×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 1942.

Rezultaty wyszukiwania dla: Nowa Ba����

czwartek, 09 październik 2014 08:39

Wywiad z Peterem V. Brettem

Kasia "immora" Pietraszko: Witaj Peter! Zastanawiałam się, czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo twoi fani czekają na kolejne książki? Masz naprawdę duże grono fanów tutaj w Polsce. Nie sądzę, by spotkanie na Polconie było w stanie pokazać choć w niewielkim stopniu prawdziwą liczbę wielbicieli twojej prozy.

Peter V. Brett: To nieco przerażająca myśl. Uczestniczyłem już w wielu konwentach i spotkaniach z czytelnikami na całym świecie, ale nigdy nie widziałem tak wielkiego, i tak podekscytowanego tłumu, jak na Polconie. Jako autor nie jestem przyzwyczajony do tak dużego zainteresowania. To było wspaniałe, ale i stresujące. Mam nadzieję, że nowa książka spodoba im się równie mocno, jak poprzednie.

Dział: Wywiady
poniedziałek, 03 wrzesień 2012 08:26

Ulubione rzeczy

Postać Kuby Rozpruwacza zaintrygowała już wielu pisarzy, a motyw zbrodni popełnianych przez jego naśladowców także niejednokrotnie był już wykorzystywany. Czy z tego tematu można wycisnąć coś świeżego i nowatorskiego? „Ulubione rzeczy" to thriller otwierający cykl powieści o policjantce Lacey Flint, autorstwa brytyjskiej pisarki S.J. Bolton, od pewnego czasu bardzo popularnej na Wyspach, ale dopiero wkradającej się w łaski polskich czytelników. Do lektury zasiadłam z dosyć wysokimi oczekiwaniami, ponieważ wkrótce po pierwszym wydaniu książka została okrzyknięta jednym z najlepszych kryminałów 2011 roku. Czy było to pochlebstwo wystawione nieco na wyrost, czy też mamy do czynienia z nową mistrzynią napięcia i intrygi?

Pewnego dnia młoda policjantka, Lacey Flint, staje się świadkiem brutalnego morderstwa. Na jej samochód osuwa się zakrwawiona kobieta, bestialsko pocięta przez nieznanego nożownika, któremu udaje się zbiec. Wkrótce w Londynie dochodzi do kolejnych zbrodni, których ofiarami padają pozornie przypadkowe kobiety po czterdziestce. Morderca wyraźnie stara się upodobnić do grasującego w tej okolicy ponad sto lat wcześniej Kuby Rozpruwacza – zgadza się data popełnianych zbrodni i sposób okaleczania ofiar, nawet ich ciała sprawca pozostawia w miejscach związanych z tamtą epoką. W prowadzone przez policję śledztwo od początku zaangażowana jest Lacey, jednak dosyć szybko nowe poszlaki wskazują, że to ona stoi za tymi makabrycznymi zbrodniami. Jaka jest prawda? Co ukrywa Flint i co kryje jej przeszłość?

Bolton serwuje nam mroczny i brutalny thriller z interesującą fabułą. Wprawdzie autorce nie udało się uniknąć kilku schematów typowych dla tego rodzaju powieści – jak choćby główna bohaterka, policjantka ze przeszłością i zwichrowaną osobowością. Na plus zalicza się jednak jasne i przejrzyste umotywowanie takiego manewru. Co do postaci samej Lacey, to wzbudzała we mnie skrajne emocje – od współczucia i sympatii aż po przytłaczającą wręcz irytację. Bohaterowie nie są jednak od tego, by ich kochać, ale by dobrze komponowali się z fabułą, a tę rolę Flint spełnia całkiem nieźle.

Nie przepadam za pierwszoosobową narracją i na początku dosyć trudno było mi się do niej przyzwyczaić. Dopiero po przeczytaniu całej książki muszę przyznać, że to była dobra decyzja. Dzięki takiemu rozwiązaniu dosyć dobrze poznajemy główną bohaterkę, widzimy, co siedzi jej w głowie. Jednocześnie fakt, że nie ujawnia ona wszystkiego, co wie, jest dosyć intrygujący i ciekawy z psychologicznego punktu widzenia. Do minusów muszę zaliczyć także pewną przewidywalność – mniej więcej od połowy książki domyślałam się jej zakończenia i choć całość czytało mi się naprawdę dobrze, znacznie bardziej doceniłabym element zakończenia w końcowych rozdziałach.

Autorka poruszyła bardzo trudny i niechętnie omawiany temat gwałtu popełnianego na nieletnich dziewczynkach przez ich rówieśników. Problem ten pokazany jest w powieści na dwóch drastycznych przykładach – czternastolatki zaatakowanej przez grupę chłopców z tzw. dobrych domów oraz czarnoskórej nastolatki zgwałconej przez swojego chłopaka i jego znajomych. W obydwu przypadkach przeraża nie tylko okrucieństwo samego czynu, ale całkowita bierność otoczenia i bezsilność wymiaru sprawiedliwości – ofiary pozostają zostawione same sobie, a sprawcom uchodzi to w zasadzie bezkarnie.

Na końcu książki możemy znaleźć bonus dla czytelników w postaci noty od autorki poświęconej Kubie Rozpruwaczowi. Znajdują się w nim krótkie opisy najpopularniejszych teorii na temat tego najgłośniejszego i wzbudzającego największy strach mordercy w XIX wieku. Większość z nich została wspomniana także w samej powieści, takie podsumowanie pozwala jednak uporządkować zdobyte informacje i stanowi dosyć intrygującą ciekawostkę.

Raczej nie nazwałabym „Ulubionych rzeczy" najlepszym kryminałem ostatniego roku, choć niezaprzeczalnie jest to przyzwoity kawał dobrej lektury. Książka posiada wszystko to, co powinien zawierać dobry thriller – wartką akcję, ciekawą fabułę oraz sporą dawkę tajemnic i napięcia. Dlatego pomimo drobnych niedociągnięć, warto po nią sięgnąć.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 czerwiec 2013 08:07

Zagubieni: Inwazja

Marcin Mortka powraca w nowym wydaniu. Sukcesywnie zagospodarowuje kolejne segmenty rynku książkowego. Po fantastyce, powieści marynistycznej, książkach dla najmłodszych tym razem przyszła kolej na młodzież, ale raczej tę przy dolnej granicy, a w dodatku w scenerii science-fiction. „Zagubieni. Inwazja" to początek nowej serii autora, który ma tak, że wszystko, czego dotyka zamienia się w złoto. Czy tak będzie i tym razem?

Na fabułę „Zagubionych" składają się typowe w powieściach młodzieżowych elementy. Główny bohater jest w wieku szkolnym i wraz ze swoim mniej lubianym kolegą nagle trafia w kosmos. Okazuje się, że to jego rodzice przygotowali plan ewakuacyjny na wszelki wypadek. I taki właśnie się trafił – Ziemia znajduje się pod ostrzałem, a cała przestrzeń kosmiczna jest okupowana. Ale kto tu jest dobry, a kto zły ciężko stwierdzić, gdyż Dorian Tomllinson po latach nauki o nich w szkole, dopiero teraz na własne oczy widzi obce, dziwne rasy. Poszukując rodziców, o których słuch zaginął, a po których pozostały jedynie enigmatyczne zagadki ratuje przy okazji siostrę. Poznaje również mieszkańców stacji i poszczególnych globów, a to wszystko w niezbyt oczekiwanym towarzystwie – robota domowego i Storda, kosmity, a zarazem przyjaciela ojca.

Przygodom młodych towarzyszy dreszczyk emocji, gdy raz po raz trafiają z deszczu pod rynnę. Akcja toczy się w naprawdę zastraszającym tempie i nie ma tu mowy o nudzie. Mimo to, trochę ciężko utożsamiać się z tymi dzieciakami, którym poskąpiono odrobinę rysu psychologicznego. Owszem, każde ma pewne cechy charakterystyczne, ale nim zdążymy się do nich przywiązać okazuje się, że to już koniec. Tylko niespełna 230 stron to porcja pewnie w sam raz dla początkującego czytelnika, ale bardziej wymagającym lektura zajmie maksymalnie dwa wieczory.

Pod względem stylistycznym niczego nie można Mortce zarzucić – to nadal ten sam pisarz, którego znamy i lubimy z cyklu „Miecz i Kwiaty" czy serii książek o Tappim. Tutaj słownictwo jest siłą rzeczy nieco uproszczone, ale nie tak bardzo jak można by się było spodziewać. Rejony science-fiction to dla autora całkowita nowość, ale widać w nim potencjał. Potrafił przedstawić świat i fabułę bez zagmatwania, chociaż także bez bardziej kreatywnych wynalazków wyobraźni. Całkowicie poprawnie skomponował utwór w gatunku, po który sięgnął po raz pierwszy i za to należy mu się pochwała. Starsi czytelnicy na pewno nie pogardziliby pełnoprawnym utworem SF w wersji dorosłej.

Nie potrzeba wczytywać się w „Zagubionych" uważnie, żeby zauważyć podobieństwa do innej skierowanej do młodzieży serii, mianowicie „Tam i z powrotem" Tomasza Duszyńskiego. To przede wszystkim nastolatki w kosmosie, kolejna „kotopodobna" inteligentna rasa, mnóstwo akcji i humoru. U Duszyńskiego wszystko to jednak ujęte jest w prześmiewczy sposób, przeplatając popkulturę z fantastyką. Mortka nie sili się na takie zagrywki, przeznaczając powieść właściwie tylko dla jednej grupy czytelników. Nie jest to złe, ale po prostu dorośli raczej nie znajdą tu nic dla siebie.

O tym, że to pozycja głównie dla młodszych czytelników świadczy również spora, wyraźna czcionka. Lekturę umilają rysunki w konwencji komiksów, które przedstawiają ważniejsze wydarzenia w powieści. Książka ta będzie idealna dla młodzieży, szczególnie tej poniżej 16 roku życia. Jeśli zaczytujecie się w serii „Felix, Net i Nika" Rafała Kosika, a „Tam i z powrotem" bardzo wam się podobało – najnowsza książka Mortki jest dla was.

Dział: Książki
czwartek, 09 październik 2014 06:13

Buntowniczka

Mike Shepherd, który wcześniej nosił nazwisko Mike Moscoe, jest amerykanskim pisarzem science fiction mieszkającym w Vancouver. Urodził się w 1947 w Filadelfii w marynarskiej rodzinie i jako dziecko wiele podróżował. Dopiero w liceum udało mu się zakończyć rok w tej samej szokle, w której go rozpoczął. Mike Shepherd zadebiutował w 1996 roku trylogią "Lost Millennium" oraz powieścią "First Dawn".

Odległa przyszłość. Międzygalaktyczne batalie. Podporucznik Kris Longknife znajduje się w epicentrum zdarzeń. Na własne życzenie bierze udział w wojnie. Jej wojskowe życie nie jest łatwe przede wszystkim ze względu na pochodzenie dziewczyny. Jest córką premiera i to właśnie taka etykietka przylgnęła do niej na trwałe. W oczach opinii publicznej tylko to się liczy. Ona jednak za wszelką cenę chciałaby ten fakt zmienić.

Fabuła książki nie wnosi do świata SF niczego nowego. Na główną bohaterkę, z racji urodzenia, polują zabójcy. Trwa wojna, państwom grozi rozpad i samodestrukcja. To raczej powszechnie podawany zestaw śniadaniowy w tego typu powieściach. Mimo to książka napisana jest wprawnie. Dobrze i szybko się ją czyta. To taka lekka pozycja, by na chwilę oderwać się od rzeczywistości i przenieść do zupełnie innego świata - barwnego filmu akcji.

Realistyczna przyszłość, postęp techniczny, międzygalaktyczne wojny. Tło powieści jest niezwykle obrazowe. W książce nie występują kosmici jako rasa dziwnych, fantazyjnych obcych. To ludzie, jak zawsze, zażarcie między sobą walczą, a stawką wojny jest oczywiście władza. Zwyczajny świat i jego sprawy przeniosły się do innej rzeczywistości, by w wymyślonym świecie stworzyć nową, wciąż jednak tak samo brzmiącą, historię.

Kris jest bohaterką ciekawą. Zastanawiałam się podczas czytania czy autor nie stworzył sobie kobiety idealnej. Odważna, rozsądnie myśląca, zdaje sobie sprawę z trudności życia. Nie jest naiwna, choć bywa nieco romantyczna. Posiada jasno wytyczone cele i zasady. Idealnie prezentuje się na tle, które stworzył dla niej Mike Shepherd. Jej losy śledzi się z zainteresowaniem i przyjemnością.

Saga o Kris Longknife liczy sobie już 12 tomów, a zaplanowanych zostało póki co 14. W Polsce wydany został dopiero pierwszy z nich. Sama "Buntowniczka" po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w roku 2004. W powieści znajdziemy wątki zarówno fantastyczne jak i sensacyjne. Mimo że akcja nie zawsze toczy się wartko, to jednak z "Buntowniczką" trudno się nudzić. Kris poszukuje swojej drogi w życiu i na tym również skupia się autor, a to dodaje fabule smaku i pozbawia ją płytkości.

Sądzę, że "Buntowniczka" to ciekawa lektura, którą warto przeczytać. Nie jest to jednak książka dla każdego. Trzeba lubić klimaty w których jest utrzymana. Z przyjemnością sięgnę po kolejne części sagi o Kris Longnife, ale chętnie przeczytałabym także inne powieści spod pióra Mike'a Shepherd'a.

Dział: Książki
czwartek, 09 październik 2014 05:53

V tom cyklu "Drużyna" już w listopadzie!

Czy ktoś jeszcze nie zna twórczości Johna Flanagana? Jeśli tak, najwyższy czas to zmienić! Jeśli zna, z pewnością niecierpliwie czeka na kolejny tom przygód dzielnej Drużyny Czapli. "Góra Skorpiona", nakładem wydawnictwa Jaguar, ukaże się już w listopadzie!

Dział: Książki
piątek, 12 październik 2012 11:18

Dziewiąty Mag, t.2: Zdrada

Na rynku książkowym wreszcie pojawił się tom drugi trylogii „Dziewiąty Mag" pt. „Zdrada". Na tę książkę czekałam z wielką niecierpliwością i ciekawością. Pierwszą część cyklu autorstwa A. R. Reystone przeczytałam w ekspresowym tempie, bo powieść, mimo że do najambitniejszych nie należy, jest niezwykle wciągająca. Z niekłamaną przyjemnością wzięłam więc do ręki drugi tom. Lektura ponad pięciuset stronicowej książki zajęła mi zaledwie jeden dzień. Po prostu nie sposób się od niej oderwać.

Dalsze losy Ariel i Marcusa niestety nie układają się zbyt różowo. Konsultantka do spraw smoków darzy oficera szczerym uczuciem, ale w realnym świecie zostawiła przecież córkę, za którą tęskni. Ponadto zdaje sobie sprawę, że ani ona sama na dłuższą metę nie pasuje do świata Marcusa, ani on nie pasuje do miejsca, z którego ona pochodzi. Los ciągle stawia przeszkody przed ich związkiem i bohaterowie stale mają do zrobienia coś ważniejszego. Informacje, jakie zdobyli Ariel i Marcus na końcu pierwszego tomu, oznaczają niebezpieczeństwo dla całego świata dziewięciu miast, a rola kobiety nabiera zupełnie innego znaczenia. Mag miasta trzeciego zaczyna podejrzewać, że Ariel ma być samym Dziewiątym Magiem, a nie jego matką. Bohaterka zastanawia się, czy mimo ryzyka nie przystąpić do Próby Dziewiątego Maga. Gdyby przeszła ją pomyślnie, jako Naczelna miałaby możliwość zniesienia prawa Losowań, które jak się okazuje, ma wielu przeciwników nawet wśród członków władz. Próba jest niezwykle niebezpieczna - kandydat musi pokonać smoki bojowe, obłaskawić smoka, którego uzna za własnego oraz sięgnąć po atrybuty pozostawione przez Pierwszego Maga - Wielkiego Xaviere'a.

Działalność ustawodawcza w tym dziwnym świecie nie jest jednak najważniejszym zadaniem Ariel. Przed głównymi bohaterami stoi także misja obrony miast przed atakiem nyrionów oraz odblokowanie magicznych źródeł - bez nich ochronne kopuły znikną, przestaną też działać portale komunikacyjne napędzane magią. Za atakami stoi potężny wróg, którego celem jest podbój i podporządkowanie sobie wszystkich dobrych i neutralnych istot...

Powieść pochłania. Ma prostą konstrukcję, popularny schemat fabuły i czarno-białych bohaterów. Autorka stosuje zabiegi, które nie wszystkim czytelnikom przypadną do gustu (mnie się nie spodobały, ale o tym za chwilę), a mimo to przeczytanie kilku pierwszych stron dosłownie przykuwa do książki. To nadal historia bardziej dla kobiet - relacja między Ariel a Marcusem staje się bardziej skomplikowana, autorka serwuje nam nawet ładnie napisaną scenę erotyczną między głównymi bohaterami. Akcja toczy się szybko; ma wiele zaskakujących i dramatycznych zwrotów. Ariel miota się między światami, można stwierdzić, że widać pewien moment przesilenia, kiedy bohaterka musi wybrać, gdzie będzie żyła.

Autorka w pierwszej części kilkoma scenami przygotowała grunt pod wprowadzenie do akcji czarnego charakteru. W moim mniemaniu zrobiła to jednak nie dość wystarczająco. Dopisana historia głównego wroga jest nieładnym zgrzytem w harmonii powieści, ale daje się przełknąć. Potem okazuje się, że główny czarny charakter nie do końca jest główny - ten zabieg jest naprawdę fajny, fabuła zyskuje pewne „podkręcenie". Legenda Wielkiego Xaviere'a również korzysta na dodaniu kilku ciemniejszych tonów.

Niezbyt spodobało mi się wprowadzenie elementu „klątwy", co dało autorce możliwość momentalnej zmiany charakteru postaci z jednoznacznie dobrego na jednoznacznie zły (i na odwrót). Prowadzi to do chaosu - przez pół powieści siedzimy w głowie danego bohatera, poznajemy jego intencje i uczucia, a potem w jednej chwili okazuje się, że to „uśpiony agent". W związku z tym wszystko, co do tej pory zrobił, pomyślał i poczuł, było rodzajem „biegu jałowego" lub zaplanowanym działaniem obliczonym na oszukanie przeciwnika. W zestawieniu z wcześniejszym opisem szczerych emocji wyraźnie to zgrzyta. Rozwiązanie zapożyczone z paru thrillerów filmowych w książce, jeśli chodzi o mnie, sprawdza się słabo. Myślę jednak, że wielu czytelnikom może się to spodobać, bo wprowadza element zaburzenia ładu, a powieść spokojna to powieść nudna. Ta z pewnością do takich nie należy.

Nie spodziewałam się też, że autorka zechce na tym etapie zakończyć wątek Ariel i Marcusa, choć to zakończenie jest rozwojowe, więc możliwe, że ich postacie jeszcze powrócą w trzecim tomie (jako beznadziejna romantyczka mam na to szczerą nadzieję). Pod koniec tomu pałeczkę głównego bohatera nagle przejmuje wydoroślała w magiczny sposób Amanda - córka Ariel. Okazuje się, że nie wiedzieliśmy o Mandy paru istotnych szczegółów. Powieść kończy się clif-hangerem, czyli zawieszeniem akcji w dość newralgicznym momencie.

Jak napisałam wcześniej - mimo wad książka jest uzależniająca. Jeśli podobał się Wam pierwszy tom, z czytaniem drugiego poczekajcie na weekend, inaczej może na tym ucierpieć wasza poranna punktualność, a nawet i porządek następnego dnia. Bardzo, ale to bardzo zła wiadomość jest taka, że na dalszy ciąg będziemy czekać aż rok - do jesieni 2013.

Dział: Książki
środa, 08 październik 2014 00:54

Premiera: "Oni"

Już w połowie października do księgarni trafi nowa powieść grozi spod pióra Olgi Haber, zatytułowana "Oni". Secretum objeło książkę patronatem medialnym.

Dział: Patronaty
czwartek, 02 luty 2012 10:45

Kuroshitsuji #02

Sławny Kuba Rozpruwacz - seryjny morderca grasujący w Londynie w 1888 roku, doczekał się wielu naśladowczych historii w literaturze i filmie. Przypisywane mu ataki zwykle dotyczyły prostytutek z ubogich dzielnic. Mordował je poprzez poderżnięcie gardła, a potem wycinał niektóre narządy wewnętrzne. Dlaczego jednak przedstawiłam tą historię? Otóż w tomie drugim Mrocznego Kamerdynera, młody hrabia Ciel Phantomhive, wyrusza do Anglii, by w służbie królowej, rozwiązać zagadkę Kuby Rozpruwacza.

Sebastian staje się coraz bardziej złośliwy. Autorka wyraźnie pokazuje sarkazm i ironię niemal w każdym jego geście. Tym razem kamerdyner rodziny Phantomhive odkrywa swoje mroczne oblicze i prezentuje czytelnikom, co myśli o innych (zwłaszcza o pracującej z nim służbie). Natomiast Cielowi dokucza najbardziej, umyślnie utrudniając mu śledztwo – choć oczywiście robi wszystko to, co do niego należy i jest w tym jak zwykle najlepszy. Poznajemy również ciotkę młodego hrabiego, jej kamerdynera i kilku innych – niekoniecznie pozytywnych – bohaterów. Dowiadujemy się również, że demon z piekła rodem jest... prawdziwym miłośnikiem kotów! I w tym momencie manga znów odzyskuje swój nietypowy urok. Mroczny kamerdyner jest bohaterem idealnym, takim „złym chłopcem" z serii tych, których tłumnie kochają dziewczyny. Niesamowicie przystojny, nie ma rzeczy, w której nie byłby dobry, a do tego jest chłodny, sarkastyczny i pozbawiony skrupułów. I jak tu Sebastiana nie kochać?

Drugi tom komiksu również jest zabawny, ale prawdę mówiąc humor, który w nim się pojawia jest w zupełnie innym stylu niż ten na początku. Podziwiam autorkę, której aż tak udało się go zmienić. Tłumaczy to tym, że tworząc go miała naprawdę podły nastrój i nic nie układało się po jej myśli, gdy się do tego specjalnie przedtem nie przygotowała. Jednak w dalszym ciągu cała atmosfera i sytuacje zawarte w książeczce są ujmujące. Dodatkowo ta kreska Yany Toboso! Po prostu aż ma się ochotę mangę przeglądać. Ciel w sukience (oczywiście to skutek tego, że Sebastian jest wredny, a nie żadnych niepasujących do klimatu dark fantasy perwersji) – to trzeba zobaczyć!

Kuroshitsuji, czyli mroczny kamerdyner nosi tym razem podtytuł (widoczny pod obwolutą) kurodokuta, mroczny lekarz. Jednak jest to jedynie ciekawy dodatek i zabawa w przebieranki dla Sebastiana, nie spoiler tomu. Z tyłu również czeka na fanów kilka interesujących ciekawostek – jak chociażby krótka historia, która podejrzewam została wyrzucona z głównej części, żeby nie rozleniwiać akcji.

Tym razem część nie kończy się wyraźnym rozwiązaniem wszystkich spraw, zapowiadając swojego rodzaju „to be continue" w najbliższym tomie. Na szczęście niezbyt długo trzeba będzie czekać, ponieważ komiks zaplanowany jest już na luty. Oczywiście gorąco tą serię polecam! Ciężko się przy niej dobrze nie bawić.

Dział: Komiksy
piątek, 07 grudzień 2012 10:36

Czarny Wygon. Bisy

„Bisy" to trzecia część cyklu „Czarny Wygon", długo oczekiwana i z utęsknieniem wypatrywana przez fanów prozy Stefana Dardy. Jej premiera, zapowiedziana wstępnie na koniec maja bieżącego roku, w końcu stała się faktem i dwudziestego czwartego listopada do księgarń trafiła kolejna odsłona wydarzeń związanych z przeklętą wioską skrytą wśród roztoczańskich lasów. Poprzednie tomy stały na wysokim poziomie, co dość obiektywnie odzwierciedla fakt, że obydwa zostały nominowane do Nagrody im. Janusza A. Zajdla za rok 2010. Z tego też względu do lektury „Bisów" zasiadłam z jednej strony z niecierpliwością i entuzjazmem, a z drugiej, z pewną obawą, czy powieść okaże się dobrą kontynuacją, czy jedynie odgrzewaniem starego kotleta.

Książkę otwiera opowiadanie „Słowo Czarnego", które wiąże się tematycznie z fabułą „Czarnego Wygonu" i naprawdę zaostrzyło mi apetyt. Choć tekst jest krótki - liczy zaledwie kilkanaście stron, jest mroczny, trzyma w napięciu i świetnie wprowadza czytelnika w klimat grozy. Dopiero po nim rozpoczyna się właściwa powieść. Stanowi ona bezpośrednią kontynuację „Starzyzny". Witoldowi Uchmannowi, po dwóch latach spędzonych w przeklętej wiosce, udaje się powrócić do rzeczywistego świata. Niestety zło wydostało się z wioski wraz z nim i zaczyna zbierać krwawe żniwo.

Lektura „Bisów" wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia. Styl pisarza pozostał taki sam, książkę czyta się dobrze i płynnie, a jednak zabrakło mi w niej tego „czegoś", co sprawiało, że od „Słonecznej Doliny" i „Starzyzny" nie mogłam się wprost oderwać. Przede wszystkim książka jest nierówna – momenty, które intrygują i rozbudzają ciekawość przeplatają się ze znacznie rozleglejszymi fragmentami, w których niby dużo się dzieje, ale wiele z tego nie wynika. Choć wydarzenia opisane w trzecim tomie są bezpośrednią kontynuacją tych, które miały miejsce w poprzedniej części, można odnieść wrażenie, że „Bisy" to już oddzielna historia. Nie da się jej wprawdzie zrozumieć bez znajomości fabuły całego cyklu, jednak wprowadzenie zupełnie nowych wątków i postaci sprawia, że jest to opowieść nie tyle o przeklętej wiosce, a o Witoldzie Uchmannie, który ściągnął na siebie uwagę mrocznych sił i musi teraz zwalczać własne demony.

Z drugiej strony, dużym, o ile nie największym atutem książki jest niesamowita wręcz pieczołowitość, z jaką autor odmalowuje przed oczami czytelnika kolejne miejsca, w których toczy się akcja. Zwłaszcza dla mieszkańców Lubelszczyzny realizm w pokazywaniu różnych miejscowości będzie stanowił smakowity kąsek. Tym razem Darda postarał się także o wyjątkowo starannie odzwierciedlić realia polityczno-kulturowe panujące w Polsce w 2005 roku. Dostajemy więc sporą porcję informacji na temat ówczesnych rządzących, wyboru nowego papieża oraz kilka nowinek sportowych.

Zastanawiam się nad wymową tytułu książki – nazwa Bisy występuje w powieści dwukrotnie i to w różnym znaczeniu. Jest to nazwisko trzech braci, którzy pojawiają się w obszernym prologu i których dość dobrze możemy poznać, ale przygoda z nimi kończy się wraz z rozpoczęciem pierwszego rozdziału. Po drugie jest to niewielka miejscowość, w której toczą się wydarzenia opisane w ostatnich rozdziałach. Prawdopodobnie przesłanie to stanie się czytelniejsze dzięki czwartemu, ostatniemu tomowi cyklu – wcześniej autor zapowiadał, że „Czarny Wygon" będzie trylogią, ale podczas pracy nad trzecią częścią okazał się tak płodny, że materiału i pomysłów starczyło na dwie książki, a nie jedną.

Z wielkim żalem muszę stwierdzić, że „Bisy" odstają nieco od poprzednich dwóch tomów cyklu „Czarny Wygon". Żywię jednak ogromną nadzieję, że w czwartej części Stefan Darda pokaże pełnię swoich możliwości i zachwyci czytelników tak samo, a może jeszcze bardziej, jak swoimi poprzednimi powieściami. Sam cykl o Witoldzie Uchmannie jest zdecydowanie godny polecenia, mimo słabszej jednej części, więc niech to nie zniechęca Was do sięgnięcia po historię przeklętej wioski na Roztoczu i ludzi, którzy mieli pecha, by do niej trafić.

Dział: Książki
piątek, 05 październik 2012 10:33

Cienie spoza czasu

Antologie tematyczne w Polsce nie są zbyt częstym zjawiskiem. Jeszcze rzadsze są zbiory, które koncentrują się wokół wariacji na temat twórczości jednego autora. Zaś sprawa z Lovecraftem ma się jeszcze ciekawiej, bo mieliśmy już kilka pozycji z wyborem wizji różnych twórców na temat Cthulhu - "Dziedzictwo Lovecrafta" czy "Przejście". "Cienie spoza czasu" to kolejne podejście do tego tematu i zarazem debiut wydawnictwa Dobre Historie w świecie książkowym. Twórczość Lovecrafta to zaś rzecz, którą można pokochać, albo zniechęcić się do niej permanentnie.

"Dziedzictwo" Alana Moore'a to tekst dość hermetyczny. Skąpa, wręcz surowa narracja, miesza się tutaj z charakterystyczną dla narkotykowego świata otoczką mroku i ludzkich słabości. Cała historia sprowadza się do próby zrozumienia nieznanego zagrożenia, poznania jego natury. Podobnie jest zresztą z "Pustkowiami" Paula F. Wilsona - tym razem jednak zło ma zdecydowanie inną naturę, którą skrywa pod otoczką zjawisk - chciałoby się rzec - "tylko i wyłącznie" paranormalnych. Zaś "Sekret noszony w sercu" Morta Castle to opowiadanie wyróżniające się na tle reszty historii - autor celuje najbliżej w istotę Cthulhu, bez wspomagania się pobocznymi wątkami. "Pan tej Ziemi" Gene Wolfe'a, podobnie jak "Pustkowia", stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi - wszystko to zaś podczas zbierania przez archeologa materiałów w terenie. Ukazuje to prawdziwą istotę obcowania z bytem tak skomplikowanym, jak Cthulhu.

"Gruba ryba" Kima Newmana łączy ze sobą zarówno elementy prozy Lovecrafta, jak i Raymonda Chandlera - w efekcie otrzymaliśmy opowiadanie podlane dość wysublimowanym humorem, najeżone wręcz odniesieniami do współczesnej kultury. Niewiele można powiedzieć natomiast na temat "Willa" Grahama Mastertona - autora ze sporym dorobkiem, ale obracającego się raczej w ciut innych konwencjach. Historia ta to, podobnie jak "Przejście", odkrywanie czegoś niesamowitego. Masterton postanowił osadzić jednak elementy mitologii lovecraftowskiej w odkrywaniu historii Williama Szekspira - tworząc swoją wizję ostatnich dni słynnego dramaturga. Pomysł dość ryzykowny, a efekt wyszedł nie najlepiej. "Pierwiastek zła" Edwarda Lee w podobny sposób zamyka w sobie wydarzenia z dwóch epok - tym razem jednak łączy on ze sobą czasy mniej odległe, a banalna z pozoru historia jest tylko zalążkiem czegoś znacznie większego. Zaś "Wystąpił błąd krytyczny pod adresem..." Alana Forestera to ciekawe przeciwieństwo "Willa" - tym razem wszystko obraca się wokół zagrożeń, jakie płyną wraz z popularyzacją internetu.

"Labirynt Cthulhu" Iana Watsona to survival horror - wszystko obraca się wokół tematu przeżycia na cmentarzu wraz z potworem po kolei wyłapującym swoje ofiary. Chociaż pomysł był całkiem niezły, mocno kuleje wykonanie - całość przypomina raczej poważniejszą odmianę gry w chowanego, w której stawką jest życie. Postacie to statyści, nie odgrywający praktycznie żadnej roli w fabule (ich jedyną funkcją jest urozmaicenie opowiadania za pomocą kolejnych tortur zadawanych im przez krakeno-podobne stworzenie).

Jedyny polski autor w całej antologii, Tomasz Drabarek, stworzył wizję zupełnie odmienną od reszty autorów zamieszczonych w książce - jego "Iran Political Fiction" to tekst osadzony właśnie w realiach Bliskiego Wschodu, z dodanymi elementami mitów. O ile jednak te dodatki zostały wykorzystane w sposób zgrabny, nie sposób nie ujrzeć w całości sporej dozy chaotyczności i nieskładności.

"Cienie spoza czasu" to z pewnością nie antologia idealna - należy zadać sobie jednak pytanie, czy taka w ogóle istnieje. Wszak dwunastu autorów to tak naprawdę dwanaście światów, między którymi występuje sporo podobieństw lub jeszcze więcej różnic. I tak oto świetne "Dziedzictwo" czy "Pustkowia" jest tutaj równoważone słabym "Labiryntem Cthulhu" czy niezbyt dobrym "Willem" - zawiniło w tym wypadku jednak wykonanie, bo pod względem fabuły autorzy mieli do popisu znacznie większe pole. W całości przyczepić można się jeszcze jedynie do korekty - dość sporo literówek i mniejszych błędów niekiedy może razić, nie jest ich jednak na tyle dużo, żeby skutecznie zniechęcić do dalszej lektury. "Cienie spoza czasu" - mimo zróżnicowanego poziomu - to pozycja dobra zarówno dla fanów prozy Lovecrafta, jak i czytelników, którzy dopiero chcą zapoznać się z tą mityczną istotą. Kto wie - może, podobnie jak bohater "Pierwiastka zła", dopiero po upływie jakiegoś czasu, uświadomi sobie, że owinęła go macka?

Dział: Książki