Rezultaty wyszukiwania dla: Historia
Fragment: "Studnia Zagubionych Aniołów" Artur Laisen
Jeszcze w tym roku, w pierwszej połowie grudnia nakładem wydawnictwa Genius Creations ukaże się książka Artura Laisena - "Studnia Zagubionych Aniołów".
Portret Doriana Graya
Stare przysłowie mówi, że nie szata zdobi człowieka, że ważne jest to, co ma się w środku i że liczy się wnętrze. W sumie to prawda i trudno się z nią nie zgodzić, jednak fakt jest taki, że ludzie są wzrokowcami i że w pierwszym odruchu zawsze zwracają uwagę na to co powierzchowne. Dopiero przy bliższym poznaniu możemy zweryfikować, czy pod ładną buzią i sylwetką kryje się coś więcej. I tu bywa różnie. Jednemu uroda wystarczy, drugiemu już niekoniecznie, po prostu zależy, czego oczekujemy. Gdyby jednak popytać, to chyba każdy chciałby być piękny. Bo ładnym jest w życiu łatwiej. Czyż nie?
Historii autorstwa Oscara Wilde'a nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba, bo podejrzewam, że niemal każdy zna ją, choćby w ogólnym zarysie.
Koniec XIX wieku, epoka dekadencji i fin de siecle. Młodziutki Dorian Gray poznaje dwóch ludzi, których poglądy i osobowość wpłyną na jego dalsze życie. Pierwszym z nich jest malarz Bazyli, który urzeczony pięknem Doriana maluje jego portret. Drugi to zblazowany arystokrata Harry Wotton, który wciągnie Doriana w świat bogatych, zepsutych i żyjących tylko przyjemnościami bogaczy.
Te dwie znajomości są dla Doriana przełomowe. Uświadomiwszy sobie boleśnie, że piękno fizyczne jest jego jedynym atutem, Dorian w chwili rozpaczy wypowiada życzenie, aby starzał się nie on, a jego portret. I życzenie się spełnia.
W ciągu najbliższych lat Dorian niczym prawdziwy epikurejczyk używa życia we wszelkich jego aspektach, nie bacząc na koszty, konsekwencje i skutki. Echo każdej jego decyzji, odciska się głębokim piętnem na życiu każdego, kto się z nim zetknie. Dorian przypomina trochę granat odłamkowy. Żyje pełnią życia, podróżuje, poznaje przeróżne aspekty przyjemności, a ponieważ często balansuje na granicy moralności i etyki, a nawet wręcz ją przekracza, niszczy życie, charakter i reputację ludzi, którzy się z nim zetkną. Nie ma wyrzutów sumienia, niczego nie żałuje. Jeśli czegoś chce, zwyczajnie po to sięga. W jaki sposób zmienia się jego portret nietrudno się domyślić. Niech wystarczy informacja, że z biegiem lat, Dorian zamyka go w zamkniętym pokoju, do którego klucz ma tylko on sam.
Podejrzewam, że gdy Oscar Wilde pisał Portret Doriana Graya, nie przeszło mu nawet przez myśl, że powieść wzbudzi tyle kontrowersji, że będzie musiała zostać poddana cenzurze i że stanie się klasykiem. Który autor nie marzy o takiej recepcji dla swojego dzieła?
Nie trzeba daleko szukać, żeby się przekonać, że historia opisana przez Oscara Wilde'a nic nie straciła na aktualności. Mimo że tyle mówi się o wnętrzu człowieka i o tym, że liczy się osobowość, czy charakter, to i tak pogoń za pięknem i młodością trwa. Nikt nie chce być tym brzydszym, czy gorzej ubranym. Każdy chce być młody, na topie, podziwiany i uwielbiany przez tłumy. Bez podziwu i komplementów innych, nie istniejesz, zwyczajnie wypadasz z obiegu. Nazajutrz już nikt o tobie nie pamięta, a na twoje miejsce są dziesiątki innych.
Dlatego uważam, że choćby z wyżej wymienionych powodów warto zapoznać się z Portretem Doriana Graya, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił. To historia, która aż kipi od emocji i ukrytych aluzji. Kiedy się ją czyta, z kart aż bije tchnienie schyłku epoki, końca wieku, czyli tego, czego dekadenci tak bardzo się obawiali. To także opowieść o tym, że samo piękno nie wystarczy, by być szczęśliwym. To znaczy, może zadowoli na jakiś czas, ale w końcu przestanie wystarczać, cieszyć, a gdy zaniknie, pozostanie po nim tylko bolesna pustka.
"Chowańce. Tom 3. Krąg życia" już w styczniu!
Czy chowańce zdołają pokonać armię zombi? Premiera 13 stycznia!
W Bezkresji trwa wojna. Armia nieumarłych zwierząt sieje spustoszenie. Dowodzi nią Paksahara, która dzięki władzy nad Ruchomym Zamkiem wydaje się niezwyciężona. Ludzka magia wciąż nie działa i tylko troje zwierząt z przepowiedni – Aldwyn, Skylar i Gilbert – jest w stanie przejąć zamek i pokonać Paksaharę. Nie będzie jednak łatwo.
Wywiad z Tomaszem Duszyńskim
Pisarz, dziennikarz, scenarzysta gier komputerowych, maratończyk. Hobbystycznie fotografuje i kosi trawę. Debiutował opowiadaniami w periodykach internetowych. Opublikował ich kilkanaście. Jego utwory znalazły się w licznych zbiorach opowiadań, a sam zdążył już wydać kilka powieści. Najnowszą jest "Droga do Nawi". Tomasz Duszyński tym razem postanowił stworzyć powieść fantasy o słowiańskich i germańskich bóstwach. I zgodził się przy okazji ze mną o niej porozmawiać. :)
Krwawa kampania
Dobrych książek fantastycznych nigdy dość. Rozpoczynając recenzję truizmem, zapytam jednocześnie – kto zechce mu się przeciwstawić? Osobiście ciągle czuję się laikiem w tym gatunku. Jednak laikiem, który stara się orientować, co w trawie piszczy. Nie inaczej było w przypadku Trylogii Magów Prochowych. O istnieniu tej serii usłyszałam zaraz po premierze pierwszego tomu. Los jednak chciał, że udało mi się z nimi zapoznać dopiero przy okazji drugiego tomu. Dlatego „Krwawą Kampanię" będę recenzowała z pozycji osoby, która z pierwszym tomem miała styczność praktycznie zerową.
Z racji wcześniej wspomnianych przyczyn, nieco czasu zajęło mi samo wejście w świat opowieści, zapoznanie się z bohaterami książki i ułożenie ich relacji w sensowną całość. Jak również poznanie realiów panujących w świecie przedstawionym. Nie trzeba było jednak czekać długo, aby zaprezentowana rzeczywistość wciągnęła mnie doszczętnie. Z kartki na kartkę, wpadałam coraz głębiej. Przyjdzie nam poznać trzy historie. Jednym z bohaterów jest Marszałek polny Tamas, który znalazł się w ogniu walki z kezańską armią. Mężczyzna postrzegany jest jako świetny dowódca, któremu nie pierwszy raz przyjdzie zmierzyć się z przeważającymi siłami wroga. Swoje miejsce w wojennej rzeczywistości próbuje znaleźć również jego syn Taniel Dwa Strzały, którego wielu pragnie wykorzystać do własnych celów. Trzeciemu z bohaterów, detektywowi Adamatowi, przyjdzie natomiast stoczyć walkę o swoją rodzinę. W taki właśnie świat wpadamy, pełen walki, intryg, ale i uczuć, które jeszcze przetrwały.
Narracja „Krwawej kampanii" prowadzona jest z punktu widzenia wcześniej wspomnianych bohaterów, dzięki czemu przedstawiają nam oni w różny sposób wydarzenia, które bardzo często dzieją się w tym samym czasie. Zabieg ten jest dość ciekawy, choć może on przeszkadzać. Niekiedy bowiem momenty kulminacyjne zostają przegrodzone przygodami innej postaci. Przestajemy się jednak złościć z tego powodu, gdy okazuje się, że zaprezentowana historia jest zazwyczaj równie ciekawa. Szybka akcja to niejedyna zaleta tej powieści. Równą wartość stanowią jej bohaterowie. Poprzez liczne perturbacje poznajemy ich zachowania i osobowość. Nie raz być może, będziemy także chcieli dokonać oceny moralnej ich czynów. Innym razem odnajdziemy w nich część siebie. Jednym będziemy kibicować, innym wprost przeciwnie. Na koniec ostatni ze składników tej znakomitej książki, czyli świat przedstawiony złożony z małych walk o to, na czym bohaterom zależy i wielkich intryg politycznych oraz krwawych bitew. Dość często przyjdzie nam stanąć razem z postaciami w pierwszym szeregu lub też wszcząć bójkę.
Koniecznie należy w tym miejscu wspomnieć o magach prochowych. Czyli ludziach obdarzonych szczególnymi zdolnościami, które objawiają się po zażyciu przez nich prochu. Pozwala on im stać się szybszymi, czy lepiej widzieć. Może taki koncept brzmi absurdalnie, ale absolutnie nie przeszkadzało mi to w trakcie czytania książki. Ta innowacja to jedno. To jednak czym broni się ta pozycja, to przede wszystkim tempo akcji. Rozkręca się ona praktycznie już na samym początku. Dosłownie od pierwszej strony zostajemy wrzuceni na głęboką wodę i śledzimy poczynania bohaterów z zapartym tchem przez cały czas, czyli przez blisko 700 stron. Dzieje się wiele, a szanse na odpoczynek mamy tylko czasami, za sprawą opisów otaczającej nas rzeczywistości. Zaraz jednak pędzimy znowu i zupełnie nie chcemy się zatrzymywać, wprost prosimy o jeszcze. Ta książka to idealny przykład paradoksu, kiedy to pragniemy, jak najszybciej dotrzeć do jej końca, po to, by dowiedzieć się, jak się to wszystko skończy, a jednocześnie po jej ukończeniu nie wiemy co ze sobą zrobić. Brakuje nam bowiem zaprezentowanej rzeczywistości i jej bohaterów.
Jeżeli macie za sobą lekturę „Obietnicy krwi", to pewnie nie muszę Was zachęcać do sięgnięcia po kontynuację. Jeżeli natomiast nie czytaliście pierwszej części, to również się nie obawiacie. Jak wspomniałam wcześniej, zaczęłam od drugiego tomu, jednak moje zagubienie nie trwało długo. A swoje braki zamierzam jak najszybciej nadrobić.
Kochanka śmierci
W Moskwie nie dzieje się najlepiej. Coraz więcej osób -nie wiedzieć czemu- popenienia samobójstwo. Czy to przez trudną sytuację materialną, wżerający się w duszę smutek, a może powodem jest złamane serce? Prawda jest niestety bardziej przyziemna. W mieście zawiązało się tajne stowarzyszenie, zrzeszające przyszłych samobójców, którzy chlubnie mianowali się Kochankami Śmierci. W ich szeregi trafia młoda dziewczyna z prowincji, marząca o niezwykłym, pełnym namiętności życiu, Masza Mironowa. Przybierając imię Kolombiny, wychodzi naprzeciw miastowemu życiu i... wpada w kłopoty.
Wszyscy kiedyś umrzemy- to fakt. Niezaprzeczalny. Gdyby chociaż termin naszej śmierci zależał od nas... ale tak nie jest. Codziennie ktoś opuszcza ziemski padół, nieważne, ile spędził tu czasu. Niemowlę, nastolatek, mężczyzna w kwiecie wieku? Długa choroba, śmiertelny wypadek, a może coś, co ludzkość zwie naturalnym zgonem? Nasze życie jest zaledwie pyłkiem dla sił wyższych. Patrząc, jak życie gaśnie w bliskiej mi osobie zastanawiałam się nad pewną kwestią- dlaczego ktoś chce dobrowolnie pozbawić się życia? Jak bardzo nienawidzą świata samobójcy, co nimi kieruje? Niestety, to wciąż pytania bez odpowiedzi.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o czymś, co nazywane było klubem "kochanków śmierci". Po prostu jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że istniały ugrupowania zrzeszające przyszłych samobójców. Wiem, że takim mianem można określić człowieka dopiero po owym ciosie, ale jak inaczej nazwać kogoś, kto w swym zgonie upatruje najwyższego szczęścia? Intrygowało mnie, co też ludzie czują, że decydują się na taki krok. Tym chętniej sięgnęłam po Kochankę śmierci.
Nietuzinkowi, ciekawi bohaterowie, wychodzący poza sztywne ramy- to, co pierwsze rzuciło mi się w oczy podczas lektury. Polubiłam Maszę mimo, iż ze wszystkich sił starała się upozować na tajemniczą i wyzwoloną Kolombinę. Było w niej coś urzekającego- może właśnie tak skrzętnie skrywana pod chłodem miasta prowincjonalność dziewczyny. Choć próbowała być zimna i nieprzystępna, to pewnych zachowań czy uczuć nie można się ot, tak, pozbyć. Również nasz Erast Pietrowicz Nameless, w tajemnym klubie zwany księciem Gendzi bądź Jąkałą (nieoficjalnie) był bardzo ciekawą postacią. Do tej pory zastanawiam się, czy to niebywale spostrzegawczy mężczyzna, czy może ukrywa przed światem jakiś talent...?
Książka jest -powiedziałabym- średnich rozmiarów, ale historia została doprowadzona do końca. Brak niedomówień, czegoś, do czego czytelnik musiałby dojść sam. Erast rozwiązuje tajemnicę, wszystko nagle staje się jasne i klarowne. Jak już wspominałam, szczególnie przyciągnął mnie wątek samobójców, skupiłam się więc (na tyle, na ile umożliwił mi to autor) na postaciach skarżących się na swą marną egzystencję. I doszłam do jednego wniosku- ludzie XIX wieku to dziwne osobistości. Dla nich ta ostateczna decyzja to nic innego jak zapobieganie toczącej ich ciała... nudzie. Nudzie! Nawet nie staram się tego zrozumieć.
To już dziewiąty tom serii o Eraście; wiedziona czystą ciekawością przejrzałam opinie innych czytelników i (co odrobinę mnie zdziwiło) zdania były mocno podzielone. Wahali się, od najniższej oceny aż po najwyższą. Określano Kochankę śmierci jako najgorszą część, ale i jako utrzymującą bardzo dobry poziom. Pomieszane, prawda? Osobiście książka przypadła mi do gustu i szczerze żałuję, że "spotkałam się" z Erastem dopiero przy tak odległym tomie. Cóż, nie pozostaje mi nic więcej, tylko nadrobić. Bo skoro dla niektórych ta część jest, krótko mówiąc, słaba (mimo tego, że mnie wciągnęła i nie chciała wypuścić), to jak dobre muszą być poprzednie? Lepszej zachęty chyba nie potrzebuję, a i Was kieruję ku twórczości Borisa Akunina.
Klejnot
„- Nadzieja to cudowna rzecz (...). - A jednak nie doceniamy jej, póki nie zniknie". [1]
To że mamy wolność wyboru i jak wszystkim należy nam się prawo do zabawy, szczęścia, miłości, do bycia wolnym jest dla nas czymś oczywistym. Zastanawialiście się jednak jak by to było gdyby zostało to nam odebrane, a my musielibyśmy pogodzić się ze świadomością, że nie widzi się w nas człowieka a jedynie rzecz, która ma doprowadzić do upragnionego celu?
Violet Lasting w wieku dwunastu lat trafia do Magazynu, gdzie do osiemnastego roku życia będzie uczona jak być idealną surogatką, by potem jakaś arystokratyczna rodzina z Klejnotu – najbogatszej części Starego Miasta – kupiła ją na Aukcji. Okazało się bowiem, że kobiety z najbogatszych rodzin nie mogą mieć własnego potomstwa a jeśli już któraś urodzi dziecko jest w znacznym stopniu niepełnosprawne. Z kolei te z najbiedniejszej części – Bagna – posiadają pewne moce umożliwiające im urodzenie zdrowego dziecka. Właśnie z tego powodu powstały Magazyny i Aukcje, dlatego tylu dziewczynkom, a później już kobietą odebrano wolność i możliwość wyboru. Co stanie się z Violet, która trafia do domu bezwzględnej Diuszesy Jeziora?
Klejnot zaciekawił mnie opisem, okładką, oraz faktem, że to debiut autorki, a ja debiuty bardzo lubię. Pomimo ciekawości nie oczekiwałam od książki czegoś wspaniałego, bałam się, że będzie to powtórzenie tego co już było, tylko w innych szatach. Jak było w rzeczywistości?
Okazało się, że miałam rację, Klejnot to po trochu zlepek Igrzysk śmierci, Niezgodnej i Rywalek, ale posiadający w sobie coś swojego, może niekoniecznie nowego, ale pozwalającego by odebrać ją pozytywnie bez uwierającego stwierdzenia, że to już przecież było. Amy Ewing stworzyła ciekawy obraz świata antyutopijnego, dbając o szczegóły i detale, zobrazowała obraz Starego Miasta, jego podział, to jak się żyło w różnych jego częściach. Opisała Klejnot a raczej arystokracje, ich działania i motywy kierowane pragnieniem władzy lub bycia najlepszym. Kłamstwa, intrygi, okrucieństwo i dwulicowość są na porządku dziennym.
Autorka poruszyła również poważny temat odbierania wolności człowiekowi, istocie myślącej oraz czującej i traktowanie jej tylko jako rzecz, coś co jest potrzebne do osiągnięcia celu a potem już zbędne. I chociaż po opisie może wydawać się, że powieść nie wyróżnia się pośród innych tego typu, to nie jest tak oczywiste. Ewing sprawia, że czyta się ją szybko i z prawdziwą przyjemnością. Fabuła ciekawi, tym bardziej, że pomimo wątku romansowego pojawiającego się gdzieś na końcu prym wiedzie temat surogatem, zabierania wolności i próba przetrwania w okrutnym i pozbawionym skrupułów Klejnocie.
Prawdziwy problem mam z bohaterami, z jednej strony widać ich indywidualizm, potrafią zaskoczyć i wywołać mętlik w głowie swoim zachowaniem, ale z drugiej wydawali mi się tacy papierowi. Brakowało mi w nich iskry, która by ich ożywiła. Chyba, że autorki zamysłem było by tylko jak najlepiej poznać Violet, spojrzeć na wszystko z jej punktu widzenia, przekonać się co ona czuje i jak widzi całą resztę. Lubię Violet, jest twarda, harda i faktycznie może coś zmienić, tylko pytanie czy nic jej nie złamie.
Debiut Amy Ewing ma wady, jak i zalety, ale nie można powiedzieć, że jest to powieść zła. Pomimo tego, że początkowo trudno było mi się wczuć w Klejnot (Violet w pierwszych stronach nie przekonywała mnie jako narratorka) i widać tutaj pewne schematy historia intryguje, a im bliżej końca byłam tym bardziej byłam ciekawa biegu wydarzeń. Ewing miała ciekawy pomysł na fabułę i jak na pierwszy raz spisała się bardzo dobrze, powieść jest do pewnego stopnia wciągająca, przedstawiony przez nią świat jest ciekawy i przerażający a zakończenie sprawia, że koniecznie trzeba sięgnąć po kontynuacje. Mam tylko nadzieję, że czymś zaskoczy w drugiej części.
Klejnot jest udanym początkiem serii, który spodoba się fanom antyutopii. Autorka pisze lekko, ciekawie kreuje wymyślony przez siebie świat i co najlepsze, nie skupia się na wątku romansowym, co jest miłą odmianą. Czas spędzony z tym tytułem uważam za udany i już wyczekuję polskiego wydania The White Rose.
[1]Any Ewing, Klejnot, s. 267
Dzień 21
„Dzień 21" to druga część cyklu SF „Misja 100" spod pióra Kass Morgan. Pisarka studiowała na Brown University, a następnie zdobyła tytuł magistra na Oksfordzie. Obecnie mieszka w Nowym Jorku gdzie pisze i pracuje jako redaktorka.
Setka skazanych za różne zbrodnie nastolatków zostaje zesłana z kosmicznej kolonii na Ziemię by sprawdzić czy poziom promieniowania opadł na tyle, że da się tam żyć. Udało im się przetrwać 21 dni. Okazuje się jednak, że nie tylko promieniowanie jest im wrogie. Na opuszczonej lata wcześniej planecie nie są sami, a Ziemianie wcale nie muszą być przyjaźnie nastawieni do przybyłej z kosmosu młodzieży. Wszystko świadczy również o tym, że w kolonii ukrywano przed wszystkimi skrzętnie nie jedną ogromnej wagi tajemnicę.
Powieść jest kontynuacją cyklu „Misja 100" nie należy jej jednak łączyć z brawurowym serialem, który powstał na jej podstawie. Owszem, założenia fabularne są do siebie podobne, sama jednak akcja toczy się w odmiennych kierunkach. Również serialowi bohaterowie przypominają swoje pierwowzory przede wszystkim z imion. Producenci chcieli by serial miał mocny i mało wiarygodny akcent. Kass Morgan natomiast postawiła na „fantastyczny realizm" oraz wiarygodne postacie i za to jej książkę oceniam znacznie wyżej od ekranizacji.
Historia opowiedziana została z punktu widzenia czwórki bohaterów - syna kanclerza Wellsa; Bellamiego, który jako jedyny na statku posiadał rodzeństwo; córki naukowców, która uczyła się medycyny, Clarke; oraz Glass, która uciekła z pokładu lądownika by ostatni raz zobaczyć się z ukochanym. Są to ciekawe, dobrze wykreowane postacie, a ich rzeczywistość jest barwna i obfita zarówno w emocje jak i w przeróżne, pełne wartkiej akcji wydarzenia.
Wykreowany przez Kass Morgan świat jest okrutny. Ludzie są zmuszeni walczyć w nim o przetrwanie, a wówczas ujawnia się ich zwierzęca natura. Jak wielu będzie musiało zginąć by udało się przeżyć chociaż garstce „szczęśliwców"? Co człowiek gotowy jest poświęcić by ocalić najbliższych? Czy warto zupełnie pozbyć się człowieczeństwa? Na trudne pytania nie ma prostych odpowiedzi. Jest natomiast niezwykle barwna i realistyczna opowieść.
„Dzień 21" to książka nieco naiwna, a miejscami dość niekonsekwentna. Nie da się jednak ukryć faktu, że niesamowicie wręcz wciąga. To 262 strony cudownie spędzonego czasu. Fantastyczna przygoda od której nie sposób się oderwać. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnej części - z pewnością znajdzie się na mojej liście „muszę przeczytać".
Eperu
„Miłość jest jak herbaciane liście. Nawet gdy z czasem odparuje z nich woda i pokryją się kurzem, wrzucone do wrzątku z powrotem odzyskują barwę, zapach i smak. Zasuszone uczucie pod wpływem gorącego wspomnienia też nabiera kolorów". *
Mówi się, że miłość potrafi przenosić góry, że gdy kochamy nic nam nie jest straszne. Bo jeśli kochamy szczerze, do szaleństwa i bez ograniczeń wszystkie przeciwności, bariery są niczym w porównaniu do łączącej dwoje osób więzi, która pokona wszystko. Miłość jak z bajki, ale jednak realna.
Dziewiętnastoletnia Anna Wilk jest Polką, ale od kilku lat wraz z mamą, swoją przyjaciółką Eiką i jej mamą mieszka za granicą. Dziewczyny właśnie ukończyły szkołę i z tej okazji ich matki zaplanowały wyjazd do Francji. W tym czasie w Cannes ma się odbyć festiwal filmowy, na który Wika chce bardzo się udać by na własne oczy zobaczyć słynnego Leo Blacka, po wielu namowach udaje jej się namówić Annę by wybrała się wraz z nią. W momencie gdy pojawia się Leo i zaczyna rozdawać autografy dzieje się coś nieprawdopodobnego, z morza osób mężczyzna zauważa właśnie Annę i zaprasza ją w dość nietypowy sposób na spotkanie. Dlaczego właśnie ona, co nim kierowało i czy ich historia będzie miała ciąg dalszy?
Augusta Docher swoją debiutancką powieścią weszła na nasz rynek czytelniczy z dość dużym przytupem, zdobywając sympatię czytelników nie tylko poprzez książkę, ale i swój sposób bycia: sympatyczna, otwarta na wszelkie uwagi, dzielnie przyjmująca konstruktywną krytykę. Eperu zbiera różne, czasem nawet dość skrajne opinie, a jak będzie w moim przypadku?
Po opisie może się wydawać, że to romans jakich wiele, ale to tylko pozory. Docher stworzyła fabułę z wątkiem paranormalnym – bez obaw, nie ma tu wilków, wampirów, zmiennokształtnych lub elfów – który idealnie łączy się z tym romansowym. Podoba mi się zamysł autorki, to w jakim kierunku poszła pisząc o Wędrowcach, widać, że ma pomysł i go realizuje, przemyca w treści informacje o nich (czasami dość szczątkowe, co pewnie jest zamierzone przez Augustę i w kolejnym tomie ujawni więcej), mówi o pochodzeniu, ich umiejętnościach a raczej talentach, wyjaśnia na czym polega ich wyjątkowość. Pod tym względem się wyróżnia, bo nie poszła utartą drogą. Jeśli chodzi o temat romansu i on nie jest taki zwykły, autorka plącze i daje popalić bohaterom, gmatwa ich losy nie tylko przez wzgląd na pochodzenie Leo, ale i zwykłe codzienne problemy, przy czym pozwala im zobaczyć jak mocne może być prawdziwe uczucie.
Treść Eperu w moim odczuciu jest dopracowana i przemyślana. W przypadku tego tytułu nie ma mowy o nudzie czy też znużeniu, cały czas coś się dzieje, na ile to możliwe poznajemy coraz to nowsze fakty, a wszelkie niewiadome pobudzają tylko ciekawość. Podoba mi się styl pisania autorki, jej spojrzenie na różne sprawy, pomysłowość no i oczywiście, to jak opisuje rodzące się uczucie.
Plusem są też bohaterowie, a raczej ich charakterystyka. Docher nadała im szereg przeróżnych cech, indywidualność i osobowość, co sprawia, że w książce na próżno szukać dwóch identycznych postaci. Wyróżniają się na tle pozostałych a co ważniejsze swoim zachowaniem, kierowaniem się rozsądkiem oraz emocjami sprawiają, że są bardziej rzeczywiści, realni. Prym oczywiście wiedzie nieśmiała i urocza Anna oraz Leo ze swoją romantyczną duszą. Wiele ich różni, ale pomimo tego wspólnie się uzupełniają.
Obawiałam się gabarytów tej publikacji, ale gdy tylko zaczęłam czytać i wsiąkłam w poznawaną historię wszystko przestało mieć znaczenie. Losy Anny i Leo absorbują, sprawiły, że bezwiednie się z nimi zżyłam i z zapartym tchem śledziłam bieg wydarzeń. Kibicowałam im, wraz z nimi przeżywałam wzloty i upadki. Zafascynowana czytałam fragmenty o Wędrowcach, denerwując się przy tym dlaczego tak mało gdy ja chcę więcej i więcej. I zastanawiając się nad tematem reinkarnacji, jakby to było odradzać się i pamiętać poprzednie wcielenia. Augusta Docher na kilka godzin odcięła mnie od rzeczywistości, przeniosła do świata bohaterów i wywoływała przeróżne emocje, dostarczyła mi niesamowitych wrażeń i pozostawiła z wielkim znakiem zapytania co dalej?!, takie zakończenia powinny być zakazane, jak żyć pozostawionym w takim zawieszeniu? Skoro to jest debiut, to już nie mogę doczekać się kolejnych jej książek.
Oczywiście polecam, jeśli ktoś lubi połączenie fantastyki i romansu, do tego debiuty, to z pewnością nie zawiedzie się na Eperu. Augusta Docher dba o detale, o opisy i przekaz emocji. Ponadto finałem wywołuje szok i konsternacje, niepewność tego co będzie dalej. Czytajcie, zapewniam, że nie pożałujecie!
„Czasami życie musi człowieka przeczołgać, aby go wzmocnić, aby dać mu siły do dalszych zmagań z rzeczywistością, z tym wszystkim, co jeszcze go spotka". *
*Augusta Docher, Eperu
Chłopcy 4. Największa z przygód
Przygoda z Zagubionymi Chłopcami dobiega końca. Nie pozostaje nam nic innego, jak zaprosić Was na jej wielki finał! Już 4 listopada do księgarń trafią Chłopcy 4. Największa z przygód. Będziecie mogli przekonać się na własne oczy, jak kończy się historia najbardziej niecodziennego klubu motocyklowego złożonego z dawnych towarzyszy Piotrusia Pana. Seria Jakuba Ćwieka Chłopcy ukazuje się od 2012 roku nakładem Wydawnictwa SQN.
Dzwoneczek musi za wszelką cenę odnaleźć swoich chłopców i przywrócić im właściwe wspomnienia. Tylko razem mają szansę wygrać starcie z bezwzględnym Lubym i pragnącym zemsty Piotrusiem Panem. Zapnijcie pasy, bo właśnie zaczyna się największa z przygód!.