Rezultaty wyszukiwania dla: Ron Lim
Przedsprzedaż: Heroes of Normandie
Na skraju nocy
Jak wiele z nas zmaga się z tzw. „demonami przeszłości"? Skrzętnie ukrywa sekrety, które niszczą od środka, a jednocześnie wyjawienie je komuś budzi w nas wręcz paraliżujący strach? Tajemnice, które gdyby wyszły na światło dzienne, całkowicie zmieniłyby naszą rzeczywistość? Pewnie dziewięć na dziesięć osób zmaga się podobnymi chochlikami czy popełnionymi niegdyś błędami. Być może nie są one tak mroczne, jak te, z którymi zmagają się bohaterowie powieści Pawła Jaszczuka, lecz psychicznie potrafią wykańczać nas w ten sam sposób. Co więc skrywa przeszłość mieszkańców kamienicy z „Na skraju nocy"? Czy uda im się zmierzyć z wydarzeniami, które miały miejsce wiele lat temu?
Okładka powieści przywodzi mi na myśl... „Teksańską masakrę piłą mechaniczną". Obraz domu stojącego samotnie wśród uschniętych traw – zapuszczony, stary, zaniedbany. Nad nim kłębią się czarne chmury i latające klucze ptaków. Taki projekt ewidentnie budzi niepokój, jednak nie ma dla mnie zbyt wiele wspólnego z wyobrażeniem domu, który opisany został w powieści.
Joanna, młoda dziewczyna po dramatycznych przejściach, trafia do starego domu na peryferiach miasta. Wynajmuje tam pokój, aby uciec od własnej przeszłości. Szybko także znajduje w nim pracę - właścicielka mieszkania wymaga specjalistycznej opieki, więc decyduje się nią zająć. Po jakimś czasie odkrywa, że lokatorzy domu skrywają jeszcze gorsze sekrety niż ona sama. Co stało się przed laty z pewną dziewczyną? Czy została porwana, uprowadzona czy zamordowana? Czy Joanna odkryje ich tajemnicę?
Najnowsza powieść Pawła Jaszczuka to psychologiczny thriller, który charakteryzuje wręcz klaustrofobiczna atmosfera zamknięcia. Akcja powieści dzieje się właściwie w jednym budynku, z określoną liczbą bohaterów, czyli jego mieszkańców. Jeśli chodzi o sprawę gatunku to najważniejsze nie są tutaj wydarzenia (jak to zwykle w thrillerze bywa), które rozgrywają się pomiędzy bohaterami, lecz to co dzieje się w dialogach oraz w ich własnych głowach. Jednak pomimo, że od początku autor stara się budować napięcie, niestety, nie udaje się go utrzymać aż do ostatnich stron powieści.
Ze stron „Na skraju nocy" wybija się atmosfera dziwaczności. Cały klimat został zbudowany na zasadzie osobliwości – osobliwi są bohaterowie, osobliwe miejsce, osobliwe sekrety, osobliwy sposób opowiadania historii. Jednak w tej otoczce pewnego ekscentryzmu znajduje się coś niezwykle demonicznego, mrocznego, co wydaje mi się największym atutem powieści Jaszczuka. Ten stary dom wydaje się, jakby istniał nigdzie, a nie gdzieś, jak głosi hasło w opisie – „na peryferiach miasta". Można odnieść wrażenie, że miasto nie istnieje, inna rzeczywistość nie istnieje, istnieje tylko i wyłącznie budynek i jego mieszkańcy.
Bohaterowie zdecydowanie nie należą do tych z gatunku „sympatycznych" czy „lubię ich od pierwszego spotkania". Wręcz przeciwnie – zniechęcają do siebie na każdym kroku, nawet, gdy wiemy, że nie mają za sobą dobrych wspomnień, że byli krzywdzeni przez innych, że los nie potraktował ich łaskawie. Nawet Joanna czy pani Blanka sprawiają wrażenie, jakby okłamywały wszystkich wokół – w tym same siebie. Każdy tutaj zmaga się z własnymi problemami i z własną częścią tajemnicy, którą pielęgnuje w sobie od lat.
Polski pisarz tworzy sporo sugestywnych opisów wnętrz oraz stanów emocjonalnych bohaterów. Wychodzi mu to niezwykle realistycznie i plastycznie, tym bardziej, że zdecydował się na umieszczenie również monologów Pani Ptasznik – które oscylują wokół wspomnień oraz jej bieżących problemów. Język powieści ani nie zaskakuje, ani nie rozczarowuje – nie odnalazłam błędów językowych, a używanie niekiedy bardzo krótkich zdań lub ich równoważników powodowało, że bardzo łatwo się tę historię przyswajało.
Pomimo, że jako thriller „Na skraju nocy" nie sprawdza się zbyt dobrze i nie zaskakuje napięciem czy rodzajem opisanych wydarzeń, nadrabia przede wszystkim niebanalną atmosferą. Zabrakło mi szerszego wyjaśnienia niektórych ze spraw, wątków, a samo zakończenie nieco mnie rozczarowało. Jednak muszę oddać Pawłowi Jaszczukowi, że wniknięcie w umysły stworzonych przez niego bohaterów naprawdę mu się udało. Polecam więc jego najnowszą powieść nie tyle fanom thrillerów, co fanom psychologii, którzy są gotowi zaakceptować fakt, że nie prawdopodobnie nie polubią żadnej z postaci powieści.
Rick Riordan "Berło Serapisa i inne opowiadania"
2 marca w księgarniach zedebiutowała kolejna odsłona serii "Percy Jackson i bogowie olimpijscy" autorstwa Ricka Riordana, tym razem jest to zbiór opowiadań "Berło Serapisa i inne opowiadania".
"Dying Light: The Following" - jeszcze więcej map społeczności dostępnych na konsolach
Dying Light: The Following - Enhanced Edition rozrosło się jeszcze bardziej. Najnowsza aktualizacja została udostępniona dzisiaj, znajdują się w niej cztery mapy społeczności Dying Light, które są udostępnione całkowicie za darmo.
Córka Węża Midgardu
"Thor", pierwsza część "Sagi Asgard" Wolfganga Hohlbeina, nie był czymś rewelacyjnym w moich oczach. Patrząc na opinie innych jego czytelników, również można zauważyć, że większość z nich była bardziej zawiedziona niż zachwycona lekturą. I co w tym dziwnego? Główny bohater, mający problemy ze swoją tożsamością, bóg zesłany na ziemię, był głównie pionkiem w grze swojej kochanki. Jakby tego było mało, cały czas uciekał, na przemian z kimś walcząc. Patrząc z perspektywy tego, co autor pokazał w pierwszym tomie, drugiemu dawałam małe szanse na sukces.
Katharina całe swoje życie spędziła w jednej wsi, nie wychylając czubka nosa nigdzie indziej. Dziewczynka przechodziła z rąk jednej wiejskiej rodziny do drugiej, gdzie musiała ciężko pracować na swoje utrzymanie. Nic nie wiedząc o swoich krewnych dostawała ciężkie baty, gdy w ogóle śmiała o nich zapytać. Pewien felerny dla mieszkańców zamku Elsbusch i położonej nieopodal wsi napad, który spowodował pożar i śmierć ich wszystkich, stał się szansą na lepsze życie dla niej, jedynej, której udało się przeżyć.
Porwana przez wikingów, którzy sądząc, że jest synem bogatego szlachcica, chcą otrzymać za nią godziwy okup - poznaje zupełnie inną kulturę. W obozie swoich porywaczy Katharina, nieco przewrotnie, po raz pierwszy poznaje, czym jest dobroć, ciepło, pełny brzuch i przyjaźń. Tajemnicze znamię w kształcie węża na jej lewej łopatce, otwiera przed nią jeszcze nowe możliwości. Czy jest możliwe, że jest zaginioną wnuczką jarla wikingów? Jeżeli tak, pierwszy raz w życiu miałaby rodzinę z prawdziwego zdarzania. Oczywiście są ludzie, którzy chcą temu zapobiec i ci, którzy wierzą, że jest przepowiedzianym dzieckiem, osobą, która zapewni ich ludowi lepszy byt.
Po lekturze "Thora" pozostało wiele pytań bez odpowiedzi. Książka urwała się nie wyjaśniając ważnego wątku, a "Córce Węża Midgardu" nie jest dane go kontynuować. Fabuła powieści dotyczy ludzi, którzy pochodzili ze stron, w których miała miejsce akcja pierwszej części. Z powodu zimnego i surowego klimatu swojej ojczyzny, wikingowie przenieśli się w bardziej ustronne miejsce. Ich przeprowadzka miała miejsce dziesięć lat wcześniej, więc wygląda na to, że nie mają oni pojęcia co się dzieje w stronach, z których pochodzą. Taki obrót spraw, powoduje, że osoby, które nie miały styczności z pierwszą częścią mogą spokojnie sięgnąć po tom drugi. Obydwie książki dzielą ze sobą jedynie świat, w którym odbywa się akcja, więc nawet nazywanie tej powieści kontynuacją jest trochę naginaniem rzeczywistości.
"Córka Węża Midgardu" nie jest tylko drugą częścią "Sagi Asgard", która ma mało wspólnego z swoją poprzedniczką. Ta powieść jest również okazją do poznania na nowo twórczości Wolfganga Hohlbeina. Po pierwsze książka nie jest już podzielona na rozdziały. Tym razem jej twórca postanowił pisać ciągiem, a niektóre momenty rozdziela jedynie akapitami. Powierzenie roli głównej bohaterki dwunastoletniej dziewczynce zmieniło również tę powieść na nieco mniej szorstką i krwawą, a bardziej na ciepłą i wzruszającą, przyjaźniejszą czytelnikowi.
Zarówno styl autora, jak i pomysł na kontynuację "Thora", też uszły zmianie. Nie można już zarzucić Hohlbeinowi, że stworzone przez niego postaci tylko uciekają. "Córka Węża Midgardu" jest pełna przeróżnej akcji, ale przede wszystkim opiera się na przyjaźni i rodzinnych więziach. Słownictwo, którym posługuje się pisarz, również wydało mi się jeszcze bogatsze. Podczas gdy w "Thorze" praktycznie nic mnie nie ruszało, tutaj każda scena, nawet głupie rozstanie, kręciło mi w oku łezkę żalu nad główną bohaterką. Autor nie wyzbył się jednak ironicznych zakończeń dla każdego fragmentu i założenia, że jeżeli jest źle, to los musi jeszcze bardziej namieszać i dołożyć. Do tego brakło typowych fantastycznych momentów, które dla tego gatunku powinny być kluczowe.
Postać dwunastoletniej Kathariny, dziewczynki, w której życiu nie było zbyt wiele szczęścia, może troszkę zawężać krąg osób, które sięgną po tę pozycję, gdyż ta część obniża wiek potencjalnego czytelnika sięgającego po "Thora". Warto jednak przeczytać "Córkę Węża Midgardu" i to o wiele bardziej, niż jej poprzednika. Choć trudno jest mi przewidzieć, jaka będzie przyszłość tych książek, szczerze polecam ten tom, szczególnie jeżeli byliście zniesmaczeni poprzednim.
Zagadka Diamentowej Doliny
Pół godziny później, pierwsze delikatne krople deszczu zaszemrały na liściach, a na moczarach, nad którymi unosiła się błękitnawa mgła, rozległa się dziwna, niepokojąca pieśń..."*
Rozpocząłeś przygodę w miejscu, w którym obok siebie występuje dzika dżungla i mordercze pustkowia, a powietrze jest gorące. Czeka cię wiele niebezpieczeństw, zagadek, pościgów oraz walki z czasem. Jest też bardzo prawdopodobne, że to, czego szukasz tak naprawdę nie istnieje. Jesteś pewny, że wszystko co cię czeka, jest warte tego, co możesz zastać na końcu drogi?
Rodzina Ostrowskich wraz z panną Ofelią udaje się na zimowe ferie na Tasmanię dzięki zaproszeniu od ciotki Barbary. Kobieta jest dziennikarką i pewnego razu w małej wiosce odkryła mapę z XIX wieku. Według legendy należała ona do człowieka zwanego Szalonym Lordem i podobno prowadziła do Diamentowej Doliny. Wraz z gośćmi Barbara postanawia zabawić się w poszukiwanie owej doliny. Nie podejrzewa jednak, na jakie niebezpieczeństwo naraża siebie i swoją rodzinę. Gdy to do niej dociera, jest już za późno, a konsekwencje działań grupy poszukiwaczy mogą okazać się straszne.
To już piąta część Kronik Archeo, które wciągnęły mnie od pierwszego tomu, a każdy kolejny sprawiał, że coraz bardziej zżywałam się z bohaterami. Wraz z Anią, Bartkiem, a także ich przyjaciółmi odkrywałam tajemnice, przeżywałam przygody, poznawałam nowe miejsca i rzeczy. Gdy sięgałam po najnowszy tom, wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ponieważ w książki Agnieszki Stelmaszyk wkrada się mała rutyna, która - muszę zaznaczyć - zupełnie mi nie przeszkadza. Tylko, że tym razem pisarka mnie zaskoczyła i to bardzo pozytywnie. Nie zabrakło tutaj wspominanej schematyczności, ale autorka postawiła w tej książce na budowanie większego napięcia niż dotychczas.
Cała seria jest napisana ciekawie i z pomysłem. Za każdym razem historie były pełne akcji, zagadek do rozwiązania i niesamowitych wrażeń. Jednak to, co do tej pory czytałam, było namiastką tego, co pisarka zaserwowała w „Zagadce Diamentowej Doliny". Za każdym razem młodzi bohaterowie w czasie trwania przygód przeżywali niebezpieczne chwile, ale tym razem naprawdę było bardzo, bardzo groźnie. Jak nigdy dotychczas. W tej części komuś naprawdę zależało, by prawda nie została odkryta. Przeciwnicy nie przebierali w środkach, a bohaterom groziło prawdziwe niebezpieczeństwo. Moim zdaniem, jak na powieść dla młodszego czytelnika to bardzo odważne posunięcie, ale trafione.
Autorka zaskakuje i dba o to, by pozostałe elementy historii były warte poświęconego jej czasu. Rzetelne opisy miejsc oraz wydarzeń rozbudzają wyobraźnie i ciekawość. W niesamowity sposób został tu oddany klimat miejsc, w których rzecz się dzieje. Tekst jest wspomagany licznymi ilustracjami, mapkami i dodatkowymi ciekawostkami, które tych bardziej dociekliwych mogą skłonić do poszerzenia zdobytej wiedzy. Intrygująca fabuła, szereg przygód i niepewność tego, co może stać się za chwilę. Bohaterowie nadal pokazują, że nic nie może się przed nimi ukryć, a ich pomysłowość nie zna granic. Mimo młodego wieku wykazują więcej odwagi niż niejeden dorosły. Za każdym też razem zdobywają nowych znajomych i wspomnienia, które będą już z nimi na zawsze.
Wystarczyło mi jedno popołudnie, a nawet trochę mniej, bo tylko kilka godzin, by zapoznać się z opisywaną przeze mnie historią. Wciągnęła mnie ona od pierwszych stron i jak najszybciej chciałam poznać jej zakończenie. Z dziecięcą ciekawością pochłaniałam kolejne strony, zachwycałam się ilustracjami i podczytywałam dodatkowe informacje. Mimo widocznej schematyczności nie odczuwam jej zbytnio. Wszystko inne, co zostało prędzej wymienione, czyli wartka akcja, szczegółowe opisy, towarzyszące czytaniu emocje, sprawiają, że ten mały minus zepchnęłam w cień, jako nie istotny dla mnie. W trakcie czytania towarzyszyło mi mnóstwo emocji, zmieniających się w zależności od wydarzeń czy sytuacji. Jeśli chodzi o wrażenia z najnowszej powieści pani Stelmaszyk, w skrócie mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona i już niecierpliwie wypatruję kolejnych części.
Pozostaje mi tylko polecić „Zagadkę Diamentowej Doliny" wszystkim tym, którzy lubią czasem przeczytać coś skierowanego do młodszego czytelnika. Miłośnikom przygód, niebezpieczeństw oraz niespodziewanych zwrotów akcji również mogę ją polecić. Zarówno dziecko, nastolatek jak i dorosły znajdzie tu coś dla siebie. Agnieszka Stelmaszyk pisze ciekawie i z pomysłem, a do tego w sposób lekki i przyjemny. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko zapaść się w fotelu i czytać. Życzę miłej lektury!
*str. 229
Zagłuszyć krzyk
Moja niezdrowa fascynacja różnymi przejawami psycho- i socjopatii często znajduje ujście w lekturze thrillerów psychologicznych, których fabuła koncentruje się wokół zbrodni popełnianych przez seryjnych morderców. Tym razem do sięgnięcia po książkę Neila White'a zachęcił mnie nie tyle zarys fabuły od wydawcy, ile informacja, że wydarzenia opisane w powieści zostały oparte na faktach. Autora zainspirowały zbrodnie słynnego amerykańskiego psychopaty Denisa Radera, który swoje ofiary najpierw wiązał, torturował, na końcu zabijał, a o swoich wyczynach informował policję i prasę. Do swoich listów zwykł dołączać wiersze zapowiadające kolejne morderstwa, co zresztą doprowadziło do jego aresztowania w 2005 roku.
W prowincjonalnym miasteczku Blackley w Lancashire zostają znalezione zwłoki bestialsko zamordowanej młodej kobiety - córki miejscowego gangstera. Dziewczyna została uduszona, a jej ciało sprofanowane w sposób, który pozwala policji powiązać tę zbrodnię z wcześniejszym zabójstwem innej młodej kobiety, córki lokalnego policjanta. Śledztwo prowadzi detektyw Laura McGanity, świeżo upieczona sierżant z wydziału zabójstw, a prywatnie narzeczona Jacka Garretta, reportera sądowego. Także on prowadzi dziennikarskie dochodzenie, a wkrótce kontaktuje się z nim żądny rozgłosu morderca, który wodzi policję za nos i próbuje - co dziwne - nakierować Jacka na właściwy trop. Kiedy dziennikarz zaczyna współpracować z policją, psychopata postanawia go ukarać...
W sprawę miesza się ponadto lokalny gangster, który stracił córkę - chce sam wymierzyć mordercy sprawiedliwość i zmusić Jacka do współpracy. Policja rozpoczyna wyścig z czasem - sprawca z pewnością nie poprzestanie na dwóch ofiarach, a jest wyjątkowo czujny, inteligentny i bardzo dobrze się kamufluje. Poza tym obserwuje każdy ruch Jacka i jego narzeczonej...
Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam ten klimat małych, angielskich miasteczek, jakby stworzonych po to, by stać się sceną zbrodni. Żadne inne tak nie działają na moją wyobraźnię - ani amerykańskie, ani nawet skandynawskie, choć z pewnością jest to bardzo krzywdzące przekonanie, wyrosłe na bazie przygód Sherlocka Holmesa i Davida Huntera. W każdym razie już sam fakt, że akcja powieści toczy się na angielskiej prowincji, działa na mnie elektryzująco, a to z kolei pomogło mi już od pierwszych stron wtopić się w treść fabuły. Bo też i samo miasteczko skrywa mroczne tajemnice, które w toku śledztwa wypełzają z mrocznych zakamarków przeszłości, i co gorsza - mają z nim bezpośredni związek. Wraz z rozwojem fabuły uświadamiamy sobie, że lokalnego mafiosa, miejscowego policjanta i pewną starą alkoholiczkę łączy coś, co stanowi klucz do rozwiązania zagadki brutalnych morderstw.
Neil White prowadzi fabułę dwutorowo, w dość klarowny, może nawet zbyt poukładany sposób. Śledztwo policyjne Laury i dziennikarskie Jacka niejednokrotnie się zazębiają i uzupełniają, zaś zdobyte z różnych źródeł i różnymi sposobami informacje prowadzą do rozwikłania zagadki z nieubłaganą logiką, choć nie brak tu błądzenia po omacku, fałszywych tropów czy nagłych zwrotów akcji. Zdaję sobie sprawę, że autor dokonał tu pewnego fabularnego uproszczenia, ale książka - przede wszystkim tempo akcji - tylko na tym zyskało. Czy powieść jest przewidywalna? Każdy, kto choć trochę czytał o seryjnych mordercach, wie mniej więcej, czego może się spodziewać. Psychopaci zwykle działają według znanego schematu: okrucieństwo wobec zwierząt w dzieciństwie i inne sygnały świadczące o zaniku uczuć wyższych, pierwsze próby zrekompensowania sobie marnego życia, przeniesienie destrukcyjnych uczuć na obiekt zastępczy, eskalacja przemocy, spełnienie w akcie morderstwa i obsesyjna chęć powtórzenia doznań. W tym przypadku dochodzi jeszcze chęć zdobycia rozgłosu, kontrolowania sytuacji, wzmagające uczucie spełnienia. Tak więc schemat i motywy są znane, zmieniają się tylko okoliczności i przebieg sprawy. Nawet działania policji do pewnego momentu siłą rzeczy muszą być rutynowe, co przecież nie oznacza, że fabuła jest nudna - wręcz przeciwnie. Najbardziej fascynujące jest to, jak detektywi dowiadują się kluczowych rzeczy o sprawcy, stanie jego umysłu: po sposobie okaleczenia ciała i zadania śmierci, typie ofiary, wyborze miejsca zbrodni - nawet brak mikrośladów nie czyni policję bezsilną, a mordercę bezkarnym.
Neil White udowadnia, że zawiłości pokręconego umysłu psychopaty wtopionego w lokalną społeczność oraz sekrety mieszkańców małego miasteczka, plus osobiste perypetie pary głównych bohaterów (którzy nota bebe pojawiają się w innych książkach autora) to doskonałe połączenie, gwarantujące naprawdę wyjątkowe doznania. Intryga kryminalna z pasjonującą zagadką i wiarygodnymi psychologicznie portretami bohaterów na tle społeczno-obyczajowej panoramy małego miasteczka, w dodatku świadomość, że fabuła osnuta jest wokół rzeczywistych zbrodni, co przydaje powieści mrocznej atmosfery, sprawia, że lekturę czyta się z wypiekami na twarzy i nie sposób się od niej oderwać do samego końca. Serdecznie polecam każdemu miłośnikowi podobnych klimatów, jestem pewna, że nie będzie rozczarowany.
Wywiad z J. Grzędowiczem i M.L. Kossakowską cz.2
Karolina Nykiel: Jak zaczęła się Pani przygoda z fantastyką?
Maja Lidia Kossakowska: To zależy, co przez to rozumiemy...
K.N.: Pierwsza przeczytana książka, na przykład?
M.L.K.: Moja przygoda zaczęła się dość banalnie, bez żadnych specjalnych, cudownych odkryć. Po prostu, w domu. Moi rodzice byli wielbicielami literatury, także fantastyki. Zawsze mieliśmy mnóstwo różnych książek. Oni podsuwali mi do czytania pozycje z bardzo różnych dziedzin, w tym także z fantastyki.
Wywiad z Darkaraghelem
Witam, może na początku przedstawię naszego gościa – przed państwem Darkaraghel, autor dwóch książek Oko węża i Gniew Meleghorna. Osobiście miałem przyjemność przeczytać obie, powiedz , proszę, bo jako autor zrobisz to najlepiej, o czym opowiadają twoje książki, w jaki sposób mógł byś je przybliżyć i zachęcić potencjalnych czytelników.
Witam Cię i wszystkich fanów Secretum. Moje obie dotychczasowe publikacje to zbiór opowiadań, połączonych ze sobą realiami i miejscem akcji czyli fantastycznym światem Borgaanu. Starałem się stworzyć wielu nie szablonowych bohaterów, z których żaden nie wysforowuje się na pierwszą pozycję ponad innymi. Są oczywiście postaci tak drugo jak i trzecioplanowe jednak w moich opowiadaniach nie ma typowego herosa wokół, którego budowana jest zwykle fabuła jak na przykład u Wagnera czy Howarda.
Wiedźmin. Dom ze szkła
„Wiedźmin" to fikcyjna postać stworzona przez polskiego pisarza fantasy Andrzeja Sapkowskiego. Wiedźmini zrzeszeni są w bractwie i zajmują się odpłatnym zabijaniem potworów zagrażających bezpieczeństwu ludzi. Na podstawie książek, których głównym bohaterem jest wiedźmin Geralt z Rivii powstał film, gry komputerowe oraz komiksy. Między innymi właśnie wydany przez Egmont „Dom ze szkła", który przedstawia świetnie nam znaną postać w amerykańskiej interpretacji.
Fabuła komiksu powraca do słynnego bohatera - Geralta z Rivii. Podczas jednej ze swoich wypraw, na skraju Czarnego Lasu, łowca potworów spotyka owdowiałego rybaka. Żona mężczyzny, uznana za martwą, stała się żądnym krwi monstrum i gnieździ się w posiadłości zwanej Domem ze Szkła. Po raz kolejny wiedźmin będzie musiał zmierzyć się z groźnymi przeciwnikami i rozwiązać zagadkę Marty i Jakuba. Czy i tym razem uda mu się przeżyć?
Komiks o Wiedźminie niewiele wspólnego ma z oryginalną historią spod pióra Andrzeja Sapkowskiego. Scenariusz napisał zdobywca Nagrody Eisnera - Paul Tobin, a rysunki wykonał Joe Querio. Grafika klimatem pasuje idealnie, ale sama przedstawiona w komiksie historia kończy się zanim jeszcze zdążyła się na dobre rozwinąć. Komiks za zadanie miał rozszerzyć znane z książek i gier uniwersum o kolejną, emocjonującą opowieść. Owszem, wykonał swoje zadanie, ale niekoniecznie na odpowiednio wysokim poziomie. Rysunki są dobre, ale nie aż tak, żeby miały być zachwycające. Na ich korzyść przemawia to, że są mroczne, zdecydowanym minusem natomiast jest brak szczegółów. Scenariusz wypadł jeszcze gorzej. Chyba Autor zapomniał, że „Wiedźmin" to nie tylko powieść grozy, a przepełniona czarnym humorem, wielowątkowa historia z pogranicza różnych gatunków fantastyki. Wydaje mi się, że panowie Paul Tobin i Joe Querio stworzyli po prostu typowe fanfiction.
Podsumowując - myślę, że gdyby komiks nie miał tytułu „Wiedźmin" to mało kto by się nim zainteresował. Jego fabuła nie jest specjalnie rozbudowana, za to jest dość przewidywalna. Niedopracowane zostały również dialogi. Całość ratuje mroczny klimat, dobre wydanie i słuchowisko radiowe, które opowiada tą samą historię jednak w znacznie lepszy sposób. Zagorzali fani wiedźmina z pewnością chętnie do komiksu zajrzą i może nawet nie będą zbyt mocno rozczarowani, jednak osoby, które po prostu lubią czytać sagę lub grać w gry o wiedźminie mogą się nieco zawieść.