Rezultaty wyszukiwania dla: Literatura młodzieżowa
Wszechmrok
Szemrzący Brzask wszyscy czekają na północ, ale nie taką zwykłą, a taką, podczas której odrodzi się feniks i zapewni kolejne lata szczęśliwości i magii na świecie. Jednak feniks się nie odradza, a w zamian powstaje okrutna i zła harpia Morga. Powstrzymać ją może jedynie Plamka, wyśmiewana, pogardzana, niewiele umiejąca uczennica wraz ze swoją małpką. Ale dziewczyn nie waha się i rusza ratować świat.
Plamka jest najgorsza na egzaminach, wiedza wchodzi jej do głowy opornie i nie zostaje na długo. Do tego ma irytujący zwyczaj pytania "Co jeśli..." i "A może...", co też nie przysparza jej popularności i przyjaciół. Jednak to właśnie ona, z otwartym umysłem i ogromną wiarą w to, że można inaczej ma przed sobą prawie niewykonalne zadanie. Rusza w świat, z głową pełną wiedzy o dalekich wyprawach i niebezpiecznych przygodach, o dawnych odkrywcach, która to wiedza jakoś zawsze sama wskakiwała do głowy i mapą na żaglu łodzi jej idola, który kiedyś nie wrócił z wyprawy. Już na samym początku zderzamy się z bardzo sympatyczną, choć nie do końca rozumianą bohaterką, której nie da się nie lubić, ba, jej nie da się nie podziwiać, że mimo tylu przeciwności nadal ma w sercu wiarę we własne możliwości. Jestem przekonana, że dla wielu młodych osób Plamka stanie się najlepszą przyjaciółką, inspiracją, bo wielu z nich też czuje, że nie pasuje do otoczenia, a wiary w siebie brakuje im, jak nikomu innemu.Autorka stworzyła sympatyczną dziewczynę, z którą czytelnik może się utożsamić i przywołać jej obraz w chwilach zwątpienia. Nie od pominięcia jest też Bartolomeo, małpka, która marzy tylko o spokoju, a mimo to idzie z Plamką w świat i wspiera ją w każdym "a może", motywując do pracy, wysiłku i podnosząc na duchu w najgorszych chwilach.
Wszechmrok to opowieść o rodzącej się przyjaźni, trudnej, bo przyjaciele są diametralnie różni, mają różne doświadczenia i oczekiwania, a jednak potrafią współdziałać i docierać się tak, by stworzyć mocną i niepowtarzalną więź.
Książkę czytałam wraz z ośmioletnią córką. Co prawda Wszechmrok dedykowany jest starszym czytelnikom, ale zauroczyła ją okładka, zaczęła i już nie mogła się oderwać. Przygody Plamki i jej małpki chwyciły ją za serce, często słyszałam, że ona też czasem nie wierzy w siebie, ale widzi, jaka to siła. Co prawda bała się przeokrutnie, momenty, w których występuje Morga są napisane bardzo plastycznie i nie sposób sobie tych sytuacji nie wyobrazić, jednak trzymanie za rękę pomogło i pozwoliło czytać dalej. Starszy czytelnik na pewno się nie przestraszy aż tak, ale mocne sceny są tu jak najbardziej potrzebne. Właśnie po to, by uzmysłowić czytelnikowi, jak bardzo wiara w siebie potrafi przenieść góry i zmienić świat. Nawet w najczarniejszych momentach właśnie przekonanie, że się da radę ratowało bohaterów.
Młodzieży potrzebne są takie książki, na poły fantastyczne, na poły prawdziwe, by coś nierealnego przenieść w jak najbardziej realny świat, by czerpać z niego inspirację, a niekoniecznie widzieć w nich odbicie całego swojego życia. My z ciekawością poczytamy o kolejnych przygodach Plamki i Bartoleomeo.
Wywiad z Marcinem Mortką
Dzień dobry, nazywam się Katarzyna Abramova i w imieniu swoim oraz czytelników portalu Secretum.pl serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas.
Sadie
Gdy młodsza siostra Sadie, Mattie, zostaje zamordowana, dla dziewczyny nie liczy się już nic prócz zemsty.
Od zawsze były tylko we dwie; gdzieś w tle przewijała się matka, Claire, notorycznie uzależniona od alkoholu, zawsze w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Jedni zostawali w ich przyczepie na dłużej, inni zmywali się po kilku tygodniach. To Sadie wzięła na siebie opiekę nad młodszą siostrą, mimo że sama potrzebowała jeszcze matczynego wsparcia. Pewnego dnia Claire po prostu wyjeżdża, zostawiając córki samym sobie; mimo tego oczywistego porzucenia Mattie tęskni za matką. Chce być z nią, a nadesłana kartka pocztowa sprawia, że dziewczyna wpada w obsesję. Musi dostać się do matki, za wszelką cenę. Czy właśnie dlatego tego feralnego dnia wsiadła do czyjegoś auta? Sadie, chcąc pomścić śmierć siostry, kupuje samochód i rusza w trasę. Doskonale wie, kto odpowiada za zamordowanie Mattie. Musi tylko złapać jego trop, a potem... potem zostaanie już tylko zemsta.
Bardzo wiele pozytywnych opinii wyczytałam w Internecie; oczywiście nie tylko one miały wpływ na mój wybór. Nie mogłabym przejść obojętnie obok książki z tak przyciągającą wzrok okładką (choć już nie od dziś wiadomo, że magnetyczny front nie zawsze idzie w parze z ciekawą historią), a opis książki dodatkowo podsycił ciekawość. Ruszyłam więc w trasę razem z Sadie i... chciałabym, żeby ta historia nigdy się nie kończyła.
Sadie nigdy nie mogła liczyć na matkę; ta, skupiona wyłącznie na alkoholu i kolejnych facetach nie zauważała swojej córki, można by rzec, że wręcz za nią nie przepadała. Dopiero narodziny Mattie poruszyły w Claire jakąś czułą, matczyną strunę, choć i to nie sprawiło, że porzuciła dotychczasowy tryb życia. Sadie już wtedy wiedziała, że uczyni wszystko, aby jej siostra była bezpieczna i szczęśliwa. Jedna bez drugiej nie istniała. To Mattie nadawała cel jej życiu. Dla niej brała dodatkowe godziny w pracy, gotowała, dbała, jak tylko mogła dbać nastoletnia dziewczyna o młodszą od siebie istotę. Ale dla Mattie to było za mało- chciała matki. Nieidealnej, ale wciąż matki. Dlatego chciała ruszyć do miasta, z którego Claire przysłała kartkę. Dlatego zginęła. Tropem Sadie rusza West McCray, który na co dzień tworzy audycje radiowe poświęcone małym miasteczkom. Gdzieś w trasie obiła mu się historia sióstr i postanowił podzielić się nią ze swoimi słuchaczami, jednocześnie starając się natrafić na jakikolwiek ślad zaginionej dziewczyny. Czy ta historia może mieć szczęśliwe zakończenie... ?
Początkowo -przez wspomniane audycje West'a- nie mogłam wkręcić się w tę opowieść. Dlaczego? Otóż pani Summers relacje czy audycje pana McCray zapisywała jako rozmowę telefoniczną- forma ni to wywiadu, ni to dialogu, ciężko mi to określić. Oczywiście później już przestało mi to przeszkadzać, ale na początku było dość ciężko. W Sadie mamy właśnie takie mieszane formy zapisu: rozmowy mężczyzny (często prowadzone przez telefon) z bliskimi czy znajomymi dziewcząt są utrwalone w ten specyficzny sposób, a z drugiej strony mamy historię podróży Sadie, która jest przedstawiona w znany nam już, literacki sposób.
Nie wyobrażam sobie, co musiała przeżywać główna bohaterka po śmierci młodszej siostry. I wcale się nie dziwię, że zapragnęła pomścić to młode życie. Jak już wspominałam, od wielu lat matkowała Mattie; przez jej głowę pewnie nie raz przeszła myśl, że "gdyby tylko...". Co ciekawe, dziewczyna od razu wiedziała, kto stoi za morderstwem. Rusza więc jego tropem, po drodze nie raz pakując się w niezłe kłopoty, ale za to demaskując kilka fałszywych obliczy. Podziwiam ją. Jest odważna, silna, pewna swojej misji. Nie cofnęła się mimo wielu przeciwności. Wiedziała, że tylko ona jest w stanie wymierzyć sprawiedliwość- bo któż inny mógłby to zrobić? Zapijaczona matka, o której od dawna nic nie słyszała? Policja, nie mająca ani jednego świadka, ani skrawka tropu? Można pomyśleć, że Sadie to wyłącznie historia zemsty, ale nic bardziej mylnego. To opowieść o sile siostrzanej miłości, o zemście, która może i przynosi chwilową ulgę, ale ostatecznie prowadzi nas do destrukcji. Początkowo zakładałam, że cała fabuła będzie się toczyła wokół śmierci Mattie i powiązanych z nią działaniami Sadie, ale autorka mnie zaskoczyła. Główna bohaterka doskonale wie, kogo szukać, gdyż sama przez wiele lat cierpiała z ręki tego samego człowieka. W jej przeszłości jest skryta tajemnica, o której nikt nie miał pojęcia. Dziewczyna przez długi okres poświęcała siebie dla dobra młodszej siostry, o czym nikt nie miał zielonego pojęcia. Czy znajdziecie gdzieś lepszą definicję miłości... ?
Książka autorstwa pani Courtney Summers z założenia należy do literatury młodzieżowej, z czym nie do końca się zgodzę. Dobrze, mamy tutaj nastoletnich bohaterów, lecz ich problemy są o milion lat świetlnych oddalone od "udręk" współczesnej młodzieży. Nie znajdziecie w Sadie kłopotów sercowych, które to często nie dają spać postaciom z innych młodzieżówek. Odosobnienie? Samotność? Niezrozumienie? Może w pewnym sensie tak, aczkolwiek to, z czym przyszło walczyć Sadie, jest o wiele, wiele mroczniejsze. Już się nie dziwię, że tak wielu czytelników poświęciło swoją uwagę tej pozycji, polecając ją kolejnym molom książkowym- dziś i ja dołączam do Waszego grona. To jest po prostu utwór, który TRZEBA przeczytać.
Skrzynia ofiarna
Te wakacje były zupełnie inne; to właśnie wtedy Sep poczuł, że nie jest zupełnie sam. Piątka całkowicie różnych od siebie dzieciaków nawiązała nić przyjaźni: sportowiec Mack, inteligentny Sep, cicha Hadley, wojownicza Lamb oraz żartowiś Arkle. Magiczny czas, który zapisał się w ich pamięci jako jeden z najszczęśliwszych okresów. Ukoronowaniem pączkującej przyjaźni stało się złożenie pamiątek do skrzyni ofiarnej, znalezionej zupełnym przypadkiem na polanie przez Sepa. Ale jeszcze wtedy piątka przyjaciół nie zdawała sobie sprawy z tego, że ich przyjaźń zostanie skryta pod gąszczem nowego roku szkolnego. I że ta zwykła, stara skrzynia będzie chciała zemścić się za złamaną przysięgę.
Pochłonę horror w każdej postaci, choć szczerze przyznam, że odnośnie Skrzyni ofiarnej nie miałam zbyt dużych oczekiwań. Jako że jest to młodzieżowa powieść grozy, spodziewałam się bardziej nastoletniego love story, nie zaś powieści z dreszczykiem. A tu proszę, totalne zaskoczenie! Co z tego, że bohaterowie to młodzież? Jak się okazuje, w dobrej lekturze wiek nie ma znaczenia.
Małe miasteczko na wyspie, gdzie każdy zna każdego. Jeżeli w szkole nie nawiążesz żadnych relacji z rówieśnikami, to nie masz co liczyć na inne przyjaźnie. Sep był typowym odludkiem- skupionym na nauce, niesłyszącym na jedno ucho nastolatkiem. A do tego jego mama -miejscowy szeryf- spotykała się z dyrektorem szkoły, do której uczęszczał. Chłopak czuł urazę do osób, z którymi cztery lata wcześniej połączyła go przyjaźń- teraz, w szkolnej dżungli, każde z nich powróciło na swoje miejsca w szkolnej hierarchii, zupełnie zapominając o tym, że obiecywali sobie przyjaźń na całe życie. I wydawałoby się, że sytuacja już się nie zmieni, aż każde z nich pójdzie w swoją stronę, opuszczając wyspę. A jednak coś, o czym bohaterowie kompletnie zapomnieli, uaktywniło się. Wokół tej piątki zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a wrony (na pozór martwe) śledzą każdy ich krok.
Jak już wspominałam, nie spodziewałam się tak ciekawej historii. Jestem fanką mrocznych opowieści, ale groza w wersji młodzieżowej zawsze (bezwiednie) kojarzy mi się z filmami, pseudo- horrorami, gdzie grupę młodzieży ściga seryjny morderca, ewentualnie jakieś monstrum nie z tego świata. Co w takich filmach dzieje się dalej, nie muszę Wam mówić. Dlatego do Skrzyn ofiarnej podchodziłam z lekkim dystansem. Rozpoczęłam przygodę, przeniosłam się na tę małą wysepkę i nawet nie wiem w którym momencie tak wciągnęłam się w toczące wydarzenia, że inny świat zdawał się dla mnie nie istnieć. Każdego dnia kolejna osoba spośród tej piątki doświadczała rzeczy, powiązanych z darami, które złożyli w tajemniczej skrzyni. Nie mieli pojęcia, kto był na tyle głupi, by ją otworzyć; z drugiej strony nie spodziewali się, że za niedotrzymanie obietnicy czeka ich jakakolwiek kara. Ale skrzynia pamięta i co więcej, bardzo agresywnie reaguje na łamanie obietnic, celując w każdego, kogo kochali.
Bardzo, bardzo dobra książka. Skrzynia okazała się być nie tyle starym, ukrytym przez kogoś pudłem, ale rzeczą wypełnioną pradawną magią. Otworzona, wypuszcza na świat kłęby zła, kóre przywracają zmarłych do życia. Karmi się krwią, polując nawet na zwierzęta. Nikt nie jest w stanie uciec przed jej mocą, choć wiele lat temu, zupełnie innej grupie przyjaciół, udało się to. Oczywiście do czasu, aż Sep, Arkle, Mac, Hadley lub Lamb otworzyli ją ponownie. Autor nie bawi się z nami w żadne sentymenty, dokładnie opisując kolejne wydarzenia. Zdecydowanie jest tu bardzo dużo krwawych opisów, aż przez chwilę miałam wrażenie, że trafiłam w sam środek apokalipsy zombie. W ogóle nie dał nam odczuć tego, że bohaterami są nastolatkowie, bowiem od razu ruszają na ratunek ich małej mieścinie, jednocześnie starając się ocalić własne życia. Ostatecznie mają świadomość, że skrzynia idzie właśnie po nich. Niestety, pradawne zło zdążyło zebrać już krwawe plony wśród bliskich im osób. Ranni, wytarzani w błocie, z niepojętymi obrazami pod powiekami przyjaciele wciąż walczą. Poniekąd to doświadczenie sprawiło, że ich więź "obudziła się" z letargu. Nigdy do końca nie zapomnieli o tych wakacjach, które ich połączyły. Tęsknili za sobą, choć żadne z nich przez te cztery lata nie zrobiło najmniejszego ruchu, by wszystko naprawić. Dopiero groźba skrzyni obudziła w nich to, co wydawało się zapomniane.
Nie dajcie się oszukać. Owszem, to po części jest powieść młodzieżowa, ale tylko ze względu na głównych bohaterów. Poza tym spotkacie się tam tylko z mrokiem i okrucieństwem, jakiego możecie szukać wyłącznie w książkach autorstwa m.in. Grahama Mastertona. Dla horrorożercy to bardzo dobry... smakołyk. Polecam i smacznego!
Mroczne Wybrzeża - zapowiedź
Mroczne Wybrzeża
Już 14 sierpnia zostanie wydana kolejna książka autorki Danielle L. Jensen pt. „Mroczne Wybrzeża”. Piraci, szantaż i bogowie wtrącający się w sprawy ludzi – to wszystko można znaleźć w trzymającym w napięciu pierwszym tomie nowej serii fantasy autorstwa Danielle L. Jensen.
W świecie podzielonym przez zdradzieckie oceany i bogów wtrącających się w sprawy ludzi jedynie Maarinowie umieją przemierzać Bezkresne Morza. Kierują się tylko jednym przykazaniem: „Wschód nie może spotkać się z Zachodem”.
Mam na imię Jutro
Ludzie zgodnie twierdzą, iż pies jest najlepszym przyjacielem człowieka; zawsze lojalny, kochający, wspierający na swój własny, zwierzęcy sposób. Nasz główny bohater wabiący się Jutro, pozornie niczym nie wyróżnia się na tle swojego gatunku. No właśnie, tylko pozornie- żyje bowiem już 217 lat, co dla zwykłego psa jest granicą nie do osiągnięcia. I praktycznie przez większość tego czasu czeka wiernie na powrót swojego ukochanego pana. Dni spędza w swojej mało przytulnej "norze" u wybrzeża Wenecji, wierząc, że w końcu na pokładzie któregoś zawijającego do portu statku znajdzie się jego najdroższy człowiek. Niestety, każdy nowy dzień staje się kolejnym rozczarowaniem, a czekanie przerywa jedynie przymus zdobycia jedzenia oraz zaczepki ze strony młodszego kolegi Sporco, ocalonego przez niego lata temu, jak również spacery pod katedrę, którą wyznaczył właściciel Jutra jako miejsce ich ponownego spotkania. Niespodziewanie psi bohater trafia na jakiś trop; jest nim Vilder, człowiek o raczej niesympatycznym usposobieniu, którego poznał wiele lat temu za sprawą swojego pana. Zresztą, tych dwóch mężczyzn łączy o wiele więcej niż wspólna tajemnica nieśmiertelności. Jutro ma wybór- albo pozostać na swoim wieloletnim posterunku, albo ruszyć w ślad za dawnym wrogiem, wciąż noszącym na sobie zapach jego właściciela.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to magnetyczna okładka; widać, że wydawnictwo włożyło wiele wysiłku w to, aby tę nietuzinkową historię upiększyć jeszcze bardziej i nakarmić czytelnicze oczy czymś więcej, niż literkami w środku. Od pierwszej chwili, w której ją ujrzałam wiedzialam, że musi być moja. I oczywiście sam fakt, że głównym bohaterem powieści jest pies o wdzięcznym imieniu Jutro, a nic tak bardzo nie przyciąga do lektury jak fakt, iż występują w niej zwierzęta (choć nierzadko w trakcie akcji umierają, przez co granica mojego wzruszenia zostaje przekroczona). Czy te wszystkie aspekty złożyły się jednak na równie fantastyczną treść?
Jutro jest już bardzo starym psem, choć patrząc na niego, nikt nie dałby mu tylu lat, ile naprawdę ma. W jego chodzie oraz zachowaniu widać jednak tę stateczność, nabywaną z upływającym czasem. Ów psi bohater za wszelką cenę chce odnaleźć pana, a mimo to przez wiele lat nie opuścił swojego "punktu dowodzenia", wierząc w obietnice człowieka. Ale czeka. A lata lecą. Chyba takim impulsem do wskoczenia na statek był widok Vildera i wieści, że on również poszukuje zaginionego mężczyznę. No i entuzjazm Sporco co do podróży w nieznane krainy, od której to wizji zupełnie nie dało się go odciągnąć. Przez chwilę nawet myślałam, że ta wrodzona rozwaga czworonoga wynika z jakiejś odrobinki strachu kryjącej się w jego sercu, ale nie. Późniejsze wydarzenia jedynie podkreśliły, jak wiele miał w sobie odwagi. Jak to mówią: "Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana".
Pan Dibben w pierwszych rozdziałach dokładnie wprowadza nas w meandry relacji między człowiekiem a zwierzęciem, zaś sam Jutro wielokrotnie przywołuje wspomnienia, dzięki czemu czytelnik z łatwością widzi tę miłość, która ich łączy. Poznajemy dokładnie zaginionego mężczyznę, to, czym się zajmuje i jak doprowadził do tego, iż obaj są nieśmiertelni. Na scenę wychodzą również jego związki z Vilderem, który mianuje się jego przyjacielem, mimo że trudno to odebrać w ten sposób. I oczywiście (bo jakby tak mogło być) ktoś umiera, a konkretniej jeden z psich bohaterów. Ten moment kompletnie złamał mi serce, ale oczywiście do takich autorskich zabiegów można się przyzwyczaić (choć ciężko jest się na tę śmierć przygotować i nie reagować łzami). Akcja toczy się szybko, szczególnie od momentu, w którym Jutro spotyka Vildera. Nie sposób się nudzić, bowiem na jaw wychodzą coraz to nowsze tajemnicze, mroczne intrygi. Vilder emanuje zawiścią, choć początkowo nie wiemy, dlaczego.
Mam na imię Jutro to piękna historia wierności i miłości, jaka rodzi się między zwierzęciem a jego właścicielem. Niejednokrotnie można natrafić na artykuły, w których opisywane są reakcje czworonogów po śmierci ich panów. One czują tak jak my i równie mocno przywiązują się do nas. Pan Damian Dibben pięknie to ukazał, podkreślając, ile lat czekał Jutro na choćby najmniejszy ślad zaginionego, z jaką rozpaczą przyjmował kolejny, fałszywy trop. Czasu spędzonego z tą książką na pewno nikt nie uzna za zmarnowanego.
Słodycze
Mało jest na świecie osób, które nie lubiłyby słodyczy. Niezależnie od tego, czy mówimy o czekoladzie, słodkich pralinkach, lizakach, pączkach z dżemem czy słodkich eklerkach, zawsze znajdzie się amator określonego typu słodyczy. Nie tylko dzieci chętnie sięgają po łakocie, są one także przysmakiem dorosłych – ja sama nie wyobrażam sobie dnia bez kawałka domowego ciasta na podwieczorek.
Powszechna miłość do słodyczy, ich zniewalający zapach i wyzwalający endorfiny smak sprawiają, że trudno jest sobie wyobrazić świat bez słodyczy. I nawet, jeśli jesteśmy świadomi negatywnych konsekwencji ich nadmiernego spożywania, to i tak sytuacja, w której sięgać po te delicje nie wolno, wydaje się być trudna do zniesienia. Jest jednak na świecie miejsce, w którym spożywanie słodyczy jest nielegalne, gdzie tylko pomarzyć można o wafelkach oblanych czekoladom, waniliowych lodach czy krówkach-ciągutkach. Zarówno dorosłym, jak i dzieciom pozostaje tylko pamięć o ich smaku, a sytuacja taka ma miejsce od chwili, kiedy burmistrz Thornton wygrał wybory i podjął uchwałę o prohibicji, zakazującą jedzenia czekolady i słodyczy w mieście. Miało to miejsce trzy lata temu i pociągnęło za sobą wiele negatywnych konsekwencji, jak choćby zamknięcie lokalnej fabryki czekolady w której pracowało wielu mieszkańców i zniknięcie właściciela przedsiębiorstwa, pana Farnswortha.
Zakaz nie znaczy oczywiście, że czekolady w mieście nie ma – wraz z ograniczeniami pojawili się ludzie, gotowi wykorzystać braki oraz pragnienie posmakowania słodkości i … zajęli się przemytem słodyczy. Właśnie w sam środek walki pomiędzy czołowymi graczami na rynku trafia dwunastoletnia Nelle Faulkner, prowadząca w podwórku swojego domu biuro detektywistyczne. Ta niezwykle dzielna i kreatywna dziewczynka, przyjmując zlecenie na odnalezienie skradzionego misia, nie jest nawet świadoma tego, w co się pakuje. Nawet świadomość, iż zleceniodawcą jest nastoletni Eddie de Mentol, powszechnie znany w mieście przemytnik, który miał w swoich rękach połowę nielegalnego handlu słodyczami i dowodził największym gangiem Herbatników, nie budzi jej czujności. Jest bowiem przekonana, że zadanie będzie bardzo proste…
O tym, o jak poważną stawkę toczy się gra, przekonamy się dzięki lekturze niezwykle wciągającej książki dla młodych czytelników, pt. „Słodycze”, autorstwa Laviego Tidhara. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka powieść to fascynująca historia kryminalna, która zachwyci nastoletnich odbiorców, nie tylko miłośników słodyczy. Autor dostarczył nam wszystkiego, co jest nam potrzebne do dobrej zabawy: mamy zagadkę, szczyptę niebezpieczeństwa oraz fascynującą przygodę, którą przeżywamy wraz z Nelle i innymi, nastoletnimi bohaterami.
Młodociana pani detektyw szybko przekonuje się, że – poza Eddiem – na rynku jest jeszcze dwóch znaczących graczy: samolub Gofru, który nie lubi niczym się dzielić oraz zdolna do największych podłości Łakotka, czyli Mary Ratchet. Czy to konkurencja odpowiedzialna jest za zniknięcie misia? W jaki sposób mógł zostać niepostrzeżenie wyniesiony z biura Eddiego? Co wspólnego z tym wszystkim mają dorośli i czego szukali plądrując biuro Nelle? Przekonamy się o tym rzucając w wir niezwykle wciągającej akcji, która nie pozwala od książki się oderwać. Intrygująca fabuła, groza związana z zakazem jedzenia czekolady, wspaniale nakreśleni bohaterowie i język doskonale dopasowany do nastoletnich czytelników sprawiają, że książkę pochłaniamy łapczywie… tak, jak słodycze!
Mysia Wieża - fragment
Przeszłość skrywa tajemnice, o których nie śniło się archeologom
Dwunastoletni Igor i jego rówieśniczka Hanka przypadkiem spotykają się na wakacjach nad jeziorem Gopło. Nie wiedzą, że lato w cichym zakątku koło Kruszwicy przyniesie im nieoczekiwane przygody. Któż by się bowiem spodziewał w takim miejscu gadających myszy, duchów pradawnych królów, hologramu czarodzieja i jak najbardziej żywych wieszczek i guślarzy? Tajemnice i dramaty czające się w przeszłości bohaterów też okażą się ważniejsze, niż którekolwiek z nich mogło przypuszczać.
Kim była matka Igora, o której nigdy nie mówi się w domu chłopca? Jak rozprawić się z lichem? Gdzie szukać sposobów na pokonanie króla ducha i jego upiornej małżonki? Odpowiedzi czekają w Mysiej Wieży, pierwszym tomie serii „Dzieci Dwóch Światów”, powieści przygodowej z mitologią słowiańską w tle.
Jeśli podoba ci się seria „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy”, to polubisz też Igora, Hankę i ich przyjaciół.
Prawda o kłamstwach
Zapewne każdy z nas przynajmniej raz w życiu zapragnął mieć genialną pamięć. Kiedy wracamy z zakupów bez części produktów, kiedy na klasówce z historii ważne daty i fakty dosłownie wylatują nam z głowy, kiedy mimo usilnych starań po raz kolejny zapominamy słówek w języku, którego chcemy się nauczyć – to tylko niektóre sytuacje, które wzbudzają w nas frustracje i inicjują marzenia o sytuacji, w której nie tylko bardzo szybko się uczymy, ale też niczego nie zapominamy. Jednak, tak naprawdę tylko nam się tak wydaje, że nasze życie wówczas cudownie by się odmieniło, a my bylibyśmy bardzo szczęśliwi.
O tym, jak naprawdę wygląda życie osoby, która niczego nie zapomina, opowiedzieć może cierpiąca na hipermnezję, siedemnastoletnia Jess Wilson, a właściwie Freya Walsh. Przez większą część młodego życia była ona członkiem Programu, czyli specjalnego projektu badawczego, który miał na celu zbadanie tajemnic ludzkiego mózgu. Tam, pod opieką profesor Andrei Coleman kształtowała swoje umiejętności, doprowadzając je niemal do perfekcji.
Ale taka pamięć absolutna to nie tylko ułatwienie w nauce języków obcych, czy jakiegokolwiek teoretycznego przedmiotu, bądź genialna orientacja w terenie. To również nieustanne odtwarzanie tego, o czym wolelibyśmy zapomnieć, to traumatyczne obrazy odtwarzane nieustannie, nieustannie też wywołujące cierpienie. Nic zatem dziwnego, że po tragicznej śmierci swojej matki i nieustannym przypominaniu sobie o wypadku samochodowym, którego kobieta była ofiarą, nastoletnia dziewczyna woli odciąć się od dotychczasowego życia, zerwać z Programem i stworzyć siebie na nowo, jako zwyczajną uczennicę. Korzystając z pieniędzy profesor Coleman, które Freya niejako sobie przyznała, jako wynagrodzenie za uczynienie z siebie obiektu badań, dziewczyna staje się Jess i rozpoczyna naukę w Dartmeet College, w małym miasteczku, w którym – ma taką nadzieję – nikt jej nie będzie poszukiwał.
Odtąd jej życie staje się kłamstwem, nieustannym udawaniem, że jest przeciętna, ale wszystko jest lepsze od pełnej kontroli, jaką sprawowano nad nią podczas udziału w projekcie. Niestety, to w miarę spokojne zwyczajne życie zaczyna walić się niczym domek z kart, po rzekomo samobójczej śmierci przyjaciółki Jess, Hanny. Dziwna dedykacja w księdze kondolencyjnej podpisana inicjałami zmarłej, tajemnicze wiadomości, które Jess otrzymuje oraz przeświadczenie, że ktoś bywa w jej pokoju, zmuszają dziewczynę do ostrożności, ale i poszukiwania prawdy o śmierci swojej matki.
Czy to możliwe, żeby ktoś odkrył niezwykłe umiejętności siedemnastolatki? Czy to twórcy Programu wpadli na jej trop? Jak naprawdę zginęła jej mama i czy nowy uczeń, Dan, to osoba, której Jess może nie tylko zaufać, ale i obdarzyć go głębszym uczuciem? Przekonamy się o tym dzięki lekturze niezwykle wciągającej powieści, nie tylko dla nastoletnich czytelników, która odsłania przed nami tajemnice ludzkiego umysłu, ale też brak moralności, zepsucie i zło, jakie mieszka w sercach niektórych ludzi.
Powieść „Prawda o kłamstwach”, autorstwa Tracy Darnton, to wspaniała wyprawa po zakamarkach pamięci, sporo przydatnych informacji na temat tego, jak działa nasz mózg i pamięć, ale przede wszystkim wciągająca książka, od której wprost nie można się oderwać. Brawurowo poprowadzona akcja, pełna ślepych zaułków i mylnych tropów, doskonale wykreowani bohaterowie – wszystko to sprawia, że publikacja Wydawnictwa Ya!, to lektura, o której szybko się nie zapomina. A jeśli kiedykolwiek zdarzy się, że – dostając niedostateczny ze sprawdziany przeklinać będziemy swoją zawodną pamięć, to przypomnijmy sobie historię Jess i jej talent, który okazał się być prawdziwą klątwą.
Podniebna pieśń
Nie ma chyba dziecka, które nie zna bajki o „Królowej śniegu” – złej królowej o sercu przypominającym kawałek lodu i ogromnej żądzy władzy. Mimo iż historia adresowana jest do dzieci, to tak naprawdę jej morał dotyczy każdego i znajduje zastosowanie niezależnie od upływu lat. Niestety władza i nieśmiertelność to dwie potrzeby, które niektórzy starają się zaspokoić nie bacząc na konsekwencje i wyrządzane po drodze krzywdy. Zaślepieni w swym pragnieniu, desperacko pragną zdobyć coś, co w konsekwencji często prowadzi ich do zguby...
A jak te pragnienia wyglądają na łamach książki pt. „Podniebna Pieśń”, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Wilga? Utrzymana w baśniowej, choć lekko upiornej scenerii powieść, której autorką jest Abi Elphinstone, to historia walki dobra ze złem, adresowana nie tylko do młodych czytelników. Mimo iż bohaterami historii jest dwójka nastolatków, to ich dojrzałość, a także piękno opowieści sprawia, że również dorośli czytelnicy zagłębią się w świat stworzony przez boginię, Gwiazdę Polarną.
Wspomniana Bogini, za sprawą Lodowego Rogu, z którego wydobyła melodię pełną mocy, stworzyła królestwo Erkenwald, z zamieszkującymi go plemionami. W namiotach z futer mieszkało Plemię Futer, jaskinie Wiecznych Klifów zajęło Plemię Piór, zaś na klifach północnego wybrzeża swoje miejsce znalazło Plemię Kłów. Wszystkie te plemiona żyły ze sobą w zgodzie, obficie czerpiąc z wypełniającej krainę magii. Niestety, również boginiom nie jest obce uczucie zazdrości i pożądania, dlatego też najmniejsza z bogiń wśród Bogów Niebios zapragnęła przejąć władzę nad Erkenwaldem. Na szczęście Gwiazda Polarna uwięziła buntowniczkę w lodowcu, chroniąc królestwo przed jej złymi mocami, ale rozłam już się dokonał.
Te moce były w stanie zwabić szamana z Plemienia Kłów, Jaszczura, pod lodowiec – tam, zwiedziony obietnicą otrzymania mrocznej mocy podjął kluczową dla świata decyzję. Zabił swojego wodza, winą obarczając plemiona Futer i Piór. Tak zasiał nienawiść pomiędzy plemionami, doprowadzając do wojny. W międzyczasie zła bogini została uwolniona z lodowca i osiadła na terenach zamieszkiwanych dotąd przez Plemię Kłów, gdzie utworzyła swój pałac Winterfang.
Ale wolność, władza nad jednym z plemion i mroźne domostwo to dopiero początek aktywności bogini. Osiągnąwszy już tak wiele, zapragnęła nieśmiertelności, tę zaś mogły zapewnić jej wyłącznie ludzkie głosy. Zdołała porwać zatem kobiety i mężczyzn wrogich plemion, a także jedno dziecko, dziewczynkę nazywaną imieniem Eska. Pozostałe dzieci zdołały skryć się przed pazernością bogini, stanowiąc odtąd mroczny przedmiot jej pożądania. Eska natomiast została uwięziona w pozytywce, zaś na jej ciało został rzucony czar. Mimo tego, iż zła bogini miała ją w posiadaniu, dziewczynka miała na tyle silnej woli, by mimo próśb i gróźb władczyni nie wydobyć z siebie głosu. W jej głowie zaś rodziło się coraz większe pragnienie ucieczki. Pragnienie nierealne, a przynajmniej do czasu, kiedy w pałacowych komnatach zjawia się ... chłopak.
Flint – tak bowiem na imię ma chłopiec, który wtargnął do Winterfang w poszukiwaniu matki i z zamiarem jej uwolnienia, to jeden z niewielu, którzy wierzą jeszcze w magię. Pomaga on wydostać się Esce z pułapki i zdejmuje rzucony przez boginię czar, choć cały czas ma świadomość, że ratując obcą dziewczynkę, nie ma szans na odnalezienie matki. Powodzenie w ucieczce to dopiero początek ich wspólnej przygody, której celem jest przywrócenie krainie wolności oraz odzyskanie wiary w magię. Czy jednak zdołają tego dokonać dzieci?
Przekonamy się o tym dzięki lekturze wciągającej powieści o fantastycznym, a raczej baśniowym zabarwieniu, pt. „Podniebna Pieśń”. Autorka zabiera nas do krainy, w której otulimy się magią, trwając – niczym ostatni bastion, wraz z Flintem i Eską – w wierze w nią. Brawurowo napisana powieść z jej porywająca fabułą i niestrudzonymi, dążącymi do prawdy i wyznającymi te same wartości bohaterami to lektura, w której zakochają się wszyscy czytelnicy!