kwiecień 24, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: SF

Co może wyjść z połączenia wątków zaczerpniętych z mitologii Lovecrafta oraz historycznych inspiracji i wierzeń, począwszy od starożytnych religii po XIX (ziemski) wiek? Co się stanie, jeśli taką miksturę przyprawimy szczyptą steampunku, przesączymy demoniczną grozą, a fabułę osadzimy w niespokojnych czasach, w których legitymizowany przez państwo fanatyzm religijny Cesarstwa ściera się z demokratycznym liberalizmem Republiki?

Dział: Patronaty
poniedziałek, 21 luty 2022 12:50

Moonfall

 
„Jaki plan? Ocalić Księżyc, ocalić Ziemię.”
 
Jest coś w katastroficznych klimatach na dużym ekranie, że przyjemnie z mężem w nie wchodzimy, zwłaszcza jak przyczyny zagrożenia płyną z kosmosu. Dlatego z ciekawością wybraliśmy się na „Moonfall”, film wyreżyserowany przez Rolanda Emmericha („Uniwersalny żołnierz”, „Gwiezdne wrota”, „Dzień Niepodległości”, „Godzilla”, „Pojutrze”, „2012”). Tytuł natychmiast zdradzał, że tym razem w roli winnego obsadzony został Księżyc. Coś złego działo się z naturalnym satelitą Ziemi. Jak to zwykle bywało w tego typu produkcjach, początkowo nikt, z małym szaleńczym wyjątkiem, nie brał pod uwagę makabrycznego scenariusza zdarzeń.
 
Potem okazało się, że trzeba było postawić dosłownie wszystko na ratowanie naszej planety. Do akcji wkroczyli odmieńcy, ryzykanci, odrzuceni i zlekceważeni, gdyż standardowo, tylko w takich jednostkach drzemał wystarczający potencjał odwagi i determinacji. Przemierzali kosmiczną ścieżkę superbohaterów, nie z tytułu obdarzenia wyjątkowymi mocami, ale charakteryzowania się silnym poczuciem konieczności wypełnienia misji. Spodobało się nam wprowadzenie do zaplecza życiowych doświadczeń kluczowych postaci, sprawne i szybkie przedstawienie ich przeszłości, podkręcenie skrajnych emocji. Podczas odkrywania zagrożeń ze strony tego, co makabrycznie przytrafiało się Księżycowi, a w konsekwencji Ziemi, stawiali wszystko na jedną kartę.
 
Film nie patrzył na naukowe podstawy, wojskowe możliwości, psychologiczne uzasadnienia. Nie miało to być dzieło, które trzymało się sztywnych i ograniczających w fantazjowaniu ram. Niemal na każdym kroku wyłapywaliśmy niekonsekwencje, absurdalności, spłycenia, uproszczenia, łatwe następstwa, powielone wzorce. Jednak właśnie w takiej lekkiej i niezobowiązującej konwencji film miał dostarczyć luźną rozrywkę. Coś na kształt pastiszu stylu rozpaczliwej walki o świat, zabawy z dużym przymrużeniem oka, dwugodzinnego resetu od zwykłej codzienności. Postawiono na wiele efektów specjalnych, ekscytujących ujęć i spektakularnej demolki. Stworzono bogatą mieszankę nawiązań do różnych, mniej lub bardziej znanych, lub udanych, filmów SF. Można było powiedzieć, ale to już było. Inna sprawa, podano w szalenie uproszczonej formie. Współczesne komercyjne filmy coraz bardziej umniejszają inteligencję i wyobraźnię widza.
 
Wszystko wsparte dobrze dobraną ścieżką dźwiękową, niezbyt wymagającą, ale wystarczającą. Jeśli chodzi o grę aktorską, to najbardziej przekonująco wypadł John Bradley jako KC Houseman, miłośnik teorii spiskowych. Przyciągał komiczną kreacją, humorystycznym ubarwianiem scen i puentowaniem sytuacji. Oscarowa Halle Berry nie imponowała, ogólnie rzecz biorąc postać Jocindy Fowler, pracownicy NASA wysokiego szczebla, nie wykraczała poza schemat tego typu portretów. A Patrick Wilson nadał Brianowi Harperowi, byłemu astronaucie, charakterystycznego pazura. Fabułą film nie wykraczał poza ratunkową kosmiczną misję i widowiskowe zdarzenia na Ziemi. Natomiast pozytywnie zaskoczył odpowiedziami, co stało się z Księżycem, dlaczego wszedł na kurs kolizyjny z Ziemią, co skrywało jego wnętrze, jakie pojawiły się konsekwencje dla ludzkości.
 
 
Dział: Filmy
poniedziałek, 21 luty 2022 12:35

Gwiezdny port

 

Brawurowa powieść graficzna autora Gry o tron z ilustracjami nominowanej do nagrody Hugo Rai Golden osadzona w fascynującej scenerii Chicago przyszłości - pełnego intryg, przygód i spiskujących obcych.

Uważam, że na polskim rynku pojawia się zdecydowanie zbyt mało zarówno literatury, jak i komiksów z gatunku Science Fiction. Dlatego każdy taki tytuł jest dla mnie na wagę złota i wiążę z nim ogromne nadzieje. Czy jednak nowa powieść graficzna od wydawnictwa Zysk i S-ka spełniła moje oczekiwania? 

Zarys fabuły

Przyszłość. Ziemia zostaje odkryta przez obcą cywilizację, która przyjmuje Ziemian do organizacji nazwanej Harmonią Światów, jako 315 gatunek. Rozpoczęła się budowa portów kosmicznych i integracja pomiędzy gatunkami. Jeden ze statków kosmicznych wylądował w Chicago, podczas rozgrywek Superbowl. Obcy proponują Ziemianom produkcję super baterii, co jednak nie wszystkim się podoba. Detektyw Charlie Baker, pracujący w dzielnicy, w której znajduje się Port Gwiezdny, pechowym zbiegiem okoliczności, wraz z protestującymi trafia za kratki. Zresztą, to nie jedyne problemy związane z pojawieniem się na Ziemi kosmitów. Czy uda się utrzymać porozumienie i przede wszystkim pokój z obcymi rasami? A może wszystkie wydarzenia prowadzą w kierunku nieuchronnej zagłady Wszechświata? 

Strona wizualna

Komiks ma twardą oprawę i format nieco większy od zeszytowego. Wydany został w pełnym kolorze, a wydrukowany na dobrej jakości papierze. Rysunki Raya Goldena świetnie oddają nastrój historii, chociaż jego kreska mi osobiście nieszczególnie się podoba (oczywiście to kwestia subiektywnego gustu i przyzwyczajenia). Przedstawione sceny jasne i wyraźnie zarysowane. Niewiele zostało miejsca na domysły. Całość prezentuje się bardzo dobrze i bez trudu przyciąga wzrok. 

Moja opinia i przemyślenia

„Gwiezdny port” to ciekawa, ale niestety nieco wtórna historia. Właściwie nie zaskakuje niczym nowym. Podczas lektury przez cały czas miałam wrażenie „to już gdzieś było”. Wydarzenia łatwo przewidzieć, a pojawiający się bohaterowie są raczej schematyczni. Mimo wszystko komiks czytało się całkiem przyjemnie, szczególnie gdy wziąć pod uwagę fakt, że naprawdę jestem spragniona historii Science Fiction, których niestety jest u nas na rynku niewiele.  

Podsumowanie

„Gwiezdny port” to ciekawie zilustrowana i pięknie wydana powieść graficzna, która ma swój niepowtarzalny klimat. Nie zachwyca oryginalnością, ale dostarcza paru chwil przyjemnej rozrywki. Polecam wszystkim tym, którzy tak jak ja, spragnieni są historii z gatunku Science Fiction i uważają, że jest ich u nas zdecydowanie za mało.  

Dział: Komiksy
środa, 16 luty 2022 22:40

Zapowiedź: Czerwone jezioro

Jakie ciemne sprawki łączą uczestników ekskluzywnego przyjęcia ze zbrodniami popełnianymi przed laty w radzieckim garnizonie? Czy miejscowa legenda o żołnierzach topiących ciała kobiet w Czerwonym Jeziorze to tylko fikcja?

Dział: Książki
niedziela, 13 luty 2022 14:33

Outpost 2

 

"Są takie żmije, którym odrąbiesz głowę, a ta nawet martwa może jeszcze ukąsić i wstrzyknąć jad."

Poprzednia odsłona "Outpost" wywołała bardzo dobre wrażenie, kolejna "Outpost 2" również dostarczyła sporo rozrywki czytelniczej. Byłam pod wrażeniem wytwarzania intrygującego klimat niepewności, zagrożenia i katastrofy, wplecenia elementów horroru i sensacji. Dmitry Glukhovsky swobodnie miksował trendami gatunków, dzięki czemu nie wiedziałam, w jakiej atmosferze w danym momencie będę się poruszać. Podobnie było ze scenariuszami losów bohaterów, jeden zaskakujący splot okoliczności, nagłe odwrócenie sytuacji, niespodziewane uderzenie, potrafiły wszystko zmienić. I to zdecydowanie przemawia na plus historii. Kolejny pozytywny aspekt wiązał się z postapokaliptyczną wizją Rosji, prowadzoną sugestywnie i z wyczuciem. Co więcej, złożoną z wielu warstw, przeszłych i współczesnych odniesień, wygórowanych ambicji i rzeczywistych realiów. Rosja sama dla siebie stanowiła zagrożenie, ale też wyraziście wyczuwało się jej negatywny wpływ na losy świata.

Autor podsuwał tematy do rozważań, zachęcał do przemyśleń odnośnie kondycji rosyjskiego państwa. Wyciągał wciąż drzemiące w narodzie marzenia o potędze, której wszyscy powinni się bać, pragnienia części społeczeństwa bycia zjednoczonym pod silną ręką z cechami caratu i cesarstwa. Rewelacyjnie ukazał zderzenie tego, co w ścisłych kręgach Moskwy (tym silniejszych i bogatszych, a przy tym bardziej frasobliwych i lekkomyślnych, im bliżej centrum miasta) z jej rubieżami (zaniedbanymi i zapomnianymi, biednymi i surowymi, traktowanymi jedynie jako bufor bezpieczeństwa przed inwazją zła). Nikt nie śmiał się buntować wobec narzuconemu porządkowi, przynajmniej w oficjalnej wersji, w obawie przed zdradliwym donosem sąsiada, pochlebcami aparatu państwowego, drastycznymi represjami ze strony służb bezpieczeństwa. Skąd my to znamy? W Jarosławiu, kiedyś ważnym węźle kolejowym, teraz najdalej wysuniętym miejscu na peryferiach Moskowii, ufortyfikowanym posterunku, coś zdecydowanie poszło nie tak, jak powinno. Lisicyn Jura zostaje wysłany z setką żołnierzy, aby sprawdzić, co tam się stało, dlaczego trwała cisza mieszkańców pierwszej zapory przed czymś niezidentyfikowanym.

W powieść wgryzałam się mając na uwadze mroczny klimat,  wypływające przesłania, wyrazistych bohaterów i zajmującą intrygę. Nie ma jednej kluczowej postaci, w zamian kilka wiodących. Nie miałam pewności, czy długo będą towarzyszyć w czytelniczej przygodzie, jakie barwy będą do nich przyrastać, dokąd mnie zaprowadzą. Obserwowałam to, co działo się w Moskwie, jakim presjom poddawane były symbole rosyjskiej kultury wobec braku telewizji i internetu, a także podróżowałam śladami spustoszenia i walki o przetrwanie. Narracja przyjemna, miękko w nią wchodziłam, wygodnie płynęłam nurtem. Zgrabnie dostosowała się do potrzeb odbiorcy. Niekiedy akcja zastygała w mało wciągających scenach, ale żadna nie została bezpodstawnie włączona do fabuły, dawała uzasadnienie lub nadawała koloryt. Finalna odsłona w pełni usatysfakcjonowała, wpasowała się w ciąg trudnych indywidualnych decyzji i wyzwań. Jej wydźwięk długo jeszcze rozbrzmiewał w myślach. Zanim sięgnie się po powieść, warto poznać jej poprzedniczkę.

Dział: Książki
sobota, 12 luty 2022 01:48

Kwestia ceny

Próbuję sobie przypomnieć, jak to się stało, że sięgnęłam po prozę Zygmunta Miłoszewskiego. To było lata temu. Na pewno „Ziarno prawdy” miałam w kieszonkowym wydaniu, zorientowałam się, że to drugi tom, no i dokupiłam pierwszy i trzeci. Ryzykownie? Nie do końca. Bo seria o prokuratorze Szackim jest świetna. To dowód, że Miłoszewski ma klasę niespotykaną na rynku wydawniczym. Powiedział, że kończy trylogię i skończył. Czy zarobiłby na czwartym tomie? Oczywiście! Pisząca te słowa rzuciłabym się na kolejny tom jak na okazję w Lidlu. A jednak ta seria jest zakończona. Brawo Panie Zygmuncie. Bezcenny, czyli pierwsza książka z Zofią Lorenz, to nie jest powieść, która mnie porwała, ale ja po prostu jestem fanką autora i chwyciłam po kontynuację.

Zaczyna się mocno, od katastrofy. Benedykt badacz o polskiej proweniencji, który poświęcił się badaniu pierwotnego ludu na dalekiej Syberii, ma poczucie, że coś się kończy... I ta postać jest punktem wyjścia. Daleki krewny Benedykta, ceniony naukowiec, nagradzany, zamożny, chce się pochylić nad spuścizną przodka, ponieważ wielokrotnie odbijał się od ściany, postanawia zaangażować Zofię Lorenz, znaną z tego, że potrafi dokonać niemożliwego, Zofia nie pada na kolana, chociaż rodowa siedziba, ilość dzieł sztuki powinna ją skonsternować. Nawet biorąc pod uwagę, że Zofia ma ciężki czas w życiu, jej mąż traci pamięć, a na dodatek w jej muzeum wybucha skandal. Gdy więc Zofia widzi filigranowego niedźwiadka, który może pochodzić ze słynnej fabryki Faberge, czuje się zaintrygowana, a cała historia pierwotnego ludu z ogonami, skazanego na zagładę, pobudza jej wyobraźnię. Wyrusz razem z nią w podróż po historii, która oddziałuje na teraźniejszość.

Zygmunt Miłoszewski jest autorem zaangażowanym w to, co się dzieje. W jego książkach, zwłaszcza w tej widać echa aktualnych dyskusji. Mamy feminatywy, dyskusję o ekologii, rozważania o katastrofie ekologicznej, są takie mrugnięcia okiem w stronę czytelnika-uważnego obserwatora tego, co się w kraju dzieje. Wszystko to jest okraszone takim humorem charakterystycznym dla autora. Momentami to czarny humor, czasami jest mocniejszy, ale niepowtarzalny. Chociaż pewna część elektoratu nie doceni tych żartów, jak sądzę. Warstwa stylistyczna satysfakcjonuje mnie całkowicie.

Co do samej historii, ten gatunek rządzi się po prostu własnymi prawami, przeczy pewnym prawom prawdopodobieństwa, bohaterowie mają niesamowite przygody, z niezwykłą ilością perypetii wychodzą obronną ręką, ale to nadaje książce dynamiki, sprawia, że czyta się ją szybko i przyjemnie, a chyba właśnie o to chodzi!

Dział: Książki
wtorek, 08 luty 2022 14:24

Uczeń kuglarza

 "Co dzisiaj dowiedzione, kiedyś było wyobrażone." William Blake

Seria, która zdecydowanie ma w sobie coś, co sprawia, że chętnie się w niej zanurzamy. Przyciąga nie tylko sugestywnie odmalowanym klimatem przygody, obracającej się w sferze fantastyki, ale również misternie utkaną intrygą, a także bogactwem frapujących postaci. Skierowana do młodzieży, zawiera wiele cennych treści, materiałów do refleksji i kierunków do przemyśleń. Traktuje czytelnika jako partnera do rozmyślań, a nie biernego odbiorcę fabuły. Co prawda, w drugim tomie Anniina Mikama stawia bardziej na przygodę w sensacyjnych i kryminalnych barwach niż na rozmyślania, ale i tak podsuwa sporo inspiracji do rozważań. Ponadto, cofając się w czasie w stosunku do pierwszego tomu ("Magik i złodziejka"), zgrabnie i przekonująco pogłębia poznaną wcześniej i obecnie przeżywaną historię. Zwroty akcji nie należą do gwałtownych, jednak noszą tak wyczekiwany potencjał zaskoczenia.

Autorka nie oszczędza bohaterów, wystawia na surowość losu, nakręcającą się spiralę błędów, konfrontację z nikczemnością. Dynamiczna walka, często zmieniająca strony wygranych, toczy się o coś więcej niż prawdę i sprawiedliwość, dotyczy przyszłości ludzkiej cywilizacji. Mikama popycha uczestników zdarzeń do chwytania istoty życia, znaczenia duszy, definicji tożsamości i interpretacji inteligencji. Zestawia człowieka i jego wytwór, samouczącą się maszynę, która dąży do naśladownictwa twórcy, marzy, pragnie i wyraża wątpliwości. Sztuczny twór, który zdobywa własną świadomość, przenikliwość i pojętność, przeciwstawia się przyporządkowanej mu roli i definiuje egzystencję na własnych zasadach. Przez powieść przebijają różnorodne brzmienia emocji, od zimnych i ponurych, bolesnych i dokuczliwych, do ciepłych i wesołych, zabawnych i szczęśliwych. A gdzieś pomiędzy słychać nuty empatii, zrozumienia, szacunku i akceptacji.

Jestem pod wrażeniem, jak zgrabnie miesza się magia i zwyczajność w konfrontacji dobra ze złem. W środku kamiennych serc można natknąć się na życzliwość, którą w centrum dobra podają w wątpliwości. Postaci zyskują na otoczce osobowości, głębszej konstrukcji i wyrazistych szkieletach. Narracja przyjazna i przyjemna, wzbogacona lekkim dowcipem, swobodnie niesie po intrydze i przyciąga atmosferą Krakowa końca lat trzydziestych dziewiętnastego wieku. Rozpala żar tajemnic, koloryt sekretów i zawiłości okoliczności. Przeżywamy wczesną młodość Wiktora Worowskiego, bolesne doświadczenia związane ze śmiercią brata i własnym kalectwem. Dowiadujemy się, jak zdobył tytuł profesora. Poznajemy początki obecności Toma na Ziemi, jak na nią trafił i jakie konsekwencje zdarzeń wywołał. Zaprzyjaźniamy się z rezolutną Zosią Winkelmann, towarzyszką przygód Wiktora, i z Sewerynem Królem, włóczęgą o wielu obliczach. Rozszyfrujemy Maksymiliana Gardzińskiego, bogatego uczonego o reputacji dziwaka, oraz zbliżamy się do jego siedemnastoletniego syna Rufusa, targanego rozterkami.

Dział: Książki
piątek, 04 luty 2022 12:32

Potęga zemsty - Daniel Komorowski

 

Jestem wielką fanką motywu Wikingów w literaturze, jak i w filmie, choć nie ukrywam, że niejednokrotnie bywam w tym wypadku mocno wybredna. Choć całkowicie pokochałam serial Wikingowie, tak jednak śmiało jestem w stanie wypunktować rzeczy, które były tam na minus. Jeśli zaś o książki chodzi, to chyba moim numerem jeden nadal pozostają Wojny Wikingów znakomitego Bernarda Cornwella, ale tak się składa, że mamy również na rynku wydawniczym coś od naszego rodzimego autora…

Potęga zemsty to trzeci tom sagi Furia Wikingów autorstwa Daniela Komorowskiego. Dwa pierwsze uważałam za całkiem udane, choć pamiętam, że było w nich kilka takich drobiazgów, które w moim odczuciu wymagały dopracowania. Głównie chodziło mi o sztywność dialogów i wypowiedzi poszczególnych bohaterów – chwilami były pisane jakby na siłę, jakby brakowało w tym wszystkim płynności. Nie do końca przypadł mi do gustu styl autora, też wydawał mi się być nieco toporny i nieco drętwy. Czy zatem uległo to zmianie? I tak, i nie.

Cóż, dalej nie do końca umiem się przekonać do tego stylu – choć faktycznie jest nieco lepiej, to mimo wszystko nadal brakuje mi tutaj takiej lekkości. Jednakże na uwagę na pewno zasługuje fakt, że Daniel Komorowski nie pozwala się czytelnikowi nudzić. Dba o stały rozwój akcji, wrzucając do swojej historii pojedynki, dalekie wyprawy, konflikty między braćmi, budowanie i tworzenie strategii, miłosne uniesienia. Tutaj praktycznie na każdej stronie coś się dzieje, a bohaterowie muszą się mierzyć z nowymi wyzwaniami… I wierzcie mi, nie zawsze mamy tę pewność, że wyjdą cało z danej opresji.

Genialne jest również to, jak rozbudowana została ta część – tak wiele miejsc akcji, tak wielu bohaterów, tak wiele nowych wątków, które, choć łączną się w jedną, konkretną historię, to chwilami odbiegają od niej i stanowią jakby odrębny motyw poboczny, który ulega dalszym rozgałęzieniom. Ivar wyjeżdża do Syrakuz i wpada tam w nie lada kłopoty, w Hedeby źle się dzieje pod jego nieobecność, w Northumbrii jego starszy brat, Halfdan, snuje swoje własne, zdradzieckie plany… Naprawdę nie sposób się tutaj znużyć choćby na chwilę!

Muszę przyznać, że podoba mi się kierunek, w którym ten cykl zmierza. Zdecydowanie zasługuje na uwagę to rozbudowanie fabuły, ta wielowątkowość oraz całkiem niezła kreacja bohaterów. Nie ukrywam, że jestem ogromną fanką Ivara i szczerze kibicuje mu na każdym kroku. Daniel Komorowski stara się również dbać o specyficzną atmosferę dla okresu związanego z napadami Wikingów, aczkolwiek w tym aspekcie odczuwam lekki niedosyt. Liczę jednak na to, że będzie on stopniowo malał wraz z kolejnymi tomami sagi.

 

Dział: Książki

Nowy film ROLANDA EMMERICHA twórcy takich superprodukcji jak „DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI”, „2012”, „POJUTRZE”, „GWIEZDNE WROTA”.

Znakomita obsada, epicki rozmach i wbijające w fotel efekty specjalne w produkcji łączącej walory kina katastroficznego i science fiction.

Widowisko science fiction o trójce astronautów, która wyrusza w kosmos, by powstrzymać zbliżającą się zagładę Ziemi i odkryć prawdziwą naturę Księżyca.

Gwiazdorska obsada – Halle Berry, laureatka Oscara („Czekając na wyrok”, „John Wick 3”, „Śmierć nadejdzie jutro”, „X-Men”), Patrick Wilson („Obecność”, „Jack Strong”, „Aquaman”), Donald Sutherland („Igrzyska śmierci: Kosogłos.”, „MASH”, „Ad Astra”), Michael Peña („American Hustle”, „Ant-Man”, „Bogowie ulicy”), John Bradley („Gra o tron”), Carolina Bartczak („X-Man. Apocalypse”).

Dział: Kino
poniedziałek, 31 styczeń 2022 09:45

Escape Quest. Alcatraz: Infiltracja

 

"Widok ponurego gmaszyska, wyrastającego z litej skały, uświadamia ci, jak szaleńcza i brawurowa jest twoja misja."

"Sam w Salem" z mroczną czarną historią w tle, "Świat wirtualny" przenoszący w początki komputeryzacji i jednocześnie wysoko rozwiniętej informatyzacji, "Arsène Lupin rzuca wyzwanie" z ciekawymi detektywistycznymi zagadkami i "Tajemnica Marsa" osadzona w kosmicznym klimacie. Te książkowe gry fantastycznie przekonały, sprawiły wiele frajdy, podgrzały wyobraźnię i podkręciły pracę szarych komórek. Nie inaczej rzecz się miała z "Alcatraz: Infiltracją". Klimatycznie przeniosła do najpilniej strzeżonego więzienia w Stanach Zjednoczonych, napawającego grozą i przerażeniem. System zabezpieczeń przed ucieczką więźniów był tak szczelny, że nawet mysz nie zdołała przedostać się na stały ląd. Zbliżając się do Alcatraz, widać było wysokie na kilka metrów umocnienia, rzucające ponury cień mury, szpetne zabudowania, licznych strażników i patrole z psami, a do tego, ogromne reflektory przeczesywały miejsce, przebijając się przez ciemność nocy.

Wyspa Skała na Zatoce San Francisco nie należała do miejsc, w którym ktokolwiek chciałby się znaleźć. Jednak, jak tylko w ręce marzącego o spektakularnej karierze dziennikarza, przypadkowo wpadł list z zaszyfrowaną wiadomością z Alcatraz, poczuł zew śledztwa. Przedstawił pomysł redaktorowi naczelnemu, zgłosił się na
ochotnika do penetracji sekretów sławnego więzienia. Ponieważ gazeta, w której pracował, w zapaści walczyła o czytelników, szalony zamysł zaakceptowano. Jako osadzony nie mógł liczyć na żadną taryfę ulgową, działał pod przykryciem, bez wsparcia i awaryjnego planu. Był tak samo surowo traktowany, jak inni skazani na odsiadkę. Czekała go walka o przetrwanie w piekle na ziemi. Oprawa graficzna rewelacyjnie podkreślała atmosferę zagrożenia, niepewności, wrogości i bezwzględności. Maxime Teppe prowadził wyobraźnię ilustracjami, notatkami, mapami, zdjęciami i stronami gazet w ponurych barwach. Przesiąkając mrocznymi więziennymi klimatami, zagłębiało się i manipulowało przygodą według uznania, na zasadzie ciągu trafnie odgadywanych numerów stron, na które należało przejść, by kontynuować rozrywkę i znakomicie urozmaicać czas.

Zabawa w cyfrowe łamigłówki, kody, szyfry, wzory, znaki, labirynty i skrytki. Niepokojące napisy na ścianach, poszatkowane wydawnictwa czasopism, tajemnicze skrypty, więzienne awantury i podejrzane znajomości. Niełatwo było rozwiązać supły przestępczych relacji, zdobyć pomocne elementy, dopasować obrazki, bronić się, a nade wszystko zaplanować i przeprowadzić ucieczkę. Zagadki stanowiły wyzwania o różnym stopniu trudności. Jedne szybko przywoływały właściwe skojarzenia, nad innymi trzeba było dłużej pomyśleć. Tradycyjnie, w grze wzięła udział cała nasza rodzina, we czwórkę zajrzeliśmy w mroki miejsc, charakterów i tajemnic. Oczywiście, nie było przeszkód, by przejść grę w pojedynkę. Brak ograniczeń czasowych, zatem mogliśmy dowolnie przerywać i wznawiać rozwiązywanie łamigłówek, bez szkody dla utraty zaangażowania. Chociaż do naszej dyspozycji pozostawiono na końcu książki wskazówki i rozwiązania, sporadycznie decydowaliśmy się otwierać kłódkę, ponieważ liczyła się zajmująca zabawa, podkręcanie szarych komórek, ćwiczenie dopasowywania skojarzeń, sprytne omijanie pułapek i krytycznych błędów.

Dział: Książki