Rezultaty wyszukiwania dla: Yi Nan
Kłamstwo doskonałe
Pozory mogą mylić – o prawdziwości tego przysłowia mogliśmy się już wielokrotnie przekonać. Nie chcemy widzieć zła w ludziach, nie chcemy od razu podejrzewać wszystkich o niecne zamiary, dlatego też tak łatwo nas zwieść omamić, oszukać. Często też nasz mózg wybiera drogę na skróty, doszukując się w wydarzeniach znanych schematów czy też w ludziach – podstawowych typów osobowości. Są jednak tacy, którzy doskonale znają te prawidłowości, którzy wiedzą, jaką maskę włożyć, by wzbudzić zaufanie, doskonale wiedzą, jak się zachować, aby otrzymać od innych to, na czym im zależy.
Jeśli chodzi o przywdziewanie maski i pozory, to Chris Brennan zasłużył na tytuł mistrza. Udało mu się zmylić wszystkich – dyrekcję, nauczycieli, uczniów, a także ich rodziców. Ubiegając się o pracę nauczyciela w szkole średniej w Central Valley skłamał na każdy możliwy temat, żadna z informacji w jego dokumentach aplikacyjnych nawet nie zbliżyła się do prawdy. Starania o posadę wykładowcy wiedzy o społeczeństwie, a także o prowadzenie zajęć z ekonomii oraz o stanowisko asystenta trenera szkolnej drużyny baseballowej, kończą się sukcesem. Wydawać by się mogło, że szkoła w Central Valley zdobyła prawdziwy skarb – wykładowcę zaangażowanego, kochającego młodzież, atrakcyjnego dla kobiet, który nie tylko chce osiąść w miasteczku, ale i założyć tu rodzinę. Co jednak taki mężczyzna robi na końcu świata? Dlaczego ten przebojowy kawaler pragnie zatrzymać się właśnie w miejscu, które nie daje mu szans rozwoju, które przypomina przysłowiowy koniec świata?
Chris Brennan już pierwszego dnia dokładnie analizuje listy uczniów, biorąc na cel trzech młodych chłopców – Evana Kostisa, Jordana Larkina i Michaela „Raza” Sematova. Ten pierwszy jest dość popularny wśród kolegów, pochodzi z zamożnego domu, jego ojciec zaś pracuje jako lekarz. Jordan mieszka tylko z matką, która z trudem utrzymuje dom, chłopak robi zatem wszystko, by otrzymać stypendium sportowe. Michael natomiast jest dzieckiem dobrym i utalentowanym sportowo, ale nadpobudliwym. Dodatkowo nie może poradzić sobie z niedawną stratą ojca, podobnie zresztą jak jego brat, który przytłoczony śmiercią rodzica, porzucił studia. Chris stawia na Jordana, jako najsłabsze ogniowo, widzi w nim chłopaka, który pomoże mu zrealizować pewien plan. Niewiele czasu zajmuje mu skłócenie najlepszych przyjaciół, czyli Jordana i Michaela, a każde jego posunięcie jest starannie zaplanowane i nakierowane na sukces.
Jaki plan ma Chris i do czego tak naprawdę potrzebuje tych młodych baseballistów? Dlaczego kłamie w najbardziej błahych sprawach? Czy jeden z nauczycieli rzeczywiście popełnił samobójstwo, czy tez ktoś pomógł mu dostać się na tamten świat? Co wspólnego z Chrisem ma zamach bombowy w Oklahoma City o jego ewentualna, krwawa rocznica? Czy w okolicy grasują domorośli terroryści, testujący broń w terenie? Na te wszystkie pytania będziemy szukać odpowiedzi w interesującej powieści „Kłamstwo doskonałe”.
Opublikowana nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka książka autorstwa Lisy Scottoline to całkiem sprawnie napisana powieść, która kryje w sobie wiele podtekstów, która nie tylko prezentuje nam świat dorastających młodych ludzi, ale i pokusy, które na nich czyhają, a także uświadamia, że życie rodziny za zamkniętymi drzwiami domu wygląda zupełnie inaczej, niż byśmy sądzili. Powieść nie porywa, ale zaciekawia szczególnie, że tak naprawdę dzięki pierwszej części budujemy sobie fałszywy obraz rzeczywistości. Szkoda, że tak szybko orientujemy się w którym kierunku zmierza akcja, zaś wiedza ta odbiera nam ten dreszczyk emocji, towarzyszący podczas lektury pierwszych stron. Mimo tego po powieść warto sięgnąć, bowiem dostarcza ona kilku godzin niesłabnących emocji, pokazuje również, jak łatwo jest manipulować człowiekiem, opierając się wyłącznie na znajomości ludzkich zachowań i schematów, które wybieramy...
Brama
Czołowy naukowiec z Projektu Rho, profesor Donald Stephenson, został uwięziony za zbrodnie przeciwko ludzkości. Świat odetchnął z ulgą, mając nadzieję, że zagrożenie wywołane przez technologię obcych wreszcie zostało zażegnane.
Świat się myli.
Miasteczko Surrender
Książka autora kultowego ALIENISTY!
Wkrocz do mrocznego świata, w którym nikt nie może czuć się bezpiecznie.
Na głębokiej prowincji stanu Nowy Jork dochodzi do brutalnych morderstw. Mimo prób zatuszowania sprawy okazuje się, że wszystkie ofiary są nastolatkami porzuconymi przez rodziców.
World of Warcraft: Cisza przed burzą
Z “Ciszą przed burzą” Christie Golden tracę podwójne dziewictwo - jest to pierwsza książka na podstawie jakiekolwiek gry, jaką czytam i jest to książka o World of Warcraft. WoWie, w którego nigdy nie grałam - jako jedno z niewielu mmo omijałam je szerokim łukiem ze względu na płacenie co miesiąc całkiem sporego abonamentu. Osobiście wolę mmo z worka f2p - free to play, z system item mall, gdzie sama decyduję na co moje ciężko zarobione pieniążki idą i czy idą w ogóle. Do tego docierały do mnie wstrząsające urban legends krążące po sieci, o ludziach którzy zapomnieli, że studiują, że mają dom i rodzinę, a nawet, że należy się myć... bo kolejny rajd i przygotowania do niego były ważniejsze. WoW zawsze więc kojarzył mi się z grą społecznie, finansowo i higienicznie niebezpieczną, zwłaszcza przy łatwości z jaką uzależniam się od gier.
Postanowiłam więc do tej recenzji podejść dwubiegunowo i lekko eksperymentalnie, bo to, że ja nigdy nie grałam w WoWa, nie oznacza wcale, że większości moim znajomym ta gra jest obca. I tak, do wspólnego czytania zaprosiłam więc WoWca znającego tę grę od podszewki, co by tłumaczył mi zawiłości i niuanse fabuły (sic! - źle wybrałam, ale o tym za chwilę) oraz ocenił “Ciszę przed burzą” razem ze mną - totalnym newbie w tej tematyce - z perspektywy gracza/użytkownika. Co prawda mój wybór towarzysza nie był do końca trafny, bo się okazało, że to ten typ, co idzie ubić moby na spocie nie zwracając uwagi po co tylko co i gdzie, ale razem przedzieraliśmy się przez kolejne strony komentując na bieżąco, poczyniając stosowne notatki oraz sprawdzając na necie co ciekawsze kwestie. Z resztą jestem chyba ostatnią osobą, która może rzucać kamieniem o brak czytania dokładnie questów - bo tak naprawdę co mnie obchodzi, że z mobów, z których dropię itemki np. oczka ma być napój dla ciężko chorej córki kuzynki drugiej żony ojca wieśniaka z sąsiedniej wsi, co to zraniła się w nogę ratując z bagna konika sąsiadki, tej o tam pod lasem za studnią. Dawaj expa autochtonie, kasiora i next one. No chyba że to jest “Wiedźmin”, ale o tej grze wieść gminna mówi, że najpierw był chyba jakiś serial, a dopiero potem gry i książki ;) ...
Jak się okazało ku mojemu zdziwieniu sama Christie Golden nie jest mi także całkowicie obca, bo jest to pisarka, która lubuje się w tworzeniu powieści transmedialnych - a więc w jej dorobku jest prawie 50 książek z uniwersum Star Wars/Trek/Craft, Assassin's Creed czy D&D. No i oczywiście kilkanaście pozycji związanych z World of Warcraft. Ja miałam okazję czytać wcześniej “Wampira z mgieł” osadzonego w Ravenloft - czyli jednym ze światów z D&D - i wspominam tę książkę jako przyjemne czytadło w gotycko wampirycznym klimacie.
Sama “Cisza przed burzą” to tak naprawdę prolog do siódmego już dodatku do World of Warcraft - “Battle for Azeroth”, który premierę swoją będzie miał 14 sierpnia. Po dwóch stronach barykady naprzeciw siebie stoją Sylwana Bieżywiatr - aktualny wódz Hordy oraz młody Anduin Wrynn, bardzo naiwnie-idealistyczny król Wichrogrodu. I jako, że młodość rządzi się swoimi prawami, Anduin wierzy i dąży do pokoju z Hordą, a pierwszym krokiem ma być spotkanie między Porzuconymi, a ich ludzkimi żywymi rodzinami. I jak to się mówi, i to bardzo mądrze - dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, a kobiecie nigdy się ufać nie powinno. Książka, więc traktuje o uprzedzeniach, dyskryminacji, nienawiści i strachu przed odmiennością oraz bólu odrzucenia i niezrozumienia. To ważne i ciężkie tematy, więc każda pozycja, która o nich mówi mądrze i z różnych punktów widzenia, jest na pewno lekturą wartościową. Na pewno nie spodziewałam się czegoś takiego po książce dotyczącej gry, więc jak najbardziej w trakcie czytania byłam pozytywnie zaskoczona. Choć język jest raczej prosty i nieskomplikowany, a niektóre zdania brzmią lekko trywialne, to jednak dzięki poruszeniu takiej tematyki książka na pewno bardzo zyskała w moich oczach jak i w odbiorze.
Głównym jednak wątkiem “Ciszy” jest tajemnicza substancja - Azeryt o zadziwiających właściwościach i właśnie o niego będzie się walczyć na nowo wprowadzonych battlegroundach w dodatku. W powieści poznajemy jego pochodzenie i dowiadujemy się dlaczego żadna z frakcji nie chce, by ten materiał dostał się w ręce opozycji. A jest o co walczyć - uwierzcie mi. Wiele wskazuje także na to, że Horda i Przymierze w niedługim czasie będą musiały znowu współpracować.
Minusem tej książki, co zauważyliśmy oboje, jest na pewno to, że występują w niej albo dobre, albo złe postacie, zabrakło nam tej “szarej strefy”, niejednoznaczności i jakichś poważniejszych intryg. Książka jest zdecydowanie przeznaczona dla dość młodych czytelników i w większości, niestety moim osobistym zdaniem, zbyt “przegadana”, ale swoje zadanie, jako prologu, jak najbardziej spełnia w 100%.
O WoWie, jak wspominałam już na początku, wiem niewiele, ale praktycznie bez większych problemów i bardzo gładko zostałam wprowadzona w całą historię i poza kilkoma początkowymi wątpliwościami szybko udało mi się w niej odnaleźć. Książkę może więc bez problemu czytać ktoś, kto z WoWem, tak jak ja, nie miał nic wspólnego, ale myślę że jest to głównie pozycja skierowana dla grających fanów. Jedyne co, to mój czytelniczy towarzysz nie mógł zrozumieć dlaczego oryginalne anglojęzyczne nazwy uległy spolszczeniu zwłaszcza, że WoW nie ma przecież nakładki w języku polskim. Ja za to ze zdziwieniem odkryłam, że nawet z ciekawości mam ochotę sięgnąć po kolejne książki tej autorki - nie tylko, by uzupełnić sobie bardziej chronologicznie całą historię ze świata World of Warcraft, ale i po inne pozycje związane z uniwersum Star Wars.
Wieża świtu
Nie poznawał samego siebie. Niegdyś dumny, silny kapitan Gwardii Królewskiej, obecnie złamany, niemogący pogodzić się z przeszłością mężczyzna. Wszelkie dni od czasu ataku na jego osobę przez zamordowanego króla Adarlanu, zlewały się w jedno. Nie odróżniał pór dnia. Nic nie miało dla niego znaczenia. Czuł się, jakby przebywał w wielkiej bańce, gdzie jego tak wcześniej świetnie wyszkolone i silne ciało dryfowało. Unosił się ponad wszystkimi i wszystkim. Próbowali mu pomóc. Pocieszali. Starali się dać nadzieję na to, że jeszcze kiedyś wstanie o własnych siłach. To, co zdarzyło się w trakcie uwalniania magii, zniszczyło całe jego życie. Uraz kręgosłupa okazał się tak bardzo rozległy, że żaden uzdrowiciel i żadna moc nie mogły mu pomóc. Nie wiedział, kim jest. Nie poznawał samego siebie. Nie miał nadziei. Nie potrafił przemóc się i znów wznieść oczy na świat. Wolał zagłębić się w swym wózku i przestać czuć. Niestety, niedany był mu spokój. Ostateczna bitwa zbliżała się nieubłaganie. Nie mógł pomóc przyjaciołom w walce, ale mógł zrobić jedno. Wyjechać do kraju uzdrowicieli i zrobić wszystko, aby ponownie wstać. Musiał zdobyć uznanie króla i nakłonić go do wzięcia udziału w walce, ale aby to zrobić musiał odzyskać nadzieję na to, że jeszcze kiedyś ponownie stanie się sobą...
Sarah J. Maas od chwili, gdy przeczytałam kilka rozdziałów historii Celaeny Sardothien, należy do grona moich ulubionych pisarzy. Za każdym razem, gdy sięgam po powieść wychodzącą spod jej magicznego pióra, przenoszę się do fantastycznego, zapierającego dech w piersiach świata, który zawsze (bez najmniejszego wyjątku) skrada moje serce. Po twórczość tej pani sięgam z zamkniętymi oczami. Nie czytam opisów. Nie sprawdzam opinii. Dlaczego? Wiem, że historie stworzone przez Sarah J. Maas nigdy mnie nie zawiodą. ,,Wieża świtu" od pierwszych stron, całkowicie oderwała mnie od rzeczywistości. Wszystko przestało istnieć, a prawie 850 stron pochłonęłam w ciągu dwóch dni. Próbowałam dawkować sobie historię Chaola - przysięgam! Niestety, okazałam się zbyt słaba, aby móc się jej oprzeć. Co takiego mnie w niej zauroczyło? Dlaczego po przeczytaniu tej pozycji, przez kilkanaście dni, przeżywałam kaca książkowego i nie potrafiłam przemóc się, aby sięgnąć po inną książkę? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji!
,,Trudno darzyć się nawzajem miłością, gdy wiesz, że pewnego dnia staniecie przeciwko sobie. Nie ma mowy o miłości, kiedy nie towarzyszy jej zaufanie."
Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starego i pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme przywróci mu władzę w nogach. Uleczenie to jednak tylko część planu. Oto na tronie zasiada wszechpotężny kagan, którego Chaol ma za zadanie nakłonić do wzięcia udziału w wojnie.
Jednak to, co czeka Chaola i obecną kapitan Gwardii Królewskiej Nesryn, przekroczy ich najśmielsze oczekiwania. Kluczem do powodzenia misji może okazać się niepozorna uzdrowicielka Yrene i informacje, które bohaterowie zdobędą podczas pobytu w pałacu.
,,- Spodnie też? Wiedział, że powinien być uprzejmy i błagać ją o pomoc, a mimo to...
- Musiałbym chyba najpierw trochę wypić. - odparła Yerne i spojrzała na speszoną nieco Nesryn. - Przykro mi - rzekła, choć jad sączył się w jej głosie.
- Dlaczego jej to mówisz?
- Przypuszczam, że ostatnimi czasy miała pecha dzielić z Tobą łóżko."
Chaol Westfall nawet w najgorszych koszmarach nie potrafił wyobrazić sobie tego, co go spotkało. Nękany magicznymi mocami, potworami i śmiercią najbliższych, nigdy nie pomyślałby, że w czasie, w którym jego rodzina przygotowuje się do ostatecznej bitwy z najgorszym złem, on będziecie zmuszony odejść z linii frontu i zagrzebać się w wózku dla inwalidów, ponieważ jego kręgosłupa po ataku byłego króla Adarlanu, nie można naprawić. Dumny mężczyzna choć przybity, nie ma zamiaru się poddać. Wie, że na nic nie przyda się swojemu najlepszemu przyjacielowi w stanie, w którym się obecnie znajduje. Musi odzyskać dawną sprawność fizyczną, ale aby było to możliwe, były kapitan Gwardii Królewskiej zmuszony jest udać się do pradawnego miasta na obcym kontynencie, aby z pomocą uzdrowicieli z Anticy ponownie stanąć na nogi.
Uzdrowicielki ze słynnego Torre Cesme jako jedyną posiadają moc, mogącą go wyleczyć. Chaol wraz z Nesryn Faliq wyruszają na Południowy Kontynent, aby uzyskać pomoc od kobiet obdarzonych mocą pradawnej bogini oraz przekonać wszechpotężnego kagana, aby pomógł armii stworzonej przez Aelin i Doriana zwyciężyć raz na zawsze Valgów.
Chaol i Nesryn nie byli przygotowani na to, co zastało ich w Antice. Kagan i jego dziedzice nie są przychylnie planom przedstawionym przez wysłanników Adarlanu, a wizja pomocy szybko rozpływa się w dawnych marzeniach. Ponadto, jedyną nadzieję Chaola na wyzdrowienie jest pomoc Yrene - dziewczyny, która z jakiegoś powodu go nienawidzi. Czy uda mu się uzdrowić dawne rany w sercu uzdrowicieli? Jakie są szanse na to, aby Chaol stanął na nogi? Czy zbliżająca się wojna z Valgami skazana jest na porażkę?
,,- Wpatrywanie się w horyzont wcale nie przyspieszy podróży- mruknął, wtulony w jej szyję.- Dokuczanie żonie z tego powodu również nic nie da.
[...]
- A cóż innego pozostało mi do roboty podczas tej niekończącej się podróży? Dokuczanie ci to moja jedyna rozrywka, lady Westfall."
,,Wieża świtu" to pozycja, na którą czekałam wiele długich miesięcy. Choć przez większość czasu usychałam z tęsknoty za bohaterami ,,Szklanego tronu" i pragnęłam, jak najszybciej poznać historię Chaola Westfalla - postaci, którą najpierw pokochałam, później znienawidziłam, a następnie przypomniałam sobie, że jednak mimo niektórych momentów, moje zdradzieckie serce zawsze było lojalne temu irytującemu, ale jakże pięknemu mężczyźnie - to niekiedy miałam ochotę udusić panią Maas za to, że najpierw postanowiła wydać jego historię i kazała czekać mi tak długo na zakończenie niesamowitej serii ,,Szklany tron". Wszelkie moje złe myśli odeszły, gdy tylko książka wpadła w moje ręce. Zapierająca dech w piersiach, (przepraszam za słowo, ale nie mogę znaleźć bardziej oddającego niezwykłość historii Chaola) cholernie wzruszająca, piękna i magiczna, brutalna i delikatna zarazem. ,,Wieża świtu" skradła mi serce, obrobiła mnie ze wszystkich chęci do czytania innych powieści, zniszczyła spokój, z którym się za nią zabierałam i wrzuciła w sam środek mrocznej, tajemniczej burzy, w której czasie bałam się wypłynąć na powierzchnię, aby znów wrócić do realnego świata. W czasie walki Chaola z samym sobą, w trakcie jego żmudnego i niezwykle trudnego powrotu do zdrowia, w chwilach, gdy nienawiść uzdrowicielki noszącej imię Yrene powoli zmieniała się w akceptację, kilkakrotnie roniła łzy. Sarah J. Maas po raz kolejny udowodniła, że nie ma sobie równych. ,,Wieża świtu" to najlepsza powieść tego roku!
,,- Czy spełniasz się podczas zbliżeń? Chaol zacisnął zęby.
- To naprawdę ważne?
W jaki sposób doszła do tego, co łączyło go z Nesryn?
Yerne, miast odpowiadać, zapisała coś na swoim arkuszu.
- Co ty piszesz? - spytał ostro [...]
- Właśnie zapisałam odpowiedź na twoje pytanie. Wielkie "nie". - odpowiedziała i podkreśliła ostatnie słowo."
,,Wieża świtu" zabierze was w sam środek pięknego i niezwykle potężnego królestwa Południowego Kontynentu, do stolicy uzdrowicieli i władców, artystów i żołnierzy, czyli legendarnej Anticy - miejsca, gdzie wszystko jest możliwe, abyście mogli towarzyszyć Chaolowi Westfallowi w trudnej drodze do odzyskania sprawności fizycznej i prawdziwej naprawy jego serca. Ponadto wraz z tym zranionym, ale jakże pragnącym uzdrowienia mężczyzną i kapitan Nesryn Faliqwejdziecie w świat dworskich intryg, okrucieństwa kryjącego się w pięknych murach i prawdziwej dobroci kryjącej się pod postacią zła. Wciągająca do granic możliwości, cudowna w swej przebiegłości i niszcząca wszelkie przeszkody, które stają jej na drodze historia, o której nie będziecie potrafili zapomnieć, zabierze was tam w miejsce, gdzie przygotujecie się do ostatniej bitwy. Polecam!
Początek
Nory Roberts, amerykańskiej pisarki, autorki ponad 225 romansów, wielokrotnej zdobywczyni RITA Award i wielu innych nagród, nie trzeba przedstawiać. A recenzje książek z cyklu Oblicza śmierci, pisane pod pseudonimem J. D. Robb , futurystycznych romansów kryminalnych, pojawiały się kilkakrotnie na łamach Secretum.pl. Nora Roberts jest poniekąd gwarantem, lekkiej, ale nie infantylnej, przyjemnej i wciągającej lektury. Dlatego, gdy pojawił się Początek, tom pierwszy nowego cyklu Kroniki tej jedynej, z przykuwającą wzrok okładką, sięgnęłam po nią bez wahania, licząc na przyjemną odmianę w bądź co bądź, dość ciężkim kanonie moich lektur. A powieść swoim opisem zaintrygowała mnie, tym bardziej, że pisarka podjęła się nowej, jak dla siebie tematyki - postapokaliptycznej.
Akcja powieści rozpoczyna się w Dumfries w Szkocji, gdzie rodzina MacLeodów spotyka się, by uczcić koniec roku. Przypadkowe polowanie, rodzinne spotkanie wieńczące rok, zamienia się w ogólnoświatową pandemię. Tajemniczy wirus przyniesiony przez jednego z członków rodziny MacLeodów, przyczynia się do śmierci większości ludzkości. Ci, co nie ulegli chorobie muszą przetrwać w nowej rzeczywistości, w której grasują Najeźdźcy i Wojownicy Czystości, a pomiędzy zwykłymi śmiertelnikami zaczynają pojawiać się magiczne istoty, osoby obdarzone mocami, a także czarownicy. Świat musi, jak feniks z popiołów ponownie się odrodzić, a od ludzi zależy, w jakiej postaci.
Postapokalipsa, gdyby nie fakt, że traktuje o zagładzie, jest tematem romantycznym. Uwodzi, bowiem czytelnika swym czarem tworzenia świata na nowo, ma coś w sobie z robinsionady, a że współczesny świat odarty jest już z tajemnic, bo nawet jeśli nie stać nas na podróż w odległe krainy, to wystarczy włączyć Internet, Instagram, Google Earth i wszystko jest, powiedzmy, że na wyciągnięcie ręki. Nic nie pozostało do odkrycia, a zatem też nie ma miejsc, gdzie można by coś tworzyć na nowo. Dlatego też postapokalipsy są tak uwodzicielskie dla czytelników, a jak widać na przykładzie pani Roberts, również dla pisarzy.
A jak poradziła sobie pani od romansów i kryminałów ze zgładzeniem znakomitej większości ludzkości? No cóż, nie należy spodziewać się cudów. Jest to taka apokalipsa w wersji soft. Owszem pisarka opisuje od czasu do czasu okrucieństwa i bestialską naturę człowieka, ale wszystko wydaje się być złagodzone, powierzchowne i nie sięga głębiej. Bohaterowie są świadkami tragedii, brutalnych napaści, niesprawiedliwości, które dotykają ich również osobiście, a jednak relacje z ich przeżyć odbiera się, jak przesuwające się kadry z filmu, bez większej refleksji, ot, takie scenki rodzajowe akcentujące wynaturzenie ludzi. Poza tym zdecydowanie bardziej Nora Roberts skupia się na indywidualnych postaciach i ich perypetiach, niż nad samym światem i tym, co się z nim dzieje w trakcie pandemii. Fabuła Początku rozgrywa się dokładnie tak, jak spore gro książek tego gatunku; tajemnicza epidemia dziesiątkuje ludzkość, która popada w chaos i dzieli się na obozy DOBRA i ZŁA. Czytelnicy, którzy mają za sobą lekturę Bastionu Stephena Kinga mogliby rzec wręcz, że jest to skrócona, uproszczona i ubaśniowiona wersja, a nawet, że jest kalką powieści Kinga. Tworzenie się obozów DOBRA i ZŁA, dziwne moce, zakładanie nowego osiedla dla tych, co przetrwali, to wszystko już zostało napisane w Bastionie. Czym więc różni się Początek pod względem fabularnym od Bastionu? Po pierwsze proweniencją wirusa i magicznych mocy. U Kinga wirus “uciekł” z wojskowego laboratorium, a siły DOBRA i ZŁA mają raczej swe biblijne źródło, u Nory Roberts zarówno wirus, jak i siły nadnaturalne odwołują się do Tuatha Dé Danann.
Początek niestety rozczarowuje. Po pierwsze został najprawdopodobniej źle przetłumaczony, a z pewnością nie włożono odpowiedniej ilości czasu na prace redakcyjne. Czytałam książki Nory Roberts i nie pamiętam tak topornych dialogów, jakie niestety pojawiają się w tej pozycji. Pierwszą połowę książki czyta się z wielkim bólem, śledząc sztuczne rozmowy pomiędzy bohaterami. Możliwe, że autorka nie czuje się jeszcze zbyt pewnie w tym gatunku, ale jednak raczej skłaniam się ku teorii słabego tłumaczenia. Po drugie fabuła, która przewidywalna jest do bólu, a wielu będzie kojarzyła się po prostu z Bastionem.
Czy zatem warto sięgnąć po tę powieść? Jeżeli czytelnicy przymkną oko na niedoróbki redakcyjne i należą do tej grupy osób, która nie miała styczności z postapokalipsą lub twórczością Kinga, to jak najbardziej. Pomimo siermiężności dialogów można przywiązać się do bohaterów, a czar, jaki rzuca na czytelnika podróż ludzi, zdanych na własne siły, pomysłowość i zaradność w trudnych warunkach, zawsze uwodzi mocno. Jest również nadzieja, że mityczna tajemnica o dziecku, tej Jedynej, w następnych tomach pchnie fabułę na nowe tory i Nora Roberts wybije się na niepodległość literacką. Może z większym pietyzmem też Wydawnictwo przyłoży się w następnych tomach do tłumaczenia i redakcji, dzięki czemu większe grono czytelników będzie usatysfakcjonowane.
Zaklęcie na wiatr
Magia kryształu
Współcześnie, patrząc na kryształ, jesteśmy w stanie docenić jego piękno, postrzegamy go jednak wyłącznie w kategorii ozdoby, czy to biżuterii czy przedmiotu zdobiącego nasze cztery kąty. Nie zastanawiamy się nad ideową wartością kryształu, nad tym, w jaki sposób powstał, przez kogo został wydobyty czy też jakie może być jego zastosowanie. Tymczasem są krainy, w których mówi się, że kryształ to zastygły wielki ogień, do którego prawo mają wyłącznie bogowie. Kryształ miał bowiem powstać wówczas, kiedy okrzepła pierwotna, twórcza Iskra. Tych odłamków strzegą Przedwieczni bogowie ognia, choć – jak się okazuje – dostęp do nich mają również magowie. To oni siłą wydzierają bogom kryształy wykorzystując je do swoich celów. Mamią ludzi, wmawiając im istnienie Przedwiecznych, tymczasem sami dążą do tego, by posiąść władzę, bogactwo, a także wiedzę.
Nic zatem dziwnego, że w całej Delcie istnieje obawa przed magami, co więcej przypisuje się im nawet cechy demonów. Wykorzystując kryształy do rzucania zaklęć rzeczywiście do demonów są podobni szczególnie, że te zaklęcia nie służą bynajmniej prostemu ludowi. Co więcej, zabraniają parać się magią pospólstwu, piętnując heretyków, którzy odważyli przeciwstawić się ich zakazom, którzy wątpią w istnienie bogów ognia. Jednym z tych, którzy uprawiają magię, którzy potrafią zapanować nad pogodą czy uleczyć, jest Ravael, choć osiem lat temu stracił on swój kryształ, próbując ratować życie przyjaciela, a zarazem szwagra. Teraz Gwinto Gerk wraca po latach z morskiej wyprawy, pragnąć spłacić wobec niego dług. Nie tylko wiezie skrzynkę kryształów skradzionych Przedwiecznym, ale ma też dla szwagra propozycję, by wypłynął wraz z nim na wyprawę życia do krain, gdzie w jaskiniach mieszkają smoki, ale też gdzie kryje się więcej kryształów. Ravael przerażony bluźnierstwami Gwinto, który jawnie podważa istnienie bogów, wyrzuca go z domu, ku rozpaczy żony oraz syna, Ariona, dla którego osoba wuja- podróżnika i poszukiwacza przygód, okazała się być niezmiernie fascynująca.
Gwinto Gerk odchodzi, ale kilka godzin po jego wizycie, u Ravaela zjawiają się wysłannicy króla, w tym Nogus Peris, którzy pragną schwytać marynarza. W odwecie za udzielenie mu gościny zabijają Ravaela i podkładają pod dom ogień, pragnąć zmusić Gwinto do powrotu... To dopiero początek wciągającej opowieści ze świata fantasy, z niezapomnianej podróży, w którą zabiera nas Paulina Kuzawińska. Powieść „Zaklęcie na wiatr”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Genius Creations, to porywająca, choć niedostatecznie przemyślana i dopracowana historia o chciwości, prawości, o magach, którzy postawili się na miejscu bogów. To doskonała lektura nie tylko dla fanów powieści fantastycznych, pełnych smoków, magów czy tajemniczych zaklęć. To również książka dla tych wszystkich, którzy lubią studiować ludzkie zachowania, którzy cenią sobie szczerość w relacjach, wyższe ideały, dla których pieniądz (czy kryształy) i władza, to nie wszystko.
Wątek Gwinto Gerka nie jest jedynym poruszonym w książce. Mamy też króla, Skyerlora, który dorastał w cieniu swojego starszego, perfidnego brata Sykiarda, dziedzicznego księcia krainy Kirr, władcy Crystallum, Aratros i Dratros. To właśnie za jego sprawą Skyerlor dorastał z dala od magii, na przekór zwyczajom, które stanowiły, że członkowie rodziny królewskiej są szkoleni na Wysokich Magów. Sykiard żywił obawy o swoje panowanie, o władzę, której ambitny brat być może chciałby go pozbawić, dlatego działając jak doświadczony strateg, wytrącił mu broń, jaką jest magia, z ręki. Teraz, po śmierci Sykiarda, Skyerlorowi trudno jest sprawować władzę, bowiem nie ma on poważania wśród magów, co więcej – widzą w nim zagrożenie dla ich pozycji, ale również dla kultywowanej od wieków tradycji. Czy to jednak oni stoją za próbą zamachu na niego? Doszło do tego, że król boi się wszystkiego, przeraża go nawet własna żona, wcześniej zresztą żona jego brata. Kiedy zażądał jej ręki była już w ciąży, a pogrobowiec został przez niego nazwany Lumią. Co do księżniczki król ma już nikczemny plan, pragnąc odesłać ją na wysoką Wyspę, w praktyce robiąc z niej ofiarę dla bogów.
Co wspólnego ze sobą mają te opowieści? Gdzie jest w nich miejsce na wspomniane smoki, na Ariona czy samego Gwinto? Przekonamy się podczas lektury powieści „Zaklęcie na wiatr”, która jest jedną z najlepszych powieści gatunku po jakie przyszło mi sięgnąć w tym roku, a jednocześnie jednym z przykładów, że dobra historia obroni się nawet w przypadku licznych niedociągnięć. Są bowiem w książce wątki, czy osoby wprowadzone niepotrzebnie, dekoncentrujące czytelnika i odciągające uwagę od najistotniejszych kwestii. Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno powieść, jak i autorka warte są uwagi. Co więcej, jestem przekonana, że choć to pierwsza powieść autorki, to nie ostatnia, a z każdą kolejną Kuzawińskiej łatwiej będzie opanować chaos myśli, objawiający się chaosem w książce, coraz lepiej będzie sterować bohaterami w taki sposób, by nie wykonywali czynności nic nie wnoszących do fabuły.
Intrygi
20 sierpnia, nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka, ukaże się księga II Kronik Kolegium.
Trzynastoletni Mags od ponad roku szkoli się na Herolda. Podobnie jak wszyscy Heroldowie, Mags dowiaduje się, że posiada specjalny talent – Dar Telepatii. Jednakże życie na dworze niepozbawione jest problemów.
Pocięte opowieści
Tak to już w życiu jest, że zauważymy własne szczęście dopiero wtedy, gdy je utracimy...
Neth dotychczas miał w życiu ogromnego farta, a w jego fachu (sam siebie określał jako "artystę- złodzieja") to rzecz niebywale ważna. Do czasu, aż pokusił się o przyjęcie przez samego Ruariego, boga oszustów, pojedynku w karty. I wygrał, za co bóg -zamiast nagrodzić- ukarał. Teraz Neth może zapomnieć o jakimkolwiek udanym skoku, a on sam toczy się coraz szybciej po równi pochyłej aż do dna. A jednak jego osobliwy talent gawędziarsko- oratorski zwrócił na niego uwagę samej hrabiny de Foch. Kobieta pragnie wykorzystać go do swoich celów, a są one bardzo dalekosiężne... W międzyczasie zmuszony do opuszczenia Namiru w skutek dziwnych okoliczności zostaje także kapitan straży miejskiej, Tyrmisz. Jako że jego wybrance serca, czarownicy Agnes również grozi niebezpieczeństwo, mężczyzna zabiera ją ze sobą. Za Agnes podąża jej ukochany mag Skerłej oraz waleczny Khahad, krasnolud.
Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, że ich los bardzo przyciągnął uwagę Słońca i Księżyca, a także wielu innych bóstw, które to z ciekawością śledzą ich kolejne poczynania.
Rozpoczynając swoją przygodę z Pociętymi opowieściami, sama nie wiedziałam, czego po lekturze się spodziewać. Po pierwszych stronach wręcz byłam pewna, że to bajka dla dzieci! Ogromne niedopatrzenie z mojej strony, zresztą bardzo szybko błąd naprawił się sam. Tacy bohaterowie zdecydowanie nie mogą występować w literaturze dla dzieci- a jeżeli już, to w bardzo ułagodzonej wersji.
Czy jesteśmy właśnie takimi belami palmowego drzewa, które przy spalaniu się na ogniu miłości wydziela słodki zapach? Czy jesteśmy jak gruby knotek, który trzeba w porę zalać wodą praktyczności, aby nazajutrz ktoś inny mógł ponownie rozpalić żar? Czy powinniśmy patrzeć obojętnie, kiedy widzimy już, że za chwilę płomień sam dogaśnie? Czy może bez względu na wszystkie przeciwności losu powinniśmy dokładać nowe szczapki, które chociaż nie stanowią już zrębu palmy, kiedy wypalą się wspólnie, zostawią nieodróżnialny popiół?
Skoro bóg złodziei i oszustów, zwany Ruarim, zniszczył szczęśliwy los Netha, tak wziął na swoje barki próby odbudowania go. A jednocześnie, aby ubić dogodny interes, postanowił serwować fragmentami Słońcu i innym kolejne perypetie mężczyzny. I tak powstała zawiła, pełna przygód oraz niebezpiecznych wydarzeń historia. I choć Ruari miał przede wszystkim na celu ratowanie Netha za wszelką cenę, to i na Agnes, Tyrmisza oraz Khahada spadła część jego uwagi. W końcu oni również stali się ważną częścią toczonej przez boga gry.
Nie ma znaczenia, co przyniesie ci szczęście. Ważne tylko, żebyś odkrył w sobie te najdrobniejsze rzeczy, które przyprawiają cię o uśmiech.
Historia dzieli się na trzy odłamy- perypetie Netha, nieustanną ucieczkę oraz poszukiwanie magicznej harfy przez Tyrmisza, Agnes oraz Khahada, i oczywiście codzienność Słońca oraz Księżyca, którzy ciekawskim okiem spoglądają na kolejne zapisane przez Ruariego karty. Nie sposób się tutaj nudzić, bowiem każda ze wspomnianych grup przeżywa coś innego, a z drugiej strony postaci nie jest tak wiele, aby mieć trudności z ich odróżnieniem. Do tego dochodzi rubaszny humor Khahada, który niczego się nie lęka. A i jest całkiem niezłym łamaczem niewieścich serc (albo oporu, jak kto uważa). Spędziłam z tą książką bardzo wesołe godziny, często śmiałam się sama do siebie (jak ten przysłowiowy głupi do sera). Przypadł mi do gustu stworzony przez pana Kozaczko świat otaczający naszych odważnych bohaterów, gdzie pragnie królować hrabina Meryl de Foch. Autor idealnie zestawił ze sobą momenty grozy, humorystyczne dodatki, a także chwile, w których niejednemu czytelnikowi zadrżałoby serce...
Obok Pociętych opowieści nie da się przejść obojętnie; to lektura dla każdego, niezależnie od wieku (no, może ograniczyłabym jeszcze dostęp do niej dla dzieci do 13- stego roku życia). Świetna zabawa gwarantowana!
Conan. Narodziny legendy. Tom 1
Laureaci Nagrody Eisnera, Kurt Busiek i Cary Nord, przenoszą historie o Conanie z Cymerii na plansze komiksu w najlepszej dotychczas graficznej adaptacji prozy Roberta E. Howarda. Conan to kanoniczne opowieści o najsłynniejszym bohaterze literatury magii i miecza, rozbudowane przez Busieka o wątki fabularne splatające chronologię jego przygód. Oszczędna kreska Norda i wspaniałe kolory Dave’a Stewarta sprawiają, że era hyboryjska nigdy wcześniej nie wydawała się tak rzeczywista.