czerwiec 15, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Świat Książki

piątek, 28 listopad 2014 21:31

Skrawki Błękitu

Po spektakularnym sukcesie "Dawcy" czytelnicy nareszcie doczekali się jego kontynuacji, noszącej tytuł "Skrawki Błękitu". Jest to zupełnie inna historia, osadzona jednak w równie okrutnych i konserwatywnych realiach, a jej bohaterką jest, jeszcze wcale nie dorosła, kaleka dziewczynka.

Mama Kiry umiera na tajemniczą chorobę, a ona zostaje zupełnie sama. Zapewne zaopiekowałaby się nią inna rodzina, ale dziewczynka ma od urodzenia chorą nogę, co czyni ją bezwartościową dla społeczeństwa. Dlatego właśnie kobiety z wioski chcą ją wygnać na pole, gdzie miałaby zostać pożarta przez bestie - tak dzieje się z wszystkimi niedoskonałymi lub chorymi osobami od pokoleń. Kira przeżyła jako niemowlę tylko dlatego, że jej matka była uparta, a dziadek należał do rady wioski. Dziewczynka jednak okazuje się mieć pewien talent - w niemalże magiczny sposób potrafi posługiwać się różnobarwnymi nićmi, z których tworzy cudowne wzory. Umiejętność okazuje się bardzo przydatna i na zawsze odmienia los Kiry.

W "Skrawkach Błękitu" akcja nie toczy się wartkim nurtem, fabuła nie porywa thrillerowymi wydarzeniami, a jednak, mimo wszystko, książka już od pierwszych stron wciąga i do ostatnich kartek trzyma czytelnika w napięciu. Losy Kiry nie są nam obojętne, martwimy się także o jej przyjaciół i mieszkańców całej wioski. Zastanawiamy się co działo się przedtem i jak będzie wyglądała przyszłość przedstawionego świata. To zdecydowanie jedna z tych historii, które zmuszają do myślenia, a sposób w jaki została napisana nie pozwala się przy niej nudzić.

Kira, choć sprawia wrażenie nieco samotnej, w gruncie rzeczy nie jest sama. Istnieją osoby, które się o nią troszczą, nawet w przypominającym spartańskie społeczeństwie. Przędące nici kobiety lubią ją i szanują jej pracowitość. Dzieci lgną do niej, uwielbiając słuchać niezwykłych opowieści. Thomas, rzeźbiarz którego poznała w budynku rady, choć jako postać wydaje się być nieco "nijaki", stał się jej przyjacielem, a i starszy maluch o imieniu Matt skoczyłby za dziewczyną w ogień. Pod każdym względem panuje równowaga - w najbliższym otoczeniu znajdą się zarówno wrogowie jak i przyjaciele.

Tak jak w "Dawcy" i w "Skrawkach Błekitu" nie zabrakło otaczającej całą historię tajemnicy. Niektóre motywy przypominają fragmenty filmu "Osada", inne w ogóle się nie rozwiązują. W niewyjaśniony sposób giną ludzie, a Lois Lowry jedynie odrobinę naprowadza czytelników na trop tej zagadki. Realia zostały przedstawione bardzo starannie, jednak są tylko małym wycinkiem całego, ogromnego świata. Poznajemy życie wioski, skrawek historii ludzkości, kilka opowieści spoza osady i to wszystko. Na temat tego jak wygląda "tło" możemy jedynie snuć domysły.

"Skrawki Błekitu" to ciekawa i niezwykle wciągająca powieść. Jest świetnie napisana i ma doskonałą konstrukcję. To jedna z tych książek, które czyta się z prawdziwą przyjemnością i właściwie niewiadomo kiedy trafia się z pierwszej na ostatnią stronę. Przyznam, że już nie mogę doczekać się kolejnej części.

Dział: Książki
środa, 26 listopad 2014 03:31

Nocny Patrol

Współczesna Moskwa, walka między siłami Światła i Ciemności, magowie, wampiry i zmiennokształtni. Taką mieszankę wybuchową serwuje nam Siergiej Łukjanienko w „Nocnym Patrolu", pierwszym tomie swojego najsłynniejszego cyklu urban fantasy.

Anton Gorodecki, pracownik Nocnego Patrolu, szlifuje swoje umiejętności pracy w terenie. Dotąd zajmował posadkę za biurkiem, teraz kierownictwo zleciło mu pilnowanie, czy nocą na ulicach Moskwy nie dochodzi do napaści na ludzi ze strony sił Ciemności. I choć trwa rozejm między jasną a ciemną stroną mocy, już na początku służby Antonowi przyjdzie zmierzyć się z nielicencjonowanym wampirem oraz przekleństwem, które może zmieść z powierzchni ziemi całe miasto.

Książka podzielona została na trzy opowieści, których narratorem jest wspomniany Anton. Opowiadają o różnych, luźno powiązanych ze sobą akcji przeprowadzanych przez Nocny Patrol, a każda z nich coraz bardziej wciąga czytelnika w rzeczywistość Zmroku. Magia nie polega tu na machaniu różdżką i szeptaniu sekretnych formuł, magowie nie biegają w pelerynach, a wampiry i zmiennokształtni nie przypominają tych znanych z większości powieści tego typu. Wszystko ma znacznie zwyczajniejszy wymiar, a przez to bardziej przemawia do wyobraźni czytającego.

Łukjanienko stworzył fascynującą wizję świata, w którym magia żyje i ma się doskonale, mimo że przeciętni ludzie jej nie dostrzegają. Niektórzy zostają obdarzeni mocą, która budząc się czyni ich Innymi. Każdy dostaje wtedy możliwość opowiedzenia się po jednej ze stron – Światła lub Ciemności, decyzja ta ukierunkowuje całe ich przyszłe życie. Dzięki zawartemu przed setkami lat Traktatowi siły Dobra i Zła już się nie zwalczają, wypracowały trudny, ale realny kompromis, którego głównym celem jest zachowanie równowagi sił.

Okazuje się jednak, że znany i pozornie oczywisty podział nie istnieje, Jasność nie zawsze równa się dobru, a Ciemność złu. Szlachetny uczynek może wywołać lawinę nieszczęść, a niejeden pozornie zły występek podyktowany jest uczciwymi zamiarami. Światło może kierować się egoizmem i niezamierzonym okrucieństwem, a podążanie drogą miłości może okazać się krokiem w Ciemność. Żaden z bohaterów nie jest tu jednoznacznie dobry lub zły, każdym targają sprzeczne uczucia i emocje, a ich pobudki nie zawsze pokrywają się ze stroną mocy, po której oficjalnie stoją.

Łukjanienko posiada niezwykły dar snucia wciągających opowieści, przynajmniej jeśli chodzi o pierwsze tomy rozpoczynanych przez niego cykli, bo z kontynuacjami bywa już różnie. Zaczarował mnie „Brudnopisem", a dzięki „Nocnemu Patrolowi" utwierdził mnie w przekonaniu, że należy do grona najlepszych współczesnych rosyjskich pisarzy fantasy.

Bieżące wydanie to najnowsze wznowienie książki nakładem Wydawnictwa MAG. Seria rozrosła się już do pięciu tomów, z których ostatni dopiero teraz ma swoją premierę. Całość prezentuje się więc bardziej niż apetycznie. Pozostaje mieć nadzieję, że w przypadku tego cyklu autor zakończy równie dobrze, co zaczął. A póki co serdecznie polecam Wam lekturę „Nocnego Patrolu", żaden fan fantasy nie poczuje się nim zawiedziony.

Dział: Książki
sobota, 22 listopad 2014 17:34

Skald. Kowal słów

Książka Łukasza Malinowskiego "Skald - Kowal słów" trafiła do mnie przez przypadek, a może ktoś planował to od początku, gdyż już po samej okładce byłem zainteresowany tą pozycją, a wszystko to dzięki Instytutowi Wydawniczemu Erica.

Moje ogólne spostrzeżenia dotyczące książki są jak najbardziej pozytywne, fajnie zaprojektowana okładka, która nawiązuje do poprzedniej części. W środku szkic mapy regionu, gdzie rozgrywa się cała akcja, co pozwala czytelnikowi lepiej zobrazować całość, a zarazem skonfrontować swoje wyobrażenia z tym, co planował autor.

Książka przedstawia perypetie Ainara Skalda, który pochodzi z krajów północnych. Ma talent do tworzenia pieśni i wierszy, a zarazem jest mistrzem bojowego i miłosnego fechtunku. Z racji tego, że jego sława rozchodzi się na wszystkie strony świata, został zaproszony na dwór Tirusa Wielkiego. Całe poselstwo nie wyglądało jak prawdziwa dyplomacja, co Ainar odczuł na własnej skórze. Po przybyciu na dwór Tirusa i spotkaniu z władcą okazało się, że szykowana jest wyprawa na ziemie odwiecznego wroga i konkurenta gospodarczego, Kola Małego w celu zdobycia ręki jego córki. Wszystko mogło wyglądać normalnie, ale zanim śmiałek uzyska zgodę ojca musi stanąć do trzech bardzo trudnych prób. Właśnie dlatego Tirus, tworząc swoje poselstwo, wybrał najlepszego ze swojej straży Alego, Ainara oraz super zabójcę, którego udało mu się schwytać, a którego boją się nawet najmężniejsi - Hamramira. Tak wybuchowa mieszanka wbrew wszystkiemu okazała się najlepszym rozwiązaniem, gdyż wszyscy uzupełniali się wzajemnie podczas zbrojnych potyczek oraz samej podróży, co jeszcze bardziej zacieśniało więzi braterstwa.

Cała wyprawa pełna przygód i nieoczekiwanych zwrotów akcji dociera na miejsce, jednak wszystko, co przez ten czas zaplanował sobie zarówno Tirus, wysyłając swoich ludzi jak i Ainar, który miał stanąć do rywalizacji, rozsypuje się jak domek z kart. To co zobaczyli i czego doświadczyli członkowie wyprawy, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.

Muszę przyznać, że cały świat opisany w książce, jak i bohaterowie to nic innego jak kawałek bardzo dobrej fantastyki opartej o źródła kulturowe krajów północy oraz mała doza fantastyki, która sprawia, że opowieść jest wciągająca.

W bardzo ciekawy sposób zostały przedstawione nazwy poszczególnych miast oraz scharakteryzowani bohaterowie. Ciekawym i niespotykanym przeze mnie jak do tej pory, była postać tajemniczego Hamramira, która mimo swojej brutalnej natury może podobać się czytelnikowi. Książkę z pewnością mogę polecić zarówno młodszym jak i starszym czytelnikom. Specjalnie polecam tym, którzy lubią tematykę skandynawską oraz wszystko co związane z Wikingami, gdyż widać wyraźnie, że autor czerpał z wielu źródeł. Fajnym rozwiązaniem jakiego użył Ł. Malinowski jest fakt, że każdą część przygód Ainara można czytać osobno, niekoniecznie trzymając się chronologii. Jednak ja po przeczytaniu "Kowala słów" już rozglądam się za pierwszą częścią cyklu "Karmiciel kruków", gdyż cała fabuła wciąga i cieszy moje ego czytelnicze.

 

Dział: Książki
środa, 19 listopad 2014 16:52

Premiera: Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

Już 10 grudnia swoją światową premierę (Polska 26 grudnia) będzie miał film reżysera Petera Jacksona, Hobbit: Bitwa Pięciu Armii. Jest to zakończenie legendy o Śródziemiu.

Dział: Kino
piątek, 14 listopad 2014 01:42

Pożoga

"Gra Endera" to saga znana wszystkim fanom science fiction. Orson Scott Card stworzył rozbudowane uniwersum, w którym przedstawił historię ludzi w obliczu nowego niebezpieczeństwa - wojny z obcą cywilizacją. "Gra Endera" przedstawia wydarzenia z Drugiej Wojny z Formidami. Co jednak zdarzyło się w trakcie pierwszej? Jak wyglądała Ziemia, zanim dowiedzieliśmy się o istnieniu obcych? Card postanowił wreszcie odpowiedzieć na te pytanie, pisząc trylogię, która stanowiłaby prequel dla jego słynnej sagi. "Pożoga" to druga część serii o Pierwszej Wojnie z Formidami. Po tomie pierwszym - który był interesujący, choć nie wybitny - kolejny okazał się być o wiele ciekawszy.

Statek obcych minął Pas Kuipera i nieubłaganie pędzi w stronę Ziemi. Victor, który wiezie dla ludzkości ostrzeżenie o zbliżającej się zagładzie, ledwo żywy dociera do Luny z sześcianem informacji. Jak się jednak okazuje, przebicie się przez ziemską biurokrację może być trudniejsze od dziewięciomiesięcznej podróży kosmicznej. Tymczasem na Ziemi szkolone są jednostki POP'u, których zadaniem jest doprowadzenie i utrzymanie pokoju na świecie. Już wkrótce ich zadanie może się diametralnie zmienić. W "Pożodze" poznajemy także Bingwena, kilkuletniego chłopca mieszkającego w małej prowincji w Chinach. Jest on sprytnym i zaradnym, choć niedocenionym chłopcem. Wkrótce ścieżki wszystkich bohaterów krzyżują się, a ich cel będzie taki sam. Pokonać zagrożenie, które przybyło od gwiazd.

Uwielbiam uniwersum Endera. Jest to niezwykle skomplikowany i rozbudowany świat, co zawsze podkreślam. Z każdą kolejną książką poznaję nowe jego aspekty i długą oraz dramatyczną historię. Na przestrzeni pięciuset stron w "Pożodze" zdarzyło się naprawdę wiele. Card ma talent to prowadzenia akcji odbywającej się na paralelnych płaszczyznach, dzięki czemu jest w stanie tak znakomicie poszerzyć horyzont czytelnika i ukazać sytuację z wielu różnych stron. Dzięki takiemu zabiegowi poznajemy dokładnie różnych bohaterów i co kilka rozdziałów śledzimy ich losy, poczynania. Ponadto Card potrafi tak sprawnie manipulować piórem, iż doprowadza różnych bohaterów do tych samych punktów, krzyżuje ich drogi, zmusza do współpracy, co jest moim zdaniem szalenie ciekawe. Jeśli miałbym oceniać świat, w jakim rozgrywa się akcja, jego skomplikowanie i wieloaspektowość, nie umiałbym za dużo powiedzieć. Wspaniały... Jedyne, czego mi zabrakło - tak samo zresztą jak w poprzedniej części - to ukazanie sytuacji geopolitycznej panującej na Ziemi. Posiadam nieco szczątkowych informacji, ale nie zaspokoiło to mojego pragnienia wiedzy.

Jeśli chodzi zaś o samą akcję, nie zawsze pędziła ona do przodu w zastraszającym tempie. Bywało, że autor zwalniał, aby lepiej opisać daną sytuację, czy skupić się na obrazie psychologicznym bohaterów. Nie były to wyrafinowane czy profesjonalne opisy, ale często doprowadzały mnie do śmiechu - ludzka przewidywalność, manipulacja, planowane przemówienia, osiąganie celów w sposób perfidny i stanowczy... Był to ciekawy aspekt książki, z którym jak najbardziej spotkałem się w innych dziełach Carda i bardzo mi się to podobało. Nie mówię jednak, że akcja cały czas jest powolna. Bynajmniej. Nierzadko w jednym rozdziale rozgrywały się rzeczy, które obracały do góry nogami wszystko, co dotychczas się działo. Ta nierównomierność nie jest jednak atutem, ale nie było to nazbyt uciążliwe; czasem jednak zaczynałem się nudzić i patrzeć, ile stron pozostało do kolejnego rozdziału, w którym poczytam o innym bohaterze, który nieco bardziej mnie interesuje.

"Pożoga" to przykład powieści science-fiction, zatem nie mogło zabraknąć w niej elementów najnowszej technologii, nieznanej jeszcze człowiekowi. Myślę, że nie pojawiło się nic nowego, czego nie spotkalibyśmy w poprzedniej części, ale jestem naprawdę usatysfakcjonowany. Samo osiedlenie Luny jest ciekawym tematem, rozwiązania dotyczące grawitacji, temperatury, braku atmosfery. Widać jednak, że technologia jest gorsza od tej znanej nam z Gry Endera. Myślę tu przede wszystkim o komunikacji oraz podróżach międzygwiezdnych. Oczekuję, iż autor w kolejnej części opowie co nieco o nowych wynalazkach, które zaczerpniemy być może wprost od Formidów. Co do samej książki, chciałem zwrócić uwagę na to, że czytałem ją dość wolno. Wciągałem się w nią od razu - nie tak, jak w przypadku pierwszej części, kiedy to potrzebowałem na to kilkudziesięciu stron - ale "Pożoga" wymagała uwagi, skupienia, ciszy. Myślę, że nie jest to książka, z którą można usiąść w każdej sytuacji i poczytać ją sobie tylko dla relaksu. Nie każdemu zapewne przypadnie to do gustu... Dodam jeszcze, że "Pożoga" była pisana językiem, który nie był skomplikowany, ale nie powiedziałbym także, że był luźny i lekki, jak w młodzieżówce, co moim zdaniem działa jednak na korzyść. Card pisał również dość długie opisy, czasem niepotrzebne; niektóre interesowały mnie bardzo, inne wręcz pomijałem.

Mam wrażenie, że Orson Scott Card uwielbia kreować młode postacie geniuszy. Nie będę wspominał nawet o Enderze, ani kilku innych bohaterach z jego licznych sag. W prequelowej trylogii spotykamy natomiast Victora oraz Bingwena. Mam wrażenie, że obaj chłopcy są do siebie bardzo podobni, choć dzieli ich duży dystans wiekowy i kilometrowy. Ich poczynania śledziłem najchętniej i sądzę, że zostali wykreowani bardzo poprawnie i realistycznie. Myślę, że można się z nimi utożsamiać, polubić ich, podziwiać. Ciekaw byłem również Mazera, znanego mi z sagi Endera, oraz Lema - syna najbardziej wpływowego człowieka w Układzie Słonecznym. Średnio zainteresowany byłem natomiast treningiem wojsk na Ziemi - ten temat jakoś mnie nie przyciągnął. Uważam, że wszyscy bohaterowie są na swój sposób interesujący, odmienni i skomplikowani. Nie są to płaskie marionetki; Card włożył dużo pracy w nakreślenie swoich postaci i rezultat jest jak najbardziej zadowalający.

Musimy pamiętać o tym, że głównym motywem trylogii o Pierwszej Wojnie z Formidami jest... wojna. Jeśli ktoś nie przepada za tematem walki, strategii, czy broni to myślę, że może nie przebrnąć przez "Pożogę". Mimo, że sam wątek wojny przewija się tylko co jakiś czas i większa część rozdziałów skupia się na walce pośredniej: biurokratycznej, emocjonalnej, psychologicznej, to nie można uniknąć motywów batalistycznych. Ogólnie rzecz ujmując, "Pożoga" to dobra książka science-fiction; powiedziałbym, że lepsza od pierwszej części, czyli "W przededniu". Nie wszystko okazało się w niej idealne, akcja nie zawsze mnie wciągała, ale przez większą część lektury byłem w zupełnie innym świecie. Mam nadzieję jak najszybciej powrócić na Ziemię z czasów wojny z obcą cywilizacją.

Dział: Książki
środa, 12 listopad 2014 17:17

Posłaniec

Po niewątpliwym sukcesie, jaki odniosło wznowienie powieści „Złodziejka książek" Markusa Zusaka, wydawnictwo Nasza Księgarnia zdecydowało się również na nowe wydanie „Posłańca" – wcześniejszej książki spod pióra tego samego pisarza (choć w Polsce pierwotnie wydana była rok później niż „Złodziejka książek"). Czy i tym razem był to strzał w dziesiątkę?

Markus Zusak jest najmłodszym z czworga dzieci Austriaka – malarza domowego, oraz Niemki. W wywiadzie dla Sydney Morning Herald powiedział, że podczas dorastania słuchał opowieści o III Rzeszy, bombardowaniu Monachium i Żydach przechodzących przez małe miasteczko w którym żyła jego matka. Te opowieści zainspirowały go do stworzenia „Złodziejki książek". Do pisania skłoniły go takie dzieła jak „Stary człowiek i morze" oraz „Co gryzie Gilberta Grape'a". Zaczął tworzyć w wieku szesnastu lat, a jego pierwsza powieść, „The Underdog", została opublikowana siedem lat później. Obecnie mieszka w Sydney wraz z żoną i córką. W wolnym czasie surfuje i ogląda filmy.

Ed Kennedy to standardowy bohater pewnego typu. Nieudacznik bez nadziei i perspektyw (choć ma dopiero 19 lat i świat stoi przed nim otworem). Wieczory spędza na grze w karty z przyjaciółmi i dziewczyną, w której jest nieszczęśliwie zakochany. Wszystko się jednak zmienia gdy pewnego dnia przez przypadek udaje mu się powstrzymać napad na bank. Od tego wydarzenia zaczyna otrzymywać karty – asy z zapisanymi zagadkowymi wiadomościami. Ed zostaje posłańcem i odmienia nie tylko swoje życie, ale również wielu innych ludzi.

Z początku powieść się dłuży – nie jest tak genialna jak „Złodziejka książek", która wyraźnie stanowi „dzieło życia" pisarza. Szybko jednak wciąga i zaciekawia czytelnika. W świetny sposób została ukazana przemiana Eda, oraz te elementy, które są w życiu naprawdę ważne. Powieść pisana jest krótkimi zdaniami, również podzielona została na niewielkie fragmenty. Wydaje mi się, że potęguje to przesłanie i podkreśla sprawy, które chce przekazać czytelnikom pisarz. Niekiedy zwyczajne, drobne rzeczy są w stanie odmienić czyjeś życie – na lepsze. Wystarczy jedynie zacząć zwracać na nie uwagę. To trochę tak jak z „Pollyanną" tylko może już nie w tak uroczy sposób (a czasami akcja dzieje się wręcz na granicy prawa).

Książka, choć zawiera pewne przesłanie, nie narzuca czytelnikowi sposobu myślenia i idealnych rozwiązań. Fabuła jest ciekawa i zaskakująca. Powieść to taka różnogatunkowa mieszkanka, okraszona pewną dawką humoru. Myślę, że każdy kto już z twórczością Markusa Zusaka miał styczność, będzie się starał odnaleźć w niej elementy „Złodziejki Książek". Ja uważam jednak, że nie powinno się tych historii ze sobą porównywać. Są zupełnie odmienne. „Posłaniec" natomiast do świetna, dopracowana lektura. Taka, przy której naprawdę warto spędzić czas.

Dział: Książki
środa, 12 listopad 2014 13:03

Z archiwum fantastyki: Świat Czarownic

"Świat Czarownic" (z angielskiego "Witch World") to bardzo popularny cykl powieści fantasy autorstwa amerykańskiej autorki Andre Norton, który zaczął się ukazywać w 1963 roku.

Fabuła wykorzystuje koncepcję światów równoległych, przeważnie istniejących niezależnie od siebie. Wśród ludzi zamieszkujących te światy pojawiają się jednak osoby obdarzone mocą magiczną. One to poprzez ciekawość otworzyły Bramy pomiędzy światami umożliwiając sobie, jak również i przypadkowym osobom podróż pomiędzy równoległymi światami.

poniedziałek, 10 listopad 2014 00:12

Ponura Drużyna

"Ponura drużyna", debiut literacki Luke Skull'a, to powieść, która jest typową, pełną czarnego humoru, przedstawicielką gatunku heroik fantasy. Dodatkowo do jej przeczytania zachęca nazwisko tłumacza. Marcin Mortka jest już doskonale znany z tego, że potrafi stworzyć świetne przekłady fantastycznych książek.

Bogów już nie ma. Zostali strąceni. Rozpętuje się wojna. Chciwość i żądza władzy to główne motywy działania władających magią. Nie ufają nikomu - zwłaszcza sobie nawzajem. Nastały ciężkie czasy i świat potrzebuje bohaterów. Tych jednak na próżno szukać. Cała nadzieja w ponurej drużynie, której jednak niewiele może się udać. Jej skład zdecydowanie nie wygląda obiecująco.

Choć książka nie wyróżnia się jakoś specjalnie na tle gatunku, a Luke Scull nie miał zbyt wielu nowatorskich pomysłów, to jednak powieść przyjemnie się czyta. Jest szczegółowo dopracowana i świetnie napisana. Akcja toczy się wartko, ma wiele ciekawych zwrotów, w treści nie pojawiają się dłużyzny. Fabuła jest spójna i dobrze przemyślana. Pojawia się wiele krwi, śmierci i brutalnych scen. Jak na debiutującego autora myślę, że Luke Scull spisał się świetnie.

Bohaterowie są w "Ponurej drużynie" miłą niespodzianką. Trudno przewidzieć ich zachowania, historie i przemiany. W znacznym stopniu odbiegają od dobrze znanych stereotypów. Nie każdy jest tym kim się wydaje. Do tego przedstawieni zostali, aż nazbyt brutalnie, realistycznie. Nie tylko jednak w kreacjach postaci kryją się tajemnice i niespodzianki. Również inne elementy książki posiadają ich bezliku. Większość z nich zaskakuje bardzo pozytywnie. Historia przypomina nieco szczegółowo dopracowaną sesję RPG - taką prowadzoną dla wytrawnych, głęboko siedzących w tematyce, graczy.

Zarówno edycja jak i tłumaczenie tekstu stoją na naprawdę wysokim poziomie. Nic nie utrudnia i nie uprzykrza czytania (chyba, że kogoś rażą wulgaryzmy i mocniejsze wyrażenia, wówczas nie polecam). Wydawnictwo Uroboros pod tym względem - jak zawsze - spisuje się bez zarzutu. Ku mojemu zdziwieniu jednak książka nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Tu chyba zawinił fakt, że to taka typowa fantastyka - nie żaden "paranormal". Mam jednak nadzieję, że powieść trafi do wielbicieli fantastyki, bo choć nie znajdą w niej unikalnych elementów, to przyjemnie spędzą czas podczas czytania.

Luke Scull urodził się w Bristolu, mieszka w Warminster. Do niedawna zajmował się głównie tworzeniem gier komputerowych. Możliwe, że właśnie one natchnęły go do napisania własnej powieści. Udało mu sie stworzyć całkiem udany debiut literacki. Jestem ciekawa jak potoczą się dalej losy przedstawionego w "Ponurej drużynie" świata i co stanie się z bohaterami. Liczę również na to, że pisarz będzie miał coraz więcej własnych, nie wzorowanych na istniejącej już twórczości, pomysłów.

Dział: Książki
piątek, 07 listopad 2014 22:51

"Chłopcy 3. Zguba" z 25% rabatem

Dramatyczny finał drugiego tomu popularnej serii Chłopcy pozostawił wiele pytań o przyszły los bohaterów. Świat w Chłopcach 3. Zguba został wywrócony do góry nogami. Teraz jest to również świat, do którego należy Piotruś Pan. Kontynuacja przygód gangu motocyklowego rodem z Nibylandii zawita do księgarń już 19 listopada 2014 roku. Najnowsza powieść Jakuba Ćwieka ukaże się nakładem Wydawnictwa SQN.

Dział: Książki
poniedziałek, 03 listopad 2014 21:56

Tuf wędrowiec

George R.R. Martin zyskał światową sławę za sprawą bestsellerowej sagi Pieśni Lodu i Ognia, ale wielu uważa, że wcale nie ona jest jego najlepszym dziełem w długiej pisarskiej karierze. Nie dziwi więc, że na polskim rynku pojawiają się coraz to nowe powieści tego poczytnego autora, niekoniecznie związane z Westeros...

Haviland Tuf jest drobnym międzygalaktycznym kupcem, kierującym się zasadami etyki. Kiedy ten ekscentryczny podróżnik przez przypadek zostaje właścicielem olbrzymiego statku należącego niegdyś do Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego, zmienia profesję i zaczyna zajmować się genetyką. A przy okazji próbuje – oczywiście za odpowiednią opłatą – rozwiązać problemy otaczających go światów.

Martin zdążył przyzwyczaić swoich czytelników do opasłych tomisk, kiedy więc w moje ręce trafił Tuf, byłam trochę zasmucona – wszak historia ta nie ma kilku tomów, liczących po kilkaset stron. Przeciwnie, jest to stosunkowo niewielka objętościowo (bo cóż to jest 460 stron), kompletna opowieść, którą czyta się absolutnie jednym tchem. Ma bowiem to, co wszystkie książki Martina: wciąga!

Najmocniejszą stroną tej powieści jest oczywiście główny bohater, Haviland Tuf. Ekscentryczny, kierujący się zawsze zasadami etyki, ale też niezwykle przebiegły międzygalaktyczny kupiec to postać, wobec której żaden czytelnik nie będzie w stanie przejść obojętnie. W dużym stopniu, zarówno pod względem fizycznym, jak i cech charakteru, Tuf wydaje się być książkowym alter ego samego Martina, co tylko dodaje tej książce smaku. Znakiem charakterystycznym naszego kosmicznego podróżnika jest sposób jego wysławiania: od doboru słownictwa na składni kończąc!

Na plus zaliczyć trzeba też samą tematykę książki: kosmiczna ekologia to póki co połączenie bardzo oryginalne i raczej pozostające w sferze wyobraźni, niemniej patrząc na fatalny stan naszej Ziemi, bardzo potrzebny i budzący spore zainteresowaniem. Martinowi udało się bez zbędnego patosu przekazać czytelnikom wiele informacji i wizji, które pokazują, jak może skończyć się nasz wspaniały świat...

Jeśli chodzi o samą formę książki, to warto wspomnieć, że Tuf Wędrowiec składa się z 7 rozdziałów, które w zasadzie spokojnie można uznać za oddzielne opowiadania, jednak znacząco powiązane z sobą zarówno treściowo, jak i chronologicznie. Gdyby wybrać miało się najlepsze, zapewne wielu czytelników wskazałoby na pierwsze, jako to najbardziej objaśniające i precyzujące zaistniałą w galaktyce sytuację. Pozostałe uznać można za przewidywalne – co nie zmienia faktu, że czyta się je z dużym zainteresowaniem.

Nie zaryzykowałabym stwierdzenia, że "Tuf Wędrowiec" jest najlepszą książką w dorobku Martina, bo całego jego dorobku jeszcze nie poznałam. Czy można uznać go za lepszego od kultowej już "Gry o Tron"? Cóż, trudno porównywać obie te książki, ale z pewnością zarówno pierwszą część sagi o Westeros, jak i "Tufa.." każdy szanujący się fan fantastyki zobowiązany jest przeczytać!

Dominika Brachman

Dział: Książki