Rezultaty wyszukiwania dla: Yi Nan

wtorek, 29 styczeń 2019 11:17

Miasto żaru. Kroniki Żaru tom 1

Czy czytając jakąś książkę mieliście wrażenie, że historię w niej zawartą – przynajmniej mnie-więcej – już znacie? Mnie takie przekonanie męczyło przez niemal całą lekturę „Miasta Żaru”. Ze wstydem przyznam, że podejrzewałam nawet jakiś plagiat, ale na szczęście sytuacja szybko się wyjaśniła – książka została zekranizowana w 2008 roku pod nieco inną nazwą („Miasto Cienia”). Niemniej, przed sięgnięciem po ten film, zdecydowanie polecam zapoznanie się z książką, ponieważ – jak się zapewne domyślacie – ma ona znacznie więcej do zaoferowania i wiele rzeczy znacznie przystępniej wyjaśnia.

Głównymi bohaterami powieści są Lina i Doon. Jak się wkrótce okazuje, to na ich barkach spoczywają losy tytułowego miasta oraz jego mieszkańców. Nikt nie wierzy, że tajemnicza wiadomość znaleziona przez dziewczynkę ma znaczenie – nikt poza Doonem, który za wszelką cenę pragnie uratować Żar. Koniec ich społeczności jest coraz bliższy – niespodziewane ciemności zapadają coraz częściej, zapasy żywności (i wszystkie inne) się kończą, a burmistrz-intrygant wszystkim mydli oczy słodkimi słowami. Czy dwójce przyjaciół uda się uratować miasto?

Chociaż „Miasto Żaru” to powieść zdecydowanie młodzieżowa, to ma fantastyczny steampunkowo-postapokaliptyczny klimat. I – jak na poczytajkę dla nastolatków – jest bardzo dobrze przemyślana. Bohaterowie są charyzmatyczni, role w społeczeństwie wyjaśnione (pod względem pełnionej pracy), a wygląd i geneza powstania tytułowego miasta mają sens. Sama powieść napisana jest doprawdy przystępnym językiem, całość czyta się z zapartym tchem, choć nie brakuje i tutaj spadków napięcia spowodowanymi opisami oraz przemyśleniami bohaterów. Czasami odrobinę się przez to całość dłuży, jednakże Jeanne DuPrau ma bardzo przyjemny styl, dzięki czemu nawet w odrobinę nudniejszych fragmentach zagłębia się w historię z zainteresowaniem.

Bardzo spodobał mi się tutaj fakt, że społeczeństwo nie zna innego świata niż miejsce, w którym mieszkają. Nie mają pojęcia o takich drobnostkach choćby jak świece i zapałki, całym ich światem są magazyny, wybrakowane książki w bibliotece oraz zadania, które wykonują. Są tutaj Posłańcy, którzy przekazują wiadomości, Elektrycy odpowiadający za pracę generatora (a tak naprawdę o elektryce niewiele wiedzący) oraz wiele innych bardziej lub mniej dziwnych „zawodów”. Ta niewiedza, przerwy w dostawie światła oraz wiele innych smaczków tworzą niepowtarzalny klimat.

„Miasto Żaru” to nieszablonowa i fascynująca powieść młodzieżowa, po którą warto sięgnąć, nawet gdy jest się dorosłym. Co prawda, bohaterowie czasem bywają odrobinkę niedomyślni, jednak ich błędy napędzają akcję i wywołują dreszcze. Czytelnik pragnie, aby ich misja im się powiodła, sama złapałam się na ściskaniu kciuków z całych sił. Poza tym to historia prawdziwej przyjaźni, pełna tajemnic i oryginalnych rozwiązań oraz prawdy o ludziach. Bo ciemność panująca wokół, to czasem nic w porównaniu z mrokiem skrywanych w ludzkich duszach – chciwości, kłamstwie, nieuczciwości. Koncepcja „Miasta Żaru” jest niesamowita i jestem przekonana, że przemówi do każdego czytelnika. Polecam z całego serca.

Dział: Książki
poniedziałek, 28 styczeń 2019 13:08

Zegar czarnoksiężnika

Wybiła godzina magii

Kiedy przewraca ci się cały świat do góry nogami i tracisz najbliższych, trudno jest uwierzyć w magię. Jednak trudno jej zaprzeczyć, gdy nagle masz z nią bezpośredni kontakt. Co zrobić z nowo odkrytą wiedzą i grożącym niebezpieczeństwem?

Lewis (Owen Vaccaro) stracił właśnie rodziców i trafia pod opiekę wujka Jonathana (Jack Black), którego nigdy wcześniej nie widział. Mieszka na uboczu w domostwie, które... żyje. A na pewno można spotkać w nim mówiące meble (fotel, który zachowuje się, jak niesforny piesek jest moim faworytem) oraz fantastyczne stworzenia. Częstym i chyba jedynym gościem domu jest Pani Zimmerman (Cate Blanchett). Chłopiec szybko orientuje się, że nie trafił do zwyczajnego domu, a jego nowy opiekun nie jest zwykłym człowiekiem. Luis chętnie uczy się magii, która może zachwycać, jak i przerażać, zwłaszcza jeśli użyje się jej w nieodpowiedni sposób, tak jak Isaac Izard, który stworzył magiczny zegar ukryty teraz w domu i odmierzający czas do wydarzenia, które na zawsze zmieni świat.

Przyznam szczerze, że po Zegar czarnoksiężnika sięgnęłam z czystej ciekawości - spodobał mi się opis oraz zwiastun. Nie wiedziałam, że to adaptacja książki, a zawsze staram się pierw wtedy przeczytać powieść ani nie kojarząc od razu, że reżyser Eli Roth jest tym od Hosteli czy też Życzenia śmierci. Może to i dobrze? Obejrzałam film dzięki temu bez żadnych obaw, oczekując tylko dobrej rozrywki. Czy to otrzymałam?

Eli Roth wraz z Ericem Kripke (scenariusz) wykonali przy tym filmie naprawdę dobrą robotę - Zegar czarnoksiężnika zachwyca wykonaniem. Klimat filmu, występujący humor, świetna gra aktorska, efekty specjalne oraz magiczna otoczka idealnie ze sobą współgrają i dają prawie 2 godziny zajmującego seansu. To zdecydowanie film skierowany głównie do młodszego odbiorcy (10+), ale nie polecałabym go tym najmłodszym, ponieważ są w nim momenty mogące przestraszyć swoją makabrycznością i śmiało mogę napisać, że niejeden dorosły będzie się dobrze na nim bawił. W filmie dużo się dzieje i nie można narzekać na brak akcji oraz niesamowitych momentów ukrytych między z pozoru mało spektakularnymi wydarzeniami.

Trzeba jednak przyznać, że dużą zasługą tego, iż film należy do dobrych, to zasługa świetnej gry aktorskiej i tutaj tego nie zabrakło. Duet Cate Blanchett i Jack Black jest naprawdę rewelacyjny. Nie tylko wczuli się w swoje role, pokazując swój talent aktorski, ale też, jak fajnie można ze sobą współpracować. Ich relacja w filmie była jednym z najmocniejszych elementów całości. Było widać łączącą ich zażyłość, a słowne docinki bawiły do łez. Nie można też nic zarzucić młodemu Owenowi Vaccaro, który dopiero od czterech lat staje przed kamerą. Dla mnie, jako Lewis, był bardzo przekonujący. Gra chłopca, który stracił rodziców i ciężko jest mu znaleźć przyjaciół. Trochę zagubiony i samotny, starający się dopasować do innych, ale też próbujący pozostać sobą. Naprawdę dobrze mu to wyszło.

Nie oczekiwałam od tego filmu niczego wielkiego i chyba dzięki temu tak bardzo przypadł mi do gustu. Uwielbiam tego typu klimaty oraz poczucie humoru dlatego też Zegar czarnoksiężnika tak mnie zachwycił. Żyjący dom, uczłowieczenie mebli, magia i czary oraz docinki słowne - to wszystko sprawiło, że nie żałuje ani sekundy poświęconej na oglądanie. Od samego początku całkowicie skupiłam się na tym, co się dzieje na ekranie i z żalem przyjęłam zakończenie, bo chętnie spędziłabym z tą trójką więcej czasu.

Z całego serca polecam Zegar czarnoksiężnika na rodzinny seans z nieco starszymi pociechami, które nie boją się czasami poczuć dreszczyku strachu. Dobra zabawa gwarantowana!

Dział: Filmy
poniedziałek, 28 styczeń 2019 09:30

Bramy Światłości. T. 3

Pech potrafi być niezwykle utrudniającym życie elementem ludzkiej egzystencji. Czasami można odnieść wrażenie, że nie sposób się go pozbyć, a osoba będąca pod jego wpływem może albo się z nim pogodzić, albo spróbować wyzwolić się spod jego wpływu. Jak to zrobić? Wystarczy uświadomić sobie, że przecież nie można mieć cały czas pod górę, a los w każdej chwili może się odwrócić. Wiara w siebie i we własne możliwości oraz przyjaciół, których ma się obok siebie może naprawdę zdziałać cuda.

 Abaddon w towarzystwie Lampki ponownie dołączają do wyprawy, a w serca podróżników wlewa się nadzieja na pozytywne zakończenie ich wędrówki. Wielki Erg jest coraz bliżej, a pytanie czy znajdą w końcu to, po co tak naprawdę przyszli, zdaje się wisieć nad każdym uczestnikiem tej niebezpiecznej podróży. Tymczasem pod pozostawionym na stanowisku pana Głębi, Razjelem zaczyna palić się grunt. Nergal – szef Kongregacji Kary, Kaźni i Wiecznej Miłości, bierze sobie za cel odkrycie tajemnic, które od jakiegoś czasu oplatają szczelną nicią Pałac Pięści. Czy Modowi i Aspaniaszowi uda się ściągnąć Lucka do Głębi nim ta zacznie drżeć w posadach?

Są dwa rodzaje pożegnań książkowych. Jedne przynoszą ulgę i sprawiają, że czytający odkładając daną pozycję na półkę przysięgają sobie, że więcej po nią nie sięgną. Drugie powodują prawdziwego czytelniczego kaca, którego wyleczyć może albo nowa seria, albo ponowne zagłębienie się w tej dopiero, co pożegnanej. W moim przypadku koniec Bram światłości wywołał prawdziwy smutek, ponieważ naprawdę trudno rozstawać się z bohaterami, dzięki którym przeżyło się wspaniałe przygody, czasem złościło z powodu popełnianych przez nich głupot, czy truchlało ze strachu o ich los.

Maja Lidia Kossakowska niezmiennie zachwyca swoim stylem pisania i wiedzą. Czytelnicy uwielbiający barwne i szczegółowe opisy, istoty nie z tego, ani nawet nie z tamtego świata (psy-siekierki, katoblepasy, peryty i in.) oraz charakterne, oryginalne postacie, z pewnością nie będą się nudzić podczas lektury, a na pewno nie przerazi ich jej objętość – 658 stron.

Oczywiście kilka razy biedny odbiorca może przeżyć stan przedzawałowy. O ile wyprawa do Stref Poza Czasem ma Daimona, który posiada zdecydowanie więcej żyć niż Nefer za swojego życia, o tyle Razjel jest zmuszony polegać wyłącznie na swoim sprycie, magicznych umiejętnościach i ukochanym widmokocie Asmodeusza. Świetlisty i Głębia? Połączenie nader wątpliwe, a jeśli dodać do tego zniwieściałego i zazdrosnego Nergala czekającego tylko na niewielkie potknięcie "Imperatora", dostaje się solidną dawkę stresu (czytanie "przez palce" mile widziane).

Co jest jeszcze takiego niezwykłego w tym cyklu? Ludzkie oblicze tych, którzy powinni być nieomylni, odważni i przede wszystkim święci. Aniołowie wcale tacy nie są, wręcz przypominają dzieci błądzące po omacku, popełniające błędy, którym nieobce są rozpacz, żal, lęk czy panika. To sprawia, że czytający nigdy nie wie, jak zachowają się w danej sytuacji i czego mogą się po nich spodziewać.

Szczerze mówiąc jedyne, do czego mogłam się przyczepić, to zbyt mało pobytu w samym Królestwie w towarzystwie Gabriela i zdecydowanie za mało Asmodeusza, który jest jednym z moim ulubionych demonów, ale przecież nie od dziś wiadomo, że coś musi być kosztem czegoś.

Zakończenie jest w pełni satysfakcjonujące (i wzruszyłam się z powodu Nefera – autentycznie), a glosariusz znajdujący się na końcu książki pomaga uporać się z nadmiarem informacji dotyczących starożytnych bóstw, istot czy przedmiotów.

Pozostaje mieć nadzieję, że autorka jeszcze kiedyś powróci do Zastępów Anielskich, by ponownie zabrać czytających do tego niesamowitego i pełnego niespodzianek świata.

Dział: Książki
sobota, 26 styczeń 2019 17:12

Ostateczna rozgrywka

Znany szerszej publiczności Pierce Brosnan, który ma na swoim koncie sporo dobrych filmów oraz wcielenie Jamesa Bonda, tym razem staje do walki z terrorystami, którzy brutalnie przerywają olbrzymie, sportowe widowisko. Sensacyjny film, pełen (nie do końca realistycznej) akcji bardzo przypomina pomysłem legendarną Szklaną Pułapkę, aczkolwiek dobór aktorstwa i poziom fabuły bardzo znacząco obniża poprzeczkę.

Piłkarski stadion wypełniony po brzegi. Na trybunach 35 tysięcy ludzi zrywa gardła, by wesprzeć swoich idoli. Nagle sportowe emocje przemieniają się w dramat za sprawą grupy uzbrojonych przestępców, którzy przejmują kontrolę nad stadionem i grożąc śmiercią kibiców, wysuwają żądanie sowitego okupu. Czy byłemu żołnierzowi Michaelowi Knox uda się powstrzymać terrorystów i uratować życie zakładników, wśród których jest córka jego poległego na polu bitwy przyjaciela?

Filmy akcji rządzą się zazwyczaj swoimi prawami. Jest to kino nie wymagające większego skupienia, mające na celu zapewnienie widzowi dwóch godzin dobrej zabawy przy strzelaninach, pościgach i efektach specjalnych. Jednak dość łatwo można wydzielić nawet w takim kinie dzieła bardziej i mniej ambitne. Takie, gdzie prowadzona jest dość ambitna gra między charakterami, gdzie owa akcja jest pokazana na realnym poziomie, oraz takie, gdzie głównemu bohaterowi udaje się wszystko, jest praktycznie nieśmiertelny, w tle wybucha... wszystko, co może i trup ściele się gęsto. Pytanie brzmi, gdzie uplasować Ostateczną Rozgrywkę? Film z początku naprawdę daje radę, akcja jako tako zaciekawia widza, i wydawać się by mogło, że wszystko zmierza w odpowiednim kierunku. Jednak po jakichś 50 minutach seansu widz finalnie dostaje to, co charakteryzuje marne kino akcji: absurd goni absurd. Nasz Pierce Brosnan jako wojskowy wydaje się żołnierzem nie do zdarcia, z głową pełniejszą pomysłów niż MacGyver. Do tego mamy wplecione w fabułę przerysowane motywy patriotyczne...

Jeśli ktoś oczekuje szalonej filmowej przygody po ciężkim dniu pracy, to myślę, że Ostateczna Rozrywka będzie odpowiednią pozycją. Dla osób, które są wielbicielami klasyki; Bonda czy Szklanej Pułapki, będzie to niestety rozczarowanie.

Dział: Filmy
sobota, 26 styczeń 2019 00:30

Nibynoc

W świecie, gdzie trzy słońca prawie nigdy nie zachodzą, początkująca morderczyni wstępuje do szkoły dla zabójców, planując zemstę na osobistościach, które zniszczyły jej rodzinę.

Każdy czytelnik ma swoich ulubionych pisarzy. Jednym z moich faworytów jest Australijczyk, Jay Kristoff, autor książek takich jak „Tancerze burzy”, „Illuminae” czy „Nibynoc”, o której dzisiaj wam, drodzy czytelnicy, co nieco opowiem.

Główną bohaterką powieści jest Mia Corvere, której ojciec został ścięty za zdradę, a matka z bratem zostali wtrąceni do więzienia. Jej samej cudem udało się uciec przed śmiercią. Bożogrobie nie jest jednak miejscem, w którym łatwo przeżyć, zwłaszcza gdy jest się samotnym dzieckiem. Dzięki szczęśliwemu (lub nie) zbiegowi okoliczności, Mia trafia pod opiekę kapłana Czerwonego Kościoła, wyznającego Niah, boginię morderców. Od tej pory zaczyna naukę w szkole dla zabójców, w której tylko najlepsi z najlepszych mogą przetrwać i ukończyć szkolenie. Dziewczyna jednak posiada pewien atut - potrafi rozmawiać z cieniami. Czy jednak wystarczy jej determinacji, by osiągnąć upragnione cele?

Jay Kristoff z wyrobioną już sobie lekkością, wykreował ciekawą, zupełnie nowatorską rzeczywistość (co w dzisiejszych czasach, przy takiej mnogości wydanych już dzieł, stanowi nie lada wyzwanie). W stworzonym przez niego świecie trzy słońca wschodzą po sobie, jedno po drugim, a prawdziwa noc, zwana Arcynocą, przychodzi raz na kilka lat. Mieszkańcy wiecznie żyją w blasku dnia, a ich cykl wyznaczają tak zwane Nibynoce, które poznać można po wzmagającym się wietrze i niższej temperaturze.

Książka spod pióra australijskiego pisarza i tym razem jest pełna akcji, bywa też brutalna i bardzo krwawa. Posiada przemyślaną, rozbudowaną i bogatą w szczegóły fabułę. Dostarczy czytelnikom wielu emocji i niezwykłych przeżyć. Trudno się od niej oderwać. Cieszy mnie, że wyjątkowo nie muszę godzić się z tym że trzeba będzie czekać na drugą część (została już wydana i od razu mogę się zabrać za czytanie). Wszelkich wielbicieli nieprzesłodzonej fantastyki, w której nic nie jest przyjemne, ciepłe i miłe gorąco do poznania „Nibynocy” zachęcam. Myślę, że ani przez chwilę nie poczują się zawiedzeni.

Mam w sieci znajomą blogerkę, która krytykuje prawie wszystkie, przeczytane książki. Z ciekawości zapytałam ją kiedyś, czy jej zdaniem istnieje jakaś współczesna powieść bez wad. Bez wahania zasugerowała mi „Nibynoc” i przyznam, że muszę się z nią zgodzić. Ta książka rzeczywiście nie posiada wad. Nawet wydana została cudownie. Twarda oprawa, materiałowa zakładka, strony, które na końcach mienią się czerwienią. Zarówno na zewnątrz, jak i w środku, prezentuje się okazale.

Podsumowując: „Nibynoc” (tak samo zresztą, jak i inne powieści, które napisał Jay Kristoff) serdecznie wszystkim polecam. Jest świetna! To właśnie temu Autorowi niewiele brakuje, by zostać okrzykniętym geniuszem.

Zarówno „Nibynoc”, jak i inne cudowne tytuły z gatunku fantastyka dla młodzieży możesz zakupić na stronie księgarni Selkar, której serdecznie dziękuję za przekazanie recenzenckiego egzemplarza powieści.

Dział: Książki
piątek, 25 styczeń 2019 13:15

Chorągiew Michała Archanioła

Powieść Adama Przechrzty pod tytułem „Chorągiew Michała Archanioła” pojawiała się wśród list „książek, które warto przeczytać” moich znajomych już od jakiegoś czasu. Kiedy więc nadarzyła się okazja samej przekonać się, jak dobra to książka, chętnie sięgnęłam po nowe, trzecie już wydanie.

Tradycyjnie zaczynam recenzję od strony graficznej, to znaczy okładki, i wypada tę tradycję podtrzymać. Chociaż tak właściwie trudno cokolwiek powiedzieć po samej okładce – jest utrzymana w duchu typowych okładek z wydawnictwa Fabryka Słów: superbohater – oczywiście, ludzki superbohater – na tle... czegoś. W tym przypadku czymś jest tytułowa chorągiew: czerwone płótno z Archaniołem Michałem i napisami w starocerkiewnosłowiańskim, wskazującymi na pewne elementy, które będzie dane nam spotkać w tekście. Można się po niej spodziewać wszystkiego.
Główny bohater, Janusz Korpacki, to historyk i cybernetyk, który wiedzie w miarę spokojne życie naukowca. Przynajmniej dopóki nie zdarza się „wielkie bum” – w jego przypadku to nietypowa prośba od przełożonego, uznanego profesora, którego zainteresowania naukowe znacząco wykraczają poza tradycyjną działalność akademicką. Janusz ma się zająć śledztwem w sprawie tajemniczej śmierci ucznia profesora Davidoffa. I chociaż śledztwo przebiega nadzwyczaj szybko i skutecznie, to szybko okazuje się, że było ono tylko preludium do prawdziwej intrygi. Janusz rusza w pogoń za ukradzioną Specnazowi chorągwią, która daje legendarną przewagę na polu walki. W sprawę oprócz rosyjskich służb angażują się naukowcy, kanadyjska dziennikarka, alchemicy i producenci noży, a nawet Cyganka, która obwieszcza bohaterowi jakże trudne do przewidzenia: „za tobą śmierć, przed tobą śmierć”. Tylko czy Janusza miałoby to przestraszyć?

W jednej z opinii o powieści Przechrzty przeczytałam, że tekst zainteresuje przede wszystkim rusofilów zakochanych w Specnazie. Dementuję. Zarówno Specnaz, jak i rosyjskie wojsko, są tu przedstawieni jako prości ludzie głęboko zafascynowani wszechstronnością Korpackiego, i ten wątek spełni oczekiwania tych czytelników, którzy po cichu (albo całkiem głośno) marzą o wielkiej polskości. Oto polski naukowiec podbija rosyjskie serca – wśród generałów znajduje kumpli do kieliszka, a twarda babka ze Specnazu zakochuje się w nim bez pamięci. Ten wątek akurat uderza w czułą strunę snów o potędze.

Niewątpliwą zaletą „Chorągwi Michała Archanioła” jest autentycznie wartka akcja. Ta wyświechtana fraza pasuje tutaj jak ulał. Na każdej stronie coś się dzieje, zwroty akcji są na porządku dziennym, a nowi przyjaciele i nowi wrogowie wyskakują zza rogu kolejnych rozdziałów z podziwu godną częstotliwością. A co najbardziej zaskakujące – autorowi całą tę rozbuchaną fabułę udaje się utrzymać w ryzach! Nie zakończyłam lektury z poczuciem niepozamykanych wątków czy niedosytu. Wręcz przeciwnie – odczułam swego rodzaju przesyt, ale był to przesyt jak po dobrym deserze, nie jak po zbyt obfitym obiedzie.

Pozytywnie odbieram też język. Powieść akcji zazwyczaj nie wyróżnia się na tle literatury popularnej w ogóle. U Przechrzty jednak mamy język prosty, ale nie prostacki. Wulgaryzmy nie przekraczają średniej, pojawiają się tylko tam, gdzie są niezbędne. Korpacki brzmi trochę jak naukowiec-specjalista, a trochę jak prosty człowiek, i to sprawia, że jest całkowicie autentyczny.

Problem kryje się gdzie indziej. „Chorągiew Michała Archanioła” byłaby wspaniałą powieścią, gdyby nie dwa problemy fabularne. Po pierwsze – Janusz jest postacią zbyt „dopakowaną”. Zna się na historii, cybernetyce, tarocie, mowie kwiatów, masażu, budowie noża... Taki superbohater po pierwsze wypada kompletnie niewiarygodnie, a po drugie – jest dla czytelnika nudny. Wiadomo, że z takimi umiejętnościami wykaraska się z każdej opresji, toteż trudno się o niego niepokoić. Autor niepotrzebnie pozbawia czytelnika niepewności. Druga sprawa zaś to bardzo płaskie postacie kobiece. Zarys jest znakomity – Rosjanka ze Specnazu, wybitna młoda naukowczyni... Ale w kontakcie z Januszem obie zachowują się jak zakochane nastolatki i stają się całkowicie bierne. Ani to ciekawe, ani wiarygodne, a czytelniczki dodatkowo odrzuca wyraźnym seksizmem.

Mimo tych zastrzeżeń, warto sięgnąć po „Chorągiew Michała Archanioła”, jeżeli szukacie dobrego czytadła na długie, zimowe wieczory. Zwłaszcza jeśli od takiej książki oczekujecie przede wszystkim akcji i sensownie poprowadzonej fabuły, a nie wiarygodnych bohaterów.

Dział: Książki
czwartek, 24 styczeń 2019 08:33

Zapowiedzi Wydawnictwa Lacerta na 2019 rok.

Oto zapowiedzi Lacerty na 2019 rok!

  • Azul: Witraże Sintry - kolejna odsłona Azula, naszego hitu z 2018 roku ;) Tym razem układamy witraże! Premiera: pierwszy kwartał 2019
  • Patchwork Doodle - wykreślana wersja Patchworka! W którą zagramy już nie tylko we dwoje. O dokładnej dacie premiery już niedługo. 
  • Blackout: Hongkong - nowy tytuł od Alexandra Pfistera, tym razem staramy się zarządzać chaosem w mieście pozbawionym energii elektrycznej. O dokładnej dacie premiery już niedługo.
  • Wysokie Napięcie: Wersja Doładowana - skoro będziemy mieć awarię prądu to wypada żebyśmy zadbali o dostawy energii ⚡️O dokładnej dacie premiery już niedługo.
Dział: Bez prądu
środa, 23 styczeń 2019 19:23

Piorun kulisty

W trakcie burzy piorun kulisty zabija rodziców czternastoletniego Chena, spalając ich na popiół. Od tego czasu Chen postanawia poświęcić życie badaniu tego bardzo rzadkiego zjawiska atmosferycznego, wciąż otoczonego tajemnicą. Jako naukowiec obsesyjnie poszukuje prawdy w stacjach meteorologicznych, w laboratoriach wojskowych, a nawet w opustoszałej radzieckiej bazie ukrytej na Syberii. Kolejne odkrycia pokazują, że to tajemnicze zjawisko prowadzi na całkowicie nieznane obszary fizyki.

Dział: Zakończone

Arnold Lowefell i Mordimer Madderdin wspólnie ruszają do walki!

Dwaj szczególni Inkwizytorzy znowu się spotykają. Tym razem, by wspólnie wypełnić zadanie w przeklętej krainie zamieszkanej przez dziki lud, który wiarę w Chrystusa połączył z pogańskimi obrządkami. Tysiące mil od granic Cesarstwa, inkwizytorzy będą musieli spełnić misję kluczową dla całego chrześcijaństwa.

Dział: Patronaty

Świat pełen jest stworzeń, które każdego dnia żyją sobie gdzieś obok nas i tworzą z ludźmi spójną całość. Dzieci od pierwszych chwil pochłaniania wiedzy poznają kolejno te domowe i te bardziej tropikalne zwierzaki. Uczą się ich wyglądu, pochodzenia i codzienności, by móc w pełni zrozumieć otaczający ich świat. Na to, jak w tej chwili wygląda flora i fauna na ziemi składało się wiele czynników, a każde zwierze ma swoich przodków. Co jednak z tymi zwierzętami, które już nie istnieją? Czy jesteśmy w stanie odtworzyć ich wygląd, zachowanie i charakterystyczne cechy ich gatunku?

Nikola Kucharska już jakiś czas temu zagościła w sercach dzieci książką „Opowiem ci mamo, co robią koty”, a teraz powraca z książką, w której główną rolę grają zwierzęta wymarłe. Autorka nie poskąpiła nam wiedzy i stworzyła atlas, który poprowadzi nas przez świat, w którym ptak dodo czy syrena morska to nic nadzwyczajnego.

Już od pierwszego rzutu okiem czytelnik czuje, że spotkanie z tą książką będzie przeżyciem niezwykłym i niezapomnianym. Twarda oprawa i spory format gwarantują trwałość i przejrzystość, a uwierzcie, jest co oglądać. Ciekawe i jakże realne ilustracje wprowadzają w świat tak mało znany nawet nam dorosłym. Ich dokładność nieraz nas zaskoczy i przykuje wzrok na dłuższą chwilę.

Jeśli ilustracje to dla was za mało, to nic straconego, autorka bowiem zadbała o zaplecze pełne wiedzy spisanej w dogodny sposób. W książce nie tylko można znaleźć pełną charakterystykę wszystkich wymarłych stworzeń, ale dowiedzieć się również, w jakiej żyły erze i co było przyczyną ich wyginięcia. Gratką dla mnie okazała się część, która ukazuje wymarłe gatunki z niedalekiej przeszłości i te, którym grozi to w najbliższym czasie.

Zwierzęta, które zniknęły to idealne kompendium wiedzy dla małych miłośników zwierząt, ich historii i odkrywania tego, co za nami. Jeśli dzieciaki fascynują się przeszłością, paleontologią i zwierzętami, bez problemu odnajdą się w tej publikacji. To kompleksowe i konkretne podejście do tematu, dzięki czemu nasze dzieci i my wraz z nimi zdobędziemy wiedzę, która przyda się nie tylko w szkolnych murach.

Myślę, że dzieciaki w grupie 7 lat i więcej doskonale odnajdą się w przygodzie, jaką jest czytanie tej książki. Sami musicie się przekonać czy wilk straszny był przerażający tylko z nazwy, jakie muzea mogą poszczycić się największą kolekcją skarbów z tamtych lat i kto jest odpowiedzialny za wymarcie choćby poczciwego dodo? Ale pamiętajcie, że ta podróż będzie długa i niezwykle wciągająca, a lista gatunków, jakie poznacie, jest imponująca.

Dział: Książki