Rezultaty wyszukiwania dla: X Men

Wielkimi krokami zbliża się kolejna wizyta Dmitrija Glukhovsky'ego w Polsce. Zapraszamy na spotkania: w Warszawie, gdzie autor opowie o swojej najnowszej książce „FUTU.RE", i w Poznaniu – w ramach Festiwalu Fantastyki Pyrkon 2015. Na Pyrkonie będzie miał też miejsce panel poświęcony wizji przyszłości wykreowanej przez Glukhovsky'ego z udziałem Autora oraz polskich twórców postapokalipsy: Roberta J. Szmidta i Pawła Majki. Na tym spotkaniu zostanie przedstawiony kolejny polski autor, który napisze nową książkę w ramach Uniwersum Metra 2033.

piątek, 17 kwiecień 2015 11:27

Katedra Antychrysta

W biografiach wielu znamienitych osobistości kultury, filozofii etc. znajdują się chwile tak zwanych dziur informacyjnych. Badacze w takich miejscach tylko pobieżnie potrafią określić, co działo się z daną postacią. Jest tak choćby z teoriami Arystotelesa, które znamy jedynie z zapisków jednego ze studentów. Czy był rzetelny w swoich skryptach? Tego nigdy się nie dowiemy. Brak szczegółów dotyczących komedii pozostawia wiele dla wyobraźni. Może student zabalował? Może uważnie nie słuchał? Jaki obraz kształtują te domysły w odniesieniu do zachowanych treści? A może nieustannie żyjemy w kłamstwie, a Arystoteles przewraca się w grobie, żeśmy zaakceptowali notatki jakiegoś mniej ambitnego ucznia? Podobnie jest z jednym z głównych bohaterów „Katedry Antychrysta". Friedrich Nietzsche na przełomie 1888 i 1889 roku przeszedł poważne załamanie psychiczne. Co działo się z nim przez ten czas? Fabio Delizzos snuje tutaj mroczną, kryminalną intrygę.

Zbliża się dzień święta Bożego Narodzenia, roku 1888. W Turynie jednak mało, kto żyje przygotowaniami do chrześcijańskiego święta. Miasto interesuje się żywo za to niecodziennymi wydarzeniami, o których donoszą miejscowe gazety, a na myśl, o których Karabinierzy Królewscy kręcą tylko bezsilnie głową – sprofanowane zwłoki kardynała, torturowane i mordowane masowo dzieci oraz zaginiona relikwia z egipskiego muzeum, o której formie nikt nie może powiedzieć czegoś z pewnością. Na domiar złego w Turynie przebywa także główny wróg księży, filozof Friedrich Nietzsche. Gdy zaprzyjaźniony z profesorem kelner, Prospero, odnajduje świecące w ciemnościach zwłoki (czy aby na pewno zwłoki?), a pułkownik Plural decyduje sprzymierzyć się z wrogiem kościoła, Nietzsche właśnie, rozpoczyna się prawdziwa akcja. Makabryczne zbrodnie zaczynają łączyć się w logiczną całość, która okazuje się być mroczniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać...

Fabio Delizzos zdecydował się na wykorzystanie tematu o skrajnej recepcji czytelników, a więc dotyczący kwestii religijnej. Można by nawet uściślić jego założenia i określić je mianem kontrowersji wiary (Czy Jezus naprawdę zmartwychwstał? A może Kościół posiada – bądź posiadał – jego ciało, ostateczny dowód o ludzkiej, a nie duchowej, istocie Chrystusa?). Na kartach „Katedry Antychrysta" ścierają się filozofia i wyznanie wiary, które – jak się okazuje – dla każdego oznacza absolutnie co innego. Delizzos pochyla się nie tylko nad katolikami sensu stricto, ale także gnostykami, volkistami i całym szeregiem odłamów sekt i chrześcijaństwa, o których nie słyszał przeciętny uczestnik kultury świata.

Kreowana przez Delizzosa fabuła nosi znamiona nie tylko historycznej abstrakcji, ale również fantastyki lub realizmu magicznego. Większość „duchowych" niejasności bardzo szybko zostaje sprowadzona do pragmatycznej formy, jednak na początku czytelnik zastanawia się nad istotą świecącego w ciemnościach człowieka czy mocą satanistycznych obrządków. Najwyraźniej odbija się na powieści włoskiego pisarza gatunkowość kryminału lub thrillera – szeroko zakrojona intryga, zmasakrowane ciała i liczne niewyjaśnione zabójstwa.

Niestety, chociaż rzecz fabularnie wydaje się niezwykle intrygująca, to w rzeczywistości nieco rozczarowuje. Autor zbyt wiele wkłada w usta bohaterów, nie pozwalając na domysły czytelnika. Przerażająco długie monologi filozoficzne (których zresztą powinnam się spodziewać ze względu na wybranych bohaterów historycznych), nie tylko spowalniają akcję, ale i chwilami zwyczajnie nudzą. Lekkie podenerwowanie budzi także konstrukcja samej powieści, która zwierając się na czterystu stronach, posiada dwie części i siedemdziesiąt rozdziałów. Zdaje się, że taka budowa jest wprowadzeniem w życie założeń typowych dla autorów bestsellerów – krótkie rozdziały, wiele pustych przestrzeni stron, sprawia wrażenie szybkiej lektury, a więc i konstatacji „skoro tak szybko to przeczytałam/em musi być dobre".

Język powieści wydaje się bardzo nierówny. Z jednej strony o znamionach akademickości, z drugiej nieco prymitywny i powielający całe garście klisz. Chociaż całość przyswaja się nad podziw szybko, co jest w dużej mierze spowodowane techniczną konstrukcją warstwy materialnej książki, to z wyraźną konstatacją braku naturalności niektórych fragmentów, zwłaszcza w części dialogowej. Bohaterowie także nie wydają się szczególnie realistycznie nakreśleni. Gubią gdzieś po drodze swoje motywacje, a sam Nietzsche traci lotność intelektu – chwilami bliżej mu bardziej do zagubionego dziecka o megalomańskich zapędach.

W ogólnym rozrachunku „Katedra Antychrysta" to jedynie pozycja niezła, chociaż miała zadatki na rzecz ponadprzeciętnie interesującą i wciągającą. Fabio Delizzos wyraźnie miał na rzecz pomysł, jednak niekoniecznie udało się to w fazie realizacyjnej. Z pewnością dużym plusem powieści jest uprawomocnienie jej pośród historycznych faktów i funkcjonujących w świecie filozofii. To jednak za mało, by lektura trzymała w napięciu i nie pozwalała na oderwanie się od niej czytelnika.

Dział: Książki
czwartek, 16 kwiecień 2015 04:23

5 sekund do IO

Gry komputerowe już teraz potrafią uzależniać, co jednak będzie gdy powszechnie dostępna technologia rozwinie się jeszcze bardziej? Gdy gra rzeczywiście stanie się do bólu realistyczną, alternatywną rzeczywistością? Jaki wówczas będzie mogła wywrzeć wpływ na ludzi?

Mika niedługo skończy 18 lat, ale póki co jeszcze wciąż skazana jest na pogotowie opiekuńcze i rodziny zastępcze. Gdy w jej szkole dochodzi do strzelaniny i okazuje się, że dziewczyna zna podejrzanego, który na dodatek bezpiecznie ją wypuścił, policyjne przesłuchania nie mają końca. Mika jednak poznała go na turnieju gier komputerowych i kompletnie nic o nim nie wie. Wtedy zaprzyjaźniony policjant daje jej wybór - może grać dla nich w nowoczesnej technologii grę, a jeśli się na to zgodzi, on postara się by skończyły się przesłuchania. Dla dziewczyny propozycja jest spełnieniem marzeń - będzie mogła bez ograniczeń pograć na konsoli, na którą w realnym życiu nigdy nie byłoby jej stać.

Powieść pisana jest z punktu widzenia głównej bohaterki i to ona opowiada czytelnikom swoją historię. Fragmenty dotyczące „Bitwy o Io" są napisane niczym dobra powieść fantastyczna, elementy realnego świata niejednokrotnie bywają mniej rzeczywiste od gry. Fabuła jest ciekawa i zaskakująca, właściwie do samego końca nie wiadomo o co dokładnie chodzi. Z akcją bywa różnie - tam gdzie trzeba toczy się wartko, w innych fragmentach zostawiając miejsce na uczucia i przeżycia Miki.

Świat gier i nowoczesnych technologii został przedstawiony w niezwykle realistyczny sposób, chociaż w większości nie prezentuje autorskiego pomysły pisarki, a rzeczy które naprawdę istnieją i wciąż opracowywane są przez różne koncerny - na przykład najnowszy wynalazek Oculus Rift. Producenci reklamują go sceną z rekinem opisaną w pewnym momencie w książce. W powieści zostaje poruszony również coraz bardziej powszechny problem uzależnień od gier komputerowych. To niestety również nie wyobraźnia Małgorzaty Wardy, a wielokrotnie udokumentowany (nawet w Polsce) fakt.

„5 sekund do Io" to świetnie napisana, niezwykle wciągająca książka. Wiele wątków nie zostało rozwiązanych wraz z zakończeniem, dlatego szczerze liczę, że pojawi się kolejna część. Prawdę mówiąc - nie mogę się jej doczekać. Powieść oczywiście serdecznie wszystkim polecam - nie tylko nastolatkom czy miłośnikom gier. Myślę, że ma szansę spodobać się każdemu, niezależnie od wieku i zainteresowań.

Dział: Książki

Nadchodzi zima.

Przez lata czytelnicy zachwycali się sagą o Westeros opisywaną w bestsellerowym cyklu George'a R. R. Martina „Pieśń Lodu i Ognia", i zekranizowaną przez HBO w popularnym serialu „Gra o Tron". Dzięki wydawnictwu Green Ronin, które wydało grę fabularną „A Song of Fire and Ice RPG: Game of Thrones edition" gracze na całym świecie mogli ponownie przenieść się do tego świata i samemu wziąć udział w grze o tron. A dzięki Fajnym RPG już w 2015 roku także polscy gracze będą mogli odwiedzić Siedem Królestw!

Dział: Z prądem
wtorek, 14 kwiecień 2015 04:57

Misja 100

Co stanie się z mieszkańcami Ziemi, gdy nasza Planeta zacznie umierać? Czy ludziom uda się przetrwać? Czy znajdziemy jakiś cudowny sposób na ocalenie naszego rodzaju? Taką właśnie wizję roztacza przed czytelnikami Kass Morgan, w znakomitej powieści, noszącej tytuł „Misja 100".

Kilkaset lat wcześniej ludzkość opuściła umierającą planetę i osiedliła się w kosmicznej stacji krążącej po orbicie Ziemi, na którą składają się trzy, połączone statki - Walden, Arkadia oraz Fenix. Wydawałoby się, że w ten sposób mogą przetrwać, po latach jednak zaczyna brakować tlenu. Sytuacja pogarsza się jeszcze bardziej gdy system zostaje uszkodzony. Rada jest zdesperowana, nie ma wyjścia. Wysyła na Ziemię setkę młodocianych przestępców, by sprawdzić czy planeta ponownie nadaje się do zamieszkania.

Pisarka swoją historię opowiada z punktu widzenia czworga młodych ludzi. Bellamy zrobi wszystko by ochronić swoją młodszą siostrę. Glass ucieka, wykorzystując zamieszanie, by przed śmiercią po raz ostatni zobaczyć ukochanego. Wells już raz zdradził swoją dziewczynę, nie zamierza jednak ponownie popełnić tego błędu. Zrobi wszystko by z nią być, nawet jeżeli będzie musiał w tym celu polecieć w samobójczą misję na zatrutą Ziemię. Clarke zrobi wszystko by pomóc innym, starając się dopilnować by nie tylko ludzkość, ale po prostu osoby w jej najbliższym otoczeniu przetrwały.

Bohaterowie powieści są doskonale wykreowani. Bardzo realistycznie przeżywają swoje osobiste tragedie. Historia jest smutna, dramatyczna. Wiele osób umiera, dzieją się w niej okrutne rzeczy. Ludzie zrobią wszystko by przetrwać, a każdy dąży do tego swoją własną drogą. Jedyną rzeczą, która nie podobała mi się w książce były retrospekcje. Muszę jednak przyznać, że bardzo dobrze wpasowywały się w fabułę. Po prostu subiektywnie za nimi nie przepadam, wolę gdy akcja rozgrywa się w teraźniejszości, takiej jednak również było sporo.

Powieść została świetnie napisana. Przeczytałam ją w zaledwie jeden dzień. Dosłownie pochłania. Fabuła jest ciekawa i dobrze przemyślana, a jej wielowątkowość intryguje czytelnika. Akcja toczy się wartko, w żadnym momencie nie zwalniając. Nie mogę się doczekać kolejnej części, by nareszcie dowiedzieć się co z bohaterami stanie się dalej.

Oczywiście lekturę „Misji 100" jak najbardziej wszystkim polecam - nie tylko tym, którzy kochają Science Fiction czy powieści dystopiczne, ale dosłownie każdemu. Książka jest krótka i lekka, a jednocześnie pozostawia po sobie niezatarty ślad i całą masę tematów do poważnych rozmyślań. Obok tego tytułu nie da się przejść obojętnie.

Dział: Książki
poniedziałek, 13 kwiecień 2015 17:25

Isa

Zazwyczaj nie mam problemu ze zrozumieniem filmów. Oczywiście jedne wymagają większego zaangażowania intelektualnego, inne mniejszego. Dla uzyskania pełnego sensu pewnego grona produkcji muszę zaglądać do literatury specjalistycznej. Sądzę jednak, że w przypadku „Isy" na niewiele by się to zdało (o ile istnieje jakaś pozycja, która mogłaby mi przetłumaczyć brak sensu i logiki). Mam nawet pewne wątpliwości, co do tego, czy sam twórca umiałby o swoim filmowym projekcie opowiedzieć.

Isa Reyes (Jeanette Samano) jest nastolatką o ponadprzeciętnej inteligencji. Pewnego dnia zostaje potrącona przez samochód. Całe szczęście dziewczyna nie doznaje poważnego uszczerbku na zdrowiu, jednak rutynowe badania wykazują w jej mózgu bardzo nietypową zmianę – tajemniczy czip. Jednak dziewczyna nic nie wie o jego przeszłości. Do tej pory zresztą obecność elektroniki w jej głowie nie wywoływała żadnych reakcji. Wszystko zmienia się po wypadku. Isę zaczynają „dręczyć" nietypowe sny. A może to wcale nie są sny? Tymczasem inżynierowie z Meksyku obserwują nagłą aktywację uśpionego urządzenia. Dziewczyna staje się celem.

Kim są wspomniani wyżej inżynierowie? Czym jest projekt? Kim jest jego pomysłodawca? I co do tego wszystkiego mają wykresy napływu lub spadku pieniędzy i enigmatycznego przeciążenia? Dlaczego szkolny strażnik decyduje się uciec z pracy? Dlaczego wujostwo dziewczyny uparcie milczy, chociaż naraża ją to na niebezpieczeństwo? Dlaczego... Pytań pozostających bez odpowiedzi jest w filmie tak wiele, że już same znaki zapytania mogą przyprawić o ból głowy. A okrutną migrenę wywołuje z pewnością dojście do ostatecznej prawdy, które najprawdopodobniej zwyczajnie nie ma.

A przecież nie musiało być aż tak tragicznie. Pierwsze minuty filmu wydają się dość intrygujące. Senna otoczka świata przedstawionego i cichej, ale dość tajemniczej bohaterki, zachęca do śledzenie kolejnych wydarzeń. Wszystko pryska gdzieś jednak w chwili, gdy do głosu dochodzi wątek fantastyczny. Może należało zrobić z tego kino obyczajowe? Rzecz o dorastaniu, poznawaniu, poszukiwaniu własnej przeszłości i kreowaniu tożsamości?

Zazwyczaj broniłabym produkcji, która nie dość, że obciążona jest mianem debiutu, to jeszcze łatką obrazu telewizyjnego (który z natury musi być kiepski – to taki stereotyp lubiący się potwierdzać). Tutaj jednak, poza wstępem do faktycznych wydarzeń, nie ma, czego bronić. Kolejne postacie angażują się w nielogiczną fabułę bez jakiejkolwiek sensownej motywacji. Zresztą sama fabuła toczy się tak, jakby chciała, a nie mogła. I chociaż starałabym się nadinterpretować i dodawać sensów o przenikaniu jawy i snu oraz budującej mocy wyobraźni, to jestem pewna, że niewielu widzów byłoby skłonnych w to uwierzyć.

W sferze wizualnej jest dość nietypowo. Żadnego szorstkiego science fiction, a kolory i kształty wydają się rodem z najbardziej magicznych baśni. Jednak i to z czasem zaczyna szwankować. Hipnotyzujące barwy, które widać nawet na obrazie rezonansu magnetycznego bardzo szybko znikają (za mało finansów?), by pojawić się bliżej finału. Ale wtedy jest już za późno, by cokolwiek ratować. W czasie „pomiędzy" produkcja skacze raz bliżej horroru, raz horroru z elementami „brudnego" science fiction, a innym – stylu zerowego. Ciekawie prezentuje się linia melodyczna, która współgra z kreacją świata przedstawionego i zdystansowaną bohaterką produkcji.

Opis aktorstwa w przypadku „Isy" byłby niepotrzebną stratą czasu. Jedynie Jeanette Samano zdaje się unosić swoją rolę, a i to na przeciętnym poziomie. Pozostali aktorzy nie dość, że wcielają się w postępujące kompletnie nielogicznie postacie, to miotają się po planie wyraźnie zagubieni.

Obraz Jose Nestor Marquez miał w sobie potencjał i to niemały. Baśniowa otoczka, interesujący opis i, chociaż tylko początkowo, to ciekawie wykreowany nastrój. Zabrakło w nim jednak najważniejszego elementu – sensu. Bo chociaż Wielka Tajemnica to motyw chętnie wykorzystywany przez twórców i jeszcze silniej wyczekiwany przez odbiorców, to jego moc tkwi w rozsupłującej węzeł gordyjski puencie, a nie pozostawieniu go z ochłapami informacji.

Dział: Filmy
poniedziałek, 13 kwiecień 2015 00:06

Szepty o wschodzie księżyca

„Szepty o wschodzie księżyca" to już czwarty tom serii „Wodospady Cienia", którą śledzę z niekłamaną przyjemnością. To sympatyczny, młodzieżowy cykl fantasy, którego autorka niejednokrotnie potrafi zaskoczyć czytelnika.

Kylie nareszcie dowiaduje się kim jest i jakie posiada nadprzyrodzone umiejętności. To co odkrywa jednak w dalszym ciągu jest nie do uwierzenia. Dziewczyna jest kameleonem - przybiera wzór wszystkich innych, nadnaturalnych istot. W kontrolowaniu swoich własnych mocy natomiast może pomóc jej tylko dziadek, pod warunkiem jednak, że Kylie opuści Wodospady Cienia.

Oczywiście oprócz samej fabuły i otoczki fantasy ważną rolę w książce odgrywają wątki romantyczne. Niemal każda osoba z najbliższego otoczenia głównej bohaterki znalazła już sobie parę. Ona sama zdecydowała się na wilkołaka Lucasa, tylko, że wygląda na to, że chłopak odsuwa ją na drugi plan. Najważniejsza dla niego jest wataha i miejsce w radzie. Dodatkowo cała jego rodzina jest przeciwna ich związkowi. W między czasie natomiast Derek, uroczy elf, z którym umawiała się w poprzednich tomach, wyznaje jej miłość, przecinając tym samym cienką nić pewności, której ostatnio złapała się Kylie.

Kolejny tom powraca niestety ze schematyczną fabułą. Najpierw rozterki przyjaciółek, przedstawiona przez ducha zagadka kryminalna i wątpliwości Kylie co do własnej osoby i dalszego postępowania. Na koniec sprawa się rozwiązuje, a dziewczyna dowiaduje się na swój temat czegoś nowego. Koniec i oczekiwanie na następną część. Liczę na to, że chociaż ona nareszcie przyniesie ze sobą coś nowego.

Oczywiście powtarzalne schematy nie oznaczają, że książkę źle się czyta. Powieść jest ciekawa, chociaż nic już nie zaskoczy tak jak pierwszy tom. Trochę infantylne wydaje mi się podejście do życia głównej bohaterki. Naprawdę momentami nie wiadomo czy większą tragedią jest dla niej to, że ktoś z jej najbliższego otoczenia zginął, czy może to że się na nią gapią, albo jej mama znalazła sobie „nowego faceta". Kylie z pewnością jest sympatyczna, ale również nie grzeszy inteligencją i swoim zachowaniem wpasowuje się raczej w grono tych najbardziej głupiutkich nastolatek. Poza tym bohaterowie jednak zostali dobrze wykreowani. Wyraźnie widać ich autentyczność - nawet jeżeli są baśniowymi postaciami jak zmiennokształtni, czarownice czy elfy.

Lekturę powieści polecam oczywiście wszystkim osobom, które poznały poprzednie części. Jeżeli Wam się spodobały, to i tym razem się nie zawiedziecie. Książka trzyma wysoki poziom. Moim zdaniem „Wodospady Cienia" to seria idealna dla osób lubiących lekkie, serialowe młodzieżówki. W powieści wiele się dzieje - zarówno pod względem samej akcji jak i emocjonalnego życia bohaterów. „Szepty o wschodzie księżyca" przeczytałam z przyjemnością i niecierpliwie czekam na kolejny tom.

Dział: Książki
sobota, 11 kwiecień 2015 21:56

Zmierzch w wersji krótkometrażowej

Najpierw była głośna książka - "Zmierzch" Stephanie Meyer z 2007 roku. Potem aż pięć filmów, które powstały na podstawie kolejnych części powieści. To mało? Będzie sześć nowych filmów o wampirach.

W ramach projektu "The Storytellers: New Voices of Twilight Saga" zostało wyłonionych sześć scenariuszy, które zostaną zrealizowane w formie krótkometrażowych filmów. Każdy z nich musiał przedstawiać losy bohaterów przedstawionych w książce "The Twilight Saga: The Official Illustrated Guide". Postawiony został także wymóg, aby akcja zgłoszonych historii poprzedzała przyjazd Belli (Kristen Stewart) do Forks.

Dział: Film
piątek, 10 kwiecień 2015 21:43

Chłopak Nikt tom 2

Po lekturze pierwszego tomu serii „Chłopak Nikt" z przyjemnością sięgnęłam po drugą część, na którą wydawnictwo Feeria na szczęście nie kazało długo czekać. Nastoletni bohater powieści był zabójcą idealnym - bez imienia, przeszłości, wyrzutów sumienia. W pewnym jednak momencie zaczął zadawać pytania i kwestionować rozkazy. Wówczas wszystko się zmieniło.

Zach, tym razem jako Daniel, otrzymuje nową misję. Program już mu nie ufa i chce sprawdzić lojalność chłopaka. Tym razem trafia on do prawojskowego obozu indoktrynacyjnego dla młodzieży, a jego zadaniem jest zlikwidować buntującego się przeciw ustrojowi przywódcę. Zach odnajdował się już w trudniejszych sytuacjach, ale tym razem sprawa jest specjalna - wcześniej w akcji zaginął inny agent, któremu powierzona została ta sama misja.

Książkę czyta się lekko i niezwykle szybko. Jej akcja toczy się wartko, a fabuła wciąga - zwłaszcza nieodkryte tajemnice i wielkie niewiadome, jak wciąż powracająca przeszłość głównego bohatera czy samo istnienie „Programu". Wydarzenia w drugim tomie (w przeciwieństwie do tych z pierwszej części) są dość schematyczne i przewidywalne, mimo to jednak historię przyjemnie się czyta. Posiada kilka niedociągnięć, ale wciąż jest dobra i niewiele jej do perfekcji brakuje.

Kreacja głównego bohatera jest świetna. Chłopak jest dobrym aktorem, doskonale wpasowuje się w przydzielane mu role i perfekcyjnie wypełnia powierzone misje, w jego wnętrzu jednak szaleje burza, a on zaczyna wierzyć w zupełnie inne rzeczy niż te, z góry mu narzucone. Z biegiem akcji wyraźnie zaobserwować można jego przemianę.

Cieszy mnie, że Allen Zadoff postarał się o to, żeby nadać swojej powieści realizmu. Zadbał o wiele, nawet tych najdrobniejszych szczegółów. Książka wywołuje masę emocji i sprawia, że czytelnik z zapałem śledzi rozgrywającą się akcję. Do tego napisana została w takim stylu, że właściwie nie zauważa się jak to się stało, że trafiło się z pierwszej, na ostatnią stronę.

„Chłopak Nikt" to tytuł w znacznej mierze odbiegający od schematu najpopularniejszych pozycji dla młodzieży. Jest to lektura idealna dla osób, które są nim już nieco znudzone. Powieść jest wciągająca i pełna akcji, czyta się ją szybko i z prawdziwą przyjemnością. Kolejny tom ukaże się w czerwcu, a ja już teraz niecierpliwie czekam i wiem, że z radością do niego zajrzę. Polecam!

Dział: Książki
piątek, 10 kwiecień 2015 20:18

Anna

Nigdy nie zrozumiem mechanizmu pamięci. I nie chodzi wcale o to, że pamiętam pierwszy dzień w szkole podstawowej, a za nic w świecie nie mogę przypomnieć sobie wydarzeń z zeszłego tygodnia. Zastanawiam się raczej nad kreacją wspomnień – co z nich jest moje, co zasłyszane, co zapamiętane z rodzinnego albumu. Czy te odległe obrazy zdarzeń i uczuć w zupełności należą do mnie? A może do kogoś innego? „Mindscape" (w tłumaczeniu polskiego dystrybutora „Anna", chociaż logiczniej byłoby zatytułować rzecz słowami w stylu „Skrywana pamięć") traktuje, co prawda o innym aspekcie ludzkich powrotów do przeszłości, jednak w podobny sposób skłania do refleksji nad znaczeniem i mocą tego, co wydaje się nam, że pamiętamy.

„Mindscape" opowiada historię alternatywnej rzeczywistości, którą – od tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni – różni powszechne występowanie, akceptacja i wykorzystanie umiejętności paranormalnych. W szczególności specjalizuje się w tym ostatnim firma Mindscape znana z najwyższej jakości świadczonych usług. A jakie usługi właściwie świadczy? Otóż jej agenci, czy też detektywi, potrafią czytać ludzkie wspomnienia. Podobną umiejętność posiada również John (Mark Strong), znajdujący się w szeregach przywołanej już spółki. Traumatyczne przeżycia utrudniają mu jednak wykonanie zleconego przez pracodawcę zadania i mężczyzna zostaje odsunięty od sprawy. Gdy wraca po przerwie, otrzymuje z pozoru prostą ofertę – badając wspomnienia nastoletniej Anny (Taissa Farmiga) ma zachęcić dziewczynę do jedzenia. Okazuje się jednak, że młoda kobieta i jej psychika są znacznie bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. Wkrótce John zostaje wciągnięty w intrygę, której sam do końca nie rozumie.

„Mindscape" to dużo biedniejsza wersja „Incepcji" Nolana. W teorii chodzi zupełnie o coś innego, ale w praktyce podobieństwa mnożą się z każdą sekundą produkcji. Tym, co oba obrazy rozdziela jest akcent psychologicznej gry położony na „Mindscape", gdy w „Incepcji" skupiono się raczej na warstwie szybkiej i widowiskowej akcji.

Niezależnie od podobieństw wymienionych produkcji, „Mindscape" nie jest złym filmem. Od pierwszych minut intryguje i interesuje, a sploty węzła głównej tajemnicy rozwiązywane są bardzo powoli. Widz ma szansę zagłębić się w fotelu i poobgryzać paznokcie. Kolejne wspomnienia Anny i dochodzenie Johna, to się uzupełniają, to wykluczają, by po drodze kilkukrotnie się uprawdopodobnić lub zmienić w misternie zaplanowany podstęp. Postać nastolatki na przemian budzi współczucie, niechęć, zaufanie, podejrzliwość i chęć zemsty na jej oprawcach. Tylko, czy w ogóle byli jacyś oprawcy? Podobne pytania o to, czy coś miało miejsce, czy nie można także zadawać w przypadku postaci Johna. Przyznaję, że czerpałam z tego sporą frajdę.

Bardzo mocnym punktem obrazu jest jego obsada. Strong wygląda jak zagubiony psiak, chociaż jego inteligencja i podejrzliwość każą wierzyć, że to częściowo zaplanowana poza. Aktor ma doskonale plastyczną twarz – i z wyłączonym dźwiękiem oraz napisami można by zapewne zrozumieć, co stara się przekazać. Farmiga także zaprezentowała się w „Mindscape" świetnie, chociaż kolejny raz wcieliła się w dokładnie tę samą postać – pokręconej psychologicznie, lecz bardzo inteligentnej i przebiegłej, nastolatki. Obawiam się, że ta łatka może już pozostać z nią na zawsze.

Do gustu przypadły mi także zdjęcia. Większość z nich nie prezentowała niczego odkrywczego, nie proponowała niecodziennych eksperymentów, ale schematy ujęć zostały wykorzystane zgrabnie, a później sprawnie zadziałał na nich montażysta. Postprodukcja nie miała może zbyt wiele pracy z efektami specjalnymi, ale kilka efektów slow motion i momenty „wpadania w trans" wyglądały na tyle przekonująco, że nie śmiałabym nazwać ich tanimi wstawkami – rzeczywiście miały swoją pracę do wykonania.

Tym, co zasadniczo obniżyło moją ocenę produkcji, nie jest wcale wspomniana wcześniej wtórność, czy też podejrzane podobieństwo między filmami, lecz zakończenie. Finał do bólu mnie rozczarował. Ręce opadły, spomiędzy warg wydarło się niedowierzające prychnięcie. Jakkolwiek jednak podsumowanie pozostawia wiele do życzenia, to jak na pełnometrażowy debiut jest to rzecz naprawdę udana. Jorge Dorado ma moje błogosławieństwo, by zająć się na stałe reżyserią thrillerów. Skoro już teraz było całkiem dobrze to, co będzie mógł zaofiarować światu za dziesięć lat? Chyba czas zacząć zapuszczać paznokcie.

Dział: Filmy