Rezultaty wyszukiwania dla: Historia
Ta historia to opowieść o nowym otwarciu w dziedzinie podboju kosmosu.
„Odlot. Elon Musk i szalone początki SpaceX” to tytuł książki Erica Bergera, która ukazuje się w Polsce nakładem Wydawnictwa Kompania Mediowa.
To imponująca opowieść o powstaniu jednego z najbardziej znanych kosmicznych przedsięwzięć – firmie SpaceX oraz opowiadająca historię jej twórcy i wizjonera – Elona Muska. To książka o podboju kosmosu, spełnianiu marzeń, wielkich ambicjach i ogromnym sukcesie.
Podejmij wyzwanie z nowymi grami książkowymi z cyklu „Escape Quest”!
„Escape Quest” to kolekcja gier książkowych, których głównym bohaterem jest sam czytelnik. By w pełni cieszyć się fabułą, musi wykazać się spostrzegawczością, pomysłowością i sprytem podczas rozwiązywania zadań ukrytych na kartach książki. Zachęci go do tego porywająca historia i innowacyjna mechanika, która wymaga spostrzegawczości i kreatywnego podejścia. 24 listopada br. ukazały się kolejne gamebooki z cyklu „Escape Quest”: „Alcatraz: Infiltracja”, w którym gracz staje przed wyzwaniem ucieczki z najlepiej strzeżonego więzienia w USA oraz „Superbohaterowie”, czyli niezapomniana przygoda w Akademii superbohaterów.
Wina Wina
Komedie kryminalne biją ostatnio rekordy popularności na polskim rynku wydawniczym. Nie pamiętam, żeby od czasów Joanny Chmielewskiej było tak wiele tytułów – i to pożądanych – z tej kategorii książkowej. Czasem wychodzi lepiej, czasem gorzej, jak ze wszystkim, ale zawsze warto sięgać po swoje ulubione gatunki, szczególnie jeżeli wychodzą spod pióra rodzimego pisarza bądź pisarki.
„Wina wina” to przede wszystkim opowieść o zaskakującym morderstwie. Pierwsze strony książki dają dobitnie znać, że ta książka nie będzie historią, jakiej spodziewaliście się, biorąc ją do ręki. Czy to dobrze? Mnie taki obrót spraw bardzo odpowiadał.
Z twórczością Małgorzaty Starosty miałam do czynienia po raz pierwszy, mimo że na jej książki mam chrapkę już od dłuższego czasu. Jakoś nigdy nie było mi po drodze, aż do teraz, kiedy to nareszcie wzięłam do ręki tę różową książeczkę.
W tym tytule poznajemy Agatę Śródkę – rozwódkę, która chcąc prowadzić swój własny biznes w sielskiej okolicy, wpada po uszy w zawiłą, morderczą intrygę. Powieść jest napisana w stylu Aghaty Christie, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, bo choć jest to motyw przegryziony i przemielony do granic możliwości, chyba nigdy nie może się znudzić. Grupka ludzi, częściowo znajomych, częściowo nieznajomych znajduje się w jednym miejscu, w którym dochodzi do morderstwa. Taki bieg wydarzeń sprawia, że są oni skazani na swoje towarzystwo do rozwiązania zagadki. W czasie ich wspólnego oczekiwania na jaw wychodzą skrywane przez wiele lat tajemnice.
Szczerze mówiąc, jestem bardzo miło zaskoczona faktem, jak bardzo udało mi się zagłębić w tę lekturę. Czytając książkę, bardzo chciałam wiedzieć, co wydarzy się na następnych kartkach. Z niecierpliwością przewracałam następne strony i zupełnie nie przeszkadzał mi fakt, że zupełnie się nie śmiałam… Jakby nie patrzeć – miała to być komedia kryminalna, dla mnie jednak był to raczej kryminał obyczajowy. Usta drgnęły mi tylko w dwóch, może trzech momentach, jednak o szczerym rozbawieniu do łez nie ma tutaj mowy. Z tego, co zauważyłam, jest to bardzo częsty zarzut skierowany w stronę autorki. Uważam jednak, że samo wykreowanie intrygi i styl pisania nadrabiają w braku humoru.
Bohaterów występujących w książce jest wielu, dlatego początkowo trudno było mi się połapać, kto jest kim, ale po jakimś czasie przestałam mieć z tym problem. Sama główna bohaterka podobała mi się niezmiernie. Jej sposób bycia i tok myślenia były rozbrajające, przez co zdecydowanie zaskarbiła sobie moją sympatię. Myślę, że trzeba to docenić, ponieważ bardzo mało jest w literaturze postaci kobiecych, które mogą się podobać.
Co jest kolejnym pozytywem – na końcu książki znajduje się mini przepiśnik nawiązujący do potraw pojawiających się w książce. Dodatkowo nie ukrywam, że czytając książkę, nie mogłam nie sięgnąć po lampkę, czy dwie butelki wina… Cała fabuła w końcu krąży wokół około winiarskich tematów, żal więc nie skorzystać z okazji. W końcu i tak wiadomo, że zawsze jest to wina wina… Mam nadzieję, że następne książki autorki, które zamierzam przeczytać, będą równie mocno nastrajały do sięgania po trunki.
Mord
Syreny
Lubię kryminały z Oficynki i większość mi się podoba. Oczywiście zdarzają się wyjątki, jak w przypadku każdego wydawnictwa, ale z reguły książki mają fajne. Tym razem miałam przyjemność przeczytać "Syreny" autorstwa Krzysztofa Beśki. Czy książka dołączyła do grona lubianych, czy raczej tych, które nie przypadły mi do gustu? Zapraszam do przeczytania recenzji.
Na jednym z brzegów Wisły, doszło do makabrycznego odkrycia. Zostaje znalezione zbeszczeszczone ciało kobiety, a dokładnie zostają jej nogi. Kto dokonał makabrycznej zbrodni? Tego planują dowiedzieć się nadkomisarz Konstanty Podbiał oraz ambitna policjantka Kornelia Banaś. Zaczynało się ciekawie. Początek książki jest trochę podobny do "Syreny" Mariusza Kaszubskiego, ale szybko można się zorientować, że to będzie kryminał z mnóstwem trudnych do rozwiązania zagadek, a nie pogoń za mitycznym stworem. Tu nie znajdziecie nic z fantastyki i żaden potwór na Was z ukrycia nie wyskoczy. Chyba że mówiąc potwór, mamy na myśli tego w ludzkiej skórze. A takich w tej książce nie brakuje. Nie znajdziecie tu również tytułowych syren, a przynajmniej nie w takiej postaci, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Nie zmienia to faktu, że w książce dużo się dzieje i akcji na pewno w niej nie zabraknie.
Książka składa się z rozdziałów i podrozdziałów, a każdy z nich, to inny bohater. Mam na myśli to, że książkę czyta się tak, jak ogląda film czyli jesteśmy w jednym miejscu, za chwilę w drugim. Poznajemy dzięki temu wielu bohaterów drugoplanowych, którzy zagrali w tej historii krótkie, choć bardzo istotne dla sprawy epizody. Do śledztwa wracamy co kilka podrozdziałów. Jest to bardzo ciekawy sposób, ale trzeba się skupić podczas czytania, ponieważ szybko można zgubić wątek. Mnie niestety zdarzyło się to parę razy i w niektórych momentach nie wiedziałam, o co chodzi. Ogólnie historia jest bardzo zawiła i choć jest ciekawa, to mam wrażenie, że momentami wymykała się autorowi spod kontroli. Chciał dużo i dobrze, a wychodziło różnie.
Podoba mi się to, że akcja książki dzieje się w Warszawie, ponieważ znam to miasto i dobrze orientuję się, gdzie przebywali nasi bohaterowie. Łatwiej dzięki temu było mi sobie wszystko wyobrazić. Zdecydowanie Warszawa to moje ulubione miasto, w którym dzieje się akcja książkowych kryminałów. Podobał mi się również pomysł na tę historię, ale nie koniecznie podobało mi się zakończenie. Oczywiście do samego końca nie zorientowałam się, kto był mordercą, ponieważ nie dało się tego zrobić. Cały czas liczyłam, że jest nim ktoś przebywający blisko naszych śledczych. Ktoś, kto ich obserwuje, kogo znają, ale cały czas wymyka się im i nie mogą go złapać. Niestety tak nie jest i to duży minus tej książki. Podobała mi się także wielowątkowość i to, że wszyscy bohaterowie, nawet Ci najmniej istotni odegrali znaczącą rolę w książce, mieli swoje zadanie i wykonali je świetnie. Ale dla odmiany ta wielopostaciowość negatywnie wpłynęła moim zdaniem na finał. Rozwiązanie zagadki tytułowych syren powinno być taką wisienką na torcie, zwieńczeniem historii, a dowiadujemy się tego owszem, ale gdzieś przy okazji. Krótko mówiąc, zakończenie nie wywarło na mnie takiego wrażenia, jakie bym chciała, a odkrycie kim jest morderca było czymś na zasadzie "ach, okej, rozumiem" . I tyle. Bez żadnego "wow, nie spodziewałam się, że to on/ona zabija".
Nie mogę napisać, że książka była świetna, ponieważ widzicie, że były w niej rzeczy, które mi się nie podobały, ale nie była też zła. Na pewno chciałabym inne zakończenie i innego mordercę, ponieważ to, co wymyślił autor mnie nie satysfakcjonuje.
Chciałabym przeczytać inne książki Krzysztofa Beśki i myślę, że to zrobię, ponieważ autor ma potencjał i bardzo ciekawe pomysły.
Mali Bogowie. Piorun do drapania.
Autorami historii o psotnych bogach są scenarzysta Christophe Cazenove, znany w Polsce z bestsellerowej serii „Sisters”, oraz rysownik Philippe Larbier, który stworzył ilustracje do takich humorystycznych opowieści jak „Chats, chats, chats” czy „Ninja” oraz scenariusz kryminalnego cyklu dla dzieci „Les Enigmes de Léa”.
Zarys fabuły
Taurusek to młodsza, humorystycznie narysowana wersja Minotaura z Krety. Atlas jest młodym tytanem. Obydwaj są najlepszymi przyjaciółmi. Marzą o tym, żeby wykazać się przed Zeusem, by ten pozwolił im zostać bogami olimpijskimi. W przeciwieństwie do ich rówieśników jednak nie posiadają żadnych magicznych zdolności, choć wciąż starają się je odkryć. Przygody tej dwójki przestawione zostały w króciutkich, często nawet jednostronicowych, zabawnych historiach.
Strona wizualna
Komiks ma format A4 i niestety wydanie zeszytowe, co sprawia, że łatwo może się zniszczyć. Podejrzewam jednak, że brak twardej oprawy, tak jak w przypadku komiksów z serii Agathy Christie, ma również wpływ na niską cenę tomów.
Zeszyt jest bardzo kolorowy, a występujący w komiksie bohaterowie zabawni i przyjaźni. Historię przyjemnie się czyta i ogląda. Sądzę, że bez trudu przekona do siebie młodszych czytelników. Rysownik Philippe Larbier nie po raz pierwszy spisał się na medal.
Moja opinia i przemyślenia
„Mali Bogowie. Piorun do drapania.” to bardzo sympatyczna, przyjazna i zabawna historia. Myślę, że jest godnym następcą Asterixa. Humor, choć może nieco bardziej współczesny, jest w obydwu komiksach podobny, zaś przygody Asterixa poznaję od najmłodszych lat i mam do nich ogromny sentyment.
W pierwszym tomie oprócz Tauruska i Atlasa poznajemy również Zeusa, Heraklesa, Afrodytę, Meduzę, Midasa i wiele innych mitologicznych postaci. Wszyscy oni przeżywają przeróżne przygody i chwalą się swoimi nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Myślę, że po takim wstępie każdy młody czytelnik zacznie się choć trochę interesować grecką mitologią.
Podsumowanie
Z lektury komiksu „Mali Bogowie. Piorun do drapania.” Jestem bardzo zadowolona i przyznam, że niecierpliwie czekam na kolejny tom, który będzie nosił tytuł „Mali Bogowie. Uparty Ikar”. Z przyjemnością poznam nowe przygody małych, greckich bohaterów. Mam nadzieję, że druga część dostarczy mi przynajmniej tyle samo zabawy co tom pierwszy, który zresztą gorąco polecam i to nie tylko najmłodszym czytelnikom.
Malowany człowiek
„Malowany człowiek" to pierwszy z pięciu tomów cyklu demonicznego amerykańskiego pisarza Petera V. Bretta, który po raz pierwszy został opublikowany w 2008 roku w Wielkiej Brytanii. Jeżeli się nie mylę, to w Polsce książka doczekała się już czwartego wydania. Ja sama w dłoniach trzymam trzecie. Wcale mnie jednak to nie dziwi. Jeden z moich ulubionych pisarzy, Terry Brooks, w takich słowach wypowiada się o twórczości Petera V. Bretta:
Podziwiam twórczość Petera Bretta. Koncepcja jego świata jest genialna, a dynamiczna akcja cały czas trzyma w napięciu.
Po przeczytaniu takiej rekomendacji po prostu nie mogłam przejść obok „Malowanego człowieka” obojętnie i sama musiałam przekonać się czy to naprawdę tak epicka fantastyka, jaką obiecuje mi wydawca i zachwyceni czytelnicy.
Zarys fabuły
Każdej nocy z ziemi wyłaniają się Otchłańce. To żądne krwi demony, które terroryzują zdziesiątkowaną już ludzkość. Znikają jednak wraz z blaskiem słońca. Przetrwać mogą tylko osoby, którym przed zmrokiem uda się ukryć za barierami runicznymi. Nie wszystko jednak stracone. Pewnego dnia przyjdzie Wybawiciel, który zjednoczy ludzkość i poprowadzi na wojnę z demonami.
Moja opinia i przemyślenia
Mimo że książka liczy sobie ponad osiemset stron, to i tak dosłownie nie sposób się od niej oderwać. Ma ciekawą, świetnie skonstruowaną i niezwykle bogatą fabułę. Świat przedstawiony został doskonale wykreowany. Opisy walk i potworów zapadają w pamięć. Bohaterowie ewoluują, mają swoje własne motywacje i doskonale zgraną z ich obecnym zachowaniem przeszłość. „Malowany człowiek” to po prostu kawał dobrej, niezwykle barwnej i wciągającej fantastyki. Uwielbiam czytać takie powieści i przyznam, że sama jestem zdziwiona, że sięgnęłam dopiero po trzecie wydanie, bo powinnam poznać ten tytuł znacznie wcześniej. Nie dziwię się, że co jakiś czas ukazują się kolejne wznowienia „Cyklu demonicznego”. Jest tego wart!
Podsumowanie
Jeżeli, drogi Czytelniku, masz ochotę przeżyć epicką przygodę w mrocznym świecie fantasy, to „Malowany człowiek” będzie doskonałym wyborem. Powieść trzyma w napięciu już od pierwszych stron, a losy trójki bohaterów śledzi się z zapartym tchem. Mam szczerą nadzieję, że ta historia doczeka się ekranizacji, bo z przyjemnością obejrzałabym ją na ekranie. Teraz natomiast niecierpliwie wyczekuję na wznowienie kolejnego cyklu spod pióra pisarza, który również z ogromną przyjemnością przeczytam.
Zapowiedź: Spółka Antymagiczna i nawiedzony dom
Wejdź do świata magii i zapomnij o nudzie.
Pierwszy tom pełnej magii i humoru serii dla czytelników od lat 10 do 110 !
Witajcie w Burzowie, pochmurnej metropolii często nawiedzanej przez istoty nie z tego świata. Gdy miasto dotyka klęska czarnego deszczu, niezbędna okazuje się interwencja łowców upiorów. Alfaen i Darkins, właściciele Spółki Antymagicznej, rozpoczynają śledztwo, które prowadzi ich do ekscentrycznej poetki Ithne nawiedzanej przez demona. Starcie z upiorem kończy się katastrofą, a miastu grozi wielkie niebezpieczeństwo.
Premiera: World of Warcraft. Kronika. Tom 3
Skompletuj Kroniki Warcraft! Trzeci, ostatni tom właśnie trafia do księgarń! Uniwersum Warcrafta to świat wielobarwny, bogaty wręcz zachwycający swą różnorodnością. Każda z krain – od okrytych lodem górskich pasm Dun Morogh, przez gęste tropikalne puszcze Feralas, po wypalony do gołej ziemi Gorejący Wąwóz – ma swój niepowtarzalny i zapadający w pamięć charakter.
Upadek Gondolinu
Dla miłośników twórczości Tolkiena „Upadek Gondolinu” to wręcz pozycja obowiązkowa. Książka, która nie tylko pozwoli im wrócić do ulubionego uniwersum, ale też odkryje przed nimi fascynującą opowieść! Czy jednak spodoba się również osobom, które nigdy wcześniej nie miały styczności ze Śródziemiem?
Fabuła powieści rozgrywa się tysiąc lat przed wydarzeniami z „Władcy Pierścieni”. Poznamy w nim opowieść o oblężeniu przez armię Morgotha elfickiego Gondorionu. Jak przebiegało starcie dwóch najpotężniejszych mocy świata?
Już sama historia tego dzieła jest częścią fascynującej opowieści. Książka została bowiem napisana najprawdopodobniej w 1917 r. Tolkien wspomniał w swoich pamiętnikach, że „Upadek Gondolinu” był „pierwszą prawdziwą opowieścią” o Śródziemiu. Prawdopodobnie więc to właśnie od tej historii wszystko się zaczęło. Za sprawą spawanej redakcji syna autora, Christophera Johna Reuela Tolkiena, mamy więc możliwość odkrycia tej wyjątkowej opowieści.
„Upadek Gondolinu” to książka, która na swoją publikację czekała ponad 100 lat i powstała z notatek pozostawionych przez autora. Czytelnik ma wyjątkową okazję poznania różnych wariantów opowieści, gdyż w książce zawarto różne opisy wydarzeń. Widać, jak historia emulowała wraz z życiem autora. Chociaż to ponad 300 stron, to „główna” fabuła zajmuje ich ledwie ok. 80. Publikacja składa się z różnych wariantów opowieści i wstępu wprowadzającego nas w historię powstawania utworu oraz sekrety jego publikacji. Na uznanie zasługuje też praca redaktorska. Sposób zaprezentowania materiałów z pewnością jest efektem długiej pracy.
Warto jednak sięgnąć po nią mając na swoim czytelniczym koncie przeczytane, chociaż kilka innych powieści autora. Ta, jak na niego, jest dość krótka, operuje też pojęciami, które odwołują się do innych elementów uniwersum, z tego względu może nie być zbyt łatwa w odbiorze dla osób, które go nie znają.
Przedstawiana w książce opowieść jest poruszająca i bardzo emocjonalna. Dla mnie, fanki autorka, była to prawdziwa przyjemność. Jednocześnie mogłam wrócić do swojego uniwersum i poznać tak ciekawą historię. Nie jest to może lekka lektura, sam fakt zawarcia w jednej publikacji kilku wariantów fabuły (czasem różniących się minimalnie) sprawia, że to publikacja dedykowana miłośnikom twórczości Tolkiena. Jeśli do nich należycie, z pewnością będziecie zachwyceni! Innym proponuję zacząć przygodę z twórczością autora od „Hobbita” i „Władcy pierścieni”.