listopad 02, 2025

×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 3507.

Rezultaty wyszukiwania dla: Moi Bohaterowie

środa, 08 sierpień 2018 14:09

Wieża świtu

Nie poznawał samego siebie. Niegdyś dumny, silny kapitan Gwardii Królewskiej, obecnie złamany, niemogący pogodzić się z przeszłością mężczyzna. Wszelkie dni od czasu ataku na jego osobę przez zamordowanego króla Adarlanu, zlewały się w jedno. Nie odróżniał pór dnia. Nic nie miało dla niego znaczenia. Czuł się, jakby przebywał w wielkiej bańce, gdzie jego tak wcześniej świetnie wyszkolone i silne ciało dryfowało. Unosił się ponad wszystkimi i wszystkim. Próbowali mu pomóc. Pocieszali. Starali się dać nadzieję na to, że jeszcze kiedyś wstanie o własnych siłach. To, co zdarzyło się w trakcie uwalniania magii, zniszczyło całe jego życie. Uraz kręgosłupa okazał się tak bardzo rozległy, że żaden uzdrowiciel i żadna moc nie mogły mu pomóc. Nie wiedział, kim jest. Nie poznawał samego siebie. Nie miał nadziei. Nie potrafił przemóc się i znów wznieść oczy na świat. Wolał zagłębić się w swym wózku i przestać czuć. Niestety, niedany był mu spokój. Ostateczna bitwa zbliżała się nieubłaganie. Nie mógł pomóc przyjaciołom w walce, ale mógł zrobić jedno. Wyjechać do kraju uzdrowicieli i zrobić wszystko, aby ponownie wstać. Musiał zdobyć uznanie króla i nakłonić go do wzięcia udziału w walce, ale aby to zrobić musiał odzyskać nadzieję na to, że jeszcze kiedyś ponownie stanie się sobą...

Sarah J. Maas od chwili, gdy przeczytałam kilka rozdziałów historii Celaeny Sardothien, należy do grona moich ulubionych pisarzy. Za każdym razem, gdy sięgam po powieść wychodzącą spod jej magicznego pióra, przenoszę się do fantastycznego, zapierającego dech w piersiach świata, który zawsze (bez najmniejszego wyjątku) skrada moje serce. Po twórczość tej pani sięgam z zamkniętymi oczami. Nie czytam opisów. Nie sprawdzam opinii. Dlaczego? Wiem, że historie stworzone przez Sarah J. Maas nigdy mnie nie zawiodą. ,,Wieża świtu" od pierwszych stron, całkowicie oderwała mnie od rzeczywistości. Wszystko przestało istnieć, a prawie 850 stron pochłonęłam w ciągu dwóch dni. Próbowałam dawkować sobie historię Chaola - przysięgam! Niestety, okazałam się zbyt słaba, aby móc się jej oprzeć. Co takiego mnie w niej zauroczyło? Dlaczego po przeczytaniu tej pozycji, przez kilkanaście dni, przeżywałam kaca książkowego i nie potrafiłam przemóc się, aby sięgnąć po inną książkę? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji!

,,Trudno darzyć się nawzajem miłością, gdy wiesz, że pewnego dnia staniecie przeciwko sobie. Nie ma mowy o miłości, kiedy nie towarzyszy jej zaufanie."

Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starego i pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme przywróci mu władzę w nogach. Uleczenie to jednak tylko część planu. Oto na tronie zasiada wszechpotężny kagan, którego Chaol ma za zadanie nakłonić do wzięcia udziału w wojnie.

Jednak to, co czeka Chaola i obecną kapitan Gwardii Królewskiej Nesryn, przekroczy ich najśmielsze oczekiwania. Kluczem do powodzenia misji może okazać się niepozorna uzdrowicielka Yrene i informacje, które bohaterowie zdobędą podczas pobytu w pałacu.

,,- Spodnie też? Wiedział, że powinien być uprzejmy i błagać ją o pomoc, a mimo to...

- Musiałbym chyba najpierw trochę wypić. - odparła Yerne i spojrzała na speszoną nieco Nesryn. - Przykro mi - rzekła, choć jad sączył się w jej głosie.

- Dlaczego jej to mówisz?

- Przypuszczam, że ostatnimi czasy miała pecha dzielić z Tobą łóżko."

Chaol Westfall nawet w najgorszych koszmarach nie potrafił wyobrazić sobie tego, co go spotkało. Nękany magicznymi mocami, potworami i śmiercią najbliższych, nigdy nie pomyślałby, że w czasie, w którym jego rodzina przygotowuje się do ostatecznej bitwy z najgorszym złem, on będziecie zmuszony odejść z linii frontu i zagrzebać się w wózku dla inwalidów, ponieważ jego kręgosłupa po ataku byłego króla Adarlanu, nie można naprawić. Dumny mężczyzna choć przybity, nie ma zamiaru się poddać. Wie, że na nic nie przyda się swojemu najlepszemu przyjacielowi w stanie, w którym się obecnie znajduje. Musi odzyskać dawną sprawność fizyczną, ale aby było to możliwe, były kapitan Gwardii Królewskiej zmuszony jest udać się do pradawnego miasta na obcym kontynencie, aby z pomocą uzdrowicieli z Anticy ponownie stanąć na nogi.

Uzdrowicielki ze słynnego Torre Cesme jako jedyną posiadają moc, mogącą go wyleczyć. Chaol wraz z Nesryn Faliq wyruszają na Południowy Kontynent, aby uzyskać pomoc od kobiet obdarzonych mocą pradawnej bogini oraz przekonać wszechpotężnego kagana, aby pomógł armii stworzonej przez Aelin i Doriana zwyciężyć raz na zawsze Valgów.

Chaol i Nesryn nie byli przygotowani na to, co zastało ich w Antice. Kagan i jego dziedzice nie są przychylnie planom przedstawionym przez wysłanników Adarlanu, a wizja pomocy szybko rozpływa się w dawnych marzeniach. Ponadto, jedyną nadzieję Chaola na wyzdrowienie jest pomoc Yrene - dziewczyny, która z jakiegoś powodu go nienawidzi. Czy uda mu się uzdrowić dawne rany w sercu uzdrowicieli? Jakie są szanse na to, aby Chaol stanął na nogi? Czy zbliżająca się wojna z Valgami skazana jest na porażkę?

,,- Wpatrywanie się w horyzont wcale nie przyspieszy podróży- mruknął, wtulony w jej szyję.- Dokuczanie żonie z tego powodu również nic nie da.
[...]
- A cóż innego pozostało mi do roboty podczas tej niekończącej się podróży? Dokuczanie ci to moja jedyna rozrywka, lady Westfall."

,,Wieża świtu" to pozycja, na którą czekałam wiele długich miesięcy. Choć przez większość czasu usychałam z tęsknoty za bohaterami ,,Szklanego tronu" i pragnęłam, jak najszybciej poznać historię Chaola Westfalla - postaci, którą najpierw pokochałam, później znienawidziłam, a następnie przypomniałam sobie, że jednak mimo niektórych momentów, moje zdradzieckie serce zawsze było lojalne temu irytującemu, ale jakże pięknemu mężczyźnie - to niekiedy miałam ochotę udusić panią Maas za to, że najpierw postanowiła wydać jego historię i kazała czekać mi tak długo na zakończenie niesamowitej serii ,,Szklany tron". Wszelkie moje złe myśli odeszły, gdy tylko książka wpadła w moje ręce. Zapierająca dech w piersiach, (przepraszam za słowo, ale nie mogę znaleźć bardziej oddającego niezwykłość historii Chaola) cholernie wzruszająca, piękna i magiczna, brutalna i delikatna zarazem. ,,Wieża świtu" skradła mi serce, obrobiła mnie ze wszystkich chęci do czytania innych powieści, zniszczyła spokój, z którym się za nią zabierałam i wrzuciła w sam środek mrocznej, tajemniczej burzy, w której czasie bałam się wypłynąć na powierzchnię, aby znów wrócić do realnego świata. W czasie walki Chaola z samym sobą, w trakcie jego żmudnego i niezwykle trudnego powrotu do zdrowia, w chwilach, gdy nienawiść uzdrowicielki noszącej imię Yrene powoli zmieniała się w akceptację, kilkakrotnie roniła łzy. Sarah J. Maas po raz kolejny udowodniła, że nie ma sobie równych. ,,Wieża świtu" to najlepsza powieść tego roku!

,,- Czy spełniasz się podczas zbliżeń? Chaol zacisnął zęby.
- To naprawdę ważne?
W jaki sposób doszła do tego, co łączyło go z Nesryn?
Yerne, miast odpowiadać, zapisała coś na swoim arkuszu.
- Co ty piszesz? - spytał ostro [...]
- Właśnie zapisałam odpowiedź na twoje pytanie. Wielkie "nie". - odpowiedziała i podkreśliła ostatnie słowo."

,,Wieża świtu" zabierze was w sam środek pięknego i niezwykle potężnego królestwa Południowego Kontynentu, do stolicy uzdrowicieli i władców, artystów i żołnierzy, czyli legendarnej Anticy - miejsca, gdzie wszystko jest możliwe, abyście mogli towarzyszyć Chaolowi Westfallowi w trudnej drodze do odzyskania sprawności fizycznej i prawdziwej naprawy jego serca. Ponadto wraz z tym zranionym, ale jakże pragnącym uzdrowienia mężczyzną i kapitan Nesryn Faliqwejdziecie w świat dworskich intryg, okrucieństwa kryjącego się w pięknych murach i prawdziwej dobroci kryjącej się pod postacią zła. Wciągająca do granic możliwości, cudowna w swej przebiegłości i niszcząca wszelkie przeszkody, które stają jej na drodze historia, o której nie będziecie potrafili zapomnieć, zabierze was tam w miejsce, gdzie przygotujecie się do ostatniej bitwy. Polecam!

Dział: Książki
piątek, 03 sierpień 2018 20:45

Początek

Nory Roberts, amerykańskiej pisarki, autorki ponad 225 romansów, wielokrotnej zdobywczyni RITA Award i wielu innych nagród, nie trzeba przedstawiać. A recenzje książek z cyklu Oblicza śmierci, pisane pod pseudonimem J. D. Robb , futurystycznych romansów kryminalnych, pojawiały się kilkakrotnie na łamach Secretum.pl. Nora Roberts jest poniekąd gwarantem, lekkiej, ale nie infantylnej, przyjemnej i wciągającej lektury. Dlatego, gdy pojawił się Początek, tom pierwszy nowego cyklu Kroniki tej jedynej, z przykuwającą wzrok okładką, sięgnęłam po nią bez wahania, licząc na przyjemną odmianę w bądź co bądź, dość ciężkim kanonie moich lektur. A powieść swoim opisem zaintrygowała mnie, tym bardziej, że pisarka podjęła się nowej, jak dla siebie tematyki - postapokaliptycznej.

Akcja powieści rozpoczyna się w Dumfries w Szkocji, gdzie rodzina MacLeodów spotyka się, by uczcić koniec roku. Przypadkowe polowanie, rodzinne spotkanie wieńczące rok, zamienia się w ogólnoświatową pandemię. Tajemniczy wirus przyniesiony przez jednego z członków rodziny MacLeodów, przyczynia się do śmierci większości ludzkości. Ci, co nie ulegli chorobie muszą przetrwać w nowej rzeczywistości, w której grasują Najeźdźcy i Wojownicy Czystości, a pomiędzy zwykłymi śmiertelnikami zaczynają pojawiać się magiczne istoty, osoby obdarzone mocami, a także czarownicy. Świat musi, jak feniks z popiołów ponownie się odrodzić, a od ludzi zależy, w jakiej postaci.

Postapokalipsa, gdyby nie fakt, że traktuje o zagładzie, jest tematem romantycznym. Uwodzi, bowiem czytelnika swym czarem tworzenia świata na nowo, ma coś w sobie z robinsionady, a że współczesny świat odarty jest już z tajemnic, bo nawet jeśli nie stać nas na podróż w odległe krainy, to wystarczy włączyć Internet, Instagram, Google Earth i wszystko jest, powiedzmy, że na wyciągnięcie ręki. Nic nie pozostało do odkrycia, a zatem też nie ma miejsc, gdzie można by coś tworzyć na nowo. Dlatego też postapokalipsy są tak uwodzicielskie dla czytelników, a jak widać na przykładzie pani Roberts, również dla pisarzy.

A jak poradziła sobie pani od romansów i kryminałów ze zgładzeniem znakomitej większości ludzkości? No cóż, nie należy spodziewać się cudów. Jest to taka apokalipsa w wersji soft. Owszem pisarka opisuje od czasu do czasu okrucieństwa i bestialską naturę człowieka, ale wszystko wydaje się być złagodzone, powierzchowne i nie sięga głębiej. Bohaterowie są świadkami tragedii, brutalnych napaści, niesprawiedliwości, które dotykają ich również osobiście, a jednak relacje z ich przeżyć odbiera się, jak przesuwające się kadry z filmu, bez większej refleksji, ot, takie scenki rodzajowe akcentujące wynaturzenie ludzi. Poza tym zdecydowanie bardziej Nora Roberts skupia się na indywidualnych postaciach i ich perypetiach, niż nad samym światem i tym, co się z nim dzieje w trakcie pandemii. Fabuła Początku rozgrywa się dokładnie tak, jak spore gro książek tego gatunku; tajemnicza epidemia dziesiątkuje ludzkość, która popada w chaos i dzieli się na obozy DOBRA i ZŁA. Czytelnicy, którzy mają za sobą lekturę Bastionu Stephena Kinga mogliby rzec wręcz, że jest to skrócona, uproszczona i ubaśniowiona wersja, a nawet, że jest kalką powieści Kinga. Tworzenie się obozów DOBRA i ZŁA, dziwne moce, zakładanie nowego osiedla dla tych, co przetrwali, to wszystko już zostało napisane w Bastionie. Czym więc różni się Początek pod względem fabularnym od Bastionu? Po pierwsze proweniencją wirusa i magicznych mocy. U Kinga wirus “uciekł” z wojskowego laboratorium, a siły DOBRA i ZŁA mają raczej swe biblijne źródło, u Nory Roberts zarówno wirus, jak i siły nadnaturalne odwołują się do Tuatha Dé Danann.

Początek niestety rozczarowuje. Po pierwsze został najprawdopodobniej źle przetłumaczony, a z pewnością nie włożono odpowiedniej ilości czasu na prace redakcyjne. Czytałam książki Nory Roberts i nie pamiętam tak topornych dialogów, jakie niestety pojawiają się w tej pozycji. Pierwszą połowę książki czyta się z wielkim bólem, śledząc sztuczne rozmowy pomiędzy bohaterami. Możliwe, że autorka nie czuje się jeszcze zbyt pewnie w tym gatunku, ale jednak raczej skłaniam się ku teorii słabego tłumaczenia. Po drugie fabuła, która przewidywalna jest do bólu, a wielu będzie kojarzyła się po prostu z Bastionem.

Czy zatem warto sięgnąć po tę powieść? Jeżeli czytelnicy przymkną oko na niedoróbki redakcyjne i należą do tej grupy osób, która nie miała styczności z postapokalipsą lub twórczością Kinga, to jak najbardziej. Pomimo siermiężności dialogów można przywiązać się do bohaterów, a czar, jaki rzuca na czytelnika podróż ludzi, zdanych na własne siły, pomysłowość i zaradność w trudnych warunkach, zawsze uwodzi mocno. Jest również nadzieja, że mityczna tajemnica o dziecku, tej Jedynej, w następnych tomach pchnie fabułę na nowe tory i Nora Roberts wybije się na niepodległość literacką. Może z większym pietyzmem też Wydawnictwo przyłoży się w następnych tomach do tłumaczenia i redakcji, dzięki czemu większe grono czytelników będzie usatysfakcjonowane.

Dział: Książki
środa, 25 lipiec 2018 10:48

Triskel. Gwardia

W moje ręce trafił ostatnio znów dość rozreklamowany debiut, który nie dość że wyszedł spod skrzydeł w gruncie rzeczy cenionego przeze mnie wydawnictwa Uroboros, to jeszcze całkiem nieźle się zapowiadający - takie świeże SF: supermoce, korporacyjne przekręty, polityczna gra i terroryści. Czy interesująca otoczka okazała się być preludium do dobrej powieści?

Ta sprawa to nie tyle afera międzynarodowa, co... międzywymiarowa! Przed Mayday największe wyzwanie w jej krótkiej karierze superbohaterki. Jak może jednak walczyć z czymś, czego nie rozumie?

Scyld City – w przeciwieństwie do imperium – to idealne miejsce dla osób obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami. Władze miejskie doskonale wiedzą, jak spożytkować te moce. Dlatego w tym mieście porządku strzeże Gwardia: Kret, Burza i Mayday.
Nikt nie wie, że za maską Mayday kryje się niepozorna studentka, Sinead Clarke. Z pochodzenia Sidheanka, marzy, by jej ojczyzna wreszcie przestała kojarzyć się tylko z terroryzmem. W wolnym czasie angażuje się w działalność na rzecz swoich rodaków. Oczywiście wtedy, kiedy akurat nie walczy z przestępczością.
Ostatnio Gwardia ma pełne ręce roboty. W napadzie na Muzeum Historii Naturalnej użyto dziwnej broni. Technologia przeczy prawom fizyki, zupełnie jakby nie pochodziła z tego świata...
W dodatku w mieście pojawia się Duncan, przyjaciel Sinead z dzieciństwa, bojownik o wyzwolenie Sidheanii spod jarzma imperium. I wygląda na to, że nie jest to towarzyska wizyta.
Sinead ma poczucie, że te dwie sprawy jakoś się łączą. Wszystkie tropy prowadzą do tajemniczej istoty, zwanej Lazur...

Każdy autor kiedyś miał swój pierwszy raz. Każdy debiutował, czy Sapkowski, czy Tolkien czy Martin. Każdy, kto wymarzył sobie drogę przez zawód autora, przeżywa wiekopomną chwilę wydania swojej pierwszej powieści. Trzeba jednak liczyć się z faktem, że pierwsze dzieła będą dokładnie maglowane przez krytyków, w celu sprawdzenia, czy w domniemanym przyszłym pisarzu jest cień szansy na większy sukces. Dobry debiut to taki, który wywołuje efekt wow. To taki, który jest lepszy, niż książki doświadczonych pisarsko twórców - wtedy wiemy, że rodzi nam się nie rzemieślnik, a prawdziwy, dumny autor. Tak było z Sapkowskim, Kossakowską, Grzędowiczem, Piekarą, Gołkowskim... Trochę ich by się znalazło. Krystyna Chodorowska jednak, mimo że starała się wykreować naprawdę oryginalny świat, barwnych bohaterów i ciekawą fabułę, to wydaje mi się, że pomysł przerósł jej umiejętności.

Pierwsze, co rzuca się czytelnikowi w oczy to chaos. Uniwersum Chodorowskiej kreowane jest na bogate, autorka stara się skrupulatnie pokazać czytelnikowi każdy jego zakamarek, panujący ustrój, zasadę działania. W gruncie rzeczy można się w tym zwyczajnie zagubić, w moim odczuciu Scyld-City jak i całe Imperium, są po prostu przerysowane, nie jest zbytnio interesujące. To samo bohaterowie - na pierwszy rzut oka wszystko jest ok, mają swoje charaktery i relacje, dialogi budowane są naprawdę sprawnie i fajnie, aczkolwiek nie poczułem do nich absolutnie nic. Zazwyczaj czytelnik przywiązuje się do bohatera, to on jest tak naprawdę przewodnikiem, swojego rodzaju duszą książki. Tutaj tego zabrakło.

Triskel to pierwszy tom większej całości. Chaos można tłumaczyć tym, że autorka być może chciała rozpocząć w powieści kilka wątków i stworzyć sobie fabularne drzwiczki do kolejnych części. Niestety, ale w moim odczuciu książka wypadła dość słabo, i mimo szczerych chęci polubienia, nie udało mi się zaprzyjaźnić z bohaterami. Trudno mi polecić książkę, aczkolwiek zdaje sobie sprawę, że może się spodobać niezbyt wymagającym czytelnikom. Czy zagłębie się w kontynuację? Raczej nie.

Dział: Książki
niedziela, 01 lipiec 2018 11:37

Wyklucie

Maleńkie, o krótkich i cieniutkich jak igła nóżkach, albo te znacznie większe- grube odwłoki, grubsze kończyny. Tkają powoli swoją sieć, cierpliwie czekając, aż wpadnie w nią ofiara. A potem patrzą, jak ich przyszły posiłek po jakimś czasie porzuca nadzieję i przestaje szamotać się w delikatnej, niemalże koronkowej konstrukcji. Czas na pożywienie. Pająki- misterne stworzenia, budujące swoje domy tylko po to, by po chwili ktoś nieuważny zmiótł je z powierzchni ziemi. Jednych przerażają, innych fascynują. Melanie Guyer jest zafascynowana owymi małymi istotkami; wciąż nie daje jej spokoju tajemniczy malunek pająka, jaki odnalazła na ścianie jednej z jaskiń podczas prowadzonych przez siebie badań. Najchętniej poświęciłaby swój cały czas na badania wszelakich pajęczych tajemnic. Szkopuł w tym, że nadchodzi coś groźnego... i to właśnie w rękach Melanie może spoczywać bezpieczeństwo całego świata.

Nie czuję jakiegoś ogromnego strachu przed pająkami; owszem, gdy widzę te roślejsze, wzdrygnę się z obrzydzeniem, ale spokojnie ominę i pójdę w swoją stronę (o wiele większy dyskomfort czuję w towarzystwie ciem oraz pasikoników). Decydując się na przeczytanie książki pana Ezekiela Boone po części chciałam sprawdzić, czy pokaz jego wyobraźni może mnie jakoś do pająków zrazić. Czy będzie obrzydliwie, krwisto i strasznie. No i po części tak było.

Autor nakreśla nam bardzo szeroką perspektywę; mamy tutaj opisane starania badaczki Melanie, próby rozwiązania tej trudności ze strony pani prezydent i jej doradcy Manny'ego (a prywatnie eks męża Melanie) oraz perspektywę agenta specjalnego Mike'a Rich, który to został oddelegowany do zbadania wraku samolotu pewnego bogatego biznesmena. Do tego dochodzą jeszcze poszczególne, drugoplanowe postacie ludzi będących w samym środku pajęczego kataklizmu. Opisują wszystko z własnej perspektywy- żołnierzy tworzących kordony, zablokowane drogi, dziwną czarną masę, przemieszczającą się ulicami. Początkowo nikt nie wiedział, co tak naprawdę się dzieje, a już w zupełności nie podejrzewano o całą tę panikę pająków. No bo przecież to tylko małe stworzonka, które z łatwością można zgnieść butem... jak się okazało, nie do końca.

Podsumowując całość, Wyklucie nie było złą lekturą, acz nie taką, jakiej bym szukała. Owszem, mamy tutaj dość niecodzienny temat (atak pająków sprzed wielu tysięcy lat), jednak mam wrażenie, że czegoś zabrakło. Autor zbyt wiele czasu poświęcał na opisanie działań kolejnych służb, zostawiając bardzo niewiele miejsca na przytoczenie, jak wyglądały ataki potworów. Oczywiście było kilka dość krwistych ujęć, ale moim zdaniem jak na książkę z gatunku horrorów to zbyt mało. Przez wielość bohaterów oraz ciągłe przeskoki z tematu na temat ciężko było się wczuć w akcję. Wystarczyłoby, gdyby skupiono się na badaniach Melanie oraz pani prezydent. Na deser otrzymujemy otwarte zakończenie i choć bohaterowie poradzili sobie z pierwszą, pajęczą turą, to nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy świata...

W każdym bądź razie tę powieść da się "zjeść" bez zbędnego krzywienia się; jak dowiedziałam się na portalu, Wyklucie otwiera serię The Hatching. Ciekawa jestem więc kolejnych tomów- będzie ciąg dalszy pajęczej historii, a może coś zupełnie innego? Do wypróbowania książki pana Boone'a zachęcam, ale jeżeli boicie się pająków- NIE CZYTAJCIE! Po tych bardziej krwistych fragmentach mogą Wam się śnić koszmary.

Dział: Książki
czwartek, 28 czerwiec 2018 18:28

Ziemia osamotniona

Ostatnimi czasy dosyć często wpadają mi w ręce książki SF. Nie ukrywam, że ten gatunek literacki — kiedyś bardzo mi obcy — dzisiaj pochłania coraz bardziej moją uwagę. Ziemia osamotniona to pierwszy tom serii Wschód Ziemi, który pojawił się na liście USA Today Bestseller. Nazwisko autora, tytuł jak i nawet wydawnictwo było mi dotychczas nieznane, jak zatem prezentuje się książka?

Daniel Arenson to mól książkowy, dumny nerd i autor bestsellerowych powieści fantasy i science fiction, które figurują na listach bestsellerów dziennika USA Today. Jego książki sprzedały się w ponad milionie egzemplarzy. Według portalu The Huffington Post Arenson pisze z sercem. Jest autorem ponad czterdziestu powieści, z których większość zawiera się w pięciu seriach: Wschód Ziemi, Requiem, Moth, Alien Hunters i Kingdoms of Sand.

Przybyli z otchłani kosmosu, żeby nas zniszczyć. Przed pięćdziesięciu laty żądni krwi obcy spustoszyli Ziemię. Większość ludzkości zginęła. Stoczyliśmy się w ciemność. Ale teraz odradzamy się z popiołów. Nadszedł czas, żeby stawić im czoła. Marco Emery urodził się w czasach wojny i na własne oczy widział jak jego matka zostaje pożarta przez obcych. Dołącza do Sił Obronnych Ludzkości, armii złożonej z poborowych, która chroni Ziemię i kosmos. Zanim stanie twarzą w twarz z obcymi, Emery musi przejść podstawowe szkolenie wojskowe i stać się żołnierzem. W starciu z przybyszami z kosmosu, Ziemia jest osamotniona. Jednak my się nie poddamy. Staniemy do walki i zwyciężymy.

Ogromny znak zapytania, który postawiłem nad książką przyniósł mi w gruncie rzeczy całkiem pozytywny efekt. Ziemia osamotniona to bardzo fajnie napisana powieść z gatunku klasycznego SF. Przemyślana akcja, sprawne budowanie napięcia, poukładana i wciągająca fabuła — to wszystko tworzy z książki dzieło, które faktycznie ma szansę stanąć obok takich nazwisk jak Marko Kloss, Jack Campbell czy Mike Resnick. Jedynym mankamentem, w moim odczuciu, był sposób opowiadania historii. Jak wiadomo, każdy zafascynowany nurtem czytelnik oczekuje od powieści realności uniwersum, szczegółów i opisów nadających całości kształt. Czytelnik domaga się, by bohaterowie nie byli po prostu opisani, ale sprawnie stworzeni. Tutaj troszkę mi tego zabrakło — opisu uczuć bohaterów, przerywników fabularnych, które sprawiłyby, by czytelnik czuł, że znajduje się w samym środku wydarzeń.

Dzieło Daniela Arensona to fajna, książkowa pozycja dla fanów lekkiego, militarnego science-fiction. Mam szczerą nadzieję, że dalsze przygody Marco Emery'ego będą już nieco bardziej dopracowane. Czekam zatem na tom numer dwa i oczywiście polecam!

Dział: Książki
poniedziałek, 11 czerwiec 2018 14:33

Wywiad z Adamem Przechrztą

Historyk, doktor nauk humanistycznych, pedagog, autor artykułów na temat historii, walki nożem i okinawańskiego karate. Interesuje się działaniami służb specjalnych. Jako pisarz zadebiutował w 2006 roku, od tego czasu w Fabryce Słów wydał dziesięć powieści oraz tom opowiadań.

Jest laureatem Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, w 2014 roku otrzymał Srebrne Wyróżnienie za „Gambit Wielopolskiego”.

Zwolennik czytania przy jedzeniu. Czytuje wszystko, od podręczników pszczelarstwa, poprzez literaturę głównonurtową i fantastyczną, aż po romanse dla pań. Te ostatnie przeważnie w poczekalni u dentysty. Marzy o świętym spokoju.

Dział: Wywiady
piątek, 01 czerwiec 2018 18:17

Kroniki Drugiego Kręgu. Kamień na szczycie

Trzecia odsłona przygód Jagody i Kamyka właśnie trafia na księgarskie półki. Historia nastoletnich Magów Drugiego Kręgu to perełka na polskiej scenie fantastyki młodzieżowej! Zapraszam do lektury.

Nasi młodzi bohaterowie, magowie z Drugiego Kręgu, przestają być bezpieczni nawet na Jaszczurze - magicznej wyspie smoków. Szpiedzy z Zamku Magów śledzą każdy ich krok. Aby nie dopuścić do tragedii, Jagoda i Kamyk wyruszają w niebezpieczną podróż ku schronieniu. Ich celem staje się Lengorchiaa a potem, odległa kraina pełna górskich szczytów. Zanim nastolatkowie odnajdą w końcu swój bezpieczny azyl, muszę jednak doprowadzić do końca kilka spraw z przeszłości.

Ewa Białołęcka stworzyła nam naprawdę wartościowe dzieło, które mimo fajnej, barwnej i fantastycznej opowieści, przekazuje czytelnikom mnóstwo pozytywnych wartości, takich jak miłość, przyjaźń czy wzajemna pomoc. I chociaż tom numer trzy - Kamień na szczycie - jest w moim odczuciu książką dużo słabszą od swoich poprzedniczek, to patrząc na całokształt, dalej podtrzymuje moją pierwotną opinię o serii. Spytacie, dlaczego słabszą? Otóż sami bohaterowie nie są już tak zżyci jak na początku, i Kamyk i Jagoda zaczynają patrzeć na niektóre sprawy bardzo samodzielnie, moim zdaniem ich relacje nieco kuleją, nie widać między nimi zażyłości, co dotychczas było atutem jeśli chodzi o sferę bohaterów. Chociaż opis z tyłu powieści mógłby sugerować, że fabuła rozpędza się na dobre, to tak naprawdę podczas lektury czasami czułem znużenie. Białołęcka zatraciła gdzieś lekko budowanie zainteresowana swoją opowieścią.

W oczy może rzucić się także mało fantastyki w fantastyce. Mamy Drugi Krąg, smoki, mamy też umiejętności naszych bohaterów, ale co z tego, skoro tak naprawdę ich potencjał nie jest do końca w książce podkreślony. Autorka skupiła się na indywidualności postaci, co w poprzedniej części było fajnym zabiegiem. Tutaj zagłębianie się w relację bohaterów, których losy nieco się psują, powoduje, że opowieść bywa nużąca. Myślę, że czytelnik chciałby więcej dynamiki, akcji i pokazów magii.

Podsumowując powiem, że Kamień na szczycie Ewy Białołęckiej to dość średnia kontynuacja Kronik Drugiego Kręgu. Póki co zajmuje ostatnie miejsce na podium, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że jest to mimo wszystko część, moim zdaniem, bardzo dobrej, ciekawej i wartościowej dla dzisiejszej młodzieży serii książkowej, do której i tak gorąco zachęcam!

Dział: Książki
piątek, 04 maj 2018 15:17

Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3

Autorzy bardzo lubią kończyć książki w jednym z najlepszych jej momentów. Jest to niebywale okrutne, jeśli nie mamy pod ręką kolejnych części powieści. Jarosław Grzędowicz również postanowił dołączyć do grona pisarzy-brutali i zakończył tom drugi „Pana Lodowego Ogrodu” w bardzo emocjonującej chwili. Na szczęście tom trzeci szybko znalazł się w moich rękach i mogłam dalej śledzić losy swoich „ukochanych” – Vuko i Filara.

„Pan Lodowego Ogrodu 3” tempem akcji bije poprzednie tomy na głowę. Tyle się w nim działo, że nie oderwałam się od książki nawet na chwilę, a ta nagle... po prostu się skończyła. Historia się urwała – z niedowierzaniem wpatrywałam się w ostatnią stronę. W tamtym momencie nie miałam jeszcze tomu kolejnego, więc była to dla mnie najprawdziwsza tortura! Szczególnie, że w tym tomie losy głównych bohaterów w końcu się splatają i zżerała mnie ciekawość, jak ich historia potoczy się dalej, a tu... Grzędowicz po prostu bestialsko urwał opowieść! Byłam zdruzgotana i wściekła, i smutna, ale wciąż zakochana w świecie Midgaardu, bowiem po tym tomie jawił się już w pełni przed moimi oczami. Na samą myśl, że nie znam jeszcze wszystkich jego sekretów, bo przede mną lektura jeszcze jednego tomu, wręcz szalałam z niecierpliwości i radości. Nie mogłam doczekać się kolejnej dawki niepokojących istot, kolejnych walk, starć o władzę, niebezpiecznej gry... i lekkiego pióra Grzędowicza, którym mnie w trzecim tomie niezwykle pozytywnie zaskoczył. Zabawne żarty, puszczanie oka do czytelnika i – przede wszystkim – malowniczy i perfekcyjne splątane wątki. „Pan Lodowego Ogrodu 3” to po prostu majstersztyk!

„Istnieje w świecie siła, która sprawia, że zawsze nadchodzi nowy początek. Z pogorzeliska kiełkują kwiaty, od pnia odrasta młode drzewko, a zmrożona, martwa ziemia staje się żyzną glebą gotową na pług. Szramy zabliźniają się i zmieniają w nowe ciało. Człowiek złamany rozpaczą ociera pewnego dnia łzy, unosi głowę i znowu dostrzega, że świeci słońce. Rany się goją.”

Cykl „Pana Lodowego Ogrodu” jest zdecydowanie jedną z najlepszych serii współczesnej polskiej fantastyki. Rozbudowane, mroczne uniwersum, rewelacyjni bohaterowie, magia, walka o władzę nad światem – to wciąż nie wszystko, co oferuje nam proza Grzędowicza. Żałuję, że to już przedostatnia część tego fantastycznego cyklu, a jednocześnie cieszę się na poznanie zakończenia tej historii. Tom czwarty bez wątpienia będzie kolejnym wielkim – i pozytywnym – zaskoczeniem. Polecam serdecznie każdemu miłośnikowi niebanalnej i nieco skomplikowanej literatury fantastycznej.

Dział: Książki
wtorek, 17 kwiecień 2018 17:18

Nora

Zawsze z dużą dozą niepokoju patrzę na opasłe powieści kryminalne. Mało który pisarz potrafi napięcie utrzymać przez kilkaset stron, a i dla mnie wzorem są powieści Christie, które objętościowo były cienkie, a przecież są absolutnym wzorem jeśli chodzi o kryminalną wirtuozerię. Skłamałabym jednak, gdybym napisała, że taki opasły tom nowej powieści Katarzyny Puzyńskiej mnie zmartwił. Obiecywał fantastyczny, wolny weekend w doborowym towarzystwie. Już dziewiąty raz gościmy w Lipowie, a pierwszy raz autorka zdradza nam nazw miejscowości. Czy poziom będzie utrzymany? Co robi ta tragiczna maska na okładce, kim/czym jest tytułowa nora. Czy problemy bohaterów nieco się rozwikłały? A może dołożyli sobie nowych. Ponad osiemset stron i wiele pytań.

Emilia, która po zamieszaniu w ostatnim tomie jest na cenzurowanym dostaje ostatnią szansę. Ma z Podgórskim rozwiązać zagadkę zaginięcia młodej dziewuchy, która mieszka ze swoim nauczycielem, z rodzicami nie kontaktowała się miesiąc a jej przyjaciółki nie miały z nią kontaktu od tygodnia. Jako, że Bibi często tak znikała, dopiero teraz się zaniepokoiły. Wokół tego zaginięcia jest dużo nieścisłości, białych plam, otóż BiBi zaczęła chodzić wokół znanych mieszkańców okolicy. Po co? Dlaczego? Czy szantażowała ich? A może znalazła jakiś sekret? Czy to jej zaginięcie to raczej sprawka jej partnera, ojca Zaręby z lipowskiego komisariatu. Zaręba senior nie ma dobrej opinii, znęcał się nad żoną i wiele wskazuje, że tłucze i swoją nową partnerkę. Pojawia się coraz więcej pytań. Na dodatek wszystko zaczyna się koncentrować wokół pewnej sprawy sprzed lat. Na dokładkę, na terenie opuszczonego ośrodka niezawodna Klementyna znalazła trupa. Jedno jest pewne. Na nudę narzekać nie będziemy.

Tym razem Katarzyna Puzyńska nie rzuca tropu na początek, nie rozpoczyna powieści retrospekcją. Przeciwnie, wybiega w przyszłość i podkręca emocje, jednak łatwo o tym zapomnieć w obliczu następnych wydarzeń. Jedno jest pewne, czytelnikowi stale towarzyszy napięcie i niepewność. Sekret i groza wiszą w powietrzu. Dodatkowo ja jestem fanką tego, jak Katarzyna Puzyńska łączy perypetie prywatne bohaterów ze sprawami, którą rozwiązują, nie jest to nachalne, ani od czapy, to wszystko toczy się spójnie i równolegle, chociaż szczerze mówiąc chciałabym, żeby się definitywne wyklarowało, chociaż wciąż mam problem po której stronie się opowiedzieć.

Bardzo podobała mi się ta sprawa, chociaż wydaje mi się, że nie da się samemu tej historii, a raczej tych historii rozwikłać. Jednak moim zdaniem nie umniejsza to zalet tej powieści, ja nie jestem aż taką radykałką, że muszę sobie sama krok po kroku rozgryźć zakończenie. Jestem zachwycona tą książką, albo wyposzczona po odwyku od Lipowa. Mnie kupiło wszystko i bohaterowie i dramatyzm i sekrety. Naprawdę bardzo polecam!

Dział: Książki
niedziela, 04 marzec 2018 11:57

Niedoskonali

W moim odczuciu książki będące uzupełnieniem właściwej historii, powinno się czytać na samym początku przed rozpoczęciem przygody z danym cyklem. Mam oczywiście świadomość, że z różnych względów nie zawsze jest to możliwe. W moim przypadku zadziałał czas. Pamiętam i wiem, że Trylogia Klątwy bardzo mi się podobała. Żyłam intrygami prowadzonymi w społeczności Trolli, do których wkradł się ludzki czynnik w postaci zaradnej i przekornej Cecile. Naprawdę czytałam serię z drżeniem serca i zastanawiałam się, jakie zakończenie można by dać bohaterom, aby poczynić w ich świecie jak najmniejsze szkody. Niemniej jednak to było już dość dawno. Zapomina się o szczegółach, a pozostaje jedynie ulotne wrażenie, że było to fajne. Dlatego ten czynnik zadziałał poniekąd niekorzystnie na mój odbiór powieści, choć rzecz jasna, walorów jej odmówić nie można.

W napisanej po powstaniu Trylogii Klątwy powieści Niedoskonali autorka jeszcze raz zabiera czytelnika do ukrytego pod górą świata Trolli, istot obdarzonych potężną magią, tyle okrutnych, co i pięknych. Nieświadomy czekającego go epickiego romansu z Cecile, Tristan knuje spisek, przeciwko królowi, własnemu ojcu zresztą. Ale to nie Tristan jest głównym bohaterem.

Powieść Niedoskonali, jak wyznaje sama autorka w posłowiu, powstała, by wypełnić pewną lukę, dopowiedzieć sprawy, na które nie było miejsca i czasu w trylogii właściwej. Aktywnym twórcą spisku jest tutaj Marc, kuzyn i prawa ręka Tristana i to jemu poświęcona jest ta książka.

Cudowny, lojalny i mądry Marc, jest tytułowym Niedoskonałym, mimo pięknej postawy, siły fizycznej i urody, nie jest idealny i ukrywa zdeformowaną część twarzy pod kapturem płaszcza. Utalentowana i dobra Penelope, mimo wielu zalet, także jest niedoskonała. Skaza znajduje się w jej krwi i z czasem doprowadzi ją do śmierci, gdyż na to nie ma tu lekarstwa. Co więcej swoją chorobą Penelope pozbawiła swoją siostrę Anais szansy na zostanie królową, żaden bowiem szanujący się ród nie zaryzykuje mariażu, wiedząc, że skazę może odziedziczyć też potomstwo.

Marc i Penelope od dawna są w sobie zakochani. Stoją jednak po przeciwnych stronach spisku. Ojciec dziewczyny, okrutny książę Angouleme, nakazuje jej, by uwiodła Marca i tym samym zdobyła dowody na to, kto jest przywódcą spisku.

Bohaterowie znajdą się w bardzo trudnej sytuacji; jak tu nie zdradzić za dużo, żeby nie zaszkodzić spiskowcom i ich sprawie, ale zdradzić wystarczająco dużo, by ojciec Penelope był zadowolony z postępów córki jako szpiega.

Czytelnicy, którzy znają Trylogię Klątwy, wiedzą dobrze jak zakończy się ta historia. Jednak autorce udało się coś, co rzadko udaje się podczas tworzenia historii epizodycznych, uzupełniających. Mianowicie, cały czas ma się nadzieję, że może jednak się uda i że bohaterowie ujdą cało z niebezpieczeństwa. Każda ze stron tak naprawdę prowadzi tu swoją grę i nawet książę Angouleme potrafił mnie zaskoczyć. Pięknie i bardzo urokliwie jest pokazana miłość między Markiem a Penelope, ich wzajemne przywiązanie i to, że kocha się kogoś za to jaki jest, a nie za to jak wygląda.

Bez dalszego zdradzania treści powiem, że powieść Niedoskonali mogą bez obaw przeczytać miłośnicy Trylogii Klątwy i na pewno będą zadowoleni. Historia jest dobrym uzupełnieniem tego, o czym w trylogii właściwej się tylko napomykało. Akcja toczy się szybko, czytelnik co rusz jest zaskakiwany niespodziewanymi zwrotami akcji, a przy okazji uroni też łzę.

Przyjemnie jeszcze raz wrócić do magicznego świata Trolii. Polecam.

Dział: Książki