mocno odstaje od świata gry. Mimo wszystko uważam, że stylizacja graficzna wykonana przez Minte jest dobrana bardzo dobrze.
Autor kończy historię w dość dwuznaczny sposób. Z jednej strony otrzymujemy panele z informacją, że przygoda się nie kończy. Z drugiej: napis „koniec”, gdzie poprzednie tomy miały wzmiankę o ciągu dalszym. Czyżby miała to być ostatnia przygoda komiksowa Frigiela i Fluffiego?
Ktoś z nas kłamie
Wszyscy skrywają jakieś tajemnice, pytanie tylko, do czego są gotowi się posunąć, aby nie wyszły na jaw.
W ostatnich latach wiele dobrych książek wydawanych jest u nas tylko dlatego, że Netflix zdecydował się na ich ekranizację. Tak właśnie wygląda sytuacja powieści „Ktoś z nas kłamie” autorstwa Karen Mcmanus.
Zarys fabuły
Pewnego dnia pięcioro uczniów liceum zostaje zatrzymanych po lekcjach. Każdy prezentuje sobą jakiś stereotyp. Bronwyn jest prymuską, Addy szkolną gwiazdą i królową balu, Nate jest typem badboya, a Cooper gwiazdą szkolnej drużyny. Tylko Simon wyłamuje się z tych schematów. Chłopak jest ekscentryczny i nie ma zbyt wielu przyjaciół, a głównym tego powodem jest aplikacja plotkarska About That, którą stworzył. Jej celem jest ujawnianie cudzych sekretów. Podczas odbywania kozy Simon nagle dostaje wstrząsu anafilaktycznego. Mimo że koledzy starają się mu pomóc, to chłopak umiera. Rozpoczyna się policyjne śledztwo, gdyż wszystko wskazuje na to, że zdarzenie to nie nieszczęśliwy wypadek, a pełnoprawne morderstwo.
Moja opinia i przemyślenia
„Ktoś z nas kłamie” jest dobrą, lekko napisaną młodzieżówką. To ciekawie pomyślany i świetnie przedstawiony thriller. Pisarka wykreowała realistycznych bohaterów i zbudowała roznoszące się po całej szkole napięcie. Tajemnice, nastoletnie dramaty, emocje i powoli rodzące się uczucia. Powieść ma wszystko to, co powinna mieć dobra literatura dla młodzieży (i nie tylko). Wcale mnie nie dziwi, że Netflix zdecydował się na ekranizację książki, chociaż oczywiście zrobił to na swój własny (świetnie nam wszystkim znany choćby z memów, jeśli nie z własnego doświadczenia) sposób.
Wydarzenia zostały przedstawione z różnych punktów widzenia, co pozwala nam spojrzeć na nie z szerszej perspektywy i lepiej je zrozumieć. Bohaterowie pokazują, jak krzywdzące mogą być stereotypy i bez trudu potrafią wyjść z przypisanych im ról. Książkę czyta się błyskawicznie, przyznam, że nawet nie zauważyłam kiedy, dotarłam do ostatnich stron.
Podsumowanie
„Ktoś z nas kłamie” to tytuł, który z czystym sumieniem mogłabym polecić każdemu nastolatkowi, zarówno młodzieży czytającej, jak i takiej, którą rodzice chcą dopiero zachęcić do poznawania pozaszkolnych lektur. Książka jest dobrze napisana i ciekawa, dostarcza kilku tematów do rozważań. To również ciekawie pomyślany, trzymający w napięciu thriller, a rozwikłania znajdujących się w nim zagadek możemy się jedynie domyślać. Polecam! Zdecydowanie warto przeczytać.
Niezwykły powieściowy debiut: „Apostata” 9 marca w księgarniach
Co może wyjść z połączenia wątków zaczerpniętych z mitologii Lovecrafta oraz historycznych inspiracji i wierzeń, począwszy od starożytnych religii po XIX (ziemski) wiek? Co się stanie, jeśli taką miksturę przyprawimy szczyptą steampunku, przesączymy demoniczną grozą, a fabułę osadzimy w niespokojnych czasach, w których legitymizowany przez państwo fanatyzm religijny Cesarstwa ściera się z demokratycznym liberalizmem Republiki?
Zapowiedź: Dziedziniec cudów
Porywająca powieść przygodowa o młodej złodziejce, która wchodzi w konfrontację z przywódcami paryskiego półświatka w realiach alternatywnej wizji Europy. W brutalnej miejskiej dżungli Paryża z 1828 roku rewolucja francuska nie powiodła się, a miasto zostało podzielone pomiędzy bezlitosną rodzinę królewską i dziewięć podziemnych przestępczych gildii, znanych jako Dziedziniec Cudów.
Gwiezdny port
Brawurowa powieść graficzna autora Gry o tron z ilustracjami nominowanej do nagrody Hugo Rai Golden osadzona w fascynującej scenerii Chicago przyszłości - pełnego intryg, przygód i spiskujących obcych.
Uważam, że na polskim rynku pojawia się zdecydowanie zbyt mało zarówno literatury, jak i komiksów z gatunku Science Fiction. Dlatego każdy taki tytuł jest dla mnie na wagę złota i wiążę z nim ogromne nadzieje. Czy jednak nowa powieść graficzna od wydawnictwa Zysk i S-ka spełniła moje oczekiwania?
Zarys fabuły
Przyszłość. Ziemia zostaje odkryta przez obcą cywilizację, która przyjmuje Ziemian do organizacji nazwanej Harmonią Światów, jako 315 gatunek. Rozpoczęła się budowa portów kosmicznych i integracja pomiędzy gatunkami. Jeden ze statków kosmicznych wylądował w Chicago, podczas rozgrywek Superbowl. Obcy proponują Ziemianom produkcję super baterii, co jednak nie wszystkim się podoba. Detektyw Charlie Baker, pracujący w dzielnicy, w której znajduje się Port Gwiezdny, pechowym zbiegiem okoliczności, wraz z protestującymi trafia za kratki. Zresztą, to nie jedyne problemy związane z pojawieniem się na Ziemi kosmitów. Czy uda się utrzymać porozumienie i przede wszystkim pokój z obcymi rasami? A może wszystkie wydarzenia prowadzą w kierunku nieuchronnej zagłady Wszechświata?
Strona wizualna
Komiks ma twardą oprawę i format nieco większy od zeszytowego. Wydany został w pełnym kolorze, a wydrukowany na dobrej jakości papierze. Rysunki Raya Goldena świetnie oddają nastrój historii, chociaż jego kreska mi osobiście nieszczególnie się podoba (oczywiście to kwestia subiektywnego gustu i przyzwyczajenia). Przedstawione sceny jasne i wyraźnie zarysowane. Niewiele zostało miejsca na domysły. Całość prezentuje się bardzo dobrze i bez trudu przyciąga wzrok.
Moja opinia i przemyślenia
„Gwiezdny port” to ciekawa, ale niestety nieco wtórna historia. Właściwie nie zaskakuje niczym nowym. Podczas lektury przez cały czas miałam wrażenie „to już gdzieś było”. Wydarzenia łatwo przewidzieć, a pojawiający się bohaterowie są raczej schematyczni. Mimo wszystko komiks czytało się całkiem przyjemnie, szczególnie gdy wziąć pod uwagę fakt, że naprawdę jestem spragniona historii Science Fiction, których niestety jest u nas na rynku niewiele.
Podsumowanie
„Gwiezdny port” to ciekawie zilustrowana i pięknie wydana powieść graficzna, która ma swój niepowtarzalny klimat. Nie zachwyca oryginalnością, ale dostarcza paru chwil przyjemnej rozrywki. Polecam wszystkim tym, którzy tak jak ja, spragnieni są historii z gatunku Science Fiction i uważają, że jest ich u nas zdecydowanie za mało.
Arsene Lupin konta Herlock Shlomes
Poprzednia część o przygodach dżentelmena włamywacza okazała się iście wyborną lekturą. Obserwowanie inteligentnego umysłu tytułowego bohatera było nie dość, że ciekawe, to jeszcze dobrze napisane. Chociaż powieści Maurice Leblanca zaliczają się do klasyki, to nie musicie się obawiać, ponieważ „Arsene Lupin Dżentelmen włamywacz” oraz „Arsene Lupin kontra Herlock Shlomes” zostały napisane tak, że się je połyka.
Nadszedł czas wielkiego pojedynku genialnych umysłów – Arsene Lupin, który wymyśla takie intrygi, że nie sposób tego opisać, zmierzyć się ma z detektywem, który nie pozostawia żadnej sprawy nierozwiązanej. Herlock Shlomes przybywa do Francji, na prośbę okradzionych i postanawia zrobić wszystko, aby schwytać włamywacza. Te pojedynek będzie wzniesiony na wyżyny inteligencji, a obserwowanie dwóch takich genialnych mężczyzn, okaże się wspaniałą rozrywką. Kto kogo wywiedzie w pole? Kto wygra, a kto zostanie przegrany – złapany lub ośmieszony?
Chociaż powieść Maurice Leblanca to klasyka, to czyta się ją lekko, a kolejne strony prześlizgują się między palcami. Nie skłamię, jeżeli napiszę, że lektura tej książki może zająć maksymalnie dwa wieczory. Język, jakim została napisana ta historia, jest niezwykle melodyjny, barwny i przyjemny. Dobrze czyta się tę opowieść również na głos, a każde zdanie wydaje się idealnie na swoim miejscu; jakby autor każde słowo, literkę potraktował z niesamowitą miłością i cierpliwością. Zasługa w tym również tłumaczki, Elżbiety Derelkowskiej, bo trzeba mieć niezwykły talent, aby przetłumaczyć taką opowieść i oddać jej wszystkie aspekty.
Jak wspomniałam już wyżej, zmagania Herlocka Shlomesa i Arsene Lupina to gratka dla wszystkich fanów kryminału retro. Autor rozpoczyna opowieść od opisu spektakularnych kradzieży, które później składają się w jedną całość. Poszkodowani, którym Lupin grał na nosie od dawna, decydują się wynająć sławnego detektywa. W całej powieści Arsene wydaje się gdzieś poza kadrem, ponieważ najpierw obserwujemy poszkodowanych, a później Herlocka Shlomesa. Leblanc trochę wyolbrzymił niektóre cechy słynnego detektywa, uczynił go trochę zabawnego, ale ambitnego. Obserwowanie jego wędrówki po Paryżu, doskonałej dedukcji było bardzo intrygujące. Zastanawiałam się, kto wygra, ponieważ walka była wyrównana. Jeden ryzykował miano najlepszego detektywa, drugi złodzieja wszech czasów. Autor trzymał mnie w napięciu do ostatnich stron, a i tak po poznaniu wyniku tego pojedynku, byłam bardzo zaskoczona kolejnymi wydarzeniami.
"Arsene Lupin kontra Herlock Shlomes" to naprawdę warta uwagi lektura. Ponadczasowa, zabawna, napisana tak, że strony się połyka z rosnącym zaintrygowaniem.