Rezultaty wyszukiwania dla: X Men

poniedziałek, 05 listopad 2018 13:01

Piątka

Czasami fajnie jest zmienić “klimat” i nie mam tu na myśli miejsca usadowienia swojej zacnej części tylnej. Od czasu do czasu mam ochotę sięgnąć po coś innego i odświeżającego, z nadzieją na dobrą zabawę. I tak w moje ręce trafiła “5” - paranormalny kryminał, który dzięki bogom, nie okazał się piątą częścią cyklu, a zaledwie jego trzecim tomem. Nie wiedząc za bardzo, kto jest kim i ogólnie o co w tym wszystkim chodzi, usiadłam do czytania... i jak się okazało, było ono bardzo szybkie i całkiem satysfakcjonujące.

Detektywi Micki i Zach zostają wezwani do objęcia kolejnej sprawy. Nic nie wskazuje, że w sprawę są zamieszane osoby trzecie, i jeśli można tak to określić, jest to “zwykłe samobójstwo” - kolejne jakim zajmuje się nasz team. “Ahaaa” - pomyśli w tym momencie czytelnik... Znany i niezwykle bogaty deweloper wyskakuje z balkonu ze skutkiem płasko śmiertelnym, bo lot z dwudziestego piętra do krótkich nie należy. Córki oskarżają młodą macochę, że to ona ma coś wspólnego ze śmiercią ich ojca - trochę standard, choć albi tej drugiej wydaje się nie do podważenia. I chociaż nie ma na to żadnych dowodów, to nasi bohaterowie nie są do końca przekonani, że ta sprawa jest taka prosta i jasna jak to się wydaje. Wszystko się dodatkowo komplikuje, kiedy Micki otrzymuje paczkę od swojego dawno zmarłego mentora i szybko okazuje się, że jego śmierć może być w jakiś sposób powiązana z jej aktualnym śledztwem, a prawdziwym celem jest nie kto inny, ale właśnie nasza Pani Detektyw. I od tego momentu Micki nie może już nikomu zaufać, bo nikt nie jest tym za kogo się podaje.

Gdzie w tym wszystkim paranormal? Okazuje się, że na ziemi wśród nas zamieszkują także istoty zwane Strażnikami Światła - opiekujący się rasą ludzi, by podążała w “odpowiednim kierunku”. Pomimo zakazu zdarza się, że Strażnicy Jasności mieszają swoją krew z ludźmi. Owoce takich czynów zwane są Półblaskami, posiadają niezwykłe umiejętności, tak jak partner Micki - Zach. Dzięki temu nasz policyjny team ma prawie 100% rozwiązywalność spraw. Oczywiście tam, gdzie jest i światło tam i pojawia się ciemność - Pradawny ze swoją Armią Zwiastunów Śmierci. Sam świat i odwieczny konflikt dobra ze złem został całkiem ciekawie zarysowany. Zastanawia mnie jednak, czy został on w poprzednich częściach dokładnie opisany i dlatego teraz są rzucane jedynie nie do końca jasne aluzje na jego temat. Czytelnik wybiórczy, taki jak ja, czasami bowiem może się poczuć lekko zdezorientowany. Na szczęście brak szczegółowych informacji nie przeszkadza w cieszeniu się kryminałem i zagadką samą w sobie, do tego, między parą głównych bohaterów chemia i hormony aż wrzą i iskrzą w powietrzu, niczym między legendarnymi już Mulderem i Scully. I choć nie odkryłam jeszcze, co powstrzymuje naszą dwójkę od “bycia razem”, poza tym, że są bliskimi współpracownikami i razem mają zrobić enigmatyczne, zapewne paranormalne, “coś”, to i tak im kibicuję i trzymam za nich kciuki.
Jedyne co mi trochę przeszkadzało w tej książce, to dziwnie krótkie rozdziały i rozdzialiki, które zapewne miały wprowadzić dynamizm i dramaturgię, ale raczej kojarzyły mi się z przygotowaniem do napisania scenariusza filmowego. To skojarzenie potęguje także brak jakichkolwiek opisów, chociaż zauważyłam kilka całkiem ciekawych zabiegów literackich.

Wpisuję na listę “do przeczytania” poprzednie tomy serii i z uwagą będę wypatrywała kolejnych części. Zawsze trudno jest mi oceniać książki z tak zwanego środka, zwłaszcza kiedy nie udało mi się wcześniej nadrobić poprzednich tomów. Na pewno książkę czyta się się szybko i bez problemu, o czym już wspomniałam na początku. Widzę i “czuję”, że wiele rzeczy mnie przez to ominęło i w relacjach między bohaterami, jak i fabularnie, ale choć jest to odczuwalne, to jednak stosunkowo bezbolesne. Historia pary detektywów mnie wciągnęła na tyle, że praktycznie tak jak usiadłam - tak czytałam praktycznie bez przerwy, a to myślę, że całkiem dobre podsumowanie tej książki. I choć nie oszukujmy się, ani fabuła, ani rozwiązanie zagadki nie jest bardzo zaskakujące, to jednak czyta się to łatwo i przyjemnie, a od takich tytułów nic więcej nie wymagam.

Dział: Książki
poniedziałek, 05 listopad 2018 11:55

Kłamca 2. Bóg marnotrawny

Wydawnictwo SQN zapowiedziało wielki powrót Lokiego w odświeżonej formie oraz nowej szacie graficznej. Właśnie trzymam w ręce tom drugi - Kłamca 2. Bóg Marnotrawny i powiem szczerze, że czuje się świetnie powracając po kilku dobrych latach do lektury, która wciąż jest dla mnie świeża, oryginalna i przynosi mnóstwo dobrej zabawy!

Zapomnianym bogom pozostaje tylko wiara w anielskie błędy.

Barcelona, Arktyka, Nowy Jork, Góry Skaliste w Kolorado – marnotrawny bóg wikingów, pan kłamstwa Loki wyrusza na sześć kolejnych wypraw, a wyzwaniem dla jego sprytu stają się kolejne mityczne stwory zrodzone z ludzkiej wiary, wyobraźni i strachu. Kłamca jak zawsze gra nie fair, ale na jaw wychodzi, że nie tylko on jeden. Intencje Archaniołów, dla których pracuje, również nie są i nigdy nie były czyste. Nadszedł czas, by Loki wybrał stronę, po której chce stanąć.

Loki to taki trochę antybohater, postać która w założeniu ma być potężnym bogiem wikingów, a w rzeczywistości jest wyluzowanym, sprytnym i przebiegłym facetem wcale nie tęgiej budowy, który nie boi się przeciwstawić nawet najgorszym oprychom i... aniołom. Niby służy Zastępom Niebieskim, ale bardziej w swoim życiu kieruje się domenom: dobro złem zwyciężaj. Czy jakoś tak. Właśnie nieprzewidywalność, barwność i humor sprawiają, że jest postacią którą zwyczajnie nie da się nie lubić. Loki to już z pewnością wizytówka Jakuba Ćwieka i w jakimś mniejszym bądź większym stopniu, wizytówka polskiej fantastyki rozrywkowej - lekkiej, przyjemniej i niewymagającej - takiej, która niesie za sobą mnóstwo dobrej energii.

Jeśli ktoś naprawdę jeszcze nie miał okazji sięgnąć po ten cykl Ćwieka, to naprawdę powinien się wstydzić. Jest to pozycja, którą przeczytać należy, zwłaszcza jeżeli jesteście ciekawi Wędrowycza, Deadpoola i Jamesa Bonda w jednym ciele. Nowa szata graficzna jest po prostu wyśmienita i naprawdę warto mieć takie cacko na półce!

Dział: Książki
poniedziałek, 05 listopad 2018 06:22

Nowy dom na Wyrębach 2

Druga część Nowego domu na Wyrębach po raz kolejny przenosi czytelnika do mrocznych, kryjących liczne tajemnice Wyrębów. Dwa pierwsze spotkania z niewytłumaczalnymi zjawiskami, przed którymi po zmroku chroni jedynie poświęcona świeca, były bardzo udane. Jak więc wypadło trzecie i ostatnie?

Książka stanowi bezpośrednią kontynuację poprzedniej części. Dotąd sceptyczny Hubert Kosmala przekonuje się, że w Wyrębach działają moce, których natury nie jest w stanie racjonalnie wyjaśnić. Co gorsze, nawet po powrocie do własnego domu, wiele kilometrów od przeklętego domu, który odziedziczył, nadal dręczą go koszmarne sny. I to takie, które wydają się wyjątkowo realne, a przez to naprawdę niebezpieczne.

Obok relacji Kosmali nadal możemy też śledzić historię Ewy Firlej, a to za sprawą prowadzonego przez nią dziennika. Dziewczyna jest przerażona ostatnim spotkaniem z Mikołajem, z którym planowała ułożyć sobie dalsze życie, a którego ciemnego oblicza do tej pory nie poznała. A to również za sprawą domu, który połączył losy wszystkich bohaterów.

Charakterystyczną cechą twórczości Dardy staje się dosyć leniwie prowadzona narracja, co w zależności od podejścia czytelnika może być zarówno zaletą, jak i wadą powieści. Przez pierwszą połowę książki właściwie niewiele się dzieje – głównego bohatera dręczą sny i wątpliwości, Ewa radzi sobie z traumą, a w Wyrębach i okolicy nadal gromadzi się zło, jednak niejako obok najważniejszych postaci, a nie w bezpośrednim związku z nimi. Dopiero potem wydarzenia nabierają tempa, które utrzymuje się aż do ostatniej strony. I to już jest naprawdę dobre.

Przy okazji recenzji pierwszej części Nowego domu... pochwaliłam autora za to, że na bazie pomysłu z pierwszego tomu, w kolejnym stworzył właściwie nowy horror. Teraz sukcesywnie rozwija świeży pomysł, tworząc historię, która wciąga, lecz jednocześnie niewiele ma wspólnego z jego debiutancką książką. Nie bez pewnego żalu muszę przyznać, że chociaż Nowy dom... jest naprawdę niezłą powieścią grozy, to jednak nie ma w niej tego specyficznego klimatu pierwszego Domu na Wyrębach. Są za to elementy, które z pewnością przypadną do gustu miłośnikom słowiańskich klimatów.

Mówiąc krótko, powieść stanowi udane zakończenie całej historii, a fani pisarza powinni być usatysfakcjonowani. Polska groza ma się całkiem przyzwoicie.

Dział: Książki
niedziela, 04 listopad 2018 11:53

Grzechy Imperium

Nowy, stworzony z rozmachem, epicki cykl fantasy Briana McClellana.
Świat, w którym ścierają się magia i proch.

Fatrasta jest pograniczem rządzonym przez gwałt i przemoc. Jego mieszkańcy dopiero staną się narodem, złożonym z przestępców, biedaków szukających szczęścia, odważnych osadników i magów tropiących zabytki przeszłości. Tylko żelazna wola Lady Kanclerz (i jej tajna policja) są w stanie utrzymać pozory porządku w stolicy. Pod powierzchnią spokoju tli się jednak nieustannie płomyk rewolty.

Dział: Patronaty
sobota, 03 listopad 2018 14:18

Sfora. Opuszczone miasto

Świat ludzi ogarnęła katastrofa. Nastąpiło Wielkie Warczenie. Długonodzy w pośpiechu opuścili swoje siedziby, ale, z niewiadomych przyczyn, swoich zwierząt nie zabrali ze sobą. Dlatego dla czworonogów nadszedł czas wielkiej, życiowej próby. Oto psy do tej chwili uważające się za domowe, teraz muszą przetrwać bez pomocy i opieki ludzi. Czy nawykłe do wygód, regularnego karmienia i czułej opieki, dadzą sobie radę na wolności? Oddzielnie może nie. Ale gdyby utworzyły stado...

Fuks, złotowłosy mieszaniec goldena i oczawarka szetlandzkiego woli być sam. Nie czuje się dobrze w sforze i nie ma ambicji, aby być jej członkiem. Kiedy jednak spotyka na swojej drodze siostrę z miotu Bellę oraz jej przyjaciół, postanawia choć na jakiś czas przewodzić sforze, aby nauczyć ją podstawowych umiejętności przetrwania.

Sfora początkowo nie budzi nadziei na to, by przetrwać. Psy są skrajnie różne od siebie, okazuje się jednak, że każdy z nich posiada umiejętności niedostępne dla pozostałych. Marta nowofunlandka świetnie pływa, mieszaniec owczarka niemieckiego i chow chowa, Bruno jest duży i chętnie uczy się polować. Border Collie Miki jest pomysłowy i przejmuje inicjatywę. Maltańczyk Promyk, choć malutka, ma sobie bojowego ducha, podobnie jak równie mała Stokrotka, będąca Jack Russel Terrierem. Buldog Alfik jest wesoły i pełen życia, a siostra Fuksa, Bella ma zadatki na dobrego przywódcę.

Pierwsza część cyklu o psich przygodach trafiła w moje czułe punkty zadeklarowanego psiarza. Czytając, nie mogłam się pozbawić przyjemności, aby wracać do niektórych fragmentów, a co ważne koniecznie pogłaskać mojego pupila. Podoba mi się pomysł, według którego jest skonstruowana fabuła powieści. Wszystko odbywa się na psim poziomie mentalnym i psich możliwości. Co za tym idzie nie ma tu cudownych zwrotów akcji i niewytłumaczalnych rozwiązań. Psy radzą sobie tak, jakby to zrobiły w rzeczywistości, czytelnik zaś otrzymuje cenny wgląd w ich uczucia, starania, psie lęki i emocje. To naprawdę niesamowite popatrzeć na świat oczyma psa. Ludzie są tu nazywani Długonogimi, a samochody Warczącymi Pudłami. Psy mają nawet coś w rodzaju swojej mitologii; wszelkie zjawiska przyrody, takie jak burza, czy błyskawice, deszcz, wschód słońca są dla psów bóstwami i należy je darzyć szacunkiem, a wtedy ześlą pomyślność.

Opuszczone miasto to historia o tym, jak formuje się stado. Psy do tej pory należące do ludzi i mocno z nimi związane, muszą się nauczyć samodzielności i odrzucić zachowania, które mieszkanie z ludźmi w nich wykształciło. Słowem, muszą zdziczeć. Nie jest to łatwe, bo nasza sfora bardzo kocha swoich ludzi i wierzy, że opiekunowie po nich wrócą. Sposób, w jaki zwierzęcy bohaterowie wyrażali się o swoich ludziach, chwytał za serce. Wiodący bohater Fuks, musi natomiast dorosnąć do roli alfy sfory. Podświadomie cały czas boi się zobowiązań, wciąż powtarza, że to tymczasowe i w końcu odejdzie. Wiemy jednak, że to nie nastąpi i tym przyjemniej obserwuje się jego dojrzewanie i kiełkujące w nim zarzewie odpowiedzialności za stado, które bez niego nie da sobie rady. Z nim jednak, mogą zajść bardzo daleko.

Jednym słowem, jestem książką zachwycona i chętnie sięgnęłabym po kolejny tom, gdyby był. Myślę, że Sfora spodoba się młodym czytelnikom; historia uczy empatii i budzi poczucie odpowiedzialności za naszych podopiecznych. Czytelnicy nieco starsi także mogą spokojnie po książkę sięgnąć. Fabuła jest tak zbudowana, że i dorosły znajdzie tu wiele dla siebie, zwłaszcza główkując, co mogło się stać ze światem ludzi i co sprawiło, że tak nagle i masowo odeszli.

Sfora. Opuszczone miasto to bardzo dobra powieść z elementami przygody i podróży, w trakcie której bohaterowie dojrzewają i zmieniają się w prawdziwe stado. Już czekam niecierpliwie na drugą część. Polecam!

Dział: Książki
sobota, 03 listopad 2018 12:01

Kroniki zbrodni

Zbrodnie, porwania czy koszenie konkurencji, każdy z tych elementów może rozpocząć układankę, której możesz stać się częścią. Jeśli tkwi w tobie żyłka detektywa, wyczuwasz poszlaki, niepasujące do całości elementy lub wiesz, jak działa umysł porywacza, ta gra jest spełnieniem marzeń o karierze w policji i to nie byle jakiej, gdyż za chwile staniesz się częścią londyńskiego Scotland Yardu.

Gra Kroniki zbrodni to połączenie idealne zarówno dla miłośników gier planszowych, jak i tych miłujących wirtualną rzeczywistość. Łącząc elementy realne i miejsca zbrodni, które zachwycą wirtualnym wykonaniem, twórcy gry zaoferowali nam sporo godzin świetnej zabawy. Już rozpakowywanie i przygotowanie się do zabawy, dostarcza nam dreszczyku emocji. Wykonanie planszy i dodatkowych kart jest na najwyższym poziomie, a kolorystyka przywołuje na myśl tajemnice. Poza trwałością, karty postaci przyciągną oko i nie jednego detektywa wyprowadzą w pole.

Sama plansza to jeszcze nie wszystko. By rozpocząć grę, należy ściągnąć na telefon lub tablet bezpłatną aplikację, która otworzy szerokie możliwości i wprowadzi nas w świat przestępczego Londynu. Czeka na nas sesja treningowa, która wyjaśni nam wszelkie tajniki rozgrywki.

W skład gry wchodzi plansza, która pomoże nam ułożyć i wyeksponować poszlaki, dowody i podejrzanych. Karty lokacji podobnie jak te z postaciami i dotyczące przedmiotów mają QR kod, który łączy plansze z aplikacją i pozwala na wejście do rozgrywki. Dzięki takiemu zabiegowi uczestniczymy w rozpoznaniu terenu zbrodni, przesłuchujemy świadków i szukamy śladów, które doprowadzą nas wprost do rozwiązania.

Poza treningową sprawą jest jeszcze pięć innych scenariuszy, które na długie godziny zamkną nas w świecie zbrodni. A jeśli mowa o czasie, to on jest głównym wyznacznikiem oceny naszych działań. Każde przesłuchanie, sprawdzenie miejsca bądź też przedmiotu zabiera nam cenne wirtualne minuty, a ich ilość na końcu może okazać się wyznacznikiem porażki lub sukcesu.

Gra ma wiele zalet, od ciekawej fabuły każdego scenariusza po świetnie wykonane karty, które sprawiają, że gracz może poczuć zew przygody i iskrę detektywa. Nie jest łatwo odnaleźć właściwą drogę, jednak zabawa jest przednia. Myślę, że połączenie gry planszowej z wirtualną rozgrywką sprawdzi się świetnie, a złożone scenariusze pozwolą na ponowne rozpatrywanie sprawy pod innym kątem. Gra świetnie sprawdzi się dla samotnych graczy oraz dla większej grupy liczącej nawet czterech osobników, chcących stać na straży porządku. Nie musicie posiadać niczego poza podstawowym zestawem gry i aplikacją, która jest darmowa. Producenci jednak mają w planach poszerzyć grę i dodawać do niej kolejne scenariusze, które będą współgrać z podstawową wersją.

Kroniki zbrodni to totalny pożeracz czasu, który zapewnia rozrywkę, uczy wykorzystywania logicznego myślenia oraz korzystania z perspektywy, którą daje wspólne omawianie szczegółów. Sprawdzi się dla graczy od 14 roku życia i jest doskonałą alternatywą dla gier komputerowych, gdyż uczy pracy w grupie, analizy i spostrzegawczości.

Świetnie wykonana część planszowa i zachwycająca aplikacja, która w połączeniu z trybem VR może uatrakcyjnić grę jeszcze bardziej. Mam nadzieje, że ta gra znajdzie rzesze swoich wyznawców również w Polsce. Jest warta uwagi, ze względu na swoją oryginalność, innowacyjność i poziom dobrej zabawy, który gwarantuje oraz możliwość rozbudowywania jej o nowe scenariusze. Serdecznie polecam, każdemu, kto chce odkryć w sobie, choć niewielką cząstkę Holmesa, Poirota czy Colombo.

Dział: Gry bez prądu

Tarryn Fisher to pisarka wszechstronna. Każda jej powieść jest inna od poprzedniej. I to nie tylko w zakresie gatunku, zmienia się wiele kwestii takich jak sposób narracji, kreacja bohaterów, czy sposób przedstawienia akcji. „Bogini niewiary” zaintrygowała mnie, zarówno okładką, jak i tytułem.

Twórczość T. Fisher poznałam przy okazji książki "Margo". Była to powieść specyficzna i wywołała we mnie całe mnóstwo sprzecznych emocji. Dlatego zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać po „Bogini niewiary”. Jednak już kilka pierwszy stron przekonało mnie, że jest to książka zupełnie inna.

Yara trwa w przekonaniu, że jest potrzebna mężczyznom tylko po to, by pobudzić ich kreatywność. Staje się ich muzą, natchnieniem, które przychodzi równie szybko, co odchodzi. Dlatego, gdy tylko się z kimś wiąże, od razu zaznacza, że to tylko na chwilę, na moment. I David też o tym wie i pozornie się zgadza. Muzyk, któremu brak inspiracji, nagle czuje wenę. Yara uważa, że w jego twórczości brak doświadczeń życiowych, a konkretnie... złamanego serca. I zamierza mu z tym pomóc. David ma jednak inne plany. Do czego doprowadzi ich ten burzliwy związek?

Już od samego początku da się wyczuć „artystyczny” klimat powieści. Jest on akcentowany zarówno w doborze postaci, jak i samej narracji. Bohaterzy dużo mówią o natchnieniu, a inspiracji odgrywa ważną rolę w ich życiu. Właśnie dlatego ma się wrażenie, że powoli wkracza się w zupełnie inny świat, bardziej wrażliwy na piękno i emocje.

Tego drugiego jest w książce naprawdę dużo. Dynamiczna akcja i liczne zwroty wydarzeń budzą w czytelniku nie tylko rosnące zainteresowanie, ale też całe mnóstwo uczuć. Yara to postać nieszablonowa, a życie, które wybrała, nie należy do typowych. Jest wolna, odważna i szalona. I nie, nie twierdzę, że jej zachowanie to przykład dla innych, ale z pewnością skłania do myślenia. Często podejmuje złe decyzje, co paradoksalnie inspiruje czytelnika do rewidowania własnych wyborów.

Yara to również postać pełna sprzeczności i niejednoznaczna. Nie da się jej zwyczajnie lubić, jej charakter jest skomplikowany, a życie burzliwe. Przyciąga uwagę, ale czasem budzi sympatię, a czasem do siebie zraża. To sprawa, że powieść jest wciągająca i dynamiczna. Znajduje to swój wyraz również w konstrukcji. Historia ujęta została w trzy części, z czego pierwsza najpierw sygnalizuje intensywną akcję, a potem odwraca uwagę czytelnika. Nie dajcie się jednak zwieść. Zarówno wydarzeń, jak i emocji będzie sporo, a dodatkowo ujawni się też drugie dno kilku sytuacji.

„Bogini niewiary” to powieść obyczajowa z motywami gorącego romansu, czyli... zupełnie coś innego, niż do tej pory pisała T. Fisher. Rozczarują się osoby, które pokochały autorkę za mroczny klimat i będą tego samego oczekiwać po jej najnowszej powieści. Tym razem jest to książka niepodobna do żadnej wcześniej i mi bardzo przypadło to do gustu. „Bogini niewiary” to porządna obyczajówka z intrygującą bohaterką!

Dział: Książki
poniedziałek, 29 październik 2018 21:03

Kiedy Ciebie nie ma

Krótko po emisji specjalnego wydanie Crimewatch przeczytałem wywiad z tobą w „Guardianie”. To był rodzaj historii z życia w magazynie. Powiadałaś, cytuję: „Największym koszmarem jest niewiedza. Brak zamknięcia. Nie mogę zacząć znów żyć, nie wiedząc, gdzie jest moja córka. To jest jak chodzenie po ruchomych piaskach. Widzę coś na horyzoncie, ale nigdy nie mogę do tego dotrzeć. To jest jak żyć, będąc martwym.”

Kiedy sięgałam po „Kiedy Ciebie nie ma” Lisy Jewell spodziewałam się dostać to, co najbardziej lubię – thriller psychologiczny z głównym wątkiem porwanego dziecka i wszystkimi tymi rzeczami i zachowaniami, które zrobi matka by tylko odzyskać swoją pociechę. A co dostałam? No cóż, ciężko to przyznać, ale czuję się jakbym dostała w twarz i do tej pory nie mogę wyjść z szoku. Bo „Kiedy Ciebie nie ma” nie jest tak naprawdę opowieścią o zaginionej dziewczynce. To opowieść o rozbitej rodzinie, o odepchniętych pozostałych dzieciach i matce, które zaginęła w tym samym dniu, w którym Ellie wyszła z domu. Nie dosłownie oczywiście.

„Kiedy Ciebie nie ma” zaczyna się w momencie kiedy piętnastoletnia Ellie wychodzi do biblioteki, żeby powtórzyć ostatnie materiały do egzaminów i znika. Bez śladu. Nie ma świadków, zapisy z monitoringu ulicznego nie rejestrują praktycznie nic. Ponadto Ellie ubiera się w taki sposób, że można by przypuszczać, że nie chce zostać znaleziona. I taki scenariusz przyjmuje policja – dziewczynka z obawy przed nadchodzącymi trudnymi egzaminami, uciekła. To nic, że była prymuską. To nic, że nauczyciele twierdzili, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że wszystkie testy zda celująco. Policja uznała, że zwiała. Być może przez to szukali jej mniej efektownie, być może przez to, ta historia skończyła się tak, jak się skończyła.

Muszę przyznać, że pomimo iż jestem zachwycona samą fabułą to nie polubiłam praktycznie żadnej z postaci pierwszoplanowych. Że o drugoplanowych nie wspomnę, bo te są, co dość przykro mi mówić, dość nijakie. Najbardziej jednak działała mi na nerwy główna bohaterka – Laurel, matka zaginionej dziewczynki. Miałam wrażenie, że Ellie była dla niej centrum wszechświata, a kiedy zniknęła wszystko inne przestało się liczyć. Zaniedbała męża, porzuciła wręcz pozostałą dwójkę dzieci skąpiąc im matczynej miłości. I o ile rozumiem, że utrata dziecka i niewiedza co się z nim stało jest straszną tragedią, o tyle sposób w jaki Laurel traktowała później swoją rodzinę jest dla mnie niepojęty. Nic dziwnego, że kiedy pozostała dwójka jej pociech dorosła, nie potrzebowały, a wręcz nawet stroniły od kontaktu z matką. Kolejną denerwującą mnie postacią był Floyd. Człowiek na pozór szlachetny, dobry i z nieskalaną duszą, okazuje się mieć naprawdę sporo za uszami. A gdyby w odpowiednim momencie zareagował tak, jak trzeba było zareagować... No cóż, zakończenia pewnie by to nie zmieniło, ale z pewnością skróciło cierpienie niektórych osób.

Trzeba przyznać, że dużym plusem jest sposób w jaki Lisa Jewell poprowadziła narrację. Podczas czytania mamy spojrzenie na każdą perspektywę tej historii. Autorka pokazuje nam punkt widzenia Ellie, Laurel, Floyda, a także osoby odpowiedzialnej za zniknięcie dziewczynki. Ponadto Lisa bardzo płynnie przechodzi z narracji trzecio-osobowej do pierwszoosobowej co również, działa jak najbardziej na korzyść powieści. Sprawia, że książkę czyta się jeszcze szybciej i przyjemniej.

Podsumowując. „Kiedy Ciebie nie ma” nie jest książka łatwą. Jest dość szokująca i wgniata czytelnika w fotel zaraz po przewróceniu ostatniej strony. Bo nic tutaj nie jest oczywiste, nic nie jest takie jak nam się wydaje, a rozwiązanie mimo, że jest tuż pod naszym nosem, wymyka się za każdym razem kiedy próbujemy po nie sięgnąć, wcześniej niż chce tego autorka.

Dział: Książki
poniedziałek, 29 październik 2018 19:36

Dziewczyna z gór

Często możemy przeczytać albo usłyszeć, o ludziach zaginionych. Rodzina, znajomi poszukują, włączają się do tego odpowiednie służby. I nie jeden raz bywa, że te osoby już nigdy się nie odnajdują.

Sprawy wiszą nie rozwiązane, bliscy żyją w oczekiwaniu, na jakąkolwiek wieść na temat człowieka, który był i nagle zapadł się pod ziemię.

Co się z nimi dzieje? Z ludźmi, którzy nagle przestali się odzywać, po których ślad zaginął? Ktoś ich zabił? Wywiózł w nieznane? Mnóstwo pytań, a wszystkiemu towarzyszy uczucie strachu i niepokoju.

Pani Małgorzata Warda napisała książkę, w której ukazuje obie strony. Tych poszukujących i samej zaginionej - Nadii. Dziewczynki, której rodzice rano nie znaleźli w jej pokoju.

Tej nocy, Nadię coś obudziło, nie wiedziała dokładnie co, ale była pewna, że w jej pokoju ktoś jest. I to nie jest żadne z rodziców. Później sprawy potoczyły się szybko, za szybko. Mężczyzna, który jakiś czas wcześniej ją zaczepił, zakazał się odzywać, bo inaczej może stać się krzywda rodzicom.

Szli w stronę obwodnicy, dziewczynka nie miała pojęcia, czego chce porywacz, czy ją zabije? Bała się bardzo, chciała uciec, zawołać kogoś o pomoc, ale się bała. W końcu nastąpiło nieuchronne, samochód ruszył i odjechali.

Podróż trwała bardzo długo, jechali całą noc, aż wreszcie dotarli do miejsca, gdzie stał tylko jeden dom, w środku lasu. Dookoła, nie było widać żywej duszy.

W tym małym, opuszczonym domku, musiała sprostać strachowi, samotności i pytaniom, które piętrzyły się z minuty na minutę. Była sama, daleko od rodziców. Nie wiedziała, czy ich jeszcze zobaczy. Kiedy zaczną szukać? I jak zareagują, gdy zauważą zniknięcie córki.

Nieobecność Nadii została zauważona nazajutrz. I szybko poinformowano policję o zaginięciu. Gdzie mogła pójść, jak to się stało, że niczego nie zauważyli, ani nie usłyszeli? Poszła dobrowolnie, a może ktoś jej zagroził? Brak jakichkolwiek śladów. A czas płynął, dni mijały, śledztwo nabierało rozmachu - bezskutecznie. Nadii nigdzie nie było.

Tymczasem dziewczynka, musiała stawić czoła nowej rzeczywistości. W lesie, gdzie tuż obok, żyły wilki. Nie mogła uciec w poszukiwaniu pomocy.

Książki Pani Wardy, mają to do siebie, że poruszają trudne i często skomplikowane warstwy psychiki człowieka. Gdy sięgałam po Dziewczynę z gór, wiedziałam, że na pewno będzie interesująco, sam fakt, że dotyczyła porwania dziecka, które zostało zmuszone do zamieszkania na odludziu, budziło wiele emocji. No, ale kiedy już rozpoczęłam czytanie, zrozumiałam, że sprawa będzie bardziej złożona, niż przypuszczałam.

Przede wszystkim porywacz - Jakub. Bardzo długo, nie wiemy, co nim motywuje. Dlaczego porwał Nadię, co zamierza. Ona sama, często zadaje mu pytanie, co z nią będzie? Jednak nie otrzymuje odpowiedzi. Praktycznie niewiele dowiaduje się od tego człowieka, który w większości milczy. A jeśli się odzywa, to tylko wtedy, by udzielić wskazówek, albo coś zaproponować.

Co najważniejsze, narratorem jest sama Nadia, opowiada nam o swoim życiu, ale ukazuje również to, co działo się w jej domu, w czasie gdy została porwana. Okres poszukiwań i emocji, które towarzyszył rodzicom. Tajemnice, jakie ujrzały na światło dzienne, za sprawą tego wydarzenia.

Jednak najważniejszym, jak dla mnie, były opisy jej przeżyć. Gdy jako dziecko, musi zmierzyć się z lękiem, pogodzeniem z nagle i brutalnie zmienioną rzeczywistością. Gdy w człowieku, który wyrządził jej największą krzywdę, zaczęła szukać tego, co utraciła. Poczucia bezpieczeństwa i wspólnoty. I chociaż wydaje się to niemożliwe, Nadia była dzieckiem. Nie mogła pozostać sama sobie, nie radziła z własnymi przeżyciami. A Jakub, jakkolwiek by to brzmiało, nie zrobił jej krzywdy - oprócz porwania.

Emocje, towarzyszące podczas czytania są ogromne, to my musimy w pewnym momencie, wraz z dziewczynką, zacząć szukać motywu, w działaniach Jakuba. Dlaczego tak postąpił? Nie chciał okupu, nie chciał jej skrzywdzić.

Z każdą kolejną stroną, ocena tego człowieka, nabiera innego wymiaru. Zostają odkrywane, bardzo istotne części układanki. A zakończenie tej historii, nie będzie zapowiadało się tak, jakbyśmy oczekiwali tego na początku.

Jestem pod ogromnym wrażeniem Dziewczyny z gór, wciągnęła mnie od pierwszej strony. Pochłonęłam tę historię w jedno popołudnie. I niesamowicie wczułam się w wydarzenia, jakie zostały opisane. Z jednej strony, byłam ciekawa motywu porywacza, z drugiej, tego, jak wyglądały poszukiwania, czy znajdą swój pozytywny finał. By wreszcie, zadać najważniejsze pytanie - jakie zakończenie będzie najlepsze?

Przyznam się, że ten tytuł, plasuje się bardzo wysoko w czołówce. Powinien zyskać na rozgłosie. Bardzo ważna, świetnie napisana książka. Ukazuje wiele perspektyw. A to było, niesamowite.

Dział: Książki
niedziela, 28 październik 2018 07:00

Byle do przodu

„Rzecz cała w wielkim skrócie: zabili go i uciekł / Więc kiwa palcem w bucie w tył i w bok i w przód” – śpiewał Piotr Machalica, w piosence do genialnego, polskiego serialu kryminalnego z 1986 roku, pt. „Na kłopoty .. Bednarski”. Głównym bohaterem serialu był prywatny detektyw Bednarski, uważany za najlepszego w branży i praktycznie niezniszczalnego. Niestety, takie rzeczy możliwe są wyłącznie na szklanym ekranie, zaś w realnym świecie, trup pozostaje trupem. Chyba że ... oddamy go w ręce Olgi Rudnickiej, która z każdego trupa potrafi wykrzesać nie tylko życie, ale i materiał na komediowo-kryminalną opowieść.

Zapewne każdy z nas spotkał się kiedyś z osobami, które nigdy nic nie zrobiły bezinteresownie, a każda aktywność była podyktowana chęcią zysku lub też próbą ukrycia czegoś bądź zrekompensowania krzywdy, przy świadomości rychłego jej zrobienia komuś. Kontaktom z taką osobą towarzyszy nieustany strach przed jej dobrymi uczynkami, które niezmiennie zwiastują kłopoty. Nic zatem dziwnego, że prezent, który otrzymało od ojca rodzeństwo: Maria i Paweł Kopiccy, napawa ich niepokojem. Niespodzianka kojarzy im się między innymi z przeprowadzonym kilkanaście lat temu rozwodem rodziców, bowiem prezentami Stanisław Kopicki chciał osłodzić rodzinie wiadomość, a każdy kolejny jego podarunek wymagał spełnienia dodatkowych warunków. Teraz, kiedy ojciec – znany biznesmen – wystąpił z ofertą hojnej pożyczki na otwarcie własnych biznesów oraz udostępnił zwolnione przez rok z czynszu lokale, sprawa robi się podejrzana. Szczególnie, że w rozmowie z byłą żoną, Stanisław sam przyznał, że kierują nim określone pobudki. Na co zatem mogą liczyć jego dzieci? Jaką wiadomość otrzymają i jaki interes ma ojciec oferując im pomoc?

Maria i Piotr mogliby siedzieć bezczynie, czekając na rozwój wypadków, ale wolą się zabezpieczyć odkrywając, co stoi za ojcowską ofertą. Jest to również istotne dla ich interesów, boją się bowiem, że Stanisław może ingerować w działanie firm. Tymczasem są one spełnieniem marzeń rodzeństwa. Maria, kończąc ekonomię, marzyła tak naprawdę o własnej restauracji, zaś Piotr, marzący wyłącznie o kobietach i szybkim podrywie, chcąc zapewnić sobie stały dostęp do odpowiedniego „towaru”, założył salon fryzjerski połączony ze Spa. Tyle tylko, że Kopicy zamiast cieszyć się własną działalnością, kombinują, w jaki sposób odkryć tajemnicę ojca. Posuwają się w swoich działaniach do dość prostych sztuczek, które niestety wychodzą na jaw, a o ile Maria spisać musi na straty tylko pończochy i własną godność, to dla Piotra próby przekupienia jednego z pracowników ojca, kończą się dodatkowo utratą wizerunku macho. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak tylko sięgnąć po radykalne środki i ... wynająć detektywa.

Rodzeństwo decyduje się na powierzenie sprawy Matyldzie Dominiczak, która od razu zabiera się do pracy. To znaczy zabrałaby się od razu do pracy, gdyby nie jej zwariowana córka i szatański projekt badający ludzkie reakcje. W rezultacie Maria jest przekonana, że widzi trupa zamordowanego przez zielonowłosą dziewczynę. Kiedy kilka dni później kolejnego trupa zauważa w spiżarni swojej restauracji, już się właściwie nie dziwi niczemu. Problem w tym, że po zawiadomieniu policji, ów trup ... znika. Zatem czy ciało martwej kobiety w restauracji Beatrice, było wyłącznie halucynacją? A jeśli nie, co stało się z ciałem? Czy Marii coś grozi i czy to możliwe, żeby miał z tym coś wspólnego jej chłopak, Daniel?

To tylko kilka z wielu pytań, na które odpowiedzi szukać będziemy z pełnej humoru, ale też portretów życia codziennego książce pt. „Byle do przodu”. Zabawna w swojej wymowie powieść Olgi Rudnickiej, opublikowana nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka pokazuje schematy ludzkich działań, porusza również szereg problemów związanych z relacjami międzyludzkimi. To doskonała książka nie tylko dla miłośników pisarstwa Rudnickiej, ale dla wszystkich, którzy chcą w relaksujący sposób spędzić kilka godzin z książką.

Autorka stworzyła nie tylko wciągającą fabułę, ale w mistrzowski sposób wykreowała bohaterów, prezentujących różne typy osobowości, różne temperamenty. Hannę Kopicką kochamy od razu (przypuszczalnie za to, co stało się przyczyna jej rozwodu ze Stanisławem), a jej nieustępliwość, charyzma i ... zdolność ustawienia się w życiu, są godne podziwu. Uwagę zwraca również Piotr, bawidamek, który tak czarująco uwodzi, że sami dajemy się wplątać w jego sidła. Szczególnie, że odkąd wiemy coś, czego nie wiedzą inne kobiety w jego otoczeniu, zyskujemy nad nimi przewagę. Dynamiczna akcja i zabawne dialogi tylko dodają książce wigoru, pozytywnej energii, której nie jest w stanie odebrać nawet ów trup, który w zagadkowy sposób znika...

 

Dział: Książki