Rezultaty wyszukiwania dla: kryminał

piątek, 14 październik 2016 19:11

Rewers

„Rewers to podróż po mrocznej stronie polskich ulic, zaułków i dzielnic” jak głosi napis z tyłu okładki. Wydawnictwo Czwarta Strona wpadło na pomysł stworzenia antologii opowiadań, której autorami są najpopularniejsi w Polsce pisarze thrillerów i kryminałów.

Po zbiór opowiadań zdecydowałam się sięgnąć z bardzo prostej przyczyny - chciałam poznać twórczość popularnych, ale nieznanych mi dotąd pisarzy i dowiedzieć się z kim warto zapoznać się bliżej. Dlatego uważam, że tego typu antologie są niezwykle przydatnym elementem rynku wydawniczego. Jeżeli natomiast ktoś dostrzegł na okładce dobrze znane i lubiane nazwiska tym lepiej - będzie miał okazję przeczytać opowiadania, które powstały spod pióra ulubionych pisarzy, a być może jako nagrodę niespodziankę pozna również jakieś nowe nazwiska i dowie się po czyją twórczość warto sięgnąć w następnej kolejności.

W tytule „Rewers” poznajemy jedenaście polskich miast, a każde z nich od tej mrocznej, ukrytej strony. Są to porządne, długie, niekiedy przerażające historie (na przykład „Niedzielne popołudnie” Gai Grzegorzewskiej). Napisane zostały w przeróżnym stylu, niestety bardzo odbiegają od siebie jakościowo. Niektóre wciągnęły mnie niesamowicie, inne kompletnie znudziły i zniechęciły do czytania zbioru. Mimo wszystko cieszę się, że miałam okazję je poznać, ponieważ, choć naprawdę dużo czytam, była to moja pierwsza styczność z autorami opowiadań w zbiorze.

Podoba mi się dobór tekstów - są od siebie zupełnie różne i to nie tylko pod względem sposobu pisania. Indywidualni bohaterowie, odmienne realia, pomysłowe zbrodnie - wszystko to tworzy niezwykle intrygujący misz-masz, na którym opiera się cała idea „Rewersu”. Dodatkowo miejsca o których czytamy nie są jakimiś abstrakcyjnymi kreacjami - wręcz przeciwnie, to doskonale znane nam, polskie miasta takie jak Toruń czy Kraków. Sam ten fakt dodaje smaku tego typu literaturze.

Czy mogę polecić lekturę „Rewersu”? Powiem szczerze - i tak i nie. W zbiorze pojawia się kilka opowiadań, które naprawdę warto przeczytać, ale są tam również takie, które zmuszą do ziewania i utulą do snu. Osobom, które mają ochotę poszukać nowych, interesujących nazwisk i tym, które chcą poznać krótkie formy stworzone przez ulubionych pisarzy zbiór jak najbardziej powinien przypaść do gustu. Czytelnikom spragnionym pasjonującej lektury od pierwszej do ostatniej strony książki, antologia ma jednak pełne prawo w ogóle się nie spodobać.

Dział: Książki
poniedziałek, 10 październik 2016 19:51

Najgorsze dopiero nadejdzie

Nie zależało mi już na niczym. Jeśli miałem umrzeć, to ten moment był idealny. Śmierć byłaby wybawieniem. Spojrzałem na przybysza stojącego w progu, ale cieknący z czoła pot rozmazywał mi obraz. Zauważyłem tylko, że podnosi pistolet i celuje. Czas się zatrzymał.
Żadne obrazy z dzieciństwa nie przewijały mi się przed oczami. Nie modliłem się, a może zwyczajnie tego nie pamiętam. Nie widziałem też nikogo z bliskich zmarłych, chcącego radośnie powitać mnie w zaświatach. Jedyna rzecz jakiej wówczas doświadczałem, to brak czucia własnego ciała. Pełne zobojętnienie. Tak to zapamiętałem.


Muszę przyznać, że „Najgorsze dopiero nadejdzie” Roberta Małeckiego było dla mnie naprawdę miłą niespodzianką. Spodziewałam się kolejnego przewidywalnego kryminału, a dostałam coś nietuzinkowego z fabułą, która trzymała w napięciu, aż do ostatnich stron.


Zacznę może od początku. „Najgorsze dopiero nadejdzie” jest to powieść o dziennikarzu prasowym u schyłku swojej kariery. Marek Bener jest na tyle pogrążony w szaleńczych wręcz poszukiwaniach żony, że nie widzi iż jego życie zawodowe właśnie się skończyło. Na sam koniec dostaje on zadanie, które może pozwoli mu dostać jakąś ciepłą posadkę w biurze dogorywającego polityka. Nie spodziewa się jednak, że przez przypadek (a być może całkiem specjalnie) zostanie on uwikłany w kryminalną grę, w której stawką jest zdrowie i życie jego najbliższych. Sam Marek jest postacią niezwykle sympatyczną. Pewny siebie i tego co robi potrafiłby pewnie namówić nawet mnie do swoich nie do końca legalnych zagrań.


Co do samej fabuły - jest dość zaskakująca. W pierwszej chwili mamy wrażenie, że dostaniemy kolejne nudne śledztwo dotyczące podpalenia i przypadkowego morderstwa. Jednakże kolejne fakty ukazywane na poszczególnych stronach pokazują nam, iż wszystko zostało wcześniej zaplanowane, a każdy szczegół ma znaczenie. Ostateczne rozwiązanie koszmaru w jaki został wplątany Marek, okazuje się również rozwiązaniem spraw z przeszłości głównego bohatera.


„Najgorsze dopiero nadejdzie” jest książką dla fanów dobrego, polskiego kryminału, którzy w ciemne, jesienne wieczory lubią, tak jak ja, dostarczyć sobie odrobinę emocji i napięcia. Cicho liczę na to, że spotkam jeszcze Marka Benera w jakiejś innej, równie świetnie wykreowanej powieści.

Dział: Książki
piątek, 23 wrzesień 2016 17:30

Lampiony

Po długim roku nareszcie trafiła w moje ręce. Jedna z najbardziej oczekiwanych premier książkowych, która została zaplanowana na dzień moich urodzin. Autorka wraz z wydawnictwem sprawili mi niesamowity prezent nawet o tym nie wiedząc. Mówię oczywiście o Lampionach Katarzyny Bondy, która już od dawna należy do grona moich ulubionych autorek. Nadal trudno mi pozbierać moje myśli w sensowne słowa i zdania. Chciałabym przekazać te wszystkie emocje jakie pojawiły się podczas lektury. I po raz pierwszy żałuję, że tego wszystkiego nie zanotowałam.

Znowu wraz z Saszą Załuską wplątamy się w policyjne śledztwo, ale tym razem na tapecie będzie piroman, który niszczy piękną, ale zarazem specyficzną Łódź. Razem z bohaterką poznajemy miasto, którego lata świetności już dawno minęły. Sasza, która po wydarzeniach z Hajnówki, zostaje przejęta na cywilny etat do gdańskiej policji dostaje nowe zadanie. Ma udać się do Łodzi i współpracować tamtejszą komendą i jej pracownikami. Ale nie tylko tajemnicze podpalenia są głównym zmartwieniem tamtejszych funkcjonariuszy. Pomimo tego że Łódź jest miastem wielokulturowym, to mnożą się napady na tle religijnym, bezdomni nie mogą się czuć już bezpiecznie, a staruszkowie muszą bardzo na siebie uważać. Okazuje się że miasto, do którego przybywa bohaterka ma w sobie wiele tajemnic i nic nie jest takie, jakie najpierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.

Katarzyna Bonda stwierdziła, że Lampiony, trzeci tom serii o Saszy Załuskiej, jest jej najbardziej polifoniczną czyli wielogłosową książką. I po lekturze mogą w stu procentach się z tym zgodzić. Podczas czytania poznałam wiele nowych bohaterów, przez moją wyobraźnią przewinęło się multum kolejnych postaci i wydarzeń, które w rezultacie tworzyły spójną całość. A najlepszym bohaterem była Łódź. Powtórzę się za panią Kasią – Lampiony to książka o mieście. I nie wyobrażam sobie, aby jakiekolwiek inne miejsce mogłoby aż tak pasować do całej książki. Podczas czytania bardzo rzuca się w oczy jak wiele pracy włożyła autorka w to, aby dokładnie poznać klimat tego miasta, jego tajemnicze zakamarki, bramy kamienic i ludzi. Poznać ich lęki, kompleksy, wady, ale także powody do dumy oraz kim tam naprawdę są. Aby dowiedzieć się jakie tak naprawdę jest miasto trzeba dokładnie poznać jego mieszkańców. I pani Kasi się to udało bardzo dobrze. Chylę przed nią czoła bo z każdą kolejną stroną coraz bardziej wciągałam się w akcję Lampionów i czułam się jakbym naprawdę wraz z bohaterami przemierzała kolejna ulicy Łodzi.

Skoro wspomniałam o głównej i największej (tuż obok Saszy) bohaterce, chcę również napisać o osobach, które chociaż nie grali pierwszych skrzypiec, pojawili się w kilku rozdziałach, to byli dopracowani do perfekcji. To kolejna rzecz, za którą tak kocham książki Katarzyny Bondy. Każdy bohaterów opisanych w tej książce zdaje się być realny i prawdziwy. Każdy z nich ma własną przeszłość, inny charakter, odmienne plany, marzenia i cele. Nie są to postacie papierowe – ale wielobarwne, z charakterem o których przyjemnie się czyta, bo wydają się być rzeczywistymi ludźmi, którzy każdego dnia można spotkać na ulicy. I pomimo że nie wszyscy są dobrzy, mają swoje za uszami to brakuje mi tych ich intryg i kłopotów.

Autorka od pierwszych stron nie da czytelnikowi odpocząć – od razu wciąga w wir akcji, która z każdą kolejną stroną przyśpiesza, a napięcie rośnie. Wraz z Saszą, a także i bez niej, odkrywamy kolejne tajemnice miasta i jego mieszkańców; poznajemy ich prawdziwe plany i staramy się dowiedzieć kto jest piromanem. Tropów jest mało, a jednym z nich są małe zabawki, które odnaleźć można na miejscu wybuchów. I gdy wydawać się mogło że łódzcy policjanci złapali człowieka odpowiedzialnego za paraliż i strach w mieście, autorka funduje nam kolejne „bach”. Nic nie jest takie jak się z początku wydaje. Na jaw wychodzą kolejne fakty, które rozpędzony umysł próbuje połączyć w całość, ściga się z bohaterami, aby pierwszy mógł odkryć prawdę.

Podczas lektury coraz bardziej poznajemy bohaterkę, odkrywamy jej prawdziwą twarz, ale czułam że Sasza w tej części oddała główne skrzypce Łodzi. Czytając, miałam wrażenie że Załuska odsunięta jest na dalszy plan, ale wcale mi to w lekturze nie przeszkadzało. Jak wiemy, kobieta jest bohaterką którą można polubić, ale jej charakter czasami czytelnika irytuje i delikatnie denerwuje. I za to ją kocham. Sasza należy do grona moich ulubionych bohaterek książkowych bo chociaż tak naprawdę jest delikatna, to potrafi stawić czoła kłopotom. Nie jest idealna i nieomylna. Takich bohaterek brakuje w książkach. Silnych, odważnych, ale jednocześnie potrzebujących bezgranicznej miłości i ciepła, bo bez tego otaczają się jeszcze grubszym murem. Katarzyna Bonda stworzyła kogoś z krwi i kości. Każdy może w niej odnaleźć coś z siebie – nie tylko zalety, ale także wady.

Lampiony to jazda bez trzymanki, bez pasów i jakiegokolwiek zabezpieczenia. Ta książka wbija w fotel, wzbudza wiele emocji, podnosi poziom adrenaliny we krwi. Jesteście na to gotowi? Chcecie, żeby książka wzbudziła w was strach, lęk, podniecenie, złość, miłość? Wytrzymacie aż tyle? Ta książka jest jak ogień. Mocna i bezwzględna. Ja już czekam na kolejny tom.

Dział: Książki
wtorek, 20 wrzesień 2016 17:41

Dziewiąty grób

Miłość ma wiele twarzy; jedna osoba jest gotowa zrobić dla swej drugiej połówki wszystko, nawet zabić, a drugiej wystarczy zwykła, wspólna codzienność. Czy można jednak owe sytuacje, rozmiary uczucia porównywać?

Fabian Risk ma przed sobą nie lada zadanie - w tajemnicy przed światem musi zbadać pełną niedopowiedzeń sprawę zaginięcia ministra sprawiedliwości. Zarówno jego śledztwo, jak i odpowiednich służb specjlalnych, staje w miejscu. W tym samym czasie w Danii zostaje zamordowana żona celebryty, zaś jej mąż znika. Choć w tym wypadku wyjaśnienie nasuwa się samo, to Dunja Hougaard nie wierzy w takie rozwiązanie. Wbrew przełożonemu i współpracownikom postanawia sama ruszyć tropem nieuchwytnego mordercy. Nie tylko Dunja, ale i Fabian musi zmierzyć się z miłością, która sięga aż po grób. I bynajmniej nie chodzi tu o uczucie między głównymi bohaterami.

Do Dziewiątego grobu podchodziłam dość sceptycznie. Nie ukrywam, że jestem wzrokowcem, więc książki o pięknych okładkach zawsze rozbudzają we mnie nadzieję na intrygującą historię (niestety, jak wiadomo, często pod takim magnetycznym frontem kryje się schematyczność, ale mniejsza o to). Cóż, okładka utworu pana Ahnhema na kolana mnie nie rzuciła, ba, wręcz sprawiła, że nie wierzyłam w znajdującą się w niej - ponoć - dobrą sprawę kryminalną. Wiecie, wciąż sobie powtarzam, że przestanę skupiać się wyłącznie na okładkach, ale ciężko mi się przemóc. Gdybym spotkała tę pozycję w bibliotece, ominęłabym ją. I straciłabym szansę na zagłębienie się w niezwykle porywającej gonitwie za sprawcą.

Dziewiąty grób to książka wielowątkowa. Śledzimy postępy w prowadzonym przez Fabiana Riska i jego ciężarną współpracownicę, Malin Rehnberg śledztwie dotyczącym zaginięcia nie tylko ministra, ale też kilku innych osób. W międzyczasie z podobnymi zagadkami mierzy się wspomniana już Dunja Hougaard, krocząca tropem mordercy kobiety. I mimo, że w obu przypadkach, praktycznie pod nos zostaje podstawiony racjonalny, wcześniej już karany za podobne zbrodnie sprawca, to naszym bohaterom owe typy są zwyczajnie nie w smak. Coś nie pasuje. Byłoby za łatwo, prawda?

Z każdą stroną robiło się coraz ciekawiej. Ogromny plus dla autora nie tylko za rozbudowanie historii, które nie nudziło, a wręcz przeciwnie- przyciągało do siebie, ale również za stworzenie postaci mordercy. Dopiero w tej publikacji widać, jak skrzętne są działania sprawcy, jak wiele musi się napracować, aby osiągnąć zamierzony cel. W tym przypadku cel był jasny, a działania mordercy bardzo skrupulatne, brak chaosu. Jedno potknięcie mogłoby doprowadzić do fiaska.

Pod przykrywką okaleczającego ludzi potwora kryje się jednak jeszcze jedna, o wiele większa sprawa. Wątki pięknie się ze sobą łączą, można by nawet rzec, iż sprawca (tak jak i poszukujący go policjanci) działa przeciwko temu, co się dzieje. Każdy jednak na swój sposób. Nie mogę ujawnić szczegółów, aby nie odebrać Wam przyjemności czytania.

Jedyny, drobny minus tej książki, to Fabian Risk. Może przyzwyczaiłam się, iż tropiący morderców policjanci/detektywi mają stalowe nerwy, mimo, iż najczęściej ich życie prywatne to totalna klęska. Może. Ale... Fabian Risk, stojąc przed realnym zagrożeniem nie tylko swojego życia, ale i towarzyszy, zwyczajnie stchórzył. W tym momencie zawiodłam się na nim i to bardzo. A może autor poprzez jego postać chciał nam ukazać, iż nawet spotykający się na co dzień ze śmiercią policjant ma prawo do ludzkich odruchów?

Bądź co bądź, ta drobna niedogodność nie przekreśliła moich odczuć względem Dziewiątego grobu. To bardzo wciągający, intrygujący thriller, który polecam każdemu. Nie można się przy nim nudzić, a to najważniejsze.

Dział: Książki
sobota, 17 wrzesień 2016 13:31

Droga do piekła

To miał być dzień jak co dzień; John Pilar śpieszył się do domu na urodziny najmłodszej córeczki. Niestety, ogromny korek skutecznie zniszczył jego starania. Nie wiedział, jak ważne jest, aby tym razem dojechał na czas...

Powitała go nienaturalna cisza. Powoli wspinał się po schodach, wołając po imieniu każdego członka rodziny. Ostatnim przystankiem była sypialnia, zza drzwi której dochodziły do Johna dziwne odgłosy, nienaturalne. Uchylił drewnianą przeszkodę, a jego świat runął. Wyrok Sądu: John Pilar zostaje uznany za winnego poczwórnego morderstwa na własnej rodzinie. Ma umrzeć. Ale... to nie on zabił. Doskonale wie o tym jego młodszy brat, Lukas, były detektyw. Gdy tylko dawka trucizny dostaje się do żył Johna, młodszy Pilar rusza na poszukiwania prawdziwego mordercy. To będzie prawdziwa droga do piekła...

W przypadku tej lektury moc przyciągania miał bardziej tytuł, niż okładka. Droga do piekła- można sobie to interpretować na wiele sposobów, prawdopodobnie każdy w jakimś stopniu będzie trafny. Intrygowało mnie, jak z tą tematyką poradzi sobie nasz rodak (Polacy często narzekają na twórczość polskich autorów). Ja nie narzekam, a ta pozycja utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto stawiać na rodzimych pisarzy.

Wyobraźnia i stworzony przez pana Piotrowskiego świat po prostu mnie porwał, wciągnął- nazwijcie to jak chcecie. Od tej książki nie da się oderwać! Ogromnym plusem jest pisanie z perspektywy żyjącego brata, Lukasa, poszukującego prawdziwego sprawcy,  także Johna, który obecnie... znajduje się w Piekle. I wierzcie mi, odnalezienie ciał ukochanych bliskich to dopiero początek męki.Co więcej, autor nie szczędzi nam makabrycznych opisów. Nie bawi się z nami w ciuciubabkę, nie cenzuruje, lecz uderza prawdą i ohydą prosto w twarz. I przyznam się, że niektórych rzeczy wolałam sobie nie wyobrażać. Gdy zaczynałam przygodę z Drogą do piekła, siłą rzeczy przypomniało mi się o Rogach Joe'go Hill'a. Co prawda to dwie zupełnie odrębne historie, ale posiadają łączniki- Diabła, Piekło, zemstę. I na szczęście to tyle, jeżeli chodzi o jakiekolwiek podobieństwa.

Największym zaskoczeniem było dla mnie zakończenie. Uwierzyłam w to, że John trafił do Piekła, gdzie musi natykać się na wszelkiego rodzaju ohydę. Te obrazy, demony były tak realistyczne, że nawet nie przyszło mi na myśl kwestionowanie tego. Cóż, w końcu to literatura, a tworząc książkę to autor ma pełnię władzy. I tu mnie właśnie pan Piotrowski mile zaskoczył, bo niby Piekło, a jednak jakże ludzki wytwór... więcej, niestety, zdradzić nie mogę. Powiem tylko tyle, że właśnie owo zakończenie w znacznym stopniu zaważyło na mojej opinii Drogi do piekła. Nawet się nie spodziewacie, o co tak naprawdę może chodzić- tak jak ja, nim nie przeczytałam tej historii.

Utwór pana Piotrowskiego to książka, jakiej się nie zapomina. Jest mocna, w pewien sposób odrażająca (nie, nie o styl pisania mi chodzi- raczej o pewne realia), a tym samym zapadająca w pamięć. Coraz częściej trafiam na perełki i mam nadzieję, że ta passa potrwa jak najdłużej. Historia braci Pilar, ich zmagania (tak w Piekle, jak i na ziemi) przyciągają. Tak dobra historia, a zmieściła się na niecałych czterystu stronach. Polecam tę książkę każdemu, kto chce potowarzyszyć bohaterom w drodze do najgłębszych czeluści zła...

Dział: Książki
środa, 14 wrzesień 2016 10:50

Smak śmierci

Śmierć nie jest piękna, nie jest nawet ładna. Przychodzi z nienacka, a mało kogo cieszą te niecodzienne odwiedziny. Umieramy w sposób "naturalny", w wypadku, zamordowani albo sami odbieramy sobie życie. Taka już ludzka dola. Są jednak ludzie, którzy z Panią Kostuchą są dobrze zaznajomieni, a jednym z nich jest Frank Abel, ekspert medycyny sądowej. Aby poznać prawdę zajrzy głęboko w oczy Śmierci, a jeśli nadal skrywa sekrety- on wydrze je siłą. Tym razem musi udowodnić, iż jego dawny kompan Lars, nie ma związku z tajemniczymi zbrodniami, popełnianymi w niemal całej Europie. Córka dawnego druha umiera, a Abel musi umożliwić im ostatnie spotkanie...

Lata temu swoją przygodę z thrillerami zaczynałam od książek Simona Becketta, opowiadających o pracy antropologa sądowego. Ze względu na to, iż tematyka (i może poniekąd niecodzienny sposób ich pracy) zdała mi się zbliżona do tych właśnie książek, byłam Smakiem śmierci zaintrygowana. Ciekawiło mnie, jak poradził sobie autor i czy tom rozpoczynający tę serię ma w sobie moc przyciągania czytelnika.

Główny bohater ma ręce pełne roboty, bowiem jest cenionym specjalistą w swoim fachu. Można by rzec, że ledwo co weźmie się za jedną sprawę, a już wzywają go do następnej. Śmierć nie czeka, Fred również nie może. Tym razem obiektem ataków Kostuchy są staruszki. I wbrew pozorom, nie umierają, bo nadszedł ich czas- tajemniczy morderca obrał je sobie za główny cel. Doktorowi udało się wskazać potencjalnego zabójcę, jednak... pada na jego dawnego przyjaciela, Larsa. Mimo, iż mężczyźni nie widzieli się przez wiele lat, Abel wie, iż to nie on stoi za morderstwami. Dodatkową presją jest umierająca w szpitalu córeczka Larsa, pragnąca ten ostatni raz pożegnać się z ojcem.

Ciekawie skonstruowana historia; z jednej strony niemal pewny sprawca, z drugiej jednak siła dawnych więzów, nie pozwalająca uwierzyć w czyjąś winę. Frank Abel, mimo, iż sam wskazał możliwego sprawcę i tym samym podsunął trop policji, teraz musi za wszelką cenę znaleźć dowody na obalenie poprzednich wniosków. I co najważniejsze, schwytać prawdziwego mordercę. Strasznie dużo jak na kogoś, kto miał być tylko konsultantem policyjnym, prawda? Nie wspominając, że prosektorium jest pełne ciał...

Bardzo lubię, kiedy autor wprowadza czytelnika w tajniki swojej pracy, niezależnie: w biurze, prosektorium czy w terenie. Od razu lepiej się czyta, gdy główny bohater niby to tłumaczy coś swoim współpracownikom, a tak naprawdę nam, odbiorcom. Może nie da się dzięki temu posiąść całej wiedzy w danej dziedzinie, ale znacznie uprzyjemnia i ułatwia to czytanie. Nie wspominając już, jak ciekawe informacje potrafi zawrzeć autor w tego typu lekturze.

Książkę czyta się dość przyjemnie, ale nie powaliła mnie ona na kolana. Może nie schematyczna, ale nie ma też w sobie czegoś, co na dłużej przyciągało by uwagę. Owszem, za plus można uznać ową mylność co do wskazania sprawcy, jednak na dłuższą metę nie wzbudza to gorętszych uczuć. Oprócz wspomnianych już pozytywnych aspektów, do takowych należy również zaliczyć zakończenie. Pomimo moich mieszanych uczuć co do tej pozycji, dzięki finiszowi jestem gotowa sięgnąć po kolejne tomy. Smak śmierci to publikacja dobra, aczkolwiek bardziej polecałabym ją komuś, kto swoją przygodę z thrillerami dopiero zaczyna.

Dział: Książki
poniedziałek, 05 wrzesień 2016 16:59

Kamfora

Tak, to było dobre miejsce na odzyskanie sił i spokoju, pomyślała po raz któryś z rzędu. I mimo sceptycyzmu, który wrósł w nią mocno, a jego korzenie sięgały głęboko, miała nadzieję, że kiedyś ł chwile stracą swoją ostrość, wyblakną, a ona sama będzie mogła powiedzieć, że zamknęła ten rozdział w swoim życiu.


Muszę powiedzieć, że podchodząc do czytania „Kamfory” Małgorzaty Łatki, byłam tak samo sceptyczna, jak Jakub Zagórski podchodzący do tematu mowy ciała. Ale tak jak i on zostałam pozytywnie zaskoczona. Książka ta wciągnęła mnie od pierwszej chwili, nie pozwalając oderwać się od niej nawet na minutę.


Małgorzata Łata daje nam przestępcę – nieuchwytnego seryjnego mordercę, który nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Razem z jednym z głównych bohaterów, Jakubem Zagórskim, lądujemy w środku śledztwa, które tkwi w martwym punkcie, bez jakichkolwiek możliwości, by pójść naprzód. Krakowska policja chwyta się każdej, nawet najmniejszej szansy na ujęcie sprawcy. I nagle na scenę wkracza Lena Zamojska, specjalistka od mowy ciała, która w jednej chwili może rozpoznać jakie emocje targają człowiekiem, nawet jeśli ten stara się je ukryć. Tylko jak rozpoznać sprawcę bez podejrzanych?


Misternie uknuty plan, wciągająca fabuła i charyzmatyczni bohaterowie sprawiają, że „Kamfora” to idealna odskocznia od szarości dnia codziennego. Na początku Lena i Jakub nie pałają do siebie zbytnim entuzjazmem, jednak współpraca i śledztwo sprawiają, że zaczyna ich łączyć pewna nić porozumienia. Z czystym sercem, muszę przyznać, że od samego początku moje romantyczne „Ja” pragnie, by połączyło ich coś więcej niż tylko przyjaźń. Czy tak się stanie, musicie przekonać się sami.


Co mogę powiedzieć o samej fabule? Tak jak już wcześniej wspominałam, jest wciągająca i widać, że Pani Małgorzata od początku wiedziała dokąd chce doprowadzić historię. Jednakże, muszę przyznać, że miejscami opowieść jest dość przewidywalna, ale mimo to nadal bardzo, ale to bardzo intrygująca. Pojawiająca się tematyka mowy ciała zaciekawiła mnie, dlatego z pewnością będę sama chciała zgłębić nieco ten temat, by w przyszłości nieco lepiej rozumieć o czym mówi Lena.


Do „Kamfory” na pewno jeszcze wrócę. Samym zakończeniem pani Małgorzata Łatka zostawia wiele pytań, na które pragnę poznać odpowiedź. Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejną, zapowiedzianą już część serii o przygodach Leny Zamojskiej i Jakuba Zagórskiego.

Dział: Książki
poniedziałek, 05 wrzesień 2016 13:31

Thor Gromowładny #01: Bogobójca

Thor, syn boga Odyna i członek grupy mścicieli do tej pory stał niejako na uboczu popkultury. Choć jego przygody doczekały się osobnych ekranizacji, w świecie superbohaterów ze stajni Marvel prym wiodły takie postacie jak Iron Man czy Kapitan Ameryka. Wszystko to może jednak się zmienić dzięki najnowszej komiksowej serii poświęconej nordyckiemu bóstwu – „Thor Gromowładny”.

Przyznam, że Thor jako postać, która wyróżnia się na tle swoich kompanów z Avengers nie tylko pochodzeniem, ale przede wszystkim umiejętnościami, jest dość problematyczna dla scenarzystów w wymyślaniu historii o nim. W końcu jest bogiem i jego przeciwnicy muszą dorównać mu siłą, aby pojedynki miały jakikolwiek sens. Z tym zadaniem postanowił zmierzyć się Jason Aaron, znany polskiemu czytelnikowi m.in. z albumów o Wolverinie czy historii w świecie Star Wars. Prezentuje on nam niesamowitą opowieść, która dzieje się w trzech różnych płaszczyznach czasowych (w młodości Thora, w teraźniejszości oraz odległej przyszłości). Któż może zagrozić gromowładnemu? Tym przeciwnikiem jest tajemniczy Gorr, zabójca bogów. Przemierza on galaktyki i po kolei, w brutalny sposób eliminuje wszystkich nieśmiertelnych. Thor, który w końcu odczuwa zagrożenie, rozpoczyna wręcz detektywistyczne śledztwo i wyrusza w pogoń za Bogobójcą.

Bardzo dobrym pomysłem Aarona jest przedstawienie historii w trzech różnych epokach czasowych. Poznajemy trzy różne oblicza Thora: młodego awanturnika, amatora alkoholu i kobiet, który jeszcze nie jest godzien używać legendarnego młota, wielkiego bohatera i członka Avengers oraz zniszczonego życiem, samotnego i jednookiego starca. Autor komiksu umiejętnie łączy i przeplata te linie czasowe. Z całości buduje się obraz dramatycznego życia Asgardczyka, w którym swoje wyraźne piętno odbiła nieustanna próba pokonania Gorra.

Jeśli chodzi o Bogobójcę, jego historia została aktualnie potraktowana po macoszemu. Nie wiemy skąd pochodzi, skąd się wzięły jego zdolności uśmiercania nieśmiertelnych, skąd pomysł na oczyszczenie świata ze wszystkich bóstw. Możemy tylko liczyć na wyjaśnienia w kolejnych odsłonach serii, gdyż pomysł osadzenia takiego przeciwnika naprzeciw Thora otwiera bardzo wiele drzwi.

thor1 p2

„Thor Gromowładny” od strony wizualnej prezentuje się bardzo dobrze. Wszystko to za sprawą chorwackiego rysownika Esada Ribica. Świetną robotę wykonali również koloryści: Dean White i Ive Svorcina. Zrealizowana przez nich koncepcja graficzna poskutkowała niesamowitym klimatem całego albumu. Odnajdziemy tutaj dynamiczne akcje i brutalne walki, malarskie widoki dawnej Europy czy kosmiczne scenerie. Niesamowicie prezentuje się również sam Thor. Jego postać przedstawiana w różnych pozach, szczególnie w dużych kadrach czy scenach pojedynków, jest bardzo szczegółowo i realistycznie rozrysowana. Swoje muskuły pręży niczym Schwarzenegger tak, iż można poczuć siłę bijącą z kart komiksu. Szczegółowość graficzna tego bohatera czasami kontrastuje z innymi prezentowanymi postaciami, nawet samym Iron Manem, który dostał swoją epizodyczną rolę. Można jednak przymknąć oko na ten mankament.

Pierwszy tom „Thor Gromowładny”, prezentujący pięć pierwszych zeszytów z oryginalnej serii, to niewątpliwie wyjątkowa pozycja. Dobra, wręcz kryminalna fabuła sprawia, iż nie jest to kolejna opowieść o wielkim Thorze, który wymachuje swoim młotem na lewo i prawo, rozprawiając się ze wszystkimi wrogami. Choć historia ma lekkie niedociągnięcia fabularne i graficzne, można odnieść wrażenie, iż jeszcze najlepsze przed nami. Liczę na to, iż rzeczywiście scenarzysta pozytywnie nas jeszcze zaskoczy. We mnie udało się mu wzbudzić ciekawość, dlatego nie mogę się doczekać kolejnej odsłony przygód nordyckiego boga. Według mnie jest to również aktualnie jedna z najlepszych pozycji cyklu wydawniczego pt. Marvel NOW w wydawnictwie Egmont. Polecam.

Dział: Komiksy
czwartek, 11 sierpień 2016 09:20

Pieniądze to nie wszystko

Prawdziwy detektyw nigdy nie schodzi z posterunku. Gdy bezczelny kieszonkowiec próbuje obrabować niczego nieświadomą kobietę, Molly Murphy śmiało wkracza do akcji, narażając się tym samym nowojorskim gangom.
Zaniepokojony losem Molly, Daniel Sullivan postanawia wysłać przyjaciółkę na wieś, aby jakiś czas spokojnie przeczekała w zaciszu.
W czwartej części serii o rudowłosej detektyw w spódnicy akcja przenosi się na obrzeża Nowego Jorku do wiejskiej posiadłości senatora Flynna. Ta zmiana lokalizacji jest nie tylko miłym urozmaiceniem, ale gwarantuje też zupełnie inny klimat prowadzonego śledztwa, nawiązując tym samym do klasycznych kryminałów, których akcja często toczyła się w rezydencjach bogaczy.
Misja, z którą Molly udaje się nad rzekę Hudson, jest pozornie łatwa. W rezydencji Flynnów Adare goszczą dwie siostry Sorensen, sławne w całej Ameryce spirytualistki. Policja dobrze wie, że to tak naprawdę cyniczne oszustki, ale nie ma na to dowodów. Molly, wcielając się w rolę kuzynki rodziny, ma za zadanie zdemaskować kobiety. Czy się jej to uda?
Druga sprawa, która nawinie się pod rękę Molly zupełnie przypadkiem, to śmierć kobiety, z którą bohaterka niedługo wcześniej się zetknęła. Choć wygląda to na nieszczęśliwy wypadek, uzyskane przez Molly informacje na temat nieznajomej pozwalają jej przypuszczać, że było inaczej.
Czwarta część przygód Molly nie traci pazura, miło to odkryć już na początku lektury. Przyjemnie było też opuścić, choć na chwilę, Nowy Jork. Główna bohaterka nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła odkrywać sekretów rodzinnych senatora. Tragedia, jaka dotknęła rodzinę kilka lat temu, jest nadal żywa i kładzie się cieniem zwłaszcza na osobie pani domu Theresie, która za pośrednictwem sióstr Sorensen chce skontaktować się z ukochanym synem.
Na końcu książki autorka pisze, że wielu takich oszustów nigdy nie zdołano zdemaskować, tym ciekawiej więc czyta się o gadających głowach, pojawiających się duchach dzieci, czy snującej się ektoplazmie. Mimo że dobrze wiadomo, że była to sprytna mistyfikacja, to trzeba przyznać, że tego typu seanse miały niesamowity klimat.
Stopniowo do Ameryki dociera też sława doktora Freuda i metody leczenia skupiające się nie tylko na dolegliwościach cielesnych, ale także psychicznych. Wprowadzanie takich wątków do powieści czyni ją ciekawszą i bardziej pasującą do realiów epoki.
Krótko mówiąc, Molly Murphy i tym razem ma ręce pełne roboty. Na dokładkę nie może zdusić w sobie uczuć do przystojnego kapitana policji, a inny mężczyzna z jej przeszłości nie daje jej spokoju.
Powieść Pieniądze to nie wszystko posiada wszystkie zalety swoich poprzedniczek. Oczami głównej bohaterki poznajemy sekrety mieszkańców Adare, a jej wścibstwo udziela się czytelnikowi. Jest kilka zabawnych momentów, a samo zakończenie ma dramatyczny, niespodziewany finał.
Cykl o Molly Murphy powinien zadowolić nie tylko miłośników kryminałów z klimatem początków wieku. Starannie nakreślone tło obyczajowe i społeczne jest kopalnią wiedzy o rodzącej się potędze gospodarczej, jaką dziś jest Ameryka, zaś sama Molly to doskonały przykład kobiety, chcącej od życia czegoś więcej niż tylko dom i małżeństwo. Zacięte starania bohaterki, by stać się na równi z mężczyznami pełnoprawnym członkiem społeczeństwa sprawiają, że powieść czyta się z zainteresowaniem i uśmiechem na ustach.
Polecam. Cykl nie tylko dla kobiet.

Dział: Książki
czwartek, 04 sierpień 2016 19:54

Do grobowej deski

Od wydarzeń z tomu drugiego minęło kilka miesięcy. Ameryka otrząsnęła się po śmierci prezydenta Williama McKinleya. Obecnie prezydenturę sprawuje Theodore Roosevelt. Po śmierci Paddy'ego Rileya, w sytuacji braku jakichkolwiek spadkobierców, Molly przejęła jego biuro i chce wreszcie zacząć pracę jako samodzielny detektyw. Kobieta zorientowała się już, że sprawy o zabójstwa są zbyt niebezpieczne dla niej jako kobiety, dlatego postanawia zająć się szukaniem zaginionych w Ameryce Anglików i Irlandczyków na prośbę ich bliskich.
I faktycznie, po zamieszczeniu w prasie ogłoszenia zgłaszają się do Molly zrozpaczeni rodzice córki, która uciekła z domu, by poślubić parobka. To zlecenie wydaje się Molly idealne, cóż szkodzi trochę popytać o dwoje ludzi, którzy niedawno przybyli do Ameryki. Szybko się okazuje, że ów parobek to bardzo niebezpieczny typ, mający powiązania z gangami. Sprawa, która zapowiadała się na łatwą i szybką w realizacji, nabiera nagle bardzo niebezpiecznych barw.
Rhys Bowen w swoich powieściach poświęca dużo miejsca kobietom i ich naprawdę trudnej sytuacji społecznej. W trzeciej części przygód Molly mamy okazję zaobserwować środowisko kobiet pracujących w dużych szwalniach. Wbrew pozorom jest to ciężka i żmudna praca, głównie przez panujące tam przenikliwe zimno i znikome oświetlenie. Pracujące tam kobiety traktuje się jak niewolnice, z byle powodu potrąca im się z pensji, która i tak jest licha. Stopniowo budząca się świadomość i powstające związki zawodowe są szansą dla tych kobiet, które dotąd nie miały w nikim wsparcia. Druga prowadzona przez bohaterkę sprawa jest bezpośrednio związana ze szwalniami, dlatego Molly na własnej skórze ma okazję się przekonać, jak wygląda praca oraz co potrafi zrobić pracodawca, aby zmusić strajkujące kobiety do powrotu do pracy.
Mocniej niż w poprzednich dwóch tomach został tu zarysowany wątek romansowy. Ponieważ Molly ma bardzo trudny charakter i do potulnych nie należy, non stop ląduje w areszcie, co naraża ją na spotkania z kapitanem Sullivanem. Okazało się, ku zaskoczeniu Molly i czytelnika, że sympatyczny policjant ma już narzeczoną, o czym nawet nie napomknął Molly. Zraniona bohaterka próbuje zapomnieć o kapitanie, ale nie jest to takie proste, bo serce nie sługa. Czy poznany podczas strajku sympatyczny fotograf Jacob uleczy złamane serce kobiety? To się okaże.
Ponieważ Nowy Jork początków wieku jest istnym tyglem narodowościowym, dzięki wprowadzeniu postaci Jacoba mamy szansę przyjrzeć się zwyczajom żydowskich imigrantów, co także jest bardzo ciekawe.
Klimatu swojskości nadają powieści znani już czytelnikowi bohaterowie tacy jak Seamus i jego dwójka dzieci, czy wierne przyjaciółki Molly, Sid i Gus. To miłe, że bohaterowie, do których się już przyzwyczailiśmy, nie znikają nagle bez powodu.
Trzecia część cyklu trzyma poziom. Pełno tu zabawnych sytuacji i dialogów, ale też poważnych nieporozumień, które gdyby nie wsparcie przyjaciół, mogłyby poważnie Molly zaszkodzić. Bohaterka coraz lepiej poznaje miasto, ale jeszcze wiele przed nią, a zarazem przed czytelnikiem.
Polecam miłośnikom powieści kryminalnych z szerokim tłem obyczajowo-kulturowym. To prawdziwa gratka dla miłośników retro.

Dział: Książki