czerwiec 17, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: komiks

czwartek, 04 kwiecień 2019 13:54

Deadly Class. Tom 1

„Deadly Class. Tom 1” to tytuł, który zdecydowanie rzuca się w oczy. Nie mam tutaj na myśli tylko fenomenalnej oprawy graficznej, ale historię zaburzonego psychicznie nastolatka, który trafia do Szkoły Zabójców. Pozycja zdecydowanie wybija się na tle stale eskalującej mody na superbohaterów i… zdecydowanie robi to bardzo dobrze (chętnie użyłabym tutaj innego słowa, ale w recenzji nie wypada).

Komiks rozpoczyna przedmowa Davida Laphama, słynnego amerykańskiego twórcy komiksów. Muszę przyznać, że w dość niepokojący sposób ukazuje ona życie nastolatków w latach 80., ale i jest znakomitym wprowadzeniem do treści, której akcja właśnie na te lata przypada. Pomaga ona wczuć się w klimat, ówczesną popkulturę i muzykę, dalece odmienną od wszystkiego, co dotychczas było mi znane.

W historię Marcusa wsiąkałam już od pierwszych stron. Komiks czytałam nie tylko z żywym zainteresowaniem, ale i niepokojem, niekiedy niesmakiem, obrzydzeniem wręcz (w pozytywnym sensie). Przyznam szczerze, że spodziewałam się po tym tytule makabrycznych jatek, a otrzymałam smakowity, trzymający w napięciu thriller o problematycznych nastolatkach oraz trudnych sytuacjach, w których – niestety – było dane im się znaleźć. Autorzy zaskakują na każdym kroku, bowiem poza trupami mamy tutaj również sporą dawkę tragedii i humoru (szczególnie w momencie, gdy głównemu bohaterowi kwas wchodzi za mocno). Największym atutem treści jest jednak jej… autentyczność. Nie brakuje tutaj chamstwa, wulgaryzmów, poczucia osamotnienia. Najbardziej szokujące jest to, że podobne emocje towarzyszyły Rick Remenderowi w trakcie dorastania i właśnie z tych doświadczeń wyłoniło się „Deadly Class”.

Do całości wiele wnoszą również aspekty artystyczne całości. Ilustracje Wesa Craiga to po prostu mistrzostwo świata. Dawno nie spotkałam komiksu, w którym emocje byłyby tak żywe na twarzach bohaterów, można wręcz z nich czytać. Podobnie z tłem – doskonale obrazuje lata 80. i ich trendy, znane mi z amerykańskich filmów. Lee Loughridge, odpowiedzialny za kolorystykę, również się wykazał. Barwy tutaj są nieoczywiste, wręcz nieco staroświeckie i fantastycznie dopełniają całość, nadając jeszcze więcej mocy zarówno treści, jak i samym rysunkom Po prostu… bomba. Miłym dla oczu dodatkiem są również różne warianty okładek oraz plakatów do serii. Z przyjemnością powiesiłabym jedną z tych grafik na ścianie.

„Deadly Class. Tom 1” to pozycja dla każdego miłośnika mocnych wrażeń. Komiks jest autentyczny, pełen przemocy oraz oryginalnych postaci. Jeśli masz dość przereklamowanych superbohaterów i kiczowatych historii, koniecznie zanurz się w amerykańskim undergroundzie, odpal The Smiths i poznaj nietuzinkowych nastolatków, z którymi raczej nie chciałbyś mieć nic wspólnego. Nie mogę doczekać się kontynuacji. Szczerze polecam.

Dział: Komiksy

Stuart Moore
Wojna domowa. Powieść Uniwersum Marvela


Niesamowita historia o konflikcie w Uniwersum Marvela!
Iron Man i Kapitan Ameryka stanowią trzon Avengersów, najlepszej grupy superbohaterów. Kiedy w wyniku tragicznej potyczki miasto Stamford doznaje wielkich zniszczeń i giną setki jego mieszkańców, rząd USA domaga się, by wszyscy superbohaterowie zdjęli maski i zarejestrowali swoje supermoce. Tony Stark — Iron Man — uważa, że to przykra, ale konieczna decyzja. Kapitan Ameryka traktuje ją zaś jako nieakceptowalny zamach na wolności obywatelskie.
Tak rozpoczyna się wojna domowa.
Oficjalna powieść Uniwersum Marvela na motywach kultowego komiksu, którego sprzedaż przekroczyła pół miliona egzemplarzy

Dział: Książki
niedziela, 31 marzec 2019 07:42

Strzeżcie się, olbrzymy!

Dawno temu mieszkańcy pewnego miasteczka żyli w nieustannym strachu przed okrutnym olbrzymem, z racji swej słabości do dziecięcych nóżek, nazywanym Pożeraczem Stópek. Bestia została przegnana, a miasto otoczono wysokim murem. Przez lata nikt nie ośmielił się wyściubić poza niego nawet kawałeczka nosa. Do czasu, aż pojawiła się ona, Claudette.

Kilkuletnia dziewczynka, córka dawnego bohatera, który walkę z potworami przypłacił kalectwem, postanawia raz na zawsze rozprawić się z niebezpieczeństwem, które czyha na dziecięce stópki, ich właścicieli i dorosłych mieszkańców miasteczka. Wraz z przyjaciółką Marie i młodszym bratem Gastonem wyrusza więc na wyprawę, aby znaleźć olbrzyma, zabić go i pławić się w blasku sławy. Dzieci przekonują się jednak, że prawdziwe wędrówki i zmagania z przeszkodami są znacznie trudniejsze niż te w opowieściach. Czy uda im się wykonać zadanie?

Mogłabym streścić wrażenia z lektury właściwie w pięciu słowach – ale bomba, kupujcie w ciemno! Opowieść o Claudette oraz sama główna bohaterka „kupiły” mnie już po pierwszych stronach. Historia jest dynamiczna, pełna przygód i humoru, który sprawia, że niemal na każdej stronie czytającemu wyrywa się parsknięcie, mniej lub bardziej zduszony chichot, albo też przestaje się krępować i śmieje się w głos. Mamy tu do czynienia zarówno z żartami sytuacyjnymi, jak i grami słów, które przemówią zarówno do dzieci, jak i dorosłych.

Nie oznacza to jednak, że Strzeżcie się, olbrzymy to zwykła komedyjka bez głębszego przesłania. Wręcz przeciwnie, w obrazowy, a przy tym przesympatyczny i nienachalny sposób walczy ze stereotypami i pokazuje, że prawdziwy bohater może kryć się w każdym z nas. Że nawet zawadiacki łobuziak może się czasem bać i potrzebować przyjaciół, i nie ma w tym nic niewłaściwego. Że dziewczynka, której głównym marzeniem jest zostać księżniczką, może być odważna i gotowa do najwyższych poświęceń. Że można mieć różne skrajne zainteresowania, nieprzystające do stereotypowego podziału na te dla chłopców i dziewczynek. Przede wszystkim zaś jest to wciągająca opowieść o przyjaźni i przygodzie. A także o tym, że nie zawsze warto ślepo wierzyć wszystkim usłyszanym historiom.

Od strony technicznej książka także prezentuje się bardzo dobrze. Ma wygodny format i świetne ilustracje. Są zabawne, kolorowe i przemawiają do wyobraźni młodszego czytelnika (starszego zresztą też).

Podsumowując, Strzeżcie się, olbrzymy to doskonała pozycja, od której dzieci mogą rozpocząć przygodę z komiksem. Jestem też przekonana, że i starszym wyjadaczom gatunku przypadnie do gustu. To pierwszy tom obiecującej serii, mam nadzieję, że kolejne ukażą się już wkrótce.

Dział: Komiksy
środa, 27 marzec 2019 14:45

Marvel: Wojna domowa - zapowiedź

Już w kwietniu nakładem Wydawnictwa Insignis do polskich księgarń trafi oficjalna powieść Uniwersum Marvela – „Wojna domowa”. To pierwszy z serii entuzjastycznie przyjętych przez czytelników tytułów ze świata marvelowskich superbohaterów.

Dział: Książki
poniedziałek, 25 marzec 2019 23:40

Monstressa. Tom 2 : Krew

Dwa lata z rzędu Marjorie Liu i Sana Takeda zdobywały Nagrodę Hugo za najlepszą powieść graficzną (The Best Graphic Story); w 2017 za tom pierwszy Monstressy pt. Przebudzenie i w 2018 roku za tom drugi – Krew. Pierwszy tom był dla mnie niebywałym odkryciem. Był to tak naprawdę pierwszy „dorosły” komiks, który w dodatku okazał się strzałem w dziesiątkę.

Jeżeli nie czytaliście tomu pierwszego, musicie nadgonić zaległości. Świat wykreowany przez Marjorie Liu jest tak rozbudowany, że nie można w niego wskoczyć ot tak, tym bardziej, że “Monsterssa: Krew” kontynuuje wątek fabularny z tomu pierwszego.
Po ucieczce chyżem Corvina, Maiko Półwilk, Ren i Kippa udają się do nadmorskiego miasta Thyrii. Tam zatrzymują się w domu Maiko, w którym przebywała kiedyś krótko z matką przed wyprawą na pustynię. Dzięki lisiczce dziewczyna odnajduje kościany klucz, który Moriko przywiozła z jednej z wypraw. Zaopatrzona w tajemniczy kościany artefakt, w towarzystwie Rena i Kippy odwiedza starych przyjaciół braci Imura. Seizi, jeden z dwóch braci, udostępnia swój najlepszy okręt – „Wesołego Łupieżcę”, by Maiko mogła udać się śladami swojej matki na przeklętą Wyspę Kości. Ścigana przez Królowe Krwi trafia na wyspę, na której nic nie jest tym, czym się wydaje, a na której będzie musiała zmierzyć się nie tylko z uwięzionymi duchami, ale także z Krwawym Lisem.

Gdyby Hayao Miyazaki tworzył mroczne animacje, to zapewne byłyby one właśnie Monstressą. Świat Maiko to świat przesycony duchami, demonami, bogami i widmami, rodem z japońskich wierzeń, które na myśl przywodzą yōkai. Pradawni, Starzy Bogowie, koty, lisy, Arkanijczycy, morskie istoty, anielscy przedstawiciele Dworu Zmierzchu, zantropomorfizowane tygrysy i rekiny, jest tego wszystkiego taki nadmiar, że można nie tylko się pogubić, ale również doznać przesytu. Jednak w tym całe sedno tego cyklu. To męczące piękno i bogactwo, przytłacza i wprowadza czytelnika w stan niepokoju, który wynika nie tyle z samej fabuły, co ze skrajnej odmienności tego świata. Sana Takeda postarała się, aby czytelnik cały czas był wizualnie pobudzony. Ten mroczny styl z pogranicza steampunku i mangi, secesyjna ornamentyka i bogactwo linii, mami i wabi swym pięknem, ukazując nawet najgorsze okrucieństwo. Pod względem fabularnym “Krew” jest nieco spokojniejsza od “Przebudzenia”. Akcent marynistyczny wprowadza wątek przygodowy, retardacje w postaci wykładów szacownej profesor Tam Tam i retrospektywne fragmenty z dzieciństwa Maiko, przyniosły mniej zwrotów akcji i jeszcze mniej odpowiedzi.

Monstressa ma magiczną moc, uwodzi czytelnika swoim pięknem okrucieństwa. Pomimo że dialogi Marjorie Liu są sztywne i trochę teatralne, to dzięki niezwykłej kreacji świata i niewypowiedzianie cudownym rysunkom, nie można wyrwać się spod jej uroku.

Dział: Komiksy

Zapraszamy do zapoznania się z 16-stronicowy, darmowym prologiem do nowej serii komiksów od Non Stop Comics pt. "Nomen Omen".

Premiera pierwszego tomu już w tę środę, 27.03.2019 r.

Prolog dostępny jest na platformie Issuu https://issuu.com/nonstopcomics/docs/nomen_omen-zero

A "Nomen Omen" to przebojowa włoska seria z gatunku young adult i urban fantasy, z mocno mangowymi inspiracjami, w klimacie „The Wicked + The Divine” i twórczości Neila Gaimana.

Dział: Komiksy
środa, 20 marzec 2019 21:25

Giant Days. Tom 6 : Nie wariuj, Daisy

Niedawno recenzowałam tom piąty „Giant Days”, a w lutym ukazała się kolejna, bo szósta już odsłona perypetii życiowych trzech studentek z Uniwersytetu w Sheffield.

W poprzednim tomie dziewczęta rozpoczęły drugi rok studiów i wynajęły stancję. W ich życiu nastąpił kolejny etap. Nie będąc już nieopierzonymi pierwszoroczniakami, mogą z wyższością i mądrością, patrzeć na nowy studencki narybek. Jednak jak to zapowiedziała w poprzednim tomie Daisy: „Nie martwcie się, nasze największe błędy... są wciąż przed nami”.

I tak, mając na uwadze tytuł aktualnego tomu - „Nie wariuj, Daisy”, pierwsze skrzypce we wszystkich czterech rozdziałach będzie pełniła, właśnie ta, jak dotąd spokojna i empatyczna dziewczyna, Daisy. Życie na stancji niesie wiele wyzwań, ale i niebezpieczeństw. Dziewczęta będą musiały poradzić sobie z tak trudną sytuacją, jakim jest włamanie, a pragnienie odzyskania skradzionych pamiątek rodzinnych Daisy, zaprowadzi je w mroczne zakamarki miasta, do pubów, gdzie strach będzie zdecydowanie miał wielkie oczy. Czego jednak nie robi się dla przyjaciółki. Nawet niebezpieczne głupoty. Gdy złodziejska afera ucichnie, Daisy, ta skromna i spolegliwa osóbka, zaskoczy wszystkich szaleńczym romansem z Ingrid. Sekretna oblubienica będzie Daisy jednocześnie rozanielać, jak i doprowadzać do szaleństwa. Ciężko będzie przyzwyczaić się do nowej Daisy, która szaleje po nocnych klubach, zachowuje się jak podlotek i daje porwać się chwili.

Oczywiście nie samą Daisy tom się kręci. Jeszcze są inne elementy życia codziennego, jak zgryźliwy i wścibski sąsiad, rozmowa kwalifikacyjna w sklepie z komiksami, czy proszona kolacja, która, jak to mawia Esther, jest testem dorosłości. Susan nie tylko będzie musiała zmierzyć się ze swoją zazdrością o McGrawa, ale także ze swoim nałogiem, a także nagłym pogorszeniem stanu zdrowia.

Nadal jest dla mnie zaskakujące, jak John Allison, umiejętnie i delikatnie, w sposób nieskomplikowany przedstawia obyczajową stronę studenckiego życia. Owszem brakuje w relacjach Daisy, Susan i Esther tej drobnej wrednej pikanterii, którą niestety płeć piękna potrafi siebie nawzajem uraczyć, ale dzięki temu tak naprawdę ten komiks jest coś wart. Nie brakuje trudnych tematów, z którymi czasem młodzi ludzie muszę się zmierzyć. Poruszanie takich kwestii, jak sieroctwo, preferencje seksualne, starość, czy nieporozumienia małżeńskie, w sposób naturalny i niewymuszony, dodaje waloru do samej przyjemności czytania.

Gorąco polecam wziąć udział w życiu Esther, Daisy i Susan.

Dział: Komiksy

Życie jest dla mnie największym olśnieniem. Nie sztuka, jak do niedawna myślałam, ale zwykła codzienność
Maria Peszek

„Giant Days” to seria komiksowa, którą niefortunnie zlekceważyłam - mam nadzieję, że autorzy mi wybaczą. Po tom piąty sięgnęłam impulsywnie i jestem po raz pierwszy zachwycona swoją lekkomyślnością, ponieważ trafiłam na wyjątkowo lekki, przyjemny komiks, napisany inteligentnie i z poczuciem humoru.

Trzy dwudziestokilkuletnie bohaterki Esther De Groot, Susan Ptolemy i Daisy Wooton, to studentki Uniwersytetu w Sheffield. Właśnie kończą pierwszy rok studiów i zbliżają się wakacje, które jednocześnie zwiastują nadchodzące zmiany. Ale zanim stare akademiki zostaną wyburzone, a dziewczyny wrócą zdobywać bezcenne doświadczenia życiowe na drugim roku studiów, czekają je wakacje. A co może złego się wydarzyć na festiwalu rockowym? A nawet gdyby, to przecież jak popełniać błędy, jak nie teraz, to kiedy?

„Życie jest dla mnie największym olśnieniem” - takim cytatem Marii Peszek rozpoczęłam, nie bez kozery. Coraz częściej przemawiają do mnie inteligentne, pełne dobrego i pozytywnego humoru komiksy, których akcja toczy się wokół zwykłej codzienności. Stąd przyjaznym okiem patrzę na takie cykle jak francuskie Sisters, japońską Youtsubę, czy teraz amerykańskie Giant Days.

Tom piąty skupia się wokół błędów młodości. Dzięki Esther, która doskonale wie, że „wiara w łatwy pieniądz jest tym, co odróżnia chłopstwo od inteligencji”, Ed wykaraskał się z afery plagiatowej, Daisy, w końcu straci cierpliwość i odzyska scyzoryk, a Susan przyjaźń z dziewczynami uratuje od totalnego pogrążenia się w przypadkowym transie narkotycznym.

Bardzo żałuję, że Giant Days nie wychodziło, gdy byłam na studiach, za to bardzo się cieszę, że gdy córka wyrośnie z Sistersów, będzie miała po co sięgnąć. Wielkie Dni bowiem pomimo że może pokazują głupawe błędy młodości, jednocześnie uczą, jak z nich wychodzić obronną ręką, hołdują przyjaźni, wspierają kobiecą lojalność, a przy tym pełne są pozytywnych emocji. Może pod względem estetycznym Giant Days nie wybijają się z tą swoją kreską rodem ze Scooby Doo, ale taktownym i humorystycznym podejmowaniem tematyki dorastających młodych ludzi, owszem.

Polecam, tym młodym ciałem i duchem.

 

Dział: Komiksy
piątek, 15 marzec 2019 18:41

Kłamca 2.8. Papież Sztuk

Kto by pomyślał, że minęła już dekada odkąd światło dzienne ujrzał Kłamca Jakuba Ćwieka. Opowieść o półbogu Lokim wpisała się szybko na listę najbardziej popularnych i wartych przeczytania książek na polskim rynku fantastycznym. Kłamca doczekał się czterech tomów wydanych przez Fabrykę Słów. Historia wydawała się już zamkniętą, jednak autor poczestował fanów jeszcze dwoma dziełami ze świata Lokiego. Pierwszym była Machinomachia - nowela, o której też miałem przyjemność napisać tutaj kilka pozytywnych słów. Drugim dodatkiem jest Papież Sztuk, który niegdyś był rodzajem prezentu na 10lecie Kłamcy. Jak prezentuje się zatem odświeżone wydanie?

Loki — nordycki bóg kłamstwa na usługach aniołów, a także bohater pięciu książek, komiksu i gry karcianej — nie ma czasu świętować. Oto bowiem przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z największych swoich wrogów. W dodatku na własne życzenie, bo wszystko wskazuje na to, że Dezyderiusza Crane’a, samozwańczego boga popkultury, stworzył omyłkowo nie kto inny, jak Loki właśnie. Teraz rozpoczyna się gra z czasem, tym trudniejsza, że z każdą chwilą nowy bóg coraz lepiej poznaje swoje możliwości. Jego główną mocą jest kontrola nad narracją, a nawet… nad całą opowieścią!

Pierwsze, co trzeba powiedzieć to to, iż nowa książka Ćwieka fabularnie toczy się gdzieś obok akcji, którą znamy z czterech Fabrycznych tomów Kłamcy, dlatego też nowi czytelnicy przygód o Lokim nie muszą zaznajomić się z całym cyklem, by cieszyć się frajdą z czytania, bo tą, bez dwóch zdań i w ogromnej ilości, daje nam Papież Sztuk. Co jeszcze? Książka jest napisane w formie powieści a nie, jak to miało wcześniej miejsce, w formie mniej lub bardziej chronologicznych opowiadań. To, co rzuca się w oczy i też wyróżnia się nieco spośród innych książek Ćwieka (chociaż nie tylko), to zabawa konwencją. Czytelnik nie czyta lektury od początku do końca, autor bowiem ukrył dla swoich fanów kilka otwartych furtek, swego rodzaju marginesowych dopowiedzeń do całości, rozsianych w końcowej części powieści. Tak więc czytając dany fragment, przenosimy się nagle o sto kartek w przód by — dla przykładu — zapoznać się z komiksowym obrazem pewnej potyczki Lokiego. Jest to zabieg na pewno ciekawy i daje coś w postaci książkowej świeżości. Na koniec też trzeba pochwalić grafików wydawnictwa SQN - kolejny raz stanęli na wysokości zadania i stworzyli przyjemną nie tylko dla duszy, ale też dla oka serię.

Jeśli chodzi o sam tekst, to Jakub Ćwiek z pewnością stanął na wysokości zadania. Po Machinomachii czułem lekki niedosyt, lecz tym razem wszystko jest w porządku, co przyczyniło się do pochłonięcia przeze mnie książki w jeden dzień. Pierwszy raz od czasów cyklu Jakuba Wędrowycza Andrzeja Pilipiuka roześmiałem się na głos czytając, za co należą się Ćwiekowi ogromne brawa. Cięty dowcip Lokiego, trafne riposty i nutka kpiny w każdym zdaniu to coś, co szalenie ubarwia bohatera. Do tego dochodzi oczywiście łatwy w odbiorze styl. Cała historia napisana jest ciekawie i przejrzyście, a końcówka daje nadzieję na możliwość kontynuacji. Zdecydowanie polecam!

Dział: Książki

Carl Barks (1901–2000) jest powszechnie uważany za najwybitniejszego twórcę komiksów osadzonych w uniwersum Walta Disneya, a także za legendę całego komiksowego medium. To mistrz fabuły i komiksowej narracji. Wymyślił wiele postaci z Kaczogrodu, w tym Sknerusa McKwacza, Diodaka, Braci Be, Gogusia, Granita Forsanta i Johna Kwakerfellera, jak również liczne elementy tego świata – miasto Kaczogród czy skarbiec Sknerusa.
Do inspiracji twórczością Barksa z dumą przyznaje się wielu komiksowych twórców – za swój wzorzec uważa go na przykład Jeff Smith, autor kultowego Gnata, a Will Eisner nazwał go „Andersenem komiksów”. Kaczogród Carla Barksa to wyczekiwana przez polskich fanów edycja disnejowskich komiksów tego autora, od jednostronicowych gagów po długie fabuły, nieraz nawiązujące do historii i mitologii. Każdy tom zawiera ponad dwieście stron historii obrazkowych, w większości niewydanych dotychczas w naszym kraju, a także towarzyszące im teksty objaśniające.

Dział: Komiksy