Rezultaty wyszukiwania dla: Nowa Ba����
World of WarCraft: Arthas. Przebudzenie króla Lisza - Christie Golden
Jedna z najbardziej wyczekiwanych powieści World of WarCraft już 2 sierpnia w polskich księgarniach!
"Żniwiarz. Czerwone Słońce" - Paulina Hendel
A oto zapowiedź wrześniowa od Czwartej Strony, czyli druga odsłona bestsellerowej serii „Żniwiarz”.
Słowiańskie demony nie dają o sobie zapomnieć!
Jeszcze do niedawna Magda była zwykłą dziewczyną, pracującą w małej księgarni, jednak obecnie jej życie wygląda całkiem inaczej niż sobie to zaplanowała.
Czerwony Żółw
„Czerwony Żółw” (tytuł oryg. La tortue rouge, ang. The Red Turtle) to pełnometrażowe anime holenderskiego reżysera Michaela Dudok de Wita, który w 2000 roku zdobył Oscara w kategorii Najlepszy Krótkometrażowy Film Animowany za animację „Father and Daughter”. Jednak to nie Nagroda Akademii Filmowej skusiła mnie do obejrzenia tego filmu, tylko współpraca pomiędzy francuskim Wild Bunch, a japońskim Studiem Ghibli.
„Czerwony żółw” to historia mężczyzny wyrzuconego podczas sztormu na bezludną wyspę. Z jednej strony dopisało mu szczęście, ponieważ przeżył, z drugiej strony utkwił sam na maleńkiej wysepce. Początkowo bohater zmaga się z losem, i jak rasowy przedstawiciel Zachodu, choć tego nie wiemy, bierze się z życiem za bary próbując czmychnąć z wysepki. Przyznaję się, prawie oczekiwałam w napięciu na Wilsona, towarzysza niedoli Toma Hanksa w „Cast Away”. Jednak to nie kino amerykańskie, tylko europejskie i w dodatku w duchu studia Ghibli, innymi słowy na los bohatera musiał mieć wpływ element baśniowy i wszystko się w jednym momencie zmienia.
Animacja Dudok de Wita jest wyjątkowo i estetycznie odmienne od tego, do czego przyzwyczaiło nas Studio Ghibli. Przede wszystkim jest to film, podczas którego nie wypowiadane są żadne słowa, nie znaczy to, że jest to kino nieme. Reżyser przejął od japońskich współpracowników ducha animistycznego, tutaj przyroda jest na równi bohaterem, co człowiek. Jest to przewijający się wielokrotnie motyw chociażby u Miyazakiego; harmonii i dysharmonii człowieka z naturą. Koniecznie należy wybrać się do kina studyjnego, w którym nie będzie jedzących popcorn tuwimowskich kinochamów, aby w pełni odczuć piękno wyspiarskiej natury; szum morza, skrzeki mew, szelest liści, chlupot wody. To niesamowite, jak reżyserowi udało się przenieść skrawek przyrody do zamkniętego pomieszczenia. Jednak ma to swoją cenę. Nie jest to animacja dla każdego, wymaga ona cierpliwości, kontemplacji, umiejętności cieszenia się z samego piękna przekazu, pomimo że jest on wyjątkowo prosty. Czy współczesny energiczny człowiek umie odłożyć komórkę i usiąść w kinie na 80 minut bez przekąsek, wsłuchać się w szum fal i skrzek mew, doświadczając czegoś tak prostego jak pogodzone z naturą życie?
Jeżeli zastanawiacie się nadal, czy jest to animacja dla Was, nie róbcie tego. „Czerwony żółw”, to film, który się przeżywa i doświadcza, bez względu na to, czy zostanie on z nami później na pięć minut, czy do końca życia. Jeśli zastanawiacie się, czy jest to animacja dla dzieci? Tak, jest to również baśń dla dzieci, każdy ją odbiera na innym poziomie; ja byłam z dziesięciolatką, a były też dzieci sześcioletnie. Wszyscy przeżyli, a nadmienię tylko, że rewelacyjnym równoważnikiem dla poetyckiej narracji, są humorystyczne krabiki, które towarzyszą bohaterowi i widzowi przez całą opowieść o Czerwonym Żółwiu.
Strona główna filmu: http://latortuerouge-lefilm.com/
Strona polskiego dystrybutora: http://gutekfilm.pl/film/czerwony-zolw/ (m.in. wywiad z reżyserem w j. pol.).
Kieszonkowce
Sezon wakacyjny w pełni. Niektórzy mają do pokonania setki kilometrów w pociągach, autobusach a być może tysiące w samolotach. Można ten czas wykorzystać na trening mózgu i naukę w przyjemnym wydaniu. Seria Kieszonkowce od wydawnictwa Edgard to sposób na nudę nie tylko w podróży. To gry karciane, zagadki logiczne, idiomy angielskie w ładnych i niewielkich wydaniach i o ciekawych ilustracjach. Efektem ubocznym spędzania wolnego czasu w ten sposób może być wzrost intelektu, opanowanie wiedzy, lub zwiększony zasób słownictwa z j. angielskiego.
W ramach serii ukazało się aktualnie 10 tytułów. Dla Was chciałabym przedstawić kilka wybranych i według mnie najciekawszych.
Kieszonkowiec geograficzny – Gdzie Rzym a gdzie Krym
Jeżeli ktoś ma problem w opanowaniu europejskich państw i ich stolic, może zdecydować się na tę pozycję. W talii znajdziemy kilkadziesiąt kart, które tworzą pary państwo-stolica. Zestawem tym możemy rozegrać jedną z czterech gier towarzyskich:
- Znane wszystkim memory polegające na zapamiętywaniu i zebraniu jak największej ilości par.
- Karuzela – gracze pozbywają się zbędnych kart i zbierają nowe do momentu znalezienia dwóch par.
- Klapek - wśród rozłożonych na stole kart gracze szukają par. Odnalezienie sygnalizowane jest poprzez klepnięcie dłonią w stół. Pierwsza osoba, która to zrobi, zabiera parę. Wygrywa gracz, który zbierze najwięcej par.
- Szachraj - odmiana znanej gry w Piotrusia Pana - wygrywa ten, który pozbędzie się najszybciej kart z ręki.
Kieszonkowiec ten polecany jest dla osób od 7 roku życia. Dla młodszych do idealna pomoc szkolna w nauce, starszym zaś pozwala na odświeżenie zdobytej już wiedzy.
Kieszonkowiec logiczny – Na logikę
Propozycją dla starszej grupy wiekowej, od 12 roku życia może być kieszonkowiec „Na logikę”. W pudełku znajdziemy karty z ciekawymi zagadkami logicznymi o różnym stopniu trudności. Do naszej dyspozycji w sumie jest 69 łamigłówek. Pytania są graficzne i tekstowe, podchwytliwe i wymagające dedukowania, jak również testujące naszą spostrzegawczość i umiejętność łączenia faktów. Można je rozwiązywać w pojedynkę, aby w efekcie zabłysnąć w towarzystwie i wytrenować swój mózg. Można również zabawić się w gronie znajomych, np. poprzez rywalizację kto pierwszy prawidłowo odpowie na zadane pytanie. Kieszonkowiec ten przypadł mi bardzo do gustu. Zadania przypominają te, z którymi można spotkać się podczas rozwiązywania testów Mensy. Widać, iż zostały przygotowane przez specjalistów.
Kieszonkowiec angielski – Let’s Talk
Dla zwolenników nauki języka angielskiego, którzy nie mają czasu na lekcje lub chcą w nieprzymuszonej formie przyswoić, być może, nawet kilkadziesiąt nowych słów, doskonałą pozycją może być: „Let’s talk!”. Są to angielskie rozmówki, które wykorzystać może już nawet 9-latek do budowania dialogów i nauki. Talia składa się z 55 kart z różnymi scenkami, które tworzą pary pytanie-odpowiedź. Ponownie jak w omawianej powyżej pozycji – Kieszonkowiec geograficzny - karty z dialogami wykorzystujemy do rozegrania jednej z czterech gier towarzyskich: memory, klapek, karuzela czy szachraj. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby samodzielnie uczyć się przeprowadzania zwrotów konwersacyjnych, przydatnych nie tylko w podróży czy w sklepie. Bardzo fajnym urozmaiceniem gry jest dodatkowy słowniczek trudniejszych słów czy idiomów, na które możemy natknąć się na kartach.
Kieszonkowiec angielski – Piece of Cake
Najbardziej jednak zafascynował mnie kieszonkowiec edukacyjny z angielskimi idiomami. Czegoś takiego szukałam od dawna. „Piece of cake”, czyli bułka z masłem. Takie to proste. Jednak pozory mogą mylić. Jest to chyba jeden z najtrudniejszych Kieszonkowców. Mamy do czynienia ze słownictwem, które można zaklasyfikować do poziomów B1-C1. Jedna talia daje możliwość opanowania 172 angielskich idiomów. Na każdej z 54 kart znajdziemy trzy zwroty (np. dialogi, stwierdzenia). Do każdego z nich podane mamy po trzy odpowiedzi. Oczywistym zadaniem jest wskazanie tej prawidłowej. W rozwiązaniu pomocne są słowniczki na odwrocie każdej karty. Przetłumaczone zostały nie tylko idiomy, ale również trudniejsze słowa.
Kieszonkowiec angielski – What’s up?
Kolejnym, podobnie jak „Piece of Cake”, zaawansowanym Kieszonkowcem jest „What’s up?”. Skierowany jest on do osób, które mają opanowane już angielskie słownictwo na poziomie B2-C1. Kolejny raz również do czynienia mamy z grą typu quiz. Na każdej karcie znajdziemy po trzy zwroty konwersacyjne z trzema odpowiedziami. Naszym zadaniem jest wskazanie prawidłowej odpowiedzi. Oczywiście pomocny jest słowniczek trudnych słów, który znajdziemy na odwrocie każdej karty.
Podsumowanie
Kieszonkowce w swoich małych i kompaktowych pudełeczkach skrywają bogatą zawartość. Dzięki nim możemy przyjemnie spędzić czas praktycznie w każdym miejscu na naukę poprzez zabawę. Jedna talia spokojnie zmieści się nawet w najmniejszej damskiej torebce. Dodatkowo bardzo ciekawa oprawa graficzna, kolorowe i zabawne ilustracje ułatwiają przyswajanie wiedzy. Możemy znakomicie bawić się samemu, jak również w gronie znajomych, szczególnie wykorzystując do tego różne warianty gier towarzyskich. Bardzo fajnie, że zostały one przygotowane dla różnych grup wiekowych, dzięki temu do wspólnej zabawy np. z językiem angielskim czy geografią, możemy siąść już z najmłodszymi. Językowe Kieszonkowce zaawansowane, skierowane do osób powyżej 15 roku życia, na początek mogą sprawiać wrażenie bardzo trudnych i ciężkich do opanowania, szczególnie przez bogactwo nowego słownictwa, jednak jak mówi przysłowie – praktyka czyni mistrza. Taka forma nauki języka obcego mi bardzo odpowiada. Fiszki, z których do tej pory korzystałam, poszły w odstawkę. Zastąpiłam je kartami z quizami. Teraz czekam niecierpliwością na efekt uboczny jaki deklaruje producent na opakowaniu. Może już wkrótce zacznę oglądać filmy bez napisów.
Podsumowując, za niewielkie pieniądze (a dokładniej 15zł za grę) otrzymamy bardzo dobrze przygotowany i solidnie wydany produkt edukacyjny. Na pewno spędzimy z nim wiele godzin, aby uczyć się poprzez zabawę lub bawić się przyswajając przy okazji wiedzę.
"Doskonała" Cecelii Ahern już w lipcu
Prawdziwa doskonałość rodzi się z akceptacji własnych wad.
Rok temu Cecelia Ahern, znana do tej pory z książek obyczajowych, pokazała się w całkiem nowej literackiej odsłonie. „Skaza”, jej debiutancka powieść Young Adult, została nazwana przez „The Guardian” jedną z najlepiej napisanych dystopijnych historii naszych czasów. „Doskonała”, kontynuacja bestsellera irlandzkiej pisarki, w księgarniach od 19 lipca.
Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu
Współczesna historia książki o miejscu na mapie świata, o którym nadal niewiele wiadomo, a gdyby nie wysiłek jednego człowieka, moglibyśmy wiedzieć jeszcze mniej.
Joshua Hammer to amerykański dziennikarz aktualnie piszący dla „The New York Review of Books”, „The New Yorker”, czy „Smithsonian”, ale był również przez wiele lat niezależnym korespondentem, a także szefem „Newsweeka” w Europie, Nairobi, Południowej Ameryce, Los Angeles, Berlinie i Jerozolimie. Wydał cztery książki, z czego czwartą w 2016 r. byli właśnie „Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” (The Bad-Ass Librarians of Timbuktu). Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Agora wydało tę książkę. Po pierwsze mam jeszcze z czasów studiów bibliotekarskich sentyment do literatury z zakresu historii książki, a tym bardziej do tak rzadko spotykanej współczesnej historii książki. Po drugie jest to przystępnie napisana literatura faktu z zakresu działań wojskowych, która potrafi przybliżyć tematykę z zakresu działań antyterrorystycznych laikowi.
W Afryce Zachodniej istnieje sobie śródlądowe państwo Mali, o którym mało kto wie, i o którym rzadko się słyszy. Niektórzy fascynaci podróży i historii słyszeli zapewne o tajemniczym Timbuktu wpisanym na listę dziedzictwa UNESCO, które bardzo długo było niedostępne dla podróżników, o legendarnych budowlach z gliny wyrastających nagle na środku pustynnego krajobrazu. Starsze pokolenie pamięta zapewne odzyskanie niepodległości przez Mali od Francji 22 września 1960 r., a ci, co śledzą uważnie wiadomości ze świata, wiedzą, że wybuchła tam w latach 2012-2014 wojna domowa. Jednak niewiele osób wie, a zaryzykowałabym nawet, że prawie nikt, o niesamowitej spuściźnie kulturalnej, jaka zachowała się w Timbuktu, a mianowicie o 377 tysiącach woluminach manuskryptów. Jeśli myślimy o pięknych iluminowanych księgach, z krajów afrykańskich, to w pierwszej kolejności myślimy o egipskich papirusach i bibliotece aleksandryjskiej, ale piaski pustyni zachodniej Afryki i koczowniczy tryb życia tuareskich plemion, nie kojarzy się raczej ze skrybami i iluminatorstwem.
Joshua Hammer i bohater jego książki, a mianowicie Abdel Kader Haidara udowadniają, że w Mali, po wioskach, domach rozproszone zostało wielkie bogactwo kulturalne arabskiego świata. Książka „Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” opowiada o mozolnej pracy Haidry celem pozyskania bezcennych rękopisów z rąk prywatnych, by je ocalić przed zgubnym suchym powietrzem pustyni, o pozyskaniu funduszy, by ocalić piękne rękopisy od zapomnienia i utworzyć Bibliotekę Pamięci Mammy Haidry. Jest to jednak również opowieść o tym jak o mały włos doszłoby do, jak to nazywa Waldemar Jan Dziak, „błędu historycznego zaniechania” i dziewięć miesięcy zniewolenia Timbuktu i dwa lata malijskiej wojny domowej, mogłoby się przekształcić w kolejny kalifat, gdyby nie interwencja wojsk francusko-amerykańskich. Jest to w końcu opowieść o tym, że poza wielkim dramatem ludzkim, czasem w tle rozgrywa się również wielki dramat i walka o przetrwanie od zapomnienia dóbr kulturalnych, które w przyszłości mogą stanowić o tym, kim naród tak naprawdę jest.
Abdela Kadera Haidarę można by oceniać różnie, że bardziej kochał księgi niż ludzi, że czuł się bardziej odpowiedzialny za rękopisy, które mu powierzono, niż za rodzinę, ale z drugiej strony, gdyby nie tacy ludzie jak on, lub jak nasz ksiądz Antoni Liedtke, który ratował Biblię Gutenberga, nie pozostałoby dziedzictwo, z którym można by po wielu zawieruchach wojennych się identyfikować.
„Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” to ciekawa pozycja, nie tylko dla tych, którzy lubią politykę wojskową lub historię książki, ale dla tych, którzy docenią książkę, z której można dowiedzieć się wielu rzeczy, o których nie miało się pojęcia, od osoby, która doskonale zna się na tym, o czym pisze.
O tej niesamowitej walce o każdy manuskrypt można również przeczytać w języku angielskim w National Geographic
Polecam też posłuchać muzyki zespołu Tinariwen, którego toż muzyka jest podczas lektury książki wspominana, a który to zespół występował podczas słynnego Pustynnego Festiwalu razem z U2 w 2012, a także w Polsce podczas Heineken Open'er Festival w 2010.
"Wilcze leże" nowość od Fabryki Słów
Od 28 czerwca dostepna jest nowa antologia opowiadań Andrzeja Pilipiuka "Wilcze leże".
Od A jak Anubis do W jak wilkołactwo.
Zanurz się w świat opowieści, w których granica między tym co realne a tym co fikcyjne niebezpiecznie się zaciera...
W życiu Roberta Storma nadchodzi wielka zmiana. Gdy na horyzoncie pojawi się dziewczyna, która ma szanse zostać kobietą jego życia, Robert pozna smak porażki i narazi się wpływowym przeciwnikom. A jedynym wyjściem będzie ucieczka...
Nowy dom na wyrębach
Dom na wyrębach to debiutancka i jak dotąd prawdopodobnie najlepsza książka w dorobku Stefana Dardy, jednego z czołowych polskich autorów powieści grozy. Po dziewięciu latach od premiery i kilku innych wydanych pozycjach, pisarz zaskoczył czytelników drugim tomem, wzbudzając tym samym zarówno podekscytowanie, jak i dreszcz niepokoju, czy historia ta nie okaże się jedynie odgrzewaniem starego kotleta.
Nowy dom na wyrębach to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z poprzedniej części, dlatego powinny sięgnąć po niego jedynie osoby, które mają już za sobą jej lekturę. Tym razem jego głównym bohaterem jest Hubert Kosmala, w którego ręce trafia pamiętnik pisany przez Marka Leśniewskiego. Mężczyźnie, ateiście do bólu wręcz twardo stąpającemu po ziemi, trudno jest uwierzyć w opisywane przez przyjaciela zjawiska i wydarzenia, a tym bardziej w niebezpieczeństwo grożące jego najbliższym. Niemniej każda wyprawa do domu w Wyrębach wzbudza w nim coraz większe wątpliwości, zaczynają też prześladować go koszmarne sny. Czy groza, która zalęgła się w starym domu z bali dosięgnie Kosmalę i jego rodzinę?
Drugą główną bohaterką, której wątek przeplata się z narracją poświęconą Hubertowi, jest Ewa Firlej, dawniej zauroczona Leśniewskim i nadal przeżywająca to, co go spotkało. Z czasem uczucie żalu i tęsknoty za Markiem przycicha, między innymi za sprawą nowego znajomego. Czy jednak na pewno jest on tym za kogo się podaje?
Z przyjemnością mogę stwierdzić, że czytelnicy dobrze wspominający stary Dom na wyrębach nie powinni być rozczarowani. Nowa odsłona jego historii nadal zapewnia dreszczyk niepokoju, miejscami przeradzający się w poczucie zagrożenia i grozy. Cieszy fakt, że autor nie wykorzystuje do zdarcia pomysłu na źródło owego horroru znanego z pierwszego tomu, a tworzy nowe na kanwie tego poprzedniego. I to w sposób logiczny (na miarę zjawisk nadnaturalnych oczywiście) i przemyślany.
Mimo że już pierwsze strony niosą atmosferę nieokreślonego do końca zagrożenia, akcja powieści toczy się raczej powoli. Wraz z Kosmalą wracamy do Wyrębów, które po wydarzeniach, jakie miały tam miejsce, straciły bezpowrotnie status sielskiej oazy spokoju. Pojawiają się nowe postaci, wcześniej pojawiające się gdzieś w tle, teraz zaś zyskujące na znaczeniu. Z kolei ci, którzy wcześniej odgrywali znaczące role, teraz pojawiają się epizodycznie. Taki zabieg to ciekawy eksperyment pozwalający spojrzeć na bohaterów z innej perspektywy.
Książkę kończą słowa, które potrafią czasem wyprowadzić z równowagi nawet najspokojniejszego czytającego. Okazuje się, że jest to zaledwie koniec części pierwszej, która dobiega końca w chwili, gdy właściwa akcja zaczyna nareszcie nabierać tempa. Przez niemal całą powieść autor podrzuca kolejne wątki i powoli rozwija je, rozbudzając ciekawość i pobudzając wyobraźnię, lecz nie doprowadza do kulminacji. W rezultacie, książkę można odebrać jako preludium przed kolejną częścią, na który – miejmy nadzieję – nie będziemy musieli zbyt długo czekać.
Darda dba o to, by czytelnik poczuł specyficzny klimat lat 90. Nie ma mowy o powszechnie dostępnych telefonach komórkowych, a jeśli główny bohater potrzebuje do kogoś zadzwonić (co zdarza się dosyć często), używa żetonów i budek telefonicznych. Popija piwo EB i słucha kaset Grzegorza Turnaua, a policjanci jeżdżą wysłużonym poldkiem. Ma to swój urok i osoby pamiętającym dobrze tamte czasy z pewnością niejeden raz uśmiechną się pod nosem z nostalgią. Czasem autor pozwala sobie też na innego rodzaju puszczanie oka do czytelnika, jak choćby zmuszając niektórych bohaterów do snucia planów pobytu na Manhattanie akurat w czasie ataku na WTC, mającego nastąpić pięć lat później.
Podsumowując, wbrew obawom, że Nowy dom na Wyrębach będzie jedynie bazował na sukcesie poprzedniego tomu, Darda stworzył przemyślaną i wciągającą, lecz nadal nieskończoną historię, po którą powinni sięgnąć wszyscy, którym spodobał się historia Marka Leśniewskiego. Powieść zachowała niepokojącą atmosferę, w którą warto ponownie się zanurzyć. Oby tylko jej kontynuacja ukazała się już wkrótce!
Wojna
Andriej Lewicki jest już znany miłośnikom Fabrycznej Zony za sprawą cyklu Survivarium. Tym razem powraca do Polski z nieco innym klimatem. Antymir to nowa seria postapo, która od razu została ciepło przyjęta przez naszych czytelników. Na światło dzienne wychodzi właśnie drugi tom - Wojna. Jak poradzą sobie Garszteczka i Chemik - przypadkowy duet który znalazł się w nie właściwym miejscu w nie odpowiednim czasie?
Andriej Lewicki - Dzieciństwo spędził w Czarnobylu. Po Katastrofie zdarzało mu się wielokrotnie odwiedzać teren Zony, nocując w porzuconych wsiach i miasteczkach, ukrywając się przed patrolującą Strefę ukraińską milicją. Właśnie to doświadczenie zaowocowało w trakcie pracy nad tworzeniem scenariuszy do gry „S.T.A.L.K.E.R. – Zew Prypeci” i jego obecnej działalności w projekcie Survarium. Pisarz chętnie sięga po książki Lema i Sienkiewicza, ogląda filmy noir z lat 40. i 50. oraz słucha czarnego bluesa i starego dobrego rocka. Najlepiej czuje się w górach z laptopem i termosem kawy, pisząc kolejny rozdział książki.
[fabrykaslow.com.pl]
Wiedźmakowi udaje się dostać do Zagubionego Miasta i razem ze swoją ekipą oraz wziętą do niewoli Niką zmierzają do muzeum by zdobyć magiczny artefakt. Okazuje się jednak, że Miasto nie jest docelowym punktem planu szalonego szamana, a jedynie przystankiem w o wiele większej, niebezpiecznej grze. Czy może być coś bardziej przerażającego niż owiane tajemnicą centrum Sektora? Okazuje się, że tak. Chemik, Garsteczka oraz najemny zabójca Czerwony Kruk muszą stawić czoła Wiedźmakowi, a to będzie nie lada wyzwanie dla naszej trójki bohaterów. Chemik kieruje się emocjami, bo uświadamia sobie, że uczucie do Niki nadal jest silne. Garsteczka staje się bardziej rozważny i kalkuluje każdy następny krok. Kruk zaś zostaje zarażony krwiokwiatem i powoli staje się żądnym krwi mutantem.
Nowa seria Lewickiego to znakomity powrót do Zony, to mocna lektura która jest zarazem przygodową fantastyką. To bardzo wciągająca pozycja która powoli, w moim osobistym rankingu, staje się jedną z lepszych cykli, które miałem okazję czytać w ostatnich latach. Podoba mi się to, że autor skupia uwagę czytelnika na całościowym obrazie Zony. Chodzi mi o to, że w swoim wykreowanym świecie niczego nie pomija. Dostajemy tutaj bardzo wyrazistych bohaterów, którzy budzą sympatię, którzy mimo przeciwności losu twardo dążą do celu, mimo, że mogliby olać sprawę. Poza tym mamy dokładne opisy świata łącznie z istotami go zamieszkałymi, anomaliami, fauną i florą. Fajnie, że autor poświęca temu miejsce, bo wtedy całość jest dla czytelnika o wiele bardziej realna i namacalna, przez co cała historia także wiele zyskuje. Do tego dochodzi Wiedźmak(oraz jego banda) którego już sam pseudonim jest niezwykle ujmujący i tajemniczy. Jest to szaleniec, który uważa się za mistycznego szamana, chociaż jak się okazuje, ma w zanadrzu kilka istnie magicznych zagrywek!
Wojna to książka przemyślana i dobrze napisana. To fabularnie niezwykle wciągająca historia która zabiera czytelników do realnego i pełnego niebezpieczeństw świata Zony, gdzie dosłownie wszystko jest możliwe. Z pewnością jest to powieść, którą nie może odpuścić sobie żaden fan tego typu literatury. Gorąco polecam i z niecierpliwością czekam na kontynuację!
"Zgromadzenie cieni" V. E. Schwab już w księgarniach
Dzisiaj premierę ma kontynuacja "Mroczniejszego odcieniu magii" V. E. Schwab od Wydawnictwa Zysk i S-ka.
MAGIA, PRZYGODA I FASCYNUJĄCY ŚWIAT RÓWNOLEGŁYCH LONDYNÓW W JEDNEJ Z NAJCIEKAWSZYCH POWIEŚCI FANTASY OSTATNICH LAT.
Upłynęły cztery miesiące, odkąd w ręce Kella wpadł czarny kamień. Cztery miesiące, odkąd przecięły się ścieżki antariego i dziewczyny z Szarego Londynu, Delilah Bard. Cztery miesiące, odkąd książę Rhy został ranny, Kell i Lila pokonali rządzące Białym Londynem bliźniaki Dane, a kamień wraz z umierającym Hollandem wrzucili w otchłań Londynu Czarnego.