kwiecień 20, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Forma

środa, 23 wrzesień 2020 23:13

Magia łączy

Władza jest jak narkotyk [...] Niektórzy spróbują raz i już im wystarczy. Inni pragną coraz więcej, aż w końcu wpadają w obsesję i wszystko inne traci znaczenie.*

Zazwyczaj przyszłość to biała kartka, nie wiemy, co może wydarzyć się za dzień czy rok. Ta niewiedza bywa zbawienna, czasem lepiej nie być świadomym, co szykuje nam los. Zwłaszcza gdy każda decyzja prowadzi do tego, że wszystko kończy się tragicznie i cierpieniem niewinnych.

Zarys fabuły

Kate i Curran są już oficjalnie zaręczeni, teraz czas na ślub. Jednak, jak to w życiu Kate bywa, nic nie może być łatwe. Już same przygotowania do tego dnia przerażają kobietę, a jeszcze Wyrocznia Wiedźm informuję, ją o swojej wizji. Jeśli Daniels wyjdzie za mąż, spłonie cała Atlanta, a jej ukochany umrze. Najemniczka wie, że musi coś zrobić i z pewnością nie ma mowy, by opuściła narzeczonego. Tylko, co zrobić, gdy jedyna osoba, która mogłaby pomóc, nie żyje?

To już przedostatni tom serii i nie da się ukryć, że Magia łączy to jeden z lepszych jej części. Ponownie dostajemy dużo walki, ironicznego poczucia humoru i trudnych decyzji oraz ich konsekwencji. Jednak jest też coś więcej, co pokazuje, jak różnie mogą układać się relacje między ludźmi i jak łatwo jest dać się ponieść chwili.

Moje wrażenia

Ktoś w poprzednim tomie narzekał na monotonię? Magia łączy to powrót akcji, która toczy się szybko, sprawnie i miesza w każdy możliwy sposób. W tym momencie nic nie jest pewne, jeden problem goni drugi. W dodatku bohaterka ponosi coraz większe konsekwencje swojej decyzji, co sprawia, że coś się w niej zmienia. To też czas trudnych wyborów, mogących zabrać jej, to o co tak zaciekle chce walczyć. Duet Ilona Andrews nie spoczywa na laurach, dba o emocje, nagłe zwroty akcji oraz zaskakujące momenty.

Słów kilka o bohaterach

W tym tomie znowu skupiamy się na Kate, na tym, jak wpływa na nią jej magia i konsekwencjach jej wyborów. Podoba mi się, że Daniels nie jest idealna, popełnia błędy, ulega słabościom. Kombinuje, nawet kosztem relacji z innymi, bo zrobi wszystko, by ich obronić. Rozumiem jej zmęczenie i to, że magia miesza jej w głowie, a jednak to Kate, która nie postępuje wbrew swoim zasadom. No i jest Roland, który robi wszystko, by sprowokować córkę. Oj zdecydowanie, nie można mu ufać.

Na zakończenie

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego tomu. Moim zdaniem Magia łączy, naprawdę postawiła następnej części poprzeczkę wysoko. Duet Ilona Andrews udowadnia, że Kate i Curran nawet będąc razem, w nowym życiu bez Gromady, mogą przeżywać niebezpieczne przygody. W ich relacji sporo się zmieniło, podoba mi się, że są siebie pewni i akceptują swoje wady oraz złe nawyki. Nie zmienia to jednak tego, że nadal sobie dogryzają i nie szczędzą ironicznych odzywek. Jednak najważniejsza tym razem jest Kate i muszę przyznać, że chyba nigdy mocniej nie trzymałam za nią kciuków, jak w tym momencie. Z zapartym tchem obserwowałam jej zmagania z magią, podejmowane decyzje i jak one wpłynęły na relacje z najbliższymi osobami. Smutno było mi patrzeć, gdy cierpiały więzy tak mozolnie budowane w poprzednich tomach. Działo się, oj działo i boję się kolejnej części, bo wydarzyć może się dosłownie wszystko.

Na tym etapie do sięgnięcia po Magia łączy, czytających serię przekonywać chyba już nie muszę. Każdy chce dowiedzieć się, jaki będzie finał, a ta część jest rewelacyjnym wstępem do tego, co nadchodzi. Pokazuje, że niczego nie można być pewnym, ale nie podsuwa też żadnych informacji, co może nastąpić. Wzbudza moc emocji, potęguje napięcie i sprawia, że pragnienie chwycenia po kontynuacje miesza się z lękiem, że wydarzy się coś, czego nikt z fanów serii nie chce.

Dział: Książki

 

Pierwszy tom zabawnej opowieści science fiction o Herkulesie i Marlonie – uczniach kosmicznej akademii szkolącej przyszłych agentów mających chronić dzieci w całej galaktyce. 

Niestety tematy związane z SF nie są szczególnie popularne. Dlatego tym bardziej ucieszyła mnie możliwość poznania komiksu dla młodszych czytelników, który całkowicie zatraca się w tym wspaniałym gatunku. Jest nim pierwszy tom przygód Herkulesa, ucznia międzygalaktycznej akademii, której celem jest pomaganie dzieciom w całym kosmosie „Małgosia, dziewczynka z lodówki”.

Zarys fabuły

Herkules i Marlon muszą zaliczyć szkolne zadanie, a jest nim obserwacja ziemskiego dziecka. Ich kłopoty zaczynają się, gdy trafiają na dziewczynkę o imieniu Małgosia, która zachowuje się nietypowo i nikt nie wierzy raportowi napisanemu przez dwójkę przyjaciół. Herkules szybko orientuje się, że dziewczynka potrzebuje pomocy i mimo że jest dopiero uczniem, zamierza podjąć się swojej pierwszej, prawdziwej misji.  

Moja opinia i przemyślenia 

Autorem scenariusza tej międzygalaktycznej historii jest belgijski scenarzysta komiksowy i dramaturg Vincent Zabus („Le Monde selon François”), a zilustrował ją Antonello Dalena, znany polskim czytelnikom m.in. z serii „Ernest i Rebeka” oraz „Smerfy i świat emocji”. Komiks jest zaskakujący i bardzo fajnie napisany. Postacie i ich przygody są rozbudowane z dbałością o najmniejsze szczegóły, a ilustracje doskonale je obrazują. Zeszyt jest rewelacyjny zarówno od strony fabularnej, jak i graficznej. Historia od razu mnie wciągnęła, a po jej zakończeniu niecierpliwie wyczekuję kolejnego tomu. Tak naprawdę, to jedyne, co zmieniłabym w wydaniu to jego format. Najbardziej lubię takie komiksy, jak wspomniany wcześniej „Ernest i Rebeka” (trochę większe od A5). Te wielkości A4 niestety czyta się mniej wygodnie, a w miękkiej oprawie szybko się niszczą. Zdecydowanie jednak jest to jedyny mankament tytułu „Herkules Agent Międzygalaktyczny: Małgosia, dziewczynka z lodówki”. 

Podsumowanie

Jeżeli, drogi czytelniku, masz ochotę wziąć udział w kosmicznej przygodzie, to „Herkules Agent Międzygalaktyczny: Małgosia, dziewczynka z lodówki” będzie świetnym wyborem. To ciekawie opowiedziany, doskonale narysowany komiks dla młodszych czytelników. Z pewnością nie ma w nim miejsca na nudę. 

Dział: Komiksy
sobota, 05 listopad 2022 12:23

MOJI Challenge: zestaw imprezowy

 

Gdy za oknem jest coraz zimniej i nie chce się już wychodzić na zewnątrz, coraz częściej znajomi wybierają spędzanie czasu u kogoś w domu, a żeby spotkania nie były nudne, warto sięgnąć po jakieś gry. I tutaj z pomocą przychodzi StarHouse Games i ich MOJI Challenge: zestaw imprezowy.

Zestaw składka się z trzech pudełek (fantasy, zwierzaki, emotki), a w każdym pudełku znajduje się 55 kart. Pudełka są dość małe, wielkości zwykłej tali kart, więc zmieszczą się w każdej torebce, czy plecaku. Podczas rozgrywki karty można ze sobą mieszać lub grać każdym zestawem osobno. A na czym polega ta gra?

Podczas całej rozgrywki należy wcielić się w różne role, z zależności od tego, jaką kartę się wybierze. Na wykonanie zadania ma się minutę. Za każde poprawnie zrealizowane zadanie można zdobyć od jednego do trzech punktów, w zależności od poziomu trudności. Za łatwe jeden punkt, za średnie dwa punkty, a za trudne trzy punkty. Wygrywa ta osoba lub drużyna, która jako pierwsza zdobędzie 15 punktów, a nagrodą dla zwycięzcy jest możliwość wybrania jednego z dziesięciu wyzwań (są one dołączone do każdego pudełka), które przegrani muszą wykonywać przez 3-5 minut.

Ta gra ma wiele różnych wariantów. Można grać indywidualnie lub drużynowo. Jest wariant błyskawiczny, klasyczny, szlachetny lub filmowy. Żeby urozmaicić grę, można również dodawać swoje zasady, jeśli tylko wszyscy gracze się na to zgodzą.

Cała gra do długich nie należy. Jedną partię można skończyć już nawet w 20/30 minut, a najdłuższa partia nie powinna trwać dłużej niż godzinę, dzięki czemu gra szybko się nie znudzi. Na opakowaniu jest informacja, że w grę może grać od dwóch do dwunastu uczestników, ale myślę, że dwie osoby to za mało, lepiej się w nią gra, gdy jest więcej osób.

Gdybym miała wybrać talię, która najbardziej mi się podobała, to zdecydowanie jest to wersja fantasy. Niektóre wyzwania były dosyć łatwe, ale przy niektórych musiałabym się poddać.

Plusem tej gry, jest to, że każda rozgrywka jest inna, za każdym razem można wylosować inne karty i zadania. Można też niektóre karty na samym początku odrzucić, jeśli czuje się, że nie będą się one nadawały na spotkanie. Zasady są również bardzo proste, wystarczy raptem kilka minut, żeby każdy wiedział, na czym gra polega.

Podczas gry można się pośmiać i miło spędzić czas, ale myślę, że jest ona skierowana raczej do nastolatków lub młodych dorosłych.

Dział: Gry bez prądu
piątek, 04 listopad 2022 20:26

Ród X / Potęgi X

 

Nowy rozdział w historii X-Men! 

Najbardziej rozpowszechniona wizja mutantów (tytułowych X-Menów) to ta ukazana w filmach fabularnych. Jednak komiks „Ród X / Potęgi X” to tym razem zupełnie inna, niezwykle wciągająca historia, która pokazuje, co by się stało, gdyby Profesor X postanowił założyć własne państwo. 

Zarys fabuły

Profesor X chce założyć nowe państwo dla mutantów na wyspie Krakoa. Dzięki zaawansowanej bioinżynierii, rozsianym po całej planecie portalom i staraniom wielu mutantów, chce by inne państwa uznały ich nowy kraj. Pokojowo lub siłą, jeśli zajdzie potrzeba. Ludzkość jednak nie ma zamiaru bezczynnie czekać i bez zastrzeżeń podporządkować się mutantom.

Moja opinia i przemyślenia 

Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „House of X” #1–6 i „Powers of X” #1–6. Już od pierwszych stron można zauważyć, że nie świat X-menów, a same postaci uległy gruntownym zmianom. Widać to szczególnie wyraźnie, jeśli nie jest się na bieżąco z wszystkimi komiksami z tej serii. Sam profesor X, kiedyś idealista chcący koegzystencji normalnych ludzi z mutantami, teraz aktywnie stara się doprowadzić do podziału obu bytów. Nie jest on jednak jedynym bohaterem, który się zmienia. Z tego powodu możemy mówić o pewnego rodzaju resecie serii, który ma ujednolicić i poukładać różne wątki z poprzednich serii w spójną całość. 

Zmiany mogą wydawać się dość drastyczne na szczęście głównym scenarzystą jest Jonathan Hickman, który cieszy się znaczącą sławą wśród czytelników za swoje poprzednie serie (takie, jak na przykład jego „Fantastyczna Czwórka”). Między skokami akcji i kolejnymi rozdziałami pojawiają się dodatkowo często obszerne materiały tekstowe z uzupełniającymi informacjami na temat fabuły, nazw i tym podobnych. Chociaż z pewnością nie każdemu może się podobać potrzeba czytania sporych ilości tekstu, kiedy sięgają po komiks. Wszystko to jednak pozwala nowym czytelnikom wsiąknąć w serię bez potrzeby zaznajamiania się z poprzednimi komiksami serii. Szczególnie że poprzednie wydarzenia z innych dzieł są zaledwie wspominane.

Komiks zaskakuje także znakomitą oprawą graficzną w szczególności tą za którą był odpowiedzialny Pepe Larraz (kreska) i Marte Gracia (kolorowanie). Przedstawiane sceny są znakomicie ujęte i pełne detali. Doskonale ukazują opowiadaną historię. Potęgi X są trochę przyćmiewane przez poprzednika, ale także trzymają wysoki poziom.

Podsumowanie 

„Ród X / Potęgi X” to świetny, ale zupełnie zaskakujący komiks, w którym nic nie jest oczywiste. Opowiada historię tego, co stałoby się, gdyby X-Meni uznali, że nie ma sensu koegzystować z ludźmi. Album jest dobrze narysowany, szczegółowo dopracowany i z pewnością wart polecenia. 

Dział: Komiksy
poniedziałek, 31 październik 2022 17:21

Idefiks i Nieugięci. W tej dzielnicy żadnej łaciny

 

Jest 52 rok przed narodzeniem Chrystusa. Cała Lutecja jest podbita przez Rzymian… Cała? Nie! Grupa nieugiętych zwierząt dowodzona przez Idefiksa nadal opiera się najeźdźcy! 

Jestem wielką fanką przygód Asteriksa, ale o nim chyba już wszystko zostało opowiedziane. Dlatego bardzo ucieszyłam się widząc nowy komiks dla młodszych czytelników „Idefiks i Nieugięci”, który opowiada o przygodach znanych nam z popularnej bajki zwierzaków.

Zarys fabuły 

Po pokonaniu galijskiego przywódcy Kamulogena przez generała Labienusa dzielny piesek Idefiks organizuje ruch oporu, żeby bronić galijskiego miasta przed rzymskim okupantem. Idefiks wraz ze swoją przyjaciółką Frygą, kocicą Przecherą i buldogiem Rygoriksem przychodzi z pomocą tym, którzy ponieśli konsekwencje rzymskiej okupacji…

Komiks składa się z krótkich, przepełnionych dobrym humorem historyjek o Idefiksie i jego przyjaciołach, którzy dzielnie stawiają czoła psom i kotom należącym do Rzymian. Zwierzęta radzą sobie mimo tego, że nie mają do dyspozycji magicznego napoju.

Moja opinia i przemyślenia

Pierwszy album zawiera trzy historie z niespodziewanymi gośćmi, dobrze już znanymi fanom Asteriksa: „Piłeczka Loftki”, „Fluctuat N-Iczk! Mergitur!” oraz „Labienusie, nie dopadniesz mnie!”. Myślę, że w temacie Asteriksa i Obeliksa powiedziane zostało już dosłownie wszystko, a jednak zarys fabularny i klimat historii jest tak świetny, że aż żal byłoby go nie wykorzystać. Dlatego ani trochę nie dziwi mnie, że powstała zwierzęca odsłona, nadająca się dla jeszcze młodszej publiczności. Dodatkowo zeszyt jest kwadratowy i ma na tyle niewielki format, że wygodnie mogą go czytać również mniejsze dzieci. 

Nowy album został narysowany przez Jeana Bastide'a („Ptyś i Bill”) i Philippe'a Fenecha („Kumpelki”), dwóch młodych artystów, którzy starali się utrzymać możliwie jak najbliżej stylu geniuszy René Goscinny’ego i Alberta Uderzo. Muszę przyznać, że świetnie im to wyszło i rysunki z komiksu „Idefiks i Nieugięci” mają iście Asteriksowy klimat. 

Podsumowanie

Jestem bardzo zadowolona, że miałam okazję poznać komiks „Idefiks i Nieugięci”. To przyjemny dodatek do jednej z moich ulubionych serii, jaką od bardzo dawna jest „Asteriks”. Żałuję, że nie istniał za czasów mojego dzieciństwa, ale przynajmniej teraz tytuł mogę podsunąć swoim własnym pociechom. Komiks serdecznie polecam! To świetne historyjki dla nieco młodszych czytelników niż ci, do których skierowane są przygody Asteriksa. 

Dział: Komiksy
czwartek, 05 listopad 2020 17:18

Cud Miód Malina

Bo wiek to tylko liczba, a jeśli coś nas zgubi, to grawitacja i skleroza!*


Chociaż czasami bardzo by się chciało, nie możemy wybrać sobie rodziny. Trzeba przyjąć swoją z tym wszystkim, co nas raduje i przeraża. Wiadomo, że fajnie jest, gdy mamy na kogo liczyć i gdy są ludzie gotowi ruszyć za nami nawet w ogień. Jednak niezwykle trudno jest też żyć z kimś, kto sprawia, że każdy dzień jest wielką niewiadomą i może doprowadzić do załamania nerwowego.


Zarys fabuły


Wraz z Maliną i jej szaloną rodziną składającą się w większości z kobiet wybieramy się do Zielonego Jaru. To tam obok siebie żyją zwykli ludzie oraz wiedźmy i od bardzo dawna wszystkim to pasuje. Chociaż Koźlaczki znają się na czarach, nawet niektóre zasmakowały w czarnej magii, to rodzina jest dla nich najważniejsza. Co prawda ich wywołuje wśród jej członków osobliwe emocje, to zgodnie muszą przyznać, że nuda im niestraszna. Czasem pojawi się trup, ktoś kogoś zamieni w kozę, komuś będzie zależało na uratowaniu dręczonych dzieci i ich mamy, a jeszcze komuś przyjdzie zdecydować, kto jest prawowitym opiekunem pewnej uroczej dziewczynki.


Jeśli chodzi o książki Anety Jadowskiej, biorę w ciemno wszystko, co wyjdzie spod jej palców. Nawet jeśli są to opowiadania, czyli formy nadal do mnie zbyt mocno nieprzemawiające. Po Cud Miód Malina sięgnęłam jednak bez obaw, bo kto jak kto, ale ta autorka potrafi w krótkie treści rewelacyjnie.


Moje wrażenia


Cud Miód Malina to zbiór ośmiu opowiadań, ich narratorem jest głównie Malina, ale przykładowo w jednym cofamy się również do młodości Narcyzy. Każdy z tekstów, to osobne historie, ale czuć, że łączy je duża rodzina. Na wskroś wyjątkowa i niemożliwa do podrobienia. Ich losy bawią do łez, wzruszają, a nawet trochę uczą. Autorka nie boi się poruszać po różnych tematach, tych błahych, tych składających się na prozę życia, a nawet chwytających za serce. Wszystko podane tak, by zadowolić najbardziej wymagającego czytelnika - z dużą dawką emocji oraz wrażeń.


Słów kilka o bohaterach


Panie Koźlaczek, to tak indywidualne i różnorodne osobowości, że trudno napisać o nich w zaledwie kilku słowach. Chociaż są rodziną, mają wspólne geny i pewne cechy, to jednocześnie nie przeszkadza im to w byciu sobą. Co też sprawia, że poprzez to, jak wyglądają, mówią, czy czym się zajmują łatwo odgadnąć, kto kim jest. Trudno nie polubić Maliny, Narcyzy i całej reszty. Mają wady, potrafią irytować (głównie Malinę), ale są szalenie pozytywne i niezawodne.


Na zakończenie


Dawkowałam sobie te opowiadania, bo były tak dobre, że szkoda mi było rozstawać się z Koźlaczkami. Chyba nie potrafię wybrać jednego ulubionego opowiadania, każde miało w sobie coś wyjątkowego. Śmiałam się tak często, że nie jestem w stanie tego zliczyć. Aneta Jadowska idealnie łączy magię z rzeczywistością, doprawia to garścią wyborowego humoru i dużą chochlą emocji. Strasznie lubię u autorki, że nawet w krótkich formach potrafi przekazać wszystko, co trzeba i nie mam poczucia, że brakuje mi czegoś istotnego. Cud Miód Malina nie zawiodła mnie niczym, no może tym, że miała tak mało stron i zbyt szybko musiałam się pożegnać z Zielonym Jarem.


Jestem pewna, że Cud Miód Malina przypadnie niemalże każdemu miłośnikowi wiedźm oraz sporej dawki poczucia humoru. Dodajmy do tego magię, dość specyficzną rodzinę oraz moc kobiecej siły. Taka mieszanka rozproszy każde smutki i zapewni sporo niezapomnianych wrażeń.

Dział: Książki
wtorek, 11 październik 2022 13:32

Zapowiedź: Hanabi. Wielki pokaz

Skuteczna współpraca jest kluczem do sukcesu. Ale co w przypadku, gdy sami nie wiecie, jakie karty posiadacie?
Hanabi: Wielki pokaz ? to gra kooperacyjna, w której wspólnie pracujecie nad tym, by z pomieszanych lontów, rakiet i prochu poskładać odpowiednie zestawy...

Dział: Bez prądu
wtorek, 04 październik 2022 21:34

Fantastyczny Festiwal Wyobraźni StarFest 2022

Fantastyczny Festiwal Wyobraźni StarFest jest interdyscyplinarnym festiwalem poświęconym kulturze, inspirowanej szeroko rozumianą fantastyką. Jedną z największych imprez tematycznych w kraju, inspirowaną Festiwalem Fantastyki Falkon, którego jest w pewnym sensie spadkobiercą. 

Dział: Konwenty
poniedziałek, 03 październik 2022 22:48

Cyberpunk 2077. Sny wielkiego miasta

 

Komiks, którego akcja toczy się w świecie bestsellerowej gry komputerowej Cyberpunk 2077. 

Niedawno nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się już czwarty zeszyt z uniwersum Cyberpunk 2077. Tak jak w trzecim tomie, jego scenarzystą jest Bartosz Sztybor, ale rysunki tym razem wykonali Filipe Andrade i Alessio Fioriniello.

Zarys fabuły

Komiks opowiada o dwójce bohaterów, którzy z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego. Teda, mieszkającego pod miastem rolnika, właśnie opuściła żona, która miała dość biednego życia na farmie. Szczególnie że miasto obok kusi prospektami, a jej mąż, by dorobić sprzedawał swoje wspomnienia jako „braindance” (mieszkańcy Night City za opłatą mogą oglądać je jak film, w którym jednak to oni przejmują rolę głównych aktorów i przeżywają nie tylko sceny, ale też emocje). 

Mirko natomiast wiedzie przestępcze życie wraz ze wspólniczką kradnąc czipy zmarłych niedawno ludzi. Lubi imprezować i oglądać braindance. Pewnego dnia trafia na wspomnienia prowadzącego farmę Teda. Wydają mu się one błogie i sielankowe, zupełnie inne niż nazbyt szybkie, pełne niebezpieczeństw życie w Night City. Teraz po każdej, coraz bardziej niebezpiecznej akcji, które wynajduje im jego towarzyszka, Mirek wraca do braindanców o farmie, gdzie ojciec bawi się w polu kukurydzy z małą córeczką i sprawia wrażenie zadowolonego z życia. Mirko jest coraz bardziej zainteresowany prozą życia i traci motywację do pięcia się po drabince przestępczej. Farma staje się jego obsesją. Gdy z jednej z misji ledwo uchodzi z życiem, postanawia sprawdzić, jak wygląda życie jego marzeń. Czy jednak nie zawiedzie się, gdy w realnym życiu spotka Toda?

Moja opinia i przemyślenia

Czwarty tom z serii „Cyberpunk 2077” ma na celu ukazanie, jak depresyjne jest życie w Night City. Tym razem na zmianę śledzimy losy dwóch bohaterów. Obydwaj żyją kompletnie różnymi życiami i obydwaj cierpią przez miejsce w którym się znaleźli, jednak z zupełnie innych powodów. 

Podobnie jak w poprzednich tomach mamy do czynienia z krótkim opowiadaniem, które nie dłuży się i nie zanudza detalami. Zamiast tego trafnie ukazuje problemy z jakimi mogą borykać się obywatele dystopicznej metropolii. Jak zresztą i całe uniwersum Cyberpunka 2077, historia skłania do przemyśleń o tym, dokąd zmierza nasza cywilizacja. Niestety tym razem mam wrażenie, że ta krótka forma nie służy opowiedzianej w zeszycie historii. Można by było ją znacznie bardziej rozwinąć. 

Od strony graficznej komiks doskonale oddaje cyberpunkowy klimat. Rysownikom udało się świetnie oddać różnice w otoczeniu głównych postaci. Bez problemu ukazują też emocje bohaterów, choć same postacie niekiedy wyglądają wręcz karykaturalnie. 

Podsumowanie 

„Cyberpunk 2077. Sny wielkiego miasta” to mroczny komiks opowiadający o szarych bohaterach, których prawdopodobnie już nigdy później nie spotkamy. Jego celem jest oddanie smutku dystopicznego społeczeństwa i to jak najbardziej się autorom udało. Przyznam, że jestem ciekawa, jaką historię zaoferuje mi kolejny tom z serii. 

Dział: Komiksy
poniedziałek, 03 październik 2022 22:09

Cyberpunk 2077 Gdzie jest Johnny?

 

Na ulicach Night City można sporo usłyszeć, a upadek korporacji to dopiero początek. 

„Cyberpunk 2077. Gdzie jest Johnny?” mimo że oznaczany jako tom trzeci, jest zupełnie oddzielną, choć oczywiście powiązaną uniwersum, historią. Autorem jego scenariusza jest Bartosz Sztybor („Wiedźmin”), a rysunki przygotował Giannis Milonogiannis („Prophet”). 

Zarys fabuły

Zaczynamy śledzić losy reportera zaraz po wybuchu bomby nuklearnej w HQ Arasaki. Lyle Wallace nie odnajduje się w Night City. Jego artykuły starają się wyciągać brudy korporacji i pokazywać nieuczciwości w mieście, jednak na każdym kroku jest uświadamiany, że mieszkańców zupełnie to nie interesuje. Wolą oglądać banalne seriale lub sport, byleby zapomnieć o smutnej rzeczywistości, a jego reportaże w tym nie pomagają. Pewnego dnia zostaje wbrew swojej woli wynajęty do szukania ciała Johnnego Silverhanda, który zginął podczas przeprowadzania niedawnego ataku terrorystycznego, ale rzekomo jego ciało wdziane było po ataku. Wallace zostaje wybrany do zadania, ponieważ informacje o ciele mogą mieć koreańscy nielegalni imigranci sprowadzeni przez Arasakę w roli niewolników, o których Wallace wcześniej zrobił reportaż, za co ci darzą go pewną wdzięcznością. Wy wyniku śledztwa okazuje się ze Koreańczycy zostali opłaceni, by go okłamać, a ciało Johnnego jest tylko zmyłką. Wszystko po to, by Wallace wykopał więcej brudów jednego z niewygodnych wyższych managerów Arasaki, który i tak już utracił część poparcia w korporacji przez poprzednie śledztwo Wallaca.

Moja opinia i przemyślenia 

Opowiedziana w tomie „Gdzie jest Johnny?” historia idealnie wpasowuje się w oryginalny klimat Cyberpunka 2077. Jest mroczna, pełno w niej intryg i kłamstw. Główny bohater jednak, mimo że został wykorzystany, odzyskał nadzieję na to, że jednak jego dziennikarskie śledztwa mogą coś zmienić w mieście i jest sens je prowadzić. 

Komiks jest krótki, ma przejrzystą, dynamiczną akcję i opowiada dość prostą historię. Wydany został w formie zeszytu A4. W przeciwieństwie do poprzednich tomów, w fabule nie znalazło się miejsce na popularne w Night City strzelaniny. Narracja koncentruje się na śledztwie i dialogach. Prosta, przejrzysta kreska ułatwia odbiór komiksu, trudno jednak byłoby ją nazwać urokliwą. Pewnym minusem jest moim zdaniem fakt, że mimo niedawnego wybuchu potężnej bomby, w komiksie w ogóle nie widać spowodowanych przez nią zniszczeń. 

Podsumowanie

„Cyberpunk 2077. Gdzie jest Johnny?” to ciekawie, ale bardzo prosto przedstawiona historia. Komiks czyta się szybko i lekko, choć w odniesieniu do całego uniwersum i dziejących się w nim wydarzeń, sprawia wrażenie dość płytkiego. Myślę jednak, że to dobra kontynuacja i z pewnością nie najsłabsze ogniwo serii. 

Dział: Komiksy