Rezultaty wyszukiwania dla: X Men
Czworo przeciw ciemności
Ręce Boga
Kryminały są dziedziną literatury, która praktycznie od zawsze cieszy się sporym zainteresowaniem. Zwłaszcza współcześnie, kiedy mamy jesteśmy świadkami rozkwitu kryminalnych podcastów czy serialowych adaptacji książek tego nurtu. Mogłoby się wydawać, że temat jest mocno wyeksploatowany i trudno będzie zaskoczyć. Nic bardziej mylnego! Maciej Torebko swoim debiutem udowadnia, że można praktycznie z biegu i bez doświadczenia wedrzeć się na szczyt polskiej sceny kryminałów!
„Podkomisarz Ariel Janicki staje w obliczu niezwykle brutalnego morderstwa białostockiego komornika. Mężczyzna został unieruchomiony, przebity maczetą, a na powiekach wypalono mu tajemnicze znamię – symbol Ręce Boga. Niestety całkowity brak śladów na miejscu zbrodni i kolejne ślepe tropy sprawiają, że policjanci muszą zmierzyć się z kolejnym morderstwem. Śledztwo przybiera jeszcze bardziej niebezpieczny obrót, kiedy okazuje się, że sprawca zabójstw odtwarza makabryczne zbrodnie opisane w Biblii.”
(Opis wydawcy)
Książka „Ręce Boga” - bo taki tytuł nosi debiutanckie dzieło Macieja Torebko – od razu nasuwa już czytelnikowi, czego może się spodziewać. Nie ukrywam, że sam sceptycznie podszedłem do powieści, mając na uwadze, że temat mordercy, którego zabójstwa inspirowane są Biblią, czy wiarą, jest w literaturze bardzo dobrze znany. Zresztą nie tylko, każdy z nas chyba pamięta film „Ręka Boga” czy chociaż kultowe już „Siedem”, gdzie przedstawiono temat zabójstw wzorcem Bożych przypowieści czy przykazań. Również obraz podkomisarza Ariela może wydawać się lekko sztampowy, jest to osoba (a jakże) na ciągłym kacu, zmęczona życiem, w konflikcie małżeńskim i w ciągłej pogoni za uwagą dziecka, nad którym opiekę po części utracił. Nie brzmi znajomo? Jak widać, niektóre czynniki wskazują nam jednogłośnie, że powieść Macieja Torebko to odgrzany kotlet. Jednak trzeba zaznaczyć, że kotlet z górnej półki, bez oszukanej panierki, gruby i soczysty, podany z najsmaczniejszymi dodatkami.
Mocnym atutem powieści jest styl pisarski, ciekawy komentarz rzeczywistości, lekkość pióra. To są rzeczy, które stwarzają z książki dzieło niezwykle wciągające – z każdą stroną zainteresowanie czytelnika wzrasta. Fabuła, tak jak już nakreśliłem powyżej, nie jest czymś nowym i niespotykanym, niemniej historia podana przez Macieja Torebko jest niesamowicie świeża i współczesna. W dodatku powieść należy do tych brutalniejszych: mam tu na myśli mnogość scen, które lajka mogą lekko zniesmaczyć. Lajka, bo wprawionego wielbiciela kryminałów, mam wrażenie, jeszcze bardziej zachęcają do lektury.
Muszę przyznać, że chociaż nie jestem jakimś wielkim fanem kryminałów i sięgam po nie dość sporadycznie, to książka „Ręce Boga” zdają u mnie egzamin na piątkę. Aspektem wpływającym na ocenę jest również fakt, że to debiut i mam szczerą nadzieję, że przychylne, podobne mojej recenzję zachęca autora do dalszego rozwoju i stworzenia czegoś jeszcze lepszego. Polecam!
Na białym koniu
„Najwyraźniej ludzie dostrzegają cię tylko, gdy odstajesz”.
Lubię sięgać po polskich autorów kręcących fabuły wokół szeroko rozumianych sensacyjnych klimatów, zaryzykować spotkanie z nieznanym pisarzem, poznać styl tworzenia, zawiązywania intrygi, oprowadzania po akcji i podtrzymywania klimatu. Kiedy dobrze trafię, wówczas wciągam na listę ulubionych i pilnie śledzę pojawiające się premiery tytułów. Moje pierwsze spotkanie z książką Adama Dzierżeka zaliczam do przeciętnych, pod względem atrakcyjności scenariusza zdarzeń, charakterystyki postaci i czytelniczego wciągnięcia.
Pierwsze strony zapowiadały się obiecująco. Autor wytworzył frapujący nastrój niedopowiedzenia i tajemniczości. Wydawało się, że postać Karola Szczygła, administratora danymi klientów w parabanku, będzie miała wiele ciekawego do powiedzenia w aspekcie przeszłości. Jednak fabuła podążyła innym tropem, jedynie na chwilę odrywała się, by spojrzeć w traumę z dzieciństwa mężczyzny. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie dziwnie przeprowadzone sceny akcji, chociażby zwolnienia i sklepowa. Czułam sztuczność, nie przekonały, jakby odhaczenie punktu w intrydze, by móc iść dalej z narracją, a nie oprowadzanie czytelnika w procesie tworzenia napięcia. Pozostało przyjąć założenie, że to taki styl pisania, bez preferowanego przeze mnie rozbudowania, cechujący się surowością i bezpośredniością. Trzeba przyznać, że pisarz konsekwentnie trzymał się wypracowanej narracji i za to plus.
Kolejny plus za głębokie zajrzenie w mroczną odsłonę ludzkiej duszy, namacalne dotknięcie zła drzemiące w człowieku i czekające na okazję do wyłonienia się na powierzchnię postaw i zachowań. Główny bohater wpadał w sidła zewnętrznej i wewnętrznej manipulacji, przekraczania granic ustalonych w toku kształtowania człowieczeństwa, ustalania hierarchii wartości, udzielania pomocy. Karol, za namową sąsiada, zaangażował się w poszukiwania dawnej przyjaciółki. Tropy wiodły czarnymi ścieżkami internetu i brutalnego obłąkania. Z rozdziału na rozdział atmosfera gęstniała w intensyfikującym się mroku, brutalności i bestialstwie. Zło wysuwało się na pierwszy plan. Autor atrakcyjnie je przybliżał, lecz brakowało umocowania przyczynowego, nie ze względu na naturę człowieka, ale dla potrzeb nasycania intrygi. Książkę poznałam, nie przyniosła rozrywki, na jaką liczyłam, nie zdołałam mocno wczuć się i zaangażować, kilka elementów przypasowało, inne doceniłam.
Doskonała para
„Czasem musimy spojrzeć na nasze życie pod innym kątem, żeby rozpoznać dysfunkcje i zniszczenia, które powodują pewne relacje”.
Powieść spodobała mi się, zwłaszcza od strony konstrukcji fabuły, wciągającej, intrygującej, często zaskakującej. Odpowiadała mi dwutorowa narracja, spojrzenie z różnych ujęć na wydarzenia, zarówno z zewnątrz ciągu tajemnic, jak i wewnątrz piętrzących się problemów. Charakterystyka postaci nie należała do pogłębionych, ale na potrzeby zwykłego thrillera w zupełności wystarczała. Ciekawe połączenie różnych osobowości, a pomiędzy echa dawnej tragicznej przeszłości i dynamicznie zmieniającej się teraźniejszości. Autorzy zgrabnie posuwali akcję, kiedy było potrzebne, wzmacniali wątpliwości, szybko zerkali na echo incydentu sprzed dwudziestu lat.
Znakomicie bawiłam się w snucie domysłów, wydawało mi się, że już wiem, co tak naprawdę miało miejsce, kto był po stronie dobrych, a kto przynależał do zła, a jednak szybko orientowałam się, że zostałam sprowadzona na manowce. Szkoda tylko, że konsekwencji budowania napięcia właśnie w ten sposób zabrakło do finałowej odsłony. W pewnym momencie powstała pusta przestrzeń w prowadzeniu intrygi, za szybko dochodziło do ujawnienia najważniejszej karty, tak jakby miało być coś jeszcze, ale okoliczności zmusiły do szybszego zakończenia powieści. Mimo wszystko książka fantastycznie relaksowała, na chwilę ukazywała światło prawdy, a za chwilę gasiła wszelkie podpowiedzi ku niej prowadzące. Gra pozorów prowadzona z wielu stron, uczestnicy zapętleni w swoich i cudzych sekretach, a stawka z każdą chwilą podwajała się, a nawet potrajała, i prowadziła w niebezpiecznym sensacyjnym kierunku. Thriller z wyższej półki, chociaż nie brakowało drobnych potknięć i niekonsekwencji, przykładowo w sferze potężnych mocy firmy farmaceutycznej w zdobywaniu wszelkich informacji, ale nie w docieraniu do zwykłych bilingów telefonicznych.
Avery Chamber straciła licencję psychoterapeutki, teraz pracowała z ludźmi jako konsultantka. Porzuciła tradycyjną terapię na rzecz nowej metody opierającej się na dziesięciu krokach. Kiedy po pomoc zgłosili się zamożni czterdziestolatkowie z problemami małżeńskimi, przeprowadzała ich przez kolejne etapy, tak aby mogli zmierzyć się z rzeczywistością w związku. Avery nie tylko wysłuchiwała klientów, ale również sama docierała do szczegółowych informacji z ich życia, gdyż wiedziała, jak perfekcyjnie ludzie potrafią maskować się przed innymi, nawet najbliższymi, co więcej, przed samym sobą. W miarę wgryzania się w życie Marissy, właścicielki butiku, i Matthew, waszyngtońskiego prawnika, okazywało się, że sprawa nie wiązała się tylko z tą dwójką, kilka trzecich osób aktywnie kształtowało przestrzeń życiową klientów.
Frapująco było dociekać, jaką naprawdę odgrywali rolę, kogo należało zaliczyć do przyjaciół, a kto okazał się wrogiem. Wciągnęłam się, poczułam dreszcze emocji, chętnie poddałam intensyfikującemu się napięciu, odkrywaniu nakładających się kłamstw. Pod koniec poczułam się lekko oszukana zbyt łatwymi wyjaśnieniami, lecz trzeba przyznać, że zgrabnie łączącymi wątki i relacje między bohaterami.
Zapowiedź: Znak i omen. Wiccańskie kredo. Tom 1
NIE PRÓBUJ ZAKUĆ MAGII W KAJDANY,
BO ZNIKNIE!
Przed kilkunastu laty rodzice Valei zostali brutalnie zamordowani. By chronić dziedziczkę znamienitego wiccańskiego rodu, dziadek wysyła ją za mur, do krainy zamieszkałej przez ludzi, gdzie Valea musi ukrywać swe magiczne zdolności. Pracuje w karczmie i coraz trudniej znosi bezczelne zaczepki rozochoconych biesiadników.
Pisarka
Laura Ruta na pytanie o inspirację, za każdym razem odpowiadała, że dana historia sama do niej przyszła - mógł być to wycinek w gazecie sprzed lat, zasłyszany gdzieś w tłumie strzępek informacji dotyczący jakichś wydarzeń czy... sen. Jakby bohaterowie tych historii chcieli żyć dalej, utrwaleni w jej kolejnych thrillerach. Nic więc dziwnego, że bardzo szybko wspięła się na szczyt listy bestsellerów. Sława ma jednak zarówno blaski, jak i cienie. W zeszłym roku ktoś wysłał jej anonimową wiadomość. W tym roku sytuacja znowu się powtarza... po czym poczytna autorka znika. Może to chwyt marketingowy, mający jeszcze bardziej rozsławić jej najnowszą książkę? A co, jeżeli życiu Laury naprawdę grozi niebezpieczeństwo?
Mówi się, że trzeba trzymać blisko przyjaciół, a jeszcze bliżej wrogów. Nigdy nie wiadomo, czy osoba, z którą przebywasz na co dzień, nie chce cię skrzywdzić. A chęć zemsty nie umiera nigdy.
Każdy czytelnik ma w swoim gronie ulubionych pisarzy takie osoby, po których książki sięga w ciemno. I choćby autor zaserwował mu tzw. odgrzewanego kotleta, to i tak z zachwytem w oczach przerzucałby kolejne strony nowej powieści. Dla mnie jedną z takich autorek jest Magda Stachula. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zawieść na jej książkach, a „Pisarka” tylko podtrzymuje wysoki poziom jej twórczości.
Główna bohaterka, Laura Ruta, pozornie wiedzie życie dalekie od trosk - przynajmniej tak to widzi jedna z jej stałych czytelniczek, kobieta, która również chciałaby rozpocząć karierę pisarską, lecz jej powieść była już kilkakrotnie odrzucana przez wydawców. Jednak jeżeli sądzicie, że jest to historia o stalkingu, to grubo się mylicie. Ktoś bowiem w opisanej przez nią książce odnalazł opowieść o wydarzeniach sprzed lat, które dotknęły go personalnie. I nie spocznie, póki się nie zemści.
Laura Ruta przez większość czasu przebywa w swoim własnym świecie. Jeżeli zabiera się do tworzenia nowej historii, to „siedzi” w niej całą sobą. Nie ważne są wówczas dla niej sprawy codzienne, mąż, spotkania autorskie. Myślami ciągle jest przy literackiej pajęczynie, którą powoli tworzy tak, by oddać pełnię opowiadanych przez nią wydarzeń. Nie dziwi więc fakt, że jej bliscy mogą czuć się nieco zaniedbani. Tak na dobrą sprawę ciężko napisać o niej cokolwiek więcej, gdyż zdawała się jednocześnie główną postacią, a zarazem kimś, kto przebywa gdzieś w tle. Tym razem wydarzenia same w sobie przejęły pałeczkę pierwszeństwa i to one rządziły całą książką. Laura była tylko ich mimowolnym uczestnikiem.
To, jak nasza polska autorka potrafi mieszać w głowach czytelnikom, naprawdę zasługuje na duże brawa. W „Pisarce” intryga goni intrygę, a my nie jesteśmy w stanie obstawić winowajcy, gdyż każdy trop prowadzi nas donikąd. Przy bliższym przyjrzeniu się występującym w książce postaciom zdaje nam się, że przejrzeliśmy je na wylot i znamy wszystkie ich motywy, ale to tylko miraż. Człowiek aż zaczyna się zastanawiać, ile takich osób ma w swoim otoczeniu - takich, które niby są przyjaciółmi, a tak naprawdę skrywają jakieś głębsze urazy. Ostatecznie nigdy nie poznamy kogoś do końca, całkowicie. Nawet tych, którzy są nam najbliżsi.
Czytanie najnowszego thrillera Magdy Stachuli to jak jazda bez trzymanki, bez żadnego zabezpieczenia. Jak już wspomniałam, intryg jest wiele, a tym samym „poszkodowanych” przez główną bohaterkę osób. Z zapartym tchem przerzucałam kolejne kartki; z jednej strony chciałam dotrzeć jak najszybciej do końca, by poznać sprawcę, z drugiej pragnęłam, by lektura się nie kończyła. Minęło całkiem sporo czasu od momentu, w którym trafiłam na tak dobrą oraz wciągającą pozycję. Myślę, że i Wam najnowsza propozycja przypadnie do gustu, szczególnie jeżeli od dawna śledzicie twórczość autorki. Polecam!
Rabbits
Thrillery SF? To gatunek, któremu zdecydowanie mówię tak! „Rabbits” autorstwa Terry'ego Milesa to książka z gatunku science fiction, która wciąga czytelnika w świat alternatywnej rzeczywistości, gdzie sekretna gra zagraża istnieniu świata. Grając w Rabbits, uczestnicy wkraczają do świata tajemnic, spisków i zagadek, gdzie stawką jest nie tylko nagroda, ale również przetrwanie. Książka ta jest niesamowitym połączeniem gry wideo, thrilleru psychologicznego i opowieści o poszukiwaniu prawdy.
Zarys fabuły
W świecie Rabbits, grający muszą odnaleźć i rozwiązać szereg zagadek, które są rozsiane po całym świecie. Główny bohater, K., jest zafascynowany grą i jej tajemniczymi aspektami. Gdy miliarder Alan Scarpio, rzekomy zwycięzca jednej z edycji, zwraca się do K. z ostrzeżeniem, że gra się zepsuła i może zagrażać rzeczywistości, K. musi znaleźć sposób, by naprawić grę przed rozpoczęciem kolejnej edycji. Książka wprowadza nas w świat, w którym granica między grą a rzeczywistością staje się coraz bardziej niejasna.
Moja opinia i przemyślenia
„Rabbits” to książka, która z pewnością zainteresuje miłośników thrillerów i gier logicznych. Terry Miles stworzył świat, który jest fascynujący i przerażający zarazem. Jego umiejętność tworzenia zagadek, które prowadzą czytelnika przez meandry fabuły, jest godna podziwu. Dialogi są nasycone tajemniczością, a retrospekcje dodają głębi narracji. Książka jest pełna odwołań do popkultury, co nadaje jej dodatkowego smaku. Jednakże, niektóre fragmenty wydają się powtarzalne, co odrobinę psuje przyjemność płynącą z lektury, choć jako całość powieść została naprawdę dobrze przemyślana i napisana. Podoba mi się również ciekawa i nietypowa dla tego gatunku okładka.
Podsumowanie
„Rabbits” to inteligentna, wciągająca i pełna napięcia opowieść, która zmusza czytelnika do aktywnego uczestnictwa w rozwiązywaniu zagadek. To książka dla tych, którzy szukają czegoś więcej niż tylko prostej fabuły — dla tych, którzy chcą poczuć dreszczyk wyzwania, zostać zaskoczeni i wciągnięci w świat, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje. Terry Miles stworzył dzieło, które zostawia w głowie wiele pytań i zmusza do refleksji. Pomimo pewnych niedociągnięć, „Rabbits” to lektura godna polecenia, szczególnie dla fanów gier, zagadek i teorii spiskowych. Zapewniam, że tytuł oferuje niepowtarzalne doświadczenie czytelnicze!
Lśnienie w ciemności
"Lśnienie w ciemności" to antologia opowiadań grozy, wydana z okazji dwudziestolecia strony internetowej poświęconej Stephenowi Kingowi. Książka zbiera w sobie utwory różnych autorów, w tym samego Kinga, a także tak znanych pisarzy jak Clive Barker czy Edgar Allan Poe. Zróżnicowana tematycznie i stylistycznie, antologia stanowi swoistą ucztę dla fanów gatunku, oferując zarówno klasyczny horror, jak i nowatorskie podejście do tematu.
Co znajdziemy w książce
Książka rozpoczyna się opowiadaniem Stephena Kinga „Niebieski kompresor", które niestety nie wyróżnia się na tle innych tekstów w zbiorze. Dalej znajdują się utwory tak różnorodne, jak „Sieć" czy „Mowne serce” Edgara Allana Poe, przedstawiające szeroki wachlarz związanych z grozą emocji — od strachu po niemałe zaskoczenie. Opowiadania zawarte w „Lśnieniu w ciemności" różnią się między sobą zarówno tematyką, jak i stylem. Znajdziemy tu klasyczne historie grozy, jak „Mowne serce", ale również utwory wprowadzające nowe elementy do gatunku, takie jak „Koniec wszystkich rzeczy” Briana Keene’a. Każde opowiadanie to osobna historia, która przenosi czytelnika w inny świat pełen tajemnic i nieoczekiwanych zwrotów akcji.
Moja opinia i przemyślenia
Jako miłośniczka literatury grozy, oczekiwałam od tej antologii więcej. Choć niektóre opowiadania, jak „Wciągnięty w ogień” czy „Towarzysz”, trzymają w napięciu i dostarczają solidnej dawki emocji, inne, jak „Niebieski kompresor” Kinga, wydają się nieco słabsze. Zbiór ten nie jest może rewolucyjny, ale z pewnością zawiera kilka perełek, które zadowolą fanów gatunku. Na uwagę zasługuje także wspaniałe wydanie antologii. Twarda oprawa i nietuzinkowa szata graficzna bez problemu przyciągają wzrok, nakłaniając czytelników do sięgnięcia po książkę.
Podsumowanie
„Lśnienie w ciemności” to zbiór nierówny, jednak z kilkoma naprawdę dobrymi tekstami. Dla miłośników horroru może stanowić interesujące uzupełnienie kolekcji, choć nie każde opowiadanie spełni oczekiwania najbardziej wymagających fanów. Niemniej, jest to pozycja warta uwagi, szczególnie dla tych, którzy cenią sobie różnorodność i chcą poznać różne podejścia do gatunku grozy oraz oczywiście lubią ładnie wydane książki. „Lśnienie w ciemności” to książka, która może nie zrewolucjonizować gatunku, ale z pewnością dostarczy wielu godzin intrygującej lektury. To hołd dla gatunku grozy, oferujący zarówno nostalgiczny powrót do klasyki, jak i nowoczesne interpretacje, które mogą zaskoczyć nawet najbardziej doświadczonych miłośników literatury grozy.
Sezon duchów. Osiem upiornych opowieści na długie zimowe noce
„Sezon duchów. Osiem upiornych opowieści na długie zimowe noce" to antologia, która przenosi czytelnika w zimowy, wiktoriański świat pełen tajemnic i dreszczy emocji. Zbiór ten, zawierający dzieła ośmiu współczesnych mistrzów makabry, jest godnym spadkobiercą tradycji literackiej zapoczątkowanej przez takich autorów jak Charles Dickens czy Henry James.
O czym jest książka
Opowieści, choć różnorodne, łączy wspólny motyw: tajemnicze i niepokojące wydarzenia, które wprawiają w osłupienie i przerażają. W „Domu w czerni i bieli” czytelnik śledzi historię Mortona, zafascynowanego nietuzinkowym domem, który okaże się czymś więcej niż tylko budynkiem. „Lokator Thwaite’a" opowiada o Lucindzie, szukającej schronienia w rodowym domu, nieświadomej mrocznych tajemnic, które ten skrywa. Każde z opowiadań jest unikalną historią, pełną zaskakujących zwrotów akcji i mrożących krew w żyłach momentów.
Moja opinia i przemyślenia
Antologia składa się z ośmiu różnorodnych opowiadań, z których każde wnosi unikalny wkład w gatunek literatury grozy. Od historii rozgrywających się w mroźnych angielskich wsiach, przez nawiedzone posiadłości, po tętniące życiem londyńskie jarmarki bożonarodzeniowe, każde opowiadanie to fascynująca podróż w nieznane. Dodatkowo całość zamknięta została w twardej oprawie z obwolutą i idealnie prezentuje się na półce w towarzystwie innych tomów z serii, bo od jakiegoś czasu wydawnictwo Zysk i S-ka taką antologię układa na wiele różnych okazji.
Antologia „Sezon duchów” to prawdziwa uczta dla miłośników gatunku. Autorzy zręcznie operują językiem, tworząc atmosferę pełną napięcia i grozy. Szczególnie wyróżniają się opowiadania „Lily Wilt” i „Fotel Chillinghamów”, które z powodzeniem łączą elementy makabry z głęboko ludzkimi emocjami. Jednak nawet mniej straszne historie przyciągają uwagę swoją atmosferą tajemnicy i nieoczekiwanych zwrotów akcji.
Podsumowanie
„Sezon duchów” to wyjątkowy zbiór, który z pewnością przyciągnie uwagę fanów literatury grozy. Każde z opowiadań ma coś wyjątkowego do zaoferowania, a różnorodność tematów i stylów pisarskich sprawia, że każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie. To idealna lektura na długie, zimowe wieczory, kiedy za oknem szaleje wichura, a my, otuleni kocem, oddajemy się lekturze, która nie pozwoli nam zasnąć.