sierpień 05, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Bis

czwartek, 05 wrzesień 2019 00:41

Konkurs: Imperium ciszy

Galaktyczny rozmach „Diuny” połączony z epickim klimatem „Imienia wiatru”.

Genialna wizja bohatera-tyrana w kosmosie – pierwszy tom nowej serii science fiction „Pożeracz Słońc”.

Ludzkość ma go za bohatera: człowieka, który zmiótł z nieba ostatnich obcych, Cielcinów. Oni uważają go za potwora: diabła, który zniszczył słońce, przy okazji unicestwiając miliony istnień. Ale Hadrian nie był bohaterem ani potworem. Nie był nawet żołnierzem.

Dział: Zakończone
wtorek, 03 wrzesień 2019 07:01

Imperium ciszy

"Wiedza jest matką głupich. Największą częścią mądrości człowieka jest poznanie swojej ignorancji."

Sięgając po tę książkę przygotujcie się na porcję mocno rozbudowanej przygody. Christopher Ruocchio dołożył wszelkich starań, aby czytelnik nie tylko przeniósł się wyobraźnią do atrakcyjnego świata głównego bohatera, w zasadzie licznych światów, ale także całkowicie został przez nie pochłonięty, dbając o każdy szczegół, wzbudza u czytelnika pragnienie odkrywania kolejnych skrawków kosmosu. Odpowiadał mi ten przepych objaśnień, charakterystyk i portretów, doskonale wyczuwałam, że przedstawiona rzeczywistość ma znamiona realności i prawdopodobieństwa, oczywiście z domieszką zajmującej  i ekscytującej fantastyki. Wkraczałam w nią z uwagą, zaciekawieniem i przyjemnością, jednocześnie lękiem i niepokojem. Narracja bazuje na relacjonowaniu wspomnień i podsuwaniu aluzji, a czytelnik towarzyszy kluczowej postaci na każdym etapie życia. Na koniec jednak pozostaje wrażenie, że nie wszystko jeszcze zostało przesądzone w dziejach świata.

Hadriana Marlowe to młodzieniec, wyśmienicie wykształcony w różnych naukach i sztukach walki, ale wciąż mało wiedzący o realiach otaczającego świata, a zwłaszcza mrocznej stronie gatunku ludzkiego. Obserwujemy jak za sprawą bolesnych rozczarowań, stopniowo zmienia się jego podejście do bliskich, wpajanych mu wartości i przypisanych funkcji. Jedna mało rozważna decyzja, choć pochodząca z głębi serca, doprowadza do przykrej konfrontacji i kończy się spektakularną ucieczką. Hadrian nie podporządkowuje się woli ojca, lorda o ogromnych wpływach, najbogatszego człowieka na Delos, zarządzającego cennymi złożami uranu, i zamiast wstąpić w szeregi Zakonu, marzy o pozostaniu scholastykiem, posiadaniu ukrytej wiedzy i mocy panowania nad rzeczami tajemnymi, nawet kosztem utraty przywilejów wynikających z członkostwa w palatyńskiej arystokracji. Nawet w najśmielszych snach młodzieniec nie przewidział tego, co przygotował los, z czym przyjdzie mu się zmierzyć i jakie koszty poniesie z tytułu sprzeciwu woli rodziny. Zaczynają się niezwykłe przygody, rzucające bohatera z jednej skrajności w drugą, przynoszące ujmę i chwałę, wciągające w spiski, szpiegowskie akcje, walki i bitwy.

Wyczekiwałam lekkich ujawnień, co dalej skrywa scenariusz burzliwych zdarzeń. Były one mocno tajemnicze i zamglone, tak aby podsycać ciekawość odbiorcy, ale nie zdradzać zbyt wiele. Słowa płynnie składały się w zdania, zgrabnie niosły opowieść, potrafiły nadać jej kolorytu i brzmienia. Autor przygotował sporo nagłych zwrotów akcji i nieoczekiwanych zamian ról. Wszystko ze sobą współgrało, tworzyło logiczną całość, przejrzystą mapę wydarzeń i portretów bohaterów. Liczyłam na intensywniejsze przygody, położenie nacisku na dynamikę akcji, większy wir intrygi, a jednak nie mogę napisać, że czuję się w tym ujęciu zawiedziona. Po spotkaniu z książką uświadomiłam sobie, że pierwsza odsłona serii, będąca niejako wprowadzeniem, w dużym stopniu, tak powinna się zaprezentować.

Wyobraźnia autora uwzględniła wszelkie współczesne obawy w związku z konsekwencjami genetycznego modyfikowania organizmów, wytwarzania sztucznego jedzenia, połączenia człowieka i maszyny, używania zaawansowanej broni, dokonywania kolonialnej ekspansji w różnych systemach planetarnych, manipulowania postrzeganiem czasu i lat świetlnych w lodowatym kosmosie. Na to nakładają się różnice klasowe, dostęp do władzy, środków finansowych i mocy pertraktacji.

Śmierć Starej Ziemi, jej dzieje i historia, wybrzmiewają w dalekiej przyszłości jedynie jako niewyraźne echa, resztki dziedzictwa kulturowego, coś co staje się przedmiotem badań.

Polecam tę wielopoziomową powieść, będącą preludium do większej kosmicznej epopei.

Dział: Książki
piątek, 30 sierpień 2019 13:28

Greta

Nie bez przyczyny nazywa się samotność plagą XXI wieku, zaś szpitale i kozetki psychoanalityków pełne są ofiar tego znaku naszych czasów. Nie odnajdujemy się w stałych związkach, nie potrafimy nawet koegzystować z przyjaciółmi, zastępując relację z nimi wirtualnymi kontaktami, zaś nasze dzieci zwykle są daleko od nas, realizując własne zawodowe i życiowe plany. Cóż zatem nam pozostaje? Samotne poranki oraz wieczory i powolne popadanie w stan szaleństwa? A może znalezienie sposoby, by jednak kogoś do siebie przywiązać?

O samotności (i szaleństwie) jest właśnie film Neila Jordana „Greta”, którego akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, mieście wielu możliwości, w którym ilość mieszkańców i rezydentów jest większa, niż w niejednym państwie europejskim, zaś tęsknota za drugim człowiekiem jest tu większa i bardziej dotkliwa niż gdziekolwiek. Właśnie tu zaczyna nowy etap młoda i naiwna Frances (Chloë Grace Moretz), uciekając od tęsknoty i zagubienia po śmierci matki i od ojca, któremu nie potrafi wybaczyć, że próbuje dalej żyć bez żony. Znajduje pracę w charakterze kelnerki i zamieszkuje w luksusowym mieszkaniu swojej przyjaciółki, Ericy (Maika Monroe), błyskotliwej, przebojowej i charyzmatycznej dziewczyny. Mimo iż przyjaciółki dobrały się na zasadzie przeciwieństw, doskonale się dogadują, choć już znajomi Ericy i imprezy, na które chodzi, niezbyt pasują skromnej Frances. Może właśnie dlatego tak szybko zbliża się ona Grety (Isabelle Huppert), kobiety w średnim wieku, która z powodzeniem mogłaby być jej matką.

Poznała ją zupełnie przez przypadek (a raczej tak by się mogło wydawać), zwracając znalezioną w metrze torebkę. Pragnąc w swojej uczciwości ją zwrócić, trafia do domu Grety, zakochanej w muzyce klasycznej i wciąż wspominającej męża wdowy. Jej jedyna córka wyjechała do Paryża, gdzie uczęszcza do konserwatorium, a choć rozmawia z matką często, nie zagłusza to samotności kobiety. Mimo wszystko Greta dzielnie próbuje żyć dalej, korzysta nawet z propozycji Frances, by zaadoptować psa, wspólnie zresztą wybierają się do schroniska. Dziewczyna nie wie jeszcze, że taka postawa jest w istocie próbą zmanipulowania jej i przejęciem kontroli nad jej życiem i nią samą.

Frances spędza z Gretą coraz więcej czasu, co złości Ericę, która dość nieufnie podchodzi do tej dziwnej znajomości. Mimo wszystko jej reakcję można uznać za zazdrość, dlatego też ani Frances ani my sami niezbyt przejmujemy się jej słowami. Przynajmniej do chwili, kiedy Frances podczas kolacji u swojej nowej przyjaciółki znajduje w kredensie kolekcje torebek, podobnych do tej, którą zwróciła. Czy zatem pozostawienie osobistych rzeczy w metrze było celowym zabiegiem? Czy w ten sposób kobieta próbuje zapewnić sobie towarzystwo? Okazuje się, że tak i byłby to bardzo smutny, wręcz dramatyczny przykład samotności w tłumie, gdyby nie fakt, że Greta nie zgadza się na to, by Frances zniknęła z jej życia. Zaczyna ją na wiele sposobów nękać, pojawia się u dziewczyny w restauracji, pod drzwiami apartamentu, śledzi nawet Ericę. Zgłoszenia na policję nic nie pomagają, a nawet nasilają aktywność Grety, dla której to zachowanie stalkera to dopiero wstęp do bardziej złożonego planu…

„Greta” porównywana jest do „Misery” na podstawie powieści Stephena Kinga, a choć brakuje jej też świeżości i dramatyzmu, to rzeczywiście można odnaleźć pewne analogię. I choć mimo iż obraz nie należy do wybitnych, choć wiele scen jest w nim niepotrzebnych i / lub niedopracowanych, to jednak robi on wrażenie i z pewnością warto go obejrzeć. Chociażby z uwagi na mistrzowską grę Isabelle Huppert, która na naszych oczach pogrąża się w odmętach szaleństwa, wciągając w skomplikowaną grę którą prowadzi również nas.

Dział: Filmy
wtorek, 13 sierpień 2019 22:03

W labiryncie smoków - zapowiedź

Lady Trent, niestrudzona badaczka smoków, wyrusza szukać przygód na niebezpiecznych pustyniach Achii. Izabela, lady Trent, zapalona przyrodniczka, udaje się do pustynnej Achii, żeby kierować tajnym projektem wojskowym swojego rządu. Tutaj wreszcie ma okazję badać smoki z bliska, zarówno w niewoli, jak i w ich środowisku naturalnym. Jednak te potężne bestie nie stanowią jedynego niebezpieczeństwa.

Dział: Patronaty
czwartek, 08 sierpień 2019 19:48

Krwawa Róża

Czekałam na tę książkę od chwili, gdy odłożyłam na półkę Królów Wyldu, jedną z lepszych książek fantasy, jakie czytałam w ciągu ostatnich lat. Krwawa Róża ponownie przenosi nas do stworzonego przez Nicolasa Eamesa świata, chociaż tym razem to nowa historia, nowa przygoda i w większości nowi bohaterowie.

Od wydarzeń przedstawionych w poprzednim tomie minęło blisko sześć lat. Pam Hashford (na marginesie, w oryginale nosząca imię Tam) pracuje w tawernie i marzy o innym, lepszym życiu. Okazja do zmiany pojawia się wraz z przybyciem do miasta legendarnej grupy najemników, dowodzonych przez Krwawą Różę, córkę Złotego Gabriela, którego doskonale mogliśmy poznać w Królach Wyldu. Dzięki łutowi szczęścia dziewczynie udaje się do nich dołączyć w charakterze barda i wbrew woli ojca wyrusza w z nimi w trasę.

W tym samym czasie kraj obiega wieść o zebraniu się potężnej hordy potworów, zgromadzonych pod wodzą olbrzyma Groma. Wszystkie grupy najemników porzucają swoje zobowiązania i walki na arenach, stanowiące podstawę ich codziennego życia, i wyruszają, by się z nimi zmierzyć i zdobyć chwałę. Wszystkie, z wyjątkiem dowodzonej przez Krwawą Różę Baśni, zmierzającej w przeciwną stronę, by zrealizować tajemnicze zadanie. Cóż takiego obejmuje kontrakt, że najemniczka bez wahania zrezygnowała z walki z hordą, która mogłaby przynieść jej tak upragnioną nieśmiertelną sławę?

Autor pozostaje wierny tej samej konwencji, serwując nam pierwszorzędne awanturnicze fantasy, tylko doprawione sporą szczyptą ironii, humoru oraz zabawy konwencją. Tak jak wspominałam już przy okazji Królów Wyldu, Eames czerpie pełnymi garściami ze schematów typowych dla heroic fantasy, ale odziera je niemal w całości z ewentualnego patosu. Owszem, mamy tu walkę dobra ze złem, są dzielni bohaterowie walczący z potworami, magowie i różnorodne rasy, a przy tym nic nie jest takie, jak moglibyśmy oczekiwać. Nawet wtedy, gdy zaczyna być poważnie, pojawia się scena, która skutecznie to niweczy. Muszę jednak przyznać, że druga połowa powieści ma już wydźwięk mniej żartobliwy, co w sumie wychodzi jej na dobre – całość zyskuje odpowiednie proporcje między śmieszkowaniem a solidnie poprowadzoną opowieścią.

Mimo że Krwawa Róża opowiada przede wszystkim historię członków Baśni, możemy też od czasu do czasu spotkać bohaterów z poprzedniego tomu. Cieszę się, że Roderyk ma się doskonale, miło było też spotkać Jain i jej Jedwabne Strzały oraz, oczywiście, członków Sagi (przy tym spotkaniu jednak łezka może się zakręcić). Nie zabrakło nawet sowo misiów, przygarniętych swego czasu przez maga Korga. Sięgając po drugi tom zastanawiałam się, czy polubię nową drużynę równie mocno co poprzednią, na szczęście były to zupełnie płonne obawy. Róża, Bezchmurny, Brune i Cora okazali się równie pokręceni co starsi najemnicy, chociaż na temat córki Złotego Gabriela można powiedzieć wszystko tylko nie to, że jest sympatyczna.

Mówiąc krótko, podobało mi się i jestem przekonana, że równie mocno spodoba się każdemu fanowi gatunku. Podobnie jak Królowie Wyldu, Krwawa Róża to świetne połączenie porządnej, ale lekkiej fantastyki i to w doskonałym wydaniu. Gorąco polecam!

 

Dział: Książki
czwartek, 01 sierpień 2019 11:41

Kleropol

Marzysz o tym, by stać się potentatem i szastać kasą na prawo i lewo? Kupić jedno, dwa a może trzy ciekawe miejsca w danym mieście? Monopol zdaje się idealnym wyjściem. Tylko co zrobić, żeby gra nie znudziła nam się zbyt szybko? Wystarczy sięgnąć po polską wersję znanej gry, w której do stworzenia planszy i kart użyto prawdziwych afer w polskim kościele.

Z tym, w co wierzymy, nie będziemy dyskutować, dlatego też spojrzymy na Kleropol z perspektywy czysto rozrywkowej. Autor chce pozostać anonimowy, a gra wydana została w Czechach. Czym jest Kleropol? Nowa, innowacyjna forma klasycznej gry planszowej, w której próbujesz kupić jak najwięcej, nie tracąc przy tym płynności finansowej. Tym razem, zamiast zwykłych linii kolejowych możesz stać się posiadaczem choćby cmentarza z kompleksem Spa. Musisz posiadać również zawód, wszak manna nie leci z nieba, a na „Vatican Tower” trzeba zarobić.

Tym o to sposobem, siadasz do gry, w której na tzw. otwarcie dostajesz 15 000 zł, stajesz się właścicielem trzech aktów własności i zyskujesz zawód, który będzie przynosił ci dodatkową pensję w wysokości zależnej od wykonywanej posługi. Wybór pionka to już formalność, po której pozostaje rzucać kostkami. Czas rozpocząć rajd po planszy, której wykonanie nie zostawia wiele do życzenia. Kolory są wyraziste, a rozmieszczenie pól przyprawia o palpitacje serca, szczególnie gdy przeciwnicy urządzą ci niemalże zasieki, kupując wszystko, co spotkają na swej drodze. Jednak można liczyć na jakiś mały cud, czy też opatrzność bożą. Plansza skrywa bowiem pola, które czasem dołożą do waszej kasy trochę grosza, by innym razem zmieść wam z konta parę zer.

Zaciekawieni? Niczym koło fortuny raz zmierzycie się z przypływem gotówki, by za chwile sprzedawać, co popadnie. Większość podstawowych zasad zaczerpnięto z wersji oryginalnej gry, jednak Kleropol to również nowe rozwiązania. Jednym z nich jest ruletka, której smak poznacie po każdorazowym przejściu przez pole startu. Rozgrywka to masa rozrywki, a to za sprawą kalambur, które dodatkowo podkręcają wesołą atmosferę. Oczywiście hasła związane są z kościołem i mogą przysporzyć niezłych problemów zarówno pokazującemu, jak i zgadującym. Warto się jednak pomęczyć, gdyż odgadnięty kalambur to prosta droga do gotówki od państwa lub obniżenie opłat posługi.

Podczas testowania mnie osobiście prześladowało jedno z pól opłat, jakie znajdują się na planszy. Wizyta biskupa jest niezwykle droga, na szczęście inne pola są mniej obciążające finansowo. Gra może trwać w najlepsze, chyba, że zostanie z góry oznaczony czas rozgrywki. Wygrywa ten z graczy, który zyska najwięcej.

Kleropol nie obraża uczuć religijnych, jest poparty udokumentowanymi wydarzeniami i stanowi ciekawą formę rozrywki dla każdego. Całość zamknięta w trwałym i kolorystycznie dobranym kartonie zapewnia możliwość grania przed długi czas.

W kartonie znajdziecie:

Plansza (strasznie zdradliwą, choć to może tylko mnie ciągnie na pole z wizytą biskupa).
6 pionków i tyle samo żetonów, które przydadzą się przy ruletce
22 akty własności, które odwzorowują stan faktyczny nieruchomości z planszy
59 kart Opatrzność i 57 kart Cuda- to, co pod nimi nie raz was zaskoczy
70 kart Liturgia, które skrywają hasła do Kalamburów
6 kart zawodów min. Wikary, Katecheta w Zoo, Katecheta w przedszkolu.
25 domków i 15 hoteli, z którymi zbudujecie swoją potęgę
2 kostki, klepsydrę oraz broszurę, w której autor zawarł wszystkie informacje na temat źródeł, z jakich korzystał.
Instrukcje, która nawet w wersji skróconej wyjaśnia wszystko jasno.
Banknoty, bez których nie byłoby zabawy.

Macie wszystko, by wprowadzić w życie zabawę i nutkę humoru, zostawiając za sobą codzienność. Gra sprawdzi się idealnie w większym gronie, a jej nieprzewidywalność pozwoli na wielogodzinne i powtarzalne rozgrywki, jakich świat nie widział.

Dział: Gry bez prądu
środa, 24 lipiec 2019 20:37

Czarny Mag 3. Kandydatka - zapowiedź

Dwudziestoletnia Ryiah jest czarną maginią frakcji bojowej, ale nie jest Czarnym Magiem. Jeszcze.
Niemal od zawsze pragnęła zdobyć legendarną szatę. Ukoronowaniem nauki jest udział w prestiżowym – i jedynym w swoim rodzaju – turnieju dla magów…

Dział: Książki
czwartek, 18 lipiec 2019 20:47

Synowie światłości

– Esseńczycy byli stronnictwem religijnym, tak jak faryzeusze i saduceusze. Ale w przeciwieństwie do nich działali… dyskretnie.
– Czyli co? Chodzili w kapturach i chowali się po piwnicach? – zapytała z ironią.
– Nie bądź śmieszna, Kate – odpowiedział jej Oliver – po prostu woleli nie bratać się zbytnio z innymi. Jakby się nad tym zastanowić, można to uznać za zaletę… – przerwał na chwilę, po czym dorzucił:
– Trzymali się cienia, mimo że sami nazywali siebie Synami Światłości.


Zabierając się za czytanie „Synów Światłości” Tomasza Serzysko spodziewałam się fajnej, lekkiej historii przygodowej podsyconej realnymi historycznymi faktami. I można powiedzieć, że to dostałam, ale jednocześnie w pakiecie autor sprzedał mi wielki czytelniczy zawód. Bo „Synowie światłości” to książka oczywista, przewidywalna, w której jeden absurd goni kolejny i która według mnie, niestety, jest stratą czasu. Szkoda, bo zapowiadało się tak dobrze.


Ale zacznijmy od początku. Książka zaczyna się w momencie kiedy Olivera Monroe – głównego bohatera powieści – spotyka bardzo dziwny dzień. Najpierw jeden nadgorliwy student wręcza mu gazetę z dziwnym artykułem na temat Jezusa, a następnie pojawia się dziwny jegomość proponujący mu wyprawę życia, która ma wpłynąć na jego karierę. Nasz profesor w początku się opiera, ale w końcu ulega pokusie. W końcu jest zmęczonym życiem młodym wykładowcą. W jego wyprawę wplątuje się jego przyjaciółka – również wykładowczyni – Kate. Razem próbują rozwikłać tajemnice esseńczyków, tajnego stowarzyszenia, które miało posiąść Prawdę absolutną.


Brzmi nieźle prawda? Też mi się tak wydawało. Jednak wszystko psują wcześniej wspomniane absurdy. Helikopter podlatujący pod okno wysokiego budynku? Czemu nie? Kto by się przejmował, że przy tej odległości, to jednak śmigło mogłoby się nie zmieścić? Już pomijam spostrzegawczość głównych bohaterów, którzy helikopter zauważyli dopiero kiedy był pod oknem. Jakby nie powinno było go słychać już od dawna. Kolejna sprawa - 10 minut na zakup biletu i przejście odprawy na jerozolimskim lotnisku? Żaden problem. Przecież na pewno nikt nie nabierze podejrzeń wobec cudzoziemców wręcz przelatujących przez lotnisko? I ja rozumiem, że autor chciał żeby sytuacja wyglądała trochę bardziej dramatycznie, no ale to było lekko nierealne. A chyba chociaż jakieś śladowe ilości realizmu powinny się znajdować w takiej książce?


I może można byłoby to wszystko przeboleć, gdyby nie płytkość głównych bohaterów. Miałam wrażenie, że oboje są tacy sami, że właściwie różnią się tylko płcią. Nieporadni, kompletnie zagubieni w tym co robią i jeśli mam być szczera to jakoś tak, strasznie mało inteligentni jak na wykładowców akademickich. Odniosłam wrażenie, że te postacie zostały napisane na kolanie, bez jakiegoś większego pomysłu, byle by byli i byle by w jakiś sposób wpasowali się w historię.


Gwoździem do trumny jednak tej książki było coś innego. Było zakończenie historii, które zostało żywcem ściągnięte z jednego filmu przygodowego. Nie będę spoilerować i zabierać wątpliwej przyjemności z czytania, jeśli ktoś się skusi, ale mnie osobiście jako czytelnika mocno to uraziło.

Dział: Książki
niedziela, 07 lipiec 2019 15:20

Krwawa róża - zapowiedź

Drugi – po Królach Wyldu – tom cyklu „Saga”

Żyj szybko, umieraj młodo.

Pam Hashford ma już dość pracy w podrzędnej spelunce. Gdy w mieście pojawia się owiana legendą grupa najemników prowadzona przez niesławną Krwawą Różę, Pam wykorzystuje pierwszą nadarzającą się okazję, by dołączyć do znanych awanturników jako ich bard. Oto przygoda, której tak pragnęła! Jest tu jednak mały haczyk: wyprawa równie dobrze może zakończyć się zdobyciem ogromnej sławy, jak gwałtowną i bardzo nieprzyjemną śmiercią.

Dział: Książki
niedziela, 07 lipiec 2019 14:40

Batman Noir - zapowiedź

BATMAN NOIR
ekskluzywna kolekcja z okazji 80-lecia Mrocznego Rycerza!

Człowiek nietoperz skończył 80 lat. Pierwszy komiks z jednym z najpopularniejszych superbohaterów na świecie ukazał się w 1939 roku. Z okazji urodzin obrońcy Gotham nakładem Egmont w połowie sierpnia br. ukaże się limitowana kolekcja albumów komiksowych – „Batman Noir”.

Dział: Komiksy