Rezultaty wyszukiwania dla: Yi Nan

poniedziałek, 02 grudzień 2019 10:17

Anonimowa dziewczyna

Pieniądze nie są najważniejsze na świecie, ale jeżeli chcesz przeżyć w dużym mieście, to musisz nauczyć się, jak je zdobywać.

Jessica Farris zajmuje się makijażem; codziennie z ciężką kasetką wypełnioną kosmetykami przemierza ulice miasta, w którym mieszka, by móc zapewnić sobie podstawowe warunki do życia. I w tajemnicy wspomóc rodziców, przesyłając im comiesięczny czek na zajęcia dla jej młodszej, niepełnosprawnej siostry Becky. Czuje, że jest im to winna. Tego wieczoru malowała dwie młode kobiety, gdy jedna z nich wspomniała o badaniu psychologicznym, za które ponoć ma dostać spore wynagrodzenie. Taylor nie jest jednak chętna, więc Jessica ukradkiem spisuje numer, aby skorzystać z nieplanowanego dopływu gotówki. W końcu co może być trudnego w odpowiedzeniu na kilka pytań? No właśnie, nic. A dziewczyna potrzebuje tych pieniędzy. Na badaniu okazuje się, że pytania są głębsze, niż Jessica mogłaby się spodziewać; przez moment dziewczyna ma wrażenie, że prowadząca je doktor Shields wie o niej o wiele więcej, niż chciałaby ujawnić. Ale dopóki jej płaci, jest gotowa na wszystko. Nawet na coraz dziwniejsze wytyczne, jak wyznaczenie ubioru czy poderwanie nieznajomego mężczyzny w hotelowym barze. Doktor Shields ma swoje własne cele; poprzedniej Badanej nie powiodło się tak, jak tego oczekiwała. Jessica jest do niej bardzo podobna- młoda, piękna, tryskająca energią i chęcią do życia. Doktor Shields wie, że tym razem musi jej się powieść. Dostanie to, czego tak bardzo pragnie. Za wszelką cenę.

Ostatnimi czasy dosłownie toniemy w ilości thrillerów psychologicznych; autorzy mają coraz mniejsze pole do popisu, muszą w końcu zainteresować nas na tyle, byśmy dotrwali do końca książki i jeszcze chcieli więcej. W przypadku duetu Pekkanen & Hendricks zadanie zostało wykonane na sto procent. Rozpoczynając przygodę z Anonimową dziewczyną nie wiedziałam, czego się spodziewać, acz nie zakładałam, że podczas lektury będę mieć ciarki. A właśnie to się im udało.

Któż nie chciałby dostać dodatkowej gotówki za przekazanie nieznanej osobie (ale zaufanej z racji wykonywanego zawodu) prywatnych informacji o sobie? Niewiele jest takich osób. Stąd też decyzja Jessici na poddanie się analizie. Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby badanie zostało zakończone po serii pytań; tak się jednak nie stało. Doktor Shields chciała czegoś więcej- dowodu na wierność swojego męża, Thomasa, również psychologa. Jessica była tylko pionkiem w ich wzajemnej grze, coraz trudniej przychodziło jej odróżnienie rzeczywistych wydarzeń od badania. Nie wiedziała, kto jest "podstawiony", a komu może tak naprawdę ufać. Dlatego nie dziwi fakt, że szybko popadła w paranoję, choć -jak dla mnie- i tak wytrzymała bardzo długo.

Świetnie rozpoczęta intryga. Zauważamy od razu płynność wydarzeń, nic nie jest pozostawione naszym domysłom. Nie ma tu tajemniczej postaci, która jakoś wciąga głównego bohatera w zaplanowane przez siebie działania. Doktor Shields po prostu jest, działa na rynku psychologicznym, prowadzi badania. Szkopuł w tym, że nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, iż nie do końca są one tak niewinne, jak początkowo mogłoby się wydawać. Pani psycholog wydawała mi się wszechwiedząca; tak, jakby bez ruszania się z domu mogła przewidzieć kolejne ruchy swojej Badanej, a także męża. Z thomasem było jej łatwiej, w końcu znała go długo, lecz Jessica była dla niej kimś zupełnie obcym. Czy to magia psychologii? Być może. 

Uwielbiam czytać o stalkingu w różnej postaci; myślę, że dla tej historii to określenie również będzie adekwatne, ostatecznie doktor Shields nie działała z ramienia badań, tylko prywatnie. Ta kobieta to istny "potwór"- techniki manipulacji to dla niej bułka z masłem, potrafi idealnie opanować swoje emocje, chroniąc tym samym siebie. Z kolei Jessica początkowo jawi nam się jako ofiara niecnych działań dwóch psychologów, ale nie martwcie się o nią- okazuje się, że i ona potrafi pokazać pazurki. Z drugiej strony jeżeli chodziłoby o czyjeś życie lub zdrowie, to każdy walczyłby do ostatniego tchu.

Anonimowa dziewczyna to pogmatwana historia małżeńska, do której wciągnięto osoby trzecie. Niebezpiecznej gry, toczonej na poziomie niedstępnym dla zwykłego człowieka. Choć przyznam szczerze, że Thomas mnie lekko rozczarował; spodziewałam się z jego strony podjęcia jakiejkolwiek walki, a tak naprawdę mężczyzna wolał kryć się za stekiem kłamstw ze strachu przed żoną. Uważał ją za niemal bóstwo, które nie pozwoli mu odejść. Jak głęboko sięgały macki doktor Shields, że jej własny mąż drżał ze strachu przed nią? Potrafił tylko kłamać, narażając tym samym bezpieczeństwo innych osób, sam nie biorąc za nic odpowiedzialności. Miał co prawda rycerskie odruchy, ale określiłabym to raczej jako "wypadek przy pracy" niż rzeczywiste chęci. Przecież znał swoją żonę od wielu lat, mógł temu szaleństwu zaradzić już wcześniej, a tak naprawdę nie zrobił nic. Pozostał bierny, mimo że sam wielokrotnie twierdził, iż chce od żony odejść. Dziwny człowiek.

Ów thriller to emocjonalny rollercoaster; nie wiadomo, które z tej trójki bohaterów utraci najwięcej, kto odważy się, by się bronić. Kto wyjdzie zwycięsko z tej batalii. I czy dalsze życie -jak gdyby nigdy nic- będzie w ogóle możliwe? Polecam, gdyż ta trójka bohaterów jest idealnym materiałem do badań ludzkich zachowań. Do tego, jak niejednokrotnie duże obsesje nas dręczą.

 

Dział: Książki
niedziela, 01 grudzień 2019 10:04

Dziecko znikąd

Kim Leany wiedzie normalne życie- w Australii, gdzie mieszka, prowadzi warsztaty fotograficzne. Jest osobą raczej wycofaną, niemającą zbyt wielu przyjaciół, wystarcza jej bowiem obecność przyrodniej siostry Amy i ojczyma Deana. Cztery lata wcześniej, po długiej walce z chorobą zmarła jej matka; do tej pory rodzina odczuwa jej brak. Wydawałoby się, że to familia jakich wiele; do czasu, aż bohaterka zostaje zaczepiona przez mężczyznę twierdzącego, iż jest jego zaginioną przed wielu laty siostrą, Sammy Went. Dziewczynka została porwana, gdy miała zaledwie dwa lata. Tradycyjnie w takich sytuacjach nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Pierwszym podejrzanym był Travis i to tylko dlatego, że był członkiem rodziny mającej nieustanne kłopoty z prawem. Sam nikomu nie wadził, parając się normalną pracą. Ma jednak jeszcze jeden sekret, którego ujawnienie mogłoby zniszczyć życie Jack'a Went'a, ojca zaginionej dziewczynki. A może podejrzenia policji poszły w zupełnie złym kierunku i powinni wziąć na celownik matkę małej, Molly? W końcu kobieta jest fanatyczką religijną, należy do sekty, gdzie członkowie mają styczność z różnymi niebezpiecznymi rzeczami. Kim nie wie, czy wierzyć tajemniczemu mężczyźnie; kilka słów, wyrwanych ojczymowi sprawia, że postanawia ruszyć do Mason i poznać prawdę.

Wyobraźcie sobie, że prowadzicie normalne życie, a tu nagle ktoś próbuje Wam wmówić, że Twoja rodzina tak naprawdę nią nie jest. Uwierzylibyście? Ja nie. Przynajmniej dopóty, dopóki nie dostałabym dowodów na potwierdzenie tych domysłów. Wcale nie dziwiłam się głównej bohaterce, że od razu włożyła opowieści jej rzekomego brata między bajki. No bo jak to? Jej mama miałaby ją porwać? Ta spokojna kobieta, która w życiu nie skrzywdziła nawet muchy? Niedorzeczne. Ale gdzieś tam, w tyle głowy wciąż tkwi jakieś przekonanie, że może rzeczywiście jej życie było ułudą, a ona jest kimś zupełnie innym... Oczami wyobraźni widzi małą dziewczynkę, Sammy, która za pomocą czerwonej nitki stara się dotrzeć do widzianego w oddali światła. Wie, że podróż do Mason może być jej jedyną szansą na poznanie prawdy i mimo oczywistego lęku, wyrusza w podróż ze Stu, rzekomym bratem. Mason nie zapomniało o tajemnicy sprzed lat; ktoś chce ukryć prawdę, a pojawienie się w miasteczku Kim może znacznie utrudnić mu sprawę...

Coraz częściej mamy do czynienia z thrillerami psychologicznymi; autorzy "chwytają" się tematów od stalkingu, poprzez małżeństwo, aż po porwania dzieci. Pan White postawił właśnie na tę ostatnią kategorię, kusząc czytelnika obietnicą próby rozwikłania zagadki sprzed lat. W końcu dwuletnie dziecko to nie igła w stogu siana, żeby tak po prostu mogło zniknąć. A jednak...

Pierwszym pozytywnym aspektem tejże książki jest fakt, iż autor przywołuje wydarzenia z 1990 roku, nie skupiając się wyłącznie na samej sprawie zaginięcia dziewczynki Went'ów, lecz opisując wszystkie wydarzenia, które mogły (ale niekoniecznie musiały) do niego doprowadzić. Tę rodzinę można podzielić na dwa obozy- matki Molly, która prawdziwe szczęście osiągała wyłącznie podczas spotkań sekty, do której przynależała i ojca Jack'a, mającego własne tajemnice, nie mniej przyjemne. Oboje już od dawna nie mogli dojść do porozumienia, łączyły ich właściwie tylko dzieci: Emma, Stu i Sammy. Choć nie jestem jakoś pozytywnie nastawiona do rozwodów, to w przypadku tej rodziny mógłby on wiele zmienić, i to na lepsze. W tej jednej rodzinie autor "umieścił" tyle niedopowiedzeń i sekretów, że nie mogłam przejść obojętnie obok tej historii. Właściwie każdy mógł być winny, mieć w porwaniu Sammy swój własny cel. Zresztą, z każdą kolejną stroną zbliżamy się coraz bardziej do rozwikłania tajemnicy; na światło dzienne wychodzą coraz to nowe fakty, w dużej mierze obciążając obydwoje rodziców. Możecie śmiało obstawiać, kto tak naprawdę jest winny- i tak nie sądzę, że traficie. Dałam się tak wplątać w tę intrygę, że postawiłam na -wydaje się- najbardziej realną opcję. Cóż, pudło. 

Akcja toczy się wartko (czego z łatwością możecie się domyślić), Kim jest nastawiona na poznanie prawdy, aczkolwiek policja nadal nie wie, kto mógł stać za uprowadzeniem. Co ciekawe, ktoś spośród jej bliskich zna prawdę. Kiedyś ów bohater znajdował się zaledwie na obrzeżach familii Went'ów i prawdopodobnie nikt nigdy nie spodziewał się, że może mieć jakikolwiek wpływ na życie ich członków. Zastanawiam się, czy w tym wypadku porwanie Sammy nie wpłynęło dobrze na jej późniejsze życie- owszem, porwanie samo w sobie jest złe, aczkolwiek ktoś zabrał ją ze środowiska, które łatwo można określić jako patologiczne. Matka, która obojętnie podchodzi do kwestii bezpieczeństwa dziecka, skupiając się wyłącznie na religijnej ekstazie i ojciec szukający miłości i zrozumienia poza domem. Dorośli tak bardzo skupieni na sobie, iż zapominali o swoich pociechach. Starsze dzieci potrafiły sobie jakoś z tym poradzić, dwuletnia dziewczynka- nie. W końcu dzieci w tym wieku potrzebują okazywania uczuć, bliskości rodzica. 

Dziecko znikąd to thriller psychologiczny przykuwający uwagę od pierwszych stron. Dla mnie największym atutem lektury było wprowadzenie do niej tajemniczej sekty religijnej, opisywanie stosowanych tam praktyk. Na pewno nie będziecie się nudzić!

Dział: Książki
piątek, 29 listopad 2019 03:08

Królowa niczego. Tom 3

Jude nudzi się na wygnaniu. Dla zabicia czasu i dla pieniędzy przyjmuje delikatne zlecenia. Ktoś pożera elfy przebywające w krainie ludzi i należałoby położyć temu kres? Oto zadanie w sam raz dla Jude!

Dział: Książki
czwartek, 28 listopad 2019 14:41

Staruszek Logan #3: Na granicy

Staruszek Logan pierwszy raz pojawił się w dziele Marka Millara dziesięć lat temu. Wtedy to przygody Wolverine’a zostały osadzone w dalekiej przyszłości, w której suberbohaterowie już nie żyją, a niebezpiecznym światem rządzą przestępcy.  W tym świecie stracił on wszystko i wszystkich. Zmanipulowany przez Mysterio zabił wszystkich członków X-Men. Choć założył następnie rodzinę, to również i ona została mu odebrana i zabita przez Gang Hulka. Poprzednie albumy  „Stefy wojny” Bendisa oraz „Berserk” Jeffa Lemire’a to w pewnym sensie kontynuacja historii opowiedzianej przez Millara, która sprytnie została wplątana w Tajne Wojny.

Staruszek Logan 03

Jeff Lemire kontynuuje swoją historię o Loganie w albumie „Na granicy”. Emerytowany Wolverine wydaje się już być pogodzony z faktem, iż trafił do alternatywnej i zupełnie obcej mu rzeczywistości. Oczywiście nie jest mu łatwo żyć ze świadomością, że jego odpowiednik z tego świata jest już dawno martwy. Gdzieś tam w głębi serca boi się również, iż dojdzie do sytuacji znanej mu z jego rzeczywistości, czyli rewolucji złoczyńców i zagłady bohaterów.  Chcąc uspokoić myśli, postanawia opuścić Limbo i kwaterę tutejszego X-Men oraz udaje się na Alaskę. Osiedla się w spokojnym i cichym miasteczku. Tutaj niespodziewanie poznaje dziewczynkę imieniem Maureen. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż nie tylko z imienia przypominała ona Loganowi przyszłą żonę z jego linii czasowej.  Na wszelki wypadek Staruszek postanawia mieć ją na oku. Szczególnie iż ma wiedzę, jakie nieszczęście spotkało ją w jego przyszłości. Chwila spokoju na dalekiej i mroźnej północy jednak nie trwa długo. Dowiedziawszy się o „zmartwychwstaniu” Logana, w ślad za nim wyruszyła Lady Deathstrike ze swoją zabójczą drużyną. Wolverine świadomy tego, iż znowu sprowadził zło na bliskie mu i niewinne osoby, musi stoczyć kolejną w swoim długim życiu bitwę.  

old man logan vol. 2 6Lemire ponownie w tej serii skupił się na emocjach głównego bohatera. Nad istnym fatum egzystencji, które go prześladuje. Jego Logan to postać wręcz tragiczna, która nieświadomie za każdym razem sprowadza zgubę na osoby z najbliższego otoczenia. Nie ważne jaka rzeczywistość i jaka linia czasowa, jego działania efektem domina wywołują ciąg tragicznych wydarzeń. Ważną rolę w tej historii oraz w budowaniu psychiki bohatera, odgrywają również przedstawione retrospekcje. Dzięki nim dowiadujemy się m.in. jak Logan chciał popełnić samobójstwo po tym jak nieświadomy zabił wszystkich swoich przyjaciół, czy jak podczas rewolucji złoczyńców zginęli Punisher, Daredevil czy Giant-Man. Są one bardzo ciekawym uzupełnieniem historii przedstawionej w „Staruszku Loganie” Marka Millara.

W tym tomie, w porwnaniu do „Berserkę, pojawia się więcej akcji. Tu na scenę wkracza Andrea Sorrentino, który kolejny już raz graficznie buduje tę historię. Przyznam, że przy pierwszym tomie byłem trochę sceptycznie nastawiony do jego stylu. Teraz jednak nie wyobrażam sobie tej serii bez jego udziału. Jego wizja jest mroczna i brutalna jednocześnie. Bardyo lubi on eksperymentować z formą. Tym razem dodatkowo obsadzenie akcji w zimowych plenerach jeszcze bardziej podbija wrażenia wizualne. Kadry wyróżniają się jaskrawością i kontrastem krwi na bieli śniegu. Bardzo pomysłowo zostały przedstawione również te najbardziej brutalne sceny. Szczegóły mocnych pchnięć, cięć i uderzeń zostały ukazane jako biało-czerwone kadry w kolorowym kadrze.

Na koniec miłą niespodzianką jest bonus w postaci przedruku zeszytu „Uncanny X-Men #205” z 1986 roku. Ten bardzo oldschoolowy komiks to opowieść o Yuriko Oyama, która stała się cyborgiem Lady Deathstrike i wyznaczyła sobie jedno zadanie – za wszelką cenę zniszczyć Wolverine’a.

Podsumowując, Jeff Lemire kolejny raz wykonał kawał dobrej roboty. Jego Staruszek Logan to opowieść bardzo dobrze rozpisana, skupiająca się nie tylko na emocjach i rozwoju bohatera, ale również na mocnej i brutalnej akcji. Wraz z ciekawą fabułą w parze idzie oryginalna i ciekawa oprawa graficzna. Czego więc chcieć więcej? Polecam.

Dział: Komiksy
niedziela, 24 listopad 2019 10:59

Super-Charlie i złodziej zabawek

Camilla Läckberg zdobyła szerokie grono czytelników jako autorka kryminalnego cyklu o Fjällbace. Teraz postanowiła podbić także dziecięce serca, a to za sprawą cyklu o Super-Charliem, z pozoru zwykłym bobasie, a naprawdę superbohaterze skrywającym przed światem swoje niezwykłe moce.

Super-Charlie i złodziej zabawek oraz Super-Charlie i tajemnica babci to kolejno drugi i trzeci tom cyklu, chociaż trzeba z góry uprzedzić, że każdą z książeczek można czytać niezależnie od pozostałych i w dowolnej kolejności. W każdej mały bobas musi zmierzyć się z inną zagadką do rozwiązania i pomóc dorosłym, którzy za każdym razem nie mogą sobie poradzić bez jego pomocy. Oczywiście chłopczyk musi bardzo uważać i nie zdradzić się, że potrafi latać, prześwietlać ściany wzrokiem oraz mówić - tę tajemnicę zna tylko jego ukochana babcia.

Super-Charlie i złodziej zabawek rozpoczyna się niczym rasowy kryminał - ktoś włamuje się do pokoju starszej siostry i kradnie jej... pluszaka. Poszukiwania na nic się nie zdają aż do momentu, gdy Charlie uruchamia swój super-czuły słuch i podczas drzemki nie składa wszystkich elementów układanki w jedną całość.

Druga z książeczek przedstawia historię o tym, jak cała rodzina wybiera się na kemping, gdzie już drugiego dnia... znika babcia. Pozostaje po niej jedynie fragment kartki ze słowami “Pomocy, babcia”. Wszyscy ruszają na ratunek, z dużym zaangażowaniem, ale niestety bez efektów. Do czasu oczywiście, gdy do akcji wkracza super-bobas. A wyjaśnienie zniknięcia staruszki będzie, cóż... zabawne dla rodziców, ale dla dzieci chyba jednak lekko dezorientujące.

Po przeczytaniu dwóch tomów mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony mamy do czynienia z krótkimi, lekkimi historyjkami, dosyć zabawnymi, ale niestety miejscami humor ten jest raczej dyskusyjny. Całość jest wzbogacona kolorowymi ilustracjami, utrzymanymi w dokładnie takim samym klimacie, co treść, czyli raczej zabawnymi, ale z elementami, które mogą drażnić (jak choćby tytuł poradnika, który czyta mama “Życie singla dla głupków”).

Największy problem z Super-Charliem mam nie jako sam czytelnik, ale jako rodzic, o czym niech zaświadczy fakt, że po skończeniu lektury, nie podsunęłam książeczek żadnemu ze swoich dzieci. I nieważne, że zawarte w nich opowieści może i są zabawne i możliwe, że spodobałyby się maluchom. Nie podoba mi się po prostu kilka kluczowych kwestii. Po pierwsze, ojciec Charliego jest nie tylko ciamajdą, on jest rasowym głupkiem i w dodatku nie liczy się totalnie z uczuciami swoich dzieci [Spoiler: to on jest złodziejem zabawek – nie podoba mu się stara maskotka córki, więc po kryjomu... wyrzuca ją do kosza]. Po drugie, razi mnie sposób rozwiązywania scysji między rodzicami – kiedy mama jest zła, to tata (“Oczywiście”, jak to podkreśla autorka) śpi na kanapie. Po trzecie, zupełnie nie przekonało mnie wyjaśnienie zniknięcia babci, które w książce dla dzieci (według informacji na okładce grupa docelowa to 3+) jest w ogóle nie do przyjęcia. Otóż droga babunia nie pojawiła się w rodzinnym kamperze, ponieważ [kolejny SPOILER] spędziła tę noc na całowaniu się z biwakującym obok, nowopoznanym mężczyzną. No serio???

Nie jestem fanką kryminałów Camilli Läckberg, mimo że niektóre są całkiem niezłei jak widać nie przekonała mnie także jako autorka książek dla dzieci. Trochę szkoda, bo sam pomysł na serię i głównego bohatera jest przyjemny i ma spory potencjał. Szkoda, że wykonanie już zawiodło.

Dział: Książki
wtorek, 19 listopad 2019 13:46

Dziennik. Wyprawa 1907

Gry komputerowe czy tradycyjne planszówki to dla ciebie codzienność i bez problemu pokonujesz zarówno kolejne poziomy, jak i uczestników? Hasła krzyżówek nie mają dla ciebie tajemnic, zaś sudoku zajmuje ci zaledwie kilka chwil? Jesteś prawdziwym mistrzem w rozwiązywaniu zagadek, charakteryzujesz się bystrością, umiejętnością dostrzegania szczegółów czy analizy faktów? Jesteś przekonany, że Sherlock Holmes i panna Marple razem wzięci nie daliby ci rady, a w awanturniczym podejściu do życia i chęci przeżywania przygody prześcigasz samego Indianę Jonesa?

Jeśli choć na jedno (a najlepiej na wszystkie) z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to jesteś gotowy podjąć wyzwanie. Interaktywna gra książkowa „Dziennik. Wyprawa 1907” to wyjątkowa publikacja, adresowana raczej do dorosłych czytelników / graczy, a także do tych nastolatków, którzy bardziej niż zabijać potwory czy wyimaginowanych wrogów, wolą rozwiązywać naprawdę skomplikowane zagadki, wymagające wielu umiejętności. Ta propozycja Foxgames może zachwycić wszystkich, którzy lubują się w spiskowych teoriach dziejów, a także unikają wyboru prostych rozwiązań. Lektura Wyprawy 1907 z pewnością prosta nie jest i wielokrotnie będzie nas kusiło, by dać sobie z nią spokój, ale ta gra uzależnia – jeśli już zaczniesz, nie będziesz w stanie zrezygnować z gry.

O co w tym wszystkim chodzi? Tak naprawdę do końca nie jest nam wiadomo. To, na czym się opieramy to świadomość istnienia legendarnego dziennika pokładowego z wyprawy morskiej, która miała miejsce w 1907 roku. Jednak odkrycie historii statku oraz jego losów zależy wyłącznie od nas i naszego talentu do rozwiązywania łamigłówek, a także od chęci ćwiczenia umysłu. Jeśli trzymałeś w ręku spektakularny produkt firmy, czyli „Dziennik 29” wiesz już, czego możesz się spodziewać. Mimo iż poprzednia książka / gra oparta była na motywach opowieści o kosmitach, to jej idea jest taka sama – masz rozwiązać zagadki, przesyłać odpowiedzi (pilnując swojej poczytalności), a na końcu złamać kod.

By w pełni zanurzyć się w historii i czerpać z niej przyjemność potrzebujesz, poza dostępem do Internetu, egzemplarza książki, ołówka, nożyczek, a także słuchawek. I choć nasza aktywność daleka będzie od zajęć DIY, to z pewnością kreatywność będzie niezbędna, bowiem czeka nas liczenie, kreślenie, rysowanie, oglądać będziemy nawet film.

Wraz z Mattem Emersonem, który popadł w obsesje na jego punkcie, a teraz udostępnia nam notatki ze swoich badań nad nim, zanurzymy się w mroczny klimat dziennika, zachwycając się przy tym ilustracjami, ale i będąc pod wrażeniem grozy, którą wprowadzają. Samej treści w książce jest niewiele – musimy zatem sięgnąć po wskazówki dotyczące kolejnych rozdziałów, ukryte na stronie internetowej. Rozwiązując zagadki i przechodząc do kolejnych rozdziałów musimy natomiast zapisywać słowa kodowe na Stronie Słów Kodowych na końcu książki.

Ale uwaga! Wskazówki kosztują, a ich użycie zmniejsza wartość wskaźnika poczytalności - pierwsza podpowiedź kosztuje bowiem „3” jednostki zdrowia psychicznego, kolejna „6”, natomiast poprawna odpowiedź dodaje do wyniku „2”. Tyle tylko, że wyjście awaryjne, kiedy wskazówki nie pomogą znaleźć rozwiązania, kosztować nas będzie „9” jednostek poczytalności.

Podczas tej interaktywnej gry nie musimy się spieszyć, nikt nie mierzy nam czasu, warto zatem skupić się na zgłębianiu tajemnic, czy nawet kolejnych próbach szukania rozwiązań. Z każdym podaniem słowa kodowego kolejnym rozdziałem lektura robi się coraz bardziej wciągająca i warta polecenia. Szczególnie, że jest fenomenalnym ćwiczeniem umysłu, a ponad czterdzieści zagadek, których rozwiązanie ma nas zbliżyć do celu, aktywizuje obie półkule i zdecydowanie nie pozwala się nudzić. Szczególnie, jeśli do zabawy zaprosimy również rodzinę czy kolegów i wspólnie będziemy przeżywać tę wyjątkową przygodę!

 

Dział: Książki
poniedziałek, 18 listopad 2019 11:49

Zakon Drzewa Pomarańczy t. 1 i 2

Powieści Samanthy Shannon skradły serce wielu nastolatków i dorosłych. Ja sama swego czasu byłam zauroczona „Czasem żniw” i choć miłość do tego typu dystopii już mi przeszła, tak nie mogłam przejść obojętnie obok książki o jeźdźcach smoków, czarodziejkach oraz „królewiectwie” chylącym się ku upadkowi. Z tego właśnie powodu postanowiłam jeszcze raz spotkać się z twórczością tej autorki. Po lekturze „Zakonu Drzewa Pomarańczy” jestem zarazem zadowolona, jak i nieco… zażenowana…

Przede wszystkim kreacja w powieści mocno kuleje pod wieloma względami. Autorka zdawała się stworzyć poważną fantastykę i klimat faktycznie w wielu miejscach jest epicko podniosły, jednakże całe to wrażenie potrafią popsuć dziecinne dialogi oraz… koszmarna charakterystyka smoków. Naprawdę, na tym ostatnim zawiodłam się najbardziej, bo choć te wspaniałe istoty zdająię być ważnymi postaciami dla całości, tak nie dość, że zostały skrzywdzone dość prostą mentalnością, tak jest ich w powieści stosunkowo niewiele. Choć może to i lepiej… Pozostali bohaterowie również nie malują się lepiej – to postaci dziecinne, zmienne, wielu z nich doprawdy mnie irytowało i tylko miejscami widziałam dla nich światełko w tunelu, gdy pokazywali nieco więcej charakteru i zdecydowania. Nie wydarzała się to jednak często…

Zdecydowanie na uwagę zasługuje pomysłowość autorki oraz ciekawe opisane religie, jednakże – jak wspominałam wcześniej – kiepskie wykonanie niszczy cały efekt. Samo wprowadzenie do głównej fabuły było dość ciężkie do przebrnięcia i bardzo rozbudowane, co również potęguje uczucie zawodu we mnie. Wszystko po przydługim wstępie dzieje się… od tak. Akcja w ważnych momentach pędzi na łeb, na szyję, a w mniej istotnych koszmarnie się przedłuża. Poważnie – wszystkie „misje” wykonywane są w ekspresowym tempie, bez większych przeszkód. Agrrr! Mam ochotę udusić za to Samanthę Shannon! Spodziewałam się po niej doprawdy niesamowitego fantasy, od którego nie będę potrafiła się oderwać, a otrzymałam przeciętną opowiastkę raczej dla młodego odbiorcy – tak przynajmniej wnioskuję po zachowaniu bohaterów i smoków...

„Zakon Drzewa Pomarańczy” okazał się dla mnie małym koszmarkiem. Miałam wiele nadziei względem tego tytułu, które – niestety – nie spełniły się niemal wcale. Jest w tej książce kilka naprawdę dobrych momentów i elementów, ale większość – nie będę ukrywać – nie przypadła mi do gustu. Nie nawiązałam też więzi z żadnym z głównych bohaterów, a jeśli chodzi o pobocznych, no cóż… zachowywali się bardzo sztucznie. Myślę, że gdyby autorka była bardziej konsekwentna i przyłożyła większą uwagę do postaci oraz rozbudowania wydarzeń to mogłaby być naprawdę fenomenalna historia. A tak… to iście od questa do questa, byle przejść „grę”. Polecić tę książkę mogę jedynie osobom, które lubię lekkie i niewymagające fantasy...

Dział: Książki
niedziela, 17 listopad 2019 16:30

Wśród rekinów

Mimo, iż nie ma to żadnego racjonalnego uzasadnienia, wciąż kobietom trudno jest przebić się przez tzw. szklany sufit. Dotyczy to zarówno zajmowanych stanowisk, jak i wysokości wynagrodzenia, które wciąż pozostaje kilkanaście procent niższe niż w przypadku mężczyzn. Im wyższe stanowisko, tym mniej kobiet – sytuacja ta dotyczy wielu branż, w tym branży finansowej. Mimo iż płeć piękna stanowi ponad 50% światowej siły roboczej, to mniej niż 10% zajmuje wyższe stanowiska kierownicze.

Z lupą w ręku należy szukać pań wśród prezesów zarządu firm lub instytucji finansowych, dlatego też Alex Sontheim, trzydziestopięcioletnia, piękna Niemka, która z wyróżnieniem ukończyła studia biznesowe, a teraz robi karierę na Wall Street, zwraca powszechną uwagę. Jej determinacja w dążeniu do celu i znajomość rynku fuzji i przejęć sprawia, że konsekwentnie pnie się w górę, zajmując znaczące stanowiska i pobierając odpowiednie wynagrodzenie. Kiedy po kłótni z obecnymi przełożonymi rozstaje się z firmą, niemal natychmiast przechwytuje ją holding Levy Manhattan Investments, stworzony przez Vincenta Levy, w oparciu o rodzinny bank. W nowej pracy ma pomóc w osiągnięciu przez firmę znaczącej pozycji na rynku M&A, przynoszącym wysokie zyski. Pensja na poziomie dwóch milionów rocznie ma skusić Alex, ale jeszcze bardziej przyciąga ją prestiżowe stanowisko i możliwości, które się przed nią otwierają.

Alex przyjmując propozycje pracy w Levy Manhattan Investments i odnosząc sukcesy nie tylko staje się coraz bardziej znana, ale i zaczyna przyciągać uwagę przełożonych swą decyzyjnością oraz samodzielnością. Pociągające ciało i ostry jak brzytwa umysł kobiety sprawia, że zaczyna się nią interesować przystojny miliarder, Sergio Vitali – jeden z najbogatszych osób w kraju, przedsiębiorca z branży budowlanej. Choć Alex początkowo zachowuje dystans wobec mężczyzny jest świadoma, że osoba z jego pozycją może znacząco pomóc jej w karierze. Zresztą kolacje w ekskluzywnych restauracjach, podróże czy piękny penthouse z widokiem na Central Park, który dzięki niemu wynajmuje za grosze sprawiają, że zaczyna nie tylko przekonywać się, ze znajomość tego rodzaju warto podtrzymywać, ale i … zaczyna darzyć Vitaliego uczuciem.
Być może coraz większe przywiązanie do mężczyzny sprawia, że Alex ignoruje zarówno ostrzeżenia, jak i pewne przesłanki świadczące o tym, że Vitali nie do końca uczciwie prowadzi swój interes. Sam burmistrz Nowego Jorku, Nick Kostidis, były prokurator okręgowy, zaciekle walczący z nieuczciwymi bankierami inwestycyjnymi oraz mafią, sugeruje Alex, by trzymała się z dala od kochanka. Nieco bardziej otwarcie wypowiada się o Vitalim pewien dziennikarz, oskarżając go o prowadzenie nielegalnych interesów oraz … zabójstwa.

Czy Vitali to rzeczywiście pozbawiony skrupułów gangster? Wszystko wskazuje na to, że tak, a tym samym Alex znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie. Czy uda jej się wyjść cało z opresji? Czy bycie dziewczyną mafijnego bossa rzeczywiście jest tak atrakcyjne? Czy amerykański sen, który się w jej przypadku spełnił, nie zamieni się w koszmar? Przekonamy się o tym dzięki lekturze fenomenalnej powieści autorstwa Nele Neuhaus. Thriller, którego akcja rozgrywa się w świecie finansów, pt. ‘Wśród rekinów”, opublikowany nakładem Wydawnictwa Media Rodzina, to doskonale skonstruowana kryminalna intryga, która odsłania przed nami mechanizmy działania różnych organizacji, zarówno tych działających na granicy prawa, jak i niemal otwarcie je łamiących. Wielkie interesy, wielkie pieniądze i wielkie ryzyko – to wszystko rozbudza wyobraźnię i sprawia, że dajemy się wciągnąć w tą rzeczywistość, w której jeden nieostrożny ruch może zadecydować o naszym życiu …lub śmierci.

Doskonale skonstruowana fabuła, wartka akcja i bohaterowie występujący po dwóch stronach barykady, prezentujący odmienny system wartości, a pośrodku tego bałaganu Alex i moralne dylematy – to wszystko przyciąga do książki i sprawia, że pomimo jej objętości, nie można się od lektury oderwać. Trudno też uniknąć spekulacji, jak rynek finansów wygląda w polskim wydaniu…

Dział: Książki
sobota, 16 listopad 2019 09:59

Sadie

Gdy młodsza siostra Sadie, Mattie, zostaje zamordowana, dla dziewczyny nie liczy się już nic prócz zemsty.

Od zawsze były tylko we dwie; gdzieś w tle przewijała się matka, Claire, notorycznie uzależniona od alkoholu, zawsze w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Jedni zostawali w ich przyczepie na dłużej, inni zmywali się po kilku tygodniach. To Sadie wzięła na siebie opiekę nad młodszą siostrą, mimo że sama potrzebowała jeszcze matczynego wsparcia. Pewnego dnia Claire po prostu wyjeżdża, zostawiając córki samym sobie; mimo tego oczywistego porzucenia Mattie tęskni za matką. Chce być z nią, a nadesłana kartka pocztowa sprawia, że dziewczyna wpada w obsesję. Musi dostać się do matki, za wszelką cenę. Czy właśnie dlatego tego feralnego dnia wsiadła do czyjegoś auta? Sadie, chcąc pomścić śmierć siostry, kupuje samochód i rusza w trasę. Doskonale wie, kto odpowiada za zamordowanie Mattie. Musi tylko złapać jego trop, a potem... potem zostaanie już tylko zemsta.

Bardzo wiele pozytywnych opinii wyczytałam w Internecie; oczywiście nie tylko one miały wpływ na mój wybór. Nie mogłabym przejść obojętnie obok książki z tak przyciągającą wzrok okładką (choć już nie od dziś wiadomo, że magnetyczny front nie zawsze idzie w parze z ciekawą historią), a opis książki dodatkowo podsycił ciekawość. Ruszyłam więc w trasę razem z Sadie i... chciałabym, żeby ta historia nigdy się nie kończyła.

Sadie nigdy nie mogła liczyć na matkę; ta, skupiona wyłącznie na alkoholu i kolejnych facetach nie zauważała swojej córki, można by rzec, że wręcz za nią nie przepadała. Dopiero narodziny Mattie poruszyły w Claire jakąś czułą, matczyną strunę, choć i to nie sprawiło, że porzuciła dotychczasowy tryb życia. Sadie już wtedy wiedziała, że uczyni wszystko, aby jej siostra była bezpieczna i szczęśliwa. Jedna bez drugiej nie istniała. To Mattie nadawała cel jej życiu. Dla niej brała dodatkowe godziny w pracy, gotowała, dbała, jak tylko mogła dbać nastoletnia dziewczyna o młodszą od siebie istotę. Ale dla Mattie to było za mało- chciała matki. Nieidealnej, ale wciąż matki. Dlatego chciała ruszyć do miasta, z którego Claire przysłała kartkę. Dlatego zginęła. Tropem Sadie rusza West McCray, który na co dzień tworzy audycje radiowe poświęcone małym miasteczkom. Gdzieś w trasie obiła mu się historia sióstr i postanowił podzielić się nią ze swoimi słuchaczami, jednocześnie starając się natrafić na jakikolwiek ślad zaginionej dziewczyny. Czy ta historia może mieć szczęśliwe zakończenie... ?

Początkowo -przez wspomniane audycje West'a- nie mogłam wkręcić się w tę opowieść. Dlaczego? Otóż pani Summers relacje czy audycje pana McCray zapisywała jako rozmowę telefoniczną- forma ni to wywiadu, ni to dialogu, ciężko mi to określić. Oczywiście później już przestało mi to przeszkadzać, ale na początku było dość ciężko. W Sadie mamy właśnie takie mieszane formy zapisu: rozmowy mężczyzny (często prowadzone przez telefon) z bliskimi czy znajomymi dziewcząt są utrwalone w ten specyficzny sposób, a z drugiej strony mamy historię podróży Sadie, która jest przedstawiona w znany nam już, literacki sposób. 

Nie wyobrażam sobie, co musiała przeżywać główna bohaterka po śmierci młodszej siostry. I wcale się nie dziwię, że zapragnęła pomścić to młode życie. Jak już wspominałam, od wielu lat matkowała Mattie; przez jej głowę pewnie nie raz przeszła myśl, że "gdyby tylko...". Co ciekawe, dziewczyna od razu wiedziała, kto stoi za morderstwem. Rusza więc jego tropem, po drodze nie raz pakując się w niezłe kłopoty, ale za to demaskując kilka fałszywych obliczy. Podziwiam ją. Jest odważna, silna, pewna swojej misji. Nie cofnęła się mimo wielu przeciwności. Wiedziała, że tylko ona jest w stanie wymierzyć sprawiedliwość- bo któż inny mógłby to zrobić? Zapijaczona matka, o której od dawna nic nie słyszała? Policja, nie mająca ani jednego świadka, ani skrawka tropu? Można pomyśleć, że Sadie to wyłącznie historia zemsty, ale nic bardziej mylnego. To opowieść o sile siostrzanej miłości, o zemście, która może i przynosi chwilową ulgę, ale ostatecznie prowadzi nas do destrukcji. Początkowo zakładałam, że cała fabuła będzie się toczyła wokół śmierci Mattie i powiązanych z nią działaniami Sadie, ale autorka mnie zaskoczyła. Główna bohaterka doskonale wie, kogo szukać, gdyż sama przez wiele lat cierpiała z ręki tego samego człowieka. W jej przeszłości jest skryta tajemnica, o której nikt nie miał pojęcia. Dziewczyna przez długi okres poświęcała siebie dla dobra młodszej siostry, o czym nikt nie miał zielonego pojęcia. Czy znajdziecie gdzieś lepszą definicję miłości... ?

Książka autorstwa pani Courtney Summers z założenia należy do literatury młodzieżowej, z czym nie do końca się zgodzę. Dobrze, mamy tutaj nastoletnich bohaterów, lecz ich problemy są o milion lat świetlnych oddalone od "udręk" współczesnej młodzieży. Nie znajdziecie w Sadie kłopotów sercowych, które to często nie dają spać postaciom z innych młodzieżówek. Odosobnienie? Samotność? Niezrozumienie? Może w pewnym sensie tak, aczkolwiek to, z czym przyszło walczyć Sadie, jest o wiele, wiele mroczniejsze. Już się nie dziwię, że tak wielu czytelników poświęciło swoją uwagę tej pozycji, polecając ją kolejnym molom książkowym- dziś i ja dołączam do Waszego grona. To jest po prostu utwór, który TRZEBA przeczytać.

Dział: Książki
piątek, 15 listopad 2019 12:27

1632

W 1623 roku Magdeburg został zdziesiątkowany. Dokonano tu brutalnej rzezi i spalono większość miasta, ale z drugiej strony był to tylko efekt skali, bo całą wojnę trzydziestoletnią, zarzewiem której były spory o religię i dominację w europie pomiędzy katolickimi Habsburgami a protestanckimi Wazami, cechowała brutalność i taktyka spalonej ziemi. Nikt nie miał prawa się ostać po przejściu wrogiego wojska. W środku tej wielkiej wojny najwięcej zamieszania jednak zrobili… Amerykanie. Ale jak to? A owszem, jeśli weźmiemy do ręki książkę Erica Flinta pt. „1632”.

Eric Flint, przenosi nas do XVII wieku, na skutek zjawiska zwanego „Ognistym kręgiem”. To on z wesołej teraźniejszej mieściny gdzieś w Wirginii Zachodniej, w Grantville, prosto z weselnej zabawy, w której uczestniczy chyba większość mieszkańców, przenosi bohaterów i całą okolicę, z florą, fauną i rzeźbą terenu, Bóg wie raczyć jak głęboko, bo kopalnie też, na tereny XVII-wiecznej Turyngii w Niemczech. Na naszych do krwi amerykańskich protagonistów czeka wiele problemów: od tak przyziemnych jak zapewnienie bezpieczeństwa, dostaw prądu, ogrzewania, wody i wyżywienia, przez praktyczne, czyli jak porozumieć się z Niemcami, Szwedami i Szkotami, których dialekt też nie jest współcześnie władającym angielskim do rozszyfrowania, po bardziej abstrakcyjne typu „kto będzie trzymał władzę”. Ostatnie pytanie zadają też walczące po obydwu stronach konfliktu trzydziestoletniego historyczne postacie: Gustaw Adolf, Axel Oxenstiera, Richelieu, Wallenstein czy Tilly.

Fabułę widzimy oczyma bohaterów: przewodzącego Amerykanami Mike’a, prostego, ale dobrodusznego górnika, jego doradców, silnych kobiet jak uczennica i snajperka Julie, Żydówka Rebeka czy Niemka Gretchen, wreszcie postaci historycznych jak król Szwecji czy liczni generałowie po obu stronach konfliktu. I jest to fabuła nader świetnie zazębiająca obydwa światy. Raz widzimy odział Tilly’ego, który brutalnie torturuje jakiegoś wieśniaka, którego odbijają ochotnicy Mike’a, zaraz potem napotykamy proszącą o pomoc Rebekę, której grozi niebezpieczeństwo, potem żyjemy codziennym życiem górników i drobnych rzemieślników, którzy musieli przestawić się na możliwości czasów, w jakich się znaleźli, kłócimy się ramię w ramię z bohaterami obrad uchwalającą Kartę Praw pierwszego w Europie Stanu Ameryki, by wreszcie brać udział w niejednej potyczce ku chwale ojczyzny. Aż chce się rzec „God bless America!” zaraz obok „Gott mit Uns!”.

Mamy tu tez miłość. Miłość pomiędzy podziałami rasowymi, kulturowymi, religijnymi. Do tego wszystkie przedstawione kobiety to baby z jajami: zarówno waleczna Niemka Gretchen, inteligenta Żydówka Rebeka czy młodziutka cheerleaderka o najcelniejszym oku w mieście Julie. Są to drobne wątki, które dodają tylko odrobinę realizmu i emocji, bo przecież kobiety w XVI wieku niewiele mogły, miały mało praw, a do tego lepiej ratuje się właśnie je, szczególnie, jeśli są w ciąży.

Książkę czyta się naprawdę dobrze, o ile przymkniemy oko na hurra-optymizm amerykański i niezwykłe możliwości lingwistyczne właściwie każdego z mieszkańców starego i nowego świata. Bo z wszystkimi udaje się dogadać, wszystko załatwić, ba, miasteczko w trybie pilnym potraf zbudować elektrownię, naprawić radiostacje, wreszcie jest też zaopatrzone w amunicję po zęby i każdy, naprawdę każdy umie trzymać bron w rękach. Choć to ostatnie nie dziwi: Wirginia należy do stanu mocno przywiązanego do konstytucyjnego prawa do obrony, a hasło „my home is my castle” rozumie dość dosłownie i woli zbroić się, strzelać niż dawać sygnały ostrzegawcze. Tu łatwo kupić broń, nawet półautomatyczną, o ile nie posiada się kryminalnej przeszłości. Ba, pod pewnymi warunkami strzelbę może nabyć już 12-latek.

Plusem jest prowadzenie narracji. Naprawdę przyjemnie jest zanurzyć się raz w typowo amerykański styl życia i poglądy, by zaraz w kolejnym rozdziale przeskoczyć na XVII-wieczne myślenie dotyczące wychowania, bezpieczeństwa, pożywienia, szkolnictwa, medycyny, prowadzenia wojen czy pertraktacji.

Były jednak momenty, kiedy musiałam odrobinę przystopować. Jako że wczytuję się mocno w literaturę obozową nie mogłam przejść obojętnie obok niezwykle sugestywnego obrazu kąpieli nieco zaniedbanych i zawszawionych mieszkańców Niemiec, którzy chcieli pozostać w Grantville. Przypominał on bowiem bardzo mocno zabiegi, jakim poddawano podczas selekcji więźniów obozów koncentracyjnych. Żeby dolać oliwy do ognia część bohaterów rzeczywiście przypomina, że ten naród będzie kiedyś całkiem niedaleko właśnie obozy śmierci budował. Bezduszne zabijanie nacierającej kawalerii i nazywanie snajperów aniołami (!) śmierci też nie było na miejscu. Wreszcie wychodząca właściwie z każdego akapitu propaganda wyższości amerykańskich ideałów nad innymi. To było mi ciężko przetrawić.

Jeśli lubicie historię alternatywną i niestraszna byłaby wam wizja Stanów Zjednoczonych Ameryki jako sąsiada Polski, książka Erica Flinta „1632” jest wizją, którą bardzo polecam. Zadowoleni będą także znawcy historii wojny trzydziestoletniej, gdyż wiele rzeczywiście mających miejsce bitew jest w niej dość pieczołowicie opisane. To dobry pomysł, by jeszcze raz zapoznać się z nie dość omawianym choćby na lekcjach historii konfliktem. Ja pozostaję z lekkim niedosytem, bo spodziewałam się zobaczyć więcej zwyczajnych reakcji ludności niemieckiej na pojawienie się Amerykanów. Autor skupił się przede wszystkim na dzielnych Jankesach i ich misji ratowania świata, a to niekoniecznie mnie kupiło.

Dział: Książki