czerwiec 15, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Świat Książki

Wiele osób broni się przed sięganiem po książki historyczne, niesłusznie kojarząc je z serwowaniem suchych faktów, mnóstwa dat i politycznych zawiłości. I popełniają tym samym kolosalny błąd, ponieważ historia podana we właściwy sposób jest fascynująca, a niejedną pozycję historyczną czyta się lepiej niż wiele powieści.
 
Taka właśnie jest znakomita książka autorstwa Kazimierza Dziewianowskiego, Brzemię białego człowieka, której podtytuł zdradza praktycznie całą jej treść: Jak zbudowano Imperium Brytyjskie.
 
Niewielka wyspa o powierzchni mniejszej niż powierzchnia Polski, o ludności, która w momencie, gdy rozwój Imperium osiągnął szczyt, nie przekraczała czterdziestu kilku milionów, rozciągała swoje władanie na tak wielkich przestrzeniach, jak żadne dotąd imperium w dziejach świata. I z żadnym też, co do znaczenia, nie można go porównać - z wyjątkiem rzymskiego.
 
Książka jest podzielona na cztery części, z których każda jest poświęcona innemu aspektowi historii imperium stworzonego przez Brytyjczyków. Po kolei możemy prześledzić narodziny żeglarskiej potęgi Anglików, rozwój korsarstwa na równi połączonego ze zdobywaniem bogactwa, jak i z odkryciami geograficznymi i zakładaniem osad w Nowym Świecie. Kolejne obszerne rozdziały przedstawiają początki kolonii w Ameryce Północnej, Indiach, Australii i Afryce, ich rozbudowę i rozkwit, a w końcu zmierzch.
 
Znaczną część jest poświęcona wybitnym postaciom, które przyczyniły się do ekspansji Imperium Brytyjskiego. Oprócz takich nazwisk jak Francis Drake i James Cook, doskonale zapewne znanych z lekcji historii i geografii, pojawiają się mniej popularni, ale równie istotni budowniczowie imperium z Warrenem Hastingsem i Robertem Clive’em na czele. Dziewanowski opowiada o nich w sposób barwny, ciekawy i plastyczny, dzięki czemu lektura nie jest ani trochę nużąca, a wręcz momentami nasuwa skojarzenie z powieścią przygodowo-awanturniczą. Jednocześnie, autor unika jednoznacznych ocen, przypominając, że niemożliwe jest używanie współczesnej moralności i norm etycznych do działań ludzi żyjących w innych epokach i czasach rządzących się zupełnie innymi prawami. Przedstawia zarówno chlubne fakty, jak i przykłady niegodziwości, okrucieństwa i nikczemności, której nigdy nie brakowało tam, gdzie w grę wchodziła władza, pieniądze i wpływy.
 
Podsumowując, Brzemię białego człowieka to fantastyczna lektura i to nie tylko dla miłośników historii. Merytorycznie bardzo dobra, napisana z polotem, estetycznie wydana. Gorąco polecam!

 

Dział: Książki
wtorek, 06 lipiec 2021 21:33

Dzieci ziemi i nieba

„Kiedy jest się lwem i okazuje się, że na świecie są też inne lwy, to szyderstwo może zabić.”

Pierwsze spotkanie z twórczością Kaya zaliczam do bardzo udanych. Wyśmienicie bawiłam się przy książce, mocno wciągnęła, sprawiła, że wyobraźnia poszybowała z losami bohaterów, poniosła w dalekie przestrzenie. Obszerna, z przyjemną narracją, zwracająca uwagę na szczegóły, oddająca barwnego ducha przygód i złożoność ludzkiego życia. Przedstawiony świat wykorzystał wiele elementów prawdziwej rzeczywistości, te same miejsca, ale z alternatywnym historycznym przesunięciem, dzięki czemu zyskały dodatkowy wymiar i ciekawy charakter. Odwołanie do postaci historycznych bazowało na zmienionych imionach i mechanizmie skojarzeń, w końcu, informacja to klucz otwierający świat.

Średniowieczne klimaty, połowa piętnastego wieku, dwadzieścia pięć lat po upadku rzeczywistego Konstantynopola a fikcyjnego Miasta Miast, czyli Sarancjum, funkcjonującego pod nową nazwą Aszarias, nadaną mu przez Osmanlich, pojęciowo powiązanych z Imperium Osmańskim. Święte Cesarstwo Dżadyckie z władającym od trzydziestu lat Rodolfem to też ważny rejon na mapie, z Obravić, wietrznym miastem malarzy, filozofów i alchemików. Mocne karty w ogólnej równowadze świata rozdawała Seressa niczym Wenecja z kanałami, mostami i pałacami. Przeciwstawiała się pirackiemu Senjanowi z kamienistym wybrzeżem i dumnymi mieszkańcami. Funkcjonowanie nowobogackiego portu Dubrava opierało się na bliskim i dalekim handlu. Uwzględniono inne punkty i obszary na mapie, przykładowo pustynia Ammuz, miasto Chatib, Rhodias, wyspy Candaria i Hrak. Kompozycja śródziemnomorskich klimatów w morskiej sereskiej odsłonie. Wybrzuszenia i wklęsłości w stosunku do realnego świata tworzyły powiązania, ale zachowały własne dodatki.

Raczyłam się powieścią, wiele czasu dla niej przeznaczyłam, chciałam docenić każdy wymiar, zwłaszcza że pierwsze dwieście stron przywoływało liczne miejsca i postaci. Kiedy ogarnęłam niuanse polityczne, ekonomiczne, społeczne, kulturowe i religijne, głównie za sprawą gładkiego i sugestywnego stylu przedstawiania, stopniowego wdrażania w tematykę i atmosferę, poczułam gotowość na właściwą przygodę, śledzenie losów, interpretację postaw, identyfikowanie relacji. Każda z postaci wnosiła coś frapującego i znaczącego, wszystkie pierwszoplanowe obdarzyłam zrozumieniem i sympatią. Piratka Danica, malarz Pero, szpieg Leonora, kupiec Marin i żołnierz Neven, naprzemiennie pojawiali się i znikali, razem lub osobno. Podobnie wyraziści i przekonujący byli drugoplanowi bohaterowie, gościli na chwilę lub dłużej. Zaskakująco zobrazowano zależności między dokonywanymi wyborami a konsekwencjami w ujęciu jednostek, grup i narodów. Ciasne sploty ludzkich żyć, intrygujące wzory wypełnienia, dramatyczna mieszanka sukcesów i porażek, walki o przetrwanie, konflikty zbrojne, szpiegowskie aktywności, podszepty zmarłych i światła milionów gwiazd, świetnie się w tym odnalazłam. Czas poznać inne książki Guya Gavriela Kaya.

Dział: Książki
środa, 23 czerwiec 2021 12:08

Krew

Każdy potrzebuje czasem chwili relaksu, ta kobieta również. Ona jednak mogła pozwolić sobie na wylegiwanie się we własnej, prywatnej saunie. Ten dom - jej dom - stanowił kwintesencję jej marzeń. Zapracowała na to, by móc go kupić. Nikt nie wie, jak wiele wyrzeczeń ją kosztował. Sauna wewnątrz była tylko dodatkowym plusem. Coś jest nie tak, chyba przypadkiem kobieta ustawiła za wysoką temperaturę, a może to wskaźnik się zepsuł? Do tego wydawało jej się, że za oknem przemknął jakiś cień. Jeszcze tylko podglądacza brakowało w jej samotni! Gdy w pomieszczeniu zrobiło się za gorąco, kobieta wyrwała się z nieprzyjemnych myśli o ewentualnym obserwatorze - miała przecież zmniejszyć temperaturę! Jednak kilkakrotnie naciskana klamka nie chce ustąpić, by po chwili całkiem odpaść.
 
Pech lubi atakować tych, którzy w ogóle się tego nie spodziewają. Być może tę ugotowaną żywcem kobietę komisarz Deryło także zaliczałby do nieszczęśnic tego rodzaju, gdyby nie jeden, istotny fakt - napis „CIERP” na oknie. Ktoś zamknął ofiarę w saunie i patrzył, jak umiera w okropnych męczarniach. Duet Deryło i Haler musi zrobić wszystko, co w ich mocy, by jak najszybciej dorwać sprawcę. Szczególnie że ciał jest coraz więcej.
 
Kolejnych książek pana Czornyja nie można tak po prostu zignorować - ba, na nie czeka się, wręcz z utęsknieniem. Autor ma w swoim stylu pisarskim coś takiego, że mógłby nawet stworzyć swoją wersję „Czerwonego Kapturka”, a i tak czytałabym ją z zapartym tchem. Nic więc dziwnego, że szybko uzależniłam się od książek jego autorstwa.
 
Kobieta zamordowana w saunie to dopiero początek. Policja - standardowo - początkowo nie ma żadnych tropów, żadnych podejrzanych - jedynie kilka rzuconych mimochodem zdań przez pierwszych podejrzanych. Choć nikt nie chce mówić tego głośno, to czekają na kolejny ruch mordercy. Coś, co poniekąd wyznaczy kierunek śledztwa, da im jakąś podstawę. Psychopata nie planuje zaprzestania swojej chorej „działalności” ani ukrywania ciał. Zabójstwa są wręcz... teatralne. Ofiary cierpią niewypowiedziane katusze, których świadectwem są ich martwe, bestialsko poranione ciała. Świat ma to zobaczyć.
 
Eryk Deryło oraz Tamara Haler to dwójka bohaterów nie do zdarcia: on, wyczulony na zło drzemiące w człowieku, wręcz „wyuczony” łowienia psychopatów przez dawną sprawę „Cztery Iks”, ona - kobieta o fotograficznej pamięci, stalowych nerwach i niewątpliwej inteligencji. Oczywiście, że w literaturze nie raz mieliśmy do czynienia z podobnymi bohaterami. A jednak ta dwójka ma w sobie coś takiego, jakąś realność, że czytelnik chce się stale spotykać z nimi na kartach kolejnych części cyklu.
 
To, że pan Czornyj obdarza nas niezwykle plastycznymi opisami brutalności stworzonych przez siebie morderców, wie każdy, kto choć raz zetknął się z jego twórczością. W tym przypadku jest identycznie. Uwierzcie, cierpiałam nie tylko psychicznie (chyba mam za dobrze rozwiniętą wyobraźnię i owe sceny stawały mi przed oczami jak żywe), ale również niemalże fizycznie (cóż, nikt nie chciałby przeżyć tego, co denaci. Ciarki mam do tej pory). Tortury w „Krwi” były całkiem wyszukane, a na tego rodzaju męki mógł bliźniego skazać ktoś, kto albo ma mocno skrzywioną psychikę, albo bardzo dobry powód do zemsty. I tu nie powiem Wam nic więcej, aby nie zdradzić od razu wszystkiego - sami dotrzecie do prawdy.
 
Teoretycznie rozwiązanie sprawy nie należy do tych bardzo oryginalnych, zarazem skomplikowanych i prostych; w tym przypadku jednak działa magia, o której wspominałam Wam już wcześniej. Styl pisarski autora, okraszony pomysłowością w torturach, a co za tym idzie także brutalnymi scenami oraz zapadający w pamięć bohaterowie to prosty sposób na sukces. Zakończenie mnie zaintrygowało i od razu zaznaczę, że miało związek ze sferą prywatną naszej dwójki bohaterów - mam nadzieję, że autor nie będzie kazał nam zbyt długo żyć w niepewności!
 
Całą serię o komisarzu Deryło, jak i inne książki pana Maxa Czornyja serdecznie Wam polecam. Porwą Was bez reszty!
Dział: Książki

W tym roku festiwal „Komiksowa Warszawa” odbędzie się w plenerze i będzie miał aż dwie odsłony. Pierwsza z nich, czyli „KOMIKSOWA WARSZAWA 2021 – START” wydarzy się w dniach 18-20 czerwca w warszawskim Ogrodzie Saskim przy okazji Pleneru Literackiego, a druga - „KOMIKSOWA WARSZAWA 2021 – META” – w dniach 9-12 września na Placu Defilad, podczas Warszawskich Targów Książki. 

Dział: Wydarzenia
czwartek, 17 czerwiec 2021 17:58

Dwór na Martwym Polu

Chociaż fantastyka jest dla mnie najbliższą dziedziną literatury, to jednak od czasu do czasu zaglądam też w inne gatunki, aby nieco odpocząć od kosmicznych ekspedycji czy fantastycznych opowieści spod znaku magii i miecza. Tym razem w moje ręce trafiła książka pod tytułem „Dwór na martwym polu” Joanny Pypłacz, która ku mojemu zaskoczeniu, okazała się w gruncie rzeczy powieścią grozy!

Joanna Pypłacz to Krakowianka z krwi i kości, z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania pisarka, literaturoznawczyni oraz fotograf. Uwielbia historię - co swoją drogą ma swoje ujście w powieści, osadzając akcję swojej książki w drugowojennym Krakowie -, muzykę klasyczną oraz wszystko, co dziwne i niesamowite. Dotychczas ukazało się sześć jej powieści oraz publikowała też swoje krótsze formy literackie w kilku antologiach opowiadań.

Jesteście ciekawi fabuły? Jak już wspominałem wyżej, autorka zabiera nas do Krakowa w roku 1941. Irena Kornacka, artystka i właścicielka kliniki lalek od dłuższego czasu oczekuje na wieści o losach swego męża, który jakiś czas temu został schwytany w ulicznej łapance. Niespodziewanie, otrzymuje zaproszenie od swej dawno niewidzianej krewnej sprawującej pieczę nad rodzinnym majątkiem w Uroczyskach. Gdy za radą bliskich postanawia przyjąć propozycję i opuszcza swe mieszanie na Dębnikach, by zamieszkać w oddalonym o setki kilometrów od miasta, powoli niszczejącym dworze, szybko uświadamia sobie, że w miejscu tym panuje przedziwna atmosfera, a pewne obszary jego historii objęte są ścisłą zmową milczenia. W pewnej chwili podjęte na własną rękę dochodzenie zaczyna wymykać jej się spod kontroli.

Książka ma swoje lepsze oraz gorsze momenty. I co najbardziej - nie chcę użyć słowa rażące, ale może... rzucające się w oczy - jest to, że mały spadek formy literackiej przypada na punkt, tak naprawdę, kulminacyjny. Powieść Joanny Pypłacz z początku mnie wciągnęła. Historia właścicielki pracowni lalek już sama w sobie budzi w czytelniku niemałe zainteresowanie. Motyw wojennego Krakowa, gdzie historia raczej nie należy to moich ulubionych dziedzin, tutaj jest ukazany bardzo fajnie. Akcja rozpoczyna się dość szybko, co też jest plusem. Później, jednak gdy fabuła zmierza do najważniejszego momentu, robi się jak dla mnie nieco nużąco. Motyw tajemnicy dworu, do którego przeprowadza się nasza bohaterka, jest nieco schematyczny, jest to coś, co mam wrażenie, już kiedyś czytałem, wiec przede wszystkim zabrakło mi tutaj efektu WOW. Samo zakończenie też zostawia kilka niedopowiedzeń, jednak w internecie znalazłem informację, że będzie kolejna część powieści, co też sporo tłumaczy.

Styl pisarski bardzo chciałbym pochwalić, jest to język bardzo poetycki, jednocześnie miły w odbiorze i pozwalający na gładkie przebrnięcie przez ponad 330 stron lektury. Ogólnie rzecz biorąc, książka nie jest złą powieścią, ale mam wrażenie, że pomysł nie został zrealizowany w stu procentach tak, jak miał. Momentami dzieje się zbyt dużo, innym razem znowu jest fabularnie nużąco. Samo rozwiązanie zagadki, także delikatnie rozczarowuje, ale myślę, że dam szansę drugiemu tomowi by rzucił nowe światło na pozostawione dla czytelnika furtki.

Dział: Książki

Czy pamiętacie książki, od których rozpoczęła się Wasza przygoda z samodzielnym czytaniem? Te pierwsze, które wciągnęły Was i zaraziły bakcylem, za którego sprawą odkryliście zupełnie nowy, niesamowity świat ukryty wśród szeleszczących kartek? Większość moli książkowych pokochała czytanie już w dzieciństwie za sprawą baśni i ilustrowanych opowiadań, które poruszyły ich wyobraźnię i nie pozwalały na nudę nawet w deszczowe dni.

Dział: Felietony
środa, 02 czerwiec 2021 21:15

Wiedma

 
Biwa ma właśnie rozpocząć swoje nowe życie. Przybywa na wyspę, która położona jest nad jeziorem Lędo. Mieszka na niej Wiedma, której okoliczni mieszkańcy jednocześnie się boją, ale jednocześnie poważają, bo wzywają kobietę do chorych czy też proszą o odprawienie czarów. Biwa rozpoczyna naukę, aby kiedyś zająć miejsce starej Wiedmy. Poznaje tajniki magii, leczniczych ziół, a niedługo wyruszy w najważniejszą podróż swojego życia. Musi odnaleźć swojego brata, który zaginął w Noc Świętojańską.
 
Słowiańskość aż bije z tej książki. Otula czytelnika niczym lekki koc, otumania i przenosi w przeszłość. Gdy rozpoczniecie książkę i odetchniecie głęboko piersią, przeniesiecie się do przeszłości, kiedy ta granica pomiędzy chrześcijaństwem a starą wiarą była wyraźna; kiedy ludzie, po tym, jak oprawili niedzielny rytuał, nadal chodzili do lasu i czcili swoich starych opiekunów. Chrzest nie przegnał dawnych tradycji jednak wielka szkoda, że nie zostały nam dokładne źródła. Słowiańska mitologia intryguje, ale to nadal wielka niewiadoma, a ta niewiedza przyciąga. Już od pierwszych stron można dostrzec, że autorka solennie odrobiła pracę domową. Rozpoczynając lekturę, przenosimy się do przeszłości – zapominamy o zdobyczach technologicznych, postępie i poznajemy stare bóstwa czy mityczne stworzenia. Głodni wiedzy znajdą w „Wiedmie” ogrom informacji, bo książka jest pełna opisów starych wierzeń czy rytuałów.
 
Wspomniałam o słowiańskiej mitologii, a teraz przyszła pora na fabułę. Ta rozkręca się powoli i nie od razu przyciąga – z początku autorka serwuje nam niedopowiedzenia, które z czasem wyjaśnia, a wątki rozwija. „Wiedma” jest napisana ciekawie i atrakcyjnie, jednak dopiero, gdy akcja się rozkręci, nie można się od książki oderwać ani na moment. Przygoda Biwy intryguje, jest pełna niebezpieczeństw i przeszkód, które dziewczyna musi pokonać.
 
„Wiedma” to opowieść o dawnych wierzeniach, mitologii, miłości, o poszukiwaniu i rodzinie. Napisana bardzo dobrze, z niezwykłą starannością i dbałością o szczegóły, dzięki czemu lektura to prawdziwa przyjemność. Autorka potrafi malować słowem i uwieść nim czytelnika. Chociaż akcja rozkręca się powoli, to czytając, miałam wrażenie, że każde słowo znajduje się na swoim miejscu; że nie ma w książce miejsca na coś niezaplanowanego. Monika Maciewicz udowodniła, że nie niezwykłą wyobraźnię i poczytne pióro.
 
Warto przeczytać „Wiedmę”, bo ta historia przenosi nas do innego świata, gdzie to, co realne miesza się z magią i bóstwami; gdzie uczucia się sto razy mocniejsze, a słowa mogą zdziałać o wiele więcej.
Dział: Książki
środa, 02 czerwiec 2021 13:56

Droga szamana. Etap 4: Zamek widmo

Czy można być skazanym na granie? Jak najbardziej! Przynajmniej w uniwersum „Drogi szamana”. Jednak jak się domyślacie, tkwi w tym pewien haczyk. Czy Machan wyjdzie obronną ręką z kolejnego etapu? Sprawdźmy!

Barliona to dla jednych miejsce rozrywki, dla innych… odsiadki. Przymusowi gracze odrabiają tutaj swój wyrok, w końcu… skoro można na nich zarabiać, to czemu by nie? Nikt się jednak nie spodziewał, że jeden z nich zostanie przywódcą klanu. A czym jest klan bez zamku? Machan zamierza nadrobić ten brak i przyjmuje zlecenie od Imperatora – ma unicestwić armię Upiorów. Brzmi niczym zwykły quest, a otwiera serię przygód pełnych wyzwań i niebezpieczeństw.

Cykle mają to do siebie, że w końcu czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy to, co się aktualnie czyta, jest lepsze, czy gorsze od poprzednich tomów. „Zamek widmo” to już czwarta część i mam wrażenie, że czuć odrobinę „zmęczenie materiałem”. Być może podeszłam do tej książki za szybko po „Tajemnicy mrocznego lasu”, ale powoli zaczęły mnie męczyć liczne zbiegi okoliczności i zwyczajny fart głównego bohatera (chociaż trzeba też przyznać, że jest to wybitnie growe).

Słabo prezentuje się też wątek miłosny. Na plus, że wreszcie coś się zaczęło dziać, jednak na minus, że wszystko było tak bardzo przewidywalne i dość… oklepane. Nic mnie w tym zakresie nie zaskoczyło, a jedynie odrobinę znudziło.

Jednak miłość, całe szczęście, nie jest w tej serii najważniejsza. Gwoździem programu jest kolejna intryga i mnożące się niczym grzyby po deszczu tajemnice. W historii sporo się dzieje, akcja jest dynamiczna i pełna zwrotów akcji. Co chwilę odkrywamy kolejną niewiadomą, ale też… nieznane oblicze starych bohaterów. Spodobało mi się, że postacie nie przestały się rozwijać i wciąż można dowiedzieć się o nich czegoś nowego (chociaż spędziło się już z nimi szmat czasu!).

Bez zmian za to pozostaje możliwość czerpania przyjemności z growej fabuły. Dla osób ceniących zabawę przy komputerze, czy konsoli, cały cykl to rarytas. Zachwycałam się już tym wcześniej, dlatego teraz wspomnę tylko, że i czwarty tom trzyma poziom, nie brak statystyk, mechanik i detali, które graczom sprawią prawdziwą frajdę.

Chociaż „Zamek widmo” spodobał mi się najmniej z całego cyklu, to nadal świetnie się przy nim bawiłam. Ciekawa, chociaż nie zawsze logiczna, przygoda, zakręcona intryga i fantastyczny świat. Jestem bardzo ciekawa, co autor wymyśli dalej!

Dział: Książki

Jeśli lubisz i grać, i czytać, to z pewnością nie jest Ci obca seria „Droga szamana”. Na rynku sukcesywnie pojawiają się kolejne tomy, a sam cykl zyskał nową oprawę graficzną. Czyli mamy już kilka powodów, żeby wrócić do tego fantastycznego, nie tak odległego (jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka) świata.

Trzymanie w więzieniach kosztuje, dlatego bardziej niż do celi, więźniów opłaca się wysyłać do… gier. Tam, gdzie inni oddają się czystej rozrywce, tam oni odpracowują swój wyrok. Taki los spotkał Dmitrija Machana. Otrzymał najgorszą klasę, miał się nie wychylać i pracować. Tymczasem na skutek licznych zbiegów okoliczności oraz własnej inteligencji, zaszedł bardzo daleko. Teraz mógłby „spijać śmietankę”. Serio? To nie dla Machana! On zostaje przywódcą klanu i śmiało zaczyna odkrywać tajemnicę Mrocznego Lasu. Czy wyjdzie mu to na dobre?

Swojego czasu książki cRPG zyskały na popularności. Motyw powieści, w których bohaterzy wchodzą do gry, był jednak chwilową modą. W 2021 roku ten trend jest wyraźnie słabszy, dlatego warto wrócić do książek, którym udało się stworzyć coś ciekawego. Taka z pewnością jest seria „Droga szamana”. Każdy gracz, ceniący tytuły RPG, z pewnością znajdzie w niej wiele smaczków, od ogólnego założenia, po szczegóły. Nie znam żadnej innej książki, która podchodziłaby do tematu tak dokładnie!

W trzecim tomie autor po raz kolejny wciąga czytelnika w wartki strumień akcji. Główna intryga zawiązuje się dość szybko, jednak to nie bieg wydarzeń, a rozmowy zdominowały tę część. Autor tym razem przeniósł nacisk na dialogi, ustalenia i dochodzenie prawdy. Nie każdemu ta forma narracji przypadnie do gustu. Dużo jest za to mechaniki, opisów przedmiotów i różnorakich technikaliów ze świata gry.

Zmienił się tez główny bohater, we wcześniejszych częściach miał w sobie więcej skromności. „Droga szamana” to klasyczna historia od zera do bohatera i te sukcesy odrobinę uderzyły Machanowi do głowy. Nie zmienia to jednak faktu, że jego przemiana jest imponująca, a rosnąca wokół niego grupka to zbiór ciekawych postaci.

Chociaż w książce dało się wyczuć pewien chaos, sama intryga była ciekawa, skomplikowana i intrygująco poprowadzona. Byłam bardzo ciekawa zakończenia i nie mogłam się oderwać od ostatnich stron! Jeśli więc lubicie gry, koniecznie zainteresujcie się serią!

Dział: Książki
poniedziałek, 31 maj 2021 01:41

Zapowiedź: Aru Shah i Złote Miasto

Aru Shah wypowiedziała życzenie przy Drzewie Życzeń – ale nie pamięta jego treści. Przy czym ma prawie całkowitą pewność, że nie życzyła sobie kolejnej siostry… Kara twierdzi, że też jest córką Śpiącego. To także jedyna osoba, która może pomóc Aru w ucieczce z kryjówki Śpiącego i powrocie do domu, więc nasza bohaterka nie ma wyjścia: musi zaufać Karze.

Aru dręczą też wątpliwości, czy powinna nadal walczyć po stronie dewów w wojnie z asurami. Bogowie do tej pory nie wykazywali się zbytnią szczerością wobec niej i jej przyjaciół. Jak K

Dział: Książki