kwiecień 27, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Mag

niedziela, 18 maj 2014 22:07

Buntownik

„Bo nigdy nie ufam nikomu przez cały czas. Zwykle największą krzywdę robią ludzie, na których mi najbardziej zależy.”*

Każdy człowiek jest inny, można mieć wspólne cechy, podobne zainteresowania, identyczny wygląd, ale zawsze jest coś, co różni ludzi od siebie, co sprawia, że stają się indywidualni. Lubimy to, cenimy bycie sobą, swoją odrębność i gdy zdarza się, że jest ktoś, kto chce zmienić nas na siłę, sprawić byśmy byli, jak ktoś inny, to zaczynamy się buntować. Bo takich zmian dokonywać trzeba tylko, jeśli się chce, a nie bo ktoś sobie tego życzy lub wymaga. Nikomu nie wyjdzie to na dobre.

Rule Archer to dwudziestojednolatek, który nie ma łatwych relacji z rodziną - zawsze był uważany za czarną owcę i porównywany do swojego brata bliźniaka, Remy’ego. Gdy trzy lata temu Remy zginął w wypadku, winą za jego śmierć obarczono Rule, od tej chwili kontakt z rodziną stał się jeszcze słabszy i gdyby nie Shaw - dziewczyna zmarłego i przyjaciółka rodziny - zapewne ustałby całkowicie. To ona co niedzielę jechała po najmłodszego Archera, znosiła jego wieczne docinki, zły humor, zawsze nową panienkę w łóżku i zawoziła do rodziców. Postawiła sobie za cel zjednoczyć na nowo rodzinę, dla nich i dla siebie, bo nie może znieść myśli, że ci, którzy okazali jej tyle serca, tak bardzo cierpią. Nie jest jej łatwo, bo musi dochować tajemnicy zmarłego i tylko ona wie, że w jej sercu zawsze był Rule.

Od jakiegoś czasu rynek wydawniczy zalewają powieści nowej fali New Adult, są one o ludziach wchodzących w dorosłe życie (19-25 lat), zmagających się z trudną przeszłością za pomocą miłości we wszystkich odcieniach. W skład tych książek wchodzi „Buntownik” autorstwa Jay Crownover, który otwiera serię "Naznaczeni Mężczyźni".

Jay Crownover nie pisze może o niczym nowym, ale robi to na tyle dobrze, że nie czuje się znużenia powtarzanym materiałem. Bo chociaż o miłości i zmaganiach z przeszłością napisano już wiele, to amerykańska powieściopisarka potrafi zainteresować swoją twórczością. „Buntownik” jest książką, którą czyta się spokojnie, bez porywów emocji czy też obgryzania paznokci ze zdenerwowania, ale pomimo tego jest w nim zawartych mnóstwo emocji, które przechodzą na czytelnika. Tylko odbywa się to bez takiego wielkiego „wow”. Może na to nie wygląda, ale historia wciąga od samego początku, intryguje i sprawia, że nie wiadomo kiedy już się kończy. Crownover pisze ciekawie, równomiernie, snuta przez nią opowieść jest logiczna i spójna, nie ma w niej niedokończonych wątków (chyba, że te poboczne, które jak podejrzewam będą kontynuowane w dalszych częściach), akcja toczy się równomiernie, a jej przebieg, chociaż przewidywalny, powoduje, że i tak z prawdziwym zaciekawieniem przewraca się kolejne strony.

Podobał mi się kontrast między dwójką głównych bohaterów. Rule, który ma swój indywidualny styl bycia, wyglądu i ubioru, to cały w tatuażach, żyjący chwilą, zawsze robiący, co chce, mający co chwilę inną dziewczynę, a raczej towarzyszkę na jedną noc, zimny, nie angażujący się i niedostępny twardziel. To jednak pozory, bo wewnątrz jest chłopakiem, który cierpi po stracie brata, odtrąceniu i nieakceptowaniu przez rodziców, to oddany przyjaciel i ktoś, kogo można pokochać. Widzi to jednak tylko Shaw, dziewczyna z tak zwanego dobrego domu. Jej rodzice to ludzie, dla których liczy się pozycja i pieniądze, ale ona jest inna, patrzy na wnętrze człowieka, to jaki ktoś jest, a nie ile ma pieniędzy. Silna i wytrwała, uparta i z pazurem. Tylko ona oprócz przyjaciół i starszego brata chłopaka widzi, jaki naprawdę jest Rule. Połączenie tych dwoje jest jak ogień i woda, ale mieszanka ta jest bardzo udana. Ogólnie mówiąc o postaciach, są one dopracowane i wyraziste, każda jest inna, z wadami oraz zaletami. Widać, że poświęcono im dość dużo czasu.

To opowieść, która mimo tego spokojnego czytania, niesamowicie wciąga. Pełna sprzecznych emocji, niedomówień, tajemnic, wyrzutów sumienia, bolesnych słów, oczekiwań nie możliwych do spełnienia… Mogłabym tak chyba wymieniać bez końca, ale gdzieś pomiędzy tym całym bagnem przebija się nadzieja i miłość. I mnie to porwało, nie mogłam oderwać się od lektury, strony przewracały się praktycznie same, a ja zżywałam się z bohaterami, przeżywałam z nimi ich wzloty i upadki, cieszyłam się i smuciłam. Autorka porusza w niej tematy trudne, ale ważne i często spotykane. Robi to porządnie i widać, że wczuwa się w położenie bohaterów. Podoba mi się to, bo chociaż książka jest taka spokojna to zarazem nie jest pozbawiona emocji i uczuć. Fabuła jest też w sam raz, nie jest ani naciągana ani przesłodzona, nie wieje w niej sztucznością. Nie żałuję ani sekundy na nią poświęconej, nieraz będę też do niej powracać i już niecierpliwie oczekuję na kolejny tom z tej serii.

Moje pierwsze spotkanie z New Adult uważam za bardzo udane, romans z trudnymi wątkami pobocznymi, który z pewnością spodoba się wielbicielom tego gatunku. Język oraz styl pisania Jay Crownover na początku jest trochę słabszy, ale z biegiem czasu staje się coraz lepszy. Historię czyta się szybko oraz przyjemnie, jest idealna na odstresowanie po ciężkim dniu lub leniwe popołudnie.

*str. 228

Dział: Książki
wtorek, 13 maj 2014 20:37

Dziewczyna w mechanicznym kołnierzu

Przedziwne maszyny, wynalazki, automaty, mechaniczne konie, sterowce oraz niesamowita magia ze świata duchów. Niezwykłe tajemnice i cudowny klimat. To wszystko i wiele innych rzeczy kryją w sobie stronice "Dziewczyny w mechanicznym kołnierzu" - steampunkowej, świetnie napisanej książki.

Tym razem, wraz z bohaterami, z Londynu podróżować będziemy aż do Nowego Jorku. Oczywiście nawet droga również musi być oryginalna, ponieważ wycieczkę zaplanował nie kto inny, a sam Griffin King. Także za morze udamy się na pokładzie prywatnego sterowca, w towarzystwie księcia Greythorne, zadziornej Finley, silnego Sama i niezwykle mądrej Emily. Tam natomiast czeka na nich nowa zagadka i kolejna przygoda. Przede wszystkim jednak przyjaciele muszą uratować Jaspera, który wpadł w bagno kłopotów po same uszy.

Nowy Jork w wizji pisarki, która, choć to fantastyka, wiele rzeczy (miejsc i wydarzeń) oparła na prawdziwych faktach, jest miejscem klimatycznym i pełnym barw. Do tego wszystko zostało opisane w niezwykle plastyczny sposób i bez trudu można sobie to wyobrazić. Choć i tym razem najcudowniej stworzone w książce zostały przeróżne wynalazki. Mimo że nie wszystkie opisane są ze szczegółami, to jednak większość z nich bez trudu można sobie wyobrazić. Osobiście najbardziej lubię mechanicznego kota Em i tą małą, pomysłową, latającą niespodziankę, jaką zrobiła pewnej nocy Griffinowi (tu, o co dokładnie mi chodzi, niestety przeczytać musicie sami).

W powieści najbardziej zabrakło mi Dandy'ego i uroku, który swoją osobą roztaczał. Dalton - nowy przestępca - nie był nawet w połowie tak interesującą postacią. Powiedziałabym nawet, że rysował się dość bezosobowo - owszem, autorka starała się nadać jakiś ciekawy kształt jego postaci, wyszedł jednak nieco nijaki, zwłaszcza na tle pozostałych bohaterów. Brakowało mi także przemyśleń Sama, który w drugim tomie nadmiernie złagodniał. Prym w tej części wiedli zdecydowanie Griffin i Finley oraz oczywiście, oskarżony o morderstwo, Jasper. Z jednej strony to dobrze, ponieważ naprawdę lubię te postacie, z drugiej jednak brakowało mi tej wielowątkowości, która zdominowała cały, pierwszy tom.

"Dziewczyna w mechanicznym kołnierzu" to lektura lekka, przyjemna i niezbyt wymagająca. Bohaterowie, choć posiadają wiele mrocznych stron, zachowują się zawsze nienagannie - żeby nie powiedzieć grzecznie i kurtuazyjnie. Przynajmniej jeżeli chodzi o niektóre sprawy. Widać przez to, że autorka starała sie stworzyć książkę młodzieżową i to zdecydowanie dla tej porządnej części młodzieży, także powieści zabrakło nieco pikanterii. Nie chodzi mi tylko o to, że Fin rumieni się po same uszy, gdy ujrzy Griffina bez koszuli, bo to można by było jakoś wytłumaczyć epoką i jej młodym wiekiem (choć po tym co przeżyła wydaje się to być dość irracjonalne), ale także o to, że postacie co chwila ocierają się o śmierć, albo kogoś bezlitośnie biją do utraty przytomności, a jednak morderstwo, nawet nieumyślne, wydaje się im rzeczą przerażającą i nie do pomyślenia. Brakuje mi w tym wypadku konsekwencji.

Oczywiście nie twierdzę, że książka jest zła, bo wcale taka nie jest. Wręcz przeciwnie. Czyta się ją szybko, lekko i przyjemnie. Przygody bohaterowie mają barwne i ciekawe. Od lektury trudno się oderwać, a postaci nie sposób nie pokochać. Każda ma swój specyficzny urok, charakter i barwne wnętrze. Zżyłam się z nimi i będę tęskniła do ich perypetii, póki w moje ręce nie trafi kolejna część - którą, jestem pewna, pochłonę z takim samym zapałem, jak "Dziewczynę w stalowym gorsecie" oraz jej kontynuację.

"Dziewczynę w mechanicznym kołnierzu" serdecznie wszystkim polecam. Powieść, choć lekka, ma swój niepowtarzalny urok, kryje w sobie wiele tajemnic i zaskakujących wydarzeń oraz zwrotów akcji. Fabuła książki została przez autorkę dobrze przemyślana, a zakończenie zostawia po sobie jedynie kilka drobnych niedopowiedzeń - żeby czytelnik niecierpliwie wyczekiwał kolejnej części. Jedno wiem na pewno - powieść ta stanie na półce w gronie mojej ulubionej twórczości. Jestem nią - bardziej niż tylko trochę - oczarowana.

Dział: Książki
wtorek, 13 maj 2014 15:43

Takeshi. Cień śmierci

"Takeshi Cień Śmierci" to pierwszy tom trylogii znanej doskonale wszystkim wielbicielom fantastyki pisarki - Mai Lidii Kossakowskiej. Tym razem postanowiła zabrać swoich czytelników do świata Dalekiego Wschodu. Odsłonić przed nimi jego kulturę i mitologię.

Maja Lidia Kossakowska debiutowała w roku 1997 na łamach literackiego magazynu „Fenix”. Z zamiłowania jest autorką fantastyki, z wykształcenia plastykiem i archeologiem śródziemnomorskim. Sporadycznie zaś magiem i poetką. Wychowana została na klasyce i porządnej literaturze amerykańskiej, czyli Faulknerze, Steinbecku, Hemingwayu, Chandlerze, Cortazarze i Llosie. Ceni dobrą prozę nowoczesną. Jest miłośniczką antyku, niezwykłych mitologii, wiedzy tajemnej, szamanizmu i starożytnych artefaktów. Lubi stare westerny, nowe filmy wojenne, środkowe Morawy, awantury arabskie i grillowane krewetki. Przyjaźni się z kotami i końmi oraz lekko zdumiewa fenomenem mrówkojadów. Wykazuje całkowity brak tolerancji wobec chamstwa, głupoty, arogancji, minoderii, pychy i pająków. Została laureatką nagrody im. Janusza A. Zajdla 2006 (ośmiokrotnie nominowana), Srebrnego Globu, Złotego Kota i Śląkfy. Do jej dzieł należą między innymi bestsellerowy "Siewca Wiatru" oraz cykl „Upiór Południa" - cztery mikropowieści, które określa mianem najważniejszych i najpełniejszych opowieści jakie kiedykolwiek napisała.

Moim ulubionym dziełem pisarki są "Obrońcy królestwa", zbiór opowiadań wydany przez Agencję Wydawniczą Runa. Niestety już od wielu lat książka nie jest dostępna na rynku. Później jednak mocno sparzyłam się na "Zbieraczu burz", po którego lekturze stwierdziłam, że nie jest to literatura dla mnie. Nie chodzi o to, że autorka pisze źle - wręcz przeciwnie, ma cudowny warsztat i niezwykłą wyobraźnię. Doszłam po prostu do wniosku, że kompletnie nie zgadza się nasz światopogląd i spojrzenie na wiele, ważnych dla mnie spraw. Także pragnę zaznaczyć iż wierną fanką prozy Mai Lidii Kossakowskiej nie jestem, za to mogę się uznać za miłośniczkę kultury Dalekiego Wschodu. Dlatego też bez wahania sięgnęłam po nową powieść pisarki.

Przez całą historię autorce udaje się utrzymać klimat, jaki sobie zaplanowała. Od początku do końca dostarcza nam niesamowitych wrażeń. Nieczęsto zgadzam się z reklamą umieszczoną na okładce, ale tu jest ona w stu procentach adekwatna. Czytając czułam się jakbym oglądała któryś z moich ulubionych, japońskiej produkcji filmów. Smutna, okrutna, brutalna, krwawa, bardzo obrazowa i jednocześnie... piękna. Te wszystkie określenia, choć mogłyby wydawać się sprzeczne, to jednak idealnie pasują do tej właśnie powieści. Pisarka zaprezentowała zupełnie inne dzieło niż te, które tworzyła do tej pory, a ja wciąż pozostaję oczarowana i pod głębokim wrażeniem.

Niesamowita akcja, genialnie dopracowani bohaterowie, urzekający, mroczny klimat. Dobrym pomysłem było również umieszczenie z tyłu książki swojego rodzaju leksykonu, wyjaśniającego nie tylko japońskie pojęcia, ale także i opisującego zakony. Niecierpliwie czekam na dzień, w którym premierę będzie miał kolejny tom, a z przeczytanej powieści jestem bardzo zadowolona.

Dział: Książki
niedziela, 11 maj 2014 02:32

Rywalki

Gdy sięgałam po książkę "Rywalki" byłam przekonana, że to historia o konkurujących ze sobą księżniczkach. Nic bardziej mylnego. Kiera Cass stworzyła powieść, która niesie ze sobą dużo, dużo więcej. Pisarka przedstawia nam nie tylko rywalizację o rękę księcia, ale także nieco przerażającą wizję kraju, który zaistnieć mógłby w przyszłości. Cała polityka natomiast i walka o miłość zaprezentowane zostały na urokliwym, baśniowym tle.

W państwie Illea, nowych Stanach Zjednoczonych, które powstały po wojnie z Chinami, panuje podział na klasy społeczne. Każda rodzina ma swój numerek - od jedynek do ósemek - i w zależności od tego może wykonywać dany, odpowiednio do jego klasy płatny zawód. Nie jest to system sprawiedliwy, gdyż klasom średnim nie powodzi się zbyt dobrze, a trzy ostatnie wręcz cierpią z głodu i ubóstwa. Rodzina królewska jednak nie pozostawia ludzi bez nadziei. Przyszłymi królowymi Illei zawsze zostają dziewczęta z, tak zwanego, pospólstwa. Kandydatki wybierane są drogą losową - po jednej z każdej prowincji, a później czeka je zacięta rywalizacja w pałacu. Walczą o uwagę i miłość samego księcia.

America, choć czasami cierpi niedostatek, nie jest nieszczęśliwa. Jej rodzina to artyści, piątki. Zarabiają na życie grając, śpiewając, rzeźbiąc lub malując. Jedyny problem dziewczyny polega na tym, że pragnie ona popełnić mezalians. Chce wyjść za mąż za szóstkę, chłopaka z gorszej klasy społecznej, co jest właściwie niedopuszczalne. On jednak jest zbyt dumny by się na to zgodzić i mimo, że ją kocha nie chce na to pozwolić. Za namową ukochanego i rodziny, America zgłasza się do losowania, mimo że wcale nie chce zostać żoną księcia. Dziwnym zrządzeniem losu zostaje jednak wytypowana z tysięcy innych kandydatek i ma obowiązek prezentować swoją prowincję. Trafia więc do pałacu by wziąć udział w zaciętej rywalizacji.

Opis z tyłu okładki ani odrobinę nie przygotowuje czytelnika na taką wybuchową, fantastyczną zawartość. Nie jest to książka dla grzecznych dziewczynek, które marzą o tym, by stać się księżniczkami. To baśniowa historia rozgrywająca się, w niezbyt sprawiedliwym, ale z konieczności stworzonym państwie, któremu nieustannie grożą zewnętrzne niebezpieczeństwa. Nawet sam królewski pałac atakowany jest przez rebeliantów.

Największą wadą tej niezwykle wciągającej powieści było to, że podczas czytania niektórych fragmentów czułam się, jakbym wróciła do "Igrzysk Śmierci". Reality show synchronicznie zgrywało sie w podobieństwach. Poza tym jednak historia naprawdę była dla mnie wielkim, bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Niewiele istnieje książek, których czytanie sprawiałoby mi tak ogromną, niekłamaną przyjemność. Gdy wieczorem zaczęłam czytać "Rywalki", skończyłam dopiero o dziewiątej rano - wraz z ostatnimi stronami książki.

Wartka akcja, ciekawe pomysły, dobrze skonstruowana fabuła. Wiele doskonale nam znanych, z różnych powieści oraz po prostu z historii, problemów społecznych. Sympatyczni, rozbudowani indywidualnie bohaterowie, o których przyjemnie się czyta. Nawet mimo tego, że przebieg wydarzeń widzimy jedynie oczami Ami. Dodatkowo sama konstrukcja oraz styl w jakim została napisana książka są lekkie i przyjemnie, także treść się po prostu chłonie - zupełnie jakby się było gąbką.

"Rywalki" to powieść, którą zdecydowanie polecam - zwłaszcza osobom, szukającym przyjemnej rozrywki. Obserwując przygody, które przeżywa "lady America" bardzo miło spędziłam czas. Niecierpliwie czekam na kolejną część, noszącą tytuł "Elita" w której kandydatek na przyszłą królową zostało w pałacu już tylko sześć. Historia, którą stworzyła Kiera Cass jest baśniowa, magiczna i niezwykle wciągająca.

Dział: Książki
niedziela, 04 maj 2014 03:17

Wilcza księżniczka

Mroźna, śnieżna Rosja, romantyczna i przerażająca legenda rodu Wołkońskich, posiadłość, która przez lata stoi zaniedbana z dala od cywilizacji. Białe wilki, które opiekują się arystokratycznym rodem. I nastoletnia dziewczynka, która na swój temat nie wie niemalże nic, ale potrafi marzyć i ofiarować innym całe swoje serce.

Rodzice Sophie nie żyją, a ona sama trafia pod opiekę przyjaciółki matki, Rosemary, która wcale nie chce zajmować się dziewczynką i tak naprawdę nie ma pojęcia co z nią zrobić. Dlatego oddycha z ulgą, gdy może wysłać ją do angielskiej szkoły z internatem i pozbyć się niechcianego problemu. Tam Sophie wiedzie nudne, zwyczajne życie. Do czasu gdy w szkole nie pojawia się tajemnicza, rosyjska dama, która zaprasza ją podczas przerwy świątecznej do swojej petersburskiej posiadłości. Sophie wraz z dwiema najlepszymi przyjaciółkami wyruszają do Rosji, by przeżyć tam niezwykłą, pełną magii przygodę.

Sam pomysł na fabułę jest intrygujący, ale przygoda nie należy do jakichś wyjątkowo specjalnych, za to sposób w jaki została opisana już owszem. Zwyczajny świat staje się niesamowity i pełen magii. Nutki fantastyki przeplatają się z historią, kryminalną zagadką, przyjaźnią i oddaniem. Czytelnik bez trudu może sobie wyobrazić śnieżny, rosyjski las, zamarznięte jezioro i rzekę. I przede wszystkim baśniowy Pałac Wołkońskich, który zachował swoje piękno nawet mimo tego, że został niemalże doszczętnie splądrowany. Fascynujące były także podróże pociągiem - zarówno same opisy maszyn jak i niezwykłość takiej wycieczki.

Kreacje postaci w tej niezbyt obszernej powieści są niezwykłe. Dokładnie poznajemy Sophie i jej dwie przyjaciółki, które mają kontrastujące ze sobą, silnie zarysowane charaktery. Główna bohaterką jest jednak zwyczajną, dobrą dziewczynką, której poza dużą dozą empatii nic specjalnego nie wyróżnia z tłumu. Chciała poczuć się jak w bajce, jeszcze raz usłyszeć głos ojca, pomóc księżniczce Annie, której tragiczna historia wydała jej się aż nazbyt romantyczna. Jest naiwna, łatwowierna i przyjazna. Lubi się śmiać i cieszyć radością innych. Sophie to moim zdaniem bohaterka idealna - prawdziwa, żywa dziewczynka, w której istnienie bez trudu można uwierzyć. Natomiast Anna przedstawiona została niesamowicie. Do ostatnich stron nie wiemy co mamy o niej myśleć, przez co jej sylwetka wydaje się być niezwykle fascynująca.

Książka zawiera w sobie pewnego rodzaju paradoksy. Jednocześnie jest przewidywalna i zupełnie taka nie jest. Czytając domyślamy się kilku faktów, ale nie sposób odgadnąć przebiegu całej fabuły. Zakończenie pozostaje otwarte i możemy jedynie domyślać się tego, co stanie się dalej, a jednocześnie zostało domknięte na tyle, że mamy jakieś oparcie ku temu by odgadywać co teraz się stanie. W historii nie ma tandetnych i naiwnych wątków. Autorce z powodzeniem udało się ich uniknąć. Najważniejsza część akcji potoczyła się nieco zbyt szybko - trwała zaledwie kilka dni, ale w sumie czemu nie. Bohaterowie "Narnii" byli w tej krainie przecież tylko parę chwil, a zdążyli przeżyć tam swoje drugie życie.

Powieść niezwykle wciąga i jest naprawdę pięknie napisana. Bez trudu można znaleźć się pośród jej stron. To książka, w której baśniowej oprawie bez trudu można się zakochać. Pozycję polecam młodszym nastolatkom i tym już nieco starszym czytelniczkom. Pod żadnym pozorem nie jest to romans paranormalny. To urokliwa baśń, zamknięta w śnieżnym, magicznym klimacie rosyjskiej dziczy. Przyznam szczerze, że ja sama "Wilczą księżniczką" czuję się oczarowana.

Dział: Książki
sobota, 03 maj 2014 15:54

Dziewczynka z balonikami

Patologia w rodzinie niekoniecznie musi oznaczać przemoc fizyczną. Niektórzy rodzice już od wczesnego dzieciństwa znęcają się nad psychiką swoich pociech. Nie poświęcają im wystarczająco wiele uwagi, krzywdzą słowami, mówią im jak są nieporadne, wychwalają dzieci sąsiadów. To wszystko odbija się później w ich dorosłym życiu i wraca, na dodatek ze znacznie wzmocnionym przekazem.

Marlena już od nastoletniego wieku cierpi na ciągle powracającą do niej depresję. Dodatkowo jej umysł wytworzył sobie także inne mechanizmy obronne i wszelkie przeżycia, które wywołują na nią spory wpływ wpędzają kobietę w różnego rodzaju manie. Dopiero gdy zbliża się do trzydziestego roku życia, decyduje się na leczenie szpitalne. Ono jednak wcale nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. Nie wystarczy po prostu połknąć kilku kolorowych tabletek. Problemy nie znikną same. Trzeba wytrwale z nimi walczyć.

Główna bohaterka książki jest osobą samotną. Mieszka w Niemczech, stara się zarobić na własne utrzymanie, co nie wychodzi jej najlepiej. Z rodziną, zwłaszcza z matką, jest z różnych przyczyn skłócona, bez przerwy toczy z nią walkę. Nikt nie potrafi jej zrozumieć, żadna z bliskich kobiecie osób nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że depresja to choroba, a nie wymysł bujnej wyobraźni. Marlena jest osobą inteligentną i chce podjąć walkę, nie zawsze jej to jednak wychodzi.

Książka zaczyna się w momencie gdy bohaterka trafia do szpitala psychiatrycznego. Później brniemy przez jej codzienne życie, przeplatane setkami wspomnień - od wczesnego dzieciństwa aż do teraźniejszości. Powieść jest napisana w przyjemny sposób tak, że lekko i łatwo się ją czyta, mimo że porusza dość przykrą tematykę. Choć to bardziej pamiętnik, niż historia pełna akcji, zdarzy się kilka mocnych fragmentów, w trakcie czytania których niecierpliwie czekali będziemy na dalszy rozwój wypadków.

W treści nie podobało mi się zaledwie kilka rzeczy, jednak i takie również się znalazły. Przede wszystkim bardzo nie lubiłam zwrotu "ale tego dowiem się później". Uważam, że lepiej brzmiałby tutaj czas dokonany, albo w ogóle jakieś inne rozwiązanie. Drugą rzeczą był nacisk na pewne sprawy, których nie rozumiałam. Na przykład Marlena uwielbia się skarżyć na brak drugiej pary dżinsów w dzieciństwie, co powtarza wielokrotnie. Czemu nie nosiła ubrań po starszym rodzeństwie? To przecież normalny rytuał w wielodzietnym domu. Może nie jest to najlepszy przykład, ale po prostu wydało mi się, że kilku takim rzeczom brakuje konsekwencji. Tak samo pewne wybory życiowe bohaterki są da mnie niezrozumiałe, bo to wygląda tak, jakby na własne życzenie próbowała zniszczyć sobie drogę do realizacji własnych marzeń.

Historia jest niesamowicie wręcz wciągająca i bardzo realistyczna, do momentu gdy zaczyna wychodzić przerażająca przeszłość Marleny. Po tym co ta kobieta przeżyła, nie dziwie się, że znalazła się w takim stanie. Jej przeszłość jest rodem z telewizyjnego serialu i co chwila dowiadujemy się jakiejś nowej, okropnej rzeczy. Tu znowu moja subiektywna opinia - osobiście wolałabym i bardziej ceniłabym książkę, gdyby Marlena była osobą normalną, przeciętną, która popadła w depresję z powodu szarości życia i kilku nieprzyjemnych wydarzeń, a nie tylu okrutnych, traumatycznych przeżyć i niszczących psychikę leków, zażywanych w dzieciństwie. I ostatnia rzecz, to drugoplanowi bohaterowie. Skonstruowani wspaniale, każdy ze swoim własnym życiem i zmaganiami. Tylko początek tutaj kuleje. Autorka rzuciła kilkoma imionami w powietrze, kompletnie bezcelowo. Poznajemy w jednym z pierwszych rozdziałów Matthiasa i koniec. Wymiana kilku zdań po których bohater już nigdy do nas nie wraca. Później z drugoplanowymi postaciami ta sytuacja wyglądała o niebo lepiej. Żyły własnym życiem zamiast być widzianymi przez mgłę sylwetkami.

Niech nikogo nie zmylą moje krytyczne uwagi dotyczące książki, bo powieść jest naprawdę dobra, wciągająca i szybko się ją czyta. To chyba właśnie dlatego skupiłam się na niej tak szczegółowo, a sama recenzja jest taka długa. Kiedy o jakiejś historii nie mam nic do powiedzenia, nie rzucam także uwag krytycznych, bo pozycja jest błaha i najwyraźniej na nie nie zasługuje. W przypadku "Dziewczynki z balonikami" jest zupełnie inaczej. Na temat treści snuję wiele rozważań i wiem, że jej przysłanie mocno na mnie wpłynęło.

Także przeczytanie powieści spod pióra Agnieszki Turzynieckiej serdecznie wszystkim polecam, uprzedzam jednak, że jest to literatura niebanalna, taka, nad którą trzeba się zastanowić. To nie czysto rozrywkowa beletrystyka. Dzieło zmusza do myślenia, zastanowienia się nad życiem swoim oraz osób nam bliskich. Wzbudza wolę walki i chęć pomocy innym. Ja sama zastanawiam się czy Marlena czułaby się tak samo, gdyby znalazła sobie na przykład jakąś pasję - hobby któremu potrafiłaby poświęcić się bez reszty. Zarówno bohaterce jak i autorce z całego serca życzę by zostały sławnymi pisarkami i by uśmiechnęło się do nich szczęście w życiu.

 

Dział: Książki
wtorek, 29 kwiecień 2014 14:36

Joker

Joker – najbardziej rozpoznawalny złoczyńca uniwersum DC i wróg zamaskowanego, mrocznego rycerza – Batmana. Charakterystycznie oszpecona twarz, zielone włosy i mordercze, wręcz psychodeliczne, poczucie humoru. Przez ponad 70 lat (Joker pierwszy raz pojawił się na kartach  komiksu z Batmanem w 1940r.) poznawaliśmy jego różne oblicza. Historie komiksowe i animowane oraz filmowe kreacje Jacka Nicholsona czy  Heatha Ledgera stworzyły wizerunek Jokera, który wywoływał mieszane i skrajne uczucia. Z jednej strony nienawiść i obrzydzenie, z drugiej zaś sympatia i współczucie. Brian Azzarell w swoim albumie prezentuje nam inne oblicze Jokera. Jokera niepoczytalnego, którego psychika przeraża i wywołuje strach.

Azzarell swojego antybohatera wykreował, prowadząc narrację pierwszoosobową z pozycji oddanego, choć naiwnego kompana Jokera, Johnny'ego Frosta. Dzięki temu, stojąc nieco z boku wszystkich wydarzeń, po raz pierwszy poznajemy charakter złoczyńcy widziany oczami innego złoczyńcy.

Sam początek historii jest nieco niespodziewany i dziwny. Joker zostaje wypuszczony z zakładu Arkham. Bez niczyjej interwencji, bez ucieczki czy więziennej rewolty, wychodzi dumny jak więzień po resocjalizacji. Dlaczego tak? Nie wiadomo. Sam stwierdza, że lekarze uznali, że nie jest obłąkany. Przy samochodzie czeka na niego nowy pomagier – Frost, człowiek, który ma ochotę stać się grubą rybą w mieście.  Podczas odsiadki Jokera w zakładzie, w Gotham zapanował nowy „porządek”. Przestępcy podzielili między siebie tort, nie zostawiając jemu nawet przysłowiowej wisienki. Nie przypuszczali, że opuści on jeszcze kiedykolwiek mury Arkham. Joker chcąc powrócić na tron, zaczyna w brutalny sposób eliminować konkurencję, odzyskując to, co według niego mu się należy. Zło walczy ze złem.

Oprawa graficzna „Jokera” jest mroczna jak jej bohater. Za rysunki odpowiadał Lee Bermejo, kolor i tusz to robota Patricii Mulvihill i Micka Gray'a, choć scenarzysta również graficznie ozdobił kilka stron albumu. Przedstawione przez nich Gotham City przypomina amerykańskie metropolie z okresu II wojny światowej. Spowite w ciemnych chmurach, zimne, brudne i śmierdzące. Na ulicach spotykamy tylko rzezimieszków, narkomanów i tanie dziwki. Odwiedzamy kluby nocne, pralnie brudnych pieniędzy, doki i gangsterskie meliny. Ze stron albumu emanuje duszny, mroczny i niepokojący nastrój filmów noir. Wizja twórców bliska jest wizji Christophera Nolana w „The Dark Night”. Choć rozpoczęli prace nad albumem przed powstaniem filmu (album ukazał się dwa miesiące po premierze kinowej obrazu), wizualnie postać Jokera przypomina kreację stworzoną przez Heatha Ledgera.

Warto dodać, że na kartach komiksu pojawiają się inni znani przestępny Gotham. Mamy tutaj prawie całą plejadę „gwiazd”. Od Killer Croca, Pingwina, poprzez Człowieka Zagadkę i Dwie Twarze po seksowną pomagierkę Jokera - Harley Quinn. Oczywiście nie zabrakło również Batmana, choć autorzy poświęcili mu zaledwie kilka ostatnich kadrów.

W Polsce album ukazał się w serii Obrazy Grozy wydawnictwa Egmont. Podobnie jak inne jej tytuły („Hellraiser”, „Hellboy”) został wydany w twardej oprawie, w kolorze na kredowym papierze, co niezwykle pozytywnie wpływa na odczucia estetyczne podczas lektury.

Azzarell nie wyjaśnia wszystkich wątków, niektóre traktuje wręcz wzmiankowo, ale i tak całość układa w ciekawą gangsterską historię.  Choć czytelnik nie otrzyma pełnej psychoanalizy głównego bohatera (przy tak barwnej postaci raczej jest to niewykonalne), sam może zdefiniować charakter śledząc jego postępowania.

„Joker” jest doskonałym uzupełnieniem uniwersum Batmana.  Fani DC, jak i Mrocznego Rycerza na pewno nie będą zawiedzeni, choć z uwagi na brutalny charakter komiksu, radzę chować go przed młodymi czytelnikami.

Dział: Komiksy
niedziela, 27 kwiecień 2014 21:26

Perfekcyjna Niedoskonałość

Adam Zamoyski jest Polakiem-kosmonautą. Podczas jednego lotu wahadłowcem „Wolszczan” w niewyjaśnionych okolicznościach trafił do XXIX wieku. Z kłopotami z pamięcią i tożsamością, znalazł się w niezwykle rozwiniętym technicznie i intelektualnie świecie. Nazywany przez wszystkich Zmartwychwstańcem, czuję się jak Alicja w Krainie Czarów. Jego problemy umysłowe rozwiązuję młoda XXIX wieczna arystokratka – Angelika. Dzięki niej poznaję całą historię Ziemi, ewolucję gatunku Homo Sapiens, zasady technologiczne rządzące światem oraz nową hierarchię ludzkości.

Podział świata na sfery: fizyczną i metafizyczną, progres gatunku ludzkiego od Stahsów, poprzez Phoebe’ów, aż po Inkluzje, to tylko przykładowe nowości, z którymi musi się zmierzyć Adam. Jednak najbardziej zadziwiającą rzeczą dla Zamoyskiego jest odtwarzanie ludzkich ciał po śmierci z informacji pozostałych w eterze. Metoda, która czyni z człowieka istotę praktycznie nieśmiertelną. Taki sposobem do życia przywołano również jego. Adam  próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości, nie zdaje sobie sprawy, iż jest kluczem do rozwiązania wszystkich zagadek ewolucji.

Genetyczne ingerencje w kod DNA człowieka i zwierząt, przyczyniły się do powstania nowych nadgatunków i postludzi doskonale przystosowanych do natury, potrafiących wykorzystać wszystkie zasoby fizyczne i metafizyczne otoczenia. Ludzie tworzący kopie i skany swojego mózgu, aby po śmierci móc „zmartwychwstać” w laboratorium komputerowym, Inkluzje będące same w sobie wirtualną rzeczywistością czy nawet rozmawiający zaawansowanym językiem zwierzęta to typowe elementy świata XXIX wieku. Jednak najbardziej ciekawe i zagadkowe są sfery metafizyczne. Jedną z nich jest Sak, czasoprzestrzenny „bąbel” w który zostają zamknięci główni bohaterowie – Adam i Angelika. Chcąc się wydostać z takiej pułapki trafia się do następnego Saka, ale już w innym wymiar czasoprzestrzenny. To jest jak byś „wkładał rękę do kieszeni i podrapał się w jutrzejsze ucho”.

Jacek Dukaj powołał do istnienia naprawdę ciekawe światy. Czytając książkę można odnieść wrażenie, iż autor bawi się z nami wszelkimi terminami i opisami. To od nas zależy jak sobie wyimaginujemy i jak zrozumiemy rzeczywistość metafizyczną.   Szczegółowość i charakterystyka światów jak i wymyślenie nowej fizycznej terminologii świadczy o kunszcie umysłowym autora.  Sama historia progresu czyli ewolucji człowieka, została przedstawiona wykwintnie. Na uwagę zasługuje również prowadzenie dialogów, które jest bardzo wyraziste, zrozumiałe i czasami humorystyczne.

Podsumowując „Perfekcyjna niedoskonałość” to książka warta uwagi. Chociaż nawał nowych terminów, który atakuję czytelnika już na wstępie książki zniechęca do dalszego czytania, warto przejść przez ten mętlik, wciągnąć się w prawdziwy wir nie tylko fabuły ale i opisów. Teraz tylko zostaje nam czekać na następne tomy tej trylogii z nadzieją, że będzie to kultowa seria Sci-Fi.

Dział: Książki
niedziela, 27 kwiecień 2014 21:06

Świat z Papieru i Stali

Japonia - Niezwykły i tajemniczy Kraj Kwitnącej Wiśni. Kraj w którym supernowoczesna cywilizacja, pełna nowinek technologicznych, łączy się z bogatą tradycją i kulturą. Te oby dwie strony, czyli świat ze stali i świat z papieru próbuje przybliżyć nam bardzo oryginalny przewodnik. Autorzy pod redakcją Martyny Taniguchi i Aleksandry Watanuki poruszają wiele zagadnień, aby ukazać czytelnikom obraz „wspaniałego dalekiego świata, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie”.

Przygodę z Japonią rozpoczynamy od szczegółowego zapoznania się z historią i tradycją. Poza informacjami o kulturze i społeczeństwie japońskim przed dziewiętnastoma wiekami, felietony prezentują historię mangi, tradycję hucznego obchodzenia Nowego Roku, ceremonię herbacianą czy przybliżą nam postać wielkiego reżysera – Hayao Miyazakiego, autora m.in. „W krainie bogów”.

Kolejny rozdział przedstawia obraz współczesnej Japonii widzianej oczami jej mieszkańców , jak i cudzoziemców i turystów. Poza uczestniczeniem w życiu zwykłych Japończyków czy podziwianiem ich poglądów na życie, będziemy mogli dowiedzieć się co mieszkańcy  Kraju Kwitnącej Wiśni sądzą o nas – Polakach.

Redaktorka książki – Aleksandra Watanuki - w rozdziale „W normalnej Japonii” stara podzielić się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami i wspomnieniami z kilkuletniego okresu studiowania i poznawania tegoż kraju. Możemy poznać jej pierwsze kroki w tak obcej, a zarazem jak się okazuje bliskiej nam Japonii. Na koniec możemy przeczytać wywiad z panią Watanuki na temat mangi i zwyczajów Japończyków.

Kolejny, obszerny rozdział dotyczy prawd i mitów związanych z mangą. Ten japoński komiks często nieprzychylnie jest odbierany w Polsce (chociaż mało kto wiem, że Pszczółka Maja powstała w Japonii), dlatego autorzy felietonów próbują ukazać nam mangę jako gałąź współczesnej literatury i sztuki. Poznamy tajniki powstawania tych historii obrazkowych oraz przeczytamy wywiady z Fuyumi Soryo i Presem Nevinsem, Amerykaninem, który został twórcą mangi.

Na koniec nauczymy się przyrządzać tradycyjne dania japońskie oraz poznamy Savoir vivre dla wyjeżdżających do Kraju Kwitnącej Wiśni.

Podsumowując „Świat z papieru i stali – okruchy Japonii” to bardzo oryginalny przewodnik. Choć część artykułów jest zaczerpnięta z  Mangamixu tego samego wydawnictwa, znajdziemy w nim informacje, które nie czytaliśmy wcześniej w żadnych kolorowych magazynach czy pracach naukowych. Poza tym książka zawiera bardzo dużo czarno-białych, jak i kolorowych ilustracji, które znacznie przybliżą nam kraj. Duża liczba autorów felietonów, wbrew pozorom wpływa na plus, gdyż mamy okazję poznać refleksje nie tylko Japończyków ale i Polaków.

Na koniec chciałbym przytoczyć krótką informację od wydawnictwa, która powinna być dopełnieniem moich słów i namówić każdego interesującego się kulturą japońską do zapoznania się z tą pozycją:

„A oto czego m.in. można się będzie dowiedzieć z książki:

- Gdzie można zobaczyć uśmiech niebiańskiego smoka?

- Jakie bóstwo mieszka w "lisiej świątyni"?

- Co myślą o życiu młode Japonki?

- Gdzie można zjeść najlepszy ramen?

- Gdzie w Japonii rośnie lawenda?

- Jak wyglądają japońskie kafejki internetowe?

- W którym zakątku Japonii cofa się czas...

- Gdzie w Japonii znajdziemy wiatraki?

- Jaka była rola Pszczółki Mai w świecie nazistowskiej propagandy?

- W jaki sposób dziewczyna z ludu Ainu daje chłopakowi kosza?

- Co robią Japonki aby wyglądać 10 lat młodziej?

- Ile razy przebiera się japońska panna młoda?

- i wiele innych rzeczy.”

Dział: Książki
piątek, 25 kwiecień 2014 19:23

Czarodzieje skrzydła nocy

Sięgając po „Czarodziei Skrzydła Nocy” myślałem iż mam do czynienia z kolejną komercyjną powieścią powstałą w trendzie „potteromanii”. Opis z okładki mówiący o skrzyżowaniu przygód czarodzieja Harry'ego z serialem „Buffy – postrach wampirów” utwierdzał moje przekonanie. Pod wieloma względami jednak się myliłem. Ale przejdźmy do rzeczy. O czym mianowicie jest owa książka ??

Devon March już jako sześciolatek dowiaduje się od ojca, iż nocne zmory i potwory z szafy to nie wymysł jego dziecięcej wyobraźni tylko naprawdę istniejące demony z piekieł. Na dodatek jest on ich głównym celem. Chłopiec jednak posiadając olbrzymią moc, może przezwyciężyć zło.

Osiem lat później Devona dotyka tragedia rodzinna. Umiera jego ojciec, który na łożu śmierci wyznaje iż go adoptował. Na dodatek chłopiec zmuszony jest przeprowadzić się do nieznanej mu rodziny mieszkającej w Kruczym Dworze – olbrzymiej posiadłości na klifie, którą według miejscowych legend nawiedzają duchy. Devon wierzy, iż przyczyna jego wyjazdu ma związek z jego pochodzeniem, magicznymi zdolnościami i tajemniczym głosem w jego głowie.

Pozory go nie mylą, już pierwszego dnia zauważa, iż jego nowa prawna opiekunka, pani Crandall, coś przed nim ukrywa. Jego nowy dom kryje zaś masę tajemnic, a legendy o nim wydają się być prawdziwe.

Devon chcąc się dowiedzieć całej prawdy o sobie, wraz ze swoją przybraną siostrą Cecily, rozpoczyna prywatne śledztwo. Z czasem odkrywa tajemnicę, iż jest potomkiem wielkiego czarodzieja, założyciela Bractwa Skrzydła Nocy, które od trzech tysięcy lat sprawuje pieczę nad portalami między piekłem a ziemią. Będąc dzieckiem w sto pierwszym pokoleniu, jest dziedzicem wielkiej magicznej mocy. Przed nim wielkie wyzwanie unicestwić ducha, który zamierza wykorzystać piekielne demony do własnych celów.

"Czarodzieje Skrzydła Nocy” to doskonałe połączenie przygody i fantasy z odrobiną horroru. Począwszy od prologu czytelnik zostaje wciągnięty w wir tajemniczych i zaskakujących wydarzeń. Wielowątkowa fabuła pełna jest nagłych zwrotów akcji. Masa zagadek, z rozwiązaniem których będziemy musieli nawet poczekać, aż do przeczytania kolejnych tomów, na pewno również ucieszy wielbicieli prozy Hitchcocka. Na pierwszy rzut oka „Czarodzieje ...” oraz seria przygód Harry'ego Pottera, wydają się być do siebie bardzo podobne, szczególnie, że obydwie skierowane są do tej samej grupy wiekowej. Jednak w powieści Geoffrey'a Huntingtona poza czarodziejami, duchami i piekielnymi demonami nie znajdziemy innych postaci rodem z powieści fantasy. Jest również bardziej poważniejsza, co ma związek z przeżyciami i dylematami głównego bohatera (śmierć ojca, rozłąka z przyjaciółmi, zmiana środowiska, pierwsza miłość).

Jednak „Czarodzieje ...” nie są pozbawieni wad.  Mi osobiście przeszkadzało prowadzenie akcji w czasie teraźniejszym. Po drugie piekielne demony z opisu  jako jaszczurowate, pokryte łuską potwory nie wydawały się nazbyt przerażające. Walka wręcz Devona, który posiadał w końcu magiczne zdolności, z nimi wydawała się śmieszna.

Podsumowując „Czarodzieje Skrzydła Nocy” to dobra powieść. Wciągająca fabuła, ciekawe zagadki oraz prosty język przemawiają za nią. Miłym akcentem ze strony wydawnictwa jest twarda oprawa oraz gruby papier, które znacznie wpływają przyjemność czytania oraz estetykę. W przygotowaniu również są pozostałe tomy trylogii - „Królowa demonów” oraz „Krwawy księżyc”.

Dział: Książki