kwiecień 20, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Znak

środa, 16 luty 2022 22:40

Zapowiedź: Czerwone jezioro

Jakie ciemne sprawki łączą uczestników ekskluzywnego przyjęcia ze zbrodniami popełnianymi przed laty w radzieckim garnizonie? Czy miejscowa legenda o żołnierzach topiących ciała kobiet w Czerwonym Jeziorze to tylko fikcja?

Dział: Książki
piątek, 04 luty 2022 18:41

Zapowiedź: Boży ślepiec

Kiedyś ziemią rządzili Czerwoni Bogowie. Mroczna Pani i jej horda walczyli ze śmiercią, krwią i ogniem.

Ten czas już dawno przeminął, a sąsiadujące królestwa Mirecji i Rilpor zawarły niełatwy rozejm. Krew przelewana jest już tylko na granicy, gdzie strażnicy zwani Wilkami chronią swoich krewnych i terytorium za wszelką cenę. Jednym z nich jest Dom Świątynson, najpotężniejszy kalestar od pokoleń. Nękany wizjami i proroctwami Dom skrywa tajemnice, które mogą wyjść na jaw, gdy Rillirin, niewolniczka zbiegła z Mirecji, trafia do jego wioski.

Dział: Patronaty
piątek, 04 luty 2022 12:32

Potęga zemsty - Daniel Komorowski

 

Jestem wielką fanką motywu Wikingów w literaturze, jak i w filmie, choć nie ukrywam, że niejednokrotnie bywam w tym wypadku mocno wybredna. Choć całkowicie pokochałam serial Wikingowie, tak jednak śmiało jestem w stanie wypunktować rzeczy, które były tam na minus. Jeśli zaś o książki chodzi, to chyba moim numerem jeden nadal pozostają Wojny Wikingów znakomitego Bernarda Cornwella, ale tak się składa, że mamy również na rynku wydawniczym coś od naszego rodzimego autora…

Potęga zemsty to trzeci tom sagi Furia Wikingów autorstwa Daniela Komorowskiego. Dwa pierwsze uważałam za całkiem udane, choć pamiętam, że było w nich kilka takich drobiazgów, które w moim odczuciu wymagały dopracowania. Głównie chodziło mi o sztywność dialogów i wypowiedzi poszczególnych bohaterów – chwilami były pisane jakby na siłę, jakby brakowało w tym wszystkim płynności. Nie do końca przypadł mi do gustu styl autora, też wydawał mi się być nieco toporny i nieco drętwy. Czy zatem uległo to zmianie? I tak, i nie.

Cóż, dalej nie do końca umiem się przekonać do tego stylu – choć faktycznie jest nieco lepiej, to mimo wszystko nadal brakuje mi tutaj takiej lekkości. Jednakże na uwagę na pewno zasługuje fakt, że Daniel Komorowski nie pozwala się czytelnikowi nudzić. Dba o stały rozwój akcji, wrzucając do swojej historii pojedynki, dalekie wyprawy, konflikty między braćmi, budowanie i tworzenie strategii, miłosne uniesienia. Tutaj praktycznie na każdej stronie coś się dzieje, a bohaterowie muszą się mierzyć z nowymi wyzwaniami… I wierzcie mi, nie zawsze mamy tę pewność, że wyjdą cało z danej opresji.

Genialne jest również to, jak rozbudowana została ta część – tak wiele miejsc akcji, tak wielu bohaterów, tak wiele nowych wątków, które, choć łączną się w jedną, konkretną historię, to chwilami odbiegają od niej i stanowią jakby odrębny motyw poboczny, który ulega dalszym rozgałęzieniom. Ivar wyjeżdża do Syrakuz i wpada tam w nie lada kłopoty, w Hedeby źle się dzieje pod jego nieobecność, w Northumbrii jego starszy brat, Halfdan, snuje swoje własne, zdradzieckie plany… Naprawdę nie sposób się tutaj znużyć choćby na chwilę!

Muszę przyznać, że podoba mi się kierunek, w którym ten cykl zmierza. Zdecydowanie zasługuje na uwagę to rozbudowanie fabuły, ta wielowątkowość oraz całkiem niezła kreacja bohaterów. Nie ukrywam, że jestem ogromną fanką Ivara i szczerze kibicuje mu na każdym kroku. Daniel Komorowski stara się również dbać o specyficzną atmosferę dla okresu związanego z napadami Wikingów, aczkolwiek w tym aspekcie odczuwam lekki niedosyt. Liczę jednak na to, że będzie on stopniowo malał wraz z kolejnymi tomami sagi.

 

Dział: Książki
czwartek, 03 luty 2022 13:27

Martwy ptak

 

Uwielbiam kryminały, thrillery i chociaż zazwyczaj sięgałam po zagranicznych autorów, to ostatnio postanowiłam dać szansę również polskim pisarzom. Kiedy zobaczyłam zapowiedź książki Macieja Kaźmierczaka “Martwy ptak” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. W oko od razu wpadła mi okładka, na której przedstawiony jest powieszony na nitce nasz tytułowy martwy ptak, który jest motywem przewodnim lektury.

Na obrzeżach Łodzi w małym domku znalezione zostają zwłoki starszego małżeństwa. Ciała są pokaleczone, dłonie pozbawione palców, co ewidentnie wskazuje, że nie było to śmierć naturalna. Ponadto, w ich ustach morderca zostawił martwe ptaki. Sprawą zajmują się komisarz Krycz i podkomisarz Szolc. Niestety nie jest to jedyna taka zbrodnia, w Łodzi odnalezione zostaje kolejne ciało z tymi samymi znakami szczególnymi i wszystko wskazuje na to, że stoi za tym seryjny morderca.

Główną bohaterką książki jest Laura Wójcik, studentka ASP, która uwielbia rysować martwe ptaki. Potrafi usiąść na chodniku, wyciągnąć notes i przelać na papier widok truchła zwierzęcia, aby uczcić jego pamięć. Jej pasja jest makabryczna, ale jednak są osoby, którym się to podoba. Kiedy artystka dowiaduje się o strasznych zbrodniach w Łodzi, ma zamiar odtworzyć obraz tego, co tam zaszło. Laura wkrótce po tym otrzymuje propozycję współpracy z jednym z ogólnopolskich tygodników, coraz więcej osób dostrzega jej pracę i talent, otrzymuje nowe zlecenia. Niestety, do czasu, kiedy jej obrazy zaczynają przedstawiać zbrodnie, które dopiero mają zostać odkryte... Czy Laura ma coś wspólnego z popełnianymi morderstwami?

Fabuła książki jest bardzo ciekawa, intrygująca i zaskakująca. Nie brakuje w niej zwrotów akcji i makabrycznych scen. Niektóre opisy zbrodni czy miejsc zdarzeń są obrzydliwe i mogą zniechęcać do dalszego czytania, jednak mnie to nie przeszkadza. Autor świetnie buduje mroczny klimat, momentami ciarki przechodzą po plecach, co oczywiście uważam za duży plus. Bohaterowie są dobrze skreowani, poznajemy ich od strony prywatnej, dzięki czemu łatwiej można zrozumieć ich myśli, uczucia. Podczas lektury ciężko oderwać się od powieści, często powtarzałam sobie, że jeszcze tylko jedna strona i odkładam, jednak nigdy na jednej się nie kończyło. Czytając, miałam wrażenie, jakbym była tam razem z bohaterami i przeżywała to samo, co oni. Książka jest idealna dla osób szukających dobrego, mocnego kryminału, którego akcja rozgrywa się gdzieś blisko nas, na ulicach polskiego miasta. Jedyne, do czego mogę się doczepić, to zakończenie, jest jakieś dziwne, ale skoro autor postanowił tak, a nie inaczej, to mi nic do tego.

“Martwy ptak” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Macieja Kaźmierczaka, ale wiem, że nie ostatnie. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki autora i mam nadzieję, że będą one w podobnym klimacie.

Dział: Książki

Nowy film ROLANDA EMMERICHA twórcy takich superprodukcji jak „DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI”, „2012”, „POJUTRZE”, „GWIEZDNE WROTA”.

Znakomita obsada, epicki rozmach i wbijające w fotel efekty specjalne w produkcji łączącej walory kina katastroficznego i science fiction.

Widowisko science fiction o trójce astronautów, która wyrusza w kosmos, by powstrzymać zbliżającą się zagładę Ziemi i odkryć prawdziwą naturę Księżyca.

Gwiazdorska obsada – Halle Berry, laureatka Oscara („Czekając na wyrok”, „John Wick 3”, „Śmierć nadejdzie jutro”, „X-Men”), Patrick Wilson („Obecność”, „Jack Strong”, „Aquaman”), Donald Sutherland („Igrzyska śmierci: Kosogłos.”, „MASH”, „Ad Astra”), Michael Peña („American Hustle”, „Ant-Man”, „Bogowie ulicy”), John Bradley („Gra o tron”), Carolina Bartczak („X-Man. Apocalypse”).

Dział: Kino
wtorek, 01 luty 2022 12:10

Tylko jedna noc

 

"Zamieniłam się w ducha nawiedzającego życie, które nigdy nie stało się moim udziałem."

Początek powieści zapowiadał elektryzującą przygodę, puls bił przyspieszonym rytmem, wiele się działo, bohaterowie zostali ciekawie poprowadzeni. Niestety, tuż przed połową, fabuła wytraciła impet, zamiast napięcia pojawiła się przewidywalność, przestało mi nawet zależeć, aby poznać sekrety postaci, gdyż nie mogłam się w nich dopatrzeć niczego szczególnego. Wydawało się, że pod koniec historia nabierze rumieńców, ale przekonałam się, że znakomicie wyczuwałam, jaki obrót przyjmą sprawy. Nie zaskoczyła kumulacja rozgrywek, tajemnic i rozwiązań. Zaledwie jeden aspekt przybrał nieoczekiwany wynik, ale to za mało, bym zaliczyła przygodę do dobrych, pobudzających wyobraźnię, zapewniających dreszcze emocji, czy, jak zapowiada okładka, elektryzujących. Miałam odczucia, że thriller lepiej spasowałby się z czytelnikiem, który dopiero zaczął znajomość z tym gatunkiem, wrażenia zrobiłyby gęste zawirowania wokół postaci, okoliczności wyjaśniania zaginięcia dziecka, podsuwane fałszywe wskazówki. Natomiast odbiorca wyrobiony w tego typu historiach, dostrzegłby przeciętność, brak wyróżniających się cech na tle wielu podobnych tytułów. Byłam zawiedziona, że z "Tylko jedną nocą" nie udało się powtórzyć mocnych wrażeń czytelniczych wywołanych przez "Zmyślenia" Jess Ryder, ponieważ przyjemnie wypełniły wieczór, wybrzmiewały niepokojącymi nutami.

Amber i George znali się od szkolnych czasów, młodzieńcza miłość przerodziła się w małżeński związek, a owocem gorących uczuć okazała się Mabel. Amber bardzo dobrze znosiła ciążę, lecz nie mogła poradzić sobie z depresją poporodową. Czuła się wykończona opieką nad dzieckiem, zupełnie inaczej wyobrażała sobie wielkie szczęście. Ruby, młodsza o sześć lat siostra, zaproponowała, że zajmie się małą przez kilka dni, aby małżeństwo miało okazję ponownie zbliżyć się do siebie, odpocząć od stresującego macierzyństwa i ojcostwa. Wcześniej siostrzane relacje długo nie układały się dobrze, ich dynamika przybierała różne oblicza, dopiero ostatnio uległy poprawie. Po roztrząśnięciu wątpliwości, Amber i George przyjęli propozycję Ruby. Kiedy młodsza siostra czyniła wszystko, aby nie zawieść zaufania młodych rodziców, ktoś wiedziony nieczystymi intencjami przeniknął do życia rodziny i doprowadził do dramatycznych sytuacji.

Dział: Książki
poniedziałek, 31 styczeń 2022 09:45

Escape Quest. Alcatraz: Infiltracja

 

"Widok ponurego gmaszyska, wyrastającego z litej skały, uświadamia ci, jak szaleńcza i brawurowa jest twoja misja."

"Sam w Salem" z mroczną czarną historią w tle, "Świat wirtualny" przenoszący w początki komputeryzacji i jednocześnie wysoko rozwiniętej informatyzacji, "Arsène Lupin rzuca wyzwanie" z ciekawymi detektywistycznymi zagadkami i "Tajemnica Marsa" osadzona w kosmicznym klimacie. Te książkowe gry fantastycznie przekonały, sprawiły wiele frajdy, podgrzały wyobraźnię i podkręciły pracę szarych komórek. Nie inaczej rzecz się miała z "Alcatraz: Infiltracją". Klimatycznie przeniosła do najpilniej strzeżonego więzienia w Stanach Zjednoczonych, napawającego grozą i przerażeniem. System zabezpieczeń przed ucieczką więźniów był tak szczelny, że nawet mysz nie zdołała przedostać się na stały ląd. Zbliżając się do Alcatraz, widać było wysokie na kilka metrów umocnienia, rzucające ponury cień mury, szpetne zabudowania, licznych strażników i patrole z psami, a do tego, ogromne reflektory przeczesywały miejsce, przebijając się przez ciemność nocy.

Wyspa Skała na Zatoce San Francisco nie należała do miejsc, w którym ktokolwiek chciałby się znaleźć. Jednak, jak tylko w ręce marzącego o spektakularnej karierze dziennikarza, przypadkowo wpadł list z zaszyfrowaną wiadomością z Alcatraz, poczuł zew śledztwa. Przedstawił pomysł redaktorowi naczelnemu, zgłosił się na
ochotnika do penetracji sekretów sławnego więzienia. Ponieważ gazeta, w której pracował, w zapaści walczyła o czytelników, szalony zamysł zaakceptowano. Jako osadzony nie mógł liczyć na żadną taryfę ulgową, działał pod przykryciem, bez wsparcia i awaryjnego planu. Był tak samo surowo traktowany, jak inni skazani na odsiadkę. Czekała go walka o przetrwanie w piekle na ziemi. Oprawa graficzna rewelacyjnie podkreślała atmosferę zagrożenia, niepewności, wrogości i bezwzględności. Maxime Teppe prowadził wyobraźnię ilustracjami, notatkami, mapami, zdjęciami i stronami gazet w ponurych barwach. Przesiąkając mrocznymi więziennymi klimatami, zagłębiało się i manipulowało przygodą według uznania, na zasadzie ciągu trafnie odgadywanych numerów stron, na które należało przejść, by kontynuować rozrywkę i znakomicie urozmaicać czas.

Zabawa w cyfrowe łamigłówki, kody, szyfry, wzory, znaki, labirynty i skrytki. Niepokojące napisy na ścianach, poszatkowane wydawnictwa czasopism, tajemnicze skrypty, więzienne awantury i podejrzane znajomości. Niełatwo było rozwiązać supły przestępczych relacji, zdobyć pomocne elementy, dopasować obrazki, bronić się, a nade wszystko zaplanować i przeprowadzić ucieczkę. Zagadki stanowiły wyzwania o różnym stopniu trudności. Jedne szybko przywoływały właściwe skojarzenia, nad innymi trzeba było dłużej pomyśleć. Tradycyjnie, w grze wzięła udział cała nasza rodzina, we czwórkę zajrzeliśmy w mroki miejsc, charakterów i tajemnic. Oczywiście, nie było przeszkód, by przejść grę w pojedynkę. Brak ograniczeń czasowych, zatem mogliśmy dowolnie przerywać i wznawiać rozwiązywanie łamigłówek, bez szkody dla utraty zaangażowania. Chociaż do naszej dyspozycji pozostawiono na końcu książki wskazówki i rozwiązania, sporadycznie decydowaliśmy się otwierać kłódkę, ponieważ liczyła się zajmująca zabawa, podkręcanie szarych komórek, ćwiczenie dopasowywania skojarzeń, sprytne omijanie pułapek i krytycznych błędów.

Dział: Książki
poniedziałek, 31 styczeń 2022 09:36

Escape Quest. Superbohaterowie

 

"Jesteśmy u progu XXII wieku...W obliczu epokowych wyzwań rząd trzyma stronę społeczeństwa i z pomocą naszej placówki wspiera obywateli dotkniętych mutacjami."

Za gry Escape Quest zabieramy się całą rodziną, aby wspólnie spędzić czas przy sympatycznej rozrywce. Wymagają rozruszania myślenia, podkręcenia wyobraźni i wykazania się sprytem. Poziom gier ustawiono już od dwunastu lat, ale i dorośli przyjemnie się w nich odnajdują. Wiele frajdy sprawiła nam walka o przetrwanie w surowych i bezwzględnych klimatach "Alcatraz: Infiltracja", "Sam w Salem" wciągnęło mroczną czarną historią w tle, "Świat wirtualny" przeniósł w początki komputeryzacji i jednocześnie wysoko rozwiniętej informatyzacji, "Arsène Lupin rzucił wyzwanie" ciekawym detektywistycznym zagadkom, zaś "Tajemnica Marsa" umożliwiła kosmiczną podróż. I chociaż oboje z mężem nie darzymy szczególną atencją filmowych i książkowych superbohaterów, to chętnie w "Superbohaterach" spasowaliśmy się z gustami naszej młodzieży, przesiąkniętej klimatami jednostek obdarzonych nadzwyczajnymi mocami, licząc, że książkowa gra i nas nie zawiedzie. I tak właśnie było, zabawa udała się, odkryliśmy drzemiące w nas super siły, ale co jeszcze odsłoniliśmy?

Wszystko zaczęło się od listu zaproszenia wysłanego przez dyrektorkę Akademii, szkoły dla osób z nadludzkimi zdolnościami, edukowanymi by służyć dobru społeczeństwa. Fantastycznie wciągnęliśmy się w porcje łamigłówek, zagadek, szyfrów, wzorów i znaków. Odnajdywaliśmy ukryte wiadomości, interpretowaliśmy  wskazówki, odkrywaliśmy gwiezdne sekrety, łamaliśmy kody, rozgryzaliśmy kamuflaże, rozbijaliśmy osobliwe układy liter, identyfikowaliśmy tajemnicze cienie. Ćwiczyliśmy spostrzegawczość, wyobraźnię, logikę i orientację w terenie. Pokonywaliśmy labirynty, wybieraliśmy właściwe kierunki marszu, szukaliśmy tajnych ścieżek, natrafialiśmy na niebezpieczne przejścia. Zadania dobrano z różnych stopni trudności, jedne rozwiązywaliśmy niemal od ręki, inne stanowiły większe wyzwanie. Wciąż pamiętaliśmy, że tam, gdzie dobre i budujące moce, mogą pojawić się złe i niszczycielskie siły, oraz pilnie strzeżone sekrety. Kolejny raz w serii Escape Quest nie zawiodło klimatyczne dopasowanie oprawy graficznej do przygody. Czuliśmy się, jakbyśmy przebywali w komiksowym świecie superbohaterów, z detektywistycznymi nutami, w ramach walki z destrukcją. Grę może pokonywać nawet jedna osoba. Brak ograniczeń czasowych sprzyja dowolnemu wznawianiu rozwiązywania łamigłówek, bez szkody dla utraty zaangażowania. Chociaż do dyspozycji graczy pozostawiono na końcu książki wskazówki i rozwiązania, to nie opłaca się otwierać listu oznaczonego tajną pieczęcią, ponieważ liczy się zajmująca zabawa, podkręcanie szarych komórek, ćwiczenie dopasowywania skojarzeń, sprytne omijanie pułapek i krytycznych błędów.

Dział: Książki
środa, 19 styczeń 2022 09:54

Milczący zamek

Wspaniałe, wielkie, wiekowe posiadłości skrywają wiele – lata smutku, uśmiechu i zmartwień. Grube mury widziały niejedną śmierć, złamane serce czy narodziny nowego życia. Wielokrotnie odwiedzałam stare zamki czy pałace, a gdy przekraczałam ich próg, czułam te wszystkie minione życia i chwile byłych mieszkańców. Zamki skrywają wiele tajemnic – tych bardziej, jak i mniej przerażających. Tak samo, jak w najnowszej powieści Kate Morton „Milczący zamek".

Na scenie, którą z taką sumiennością zbudowała Kate Morton, przewija się wielu bohaterów. Niektórzy występują i w przeszłości, kiedy całe życie było przed nimi, a w głowie mieli dużo planów i marzeń. Wiele z nich pojawia się w czasie teraźniejszym, gdy przeżyli swoje najlepsze lata, a przed nimi jawi się schyłek życia. Z jednej strony mamy trzy siostry – Percy, Spahy oraz Juniper Blythe. Dziedziczki spuścizny swojego ojca, Raymonda, znakomitego autora fenomenalnej książki „Człowiek z błota". Starsze panie przez lata broniły swojej prywatności, odgradzając się od świata zewnętrznego. Najmłodsza z nich, Juniper, wymagała specjalnej opieki, bo po strasznych wydarzeniach dopadły ją demony, które prześladowały również jej ojca. Z drugiej strony mamy Edith i jej matkę, Meredith. Ta druga, podczas wojny, została ewakuowana na wieś i osadzona w posiadłości sióstr.

Co je łączy? Jeden list, zaadresowany przez Juniper Blythe, która matka głównej bohaterki otrzymała. Edith wiedziona ciekawością wyrusza do posiadłości sióstr i nie zdradzając, kim jest, postanawia zwiedzić Mildehurst. Edie uwielbiała w dzieciństwie „Człowieka z błota". Bohaterka, wiedziona ciekawością, czuje, że zamek Mildehurs skrywa wiele tajemnic, a matka nie zdradziła jej wszystkiego. Zaczyna szukać i zagłębiać się w świat, który już odszedł, a gdy otrzymuje zlecenie, aby napisać oficjalny wstęp do wznowienia powieści „Człowieka z błota", jest jeszcze bardziej zaintrygowana.

„Milczący zamek" to książka, z której aż bije tajemniczość, sekrety przeszłości i pewien mrok. Autorka skutecznie oplata wokół czytelnika słowa, powodując, że z ciekawością zagłębiamy się w treść. Nie wszystkie informacje zostają podane na tacy. Morton przeplata przeszłość z teraźniejszością, skacząc po linii czasu, przez co w głowie czytelnika, układa się obraz niepełny, a poszczególne puzzle układanki, dopiero w trakcie czytania, wskakują na swoje miejsce. Chociaż to teraźniejszość, z Edie, jest główną linią czasową, to o wiele ciekawsze okazały się te rozdziały, w których mogłam poznać przeszłość.

Powieść Kate Morton zaliczana jest do Serii Butikowej i nie można nie powiedzieć o tym, jak pięknie została wydana. Twarda oprawa, dobry jakościowo papier i obwoluta sprawiają, że książka rewelacyjnie prezentuje się na półce. Już od pierwszych stron widać, że autorka ma bardzo bogate słownictwo. W „Milczącym zamku" znajdziemy wiele myśli bohaterki, przez co powieść staje się niejednokrotnie rozwleczona, a akcja zwalnia swoje tempo. Można odnaleźć w tym urok, bo cała książka napisana jest niezwykle pięknym językiem, a każda strona to istna rozkosz dla czytelnika, a jednak niektórzy mogą poczuć się zawiedzeni. Jak wspomniałam, tempo akcji niejednokrotnie zwalnia, ciekawe wydarzenia, które coś odsłaniają, poprzedzone są przemyśleniami bohaterki i momentami, w których nic się nie dzieje. Mnie również to czasami przeszkadzało, ale mogłam odnaleźć w tym urok. „Milczący zamek" na pewno spodoba się fanom powieści klasycznych, pisanych przez Bronte czy Austen.

Są książki, które pochłaniamy w ciągu jednego czy dwóch wieczorów, a są i takie, które towarzyszą nam przez długi czas. Do tych drugich zalicza się „Milczący zamek", który może nie spodoba się wszystkim, ale miłośnicy spokojnej, pięknej literatury, odnajdą w niej coś dla siebie.

Dział: Książki

 

Pierwszy tom kolejnej z opowieści rozgrywającej się w stworzonym przez słynnego Neila Gaimana uniwersum Sandmana.

Bardzo cenię sobie pomysły i niesamowitą wyobraźnię Neila Gaimana. Dlatego z miłą chęcią sięgam po komiksy, których akcja rozgrywa się w stworzonym przez niego uniwersum. Tym razem padło na tytuł „John Constantine, Hellblazer. Znak cierpienia.”, w którym mieszczą się materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach „The Sandman Universe Presents: Hellblazer” #1, „Books of Magic” #14, „John Constantine: Hellblazer” #1–6.

Zarys fabuły

Główny bohater, John Constantine, antybohater ze zdolnościami magicznymi, pojawia się otoczony chaosem spowodowanym walkami demonów. Z nieba zniknęło słońce. John Constantine nie zamierza rzucić się w wir walki, ale postanawia wspomóc dobrą stronę konfliktu, przeprowadzając niewielką dywersję. Gdy zostaje ranny, nie jest pewien czy wciąż tkwi w realnym świecie, czy też może wreszcie ogarnęło go szaleństwo. Spotyka swojego sobowtóra z alternatywnej rzeczywistości, który proponuje mu ratunek, w zamian za stanie się najlepszą wersją siebie. Jak potoczą się dalsze losy Johna Constantine?

Strona wizualna

Komiks wydany został w twardej oprawie, na doskonałej jakości papierze. Format ma nieco mniejszy od A4. Wydrukowany jest w pełnym kolorze. Kadry komiksu są dopracowane i narysowane bardzo szczegółowo. Rysunki mają wiele dynamiki i sprawiają, że historię Johna Constatntina poznajemy z zapartym tchem. Kolorystyka komiksu tworzy mroczny klimat i idealne tło dla ponurej fabuły. 

Moja opinia i przemyślenia

Serię „John Constantine: Hellblazer” tworzy wielu autorów, między innymi scenarzysta Simon Spurrier („Lobster Random”, „The Simping Detective”) i rysownik Aaron Campbell („The Shadow”, „Green Hornet”), którzy odpowiadają właśnie za „Znak cierpienia”. Współpraca udała im się doskonale, a zarówno bohater, jak i jego uniwersum przedstawieni zostali tak, że lepiej nie można by było sobie wymarzyć. Idealnie udało im się uchwycić klimat mrocznej historii.

„John Constantine, Hellblazer. Znak cierpienia.” to komiks stworzony dla osób, które są zmęczone kolorowymi, zawsze pozytywnymi bohaterami. Ma wiele odcieni szarości i przeznaczony jest tylko dla dorosłych czytelników. Uniwersum Sandmana dołączyło do DC stosunkowo niedawno, bo w 2018 roku, ale idealnie wpasowało się w klimat świata, choć zdecydowanie w jego mroczniejszej odsłonie.  

Podsumowanie

Jeżeli masz dosyć praworządnych, zawsze pozytywnych i altruistycznych bohaterów, to przygody Johna Constantina będą od nich doskonałą odskocznią. Dodatkowo każda publikacja w Uniwersum Sandmana, jest akceptowana (lub odrzucana) przez samego Naila Gaimana, co myślę, gwarantuje ich wysoką jakość i zgodność z założeniami wykreowanego świata. Polecam! „Znak cierpienia” to pięknie wydany, wciągający tytuł, po który zdecydowanie warto sięgnąć.  

 

 

 

Dział: Komiksy