Rezultaty wyszukiwania dla: Historia

piątek, 04 czerwiec 2021 09:50

Zabawka

 
W lesie Bródnowskim zostają odnalezione bestialsko okaleczone zwłoki kobiety. Śledztwo prowadzi stróżów prawa do bezdomnych - okazuje się, że zmarłą jest jedna z nich. Ewelina Kryńska - bo tak nazywała się kobieta - parała się prostytucją, więc śledztwo popłynęło w kierunku chorego psychicznie klienta. Do czasu, aż nie zostają odnalezione kolejne zwłoki.
 
Anna Kryńska myślała, że może ufać tylko swoim rodzicom - to oni pomogli jej powoli podnieść się po zerwaniu z narzeczonym, gdy smutki topiła w alkoholu. Sprawa zamordowanej prostytutki pewnie zupełnie by jej nie obeszła, gdyby nie fakt, że w tę sprawę nieoczekiwanie został wciągnięty jej ojciec. Okazało się bowiem, że zamordowana kobieta to jej biologiczna matka.
 
Odbijając się od muru milczenia, Anna postanawia wziąć sprawę w swoje ręce i sama dotrzeć do prawdy o swojej rodzinie. Pomaga jej w tym policjantka Kaja, która zajmuje się kolejnymi morderstwami prostytutek. Obie kobiety sądzą, że prawda o sprawcy może tkwić gdzieś głęboko w przeszłości Kryńskiego, ojca dziewczyny.
 
Co najbardziej skusiło mnie do sięgnięcia po tę pozycję? Ano fakt, iż pan Ziębiński stworzył mroczny kryminał w oparciu o prawdziwe wydarzenia. Wśród fanów true crime co rusz przewija się temat nieuchwytnego mordercy prostytutek sprzed lat, jak również druga wspomniana w książce kwestia - zaginięcie siedemnastoletniej Katarzyny D., która pozostawiła po sobie pamiętnik, a w nim historię wieloletniej, chorej relacji z przyjacielem domu. Oczywiście wiadomo, że autor jedynie bazuje na owych wydarzeniach, a cała reszta jest fikcją literacką. Mimo to bardzo podoba mi się fakt, iż ktoś przypomina Polsce o wspomnianych śledztwach.
 
Śledztwo prowadzone jest zgrabnie i przede wszystkim sensownie, spójnie. Policjantka Kaja ma głowę na karku, poświęcając czas wolny na rozwiązanie sprawy. Jest rzetelna, bystra i nie boi się wejść między bezdomnych, co pewnie niejednego mogłoby nieco obrzydzić. Jednak ta kobieta potrafi zdobyć ich zaufanie, dzięki czemu dowiaduje się nieco więcej o pierwszej ofierze tajemniczego sprawcy, Ewelinie. Później uzyskuje wsparcie samej Anny, córki, która z kolei węszy wśród nieznanej jej dotąd rodziny. Wszystko staje się niezwykle klarowne i prowadzi prostą ścieżką do przeszłości jej ojca.
 
Jak już wspomniałam, „Zabawka” to nie tylko historia zamordowanych prostytutek, lecz także zaginionej Katarzyny D. Autor przybliża czytelnikowi sytuację rodzinną dziewczyny - po śmierci ukochanego ojca czuje się samotna, opuszczona. W końcu była córeczką tatusia, więc gdy w jej życiu zabrakło seniora, cieszyła się ze wsparcia przyjaciela rodziny. Szybko jednak ta z pozoru czysta relacja przerodziła się w jawne molestowanie dziewczyny. Aż w końcu stała się jego zabawką, obiektem seksualnym, który zrobi wszystko to, czego mężczyzna zapragnie. Aż ciężko mi uwierzyć, że ktokolwiek mógłby tak silnie uzależnić się od swojego oprawcy - chociaż nie jest to przypadek odosobniony, ciągle słyszy się o tzw. syndromie sztokholmskim i myślę, że w przypadku nastolatki również owo określenie pasuje. Z typowego molestowania nastolatki narodziła się bardzo toksyczna relacja, która już na zawsze zmieniła punkt widzenia dziewczyny. Zmieniła ją całą, modyfikując postrzeganie dobra i zła. Może źle to zabrzmi, ale dzięki zapiskom zniewolonej nastolatki czytelnik ma możliwość, zajrzenia wgłąb psychiki ofiary, co poniekąd jest bardzo ciekawą lekcją psychologiczną. Oczywiście nikomu nie życzę przeżywania czegoś takiego.
 
Mamy dwa polskie, wciąż otwarte śledztwa. Jak już wspomniałam, to głównie dzięki nim książka zyskuje na wartości, przynajmniej dla fanów true crime (z domieszką fikcji, oczywiście). Ponadto pan Ziębiński potrafi swoim stylem pisarskim na tyle porwać czytelnika, by odłożenie książki graniczyło z cudem. Mamy bardzo dużo do przemyślenia, nieustannie towarzyszymy Kai i Annie w ich śledztwie, a jednocześnie zagłębiamy się w prywatne zapiski zupełnie niezwiązanej z morderstwami prostytutek nastolatki. To daje nam czytelniczego kopa do jeszcze intensywniejszego czytania, by jak najszybciej dotrzeć do finiszu. Wiadomo, że w rzeczywistości sprawy są nadal otwarte; te dwie historie kończą się jedynie literacko.
 
Na pewno znacie już twórczość naszego polskiego autora, tak więc zapewne nie muszę Was nawet zachęcać do sięgnięcia po jego nowe, literackie dziecko. „Zabawka” to pozycja, która na pewno przypadnie Wam do gustu.
Dział: Książki

Dzień Dziecka z Radiem 357 

  • Prawie 50 osób z zespołu Radia 357 nagrało „Szkołę Latania”
  • Powstał też film odsłaniający kulisy produkcji
  • Radio przeprowadzi ze Słuchaczami licytację na stypendia dla dzieci
  • Pojawią się specjalne rozmowy z dziećmi oraz z dorosłymi o ich sekretach z dzieciństwa
  • Tego dnia radio zagra specjalną playlistę „Top Junior” z popularnymi piosenkami dla dzieci
  • Redakcja muzyczna zaprezentuje utwory, których słuchała w dzieciństwie
  • Patroni z ponad 4 tysięcy propozycji wybiorą najciekawsze dziecięce słowo
Dział: Prasa
czwartek, 03 czerwiec 2021 11:01

Arsene Lupin. Dżentelmen włamywacz

 
Czy włamywacz może być dżentelmenem? I to w jakim stylu! Książka Murice’a Leblanca jest fenomenalną historią Arsena Lupina, włamywacza wszech czasów. Można powiedzieć, że to zły odpowiednik pewnego znanego detektywa. Dawno nie bawiłam się tak dobrze przy jakiejkolwiek książce. „Dżentelmen włamywacz” to pozycja, która wciągnie was w całości tak, że nie będziecie mogli się od niej oderwać. Jeżeli musicie rano wstać, to nie rozpoczynajcie lektury, ponieważ zarwiecie dla niej noc. Chociaż dla takiej książki warto poświęcić sen i brak czerwonych i podkrążonych oczu.
 
Poznajcie Arsena Lupina, włamywacza o wyjątkowych zdolnościach. Nikt nie potrafi przeprowadzić takiego rabunku jak on. Nasz bohater zmienia tożsamości jak rękawiczki i jest zawsze krok przed policją. W dodatku posiada niezwykłe maniery, co sprawia, że jest niezwykle charyzmatyczny. „Arsene Lupin. Dżentelmen włamywacz” to zbiór opowiadań, które przedstawiają losy niezwykłego człowieka.
 
„Arsene Lupin. Dżentelmen włamywacz” to przecudowna książka, majstersztyk literacki. Tutaj każde zdanie jest perfekcyjnie wyważone, znajduje się na odpowiednim miejscu i zachwyca. Autor wykazał się szczególnym talentem do tworzenia ciekawej fabuły, kreowaniem dobrych i charyzmatycznych postaci, a także do magicznego posługiwania się językiem, dzięki czemu lektura jest wielką przyjemnością. Przez tekst się płynie, a czar, jaki roztacza wokół czytelnika główny bohater, staje się coraz mocniejszy. Dodatkowo wszystko ubrany jest w humor i ironię, co jeszcze bardziej wpływa na atrakcyjność lektury. Nie sposób nie lubić pana Lupina – jego ogłady, manier, zapobiegliwości i charyzmy, która powoduje, że jego zbrodnie i włamania są przeprowadzone w sposób zachwycający. Od pierwszego opowiadania Arsene Lupin stał się jedną z mich ulubionych męskich postaci w literaturze. Bohater przybiera różne nazwiska, przebiera się, zmienia… Czy kiedykolwiek poznamy go takiego, jakim jest naprawdę? Czy Arsene Lupin odsłoni przed swoimi czytelnikami prawdziwą twarz?
 
W książce Maurcie Leblanca znajdziecie kilka opowiadań, których narratorem jest przyjaciel tytułowego bohatera, chociaż wielokrotnie przytacza dosłowne słowa Lupina. Autor nie zachowuje ciągu chronologicznego – pierwsza historia kończy się aresztowaniem osławionego włamywacza, a inne opowiadają o jego pierwszych zbrodniach czy o tym, jak poznał narratora. Dzięki temu, w oczach czytelnika, buduje się pewien obraz głównego bohatera, a z ułamków układanki, które serwuje nam autor, składamy pewien obraz Lupina.

 

Dział: Książki
środa, 02 czerwiec 2021 21:15

Wiedma

 
Biwa ma właśnie rozpocząć swoje nowe życie. Przybywa na wyspę, która położona jest nad jeziorem Lędo. Mieszka na niej Wiedma, której okoliczni mieszkańcy jednocześnie się boją, ale jednocześnie poważają, bo wzywają kobietę do chorych czy też proszą o odprawienie czarów. Biwa rozpoczyna naukę, aby kiedyś zająć miejsce starej Wiedmy. Poznaje tajniki magii, leczniczych ziół, a niedługo wyruszy w najważniejszą podróż swojego życia. Musi odnaleźć swojego brata, który zaginął w Noc Świętojańską.
 
Słowiańskość aż bije z tej książki. Otula czytelnika niczym lekki koc, otumania i przenosi w przeszłość. Gdy rozpoczniecie książkę i odetchniecie głęboko piersią, przeniesiecie się do przeszłości, kiedy ta granica pomiędzy chrześcijaństwem a starą wiarą była wyraźna; kiedy ludzie, po tym, jak oprawili niedzielny rytuał, nadal chodzili do lasu i czcili swoich starych opiekunów. Chrzest nie przegnał dawnych tradycji jednak wielka szkoda, że nie zostały nam dokładne źródła. Słowiańska mitologia intryguje, ale to nadal wielka niewiadoma, a ta niewiedza przyciąga. Już od pierwszych stron można dostrzec, że autorka solennie odrobiła pracę domową. Rozpoczynając lekturę, przenosimy się do przeszłości – zapominamy o zdobyczach technologicznych, postępie i poznajemy stare bóstwa czy mityczne stworzenia. Głodni wiedzy znajdą w „Wiedmie” ogrom informacji, bo książka jest pełna opisów starych wierzeń czy rytuałów.
 
Wspomniałam o słowiańskiej mitologii, a teraz przyszła pora na fabułę. Ta rozkręca się powoli i nie od razu przyciąga – z początku autorka serwuje nam niedopowiedzenia, które z czasem wyjaśnia, a wątki rozwija. „Wiedma” jest napisana ciekawie i atrakcyjnie, jednak dopiero, gdy akcja się rozkręci, nie można się od książki oderwać ani na moment. Przygoda Biwy intryguje, jest pełna niebezpieczeństw i przeszkód, które dziewczyna musi pokonać.
 
„Wiedma” to opowieść o dawnych wierzeniach, mitologii, miłości, o poszukiwaniu i rodzinie. Napisana bardzo dobrze, z niezwykłą starannością i dbałością o szczegóły, dzięki czemu lektura to prawdziwa przyjemność. Autorka potrafi malować słowem i uwieść nim czytelnika. Chociaż akcja rozkręca się powoli, to czytając, miałam wrażenie, że każde słowo znajduje się na swoim miejscu; że nie ma w książce miejsca na coś niezaplanowanego. Monika Maciewicz udowodniła, że nie niezwykłą wyobraźnię i poczytne pióro.
 
Warto przeczytać „Wiedmę”, bo ta historia przenosi nas do innego świata, gdzie to, co realne miesza się z magią i bóstwami; gdzie uczucia się sto razy mocniejsze, a słowa mogą zdziałać o wiele więcej.
Dział: Książki

Jeśli lubisz i grać, i czytać, to z pewnością nie jest Ci obca seria „Droga szamana”. Na rynku sukcesywnie pojawiają się kolejne tomy, a sam cykl zyskał nową oprawę graficzną. Czyli mamy już kilka powodów, żeby wrócić do tego fantastycznego, nie tak odległego (jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka) świata.

Trzymanie w więzieniach kosztuje, dlatego bardziej niż do celi, więźniów opłaca się wysyłać do… gier. Tam, gdzie inni oddają się czystej rozrywce, tam oni odpracowują swój wyrok. Taki los spotkał Dmitrija Machana. Otrzymał najgorszą klasę, miał się nie wychylać i pracować. Tymczasem na skutek licznych zbiegów okoliczności oraz własnej inteligencji, zaszedł bardzo daleko. Teraz mógłby „spijać śmietankę”. Serio? To nie dla Machana! On zostaje przywódcą klanu i śmiało zaczyna odkrywać tajemnicę Mrocznego Lasu. Czy wyjdzie mu to na dobre?

Swojego czasu książki cRPG zyskały na popularności. Motyw powieści, w których bohaterzy wchodzą do gry, był jednak chwilową modą. W 2021 roku ten trend jest wyraźnie słabszy, dlatego warto wrócić do książek, którym udało się stworzyć coś ciekawego. Taka z pewnością jest seria „Droga szamana”. Każdy gracz, ceniący tytuły RPG, z pewnością znajdzie w niej wiele smaczków, od ogólnego założenia, po szczegóły. Nie znam żadnej innej książki, która podchodziłaby do tematu tak dokładnie!

W trzecim tomie autor po raz kolejny wciąga czytelnika w wartki strumień akcji. Główna intryga zawiązuje się dość szybko, jednak to nie bieg wydarzeń, a rozmowy zdominowały tę część. Autor tym razem przeniósł nacisk na dialogi, ustalenia i dochodzenie prawdy. Nie każdemu ta forma narracji przypadnie do gustu. Dużo jest za to mechaniki, opisów przedmiotów i różnorakich technikaliów ze świata gry.

Zmienił się tez główny bohater, we wcześniejszych częściach miał w sobie więcej skromności. „Droga szamana” to klasyczna historia od zera do bohatera i te sukcesy odrobinę uderzyły Machanowi do głowy. Nie zmienia to jednak faktu, że jego przemiana jest imponująca, a rosnąca wokół niego grupka to zbiór ciekawych postaci.

Chociaż w książce dało się wyczuć pewien chaos, sama intryga była ciekawa, skomplikowana i intrygująco poprowadzona. Byłam bardzo ciekawa zakończenia i nie mogłam się oderwać od ostatnich stron! Jeśli więc lubicie gry, koniecznie zainteresujcie się serią!

Dział: Książki

Niedawno mieliśmy okazję zadać kilka pytań Autorowi świetnej książki, która ukazała się nakładem wydawnictwa AlterNatywne, "Dwuświat". W oczekiwaniu na kolejną część serii, zapraszamy do lektury wywiadu. 

Dział: Wywiady

Cykl „W poszukiwaniu ptaka czasu” to klasyczna opowieść fantasy. Bohater, początkowo zakochany młodzieniaszek, opuszcza nudne codzienne życie i wyrusza w poszukiwanie wielkiej przygody. Pierwsze cztery zeszyty stanowią prequel historii napisanej przez Le Tendre i Loisel jeszcze w latach 80. poprzedniego wieku.

„Przyjaciel Javin” to tom otwierający pierwszy cykl komiksu „W poszukiwaniu ptaka czasu”. Jest historią o początkach, opowiadającą o spotkaniu młodego i naiwnego Bragona z młodą i złośliwą księżniczką Marą. Rdzeniem opowieści jest rodząca się przyjaźń między dwoma poszukiwaczami, różniącymi się jak ogień i woda, Bragonem i Javinem. Ich przemyślenia nad sensem i ceną życia w przygodzie, stanowią wnikliwy komentarz do zwrotów akcji. Całkiem ciekawy jest też wątek terrorystycznych ataków Zakonu Znaku na ojca Mary.

Drugi zeszyt, „Księga Bogów”, pozwala nam poznać lepiej Marę. Nie jawi się już ona jako rozkapryszona księżniczka. Dziewczyna zdążyła dorosnąć, ma swoje obowiązki związane z władzą, jaka może jej w przyszłości przypaść. Do tego otrzymuje zadanie odnalezienia Księgi Bogów. Bez niej nie uda się ponownie zapieczętować groźnego boga Ramora w jego muszli. A jego przebudzenie oznaczać będzie śmierć i chaos dla całego królestwa.

Także młody Bragon dalej się rozwija i dorasta. Na tyle podszkolił się u nadwornego fechmistrza Szczecino, że przerósł mistrza. Obecnie rozwój może zapewnić mu tylko Łowca z Vaguamare.Lecz gdzie go znaleźć wie tylko Kandor, dość nieprzyjemny organizator walk gladiatorów z dalekiego Vaguamare. Tak i Mara, i Bragon wyruszają na poszukiwania, początkowo oddzielnie, ale szybko ponownie na siebie trafiają.

Dość interesującą decyzją okazało się zatrudnienie przy każdym z zeszytów innego rysownika. Pierwszy tom jest dziełem Lidwine, drugi Aoumari. Trochę mnie to dziwi, gdyż Lidwine bardzo ujął mnie świetną mimiką twarzy bohaterów oraz czytelniejszymi tłami niż rysował Aoumari. Być może dlatego, że nad projektem graficznym pierwszego tomu czuwał Loisel. Rysunki są piękne, szczegółowe, postacie ujmujące, choć czasami trochę niewyraźne ze względu na cieniowanie, wszechświat bogaty. Szczególnie ulubiłam sobie wszelkie zwierzątka i stworki, bo są takie wręcz idealne do głaskania.

Po przeczytaniu zeszytu pierwszego („Przyjaciel Javin”) i drugiego („Księga Bogów”) stwierdzam, że ta dość prosta fabuła bardzo mnie zadowoliła. Czuję, że będzie to kolejny komiks, który nie zmieni oblicza świata, ale który być może będzie bardziej znany, bo da radość czytania.

Dział: Komiksy
 
Może i łowcy nagród poradzili sobie w „Mandalorianinie”, jednak nie jestem przekonana, że w komiksie „Najgroźniejsi w galaktyce” z serii „Star Wars. Łowcy nagród” są oni godnymi postaciami do stania się pierwszoplanowymi bohaterami. A w zasadzie scenarzysta Eathan Sacks robi wszystko, by tak nie było.
 
Co my tu mamy? Oto świat najemników, łowców nagród, którzy nie są po niczyjej stronie w konflikcie Rebelianci kontra Imperium. Mają tylko osobiste animozje. Taki np. Boba Fett najchętniej zdarłby skórę ze wszystkich Wookich i przysmażył przy okazji Hana Solo. Beilert Valance to właściwie cyborg i nieśmiało daje znać, że warto zastanowić się nad cyborgizacją ludzi, bo ileż z człowieka zostaje, jeśli zamienimy go w chodzącego Terminatora. Za to Lash z jakichś powodów zawala misję. Bossk to jaszczur i tylko jaszczur, ale to nie oznacza, że jest jakoś mniej interesujący niż reszta. Bo żadne z nich nie jest interesujące, żadnego historia nas nie urzeknie, choć scenarzysta starał się łapać za serce rodzinnymi więzami. Wiele lat temu Boba Fett, Bossk i Valance połączyli siły w misji, którą nie ukończyli. Powodem była zdrada jednego członka zespołu. Teraz on wraca, a każdy z samotnych teraz łowców ma już inny wyznaczony sobie cel. Kto pierwszy go osiągnie? Czy można zaufać zdrajcy? I czy zdrada naprawdę była zdradą?
 
Podejmowana jest próba przedstawienia niektórych postaci łowców nagród jako moralnie złożonych, co nawet działa to w przypadku jednego z nich, ale znacznie częściej zwyczajnie brakuje oryginalności, dostajemy znane klisze i frazesy. Gdyby wydawało się, że komiks zmierza w kierunku solowego wystąpienia Fetta, mógłby czytelnika przekonywać, jednak tak jak Boba zostaje na boku historii, tak i ja, jako czytelnik, jestem skrajna od wydania dobrej oceny temu zeszytowi. Jestem za to ciekawa, w którą stronę będzie zmierzał Sacks w kolejnych tomach. Książka przeskakuje między okresami i postaciami w zawrotnym tempie, bez wyjaśnienia, kim są ci ludzie i gdzie jest ta historia. Jest kilka dobrych scen bitewnych, ale to wszystko. Trzymaj się z daleka od tej książki, chyba że pożresz wszystko i wszystko Gwiezdne Wojny. A nawet wtedy poczekaj, aż znajdziesz okazję.

 

Dział: Komiksy
czwartek, 27 maj 2021 19:21

Klątwa Białego Rycerza

 
„Batman. Klątwa Białego Rycerza” to kontynuacja bestsellerowego komiksu „Batman. Biały Rycerz”. Tym razem zajmiemy się historią ojców założycieli Gohtam City, przybyłych do Ameryki przodków rodziny Wayne i Napier. Choć może się wydawać, że to dziwne, że losy rodzin tak bardzo się tu krzyżują, to przecież nic dziwnego, skoro osady zakładała grupka ludzi, zwykle niemieszająca się z zastaną ludnością ani z ludźmi z innych miejscowości.
 
Po zniknięciu Jacka Napiera, (w większości) Joker powraca, aby siać spustoszenie w Gotham City, ujawniając przełomową prawdę o Batmanie. Swoimi rękami nie chce jednak tego zrobić, będzie używał Jean-Paula Valley jako swojego anioła zemsty!
 
Choć zwykle widujemy Batmana w kontrze z Jokerem, tym razem nasz arcyzłoczyńca przede wszystkim pociąga za sznurki. Mało w komiksie Jokera, jeszcze mniej Napiera. A szkoda, bo zawsze złoczyńca tworzy geniusz bohatera. Samo przebudzanie się Napiera bywało odrobinkę chwytliwym trikiem, jednak nie udało się mnie jako czytelnika na dłużej zainteresować. To samo, jeśli chodzi o pojawiającą się Harley. Nie taką Harley kocham. Kocham nieobliczalną kobietę, która dla miłości zdolna jest strzaskać czyjąś czaszkę baseballem najeżonym gwoździami. Kocham jej śmiech i szaleństwo, a nie mamuśkowatość, którą znajdziemy w tym albumie. I kocham jej zdecydowanie co do obiektu uczuć.
 
Azrael, z płonącym mieczem w dłoni, dźwigający brzemię setek lat historii, wydaje się najmroczniejszym rycerzem, jakiego widziało Gotham. Jednak tylko się wydaje. Niby z jego działania dochodzi do ujawnienia nieznanych, kompromitujących Batmana faktów, jednak nie rozumie, jak roztrząsanie tak dawnej historii może sprawić, że Gotham City miałoby utracić całą wiarę, jaką pokładało w Mrocznym Rycerzu, a on sam – stać się właściwie złoczyńcą. Ten scenariusz trzyma się dosłownie na słowo honoru.
 
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach „Batman: Curse of The White Knight” #1-8 oraz zeszyt specjalny „Batman: White Knight Presents Von Freeze”, do którego scenariusz napisał Murphy, a rysunki stworzył legendarny artysta Klaus Janson. I tenże dodatek jest tu chyba jakąś pomyłką. Nie dość, że nie łączy go nic poza Batmanem, to już mieszanie nazistów w historię Gacka nie jest moim zdaniem dobrym zamierzeniem. Wprawdzie scenarzysta i rysownik, Sean Murphy i Klaus Janson, tworząc komiks o trudnych relacjach rodzinnych i powiązań z przeszłością wzmiankują w przedmowie, że zwyczajnie chcieli mieć w swoim dorobku właśnie komiks o nazistach, ale na brodę Merlina, to chyba nie poszło koncepcyjnie w dobrą stronę.
 
Choć Batman-Joker to ogólnie najlepsza moim zdaniem para bohater-złoczyńca, to tym razem nie bawiłam się dostatecznie dobrze. Owszem, historia była czymś nowym, rysunki zapierały dech w piersiach, ale zdecydowanie coś poszło źle. Może to przez to, że wyrazisty Joker dostał o niebo mniej miejsca panelowego od płaskiego Azarela. Nadal album polecam, ale chciałabym, żeby miał trochę więcej głębi.

 

Dział: Komiksy
 
Nie wiem dlaczego, ale z serii komiksowych Gwiezdnych Wojen najbardziej lubię te zeszyty, które poświęcone są Darthowi Vaderowi. Vader jako postać okazał się świetnym antagonistą, któremu może się nie kibicuje, jednak z jakiegoś powodu lubi, kiedy pojawia się na scenie. Idealny bohater dla autorów scenariuszy, w tym przypadku Grega Paka.
 
Świat, jaki zastaniemy w komiksie, to czas tuż po spotkaniu Dartha Vadera z Lukiem Skywalkerem i wyjawieniu, jakie tenże drugi ma konotacje z tymże pierwszym. Choć sporo w komiksie wewnętrznej walki Luka, jego niepewności, to najbardziej zgłębimy charakter Dartha Vadera pod kątem tego, kim jest i jak dotarł tam, gdzie jest. Sam Vader też walczy z duchami, ale tymi z przeszłości, szczególnie Padme. Greg Pak stawia na jego drodze wielu znajomych, więc Vader nie ma innego wyjścia, jak tylko zmierzyć się ze swoją przeszłością dosłownie twarzą w twarz. Podoba mi się, że Marvel rozwija wątek kontrolujących Vadera emocji związanych z jego przeszłością, której nie może kontrolować tak, jak kontroluje np. moc.
 
Oczywiście mamy tu do czynienia z niesamowitą mocą Vadera i jej destrukcyjnym wpływem. Jednak dla równowagi jej oraz wątków związanych z przeszłością Vadera, odnajdujemy także sporo informacji o rebeliantach z Naboo. W tym jednej ze służek-sobowtórów Padme. To właśnie jej obecność wzbudza tyle emocji w Darthcie.
 
Poza naprawdę ciekawym scenariuszem warto dodać, że komiks jest świetnie narysowany. Raffaele Ienco stworzył bardziej dynamiczny świat, trzymając się mocno, jednak nie za mocno, klisz znanych z filmów tego uniwersum. Tylko bodajże w tej serii ważniejszy jest kolor. Neeraj Menon stosuje stonowaną paletę kolorów, z dużą ilością szarości i przytłaczającej czerni, a także zimnym, naturalnym beżem dla odcienia skóry. Wszystkie te są skąpane w czerwieni, ilekroć wyciągnięty zostanie czerwony miecz świetlny Vadera. Także przeszłość jest widziana przez czerwony filtr, związany z wściekłością Vadera.
 
Choć historia „Mrocznego serca Shitów” jest nam dobrze znana z choćby kinowej wersji Gwiezdnych Wojen, to ta komiksowa adaptacja jest dobrą odmianą wypróbowanej i prawdziwej historii. Daje nam wiele postaci, na których możemy się skupić. Wykorzystano nawet małomówność samego Vadera, by wprowadzić nowego gadatliwego droida. Komiks polecam każdemu fanowi Gwiezdnych Wojen.

 

Dział: Komiksy