kwiecień 19, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Czwarta Strona

piątek, 09 luty 2018 19:48

Pusta noc

Tematyka słowiańska, demony, umarlaki i polskie urban fantasy to ostatnio temat bardzo oblegany na rynku rodzimej fantastyki. Właśnie w tym kierunku podążyła także Pulina Hendel w drugim w swojej młodej karierze cyklu. Jak prezentuje się jej Żniwiarz?

Mówią, że demony, zabobony i czary odeszły już do przeszłości. Czy na pewno?
Na pierwszy rzut oka Magda jest zwykłą dwudziestolatką. Czas wypełnia jej praca w małej księgarni oraz obowiązki domowe. To jednak tylko pozory, gdyż w wolnych chwilach, zamiast spotykać się z rówieśnikami, Magda tropi upiory rodem ze słowiańskich wierzeń. Z krainy umarłych ucieka najpotężniejsza istota, z jaką żniwiarze kiedykolwiek musieli się zmierzyć. Tymczasem między Magdą a Mateuszem, tajemniczym chłopakiem, który niedawno wprowadził się do miasteczka, zawiązuje się nić sympatii. Dziewczyna pokazuje Mateuszowi świat słowiańskich wierzeń, nie mając pojęcia, że już wkrótce ona i jej przyjaciele znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

To, co przyciągnęło mnie do sięgnięcia po książkę to przede wszystkim opis i świat, który autorka stworzyła na kartach swojej powieści. Nie ukrywam, że demony, powracające z martwych istoty, duchy, to rzeczy, które lubię w fantastyce. W dodatku książkę poleca sama Maja Lidia Kossakowska, która wydała na świat jakże dobrego Siewce Wiatru (i jego kontynuację). Trzecim aspektem jest okładka, która przyciąga zdecydowanie wzrok z księgarskiej półki, budzi ciekawość wnętrza. Czy cała oprawa jest warta treści? Muszę przyznać, że po lekturze pierwszego tomu mam lekki niedosyt...

Pusta noc jest pierwszym tomem trylogii Żniwiarz. Tomem, który jest napisany zadziwiająco poprawnie. Miałem lekkie wątpliwości, głównie przez nieznane mi wcześniej nazwisko autorki. Paulina Hendel całkiem fajnie radzi sobie z rozbudowywaniem fabuły, wątkami pobocznymi, czy nakreślaniem postaci. Jednakże jeśli chodzi o fabułę i akcję, jest nieco gorzej. Przede wszystkim brakowało mi owej mitologi słowiańskiej, która to domniemaną wizytówką powieści. Niektóre elementy powieści, głownie w sferze fantastycznej, są zbyt oczywiste dla autorki, przez co cierpi czytelnik. Brakuje mi bardziej szczegółowych opisów egzorcyzmów, broni którą bohaterowie używają do walki ze złem, tajemniczej mieszanki ziół która odpycha obce siły. Sama postać Żniwiarza jest nakreślona, w moim odczuciu, dość powierzchownie. Te małe uszczerbki powodują, że fabuła wydaje się mało dopracowana.

Pusta noc jest powieścią napisaną poprawnie. Wydaje mi się jednak, że pomysł i chęć stworzenia oryginalnej powieści nieco przerosły umiejętności autorki. Mimo wszystko jednak skuszę się na tom numer dwa, bo mimo wszystko, Paulina Hendel ma w sobie potencjał, który - mam szczerą nadzieję - pozwoli jej na wyszlifowanie niedociągnięć.

Dział: Książki
poniedziałek, 04 grudzień 2017 14:12

Okrutna pieśń

Wydawnictwo Czwarta Strona zapowiedziało na 17 stycznia 2018 r. pierwszy tom bestsellerowej amerykańskiej serii „Świat Verity”. Autorka głośnych „Odcieni magii” powraca w wielkim stylu!

Kate Harker i August Flynn są następcami przywódców podzielonego miasta – miasta, gdzie z przemocy zaczęły rodzić się prawdziwe potwory. Kate chciałaby dorównywać bezwzględnością ojcu, który pozwala potworom wałęsać się po ulicach, a ludziom każe płacić za ochronę. August chciałby być człowiekiem, mieć dobre serce i odgrywać większą rolę w obronie niewinnych przed potworami – niestety sam jest jednym z nich. Może ukraść duszę, wygrywając pieśń na swoich skrzypcach. Jednak Kate odkrywa jego tajemnicę...

Dział: Książki
niedziela, 26 listopad 2017 17:12

Motywy osobiste

Po książki Aleksandry Marininej sięgam bez zastanowienia. Była pracownica milicji i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji w swojej twórczości łączy opowieść o codzienności stróżów prawa, skomplikowane wątki kryminalne i historie ludzi. W powieściach z cyklu o major Kamieńskiej to właśnie ludzie i ich losy stają się najbardziej interesującym pisarkę tematem i to niezwykłe opowieści z przełomu tysiącleci i przełomu epok w Rosji wychodzą na pierwszy plan. Nie inaczej jest w najnowszej wydanej po polsku książce – „Motywach osobistych”.

Anastazja Kamieńska, emerytowana policjantka i obecna pracownica prywatnej agencji detektywistycznej, ma do rozwiązania kolejną sprawę. Tym razem do agencji jej przyjaciela trafia Walentina Jewtiejewa, pochodząca z prowincjonalnego Jużnomorska córka wybitnego chirurga dziecięcego. Walentina przyjeżdża do Moskwy, by w stolicy Rosji szukać osób, które pomogą jej odkryć tajemnicę zabójstwa ojca. Klientka okazuje się problematyczna, z góry wyklucza niektóre możliwe wersje wydarzeń, a Kamieńska z ulgą wita fakt, że do Jużnomorska wybiera się bez Walentiny, za to z mężem. Tymczasem okazuje się, że historia zabójstwa doktorat Jewtiejewa sięga znacznie dalej, aż do stolicy, a zamieszane jest w nią małżeństwo uroczych staruszków – miłośników wysokiej kultury – artysta malujący portrety ludzi z półświatka oraz jego niezwykły zleceniodawca. W tej sprawie każda hipoteza może okazać się tak samo prawdziwa, a Kamieńskiej przyjdzie oprzeć się nie tylko na twardych dowodach i swojej wyjątkowej umiejętności kojarzenia faktów, lecz także na zebranych przez lata pracy w organach państwowych znajomościach.

„Motywy osobiste”, choć doskonale wpisują się w ramy kolejnych części cyklu o Kamieńskiej, pozostawiły mnie ze sporym niedosytem. Obszerna powieść jest bardziej obyczajówką niż kryminałem, ponieważ wątek kryminalny wydaje się niedopracowany i wciśnięty na siłę, by połączyć historie poszczególnych bohaterów. Rzadko zdarzają się u Marininej tak pretekstowe główne wątki. Można też zauważyć swoisty recykling motywów, które autorka wykorzystywała już wcześniej – i zemsty, i pary niewinnych staruszków, i tragedii z przeszłości, i zamordowanych prostytutek. Wszystko już było, a „Motywy osobiste” dają poczucie, że obcujemy nie z nową powieścią, lecz z kompilacją wcześniejszych tekstów.

Jeżeli chodzi o polskie wydanie, nie ma ani zaskoczenia pozytywnego, ani rozczarowania. Ładna okładka, tłumaczenie dość wierne i poprawne, choć bez porywających fajerwerków stylistycznych (czego zresztą nie ma i w oryginale). To samo można odnieść do całej książki – jest poprawna. Ani spektakularnie zła, ani wyjątkowo dobra. Jak na część cyklu o Kamieńskiej – ważna dla fabuły serii, a sama w sobie przeciętna. Fani pisarki powinni koniecznie przeczytać. Cała reszta – może.

Dział: Książki
wtorek, 12 wrzesień 2017 13:03

Porzuć swój strach

Marek Bener, dziennikarz oraz właściciel toruńskiego tygodnika, od kilku lat bezskutecznie poszukuje ukochanej żony, Agaty. Nowy trop w sprawie zaginięcia żony nieoczekiwanie może podsunąć inne śledztwo, dotyczące odnalezienia córki pewnego biznesmena, Moniki Żelazny. Bener z każdą chwilą jest coraz bardziej pewny, że dziewczyna posiada informacje o jego żonie. Jednak im bardziej główny bohater zagłębia się w śledztwo, im więcej kłamstw usłyszy z ust rodziny Żelazny, tym więcej komplikujących wszystko kwestii wychodzi na jaw. Co więcej, za zaginięcie Agaty może być odpowiedzialny zmarły teść Marka...

Z twórczością pana Roberta Małeckiego spotykam się po raz pierwszy. Nie miałam pojęcia, czy spodziewać się dobrej, mocnej lektury, czy raczej byle jakiego śledztwa i ogólnej "bylejakości". Oczywiście, nie przeczytałam tomu pierwszego, więc kolejną zagwozdką było to, czy odnajdę się w kontynuacji. Powiem Wam szczerze, że trafiłam na kawał dobrej literatury. I z niecierpliwością oczekuję tomu trzeciego. A jaki z tego wniosek? Warto sięgać po rodzimych autorów, którzy nierzadko są o wiele lepsi, niż ci zagraniczni.

Marek Bener jest doskonale znany w toruńskim społeczeństwie i to nie tylko z tego, że prowadzi lokalny tygodnik. Jest przy tym doskonałym detektywem, choć w tej roli pojawia się raczej jako "amator". Dlatego też po zaginięciu Moniki, jej ojciec kieruje swe kroki najpierw do Benera, a nie na policję. Wie, że toruński dziennikarz odnajdzie zaginioną. Żelazny nie zdaje sobie jednak sprawy, że skrywane tajemnice również ujrzą światło dzienne...

Ta książka jest fenomenalna! Z każdą kolejną stroną pula pytań  rośnie, a kolejne, przewijające się w lekturze postacie, wcale nie pomagają w uzyskaniu odpowiedzi. Ba, wręcz przeciwnie- "dzięki" nim ich ilość tylko się zwiększa. Po raz pierwszy w mojej "karierze" czytelniczej wciągnęła mnie historia, w której między innymi mowa o tzw. "bossach", czyli miasteczkowym półświatku. Zazwyczaj takie lektury odrzucały mnie na starcie, tu jednak spotykanie się z mroczną stroną miasta miało swój cel- dotarcie do Moniki, a co za tym idzie być może uzyskanie odpowiedzi na pytanie, co stało się z Agatą. I czy nadal żyje. Akcja płynie silnym strumieniem, podczas lektury nie można się nudzić. Kolejne wydarzenia są niczym magnes, przyciągający nas do powieści. Nie można od niej uciec, chce się tylko czytać, póki nie dotrzemy do ostatniej strony.

Nie od dziś wiadomo, że ludzie skrywają wiele tajemnic. Jak się okazuje, ludzie, którym również powinno leżeć na sercu dobro Agaty, posiadali ważne informacje, skrzętnie ukrywając je przed Markiem. Owszem, wierzyli, iż działają w jak najlepszym interesie zaginionej, a jednak ich milczenie z każdym dniem zmniejszało szansę na uratowanie kobiety. Określiłabym to jako ślepą wiarę w to, że porywacze posiadają jakiekolwiek ludzkie uczucia. A przecież to praktycznie niemożliwe... Koniec tomu drugiego, choć dał czytelnikowi odpowiedzi w kwestii zaginięcia Moniki Żelazny, jeszcze bardziej zapętlił przypadek zaginięcia Agaty Bener. Mam ogromną nadzieję, że tom trzeci będzie tym, w którym Marek Bener wreszcie zazna spokoju ducha.

Jeśli poszukujecie dobrej, intrygującej lektury na te coraz zimniejsze dni, a jednocześnie nudzą Was książki, w których nic się nie dzieje, sięgnijcie po serię Roberta Małeckiego. Gwarantuję, iż nie będzie to czas zmarnowany.

Dział: Książki
wtorek, 22 sierpień 2017 18:58

Furia

Dochodzeniowcy to łajzy, które się nie znają na rzetelnej robocie. Potrafią tylko produkować papiery. Prawdziwa policja to robota operacyjna, którą wykonujemy. Jeździmy, łazimy, węszymy, gadamy, podglądamy, czyli zbieramy informacje. Prawdziwe, unikalne, autentyczne informacje. Oni mają tylko je potwierdzić. Tymczasem co robią? (...) Partolą. My przynosimy towar, oni mają tylko go opakować, podpisać i zanieść prokuratorowi. I co? I jajco.

Muszę przyznać, że po przeczytaniu opisu, który znajduje się z tyłu książki „Furia” Michała Larka, miałam wrażenie, że będzie to nie tylko kiepska, ale i chamska podróbka Jo Nesbo. Jednak bardzo miło się zaskoczyłam. Autor daje nam świetną historię, ze świetnymi postaciami (no prawie wszystkimi, ale o tym później) i dość nieoczywistym motywem zbrodni. Choć jak na mój gust powieść była troszkę za bardzo przepełniona erotyzmem, przez co dla mnie w pewnych momentach była niesmaczna.

Fabuła zaczyna się całkiem jak tego typu kryminał. Ot trup kobiety. W pierwszej chwili policja stawia na motyw rabunkowy połączony z gwałtem. Jednorazowy wybryk. Sprawy komplikują się kiedy pojawiają się kolejne ciała, a kobiety niekonieczne były zgwałcone. Okazuj się, że mają do czynienia z seryjnym mordercą. Świadkowie jednogłośnie wskazują na czarującego przystojniaka, który na pewno żadnej z kobiet nie trzymał przy sobie siłą. Sprawę z początku prowadzi legenda poznańskiego policji – Harry, którego prawdziwe imię poznajemy dopiero na końcu książki oraz Katia, świeżynka na tym posterunku.

I w tym momencie zatrzymam się na chwilę. Bo o ile Katia (wraz z resztą bohaterów) wzbudziła moją niesamowitą sympatię i chciałabym poczytać o ich dalszych losach. O tyle Harry jak dla mnie jest nadętym bucem z nałogami, który niszczy życie sobie i innych. Na szczęście nie musiałam go długo znosić. Wydaje mi się, że jego postać mogła zostać nieco lepiej wykreowana. Byłoby miło gdyby „zajebisty” Harry miał jednak jakieś wady, oprócz słabości do alkoholu i seksu.

Chciałabym również odnieść się do tytułu, który świetnie oddaje praktycznie każdy moment książki. Tytułowa „Furia” może się odnosić do motywu zbrodni, do zachowania Katii jak również do zachowań poszczególnych bohaterów całości.

Podsumowując: książkę polecam wszystkim tym, którzy tak jak ja kochają seryjnych morderców, nietuzinkowych bohaterów i kobiece postaci, które nie potrzebują ratunku na każdym kroku. Jednak jeśli komuś przeszkadzają podteksty seksualne i erotyczne sceny, powinien sobie tę pozycję odpuścić.

Dział: Książki
poniedziałek, 07 sierpień 2017 19:07

Powtórka

Debiutankcka powieść Marcela Woźniaka zabiera nas do Torunia, miasta słodkiego od pierników, lecz także gorzkiego od tajemnic i niewyjaśnionych zbrodni sprzed lat.

Leon Brodzki to przykład detektywa - gliny idealnego. Przystojny, osiągający ogromne sukcesy w policji, myślący nieszablonowo, ale także zmęczony okrucieństwem ludzi i swoją pracą. Dlatego gdy nadchodzi pierwszy dzień jego emerytury, ma nadzieję odpocząć i naprawić wątłe stosunki z dorosłą już córką. Niestety, nie jest mu dany spokój. Morderstwo popełnione w samym centrum miasta do złudzenia przypomina to sprzed lat, którego pozytywny finał był zasługą Leona. Zostaje zmuszony do powrotu na komendę. Czeka go powtórka z dawno już zamkniętej sprawy – dotychczas najtrudniejszej w jego karierze.

Przyznaję szczerze – to co mnie skłoniło do sięgnięcia po tą książkę to to, że jej akcja toczy się w moim rodzinnym mieście. Byłam niezwykle ciekawa, jak to będzie móc przeżywać akcję powieści w miejscach i na ulicach, które znam od dziecka. Nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, że to kryminał, do tego zapowiadający się dość mrocznie i interesująco. Dlatego w fabułę wpadłam jak kamień w wodę – przepadłam.

Chciałoby się rzec, że trup ściele się gęsto, ale niestety. Trup jest jeden (przynajmniej przez większość opowieści), do tego po dość krótkim czasie traci na znaczeniu. Ważniejsza w fabule jest tytułowa powtórka – powrót do głośniej na całą Polskę zbrodni sprzed lat. Łączenie wątków, odnajdywanie powiązań, nowe dowody do starej sprawy kryminalnej stanowią główną oś fabuły. Do tego dochodzi wewnętrzna walka Leona, który po spędzeniu całego życia w policji jest zmęczony, lecz nadal zdziwiony poziomem ludzkiego okrucieństwa. Jego problemy osobiste także nie pomagają mu w rozwiązaniu sprawy mimo, że jej finał oznaczałby dla niego zasłużoną emeryturę.

Sama akcja książki początkowo jest dość spokojna. Rozkręca się powoli, autor dba o to, aby nie przekazać czytelnikowi zbyt wielu faktów naraz. Jest oszczędny w poszlakach, nowych dowodach, wyjaśnieniach spraw sprzed lat. Trochę gra na nosie czytelnikowi, podrzucając mu niby to i owo, jednak w żaden sposób niczego nie wyjaśniając. Przeciwnie – mistrzowsko komplikuje fabułę i zaciemnia obraz. Sam Brodzki jakby idzie tym tropem – gubi się, kluczy, nie rozumie co się dzieje, robi jeden krok w przód i dwa w tył. Morderca za to nie ułatwia mu sprawy i mimo stopniowego odkrywania nowych poszlak, staje się coraz bardziej tajemniczy, bawiąc się zagubieniem Leona.

Z czasem fabuła nabiera tempa, rozpędza się, wszystko zaczyna składać się w spójną i logiczną całość. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom! Rozwiązanie sprawy i namierzenie mordercy, a także jego motyw są tak zaskakujące, że naprawdę ciężko na nie wpaść samemu. Akcja kluczy, gmatwa się, teraźniejszość miesza się z przeszłością, a demony nie śpią i są gotowe w każdej chwili zaatakować ze zdwojoną siłą. Są pościgi, tajemnice, zdrady, a krew wsiąka w brukowane toruńskie uliczki Starówki.

Pan Woźniak, jako absolwent toruńskiego Uniwersytetu i człowiek od lat blisko z Toruniem związany, potrafił w bardzo trafny sposób scharakteryzować poszczególne miejsca w tym mieście. Opisując je wielokrotnie uraczył mnie ciekawostkami na temat poszczególnych miejsc czy budynków, wspomniał wielokrotnie o kultorych postaciach toruńskiej społeczności, co – nie przeczę – sprawiło mi ogromną przyjemność. Jednak spieszę z wyjaśnieniami – pod względem umiejscowienia fabuły będzie to lektura miła nie tylko dla mieszkańców Grodu Kopernika. Każdy znajdzie tu wiele interesujących faktów na temat tego miasta, mistrzowsko wplecionych w fabułę. Sprawia to, że książka nabiera trochę lekkości i mimo mrocznego klimatu całej powieści, nie przytłacza. Ironiczne poczucie humoru autora oraz umiejętność stopniowania napięcia i zaskakiwania czytelnika sprawia, że od książki trudno jest się oderwać.

Same postacie w książce są ciekawe, realistyczne i stworzone z niezwykłą precyzją. Interakcje między nimi są naturalne, a znajomość ludzkiej psychiki dodaje, szczególnie Brodzkiemu, autentyczności. Wiedza autora na temat realiów policyjnego śledztwa oraz atmosfery komisariatów sprawia, że cała książka nabiera niezwykłej wiarygodności i profesjonalizmu. Zakończenie natomiast wbija w fotel i pozostawia czytelnika z poczuciem niedopowiedzenia oraz budzi ogromny apetyt na poznanie dalszych losów Leona.

„Powtórka” to niezwykłe dzieło, świetnie napisany kryminał z akcją prowadzoną w sposób skomplikowany, z ciekawymi postaciami i mistrzowskimi zwrotami akcji.

Dział: Książki
wtorek, 30 maj 2017 20:50

Biegacz

Zanim zapadłem w rwany, nerwowy sen, postanowiłem, że dam sobie wreszcie spokój z tą całą historią. Kim ja w końcu byłem, żeby uporczywie wracać do czegoś, czego nie rozumiałem i nie byłem w stanie wyjaśnić? Prostym belfrem, któremu przez chwilę wydawało się, że może zostać komisarzem Wallanderem. A w rzeczywistości wystawił się na pośmiewisko. Okrutne, bo podszyte krańcową naiwnością.

Muszę przyznać, że do pozycji pod tytułem „Biegacz” podchodziłam ostrożnie (z resztą, jak do większości polskiej literatury). Nie byłam pewna czy afery ekologiczne i komunistyczne tajemnice są konkretnie z mojej bajki. Dlatego byłam naprawdę miło zaskoczona kiedy okazało się, że Piotr Bojarski stworzył coś, co wciągnęło mnie od pierwszych stron. Chciałam od razu wiedzieć co tak naprawdę stało się z Janem Kucharskim i w jakie bagno wdepnął główny bohater.

Książka zaczyna się z pozoru niewinnie. Bogdan Popiołek, nauczyciel historii w gimnazjum, postanawia rozpocząć „karierę” biegacza. Truchtając w pobliskim lesie spotyka naburmuszonego, starszego jegomościa, który nie odpowiada na jego przywitanie. I pewnie szybko zapomniałby o tym spotkaniu, gdyby na następny dzień nie okazało się, że Jan Kucharski (bo tak nazywa się denat) nie żyje, a Popiołek był prawdopodobnie ostatnią osobą, która widziała go żywa. Jako porządny obywatel, Bogdan udaje się na policję w celu złożenia zeznań, gdzie niestety zostaje potraktowany jak zbzikowany staruszek. Główny bohater postanawia na własną rękę dowiedzieć się, co stało się tego feralnego dnia na leśnej ścieżce. Nie spodziewa się jednak, że jego zabawa w detektywa może skończyć się tragicznie również dla niego.

Piotr Bojarski stworzył świetny kryminał z genialnym podłożem historycznym (czasy komunizmu) oraz niezwykle realnym głównym bohaterem. Bogdan Popiołek jest bowiem zwykłym, szarym „Kowalskim”, który postanowił zabawić się trochę detektywa na stare lata. Ma wzloty i upadki. Widać, że nie jest to postać idealna, która radzi sobie w każdej sytuacji. Bojarski poprowadził fabułę tak, by jedna poszlaka wynikła z drugiej, ale nie zabrakło tam również ślepych zaułków i zwątpienia we własne możliwości.
Ciężko natomiast odnieść się do jakichkolwiek postaci drugoplanowych, bo odnoszę wrażenie, że ich zwyczajnie nie ma. Przewija nam się tle właściciel lokalnej gazety, inny gimnazjalny nauczyciel, sąsiad głównego bohatera. Nikt z nich jednak nie zrobił na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia.

Podsumowując. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, aczkolwiek miała jeden minus – dość szybko domyśliłam się (mimo zawiłej fabuły) rozwiązania sprawy. Ale być może, to dlatego, że czytam za dużo kryminałów.

Dział: Książki
poniedziałek, 23 styczeń 2017 11:51

Tylko umarli wiedzą

Ryszard Ćwirlej w drugiej części cyklu o przygodach policjanta Antoniego Fischera, zatytułowanej “Tylko umarli wiedzą” z właściwym sobie mistrzostwem przenosi nas w lata trzydzieste XX wieku. W okres politycznych przepychanek, rodzącego się nazizmu, powojennego zagubienia zwykłych ludzi, których polityka i traktat wersalski przedzieliły granicami, podczas gdy historia i wspólne przeżycia uczyniły przyjaciółmi. W takiej oto scenerii znów trafiamy do Poznania, by ponownie spotkać się z Antonim Fischerem.


Tym razem jednak to nie Poznań jest głównym miejscem akcji, zaś sam Fischer wraz z rodziną wyrusza do Schneidemuhl (dzisiejszej Piły). Pozornie na urlop, w rzeczywistości - z ważną misją rangi państwowej. A że kiedyś uratował niejakiego Adolfa Hitlera, aspirującego do roli kanclerza, to i szanse na sukces ma duże. I trafia w sam środek serii morderstw działaczy komunistycznych. A to wszystko tuż przed przybyciem owego Hitlera do Schneidemuhl na wiec. Pozornie prosta sprawa zaczyna się komplikować, gdy do akcji wkracza pewnien młody, zakochany i przede wszystkim ambitny policjant. Ale więcej spoilerować nie będę.


Ryszard Ćwirlej, co dla niego charakterystyczne, bez najmniejszego problemu wchodzi w atmosferę tamtych czasów. Jego opisy radykalizującego się społeczeństwa, coraz liczniejszych antagonizmów polsko - niemieckich i niemiecko - żydowskich przywołują w wyobraźni wiece jakie możemy oglądać w filmach dokumentalnych z tamtych czasów. Na tym tle widać dramaty zwykłych ludzi, którzy nie do końca zgadzając się z polityką Hitlera, próbują ratować swe relacje z Żydami i Polakami, wiedząc, iż jeśli naziści dojdą do władzy świat z pewnością się zmieni, chociaż nie do końca są przekonani czy na lepsze.


Autor jak zwykle wprowadza mnóstwo postaci, co wymaga sporej dyscypliny przy czytaniu, lecz bez których całą historia nie byłaby ani tak fascynująca, ani pełna. Ćwirlej kluczy, podrzuca fałszywe tropy, by w charakterystyczny dla siebie sposób zamknąć opowieść w zaskakujący sposób.


“Tylko umarli wiedzą” czyta się fenomenalnie. Książka napisana piękną polszczyzną, bez gwary, z charakterystyczną dla okresu międzywojennego elegancją. I chociaż książka stanowi zamkniętą całość, to już nie mogę doczekać się kolejnej, trzeciej części cyklu o przygodach Antoniego Fischera. A książkę oceniam na w pełni zasłużone 6.

Dział: Książki
środa, 07 grudzień 2016 10:00

Andumenia. Przebudzenie

Minęło już 120 lat od wielkiej, wygranej dla Andumenii bitwy z Zineanem. Jednak po upływie tylu lat kraj ponownie znajduje się na granicy nie tylko bankructwa, ale i kolejnej wojny. Sabana Chineal decyduje się na przebudzenie skrzydlatych generałów armii, uśpionych dzięki specjalnemu zaklęciu. Ponownie mają stanąć na czele armii, aby bronić ukochanego kraju. Jednak władczyni Andumenii zleca przebudzenie zaledwie kilku spośród ocalałej grupy skrzydlatych wojowników, a wśród nich nie ma Krwawej May, jednej z najgroźniejszych wojowniczek. Wierząc w niezwykłe, wojenne zdolności kobiety oraz pokłady sprytu, jeden z Przebudzonych, Albin Ohendenn, wybudza May Verteri w tajemnicy, kryjąc ją przed dworem, ale i przed przyjaciółmi. Ale czy ta niepokorna kobieta może żyć w zamknięciu... ?

Byłam bardzo ciekawa, czy pochlebne słowa o utworze pani Moniki Glibowskiej okażą się prawdą. Często  spotyka się bowiem książki, które prócz magnetycznej okładki nie mają nic więcej do przekazania- ani ciekawej historii, ani żadnego morału dla czytelnika. Po otworzeniu paczki od wydawnictwa moim oczom ukazało się... tomiszcze. Ponad 700 stron to nie lada wyzwanie! Ale też możliwość podróży po fascynującym świecie... i tak było w przypadku Andumenii.

Kraj władany przez sabanę Chineal znowu jest w niebezpieczeństwie. Władczyni, zamiast przeznaczać większe sumy na armię, wydaje niemal wszystko na rozrywki, biżuterię, etc. Legenda głosi, że kiedy kraj znajdzie się w potrzebie, generałowie powstaną, by bronić lud przed śmiercią. Stąd też pomysł, aby wybudzić ich z trwającego ponad sto lat snu. Jednak przy zbyt małej liczbie chętnych do zaciągnięcia się do armii, a przy tym braku środków, nawet generałowie nie są w stanie wyszkolić ludu na wojowników. Czy Andumenii grozi więc klęska... ?

Pani Glibowska skonstruowała świat, w którym króluje magia, skrzydła i pragnienie wolności. W ilości spisków czasem łatwo się pogubić, ale całość czyta się niemal bez tchu. Może się mylę, ale postać sabany kojarzyła mi się ze Stanisławem Augustem Poniatowskim, który to również kosztowności lokował raczej w sztuce, niż w wojsku. 

Świat światem, ale również kreacja bohaterów zasługuje na pochwałę. Te postacie są bardzo realne (mimo, że skrzydlate, co przecież w rzeczywistości nie ma miejsca). Oczywiście największą uwagę przyciąga May Verteri, zaprawiona w boju generał, która ani chwili nie usiedzi bez spisku, tworzenia zaklęć czy wykradania magicznych ksiąg. Od samego początku nie wiemy, co tak naprawdę jest jej celem- walka o dobro ojczyzny, a może własny interes. Skrzydlata generał jest kobietą twardą, mimo ciężkiego przebudzenia nie zostaje w tyle, ba, nawet udaje jej się stworzyć większy oddział. Jest bezczelna, arogancka i żądna władzy. Jeśli ktoś stanie jej na przeszkodzie, to nie obawia się go... uśmiercić. Doskonała z niej aktorka, prawie każdego potrafi przeciągnąć na swoją stronę i zmanipulować tak, by zrobił to, czego ona pragnie. Doprawdy, intrygująca postać. W niektórych książkach bohater o twardym charakterze w toku historii łagodnieje, z różnych przyczyn. Generał May od początku do końca skupiona jest na sobie i własnych planach.

Wisienką na torcie okazało się zakończenie. Jeżeli pani Glibowska nie przyciągnęłaby mojej uwagi wcześniej, to na pewno zrobiłaby to finiszem. Jest... zaskakujący. Rozwinąć tej opinii nie mogę, aby nie zdradzić Wam zbyt wiele. Powiem tylko tyle- z niecierpliwością czekam na kolejne tomy, bo wierzę, iż takie się pojawią.

Dział: Książki
poniedziałek, 28 listopad 2016 12:33

Świt, który nie nadejdzie

Ernest Wilmański to były pięściarz, który w poszukiwaniu lepszego życia wyruszył do Warszawy. Jednak od samego początku przewrotny los rzuca mu kłody pod nogi- ratując z opresji młodą złodziejkę naraził się grupie przestępczej, Bannikom. A oni nie zapominają własnych krzywd... Mimo tego Ernest ma wiele do zaoferowania hersztowi bandy, Fryderykowi Hertz. I nie omieszka uciec się do szantażu czy rozwiązania siłowego, by osiągnąć to, czego pragnie.

Do tej pory nie miałam styczności z twórczością pana Remigiusza Mroza; jednak czytając niemal same pochlebne opinie na różnych portalach czy nawet pytając o zdanie znajomych stwierdziłam, że warto. Mój wybór padł na niedawną premierę. I przyznam, że pozytywne noty jak najbardziej należą się autorowi.

Wilmański to twardy mężczyzna, którego (jak mawia przysłowie) gdy wyrzucisz drzwiami, to wejdzie oknem. Co prawda nie planował pracować jako członek gangsterskiej grupy, ale los po raz kolejny spłatał mu figla. Morderstwa, narkotyki, agresja i Eliza Zarzeczna, policjantka, której oddech nieustannie czuł na karku- to jego nowa rzeczywistość. 

Rzecz dzieje się w przedwojennej Warszawie, jednak ja przez cały czas trwania lektury miałam wrażenie, jakbym przeniosła się na Dziki Zachód, gdzie królują przyodziani w kapelusze kowboje. Naprawdę można poczuć się jak w westernie! Do tego dodajmy, że miasto opanowane jest w całości przez różne, "konkurencyjne" grupy/ mafię, a wyłącznie jednostki (mam tu na myśli Zarzeczną) starają się ponownie wprowadzić pokój do Warszawy. Czy to jednak jest jeszcze możliwe?

Autor podkreślił, jak nisko oceniano kobiety w służbie mundurowej. Wspomniana już Eliza dopiero co wstąpiła w szeregi "Policji kobiecej", ale już od samego początku spotkała się z nieprzychylnymi komentarzami, śmiechem czy kpinami. Mundur znaczył wiele, jednak odziana w niego kobieta- już nie. Tak naprawdę opłacana przez Hertza policja nie zamierzała wcinać się w gangsterskie porachunki, dbając o własne dobro. Cała rzecz dzieje się pomiędzy ugrupowaniami, przewodzącymi miastu. Policja znajduje się gdzieś w tle i -jak to zazwyczaj bywa- przedstawiona jest jako skorumpowana garstka osób bez sumienia i chęci naprawiania świata. 

Świt, który nie nadejdzie jest gangsterską historią, osadzoną w przeszłości. Pan Mróz bardzo dobrze oddał atmosferę tamtych czasów. Kolejnym pozytywnym aspektem są wykreowani przez niego bohaterowie, ponieważ nie są to zwykłe, szare i papierowe postacie, o których szybko się zapomni. A wręcz przeciwnie, wyobraźnia autora stworzyła człowieka niemal z krwi i kości. Ogromny ukłon dla pisarza za ilość intryg, nieustającą akcję oraz stworzenie historii tak ciekawej, że aż magnetycznej. Teraz już wiem, czemu Polska oszalała na punkcie twórczości pana Mroza.

A już prawdziwą "wisienką na torcie" okazało się zakończenie. Wyobraźcie sobie- ring, a na nim dwóch przeciwników. Obaj coraz bardziej opadają z sił, a stawka, o jaką walczą, jest niezwykle wysoka. Nagle jeden z nich upada i... zapada ciemność. Czytelnik nie wie, co dalej. I tu niespodzianka, bo autor daje nam coś, na co decyduje się niewiele literatów- możliwość dopisania sobie takiego zakończenia, jakie naszym zdaniem będzie odpowiedniejsze. Co prawda sama zazwyczaj stawiam na gotowe rozwiązania (uwielbiam, kiedy na końcu wszystko wychodzi na jaw i nie muszę się głowić nad tym, co kierowało bohaterami), to przyznam, że pomysł był dobry. 

Myślę, że osoby znające już twórczość pana Remigiusza Mroza i bez mojej zachęty sięgną po tę pozycję. A jeżeli ktoś (jak ja) jeszcze nie zdecydował się na lekturę, to serdecznie zapraszam- nie będziecie żałować!

Dział: Książki