Rezultaty wyszukiwania dla: Historia

poniedziałek, 22 lipiec 2019 11:09

Deadpool #03: Deadpool kontra Sabretooth

Po bardzo słabym pierwszym oraz dość ciekawym drugim tomie przyszedł czas na trzecią odsłonę przygód Najemnika z nawijką. Czy Gerry Duggan postanowił w końcu wrócić na odpowiednie tory i dorównać do poziomu tomów z poprzedniej serii Marvel Now? Szczególnie że przyszedł czas na zapowiadany pojedynek Deadpoola z Sabretoothem.

Przypomnę, iż na początku poprzedniego tomu Wilson rozpoczął misję odnalezienia osób, które kiedyś skrzywdziły jego lub jego rodzinę. Była to, jak to sam ujął „wycieczka śladami tragedii”. Kiedy to już akcja zaczęła się rozkręcać na dobre, czytelnikom zafundowano typowy cliffhanger. Trzeci tom to bezpośrednia kontynuacja i dokończenie poprzedniej historii.

Jak wiemy, aktualnie Deadpool za cel obrał sobie Sabretootha. Choć pamięć płata mu figle, a wspomnienia są bardzo mgliste, uważa on, że to właśnie ten mutant zabił jego rodziców. Uważni czytelnicy znają oczywiście prawdę. Chęć zemsty jest tak wielka, że Wade praktycznie bezmyślnie wyzywa na pojedynek członka Uncanny X-Men. Jak jednak zabić największego wroga Wolverine’a, który również mając zdolność gojenia ran, potrafi regenerować się w nieskończoność? Początkowo spokojna i męska rozmowa przeistacza się w widowiskowe starcie. Otrzymujemy niezwykły i pełen przemocy pojedynek dwóch antybohaterów, którzy śmierci się nie boją. W powietrzu latają kończyny i wnętrzności, krew tryska na wszystkie strony. Jest brutalnie, ale również humorystycznie, gdyż rywale nie szczędzą sobie słownych, wyszukanych epitetów. Szala zwycięstwa co chwilę przechyla się na inną stronę. Swoje cameo zalicza nawet sam Magneto. O ostatecznym efekcie tej walki musicie przekonać się już jednak sami.

Druga część tego albumu to kontynuacja opowiadania „Deadpool 2099”, które publikowane było w poprzednim numerze. W tej futurystycznej i cyberpunkowej wizji świata fabuła skupia się na dwóch kobietach powiązanych z Deadpoolem.  Nie zabrakło efektownych wizualnie pojedynków, zwrotów akcji i … samego Wade’a Wilsona.

deadpool vol. 4 11p

Oprawa graficzna, której autorem przede wszystkim jest Matteo Loli nieustannie trzyma stały i bardzo dobry poziom. Jego kadry charakteryzują się sporą dynamiką i dużym stopniem detali. Sceny walki najemnika z Victorem Creedem są mocno krwawe i brutalne. Scott Koblish, autor rysunków historii w świecie 2099 również bardzo fajnie przedstawił pełen barw futurystyczny świat. Pozwolił sobie nawet na pewne ciekawe eksperymenty graficzne.

Tytułowy pojedynek dwóch antybohaterów, choć był w praktyce bezsensowny, niejako odblokował psychicznie naszego najemnika. Duggan bardzo sprawnie zamknął wątek zemsty Deadpoola oraz śmierci jego rodziców. Dał nam również nadzieję, iż historia nabierze teraz świeżości i wskoczy na odpowiednie tory. Ten tom nie jest może jeszcze tak dobry, jak komiksy z poprzedniej serii wydawniczej Marvel Now, ale na tle dwóch poprzednich znacznie się wyróżnia. Jest dobra akcja i emocjonująca fabuła. Jest też wszechobecny, ale nie nachalny humor oraz bardzo fajne żarty sytuacyjne. Jest praktycznie wszystko to, co fani Deadpoola lubią najbardziej. Zobaczymy, co w przyszłości przygotował dla nas scenarzysta. Można tylko liczyć na to, że powróci on do sprawdzonej formuły, do dobrych i absurdalnych drwin z popkultury czy z uniwersum Marvela.

Jeśli nieco zraziliście się do tej serii po lekturze pierwszych albumów, dajcie jeszcze jedną szansę Dugganowi. Jest dobrze, a może być już niedługo jeszcze lepiej i ciekawiej.

Dział: Komiksy
niedziela, 21 lipiec 2019 13:14

Everless

„Everless” miało być książką, która miała mieć w sobie coś czarującego. I ma, okładkę. Co zaś się tyczy samego wnętrza… Tutaj już nie jest tak bajecznie i kolorowo. Zaprezentowana przez Sarę Holland historia nie wyróżnia się niczym specjalnym spośród wielu podobnych powieści, chociaż miała ku temu pewne predyspozycje. Ma w sobie kilka elementów godnych uwagi, ciekawych i interesujących, ale mimo wszystko historia Jules Ember nie okazała się być zbyt urzekająca.

Zacznę od tego, co naprawdę mi się spodobało – motyw panowania nad czasem. Ludzie mieszkający w świecie wykreowanym przez Holland za wszystko płacą tym, co najcenniejsze – czasem. Nawet za popełnioną zbrodnię… Czas płynie w ich krwi, dlatego to właśnie ona jest najważniejsza. Lata życia, możliwość odkupienia win, możliwość spłaty długów, lepszego życia… Jednak znowu pojawia się kwestia bogatych i biednych, lepszych i gorszych. Królewska rodzina Gerlingów panuje nad wszystkim, nawet nad czasem innych ludzi. Choć sama ma go wystarczająco dużo, w tym pełen skarbiec różnych zasobów, to w swoim okrucieństwie nie omieszka zabrać innym tego, co im pozostało.

Everless to główne miasto, w którym rozgrywa się akcja. Młoda Jules, która od lat mieszka z dala od niego, postanawia podjąć ryzyko i powrócić tam, gdzie spędziła dzieciństwo – na dwór rodziny Gerlingów. Chociaż wraz ze swoim ojcem została stamtąd dawno temu wygnana, dziewczyna wierzy w to, że nikt jej teraz nie rozpozna – w końcu nie jest już dzieckiem, tylko prawie dorosłą kobietą. Pragnie zarobić wystarczającą ilość czasu, aby spłacić długi ojca i zapewnić im godny żywot. Nieoczekiwanie trafia do samego środka rodziny Gerlingów i odkrywa mroczne tajemnice zamku, a także swojego pochodzenia. Kim tak naprawdę jest Jules Ember?

Sara Holland stworzyła całkiem dobry świat, w miarę dobrze wykreowała jego bohaterów, zadbała o ciekawe podłoże historyczno-mitologiczne, wprowadziła pewną legendę, nie zapomniała o akcji. A mimo wszystko przez cały czas czegoś mi tutaj brakowało. Motyw z czasem jest naprawdę świetny, chociaż niemal identyczny pojawił się w filmie, który kiedyś oglądałam, więc nie mogę napisać, że było to dla mnie coś oryginalnego i zaskakującego. Muszę jednak przyznać, że w „Everless” tkwi spory potencjał, a jednak wszystko jest jakby tylko poprawne, a nie doskonałe. Napisane w sposób bezpieczny i sprawdzony, jakby Holland bała się przekroczyć pewne granice, zrobić coś oszałamiającego, wbić czytelnika w fotel.

Nie da się ukryć, że w książce panuje klimat tajemnic i dworskich intryg. Niemal każdy tutaj knuje i spiskuje, nie wiadomo komu ufać, a śmierć czyha za rogiem – czyli właściwie norma w tego typu powieściach młodzieżowych. Tutaj gdzieś pojawia się nutka buntu i poczucia niesprawiedliwości, tutaj na horyzoncie pojawia się arogancki i niebezpieczny przystojniak, nie brakuje też jego brata o złotym sercu, a w tym wszystkim pojawia się dziewczyna, która zaczyna odkrywać prawdę o samej sobie. Było. Zdecydowanie było – i to nie raz. I chociaż atmosfera tej książki jest naprawdę przyjemna, to jednak ta schematyczność i przewidywalność ją przyćmiewają.

Spodobał mi się pomysł na legendę o Alchemiku i Czarodziejce, został dosyć dobrze opisany i ciekawie rozwinięty, chociaż w pewnym momencie zbyt wiele rzeczy stało się jasnych. Zakończenie nie zaskoczyło mnie zbyt mocno, a jeden jego element wydał mi się tutaj zupełnie niepotrzebny, zrobiony jakby na siłę. Trzeba jednak przyznać, że dzieło Holland czyta się raczej przyjemnie. Chociaż nikt z bohaterów nie przypadł mi specjalnie do gustu, to też nie mogę napisać, że ta historia w jakiś sposób mocno mnie irytowała. Była w porządku, ale zdecydowanie chciałam czegoś większego.
„Everless” to książka, która niestety jest nieco schematyczna i w moim odczuciu nie zasługuje na miano oryginalnej. Czyta się ją dobrze, historia jest momentami naprawdę ciekawa, ale to jedna z wielu powieści, które się szybko i lekko czyta, a potem o nich zapomina. Niestety.

Dział: Książki
czwartek, 18 lipiec 2019 14:47

Almanach Zaklinacza

Tysiące słów, miliony emocji i kilometry zapisanego papieru. Nagle twoja ulubiona historia chyli się ku końcowi, a ty musisz okiełznać tę pustkę w sercu. To uczucie spotyka każdego czytelnika, lecz nie każdy zyskuje możliwość ponownego wkroczenia do swojego ulubionego świata. Czy jest sens wracać do czegoś, co z pozoru jest zakończone? Almanach Zaklinacza udowadnia, że tak, tak i jeszcze raz tak.

Skąd taki entuzjazm? Przede wszystkim z możliwości sięgnięcia po tak wartościowy i rozwijający fabułę świata poznanego w serii Zaklinacz dodatek. Almanach Zaklinacza jest niczym zaginiony klucz do sekretnej bramy, która prowadzi do dobrze znanych ścieżek i bohaterów. Kompendium wiedzy, która z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom cyklu.

Ale od początku, dla tych którzy być może serii spod pióra Taran Matharu nie kojarzą. Almanach Zaklinacza odkrywa przed nami wiedzę na temat Jamesa Bakera, który jest autorem słynnego dziennika, z którego wiedzę czerpał Fletcher, główny bohater cyklu. Na łamach tej pozycji odnajdziemy idealnie odwzorowany dziennik pana Bakera, jego losy oraz niesamowicie rozbudowane źródło informacji o zaklęciach stosowanych przez magów Hominum czy orkowych szamanów. To również tablica dziejów krainy zamieszkałej przez Fletchera i historia konfliktu między demonami.

Almanach Zaklinacza zachwyca wydaniem. To gratka dla miłośników tej historii. Twarda oprawa, która przyciąga wzrok, skrywa mnóstwo ciekawej treści, która nie tylko jest elementem rozbudowującym cały cykl, ale i jej świetnym uzupełnieniem. Jeśli pozostać przy wizualnym aspekcie wydania, warto wspomnieć o pięknych ilustracjach, które przenoszą nasz umysł do świata z kart powieści i niezwykle trwałych kartach, które stały się miejscem spoczynku tejże historii.

Z radością powtórzyłam wszystkie zagadnienia, poznałam z bliska dziennik słynnego Jamesa Bakera i przepadłam pośród wykazu zaklęć elementarnych. A czy wspominałam, że Almanach Zaklinacza zawiera mapę całego Hominum i o rozprawach o Elfach, Orkach i Krasnoludach nie zapominając. Czysta przyjemność dla każdego, kto choć raz postawił nogę w Hominum i nie chce stamtąd wracać. Zachwyt i nostalgia. Jedna z tych emocji będzie ci towarzyszyć przy lekturze tej pozycji, która zasługuje na uwagę. Nie ważne czy jako przypomnienie, czy rozszerzenie serii, ten dodatek po prostu trzeba mieć.

Dział: Książki
poniedziałek, 15 lipiec 2019 22:15

Labirynt Fauna

Mroczna i nastrojowa, bogato ilustrowana baśń oparta na nagrodzonym trzema Oscarami filmie Guillermo del Toro.

Guillermo del Toro, zdobywca Oscara za najlepszy film za "Kształt wody", wraz z Cornelią Funke, autorką bestsellerowych powieści "Atramentowe serce" i "Król złodziei", wspólnie stworzyli epicką i mroczną powieść fantasy dla czytelników w każdym wieku, wzbogaconą poruszającymi poetyckimi ilustracjami.

Dział: Książki
wtorek, 09 lipiec 2019 13:51

Lista Lucyfera

“Lista Lucyfera” to nie pierwsza książka Krzysztofa Bochusa - polskiego dziennikarza, publicysty oraz wykładowcy akademickiego. Poprzedni cykl autora, czyli “Christian Abell” cieszy się sporą popularnością w sieci. Także i tym razem Bochus postanowił stworzyć kryminał z wieloma odniesieniami do historii, choć w nieco innym klimacie.

Poczynania okrutnych morderców, a także ciemne zakątki ich psychiki intrygują czytelników od zawsze. Co nimi kieruje? Dlaczego krzywdzą innych? Jak wybierają ofiary? Krzysztof Bochus w swojej książce próbuje odpowiedzieć na te i inne pytania, jednak akcja powieści nie przebiega wcale tak jednotorowo. Autor stworzył dwa całkowicie odmienne wątki, które często nie mają ze sobą nic wspólnego. Czytelnikowi serwuje się bowiem historię o brutalnym mordercy i poszukiwania swego rodzaju skarbów. Niestety były one zbyt rozbieżne, by intrygować w takim samym stopniu, wobec czego “Lista Lucyfera” czasem zwyczajnie nuży. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby rozdzielenie obu wątków i rozwinięcie ich w dwóch zupełnie różnych książkach. Dzięki temu czytelnik świadomie wybierający kryminał z mrożącymi krew w żyłach elementami nie przerzucałby kolejnych stron powieści z miną świadczącą o nieszczególnym zainteresowaniu.

Trzeba jednak przyznać, że Bochus stworzył historię z bardzo dobrze przemyślaną intrygą, której zakończenie jest zdecydowanie satysfakcjonujące. Pierwsza połowa “Listy Lucyfera” nie grzeszy dynamicznością, jednak na drugą część, która niesie ze sobą sporą dawkę emocji warto poczekać.

Na plus zaliczyć można także liczne odniesienia do wydarzeń historycznych czy dzieł m.in. Beksińskiego. To fascynujące urozmaicenie sprawia, że historia wykreowana przez autora jest bardziej wiarygodna i rzeczywista. Czytelnik nie ma wrażenia, że to tylko fikcyjna opowieść, lecz czuje się tak, jakby wszystko, o czym czytał, wydarzyło się naprawdę. Umiejscowienie akcji w Trójmieście, czyli rejonach, które większość Polaków zna całkiem nieźle, również zadziałało na korzyść książki.

Niestety sporą wadą omawianej powieści jest styl autora. Bochusowi brakuje jeszcze do pisarza, który przyciąga czytelnika od pierwszej strony i nie wypuszcza go aż do ostatniego zdania powieści. Zdarzają się fragmenty dość monotonne, często też skrawek informacji zostaje za bardzo rozwleczony, skutkiem czego lekturę książki przerwać można w jakimkolwiek momencie i miłośnik literatury nie odczuje odczucia straty. Dialogi były niezłe, jednak bywało, że słowne potyczki niektórych bohaterów brzmiały odrobinę drętwo. Mimo wszystko takie momenty nie zdarzały się zbyt często, a całość była całkiem przyjemna w odbiorze.

Dział: Książki
niedziela, 07 lipiec 2019 14:40

Batman Noir - zapowiedź

BATMAN NOIR
ekskluzywna kolekcja z okazji 80-lecia Mrocznego Rycerza!

Człowiek nietoperz skończył 80 lat. Pierwszy komiks z jednym z najpopularniejszych superbohaterów na świecie ukazał się w 1939 roku. Z okazji urodzin obrońcy Gotham nakładem Egmont w połowie sierpnia br. ukaże się limitowana kolekcja albumów komiksowych – „Batman Noir”.

Dział: Komiksy
piątek, 05 lipiec 2019 12:55

Mam na imię Jutro

Ludzie zgodnie twierdzą, iż pies jest najlepszym przyjacielem człowieka; zawsze lojalny, kochający, wspierający na swój własny, zwierzęcy sposób. Nasz główny bohater wabiący się Jutro, pozornie niczym nie wyróżnia się na tle swojego gatunku. No właśnie, tylko pozornie- żyje bowiem już 217 lat, co dla zwykłego psa jest granicą nie do osiągnięcia. I praktycznie przez większość tego czasu czeka wiernie na powrót swojego ukochanego pana. Dni spędza w swojej mało przytulnej "norze" u wybrzeża Wenecji, wierząc, że w końcu na pokładzie któregoś zawijającego do portu statku znajdzie się jego najdroższy człowiek. Niestety, każdy nowy dzień staje się kolejnym rozczarowaniem, a czekanie przerywa jedynie przymus zdobycia jedzenia oraz zaczepki ze strony młodszego kolegi Sporco, ocalonego przez niego lata temu, jak również spacery pod katedrę, którą wyznaczył właściciel Jutra jako miejsce ich ponownego spotkania. Niespodziewanie psi bohater trafia na jakiś trop; jest nim Vilder, człowiek o raczej niesympatycznym usposobieniu, którego poznał wiele lat temu za sprawą swojego pana. Zresztą, tych dwóch mężczyzn łączy o wiele więcej niż wspólna tajemnica nieśmiertelności. Jutro ma wybór- albo pozostać na swoim wieloletnim posterunku, albo ruszyć w ślad za dawnym wrogiem, wciąż noszącym na sobie zapach jego właściciela. 

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to magnetyczna okładka; widać, że wydawnictwo włożyło wiele wysiłku w to, aby tę nietuzinkową historię upiększyć jeszcze bardziej i nakarmić czytelnicze oczy czymś więcej, niż literkami w środku. Od pierwszej chwili, w której ją ujrzałam wiedzialam, że musi być moja. I oczywiście sam fakt, że głównym bohaterem powieści jest pies o wdzięcznym imieniu Jutro, a nic tak bardzo nie przyciąga do lektury jak fakt, iż występują w niej zwierzęta (choć nierzadko w trakcie akcji umierają, przez co granica mojego wzruszenia zostaje przekroczona). Czy te wszystkie aspekty złożyły się jednak na równie fantastyczną treść?

Jutro jest już bardzo starym psem, choć patrząc na niego, nikt nie dałby mu tylu lat, ile naprawdę ma. W jego chodzie oraz zachowaniu widać jednak tę stateczność, nabywaną z upływającym czasem. Ów psi bohater za wszelką cenę chce odnaleźć pana, a mimo to przez wiele lat nie opuścił swojego "punktu dowodzenia", wierząc w obietnice człowieka. Ale czeka. A lata lecą. Chyba takim impulsem do wskoczenia na statek był widok Vildera i wieści, że on również poszukuje zaginionego mężczyznę. No i entuzjazm Sporco co do podróży w nieznane krainy, od której to wizji zupełnie nie dało się go odciągnąć. Przez chwilę nawet myślałam, że ta wrodzona rozwaga czworonoga wynika z jakiejś odrobinki strachu kryjącej się w jego sercu, ale nie. Późniejsze wydarzenia jedynie podkreśliły, jak wiele miał w sobie odwagi. Jak to mówią: "Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana".

Pan Dibben w pierwszych rozdziałach dokładnie wprowadza nas w meandry relacji między człowiekiem a zwierzęciem, zaś sam Jutro wielokrotnie przywołuje wspomnienia, dzięki czemu czytelnik z łatwością widzi tę miłość, która ich łączy. Poznajemy dokładnie zaginionego mężczyznę, to, czym się zajmuje i jak doprowadził do tego, iż obaj są nieśmiertelni. Na scenę wychodzą również jego związki z Vilderem, który mianuje się jego przyjacielem, mimo że trudno to odebrać w ten sposób. I oczywiście (bo jakby tak mogło być) ktoś umiera, a konkretniej jeden z psich bohaterów. Ten moment kompletnie złamał mi serce, ale oczywiście do takich autorskich zabiegów można się przyzwyczaić (choć ciężko jest się na tę śmierć przygotować i nie reagować łzami). Akcja toczy się szybko, szczególnie od momentu, w którym Jutro spotyka Vildera. Nie sposób się nudzić, bowiem na jaw wychodzą coraz to nowsze tajemnicze, mroczne intrygi. Vilder emanuje zawiścią, choć początkowo nie wiemy, dlaczego.

Mam na imię Jutro to piękna historia wierności i miłości, jaka rodzi się między zwierzęciem a jego właścicielem. Niejednokrotnie można natrafić na artykuły, w których opisywane są reakcje czworonogów po śmierci ich panów. One czują tak jak my i równie mocno przywiązują się do nas. Pan Damian Dibben pięknie to ukazał, podkreślając, ile lat czekał Jutro na choćby najmniejszy ślad zaginionego, z jaką rozpaczą przyjmował kolejny, fałszywy trop. Czasu spędzonego z tą książką na pewno nikt nie uzna za zmarnowanego.

Dział: Książki
czwartek, 04 lipiec 2019 20:18

Wielkie magiczne nic

Świat wypełniony jest cierpieniem, które w zależności od okoliczności, w jakich występuje, uznać można za łatwe do zniesienia i to, które odbiera dech w piersi. Bez względu na jego rodzaj, w momencie jego odczuwania nie masz innych myśli, nikt i nic nie istnieje poza źródłem bólu. Gdyby tak nie było cierpienia, bólu, smutku i pustki? Gdyby nie było ciebie? Rat Queens muszą odpowiedzieć na to pytanie. Czym jest wielkie magiczne nic?

Jeszcze nie opadł kurz po ostatniej wyprawie i zwycięstwie naszych królowych, a już dookoła nich dzieją się niepojęte rzeczy. Co z nich jest prawdą, a co dziwną rzeczywistością? Po kolejnej zakrapianej imprezie Dee, Violett, Hannah i Betty wyruszają na poszukiwania Jasona, który jest przyjacielem tej ostatniej. Miała uczestniczyć w jego narkotycznej wyprawie, jednak zaspała, a mężczyzna zaginął. Królowe postanawiają wyruszyć jego śladem i dowiedzieć się gdzie poniosło mężczyznę. Gdzie zaprowadzi je wyprawa? Czym skończy się polizanie martwej żaby i jakie plany ma wobec Palisad tajemniczy mag?

Nie miałam wątpliwości, że powrócę do historii Królowych szczurów. Z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej odsłony ich krwawych, zabawnych i zakrapianych przygód. Czy nadal zakochana jestem w lekkości pióra tworzącego fabułę Rat Queens i kresce niezawodnego Owena Gieni?

Od pierwszych stron, okienek czy obrazków, które dojrzały me oczy po otrzymaniu piątego już tomu przygód najbardziej znanych awanturnic nie miałam nawet cienia wątpliwości, że przepadłam. Nie tylko otrzymałam ten sam luz i poczucie humoru, które idealnie wpisuje się w dorosły komiks fantasy, ale i sporo momentów wzruszenia i powagi, które świetnie przełamują fabułę i tworzą spójną całość z obrazem, który znają fani serii.
To, co cenie w tej publikacji to przede wszystkim kunszt, z jakim połączono słowo i obraz. Lekkie pióro pana Wiebe wymalowuje nam świetne dialogi i nakreśla historię, którą niemalże kreska w kreskę obrazuje Gieni. Tak, jestem fanką kreski, która niemal namacalnie wprowadza nas w świat pełen magii, awantur i potworów, z którymi przyjdzie walczyć.

W tym miejscu powinna pojawić się najzwyklejsza charakterystyka postaci, prawda? Tyle, że jeśli znacie Rat Queens, nie trzeba wam ich przedstawiać. Nie zmieniają się za mocno. Dają się ponosić emocjom, pragnieniom i pożądaniu. Nie ma dla nich nic ważniejszego niż przyjaźń, której będą bronić nawet w obliczu własnych demonów. Śmiałam się razem z nimi, wzruszałam i wściekałam, jednak to smutek sprawia, że historia nabiera tempa. Chcesz poznać swoich ulubieńców bliżej, sprawdzić jakiego wyboru dokonają w obliczu własnych tragedii.

Każdy kolejny tom serii Rat Queens odkrywa przed czytelnikiem inne oblicze tych z pozoru rozpustnych i nielubiących niczego poza alkoholem pięciu kobiet, jednak całość skrywa więcej, choć przede wszystkim to pełna magii, walk i humoru powieść graficzna, którą warto poznać.

Co jeszcze wymyślą twórcy serii? Czy Hannah okaże się niebezpieczeństwem dla paczki przyjaciół? Jak potoczy się romans Violett z orkiem Dave’em, którego tu poznajemy ciut lepiej? Mnie pozostaje czekać na Rat Queens 6 i zachęcać was do czytania komiksów.

Dział: Komiksy
wtorek, 02 lipiec 2019 17:06

Blask nocy letniej

Po tragicznym wypadku, który odmienił jej całe życie, Kati postanawia wyjechać z rodzinnych Niemiec do Los Angeles. Zrywa kontakt z najlepszym przyjacielem Luke'm i podejmuje pracę jako au pair u bogatej rodziny. Oswajając się z istnieniem szpecącej jej twarz blizny, dziewczyna postanawia skupić się na pracy czyli opiece nad trójką dzieci. Jednak przypadek sprawia, że Kati trafia do ekskluzywnego baru o nazwie Lived.

Każdy serwowany tam drink jest specjalnie przygotowywany dla danego klienta. Nie ma dwóch takich samych przepisów, a wszystkie składniki opierają się na owocach, warzywach i ziołach. Są idealne pod względem koloru i konsystencji. Ich działanie wydaje się wręcz magiczne. To, co miało być dla Kati misją, szybko staje się sposobem na nowe życie. Właścicielami baru są Jeff i Lucy, rodzeństwo o filmowej przeszłości. Obecnie prowadzą lokal dla celebrytów i gwiazd. Zdeterminowana, by zapomnieć o starym życiu i nieszczęśliwej miłości Kati, szybko podaje się urokowi Jeffa, który umiejętnie o nią zabiega. Czy naprawdę jest tak zakochany, jak się zachowuje?

Przyznam, że o lekturze Blasku nocy letniej zadecydował przypadek, choć na książkę z racji bajecznej okładki zwróciłam uwagę dużo wcześniej. Bardzo podobało mi się nawiązanie tytułem do sztuki Szekspira oraz upodobanie głównej bohaterki do recytowania pasujących do sytuacji fragmentów z ulubionych tragedii i komedii tego autora.

Autorka umiejętnie buduje klimat, opisując życie sławnych i bogatych; liczą się tu wpływy oraz znajomości, a im większy przepych, tym lepiej. Tak samo jak Kati, dałam się wciągnąć w ten świat. Bo któż nie chciałby, aby pomimo jego oczywistych defektów i wielu kompleksów na naszej drodze nie stanął ktoś, kto jest nami zachwycony, obsypuje nas prezentami i nie widzi poza nami świata. Kati chętnie zapomniała o paskudnej bliźnie i dała się wciągnąć w świat, z którego wcześniej nieco drwiła, raz po raz powtarzała sobie jednak, że przecież musi rozpocząć nowe życie.

Z drugiej strony oczami Luke'a śledzimy zażyłość pomiędzy nim a Kati. Dla niego to przyjaźń, dla niej od dawna coś więcej. Paradoksem jest fakt, że bohaterowie tak świetnie się dogadują, a nie potrafią wyznać, co do siebie czują. Koniec końców Luke zaniepokojony nocnym telefonem od Kati, przyjeżdża na ratunek. Tylko czy Kati jeszcze chce być ratowana?

Idealny Jeff od razu budzi niepokój, a zaufaniem nie obdarzyłabym go nigdy. Przystojny, z koneksjami, pomysłowy, szarmancki. No właśnie, zbyt doskonały. Im głębiej Kati wchodzi w ten świat, tym staranniej szukamy dziury w całym. No bo przecież gdzieś musi tkwić haczyk, prawda? Jeff musi czegoś chcieć, nikt nie jest tak anielsko bezinteresowny. Pewne zdarzenia i kwestie bohaterów, a zwłaszcza imiona kotów podadzą nam właściwy trop. Do samego końca jednak nie poznajemy motywów działania bohatera i wyjaśnia go nam dopiero sam epilog powieści.

Blask nocy letniej to urocza i miła w odbiorze historia na wakacyjne popołudnie. Przyciągnie uwagę i każe westchnąć tęsknie za wspaniałością świata możnych i wpływowych. Zawiera ona w sobie jednak także pewną przestrogę. Nie wszystko co piękne, jest dobre dla nas. Być może od cudnej i złotej, ale jednak klatki, lepsza jest nieco uboższa, ale też bezpieczna i wolna przestrzeń?

Dział: Książki
piątek, 28 czerwiec 2019 15:39

Ziemi tej nie opuścisz

Nadszedł drugi tom historii opowieści o plemieniu Wotan! Całkiem ciekawa, oryginalna opowieść o świecie Wikingów stworzona nie przez byle kogo, bo Angusa Watsona. Opowieść zyskała na całym świecie rzeszę fanów, głównie za sprawą świeżego i nieco innego podejścia do tej sławnej, nordyckiej kultury. Zachęcam do lektury.

Dumne plemię Wotan kontynuuje wędrówkę na Zachód. Po spotkaniu z niedźwiedziem, Rzeką Matką, tornadem i niezwykle przyjaznymi plemionami pozostało ich dziewięcioro. W tym dwoje dzieci. I dwa szopy. Razem z nimi wędrują krwiożercze wojowniczki, które marzą tylko o tym, by ich wszystkich wyrżnąć do nogi i spokojnie wrócić do domu. Na horyzoncie właśnie pojawili się Badlandczycy, znani głównie z bycia zwyrodniałymi sadystami.

Angus Watson zaskakuje na wielu poziomach. Trzeba powiedzieć na pewno o samym pomyśle na książkę. Już Trylogia Czasu Żelaza pokazała, że autor nie boi się wyzwań, nie powiela znanych już tematów i stara się iść własną drogą. Ma sporo polskich fanów, czego dowodem jest nominacja do książki roku 2015 przez portal lubimyczytać.pl. Jego kolejna trylogia znów sprawia, że ręce składaja się do oklasków. Ostatnimi czasy tematyka Winikgów jest na topie, chociażby za sprawą serialu Vikings. Ten z kolei rozpędził twórców do sięgania po ową kulturę w filmach, książkach, grach i komiksach. Watson również wziął na warsztat kulturę północnych wojowników, jednak zrobił to niezwykle ciekawie, oryginalnie i świeżo.

Drugim aspektem są bohaterowie, którzy są wykreowani niezwykle interesująco. Są odzwierciedleniem tamtych czasów, żyją w brutalnej rzeczywistości rządzącej się własnym prawem śmierci. U Watsona nie ma zasad; krew, brutalność, gwałty, bitwy i śmierć to trudy codzienności. Pierwszy raz chyba główny bohater, który w domyśle ma być tym pozytywnym, sprawia mi tyle trudności i psuje tyle nerwów, że chetnie zobaczyłbym go martwego. Ale jak wtedy potoczyłaby się dalej ta historia?:)

Książka to fajnie napisana, olbrzymia opowieść o życiu i śmierci, o umieraniu, przetrwaniu i trudach zeszłych czasów. I chociaż książki to opasłe tomiska, którym trzeba poświecić dużo uwagi i czasu, to jednak stanowią świetną rozrywkę dla fanów fantasy. Pozostaje mi czekać z niecierpliwością na ostatni tom serii! Polecam.

Dział: Książki