Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i S ka
Proxima
Czy można dostawać wciąż kolejne szanse i popełniać identyczne błędy, znając konsekwencje swoich działań? Ludzie nie zawsze wyciągają wnioski z podjętych przez siebie kroków. Krocząc wciąż tą samą, wydeptaną ścieżką nie zastanawiają się nad możliwością zboczenia z kursu i obrania innej mniej oczywistej drogi. Pytanie ile jeszcze szans jesteśmy w stanie ot, tak wyrzucić do kosza i poddać się przed rozpoczęciem rozgrywki?
XXVII wiek. Ludzkość zamieszkuje coraz większe połacie przestrzeni kosmicznej, której przestrzeń wydaje się nieskończona. Kolejna z zamieszkałych przez nas planet powoli dąży do upadku, jaki spotkał Ziemię. Trawiące planetę wojny zmuszają mieszkańców do poszukiwań kolejnej przyjaznej przystani. To właśnie tak jawi się Proxima Centauri, wystarczy wyruszyć na nią z misją zasiedlającą i stworzyć na niej kolonie, mającą być nowym początkiem. Tyle że nikt za bardzo nie pali się do pomysłu zamieszkania na planecie, która jest niczym niebezpieczne, nieznane nikomu pustkowie. Wyprawa nie należy do tych przyjemnych, o czym wkrótce przekona się Yuri Jones i tysiąc innych kolonistów. Czy Proxima stanie się nowym Edenem i rozwiąże problem przeludnienia? Czy jej ciemna, spowita wieczną ciemnością strona nie okaże się niebezpieczna?
Nie myślałam, że tak szybko sięgnę po powieść z kosmosem w tle. Nie wiedziałam, że znów przepadnę w świecie tak realnym i prawdopodobnym, że aż przerażającym. Myślicie, że znacie wszystkie odpowiedzi, a kosmos nie stanowi dla was tajemnicy, sięgnijcie po Proximę.
Od pierwszych stron uderzy w was klimat powieści, w którym można wyczuć tajemnice, niepokój i realność. Choć fabuła została osadzona w odległej przyszłości to schemat, jaki został w niej rozrysowany, przerażająco przypomina nasze dzisiejsze działania, wszelkie próby poszukiwań nowych sposobów na nowe miejsca kolonizacji i usprawnianie techniki, a to wszystko pomieszane z konfliktami i wojnami trawiącymi ludzkie organizmy.
Do tej pory Stephen Baxter był częścią pisarskiego duetu tworzonego z już nieżyjącym Terrym Pratchett'em. Seria Długa Ziemia okazała się wrotami do dalszej pracy, tym razem bez mistrza. O dziwo Baxter nie tylko poradził sobie sam, a wręcz zadziwia warsztatem i pomysłem na fabułę.
Proxima podkreśla to, co w naszym zachowaniu złe, niepotrzebne i bezmyślne. Czas rozgrywania się akcji powieści jest dość odległy, a błędy i złe decyzje jakby te same. Baxter pokazuje czytelnikowi, że ludzkość wciąż będzie popełniać masę błędów, które będą prowadzić do zagłady bez względu na planetę, z której ludzie będą korzystać.
Yuri większość swojego życia był za hibernowany, teraz budzi się w koloni na Marsie i choć ma wrażenie, że to wciąż ta sama przeludniona Ziemia rzeczywistość jest całkiem inna. Jego i pozostałych „ochotników” można by porównać do mieszanki ciemnych typków zasilających więzienia. Nie mając wyjścia, będą musieli podjąć wyzwanie, które ma przynieść ratunek ludzkości, dając im w zamian pustkę, niebezpieczeństwo, trud i samotność.
Taka zbieranina jakże niedoskonałych osobników sprawia, że powieść nabiera innego wymiaru. To nie przesłodzona i bardziej wiarygodna opcja kolonizacji. Dzięki temu zróżnicowaniu całość pochłania się zaskakująco szybko. Poza kolonizacją powieść ta zawiera również część naukową, jednak nie ma się czego bać, gdyż nie jest to, nie zrozumiały naukowy „bełkot”, a całość napisano przystępnie i lekko.
Baxter stworzył powieść, która może nie jest mocno wybitna, jednak wyróżnia się dość mocno na tle powieść tego typu. Czytelnikowi zostaje przedstawiona wizja przyszłości, która nie jawi się kolorowo, jednak skrywa przesłanie, które długo nie da wam zapomnieć o powieści i zasieje w was ziarenko niepewności. Lekka i przystępnie napisana książka o możliwej wizji przyszłości i zakamarkach ludzkiej natury, która wciąga i jednocześnie nie przytłacza naukowym żargonem to świetny kąsek dla fanów science fiction.
Okrutny książę
„Okrutny książę” to książka, która podbiła serca książkoholików na całym świecie. Książka Holly Black zdominowała na jakiś czas zagraniczny bookstagram, a polscy czytelnicy nie mogli doczekać się, aż jakieś wydawnictwo zdecyduje się ją u nas wydać. Gdy wydawnictwo Jaguar wyjawiło swoje plany wydawnicze, a wśród nich znalazł się bestseller Black, radości nie było końca. Jednak czy ta książka na pewno zasługuje na te wszystkie zachwyty?
Dawno dawno temu, w nie tak odległej galaktyce, gdy romanse paranormalne zaczynały podbijać serca polskich czytelniczek, na rynku wydawniczym pojawiła się książka „Żelazny Dwór”. W połowie śmiertelna dziewczyna trafiła do świata elfów, a tam na jej drodze stanął przystojny, aczkolwiek okrutny książę elfów. I trzeba przyznać, że w przypadku Holly Black jest niemal identycznie, aczkolwiek główna bohaterka nie ma w sobie ani krzty elfiej magii. Jest zwykłym człowiekiem, któremu przyszło żyć wśród elfów. Właściwie mogłoby się wydawać, że to spełnienie marzeń każdego śmiertelnika, jednak Jude z pewnością widzi to zupełnie inaczej.
Potężny wojownik służący królowi elfów, Madok, postanowił sprowadzić do swojego świata swoją córkę, którą spłodził ze śmiertelną kobietą. Pech chciał, że ta śmiertelna kobieta w trakcie jego nieobecności zdążyła urodzić jeszcze dwójkę dzieci, jednak nie miała zamiaru oddać mu żadnej z trzech córek. Madok zrobił to zatem po swojemu i tak oto odzyskał prawowitą córkę oraz jej dwie przyszywane siostry, choć nigdy nie pozwolił im odczuć, że są gorsze od Vivi. Jude i Taryn stały się częścią jego rodziny, aczkolwiek nigdy nie zapomniały o tym, jak się tam znalazły. I tutaj pojawił mi się już pierwszy zgrzyt w całej historii... Skoro elfy miały być okrutne, to po co w ogóle Madok przejmował się dwójką śmiertelnych bliźniąt? Mógł je spokojnie porzucić i zostawić na pastwę losu, w końcu elfy mają się za lepszych od ludzi.
Wydaje mi się, że w fabule tej książki nie znajdziemy nic oryginalnego. Mroczne elfy? Były. Dworskie intrygi? Były. Przenikające się światy? Były? Potencjalnie silna bohaterka i arogancki książę-dupek? Było. To wszystko było, a Holly Black po prostu stworzyła kolejną tego typu historię, która w moim odczuciu nie wyróżnia się niczym specjalnym. Właściwie momentami wzbudzała we mnie swego rodzaju irytację, bowiem porachunki bohaterów przypominały potyczki gimnazjalistów i typowe prześladowanie, którego w szkole doświadczają „ci gorsi”. Jude jest na każdym kroku poniżana, momentami w bardzo brutalny sposób, a elfy z niej kpią. Stanowi dla nich rozrywkę, aczkolwiek pozostaje harda i silna. Typowe. Zawsze przecież muszą pojawić się jacyś złośnicy, ale przecież główna bohaterka nie będzie się nad sobą użalać! Ma być silna! Przyznaję, że Jude ma kilka dobrych momentów, ale mimo wszystko nie chwyciła mnie za serce.
Sama fabuła robi się szybko dość przewidywalna. Spisek goni spisek, ktoś chce dokonać zamachu stanu, każdy knuje po swojemu, każdy znęca się nad każdym – brat nad bratem, elfy nad śmiertelnikami, śmiertelnicy nad elfami, elfy nad elfami. Coś w tym świecie zdecydowanie nie gra. Nie do końca też przekonywało mnie przenikanie się dwóch światów, bowiem wychodziło ono strasznie sztywno. W jednej chwili byłam w nowoczesnym centrum handlowym, a w drugim na królewskim dworze, choć i tak miałam pewne trudności z dokładnym wyobrażeniem sobie świata, w którym rozgrywa się akcja. Bohaterowie są kreowani na jedno kopyto, nie mamy okazji lepiej przyjrzeć się ich portretom psychologicznym. Jeżeli ktoś w zamyśle autorki miał być zły to po prostu jest zły, bez większej głębi. I nie mam tutaj na myśli nawet samego Cardana (swoją drogą nie rozumiem też tych wszystkich zachwytów nad nim), ale praktycznie każdego bohatera.
Przyznaję, że Holly Black ma lekkie pióro i książka jest napisana z gracją i płynnością, dzięki czemu bardzo przyjemnie się to czyta, aczkolwiek sama fabuła nie porywa. Owszem, jest logiczna i przemyślana, dobrze poukładana, ale nie ma w sobie nic nowego. Swego czasu czytałam tę powieść po angielsku i już wtedy mnie nie urzekła zbyt mocno, ale postanowiłam dać jej szansę jeszcze raz i przeczytać ją w polskim tłumaczeniu. Niestety, efekt pozostaje ten sam. „Okrutny książę” to książka dosyć schematyczna i powtarzalna, dlatego nie do końca jestem w stanie zrozumieć te wszystkie ody pochwalne kierowane w jej stronę. Jest poprawna, ale zdecydowanie mam w swojej pamięci inne książki o podobnej tematyce, które były znacznie lepsze, o czym świadczy chociażby to, że siedzą w mojej głowie już kilka dobrych lat.
Wspólna orbita zamknięta
„Wspólna orbita zamknięta” ( ang. A Closed and Common Orbit) to tom drugi cyklu Wayfarers autorstwa Becky Chambers. Jeżeli czytaliście „Daleką drogę do małej, gniewnej planety”, to zapewne czekaliście na tę pozycję z niecierpliwością. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zetknąć się z prozą Becky Chambers, to po pierwsze należy to szybko nadrobić, po drugie możecie przeczytać recenzję tomu pierwszego - http://secretum.pl/ksiazki/item/2622-daleka-droga-do-malej-gniewnej-planety, a po trzecie możecie równie dobrze zacząć przygodę od tomu drugiego. Nie wiem, kto wpadł w Wydawnictwie Zysk i S-ka na pomysł wydawania powieści tej amerykańskiej pisarki, ale podwyżka się zdecydowanie należy za wyśmienity gust.
„Wspólna orbita zamknięta” naturalnie kontynuuje to, co zostało zapowiedziane w tomie pierwszym. Papryka, właścicielka „Wiadra Rdzy”, czyli warsztatu wymiany i naprawy urządzeń technicznych, mistrzyni w swoim fachu, postanowiła zaopiekować się Lovelace, SI Wędrowca, która znalazła się w specjalnie przygotowanym dla niej sztucznym ciele, zestawie. Papryka, uważając, że tak jest słusznie, zadba wraz ze swoim partnerem Niebieskim o to, aby Lovelace, która przyjęła bardziej organiczne imię Sidra, nauczyła się nie tylko właściwie korzystać z zestawu, czy poruszać się w społeczeństwie, ale przede wszystkim, aby zaakceptowała samą siebie. To głębokie poczucie zobowiązania wobec Sidry, wypływa bowiem z przeszłości Papryki, dziwnej, bolesnej i bardzo okrutnej.
Sięgając po tom drugi, wiedziałam, że jest on mocno odrębną częścią fabularnie względem „Dalekiej drogi do małej, gniewnej planety”. Nie byłam również zachwycona faktem, że bohaterką ma być sztuczna inteligencja, obawiałam się męczliwych i przede wszystkim nie pozwalających się identyfikować z bohaterami problemów. Moje obawy na szczęście okazały się bezpodstawne.
„Wspólna orbita zamknięta” wbrew temu, co wielu wypisuje nie jest space operą. Większa część akcji powieści odbywa się w jednym mieście, na jednej planecie – w Port Coriol. Fabuła toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, koncentrując się wokół dwóch bohaterek. Wątek dotyczący Sidry skupia się wobec problemów samoakceptacji i społecznych konsekwencji odmienności, drugi wątek, to retrospektywna historia o Papryce vel Jane 23 i jej trudnym dzieciństwie pod skrzydłami innej SI, Sowy. Ci, którzy szukają fajerwerków i akcji rodem z Gwiezdnych Wojen, nie odnajdą ich. Wydarzenia rytmicznie po sobie następują, nie ciągną się, ale zdecydowanie jest to powieść bardzo refleksyjna.
Powieść Becky Chambers jest historią niezwykłą i pomimo że różni się od „Dalekiej drogi do małej, gniewnej planety”, ma z nią wspólne to, co najważniejsze, to co jest kręgosłupem twórczości tej pisarki. Obie powieści są pogodne, przepełnione przyjaznymi relacjami bohaterów, tolerancją i pełną szacunku akceptacją innych. Można by rzec, że to tak bardzo nie współczesne, a w fantastyce (!) wręcz nie spotykane, pisać o dobroci. Tym większą sztuką jest pisać o trudnych tematach w sposób naturalnie zrozumiały i wręcz codzienny. A we „Wspólnej orbicie zamkniętej” od tych kontrowersyjnych, niewygodnych i trudnych społecznie i kulturowo kwestii aż się roi.
Czym jest bowiem dzieciństwo Jane 23, jak nie podjęciem dyskusji na temat wykorzystywania dzieci w krajach, gdzie nikt nikomu nie patrzy na ręce, a wszyscy udają, że nie ma takich fabryk. Sidra i jej zestaw, to cały wór różnorodnych problemów od akceptowania własnego ciała, po brak poczucia jedności z nim, przez podjęcie problematyki ukrywania własnych problemów z obawy przed reakcją społeczeństwa (transeksualność, homoseksualizm, itp.), aż po jawną krytykę głupiego prawa niekompatybilnego z prawem kulturowym, czy społecznym. Kolejnym punktem do dyskusji podjętym przez autorkę jest sprawa samostanowienia SI, w którym momencie można mówić o kodzie programu, a w którym już o świadomości.
Prawdę powiedziawszy można by kopać i kopać do trzewi, do osnowy powieści i ciągle znajdowałoby się dobry temat do rozmowy. Treściwość, bogactwo i różnorodność podejmowanych kwestii świadczy o wrażliwości Becky Chambers, a wykonanie o wyjątkowej delikatności.
„Wspólną orbitę zamkniętą” mogę szczerze polecić każdemu, kto nie boi się pogodnych, delikatnych, mądrych książek. Chętnie zarekomendowałabym ją jako lekturę szkolną, gdyby nie świadomość, że byłaby to raczej gwóźdź do trumny, więc rekomenduję ją każdemu dorastającemu nastolatkowi, by spojrzał na świat mądrzej i łagodniej, i każdemu dorosłemu, aby w swej dorosłej mądrości nie zacietrzewiał się z takim strasznym stuporem.
Bądźmy bardziej tolerancyjni.
Niebieska porcelana
Kiedyś świat był miejscem mało przyjaznym kobietom, które każdego dnia musiały walczyć o swoje miejsce wśród mężczyzn. Ograniczone prawa, przymus wyboru zawodu lub konkretny zestaw zachowań. W takim świecie było również miejsce na tragedie i trudne wybory. Los nie szczędzi swoich zakrętów, a drogi, z których należy wybrać, nie zawsze przynoszą upragniony cel.
Catrijn po śmierci męża wyjeżdża ze swojej małej wioski i zatrudnia się jako służąca u rodziny Van Nulandt mieszkających w Amsterdamie. Podczas towarzyszenia swej pani w lekcjach malarstwa, które ta prowadzi Catrijn odnajduje w sobie pasje i talent. Niestety przeszłość daje o sobie znać i kobieta zmuszona jest uciekać. Osiada w Delft i zatrudnia się w fabryce porcelany, gdzie odnajduje spokój, a jej talent malarski zostaje doceniony. Gdy kobieta myśli, że szczęście i spokój zagoszczą w jej życiu na dobre, los kolejny raz stawia ją przed trudnym wyborem.
Złoty wiek, kobieta pełna pasji i z ciężką przeszłością. Czy takie informacje wystarczą, by sięgnąć po książkę? A jeśli tak, to czy było warto zagłębiać się w tak odległe czasy?
Czasami tak różne czynniki przesądzają o wyborze lektury, że nie mogę mieć pewności, w jakim świecie przepadnę za chwilę. Chyba dlatego nie ograniczam się gatunkowo. Nie żałuję, że zabrałam się za Niebieską porcelanę, choć przyznam, że jestem nią mile zaskoczona.
To historia pełna piękna, bólu i prawdy, o życiu, o nas samych i o przeszłości, która stawiała inne przeszkody, a pomimo to można z niej czerpać nawet dziś. Tajemnicza i spowita mgłą niedopowiedzeń przeszłość, pasja do malarstwa, która staje się napędem do zmian czy też walka kobiety o godne miejsce w świecie zdominowanym przez mężczyzn, to tylko kilka elementów tworzących ciekawą, klimatyczną i niesztampową powieść. Czytelnik może bez problemu wczuć się w klimat tamtych czasów, wsiąknąć w atmosferę Amsterdamu tamtych lat i odkryć nieopowiedziane.
Autorka w niezwykły sposób połączyła prostotę z głębią przekazu. Prosty język i przystępny styl nie tracą na jakości, a wręcz podkreślają to, co Simone Van der Vlugt chce nam przekazać poprzez swoją opowieść.
Wybrała nader ciekawe czasy i postawiła na wyrazistych bohaterów, którym towarzyszymy w chwilach radości i smutku, niepewności i bezpieczeństwa. Główna bohaterka od początku zyskuje naszą sympatię i nie traci jej pomimo swych rozterek. Musi mierzyć się z problemami, które nie tracą na aktualności nawet dziś.
Niebieska porcelana to powieść o poszukiwaniu szczęścia, walce o równouprawnienie i próba odnalezienia własnej drogi po traumatycznych przeżyciach. Wszystko to połączone z klimatem XVII wiecznej Holandii, bez problemu jest w stanie porwać czytelnika w podróż pełną wzruszenia i dylematów. Ponadczasowa powieść zyska rzesze czytelników, a wieść o niej rozniesie się niczym dżuma, z którą musieli zmagać się bohaterowie. Wartościowa, zapadająca w pamięci, dopracowana i pobudzająca wyobraźnie. Polecam z czystym sumieniem, sama będę do niej wracać nie raz, by czerpać siły do walki o własne pasje i swoje miejsce na ziemi.
Gizmos
Zbliża się Wielka Wystawa Naukowa!
Jesteście najbardziej błyskotliwymi wynalazcami swojego pokolenia, starającymi się stworzyć w przydomowych warsztatach najbardziej pomysłowe i efektywne machiny. Czy będziesz potrafił ujarzmić
różne formy energii i zbudować najlepszą kombinację machin, aby wyjść z tej rywalizacji zwycięsko i zdobyć nagrodę za pierwsze miejsce.
W ogniu Walki
O książce:
Nadeszła pora, aby przenieść walkę na terytorium Dryblasów.
Mars znajduje się pod kontrolą obcych już od ponad roku. Przez ten czas zdziesiątkowane siły ziemskich sojuszy odbudowały swoje floty i obsadziły stare okręty świeżo wyszkolonymi żołnierzami. Naczelne dowództwo, rozdarte między chęcią wyprzedzenia planów Dryblasów i potrzebą zebrania odpowiedniej potęgi bojowej, postanawia uderzyć natychmiast.
Weterani Andrew i Halley znów stają na czele niedoświadczonych żółtodziobów, gdy połączone ziemskie siły występują przeciwko najeźdźcom. Wojny kierują się jednak regułą, że prawie żaden plan nie wytrzymuje pierwszego kontaktu z nieprzyjacielem... A Dryblasy równie mocno chcą utrzymać się na Marsie, jak ludzie pragną go odzyskać.
Skaczące jajeczka
Jesienne dni często zmuszają do siedzenia w domowym zaciszu. Gdy ma się dzieci, dni bez wyjścia na podwórko mogą okazać się wyzwaniem, a sposoby na ciekawe spędzanie czasu ulatują niczym suche liście. Na szczęście z pomocą przychodzi nam Rebel i gra Skaczące jajeczka.
Ta gra to przede wszystkim wstęp do dobrej zabawy pełnej śmiechu, ruchu i wspólnego czasu w gronie rodziny. Już na początku nasz wzrok przykuje ciekawe pudełko, które jest świetną imitacją wytłaczanki do jajek. Same jajka są koloru soczystej pomarańczy, jedno zaś odznacza się twardością, kolorem i wagą. Wystarczy sięgnąć po pudło i rozpocząć grę, której zasady są banalnie proste, chociaż może nie? Zagwarantować mogę wam jednak niezłe jaja.
Do rzeczy. Skaczące jajeczka to gra ruchowa i jej celem jest wykonanie zadań przed konkurencją. Świetnie sprawdzi się przy zabawie z dziećmi, ale i jako rozluźnienie dla starszego towarzystwa. Liczy się szybkość i koordynacja, często jednak ich połączenie daje trzecią, chyba najważniejszą część gry, dobrą zabawę. Próby wykonywania zadań to masa śmiechu, a dążenie do celu to tylko element scalający.
Na początku każdy z graczy rzuca białą kostką i umieszcza pomarańczowe jajko między częściami ciała, które wskazuje kość. Gracze trzymają jajka w określonym miejscu przez całą rozgrywkę. Kolejne rundy rozpoczyna rzut wykonywany kością akcji przez pierwszego z graczy. Zadanie, które wskaże kostka, muszą wykonać wszyscy zawodnicy. Ten gracz, który dokona tego jako pierwszy, zyskuje jajko. Gra kończy się, gdy jeden z graczy uzbiera 5 jajek.
Jednak zdobycie jajek nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Nie ma ram czasowych, gdyż każde niewykonanie zadania może przedłużyć całą zabawę. Gdy przy wykonywaniu zadań któryś z graczy upuści jajko, musi oddać je do pojemnika.
Kolorowa i z pozoru prosta gra to ciekawa alternatywa spędzania czasu wolnego, zapewniająca dużą dawkę ruchu, poprawiająca sprawność i ćwiczenie koordynacji ruchowej. Może być stosowana jako forma terapii. Nieważna pogoda, wiek ani wiedza. Skaczące jajeczka sprawią, że wspólnie spędzony czas nabierze ciekawej formy i nie zagrozi wam nuda. Gra wykonana jest z ogromną starannością, a elementy są na tyle wytrzymałe, że przetrwają niejedną rozgrywkę.
Wystarczy zacząć grę, a masa humoru i walory sportowe pojawią się same. Polecam z całego serca, w pełni uradowana ogromem śmiechu, jaki zapewniła nam partyjka Skaczących jajeczek.
Sentient
Ludzkość stoi u progu kolejnej rewolucji technologicznej!
Premiera Sentient - 7 listopada 2018
Świadome roboty stworzone do pracy w wojskowości, przemyśle i transporcie są na wyciągnięcie dłoni. Ich budowa nie stanowi dla nas problemu.
Ale odpowiednie ich zaprogramowanie okazało się dużo trudniejsze. Nieliczne firmy twierdzą, że mają zasoby i wiedzę, aby osiągnąć ten cel. Ale tylko jedna z nich wygra ten wyścig!
TWÓJ CEL JEST PROSTY: Pozyskaj cenne roboty i podłącz je do swojej sieci. Spróbuj przewidzieć, jaki wpływ będzie to miało na działanie twoich systemów.
Skalibruj odpowiednio swoje Roboty i przyciągnij uwagę największych inwestorów, by poprowadzić ludzkość w nową erę świadomych robotów!
Intrygi
Faktem niezaprzeczalnym jest, że Mercedes Lackey, to jedna z tych autorek, dzięki której naprawdę pokochałam czytanie. Pokochałam miłością odwzajemnioną i jak twierdzi matka rodzicielka - jest to jedyne hobby, które mi się nigdy nie znudzi. To, że w odpowiednim wieku trafiłam na “Strzały Królowej” Mercedes Lackey sprawiło, że obecnie wyjeżdżając gdziekolwiek, dłużej wybieram książki, które chcę ze sobą zabrać, niż ciuchy, czy inne itemy. Jednak pomimo upływu lat i ton książek, które przeczytałam, ze zdziwieniem i zachwytem obserwuję, że nadal powieści tej autorki mnie wciągają, jak mało które i oczarowują od pierwszej kartki do ostatniej. To, że Wydawnictwo Zysk i S-ka zdecydowało się po takim czasie wrócić znów do wydawania kolejnych tomów z “Valdemaru”... cóż po prostu chylę czoła z wdzięczności i w ciszy, bo wzruszenie ściska gardło. Po prostu - dziękuję Wam - spełniacie moje marzenie, i w sumie jak czas pokazał, nie tylko z dzieciństwa.
Valdemar to magiczna kraina, gdzie niezwykłe białe konie - Towarzysze, wybierają sobie jeźdźców, ludzi obdarzonych nie tylko wyjątkowymi cechami charakteru, ale i magicznymi darami. Towarzysz i jego człowiek - później zwany Heroldem, po kilkuletnim szkoleniu, mają za zadanie służyć Koronie i Królestwu na wszelkie możliwe sposoby. Jak dotąd w dziejach Valdemaru zdarzyło się tylko raz, że Towarzysz wyparł się swojego Wybranego - opowiada o tym trylogia o Vanyelu “Ostatnim Magu Heroldów”. Historia Magsa, głównego bohatera “Intrygi” - drugiego tomu Kronik Heroldów, dzieje się w niedługim czasie po tych wydarzeniach i opowiada dalsze losy chłopaka, poznanego na kartach “Początku”.
Mags wyrósł na mądrego chłopca, który bardzo docenia to, jak zmieniło się jego życie dzięki swojemu Towarzyszowi, Dallenowi. Nie tylko ma ciepły dach nad głową, ale i nieograniczoną ilość jedzenia, dlatego nie za bardzo rozumie niezadowolenie innych Adeptów, ciągle uskarżających się na ich warunki bytowe. Sam nadal ma pewne problemy z dostosowaniem, ale nie ma się co dziwić chłopcu, który całe dotychczasowe życie spędził jako niewolnik w kopalni, traktowany bardziej jak zwierzę, niż jak istota ludzka. Natomiast podczas szkolenia na szpiega, Mags, radzi sobie coraz lepiej, zbierając informacje dla Osobistego Króla - drugiej najważniejszej osoby w kraju. W archiwum Gwardii odnajduje też wreszcie informację na temat swoich rodziców i odkrywa że nie pochodzili oni z Valdemaru. Niestety mówi o tym przyjacielowi w nieodpowiednim miejscu i momencie... I tak wokół Magsa zacieśnia się i koncentruje sieć tytułowych “Intryg”. Społeczny ostracyzm nie poprawia i tak niskiego poczucia własnej wartości chłopaka, który tak jak każdy nastolatek, i niestety przerażająco przeważająca liczba dorosłych, uderza w melodramatyczne nuty i podejmuje niewłaściwe decyzje. Jednak to “Mercedeska” - jej bohaterowie nie tylko uczą się na własnych błędach, ale do tego jeszcze chętnie biorą za nie odpowiedzialność i ponoszą konsekwencje.
Mercedes Lackey to autorka, która specjalizuje się w książkach o nastolatkach i częściowo dla nastolatków. Drobiazgowo przedstawia nam kolejne skrzywdzone przez życie dziecko, kładąc największy nacisk na jego przemianę i dorastanie. Osią powieści często jest zmaganie się bohaterów z kolejnymi przeciwnościami losu, a także problemami i to nie tylko tymi nastoletnimi, bowiem są oni często już w młodym wieku wykorzystywani przez dorosłych do bardzo poważnych misji i zadań, którym nie jeden dorosły, wyszkolony Herold miałby problem podołać. Książki Mercedes Lackey są wieloaspektowe. To co kiedyś mi całkowicie nie przeszkadzało, czyli stawianie przed głównymi bohaterami zadań arcytrudnych, ale kształtujących charakter, teraz uznałabym za zimną kalkulację dorosłych, by ponosić “mniejsze straty”, bowiem mniej dotkliwa jest utrata kolejnego Adepta, niż Herolda... Valdemar, trzeba jednak pamiętać, nigdy nie był miejscem sielankowym, a cały świat stworzony przez autorkę, nigdy nie był wyidealizowany... Tutaj dzieci wykorzystuje się do niewolniczej pracy, a Mercedes Lackey nigdy nie ukrywała, jak trudno jest, zwłaszcza najmłodszym, żyć w tej krainie.
Herdolowie z niepokojem obserwują zwiększającą się liczbę narodzin źrebaków oraz to, że coraz więcej Wybranych napływa do Kolegium. Historia nauczyła ich, że takie symptomy zwiastują dla królestwa zbliżające się kłopoty.... Dlatego też wymyślono i zorganizowano grę wojenno-szkoleniową Kirball, która ma rozwijać w Adeptach myśl współpracy między różnymi grupami, a także daje im motywację, by poważnie zacząć traktować ćwiczenia. Ten trochę jakby “Potterowy” pomysł na szczęście nie był strzałem w przysłowiowe kolano Lackey i czekam na jego rozwinięcie w dalszych częściach.
Jak pisałam na wstępie jestem wielka miłośniczką twórczości Mercedes Lackey i z radością przyklaskuję każdej kolejnej pozycji, która ukazuje się na rynku polskim. Dlatego też mam nadzieję, że dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka, będziemy mogli cieszyć się kolejnymi tomami nie tylko tej pentalogii, ale i jeszcze jednej trylogii o losach Magsa i Amily... i... bez spoilerów :)
“Intrygi” posiadają w sobie wszystko to, co tak uwielbiam w twórczości “Mercedeski” - studium dorastania, przemianę nastolatka w wartościowego człowieka, a nawet ba... w Herolda. Każda kolejna książka ma świetnie wykreowane postacie poboczne, otaczające głównego bohatera oraz ciekawą fabułę z zaskakującym, mniej lub bardziej, zakończeniem. Można zarzucić tej autorce, że posługuje się przy pisaniu pewnego rodzaju kalką, że ma skłonność do melodramatyzowania... ale na pewno zadania, jakie stawia przed swoimi bohaterami do łatwych nie należą. Niektórzy dzięki jej pisarstwu zżywają się z bohaterami tak, że od ponad 20 lat noszą w sercu żałobę po Krisie z trylogii “Strzał Królowej”. Innymi słowy, naprawdę można związać się z bohaterami Mercedes Lackey.
Letnia noc
Ścinający krew w żyłach mistrzowski horror w stylu klasyki gatunku. Książka, która zainspirowała twórców serialu Stranger Things ukaże się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka 29 listopada.
Lato 1960 roku. Old Central School to potężny, mroczny gmach w miasteczku Elm Haven w Illinois. Dla bohaterów ta szkoła właśnie przechodzi do historii. Ostatni dzień nauki jest również ostatnim dla tajemniczego, skrywającego wiele tajnych przejść budynku, o którym przez lata krążyły legendy. Teraz budynek ma zostać zamknięty, a w niedługim czasie również wyburzony.